- W empik go
O poemacie filozoficznym Lukrecyusza "De natura rerum", uważanym ze strony estetycznej - ebook
O poemacie filozoficznym Lukrecyusza "De natura rerum", uważanym ze strony estetycznej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 202 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ze wszystkich poetów rzymskich złotego wieku literatury najmniej bez wątpienia znany jest u nas Lukrecyjusz. Od czasu odrodzenia się nauk pod wpływem wzorów starożytnych, w całej tak długiej epoce panowania szkoły klasycznej, filologowie nasi nie zajmowali się nim wcale. A kiedy innych klasyków dzieła po kilka i kilkanaście razy powtarzano u nas w druku. Lukrecyjusz nie miał ani jednego krajowego wydania. W pismach uczonych i historyi literatury głuche o nim milczenie. Nie było to skutkiem obojętności albo prostego zaniedbania; przyczyna tkwi w samem dziele autora. Ciążący na nim zarzut materyalizmu, głoszonego jawnie i bezwzględnie w poemacie filozoficznym de Natura rerum, już u starożytnych obudzał ku niemu wstręt i odrazę. Jakkolwiek epikureizm za czasów Lukrecyjusza znajdował wielu zwolenników, zwłaszcza w wyższych warstwach społeczeństwa, gdzie rażące bezkarnością zbytki i wolność obyczajów usiłowano osłaniać tą nader wygodną filozofiją; większość wszelako gorszyła się śmiałem bezwiercy targnieniem się na panujące mniemania religijne i praktyki. Tem bardziej po rozkrzewieniu się chrześcijaństwa, gdy filozofija epikurejska, wręcz przeciwna jego zasadom, poszła w pogardę, potępiono dzieło Lukrecyjcjsza, jako podkopujące wiarę, Opatrzność, nieśmiertelność duszy i przyszłe życie. Nadaremnie podejmowali jego obronę niekiedy dość poważni pisarze, począwszy od Arnobijusa (tak gorliwego wiary chrześcijańskiej obrońcy), aż do Gassendego; z których jedni usiłowali odróżnić w nim poetę od filozofa, inni żywot jego spokojny i umiarkowany stawiali naprzeciw gorszącym teoryjom jego nauki. Było Anti-Lukrecyjuszów wielu, A kiedy po upowszechnieniu druku w Europie wzięto się z zapałem do wydawania dzieł klasycznych i przyszła kolej na Lukrecyjusza, uczeni obcy wyjątkowo tylko i za upoważnieniem władz duchownych z wielkiemi nadto zastrzeżeniami, odważali się na publikacyję jego dzieła. W wieku Woltera i encyklopedystów francuzkich ostygła nieco ta surowość, a raczej zobojętniała w obec szkodliwszej nierównie propagandy nowych skeptyków i materyjalistów. Dziś każdy zapewnie przyzna, że Lukrecyjusza bezpiecznie ci czytać mogą, którzy przy stałych przekonaniach nie tylko z filozofiją epikurejską, ale i z dowodami zbijającemi jej błędy należycie są obeznani. Cóż nas obchodzi bezbożność poganina? Ma on między innymi klasykami z wielu miar zasłużone miejsce, utrzymała się zwłaszcza jego wartość pod jednym ważnym względem, wartość niezaprzeczona Lukrecyjusza jako poety, którego genijusz góruje nad błędnemi marzeniami filozofa. Już starożytni pisarze, spółcześni i bliżsi urn wiekiem, oceniali wysoko jego poetyckie zdolności. Cycero wielbi w nim niepospolite lumina ingenii, Statius wzniosłe natchnienie, Owidiuszowie go boskim poetą. Niektórzy mienili go nawet największym z poetów rzymskich. Dosyć wreszcie przytoczyć, że tacy pisarze jak Wirgili, Owidy, Horacy, byli poniekąd jego naśladowcami, i nie tylko przejmowali z niego wiele obrazów i pomysłów, ale całkowite nawet wiersze do swych utworów przenosili.
Nam nie wystarcza dziś ta miara do jego ocenienia. Zmiana nowoczesna pojęć o poezyi, jej żywiołach, własnościach i celach, ujęła poetom rzymskim wiele powagi i znaczenia. Zaprzeczono im w ogóle oryginalności, czyniąc ich ślepymi naśladowcami Greków, i przyznając im zaledwo cząstkę twórczości w zawodzie dydaktycznym, który zinąd najmniej ma przywileju do prawdziwej poezyi. Jeden z spółczesnych krytyków naszych tak się o nich wyraża: "U starych Rzymian, mianowicie u ich poetów, nie łatwo się spotkać z sentymentem dla natury, chociaż otoczeni byli wspaniałemi jej pięknościami. Mogli je czuć, ale nie umieli ich malować. Pejzaż nie należał do tajemnic ich sztuki. Co innego Grecy: ci mieli w wysokim stopniu poetyczne uczucie, zostają – ce w bezpośrednim związku z otaczającą ich naturą; pod tym względem byli oni romantykami". Jest w tem zdaniu bez wątpienia wiele prawdy; godzi się jednak sąd w tej mierze sprowadzić na właściwe stanowisko poetów rzymskich.
Rzymianie z zasady swojej byli narodem praktycznym, i tym charakterem różnili się wielce od Greków. Natchniony Grek, przy niezwykłej swobodzie wyobraźni, gonił wszędy za twórczością idealną: Rzymianin swą umysłową czynność zwracał jedynie ku bezpośredniemu pożytkowi. Ta różnica charakteru przebijała obustronnie w każdym niemal ducha objawie: i jak Grecy zasłużyli sobie na imię klasycznego narodu w sferze idealnej, tak Rzymianie dosięgli klasycyzmu w zawodzie praktycznym. Dydaktyzm panujący w ich poezyi był koniecznym, wypływem ich charakteru. Jeżeli na tej drodze zdołali znakomite pozyskać zdobycze i o wiele nawet przewyższyć Greków; powodzenie to było prawdziwym tryjumfem genijuszu.
U Greków poezyja była mądrością, a poeci mędrcami: łacińscy poeci sami dają sobie nazwę uczonych (docti), bo w swoim zawodzie nie mogli się obyć bez skarbu wiadomości zebranych przez Greków, i bez usilnego wartowania ich wzorów. Nie można wszelako przeczyć im w ogóle oryginalności. Nie byli oni zimnymi zawsze widzami otaczającej ich natury, – umieli ją owszem z poetycznej strony pojmować, i wlewać w swoje utwory głębsze poczucie jej piękności, a nadto malować świat uczuć wewnętrznych w sposób nieznany prawie Grekom, nazbyt W swojej sztuce zewnętrznym i plastycznym. Wychodziły z pod ich ręki nie tylko kreślone po mistrzowska widoki nieżywotnej natury, ale wierne i trafne malowidła obyczajów i domowego życia, tajemnych wzruszeń serca i wewnętrznej gry namiętności.
Uwagi te stosując do wybrańszej tylko części poetow rzymskich, mam tu szczegółowo na celu Lukrecyjusza, którego poemat filozoficzny de Natura rerum, jeden z najcelniejszych utworów Muzy łacińskiej piśmiennictwu naszemu zupełnie dotąd obcy, przedsiębiorę pod względem estetycznym ruztrząsnąć i ocenić.
* * *
W sześciu księgach swojego dzieła wyłożył poeta całkowitą niemal naukę Epikura odnoszącą się do natury i duszy. Rzecz zwraca dyjalogicznie do obecnego niby Memmiusa, przyjaciela swego, któremu tłumaczy kolejno przedmioty fizyki, psychologii a poniekąd i filozofii moralnej, celem skłonienia go do przyjęcia nauki epikurejskiej szkoły. Opierając się na zasadzie swojego mistrza, że dobra cielesne i spokojność duszy są jedyną podstawą szczęścia ludzkiego, w dążeniu do tej szczęśliwości wskazuje przedewszystkiem naturę za przewodnią. Ponieważ zaś według niego dwie są główne przyczyny mięszające spokojność duszy: bojaźń bogów i obawa kar po śmierci, od tych więc usiłuje uwolnić ludzkość wywodami swojej filozofii, która znosi bezwzględnie wszelkie religije, stawiąc przeciw nim swój system atomistyczny ślepą przypadkowość i materyjalizm duszy.
Taka jest treść dzieła de Natura rerum – przedmiot ściśle umiejętny, suchy i zimny, zgoła najniewdzięczniejszy, jaki mógł kiedy obrać poeta. Jakiej potrzeba było odwagi, jakiego poczucia w sobie siły, aby w dogmatyzm tak odstręczający i wprost negacyjny wlać odpowiedni żywioł poezyi, i wystąpić do walki, nie w obronie jakiej wielkiej idei… w zamiarze podźwignienia albo utwierdzenia budowy moralnej spółeczeństwa, ale przeciwnie, w celu zniesienia prawd, w których ludzkość złożyła swoje najdroższe pociechy i nadzieje! Przedsięwzięcie zaiste nader śmiałe i trudne Co dziwniejsza, że poeta, obierając formę tak z przedmiotem swoim niezgodną, uznał ją owszem za środek dla siebie najwłaściwszy, za najdzielniejszą potęgę do zamierzonej polemiki i wrażenia w umysły swej paradoksalnej nauki. Chociaż Lukrecyjusz chciał być głównie i wszędzie filozofem, nie mógł jednakże potłumić w sobie poetyckiego ducha. Rzecby można, że głównym jego celem była poezyja; a filozofija użyta jedynie za jej tło i wątek. Kiedy zwykle poeci dydaktyczni, dla ożywienia oschłości i urozmaicenia jednostajności swoich prawideł uciekają się do tak zwanych epizodów, ustępów poetycznych, ozdób przymusowych i często niewłaściwie naciąganych, Lukrecyjusz nie ma ich wcale. "Wszystkie jego opisy i obrazy, nawet najpatetyczniejsze, tak są ściśle związane z rzeczą, tak naturalnie i logicznie z niej wypływają, że zdają się wszędy koniecznemi. I w samej rzeczy, są to poetyczne kształty pomysłów i towarzyszących im uczuć, przykłady użyte do objaśnienienia teoryi, lub wreszcie malowidła wziętych pod uwagę miejsc i zjawisk przyrody. We wszystkich Lukrecyjusz jest nieporównany; gdzie ich niema, nie jego to wina ale przedmiotu. Tęskni nieraz wśród zimnych dowodzeń i rozumowań do wyzwolenia się z swoich więzów, które każą mu na chwilę zapominać, że jest poetą: lecz znowu niespodzianie, kiedy się tego najmniej oczekuje, budzi go Muza poetycka swym tyrsem. Widać wtedy, z jakim zapałem chwyta na nowo swój pędzel i maluje, obleka w szaty poetyczne swoje myśli, które wysnuwa prawie do ostatniego włókna, jakby nagrodzić chciał poprzednią oschłość i jałowość. Któżby go nie podziwiał w tych miejscach, gdzie swój oporny przedmiot zwycięża, martwość jego ożywia, twardość miękczy i ogładza, a mniej ważne szczegóły zręcznie wymija albo osłania?
Znał to dobrze Lukrecyjusz, jak nauka jego była trudną i nieprzystępną; na wstępie przeto swego dzieła wzywa pomocy Muz i bogini piękności; a pewien siebie, że te trudności pokona, cieszy się już z góry spodziewanym tryjumfem i poi nadzieją przyszłej chwały.
Avia Pieridum peragro loca, nullius ante
Trita solo: juvat integros accedere fonteis, etc.
Na bezdrożne Pieryd wstępuję wyżyny,
Gdzie żadna jeszcze ludzka nie postała stopa;
Pragnę dotrzeć odważnie do najczystszych źródeł,
Sam z nich czerpać, i świeże własną ręką kwiaty
Uszczknąć na nieśmiertelną skroni mych ozdobę,
Jaką żaden wieszcz dotąd nie uwieńczył czoła.
Opiewam rzeczy wielkie – przesądnej ślepoty
Uciskające duszę chcę potargać więzy,
I świętej prawdy ludziom ukazać oblicze.
Ku temu słodkich pieni pożyczę jej czaru.
I nie dziw. Bo jak lekarz, choremu dziecieciu
Gorycz zbawienną w przykrym podając napoju,
Brzegi kubka miodową namaszcza łakocią,
I przez złudzone wargi wlewa mu przezornie
Nowe siły i zdrowie: tak i ja, mój Memmi,
Gdy wysokie mądrości prawdy opowiadam,
Mniej pojętnym umysłom z pozoru tak wstrętne,
Rad słodzę ich surowość słów powabnych miodem.
Tuszę, że i twój umysł zniewolę, gdy poznasz