- W empik go
O społeczności katolickiej: konferencye miane w Kościele N. P. Maryi w Paryżu - ebook
O społeczności katolickiej: konferencye miane w Kościele N. P. Maryi w Paryżu - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 463 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O POKORZE STWORZONEJ W DUSZY PRZEZ NAUKĘ KATOLICKĄ.
Każda doktryna może być rozważaną bądź w ciele nauczającem, co ją posiada i rozszerza, bądź w źródłach co ją zawierają, w skutkach jakie wywiera, w założycielu, bądź nareszcie w samej jej istocie. Oto dlaczego, panowie, będąc powołanym do wyłożenia wam na kazalnicy tej zasad nauki katolickiej, traktowałem nasamprzód o kościele, o charakterach jego, jego konstytucyi, powadze, o stosunkach jego do władzy świeckiej; potem o źródłach jego nauki, jakoto: o podaniu, piśmie, rozumie, wierze, a nareszcie, w roku zeszłym przeszedłem do tych wpływów, jakie nauka ta wywiera na umysł nasz. Widzieliście, że tworzy ona w nim przeświadczenie rozumowe, tojest: przekonanie oparte na rozmyśle, absolutne, niewzruszone, a oprócz tego jeszcze daje przeświadczenie nadumysłowe, tojest: przekonanie nie piśmienne, czyste światła pewności, wyłączające wszelką wątpliwość; potem daje ona jeszcze wiedzę, co przez rozciągłość swoję, przez swoję głębokość i jasność przechodzi wszelką wiedzę ludzką. Nareszcie wykazałem, że pomiędzy rozumem ludzkim i rozumem katolickim zachodzą stosunki zgody, pojetności, analogii, wzajemnego stwierdzania prawd, ale zawsze na stronę rozumu katolickiego objawia się wszędzie pierwszeństwo i wyższość.
Dziś, panowie, pójdziemy dalej po tej drodze, którąśmy odkryli przed wami, bo wynikłości umysłowe nie są jeszcze ostatecznemi wynikłościami człowieka; kiedy człowiek ujrzał co kiedy światłem, co tli w niem, odkrył on, jakby to nie było daleko, przedmiot jakiś; natychmiast objawia się w nim inna strona, inna potęga ducha, a tą potęgą jest uczucie. Do przedmiotu tego pociąga coś człowieka, aż się objawi w nim trzecia władza, siedlisko jego potęgi: owłada tem uczuciem, kieruje nim, wydaje czyny wewnętrzne i zewnętrzne i porusza całem jego życiem.
Dlatego to, panowie, potrzeba wiedzieć, potem, kiedy już nauka katolicka wywołała w umyśle naszym przeświadczenie o swojej rzetelności, przekonanie wyrozumowane, potrzeba, powiadam, zbadać co ona tworzy w uczuciu i w woli naszej, albo, jeżeli wolicie, potrzeba poznać, jakie wpływy wywiera ona na duszę. Taki jest przedmiot tegorocznych naszych konferencyj. Rozpocznę je bez innego wstępu, ostrzegłszy was tylko przedtem, że słowo ludzkie… nie jest niczem samo przez się i że wszelka wymowa jest czczym tylko dźwiękiem, jeżeli duch boży nie zapłodni jej wprzódy. Proszę więc tych z was, którzy są chrześcianami, aby wznieśli serca swoje do Boga, by błogosławieństwo Jego zstąpiło na nas; a tych co nie mają szczęścia być chrześcianami, by przyczynili się ze swej strony dobrą wolą do usiłowań słowa, które usłyszą tutaj, i do chęci bratnich tych serc wszystkich, bo będą pomagać temu słowu, by ono przyjęło je i podniosło do prawdy.
Najpierwszym i najnaturalniejszym przedmiotem poznania ludzkiego jest sam człowiek. Na siebie samego pada jego najpierwszy pogląd i do siebie zawsze on w końcu powraca; może on oderwać się od wszelkiej myśli, nawet od myśli o Bogu, myśli o świecie; ale choćby jak zamykał wzrok ducha swego, nigdy przecież nic zdoła on oderwać się od swojej własnej istoty. I dlatego to, panowie, przeświadczenie, jakie człowiek ma o sobie samym, jest tu największego znaczenia. Wszelkie inne uczucie, jakieby ono nie było potężne, może być podbite, może być pokonane przez człowieka, bo zawsze może się on oddzielić od przedmiotów, co je wydały; ale od uczucia o sobie samym, od uczucia, odpowiadającego wzrokowi, który człowiek ustawicznie zatapia w sobie, ani na jednę chwilę nawet uwolnić się nie jest on w stanie… A ponieważ uczucie przypiera do woli, a wola jest sprężyną wszelkiego działania, możecie wiec pojąć, że kwestya o świadomości samego siebie jest kapitalną kwestyą, w rzeczy moralnej istoty człowieka.
Otwieram więc ze strachem serce człowieka i wcale nie mam potrzeby zachodzić w niem bardzo daleko; niestety! dość jest bym odkrył tylko moje własne serce, aby się dowiedzieć co się… dzieje w duszy ludzkiej. Otwieram więc serce człowieka i widzę tam, że kocha samego siebie. Kocha siebie i wcale go za to nie ganię: dlaczegóż-bo miałby się on nienawidzieć? Ale miłość ta jest wyłączną: on kocha tylko siebie, ukochał nadewszystko, ukochał aż do pychy, aż do chęci stania się pierwszym, najpierwszym w całym świecie… Wejdźmy w siebie: czy urodziliśmy się na tronie, czy w jakiej walącej się chacie rzemieślnika, w duszy naszej, od chwili w której życie moralne obudziło się w nas z uśpienia, nie przestawaliśmy wzdychać do wyniesienia się społecznego. Cezar, mówią, przejeżdżając raz przez jakąś wioskę alpejską i postrzegając na placu jej ruch wielki z powodu wyboru naczelnika, zatrzymał się na chwilę przedtem widowiskiem. Towarzysze otaczający go dziwili się temu: czyż i tu sa zabiegi o pierwszeństwo? A Cezar, jako wielki człowiek, powiedział im te pamiętne słowa: "Wolałbym być pierwszym w tej nędznej wiosczynie, niż drugim w Rzymie." Jestto prawdziwy wykrzyk natury. Gdziebyśmy nie byli, chcemy koniecznie być pierwszemi. Artyści, których powołaniem odtwarzać przyrodę dłutem lub pędzlem, mówcy, umiejący obudzać myśli wielkie w duszach tłumów, wodzowie dowodzący pułkami i obiecujący im porażkę nieprzyjaciół, ministrowie rządzący państwami, mocarze niespokojni pod purpurą: wszyscy wzdychamy do pierwszeństwa, do pierwszeństwa samotnego. Wtedy tylko jesteśmy zadowoleni, kiedy mierząc wzrokiem to co nas otacza, znajdujemy w około czczość, a po za tą czczością, jak można najdalej, cały świat tarzający się w prochu i czczący nas jak bóstwo.
Młodzian jakiś otrzymał od przyrody szczęśliwy wyraz twarzy: ma on włosy jasne, oczy błękitne, czoło wyniosłe, uśmiech wdzięczny; istota lekka, myślicie może, że wzdycha do przeznaczenia kwiatka polnego: ale mylicie się, i on marzy o pierwszeństwie i władzy. Z temi słabemi związkami, co łączą serca, stara się on być jednodziennym przedmiotem podziwu na tym świecie, gdzie się schodzą wszelkie czary i chwały, i te więdnące w tejże chwili, w której właśnie powstały.
Jednem słowem, panowie, zawsze i wszędzie dążymy do pierwszeństwa nawet przez to, co jest zupełnie niczem . Nie będę się więcej rozwodził nad tą prawdą, bo stała się już ona wytartym ogólnikiem, a ja, za łaską Bożą, mam wstręt do wszelkich podobnych komunałów.
Ale oto co ztąd wypływa: kiedy człowiek tak upojony swoją własną godnością, popatrzy w około siebie, czyż znajduje on cokolwiek, coby odpowiadało tym pysznym złudzeniom jego? Nie! Znajduje on zupełnie co innego: postrzega już sformowane szeregi, w których nie masz wcale dla niego miejsca; hierarchia rodowa, wspomnienia starej sławy, co przeszło wieki całe na czole nawet człowieka bez zasługi, bije blaskiem wspomnień dziejowych; hierarchia daru, jaki przyroda rozdała w przystępie swoich kaprysów; hierarchia, która, pomimo wszelkich zżymań się naszych, staje wyżej od nas i zadaje naszej dumie niezagojone rany; hierarchia majątku, powstała z cnót, z występków, albo z prostej przebiegłości; hierarchia wszelkiego kształtu i imienia, oparta na prawach, podaniach, oparta na konieczności, na przepaściach wreszcie, gotowych zawsze rozstąpić się kiedy tylko powstają na to, co czas wystawił w pośród krwi i znoju. Widząc to wszystko, człowiek spadły z nicości wpośród wszystkich tych majestatów, co go wyzywają do boju, zżyma się, oburza; oddziaływa z całą mocą energii będącej w nim, a gotowej nawet powstać przeciw samej przyrodzie, jak Ajax, mający umrzeć, groził ułamkiem miecza swego samemu majestatowi bogów. Duma wzburzona wyzywa wszystko; nienawiść dla wyższości, co go przerasta zewsząd, łączy się w jego sercu z nienawiścią równości, którą odtrąca z pogardą. Mahomet zdaje się powiedział gdzieś:
"Równi! już oddawna Mahomet nie ma sobie równych!"
Nie wiecież, że cezar wieków nowych, odebrawszy w Egipcie list od członka Instytutu, poczynający się od słów: "Mój kochany kolego, " mnąc papier ten ręką, co podpisywała zwycięztwo, powtarzał z pogardą: "Mój kochany kolego! co za styl!" Napróżno, panowie, stano – wimy równość w konstytucyach: duma nie zgodzi się na nią, chyba dlatego tylko, by poniżyć wyższych od nas, a wcale nie dlatego, aby podnieść tych, co są niżej. Nienawiść wyższości, zarówno ściąga dla siebie nienawiść równości i pogardę niższości. Gdybyż przynajmniej w sercu tem opętanem żądzą pierwszeństwa, panowała prawdziwa wyższość! Ale pycha łączy się aż nadto dobrze z niskością; skryta niskość żyje w dumie i zadaje sobie męki, jakichby nie wymyślił pewno najokrutniejszy tyran. To sumienie tak delikatne na wszelkie słabości tych co stoją wyżej, to sumienie, powiadam, sprzedaje się i kupuje: poniża się by się podnieść; na klęczkach żebrze o purpurę, którą pokryje nagość swoję; przyjmuje pogardę, byle tylko przez to nabyć prawa oddać ją z lichwą.
Oto, panowie, człowiek, jakim jest, poczucie jakie ma o sobie i następstwa normalne tego poczucia. Jakoż, mówie, że widocznie i bez wielkich wysiłków logiki, uczucie to uważać należy za fałszywe, nieludzkie, zgubne! Uczucie to jest fałszywe, bo niepodobieństwem jest, by wszyscy byli pierwszemi, a następnie myślą przyrody, albo Opatrzności, jakiegobyście w tym względzie nie użyli wyrazu, nie mogło być powołanie nas wszystkich do pierwszeństwa społecznego. Gdyby podobne naczelnictwo było istotnie celem naszym i powołaniem, byłaby tylko jedna istota, a nawet i wtedy nie byłaby ona pierwszą, bo koniecznie, aby mogła być pierwszą, potrzebaby było, aby była ostatnią.
Uczucie to jest nieludzkie, bo uważa za niegodne to wszystko, co nie zdołało podnieść się do pierwszeństwa, bo pogardza wszystkiem co nic było tak Szczęśliwem, albo tak mocnem, aby sobie wyrobić wyższe stanowisko.
Nareszcie jest to uczucie zgubne, bo zostaje w wyraźnej sprzeczności ze wszelkiemi warunkami życia.
Pycha żąda bez końca, a życie udziela bardzo mało, tem okrutniej, że obdarza kilku, a ukazuje zdala zziajanej dumie tych kilku szczęśliwców, jakoby normę żywota ludzkiego. Pycha mówi wyrobnikowi, że jest władzcą, i biedak ten odchodzi z myślą pełną tej mniemanej władzy, wyciągać na ulicy rękę po pracę, która zawsze przychodzi, a którą on zawczasu hańbi swojemi nałogami. Jakże chcecie, żeby szczęście istniało w sprzeczności tak bolesnej pomiędzy tem co czujemy, i tem co jest istotnie?
Nauka katolicka, panowie moi, założyła sobie zmienić z gruntu to zdanie, jakie mamy od natury o sobie samych. Powstała ona przeciw niemu, podczas kiedy jeszcze wydawało się ono niezgładzonem, kiedy zdawało się być samą istotą naszą: nauka katolicka zamierzała wpoić w nas inne, wcale odmienne od tego przekonanie, i podziwiam tę jej nadzieję i tę pewność w jej zmierzaniu do celu. Podziwiam naukę, co nie boi się wywrócić naturę ludzką do gruntu, co nietylko chce wykorzenić w człowieku jego uczucie zasadnicze, ale owszem tworzy na miejscu jego uczucie zupełnie przeciwne pierwszemu i obiecuje sobie zaszczepić je w samej głębinie serca. Człowiek żył pychą, odtąd żyć będzie pokorą. A co to jest pokora? Jest przyjęcie dobrowolne stanowiska, wyznaczonego nam w społeczności istot nam równych, posiadanie siebie z umiarkowaniem równem temu, co nie jest nas warte. Pycha starała się podnieść, pokora usiłuje zniżyć; pycha obejmowała w sobie nienawiść wyższości, pogardę niższości; pokora mieści w sobie miłość i cześć dla wyższości w tych, których Opatrzność postanowiła nad nami, miłość i cześć dla równości w tych, których Opatrzność uczyniła nam równemi, miłość i cześć dla niższości nietylko w tych, których Opatrzność uczyniła niższemi od nas, ale nawet dla nas samych i w sposobie bezwzględnym. Pycha starała się być pierwszą, pokora chciałaby zająć ostatni szczebel; pycha chciała być władzcą, pokora chce stać się sługą. Uczucie dziwne, nie mające nawet przedtem nazwy w mowach ludzkich, a wyrabiające sobie imię, dzieje i sławę.
Powiedziałem sławę, bo nie myślcie, żeby pycha miała na celu poniżyć was, owszem miała ona za cel wywyższyć was; żadna inna doktryna, panowie moi, nie miała tyle chęci podniesienia duszy ludzkiej, ile nauka katolicka; żadna inna nie okazała jej równie wielkiej i równie nadzwyczajnej ambicyi. Ona mówi ustawicznie duszy naszej o jej pochodzeniu i o jej celach boskich; zastępuje dla niej nieśmiertelność wiecznością, daje jej Boga za brata, a niebo za ojczyznę; napełniają takiem poszanowaniem dla niej samej, że najmniejsze pomroczenie prawości i sumienia przejmuje ją strachem i darmoby starała się żyć spokojną, gdyby najlżejsza plamka splamiła czystość jej osobistej godności. Tak więc najwyższe podniesienie duszy powinno łączyć się i łączy się istotnie, w nauce katolickiej, z najgłębszą pokorą. Jakże to się dzieje? Jakże nieograniczona duma może się zgodzić z dążnością całkiem jej przeciwną?
Mógłbym, panowie moi, nie szukać wcale wyjaśnienia tej zagadki, traktuję bowiem tylko o fenomenach samych nauki katolickiej; jednakże, nie od rzeczy jest, czas od czasu, dotknąć samego wewnętrznego rdzenia przedmiotu naszego. Znieśmy więc sprzeczność pozorną, co nas zajmuje w tej chwili i przedrzyjmy się do samej istoty pokory. Wiedźcie więc, panowie, że prawdziwe wyniesienie się nie jest w wyniesieniu porządku materyalnego, albo zewnętrznego istot. Prawdziwe wyniesienie, wyniesienie istotne i wieczne: to wyniesienie zasługi, wyniesienie cnoty. Urodzenie, majątek, jeniusz są niczem w obliczu Boga. Bo czem może być urodzenie w oczach Boga, który nie miał nigdy początku? Czem są dostatki u Boga, który cały świat stworzył? Czem jest geniusz w oczach Boga, który jest duchem nieskończonym, i od kogo mamy ten płomyczek dziwny, który zwiemy tem pięknem imieniem? Widocznie wszystko to jest niczem. To co znaczy cośkolwiek u Boga, co nas zbliża do Niego, jest wyniesieniem się osobistemi, powstałem z usiłowań cnoty, która, na jakimbyśmy szczeblu nie byli postawieni, zawsze odbija w duszy poważny obraz Bóstwa. Jakoż, im więcej cnota wznosi się z pozycyi nizkiej, tem większą jest jej zasługa. Naśladować Boga, kiedy się jest prawie u podnóża tronu Jego, kiedy się Go widzi prawie twarz w twarz, łatwą jest rzeczą; ale niechno istota postawiona na nizkim stopniu, niech człowiek prosty, bez urodzenia, bez mienia, bez geniuszu, zgarbiony nad narzędziami rzemiosła swego i oddany najniższym pracom; niechno, mówię, taki człowiek, popędem serca wiedziony, podniesie się do Boga, niech wyleje z piersi swojej potok niepokalanej miłości, niech przyniesie na ofiarę Bogu, choć tak daleki od Niego, obraz Jego samego: zapewne poniżenie jego w hierarchii naturalnej powiększy tylko jego wyniesienie się w hierarchii zasługi. Pokora więc nie wyłącza podniesienia, a służy mu, owszem wydaje je. Bo co to jest cnota, która stanowi hierarchią zasługi? Cnota oczywiście nie jest niczem innem, jak tylko poświęceniem się dla innych; jakoż, możnaż się poświęcić, nie wyrzekłszy się samego siebie? Możnaż się zaofiarować bez tego, aby najpierwszą ofiarą, nie była ofiara z pychy własnej? Bo czemże jest pycha, jeżeli nie samym egoizmem? A tak jak egoizm i cnota są dwoma wzajemnie wyłączającemi się wyrazami, wypada z tego, że pycha i cnota wyłączają się takoż, aby pokazać wyraźnie, że cnota i pokora mają tylko jedno określenie, i że poniżyć się znaczy to samo, co podnieść się. Pycha jest tylko pewnym kształtem egoizmu: namiętność, nicość, co się skupia w sobie, aby ugnieść wszystko; pokora jest postacią miłości, chęcią istoty prawdziwie wielkiej, która chce stać się maluczką, by się lepiej oddać innym. Jakoż Bóg jest najpokorniejszą istotą: On, co nie ma sobie równego, ma równych sobie w Trójcy osobowości bóstwa; On, co jest wysokością bez miary, zniżył się do nicości; aby stworzyć istotę, zniżył się do człowieka, aby wziąć na się naturę jego. O Nimto daleko lepiej, niż o owym cesarzu rzymskim powiedzieć można:
" I stanąwszy u szczytu, zstąpić usiłuje. "
Takiem jest, panowie, uczucie, które nauka katolicka usiłowała wpoić w człowieka we względzie jego samego. Czy udało się jej to? Osądźcie sami. Czy istotnie stworzyła ona w człowieku pokorę? Czy natchnęła ona w człowieka chęć do zstępowania dobrowolnego na dół? Wy wiecie to wszyscy; dzieje katolicyzmu są wam znane; wiecie jakie uczucie napełniało świętych Pańskich, jakiemi uczuciami kościół napawa was samych. Katolicyzmto ufundował na świecie miłość szczerą wyższości; on wydał uczucie równości i braterstwa, wedle tego wyrażenia apostoła: "Deligite caritatem fraternitatis, " Kochajcie miłość braterstwa. Nareszcie Onto natchnął nas chęcią zostania małemi, zstąpienia ze stopni urodzenia, dostatków, blasku geniuszu; sławne przykłady idą od samych mocarzy świata i dokonywają się dotąd codziennie, skromnie, cicho przez tysiące dusz pobożnych, naśladujących pokorę kalwaryjską, wpośród straszliwej pychy, co dotąd panuje w ludzkości, chociaż nie nad ludzkością.
Teraz, panowie, co mamy wnieść z tego wszystkiego? Zobaczymy.
Pokora jest cnotą. Muszę dowieść tego najsamprzód dla wniosków późniejszych, do których zejdę jeszcze.
Pokora, mówię, jest cnotą., bo cnota jest potęgą, opierającą się złemu, a pełniącą dobro: pokora zaś nosi na sobie wszystkie te cechy. Jest ona potęgą, bo przemaga skłonność naszego przyrodzenia ku egoizmowi pierwszeństwa; opiera się ona złemu, a pełni dobro, zło bowiem jest stosunkiem fałszywym, a dobro stosunkiem rzetelnym uczuć i czynów do istot. Każdą razą kiedy tylko jesteśmy w stosunku rzetelnym, słusznym, zgodnym z istotami, nie przez sam umysł tylko, boby to było wynikiem wiedzy, ale sercem i czynem, jesteśmy zawsze na drodze dobrej. Jakoż pycha, będąc uczuciem fałszywem, nieludzkiem, nieszczęśliwem, uczuciem wynaturzającem wszelkie stosunki z hierarchią istot, wypływa ztąd jawnie, że pokora, która nas wprawia na nowo w stosunek rzetelny, ludzki i pomyślny z istotami, jest i musi być koniecznie cnotą. Pycha zamącą wszystkie istoty, poczynając od niej samej; pokora zaś uspokaja wszystkie istoty, poczynając także od niej samej: jest ona cnotą zasadniczą, jak pycha jest zasadniczą przywarą.
Tak określiwszy tę myśl moję, utrzymuję, że sama tylko prawda może wydać cnotę, i że błąd nie jest do tego zdolny. Istotnie, błąd wprawia umysł nasz w stosunek fałszywy względem istot; wystawia on nam je takiemi, jakiemi one nie są, i porusza następnie serce nasze pozorem fałszywym. Serce naszę wzruszone pozorem fałszywym przez istoty wystawione mu w świetle fałszywem, jakże chcecie, by to serce przyszło do uczuć prawdziwych, a wola nasza do uczynków słusznych? To niepodobna. Wiecie bardzo dobrze, panowie moi, że uczucie idzie za wzrokiem ducha, a uczynki idą za popędem uczucia. Tak jest urządzona hierarchia działalności naszej tak wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Człowiek naprzód widzi a w miarę tego jak widzi, doznaje w uczuciu sympatyi albo też wstrętu, i w miarę tego jak doznaje pociągu lub wstrętu, kieruje w sobie wolą, a potem działa zewnętrznie. Ale jeżeli punkt wyjścia, w tym szeregu czynności, organizacyi czynnej, jest błędnym; jeżeli naprzykład widzę jako złe, co jest istotnie dobrem; jeżeli w Bogu widzę tyrana, zamiast widzieć w Nim ojca: czyż nie prawda, że uczucie moje, poruszone tą… fałszywą ideą bóstwa, nakłoni się ku temu, aby Go nienawidzieć. Przeciwnie, kiedy będę mieć rzetelne wyobrażenie o Bogu, jeżeli rozumiem najpierwsze słowo modlącego się chrześcianina: " Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech" nieprawdaż, że uczucie moje mimowoli będzie się skłaniać ku Niemu, pod postacią miłości synowskiej?
Dziwicie się co chwila, że spotykacie dusze dobre i dobrze uposażone, których uczucie jednakże i uczynki, w niektórych względach, razą was boleśnie; mówicie sobie: Jak ci ludzie, co się wydają nam prawemi, zdolni są pisać, albo czynić tak haniebne rzeczy? Eh! panowie moi, to dlatego, że ludzie ci źle widzą. Myślicie, że serce w oczach Boga zawsze jest równie winnem, jak się ono nam wydaje? Myślicież wy, że żyjąc wśród społeczności, w której umysł ustawicznie jest napastowany od fałszu, myślicie, mówie, że przy podobnym stanie rzeczy odpowiedzialność uczuć i czynności jest ta sama jak w epokach, w których prawda sama nauczała i rządziła światem? Od czasu do czasu, chrześcianie, prześladują zacność waszę, publicznem oszczerstwem, a wy mówicie: tylko pióro zbrodnicze może wynaleźć podobne obelgi. Mylicie się: może być, że napadają na was w dobrej wierze, olśnieni fałszem, który, mniej więcej, zaraził umysły ludzkie. To co wy nazywacie pchnięciem puginału, jest często uczciwem złożeniem się pałasza w oczach tego, co was uderza; nie zna on kościoła, nie zna grodu bożego; postrzega on go przez burze wieku, jako zaporę ku temu, co on sam uważa za odrodzenie idei, za przyszłość świata, za rozwój cywilizacyi; on widzi wszystko przeciwne temu, co wy widzicie, a następnie czyni przeciwne temu, co wy czynicie. Fałsz, panowie moi, fałsz! oto źródło najpłodniejsze zła, i, w każdym razie, źródło, z którego nie może wypłynąć żadne dobro, żadna cnota. Dowiodłem tego.
Chcemyż poznać, czy nauka jaka jest prawdą? Potrzeba tylko rzucić okiem na uczucia i czynności, jakie z niej wypływają. Każda nauka wydająca cnotę jest koniecznie prawdziwą; cnota jest owocem prawdy, owocem, którego nic udać nie potrafi.
No i cóż? Pokora jest cnotą, cnotą podstawioną w miejsce najgorszej przywary, cnotą zasadniczą, wydającą powagę, braterstwo, miłość świętą ubogiego, stawiącą człowieka na jego właściwem stanowisku, nawet na samem ostatniem, za jego dobrowolną zgodą: więc nauka katolicka, której ona jest skutkiem, jest wielką prawdą, wielką, najpierwszą, zasadniczą prawdą.
Ale, panowie moi, to jeszcze nie wszystko! Nie dość jest samej prawdy do wydania cnoty; prawda może być nieudolną w tej wielkiej sprawie, chociaż zawsze jest ona tu konieczną. Prawda pokazując nam rzetelne stosunki istot pomiędzy sobą, jest bez wątpienia najpierwszym zarodem cnoty; ale zaród ten może się poronić, jeżeli tylko nie rozwinie w sercu uczucia, a to wcale nie jest to samo co dać uczucie, a dać idee. Wiem jak się udzielają idee. Człowiek otwiera usta pobłogosławione od Boga, mówi, wykłada szereg propozycyi zawierających światło; światło to przechodzi z jego umysłu do głowy tego, co go słucha. Ale widzieć nie jest to czuć; przejść od widzenia do uczucia jestto przejść z jednego obrębu do drugiego. Światło nic wystarcza już do objaśnienia tego nowego zjawiska. Codziennie patrzymy, widzimy i pozostajemy nieczułemi. Wychodzę na ulicę, spotykam nędzarza, wyciągającego do mnie rękę…. Widzę jego nędzę, ale moje serce może pozostać niemem. Pojmuje to dobrze, że stosunek tego człowieka do mnie jest stosunkiem ubóstwa do mienia, żebrzącego do tego, co może się ulitować i wspomódz; jednakże, pomimo to wszystko przechodzę nie pobłogosławiwszy go ani słowem, ani sercem, ani skinieniem ręki nawet. Posiadam ja prawdę w stosunku do tego żebraka, ale braknie mi miłosierdzia. Kto mi da miłosierdzie? Oczywista inna jakaś potęga od prawdy, przcież potęga taka, co będzie połączoną z prawdą, jak ciepło ze światłem: potęga, co będzie w stanie poruszyć mnie, dotknąć, zachwycić. Tak np. wymienisz mi ojczyznę. Każdemu wiadomo, co to jest ojczyzna. Ale kiedy nieprzyjaciel jest u granic, kiedy idzie o to, by dać krew swoję w jej obronie, którą czasami nawet, uważa się za nieużyteczną, bo słabość serca często wystawia nam ofiarę jako rzecz, nie przynoszącą żadnej korzyści: czegoż potrzeba będzie wówczas, by nas poruszyć? Oto potrzeba będzie, by jakieś natchnienie sympatyczne dla ojczyzny zstąpiło na nas zkądsiś i ogrzało skrzepłe serce, by z niego dobyć krwi, której nie chcemy utoczyć. Więc, by przeprowadzić prawdę do stanu uczucia, potrzeba natchnienia sympatycznego; dopóki natchnienie to nie zstąpi, uczucie nie objawi się w duszy. Ztądto pochodzi tak często nieudolność słowa; oświeca ono nie grzejąc, bo sam mówca jest zimny, bo nie dość jest przepełniony tą elektrycznością sympatyczną, która w momencie obiega rzesze całe, bo nikt nie da tego, czego sam nie posiada. Nauka nie mająca w sobie inspiracyi sympatycznej i nie udzielająca jej sercu człowieka, jest nauką niepłodną dla cnoty, jakąby nie była w niej zkądinąd ilość prawdy; i każdą razą, jak tylko nauka porusza i prze-
I kształca serca, jawną jest rzeczą, że jest sympatyczną w najwyższym stopniu, a następnie, że jest rzetelną nie tylko dla umysłu, ale i dla serca. Jakoż nauka katolicka zrodziła w człowieku uczucie nieznane dotąd ludzkości: jak Mojżesz uderzyła ona rószczką w opokę jego pychy i uczyniła go łagodnym, prostym, posłusznym, zadowolonym z najlichszego stanowiska; zdziałała ona cud, wymagający najdziwniejszego natchnienia sympatycznego: wiec jest ona rzetelną równie dla serca, jak umysłu. To jeszcze nie wszystko: w cnocie jest jeszcze co innego: oprócz prawdy znanej i uczutej, jest w niej jeszcze siła działająca. Można widzieć prawdę, można smakować w niej sobie i pomimo to można nie mieć siły dostatecznej, by chcieć jej i pełnić ją. Jest to nawet wypadek zwyczajny. Czego nam najwięcej braknie wszystkim – to właśnie mocy, męztwa; u spodu naszego posągu nie możnaby było napisać, jak napisano niegdyś u spodu posągu jednego wielkiego człowieka: vir (mąż). Słabość jest nieszczęściem naszej przyrody, którego najtrudniej się jest pozbyć. Jeszcze spostrzegamy prawdę dość prędko; kochamy ją bez wielkiej trudności; ale przeobrażenie jej ostateczne w cnotę, ale ostatni akt bez którego maż nie jest mężem, oto Jest usiłowanie równie rzadkie, jak jest najwyższem. O, taż nauka katolicka, co wydała na świat ideę i uczucie pokory, wydała także siłę do objawienia jej w czynie. Uczyniła ona istotnie pokornych tak czynem jak myślą i uczuciem; wydała ona cnotę pokory w zupełnej jej istocie. A ponieważ nikt nie daje tego, czego sam nie posiada, nie ulega więc żadnej wątpliwości, że nauka katolicka posiada moc tworzącą pokornych. Ale jaką moc, i jakiego rodzaju? Oczywista moc, której nie ma w przyrodzie, która wyższą jest nad przyrodę, bo pycha zdetronizowana przez pokorę jest wrodzoną człowiekowi; a więc pokora nie będąc mu właściwą, potrzeba było koniecznie, by człowiek wziął ją i pełnił: siłę nie pochodzącą z przyrodzenia, a więc siłę Bożą, bo pojmujemy tylko dwa rodzaje potęgi: przyrodę i Boga. Więc nauka katolicka, która jest, jakeśmy już tego dowiedli, prawdą umysłu i prawdą serca, jest takoż prawdą boską.
Stwierdzę rezultat ten udowadniając nieudolność wszystkich innych doktryn, do wydania w człowieku cnoty pokory.
Po za granicami nauki katolickiej są tylko trzy doktryny: racyonalizm, protestantyzm i wyznania niechrześciańskie. Mógłbym nie mówić wcale o wyznaniach niechrześciańskich, bo oddawna czas ich przeszedł już na świecie i walka ostateczna widocznie toczy się już teraz pomiędzy nauką katolicką z jednej strony, a racyonalizmem i protestantyzmem z drugiej. Dlatego, ponieważ niestaje nam czasu, słówko tylko o tem powiemy.
Racyonalizm jest usiłowaniem umysłu wyjaśnić sobie tajemnice przeznaczeń, mocą własną, bez pomocy wszelkiego objawienia, wszelkiego podania, wszelkiej powagi. Wyraz ten, panowie moi, jest wyrazem nowym. Katolicy XIX wieku stworzyli go; i jest on bardzo szczęśliwego układu, bo jest to wyraz pełen słuszności. Kiedy racyonalizm, to jest, kiedy to oderwanie się od wszelkiego objawienia, od wszelkiego podania, od wszelkiej powagi, objawiło się w świecie, katolicy zostali zakłopotani: nie mogli oni tego usiłowania umysłu nazwać filozofią, bo sami oni mają filozofią: jest filozofia chrześciańska, filozofia katolicka. Dać racyonalizmowi imię filozofii, znaczyło dać mu imię, które w oczach katolików stało się świętem, i przenieść je na rodzaj spekulacyi, całkiem przeciwny ich nauce i metodzie. Niektórzy apologetycy nazwali nową filozofią mianem filozofizmu; ale ta nazwa, rzucona tam i sam, nie mogła ani się ostać, ani zyskać powszechnego przyjęcia w mowie, dlatego właśnie, że kryła w sobie obelgę. Kto mówi filozofizm, wyraża tem słowem miłość sofizmu; ale można być racyonalistą bądź przez wpływ wychowania, bądź przez rodzaj umysłowości, bądź też przez jakie nieszczęście; można szukać w sobie samym, we własnym umyśle, tłumaczenia tajemnic przeznaczeń i z tem wszystkiem nie być koniecznie sercem oddanym sofizmowi. Wyraz więc był niewłaściwym. Katolicy XIX wieku utworzyli inny, miano racyonalizmu, wyraz używany dziś powszechnie we wszystkich mowach Europy, co właśnie jest oznaką niemylną wyrazu dobrze utworzonego. I istotnie wyraz jest dobrze ułożonym, bo wyraża bez obelgi to, co chciał oznaczyć.
Racyonalizm nie ma nawet pretensyi natchnąć ludzkość. Widzi on rany pychy; sądzę przynajmniej, że je widzi; szuka w skromności przeciwwagi temu złemu uczuciu przyrody naszej; ale skromność jest tylko naśladowaniem artystycznem pokory: kryje ona pychę, nieznosząc jej; kryje ją, pycha bowiem jest dotyla uczuciem zgubnem dla ludzkości, że niepodobieństwem jest dla człowieka okazać ją. Bądź największym geniuszem świata, noś na czole niewypowiedzianą ustami sławę; skoro tylko duma wypłynie na wierzch, jesteś już człowiekiem znienawidzonym i zgubionym. Świat udziela sławy z tym tylko warunkiem, że będzie się ją nosić obojętnie, okazując się jeszcze większym od niej. Dlatego skromność jest sztuką pierwszego rzędu, którą racyonalizm ocenia z konieczności.
Uznaję, że nietylko jest fałszywa skromność, która służy niejako za zasłonę dumie, ale że jest takoż skromność szczera, pewien spokój, zadowolenie z siebie umiarkowane, które sprawiają, że człowiek doszedłszy do pewnego stopnia godności, przestaje na nim i nie żąda więcej.
Ale jest w tem tylko cnota mędrca uprzywilejowanego, cnota gabinetowa i salonowa, cnota nie przeciskająca się do wnętrzności człowieka: jest niejako uspokojeniem, ukołysaniem dumy zaspokojonej, miarkującej rozsądkiem próżność przyszłych zabiegów. Racyonalizm nie ma nawet żadnego udziału w tym lekkim śnie pychy; jest on raczej dziełem umiarkowanej natury człowieka, a nie tej doktryny, co czyniąc z umysłu indywidualnego zasadę i prawidło wyłączne prawdy, staje się przez to założycielką osobliwszej, najgwałtowniejszej ze wszystkich dumy. Ludzie zwyczajni chciwi są pierwszeństwa urodzenia, majątku, geniuszu, chwały, władzy; racyonalistą zdolny pogardzić tem wszystkiem, stawi tron swój jeszcze wyżej, i bez podziwu będzie on poglądał na dzień ten, w którym, przez jaki wniosek logiczny, dojdzie do tego, że się zacznie uważać za Boga, lub za absolut.
Protestantyzm jest dążnością umysłu, aby objąć objawienie bez pomocy żadnej powagi. Zkąd widzicie odrazu, że protestantyzm nie jest czem innem, jak tylko racyonalizmem umiarkowanym. Racyonalizm przedstawia się jako niepodległość myśli, jakby chcący ze samego siebie wyciągnąć prawdę; protestantyzm, przyjmując objawienie, chce wszakże wejść w stosunek ze słowem Bożem indywidualną usilnością duszy. On nie chce mieć pomiędzy sobą a Bogiem człowieka, bo człowiek poniża człowieka; pycha religijna niszcząca społeczność duchową, jak pycha zwyczajna niszczy społeczność ludzką. Jakoż ludzie i czyny pokory, tak liczni w kościele katolickim, nie pojawili się nigdy w protestantyzmie, a nadto, charakter chrześciański, w tym względzie, został widocznie nadwerężonym u ludów protestanckich. Jeżeli kiedy zdarzyło się wam zbliżyć do ludności, ukształconych na wzorze tej nauki, odrazu poznaliście po języku i po fizyonomii, że rzucaliście granice pokory, żeby wejść w dziedzinę pychy. Nic nie ma tak sławnego np., jak owa sztywność sukcessyjna stolicy kalwinizmu.
Anglia, za którą powinniśmy się wszyscy modlić, bo, chociaż ona od trzech wieków oddaliła się od prawdy katolickiej, i przelewała krew wielu z braci naszej, przecież jutrzenka dnia jaśniejszego błysła dla niej; Anglia takoż przedstawia nam, od pierwszego rzutu oka widoczny upadek pokory chrześciańskiej. Nie mówie tego z goryczą; wolno jest miłości samej spojrzeć czasami na czoło anioła upadłego, aby lepiej poznać cechę prawdy w jej pomroczeniu nawet, albo w jej zagładzie. Chcecież zobaczyć następstwa fałszywej nauki, objawione w kraju wielkim? Przypatrzcie się stanowi domownictwa w Anglii. Nic nie masz suchszego, twardszego, mniej ludzkiego, jak obejście się Anglika ze swoim służącym. Bóstwo domownika jest tam nie uznane; nie wiedzą tam już więcej, że Jezus Chrystus był najpierwszym sługą świata. Pogarda człowieka objawiła się natychmiast z pofałszowaniem nauki katolickiej, a widok ten staje się jeszcze więcej nauczającym, jeżeli zwracając myśl naszę do pięknych wspomnień własnego kraju, przypomnimy sobie czem byli służący u nas, domownicy: starzec, który nas piastował kiedyś na swoich kolanach, mamka, co nas wykarmiła; jaką podporę i jaką cześć znajdowali oni po starych zamkach feodalizmu i po wszystkich domach świętych chrześciańskiego państwa. Zapewne, obyczaje te nie są już naszemi, przynajmniej w tym samym stopniu co kiedyś; ale co je zmieniło, jeżeli nie osłabienie wiary, jeżeli nie wpływ racyonalizmu i wszystkich tych doktryn, pobudzających człowieka do pychy, mówiąc mu razem o braterstwie. Słowo ludzkie, jakieby ono nie było, niejest dość silnem, by zastąpić w organizacyi społecznej arteryę pychy, arteryą pokory. Zapewne można chcieć, choćby tylko dla wstydu, naśladować idee i uczucia prawdziwego chrześcianizmu; ale to samo naśladowanie, swojem niedołęztwem, objawia w nauce katolickiej to nasienie, które samo tylko otrzymało dar skuteczności, a z niem razem charakter niezgładzony bóstwa.
Co się dotyczy wyznań niechrześciańskich, nic o nich nie powiem. Są to trupy na pobojowisku, gdzie fałsz z prawdą, toczą bój o panowanie nad światem. Cóż chcecie, abym wam powiedział o Jowiszu, o Merkurym? Grecya, Rzym, sam Mahomet pochlebiali namiętnościom człowieka. Cóż chcecie, abym o nich powiedział więcej, z powodu pokory? Kiedy zwycięztwo pogrzebało pod krwią i zwaliskami tych co obaliło, chcecież aby mówca przyszedł kiedy na tę mogiłę zaśpiewać pieśń tryumfu i dowieść, że ci co umarli, nie posiadali ani prawdy, ani cnoty? Wszelka nauka, wyjąwszy nauki katolickiej, pochlebia dumie i zepsutym skłonnościom człowieka, bądź w tym, bądź w innym względzie: Zenon równie jak Epikur; a gdyby się znalazła nauka jaka pochodzenia ludzkiego, coby miała architektoniki prawdy, dowiodłaby pewnie swojem niedołęztwem, że prawda nawet nie wystarcza, kiedy idzie o cnoty potężniejsze od człowieka.
Najpierwszym więc skarbem, młodzi chrześciańska, jest skarb pokory: skarb, co dał wam pokój, skarb któremu winniście braci i przyjaciół, którychby pycha nigdy wam nie dała. Tam, powiadam, najpierwszy, największy wasz skarb osobisty; ale jest to takoż skarb dla całej ludzkości i dla naszej wspólnej, a kochanej ojczyzny. Odkryjecie go kiedyś dla jednej, albo dla drugiej; nauczycie na nowo pokolenia, zaburzone ambicyami, które się nigdy nie zaspokoją, tego, co jeden, współczesny nam człowiek stanu nazwał świętą szkołą poszanowania, a ja dodaję od siebie: świętą szkołą poszanowania w miłości i miłości w poszanowaniu. Nauczycie je na nowo poszanowania i miłości wyższości, poszanowania i miłości równości, miłości i poszanowania niższości. Pogodzicie pomiędzy sobą… stany i losy nie czczemi frazesami, ale uczuciami głębokiemi, uczynkami w których biedny pozna swoję wielkość, uczynkami, które zbliżając go do człowieka, przybliżą takoż do Boga, Wypełniając to chwalebne zadanie, które wam jednym tylko przynależy, nie dacie się zbałamucić krzykami, co was będą oskarżać o wykroczenie przeciw Bogu i ludziom; wystawicie przeciwko nim ten sam skarb pokory; zaczerpniecie w nim dla siebie zadowolenie darowanej zniewagi. Wcześniej lub później świat będzie was potrzebował; wypróbowanie zacności obcych wam doktryn, odbędzie się przed otwartemi oczami rodzaju ludzkiego. Dość dla was będzie żebyście zaczekali; cierpliwość jest także owocem pokory! Jedyni synowie tej cnoty, święci patryoci czasu, bo jesteście patryotami wieczności, wstąpcie do kapitolu, a tam, trzymając w ręku berło z trzciny, z czołem uwieńczonem cierniami, z ramiony osłoniętemi krwawą purpurą, stańcie śmiele przed zniewagą i czekajcie spokojnie przyszłości, szukającej was i która was znajdzie niechybnie: nie przyszłości spokoju, ale przyszłości, w której wzrośnie liczba tych co uwierzą, co ukochają i ucierpią z wami; bo dopóki będzie królestwo Boże królestwem pokoju, nie będzie w niem chwały bez poniżenia, zwycięztwa bez przegranej, wesela bez boleści. Wy jesteście podobni oceanowi, którego prawą dążnością jest powiększyć brzegi swoje, ale który wie także, że powiększając je, powiększa razem swoje nawałnice.