O rzeczach ważnych - ebook
O rzeczach ważnych - ebook
Czy Kościół w Polsce utracił swoją wiarygodność?
Co robić wobec rosnącej agresji w życiu publicznym?
Jak zachować wiarę w czasach zgorszenia?
Czy miłość jest możliwa, czy jest tylko pięknym marzeniem?
Odpowiedzi abpa Rysia wymykają się schematom. Tym, co je łączy, jest zachęta, aby wracać do rzeczy pozornie prostych. Osobiste spotkanie z kimś „z drugiej strony barykady”, wypowiedzenie słowa „przepraszam”, zainteresowanie się, kto w twoim bloku spędza święta samotnie, w każdej sytuacji sięgnięcie do słowa Bożego – może skutecznie zmienić twoje życie.
Teksty zebrane w książce stanowią wybór nauczania metropolity łódzkiego z lat 2017–2019.
Bóg dzisiaj do nas mówi: wierzę w was. Wierzę w przyszłość świata, którą wy tworzycie. Nie aniołom Bóg powierzył przyszły świat, ale wam (…). Macie w sobie taką wiarę, jaką Bóg ma co do was? Wygląda na to, że dzisiaj w Polsce nikt tej wiary nie ma! Słucham odpowiedzi na pytanie: czy coś się w Polsce zmieni? Odpowiedzi padają dwie: nic się nie zmieni, albo zmieni się na trzy dni! Słuchamy Jezusa, otwieramy się na Jego słowa i jednocześnie uważamy, że nic nie ma prawa się zmienić?
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-5999-7 |
Rozmiar pliku: | 743 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na otwarcie
GRUNT POD NOGAMI
Homilia podczas mszy świętej na święto łódzkiej Caritas, Łódź, 1 grudnia 2017 roku (w wigilię liturgicznego wspomnienia błogosławionego Rafała Chylińskiego)
Czytania liturgiczne: Dn 7, 2–14; Łk 21, 29–33
Zbliża się Adwent. Czytamy przez cały tydzień mowę o rzeczach ostatecznych, którą Pan Jezus wypowiedział na chwilę przed swoją śmiercią. Słuchaliśmy tej mowy w wersji Łukaszowej; jutro będzie ostatni fragment, ostatnie cztery zdania. Czytamy też Księgę Proroka Daniela ze Starego Testamentu, która opowiada o eschatologii. Ta księga to poszukiwanie nadziei. Czytali ją Żydzi zwłaszcza w drugim wieku, kiedy byli prześladowani przez króla Antiocha IV Epifanesa. Syryjczycy prześladowali Żydów, zabraniali im wierzyć w Boga, gwałcili ich przekonania religijne, zwyczaje. Był to okres wielkiego prześladowania i cierpienia. I wtedy właśnie powstała Księga Daniela, która stała się źródłem nadziei dla ludzi przeżywających na co dzień rzeczy straszne.
Najczęściej ludzie myślą tak: kiedyś było normalnie, dziś jest kompletnie nienormalnie, a przyszłość to już jest fatalna.
Obydwa te teksty, które mówią o spojrzeniu na historię, na upływ czasu, na przemianę świata, mówią w języku ludzi wierzących. To bardzo ważna lekcja. Najczęściej ludzie myślą tak: kiedyś było normalnie, dziś jest kompletnie nienormalnie, a przyszłość to już jest fatalna. To dość powszechny pogląd. Czesław Miłosz powiedział, że teraźniejszość była nienormalna zawsze, a normalniała tylko we wspomnieniach. Kiedy człowiek po latach przegląda stare zdjęcia, to mówi: jejku, jak kiedyś było pięknie! Zobaczcie, jak ludzie mówią o Polsce. Kiedyś było w niej tak fajnie, fantastycznie! Stan wojenny, więzienia… ale ludzie po latach idealizują przeszłość. A przyszłość? Strach pomyśleć, co będzie pojutrze!
Ewangelia mówi, że przyszłość nie rozwija się ku zagładzie ludzi, tylko ku królestwu Bożemu.
Ewangelia mówi, że przyszłość nie rozwija się ku zagładzie ludzi, tylko ku królestwu Bożemu. Jezus mówi: kiedy widzicie, że wszystko się zmienia, to nabierajcie pewności, że już blisko jest królestwo Boże. Przyszłość należy do Pana Boga, królestwo Boże się wypełnia. Pierwsze czytanie, może mało zrozumiałe, też o tym mówiło. W Księdze Proroka Daniela są dwa teksty, które mówią o przemijających w czasie wielkich formacjach politycznych. To cztery bestie: od Babilonu, wielkiego cesarstwa, przez państwo Persów, które też przeminęło, potem imperium Aleksandra Macedońskiego – który podbił cały świat w wieku dwudziestu siedmiu lat i umarł – i Greków, aż po Rzym. Tyle było legend, że dokąd stoi Koloseum, dotąd istnieje Rzym, a dokąd istnieje Rzym, dotąd istnieje świat… Nie ma Cesarstwa Rzymskiego, poszło! A jest królestwo, które trwa wiecznie, królestwo Syna Człowieczego. To, co jest dokoła nas, zmienia się nieraz w sposób dramatyczny, w bólach. Słuchaliście mowy eschatologicznej Pana Jezusa. Mówił o rzeczach, które się dzieją w świecie, nieraz bardzo bolesnych: trzęsieniach ziemi, wojnach, głodzie. One się przydarzają w każdym pokoleniu. Nie ma pokolenia na ziemi, które nie przeżyło tych znaków: że ludzie się nienawidzą, że się biją, że przychodzą trudne momenty. Pan Jezus mówi: wszystko to, co się zmienia nawet w największym bólu, powinno kierować naszą uwagę na to, co jest niezmienne i trwa. A tym, co trwa, jest królestwo Boga.
Przy całej zmienności świata jest coś, na czym człowiek może się oprzeć, co jest jak mocny grunt pod nogami.
Na czym jest ono oparte? Na słowie. „Niebo i ziemia przeminą, ale słowo moje nie przeminie”. Przy całej zmienności świata jest coś, na czym człowiek może się oprzeć, co jest jak mocny grunt pod nogami. Wszystko może nam spod nóg uciekać, ale słowo Boga jest czymś, na czym mogę stać mocno. Słowo Boga jest niezmienne.
Nikt z nas nie żyje z przypadku, nikt z nas nie wziął się znikąd. Każdy z nas jest chciany przez Boga.
Słowo Boże to nie jest teoria, to jest słowo, które najpierw każdego z nas stwarza. Każdy z nas istnieje dlatego, że Pan Bóg powiedział: „Bądź! Chcę ciebie! Masz istnieć!”. Stworzenie to nie jest tylko niezobowiązujący gest Boga: a, niech sobie będzie taki Andrzej. Słowo Boga brzmi: „Andrzeju, bądź! Teraz!”. Pan Bóg nas stwarza nieustannie. Uczymy się tego na rozmaitych wykładach, ale nie myślimy tymi kategoriami. Jestem teraz na tej Eucharystii, za chwilę będę łamać chleb, a teraz słucham słowa, dlatego że Bóg chce, żebym istniał. Gdyby Bóg powiedział: „Nie mam w tobie żadnego upodobania”, toby mnie nie było. Każdy z nas istnieje, bo Pan Bóg nas podtrzymuje w istnieniu. Jaki ma w tym interes? Chyba żaden. Ja się Mu dość dziwię, kiedy myślę, dlaczego On mnie wciąż chce. Nikt z nas nie żyje z przypadku, nikt z nas nie wziął się znikąd. Każdy z nas jest chciany przez Boga. W każdej sekundzie naszego życia Bóg wypowiada nad nami słowo: „Bądź! Ja ciebie chcę! Masz żyć! Potrzebuję cię! Kocham cię!”. I to nie jest słowo bez pokrycia, bo patrzymy na krzyż i widzimy to pokrycie. Słowo Boga jest wcielone w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Niech się wszystko dokoła zmienia, a to jest niezmienne. To jest słowo, które trwa na wieki. Na niczym innym nie możecie się oprzeć, a na tym jednym – tak. Na doświadczeniu miłości Boga, która jest do nas wypowiedziana.
Niebo, ziemia przeminą. Błogosławiony Rafał Chyliński też żył w czasach, kiedy właściwie wszystko przemijało. Polacy w jego czasach, czasach saskich, mogli mówić: dobrze już było, teraz będzie już tylko fatalnie. Polska była wielka, od morza do morza, a nie zostało z niej nic – wszystko roztrwonione. Ale jest coś, na czym się można oprzeć. To słowo Boga, które jest słowem miłości.
To jest też słowo, które nas zmienia i wzywa do miłości. Kiedy odkrywamy to, jak Bóg nas kocha, jak potwierdza naszą wartość, jak nas szanuje i potrzebuje, jak nas nieustannie stwarza, to doświadczając tej miłości od Boga, sami stajemy się lepsi i rozumiemy, że właśnie dlatego warto w życiu wybrać miłość. Nie dlatego, żebyśmy mieli mieć z tego jakieś profity w zmiennym świecie, ale dlatego, że wtedy człowiek jest w relacji z Bogiem, który jest Miłością.Pokój
WSZYSCY MÓWIĄ: POKÓJ, POKÓJ, A POKOJU NIE MA
Ekumeniczna modlitwa o pokój w kościele Zesłania Ducha Świętego w Łodzi – dawnej świątyni protestanckiej, 7 grudnia 2017 roku
Czytania liturgiczne: Iz 26, 1–6; Mt 7, 21.24–27
Dzisiejsza Ewangelia mówi o tym, że słowo Pana otwiera się przed nami tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy próbujemy je wypełnić. Kto słucha i wypełnia, jest człowiekiem, który buduje na skale. Kto słucha i nie wypełnia, buduje na piasku. Najwyraźniej jest tak, że w rzeczywistość słowa w pełni wchodzi dopiero ten, kto próbuje je wypełniać. Dokąd nie próbujemy go wypełniać, nie rozumiemy słowa, jest ono dla nas jakąś teorią, jakąś ideą, czasami może nawet piękną, ale czasami jest już wyłącznie prawem, wymaganiem ponad siły. Wtedy widać, że już nic nie rozumiemy ze słowa.
„Pokój” – ładne słowo, fajnie by było, gdyby tylko tak się dało… Ktoś jeszcze w to wierzy, że się da?
Takim słowem, które nas zbiera, słowem od Boga, jest „pokój”. Przez ostatnie trzy dni nie miałem czasu na telewizję i nie mam bieżącego oglądu wszelkich niepokojów i wojen, jakie się toczą dokoła, ale może nie wszyscy mieli taki komfort i coś oglądali. W takich chwilach uruchamia się w nas takie przekonanie: „pokój” – ładne słowo, fajnie by było, gdyby tylko tak się dało… Ktoś jeszcze w to wierzy, że się da? W Polsce wszyscy mówią: pokój, pokój, a pokoju nie ma. I tak zacytowaliśmy Lutra z tez, które napisał w 1517 roku: „pokój, pokój, pokój, a pokoju nie ma”. Wszyscy mówią o podziałach, które zaszły bardzo daleko i zachodzą jeszcze dalej, i wszyscy pytają, co by tu zrobić, żeby ich nie było. I coraz częściej wszyscy myślą: marzenie… Można poszerzyć perspektywę, odjechać dalej kamerą i popatrzeć, co się dzieje za jedną granicą, za drugą granicą, trochę dalej, na Bliskim Wschodzie. Wszyscy mówią: pokój, pokój!
Wiecie, co trzeba zrobić, żeby to było możliwe? Trzeba spróbować wprowadzić słowo w czyn! Na przykład w tej chwili pomodlić się za kogoś, z kim nam jest kompletnie nie po drodze. Może trzeba powiedzieć, zamykając oczy: „Przebaczam!”. Albo powiedzieć, zamykając oczy, wyobrażając sobie bardzo konkretną twarz: „Wybacz!”. A może wystarczy tylko tyle, żeby przekazać sobie znak pokoju. Chodzi o to, żeby przestać traktować pokój jako słowo, które jest pięknym marzeniem i teorią, tylko spróbować na moment wprowadzić je w czyn. Choćby w minimalnym zakresie.
Może trzeba powiedzieć, zamykając oczy, wyobrażając sobie konkretną twarz: „Przebaczam!”. Albo: „Wybacz!”.
Co wtedy odkryjemy? Że to słowo nie jest tylko prostym wymaganiem, nie jest tylko prawem, nakazem; nie jest marzeniem, nie jest teorią. Odkryjemy, że to słowo niesie ze sobą łaskę. Wejdziesz w pokój, którego nastania się nigdy nie spodziewałeś, i doświadczysz działania Bożego. Wyciągniesz rękę, a Bóg wprowadzi pokój między ciebie i twojego przeciwnika. Bóg będzie działał i to słowo wypełni się, ale nie naszą mocą, lecz Bożą. Trzeba tylko spróbować! To jest to, co napisał papież Franciszek w swojej pierwszej encyklice: wiara „widzi” w takiej mierze, w jakiej się poruszasz1. Dał przykład Abrahama, do którego Bóg przyszedł, gdy ten miał siedemdziesiąt pięć lat, i powiedział: „Będziesz miał potomstwo liczne jak piasek morski”. Abraham miał siedemdziesiąt pięć lat i żonę, która była niepłodna. I jeszcze Bóg mu powiedział: „Wyjdź stąd, gdzie mieszkasz, a ja poprowadzę cię do ziemi, która jest dla ciebie. Dostaniesz ziemię i na tej ziemi potomstwo liczne jak piasek morski”. Abraham mógłby przez całe życie myśleć, że Bóg jest wierny, że jest wszechmocny, że może robić niesłychane rzeczy, ale gdyby nie ruszył się tego dnia z Ur, nie zaczął robić tego, co Bóg mu polecił, nie rozpoczął tej drogi, która trwała dwadzieścia pięć lat – do momentu kiedy urodził mu się syn – to nigdy nie zobaczyłby, jak to słowo się wypełnia. Mógłby sobie cały czas myśleć: cudnie by było! Ale by było pięknie mieć ziemię! A jeszcze potomstwo na tej ziemi? Jak by było ślicznie!
Abraham mógłby przez całe życie myśleć, że Bóg jest wierny, ale gdyby nie ruszył się tego dnia z Ur, nigdy nie zobaczyłby, jak Jego słowo się wypełnia.
Bóg mówi: „Dam ci!”. „Ale to nierealne, to marzenie!” To weź się rusz, zrób pierwsze dwa kroki, a zobaczysz, że Bóg jest wierny, że Bóg działa. Słowo się wypełni, nie dlatego, że ty jesteś jak skała. Każdy z nas jest jak piasek. Jeśli chcecie budować na sobie, to będziecie budować na piasku. Jeszcze ze studiów pamiętam, jak ojciec Augustyn Jankowski komentował ten moment z szesnastego rozdziału Mateusza, kiedy Jezus mówi do Szymona: „Ty będziesz Piotr, skała”. Powiedz to komuś, kto z natury jest jak piasek! Służąca spytała: „Ty byłeś jednym z Jego uczniów?” – i się posypał. Skała? Zbudujcie coś na tej skale… Nic nie zbudujecie! Kiedy jednak mamy doświadczenie Boga, który zaczyna działać, bo myśmy zrobili pierwszy krok i w ten sposób uruchomiliśmy Jego łaskę, wtedy widzimy, że Jego słowo to nie jest tylko informacja. Słowo oznacza moc Boga, Jego działanie, Jego miłość, Jego wszechmoc. Bóg wszystko stworzył słowem.
Chcesz, żeby stało się to słowo: pokój? To wyciągnij do kogoś rękę. Zrób pierwszy krok.
Chcesz, żeby stało się to słowo, które opisuje rzeczywistość może utęsknioną, ale nierealną, niewyobrażalną: pokój? To wyciągnij do kogoś rękę. Powiedz do kogoś: „przepraszam”, „wybaczam”. Zrób pierwszy krok. To jest moment wyzwalający lawinę, potencjał, który nie jest w nas, ale w Bogu. To jest coś, na czym możesz stanąć. To jest ta skała. Działanie Boga! Tylko że droga do tego, mówi nam Jezus, wiedzie przez słuchanie i wypełnianie. Nie traktuj tego słowa jak marzenie, ale spróbuj zrobić pierwszy krok. Jest taki piękny żydowski midrasz, jak Żydzi stali nad Morzem Czerwonym i wspominali słowo Boga, że przejdą na drugą stronę po suchym dnie, a tymczasem morze się nie rozstępowało. Stali i patrzyli. Co teraz? Jeden z Żydów wystąpił z tłumu, wszedł do morza i szedł. Kiedy miał już wody po szyję, morze się rozstąpiło. Nikt z nas nie rozdzieli morza, ale możesz zrobić dwa kroki, a Bóg je rozdzieli. Kiedy próbujemy wprowadzać słowo w czyn, dopiero wtedy odkrywamy, co ono znaczy, bo zauważamy, że jest ono zbudowane na łasce, na działaniu i mocy Boga, a nie na naszych wysiłkach. Ono nie jest tylko prawem, nie jest tylko obietnicą. Jest działaniem Boga, mocą Boga. Wszystko się może wydarzyć, pokój też się może wydarzyć.
W jedenastym rozdziale Izajasza czytamy: „Wyrośnie różdżka z pnia Jessego”. Jak masz pniak, na którym rąbiesz drzewo, to wiesz, że z tego nic już nie ma prawa wyrosnąć. Bóg tymczasem mówi: wyrośnie różdżka, z takiego pnia tryśnie życie. Niemożliwe! Jak? I potem następuje wytłumaczenie, do czego się ten obraz odnosi: wilk zamieszka z barankiem, krowa z niedźwiedzicą, pantera z koźlęciem, a małe dziecko będzie poganiać to całe tałatajstwo. Możliwe? Wierzycie w taki pokój? Znacie te wszystkie lwy w waszym życiu, pantery? A może sami jesteście lwami, panterami i wilkami, i znacie te baranki, które przed wami uciekają, chowają się na wasz widok? Znacie? Ja znam. Czy to się może zmienić? Może. Dlatego, że wy będziecie chcieli i dacie radę? Nie. Dlatego, że Bóg jest w stanie to sprawić.
Napisz do kogoś kartkę na święta. Co to zmienia? To jest ten pierwszy krok, kiedy próbujesz wprowadzić słowo w czyn. Wtedy następuje eksplozja mocy Boga i Bóg działa. Stoisz na skale, a nie na sobie.Jedność
JEDNOŚĆ NIE JEST KWESTIĄ ZEWNĘTRZNĄ
Homilia podczas mszy świętej w 8. rocznicę katastrofy smoleńskiej, bazylika archikatedralna Świętego Stanisława Kostki w Łodzi, 10 kwietnia 2018 roku
Czytania liturgiczne: Dz 4, 32–37; J 3, 7b–15
Msza święta jest za nich, za tych dziewięćdziesiąt sześć osób, ale słowo Boże jest dla nas. Oni nie potrzebują dłużej słowa Bożego, natomiast my go potrzebujemy, i to bardzo. Słowo zawsze przychodzi właściwe, słowo zawsze zastaje nas w konkretnych sytuacjach. To słowo Boże, które dziś otrzymujemy, jest bardzo właściwe na ten moment. Dostajemy dzisiaj, w ósmą rocznicę smoleńskiej tragedii, słowo o jedności.
Czy jako Kościół jesteśmy rzeczywiście tymi, którzy budują jedność? Czy nie dajemy się wmontować w narrację, która rodzi w nas podziały?
Jeden duch, jedno serce ożywiały wszystkich, wszystko mieli wspólne. Pewnie jest tak, że dzisiaj słowo „jedność” jest najczęściej padającym słowem w Polsce, wszyscy się do niej wzajemnie namawiają. Nie chodzi o to, żebyśmy teraz myśleli o „wszystkich”, ale żebyśmy myśleli o sobie, każdy z nas. To słowo mówi bowiem przede wszystkim o Kościele, o pierwszej chrześcijańskiej wspólnocie. To słowo pokazuje Kościół jako narzędzie wspólnoty, narzędzie jedności. To słowo nam dzisiaj mówi, byśmy się poddali badaniu: czy jako Kościół jesteśmy rzeczywiście tymi, którzy budują jedność? Czy nie dajemy się wmontować w taką narrację, która przychodzi do Kościoła z zewnątrz, a która rodzi w nas podziały? My mamy być narzędziem jedności dla wszystkich! To jest bardzo mocne i bardzo ważne słowo od Jezusa dla nas na dzisiaj i na wszystkie podobne momenty. Jezus mówi nam: pamiętajcie, macie być środowiskiem jedności, wspólnotą jedności, narzędziem jedności – skutecznym sakramentem jedności. Nie może być tak, że Kościół będzie miejscem, gdzie w takich chwilach nie potrafimy być razem.
Myślę, że dzisiejszy tekst z Dziejów Apostolskich jest ważny dlatego, że mówi o jedności w sposób konkretny. To nie jest tylko luźna zachęta: bądźcie jedno. Pan Bóg w swojej mądrości, w swojej dobroci mówi nam konkretnie, w jaki sposób buduje się tę jedność. Najpierw słyszymy, że jedność nie jest kwestią zewnętrzną. Myślę, że nieraz kiedy czytamy ten tekst, to tym, co najbardziej przykuwa naszą uwagę, najmocniej nas uderza, jest wspólnota majątkowa. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, wszystko mieli wspólne. Jednak zanim jeszcze wspólnota wyrazi się na tym poziomie – majątkowym, jest coś wcześniejszego: jeden duch, jedno serce. Nie ma się co nawoływać do jedności manifestowanej na zewnątrz, jeśli nie jest ona najpierw zbudowana od środka, od wnętrza. Bo wtedy ta jedność „zewnętrzna” będzie sztuczna, kłamliwa. Jeśli zbudujemy jedność od ducha, od serca, to ona się i tak wyrazi na zewnątrz, choćby czymś takim jak wsparcie finansowe dla potrzebujących. Ale nie ma co wzywać ludzi do takiej wspólnoty, jeśli ona nie miałaby być prawdziwa, nie przebiegała głęboko. To bardzo ważne. Ta głębokość w naszym przypadku ostatecznie bierze się stąd, że możemy być ludźmi, którzy rodzą się z Boga. Tak jak w przykładzie Barnaby z dzisiejszego czytania.
Barnaba to jedna z piękniejszych postaci pierwotnego Kościoła, to mistrz świętego Pawła, przy którym Paweł uczył się apostolstwa. Człowiek, który miał niesamowitą umiejętność budowania jedności między ludźmi. Kiedy Szaweł nawrócony przyszedł do Jerozolimy i szukał Kościoła, nikt nie wierzył, że się nawrócił, że Pan Bóg go spotkał pod Damaszkiem. Pisze święty Łukasz w Dziejach Apostolskich, że dopiero Barnaba zaprowadził go do apostołów. Biedny Szaweł odbijał się wcześniej od drzwi apostolskich, nikt z Dwunastu nie chciał z nim rozmawiać. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie znalazł się właśnie Barnaba, który miał w sobie tyle wiary, żeby zaufać temu do niedawna mordercy, prześladowcy, fanatykowi. Takie rzeczy w człowieku nie biorą się z niego samego. Barnaba jest „synem pocieszenia”. Pocieszenie to inne imię Ducha Świętego. Są takie wydania Pisma Świętego, gdzie to określenie zapisuje się wielką literą: „syn Pocieszenia”, bo tu chodzi o Ducha Świętego. Barnaba to człowiek, który rodzi się z Boga, który od Boga przejmuje widzenie, od Boga przejmuje miłość do drugiego, od Boga przejmuje zaufanie do drugiego; potrafi patrzeć po Bożemu, działać po Bożemu. W nim objawia się moc Zmartwychwstałego.
Po czym widać, że Chrystus zmartwychwstał? Jego moc się objawia przez moje zaufanie, moje wybaczenie, moją otwartość, moją miłość.
Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana. Ktoś patrzy na nas – i z jakich naszych czynów widzi, że Chrystus zmartwychwstał? Po czym widać, że On żyje? Co takiego robimy, co jest dowodem na to, że Jezus żyje? Bo jeśli żyje, to znaczy, że Jego moc się objawia. Nie moja, bo ja sam nie potrafię zaufać, przebaczyć, wyzwolić się z lęku – nie umiem, nie stać mnie na to, ale jest Jezus Chrystus, który zmartwychwstał, a Jego moc się objawia także przez moje zaufanie, moje wybaczenie, moją otwartość, moją miłość. I każdy, kto patrzy z zewnątrz, mówi: to nie płynie z niego, to jest dowodem na to, że Jezus Chrystus żyje.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_