- W empik go
O sprawie państwa kościelnego - ebook
O sprawie państwa kościelnego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 239 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Maurycego Manna.
(Odbicie z Dodatku do "Czasu")
Kraków.
W drukarni "Czasu".
1859.
W księgarni i wydawnictwie dzieł katolickich naukowych i rolniczych.
"Papieztwo nietylko jest największą chlubą Włoch i ich najwyższym ratunkiem, ale nadto jest oraz najwłaściwszym ich wyrazem" – mówił ś… p. Rossi w r. 1833; a zatem nie wtedy gdy był parem Francyi i jej posłem w Rzymie, nie wtedy gdy później był ministrem Piusa IX, ale wtedy, gdy jako emigrant włoski i professor prawa przy Akademii genewskiej, dawał dla większej publiczności historyczne prelekcye, i usiłował bystrością talentu i ognistą wymową dosięgnąć szczytów olbrzymiej hildebrandowskiej polityki.
I miło słuchać było znakomitego historyka i publicystę, gdy z całą siłą talentu oświeconego gruntowną znajomością dziejów a ogrzanego cie – płem miłości swego kraju, rozwijał ów przepyszny Rzymu przywilej, który mu nadawał posiadanie najwyższej władzy świeckiej w senacie i ludzie rzymskim w czasach pogańskich, a najwyższej władzy duchownej w Papieztwie, gdy jasność Chrześciaństwa cienie poganizmu rozbiła. Zaiste nie mała w tem dla Włoch chluba, że gdzie Rzym, tam najwyższa władza. Najwyższy także dla nich ratunek, bo najwyższa władza musi być niepodległą. Papieztwo z samej istoty swojej strzegło niepodległości Włoch. Z papieztwem w Rzymie, cokolwiek na świecie się działo, przepaść ona całkiem nie mogła. Słusznie więc mówił Rossi, że było i jest najwłaściwszym wyrazem Włoch. Cała historya świadczy o tem.
Ile razy tylko szło o Włochy, występowało Papieztwo. I niemogło być inaczej, bo w każdym na Włochy zamachu, trącano o najwyższą władzę na świecie; w każdej też włoskiej sprawie występowała bądź jako przeciwnik, bądź jako pośrednik, ale zawsze nieugięta i niepodległa działała z ową wszechstronną mądrością właściwą instytucyi na opoce Piotrowej opartej, i zawsze interes Włoch aż do pewnego stopnia potężnem swem skrzydłem osłaniała. Tak było zawsze, tak za Hohensztaufów, tak za Bonapartego, z różnicą czasów, osób i okoliczności.
I dzisiaj więc nie może być inaczej. Ale dzisiaj Papieztwo ma do walczenia z nowym całkiem przeciwnikiem. Przeciwnikiem tym nie jest
Bononia, bo nieraz już buntowały się prowincye w dziedzinie Piotra Śgo; nie jest nim Wiktor Emanuel, bo nieraz już książęta świeccy sięgali świątokradzką ręką po własność Kościoła; to wszystko nie jest żadną nowością dla Stolicy Apostolskiey. Papieztwo w swem dziesięciowiekowem posiadaniu kościelnego dziedzictwa inne nierównie większe przetrwało burze, innych nierównie groźniejszych zwyciężyło nieprzyjaciół. Przeciwnikiem tym jest tak zwana dzisiaj, kwestya papiezka". Ona to nadaje rewolucyi w Bononii tak niebezpieczne rozmiary; w jej imieniu działając król Sardyński przystraja swe postępowanie w szaty bezinteresownego liberalizmu; ona to nareszcie wywierając wpływ swój szkodliwy na opinię publiczną i na całą prawie politykę europejską, wstrzymuje energiczne działanie, i do nieczynności, a raczej, bo tutaj o Stolicę Apostolską idzie, do bezprzykładnej cierpliwości i wytrwania, w obec gróźb i niebezpieczeństw ją zmusza.
Kiedyż i skądże powstał ów przeciwnik?
Me było mowy o kwestyi papiezkiej w pierwszych wiekach chrześciaństwa, w epoce prześladowania, kiedy Papieztwo wraz z wiernemi krwią męczeńską użyźniało niwy, na których później wzrastać miało państwo Chrystusowe. Nie było o niej mowy i w następnych wiekach, gdy Papieztwo już w chrześciańskim Rzymie, ciskało pod stopy Krzyża hordy barbarzyńców i najezdników a czyniło to samą tylko swą duchową potęgą, bo nie chciała Opatrzność, aby Atylla mierzył wielkość Leona Śgo po obszarze krajów któreby Papież w imieniu Kościoła posiadał. Nie było również mowy o kwestyi papiezkiej ani wtedy, gdy chrześciańska Europa ułożona w narody, uznała potrzebę uwidomić na ziemi władzę papiezką, a oddając jej w dziedzictwo pewne kraje, dodać jej niejako polityczną niezawisłości i niepodległości rękojmię; ani wtedy gdy Papieztwo wysyłało krucyaty; ani wtedy gdy w imieniu Kościoła znosiło niewolę; ani wtedy gdy stanowiąc najwyższy i nieodwołalny feudalności trybunał, rozsądzało spory między książętami i panami, panującemi i ludami; nie było o niej mowy i później gdy z Rzymu, ogniska katolicyzmu, rozchodziły się ożywcze na całą Europę promienie w epoce Odrodzenia; ani wtedy nawet gdy całe ludności padały na kolana przed Papieżem którego uwięzionego wiozły żandarmy w karecie… We wszystkich tych wiekowych kolejach jakie przechodziło Papieztwo, mogło być i było wiele wojen i buntów, wiele tryumfów i katastrof, intryg i zamachów; były i rokosze lenników, i odrywania się krajów, i długoletnie wygnania, było nawet zaprzeczenie tu i owdzie władzy papiezkiej, jak podczas zapasów z schizmą i walki z reformacya, były rozliczne świętokradztwa i zgorszenia; ale nie było nigdy tego systematycznego uderzania na Papieztwo, na jego władzę doczesną, na jego polityczne dążności; nie było tego z góry po – wziętego zamiaru upatrywania w rządach papiezkich wszystkich wad i ucisków; tego bezwzględnego podejrzewania Papieztwa z jednej strony o pognębienie wszelkiej wolności, a z drugiej o niedołęztwo i niemoc w rządzeniu i w utrzymaniu porządku i bezpieczeństwa – słowem nie było tego wszystkiego, co dziś się ukrywa pod ową nazwą "kwestyi papiezkiej".
Kwestyę tę przygotowała dopiero, sprowadziła i podniosła rewolucya francuzka, gdy popełniwszy gwałt na osobie Ojca Śgo zajęła w rządach krajów kościelnych miejsce Papieztwa. Jak wszędzie tak i w Rzymie, rewolucya zerwała od razu wszystkie dawne i naturalne węzły łączące kraje i ludności ze zwierzchniczą władzą; zniszczyła municypia któremi się miasta rządziły; nadwerężyła ustawy gminne; zniosła wiekowe przywileje i prawa, a wszystkie te instytucye i żywioły z jakich składała się organizacya dziedziny Piotrowej, zastąpiła jedynym rządowym organizmem, duchowi jej odpowiednim, to jest zaprowadziła administracyę centralizacyjną. Tym sposobem kraje zostające pod władzą papieztwa, przemieniła w państwo Kościelne, a Papież wróciwszy do swej Stolicy, znalazł się nie już jak dawniej monarchą tylko, to jest panującym zwierzchnikiem nad krajami uznającemu władzę Następcy Piotra Śgo i Głowy Kościoła, ale nadto naczelnym administratorem scentralizowanego Państwa.
Owóż z tej zmiany stosunków Papieztwa do rządzonych, wypływa głównie źródło nieukontentowania i niechęci z których utworzono kwestyę papiezką. Centralizacya w administracyi wywołuje wszędzie jakąś jej formę sztuczną, nienaturalną, już przez to samo że do sprawowania władzy rząd używać nie może przewag i żywiołów krajowych, miejscowych, ale musi wykonywać ją za pomocą urzędników nieobieralnych lecz mianowanych, którzy zawsze w oczach ludności noszą na sobie cechę niejako nałożonych. Ową trudność zawsze z pewnem cierpieniem przez każdą ludność znoszoną, a z istoty administracyi scentralizowanej płynącą, starają się łagodzić niektóre rządy dobierając na urzędników nie tylko krajowców, lecz osoby mające związki i stosunki w miejscu gdzie urzędować mają, aby tym sposobem zmniejszyć niedogodność i usunąć szkodliwą częstokroć odrębność i odosobnienie władzy od żywiołów miejscowych. Odrębność bowiem ta czynników władzy od miejscowych interesów i żywiołów, jeżeli kiedy ochronić zdoła od zbytniego tych ostatnich wpływu, to jednakowoż częściej nierównie utrudnia machinę rządową, tamuje tok spraw, a co gorsza jak ze strony władzy, w obojętność lub niewiadomość, tak ze strony rządzonych, w niechęć i skargę na ucisk przerodzić się może. Zgoła podejrzywania są ciągłe i obustronne.
Wszystkie te trudności i wady administracyi centralizacyjnej odbić się musiały może jeszcze nieco dobitniej w Państwie Kościelnem. W rządzie scentralizowanym, gdzie wszystko w jednem skupia się ognisku, z jednego wychodzi środka i do niego powraca, gdzie wszystko w jednym dążyć winno kierunku, i wszystko na jedną formułować się modłę, której twórcą jest ów środek centralizacyjny, lam administracya musi nosić znamiona owego środka i inną być nie może jak tylko taką samą jak on. Administracya państwa Kościelnego musiała więc być duchowną. W urzędniku administracyjnym sam charakter duchownego powiększał jeszcze podejrzywanie władzy o odrębność i odosobnienie nietylko już w rzeczach miejscowych, ale nawet w sprawach światowych. Wprawdzie ten sam charakter pełen namaszczenia i poświęcenia, oddany dobru ludzkości i miłości bliźniego, powinien był ową niedogodność miarkować rękojmią, że będzie sprawiedliwym, bezstronnym i wyższym nad wszelkie ludzkie i drażliwe względy. Jakoż były nieraz przykłady, że prowincye rządzone przez świeckiego zastępcę legata, żądały powrotu duchownego, aby się ochronić od patronatu i zbyt ziemskich wpływów, od których ich uwalniał charakter kapłana. Tak więc oprócz wad i korzyści jakie z sobą przynosiła każda administracya centralizacyjna, przystąpiły w Rzymie nowe jeszcze, z tego powodu że była duchowną. Jak dalece się te nowe wady i korzyści z sobą równoważyły, trudno orzec. Bądź co bądź, rewolucya francuzka sprawiła, że następstwem owego wyłącznego przywileju Rzymu, iż posiadał Papieztwo, było że sam jeden miał administracyę centralizacyjną duchowną. Ztąd owa kwestya papiezka, która nie jest jak się pokazuje ani papiezka, ani nawet kwestyą Papieztwa, ale która w istocie swej i w zarodzie była czysto kwestyą administracyjną przez rewolucyę francuzką i systematem centralizacyi w skutek gwałtu nałożona.
Niepozostała atoli długo kwestya papiezka w swej rzeczywistej i istotnej to jest administracyjnej sferze. Pochwycili ją zręcznie nieprzyjaciele Kościoła i postanowili użyć za narzędzie do obalenia władzy doczesnej Papieztwa. Na nic się nieprzydały usiłowania rządu papiezkiego, aby tę konieczność nowego organizmu w Państwie Kościelnem ograniczyć do jak najmniejszych a przeto w każdym razie do jak najmniej dla ludności dotkliwych rozmiarów. Na nic się nie przydało, że obok pięciu tysięcy przeszło urzędników świeckich, trzystu niespełna znajduje się duchownych. Podniesiono sprawę o tak zwaną sekularyzacyę władzy w Państwie Kościelnem, okrzyczano administracyę duchowną za tyranię. Odrzucono z pogardą ów wspaniały przywilej Rzymu, posiadania Papieztwa w swem łonie, pod pozorem, że jest tylko przywilejem na wyłączne cierpienie i uciemiężenie kilkumilionowej ludności.
Wszystkie winy rewolucyi francuzkiej zwalono na Papieztwo. Rząd scentralizowany potrzebuje koniecznie siły, to jest wojska i pieniędzy. Miała ją Rzeczpospolita francuzka gdy panowała w Rzymie, brakło jej niekiedy Papieztwu. Ależ wszystko co dla innych zasługą, dla Rzymu staje się zarzutem. Utyskuje i narzeka cała Europa na ogromne wojska stojące: Papież ich niema. Ztąd zarzut że niema dość siły zbrojnej dla bezpieczeństwa swych poddanych. Anglia niema rekrutacyi, jakże często słychać z tego powodu pochwały. Niema jej i rząd papiezki; ztąd nagana że werbuje cudzoziemców w szeregi swej małej armii. Z innej znów strony ciągły zarzut, że Papieztwo jedynie siłą bagnetów swe doczesne panowanie utrzymać może. Któryż rząd dzisiaj, z administracyą centralizacyjną na innej opiera się sile? Już wszystkim wiadomo, że władza opierać się musi albo na selfgovernment albo na sile zbrojnej jeśli rząd jest scentralizowany. Czemuż więc tylko dla Rzymu wyjątek? czy dla tego że nie bierze rekruta, ztąd owa tyle powtarzana słabość i niemoc rządów papiezkich? Jakżeby łatwo temu zaradzić, gdyby Papieztwo chciało nakładać powołania wojskowe, dla interesu i potrzeby państwa, jak się to wszędzie dzieje w Europie, gdyby nie chciało z poddanemi postępować sobie jak ojciec z dziećmi zostawiając im do wyboru stan jaki sobie obiorą.
Nikt nie zaprzeczy, że podatki są koniecznym i słusznym ale dotkliwym ciężarem. Owa cierpiąca kilkumilionowa ludność Państwa Kościelnego płaci je mniejsze aniżeli wszystkie włoskie sąsiednie kraje, mniejsze o połowę aniżeli ludność francuzka. Znów zarzut słabości i niemocy, że skarb nie wystarcza na wszystkie potrzeby państwa, że są, biedni i ubodzy, chociaż nigdzie niema więcej instytutów dobroczynnych jak w Rzymie, chociaż wreszcie skarb w tak pomyślnem znajduje się położeniu, iż jedno Państwo Kościelne utrzymało kurs papierów rewolucyjnych w r. 1848 wydanych i takowe już wykupiło! Jakżeby łatwo było i temu zaradzić! Powiększyć podatki, wystawić wielką armię, znikłaby owa niemoc, która tak wielką w kwestyi papiezkiej odgrywa rolę.
Lecz niedość natem, bo zapamiętałym rzecznikom kwestyi papiezkiej, nie chodzi tyle o zmianę w administracyi Państwa Kościelnego, ile o samo Papieztwo, o obfilenie jego doczesnej władzy. Trzeba ją było więc przedstawić za nieprzyjaciela wolności ludów, za sprzymierzeńca absolutyzmu, zgoła trzeba ją było ochydzić przed światem hołdującym liberalnemu duchowi wieku. I tutaj posłużyła rewolucya francuzka. Zmieniając dawny organizm krajów papiezkich, przetwarzając dziedzinę Piotrową w państwo, zmusiła niejako Stolicę Apostolską aby się przyłączyła w pewnym kierunku do systematu politycznego powszechnie w Europie przyjętego, do polityki państw. Opór zresztą, jaki jej zaprowadzona przez rewolucyę administracya zostawiła, zwiększony ciągłem podburzaniem nieprzyjaciół Papieztwa, wskazywał jej za konieczność aby całkiem politycznie odosobniona nie pozostać. Ale jakże ztąd daleko do zarzutu, aby Papieztwo było przeciwnikiem wolności ludów i narodów! Zkądże data i pozór? Czy może od r. 1167 w którym Papież Aleksander III w imieniu Soboru ogłosił, że niewola zniesiona? Czy może w wiekach średnich, kiedy uciśnione przez swych książąt ludy uciekały się pod opiekę Namiestnika Chrystusowego? Czy może w ostatnich czasach, gdy Papież przystąpić nie chciał do świętego przymierza, a decyzyę kongresu wiedeńskiego przyjął protestacyą że władza jego jest niepodległą i żaden kongres o dziedzictwie Kościoła rozstrzygać nie ma prawa?… Zkądże pozór? Czy z wad administracyjnych wyprowadzone wnioski o braku wolności, o braku praw politycznych? Toby się jeszcze jako tako tłómaczyć dało. Ale w reformach o które woła kwestya papiezka, idzie o coś łechcącego bardziej fałszywy liberalizm. Idzie o równouprawnienie wyznań i na niej oparty kodeks Napoleona. Idzie o to, na co przystać nie może Papieztwo bez zaparcia się samego siebie. W Rzymie musi być panującą religia katolicka i jest nią; a przecież gdzież większa jak w Rzymie tolerancya? Byłyż tam kiedy za
Papieztwa prześladowania religijne? Ale tolerancya prawdziwie chrześciańska, w imię miłości bliźniego, tolerancya dla osób a nie dla błędu lub fałszu…
Niepodobna zresztą wyliczać wszystkich napadów, fałszów i nareszcie oszczerstw, jakie pod niewinną nazwą reform ukrywa w swych żądaniach tak zwana kwestją papiezka. To co się powiedziało wystarcza na okazanie, z jak groźnym nieprzyjacielem ma do walczenia Papieztwo. Kwestya papiezka, dziecię rewolucyi francuzkiej, wszystkie sposoby uważa za godziwe. Walczy na każdem polu: to na religijnem, pod pozorem że szanuje władzę duchowną Papieża i tylko przeciw świeckiej występuje; to na polu niedowiarstwa, lekceważąc sobie gromy watykańskie i wyroki Soborów; to na liberamem, broniąc nibyto wolności sumienia; to na filantropijnem ujmując się za uciskiem milionów ludzi; to na polu wolności uważając Papieztwo za sprzymierzeńca despotyzmu, a przeciwnika niepodległości narodów; to na zachowawczem upatrując w utrzymaniu władzy doczesnej Papieztwa zaród ciągłej anarchii i zaburzeń… Istny kameleon polityczny, zmieniający bezustannie barwy, aby tylko rzucić mógł cień jakowy na świetne oblicze niewzruszonej władzy Watykańskiej!…
Wróciwszy do swych krajów Papieże, zkąd ich była na chwilę rewolucya francuzka oddaliła, spostrzegli odrazu, jak gorzka została tam po niej spuścizna, z jak niebezpiecznym przeciwnikiem, nie zewnątrz jak dawniej, ale wewnątrz swego państwa mieć będą do czynienia. Ale wiedzieli ie niema restauracyi którąby od razu przyprowadzić się dało, ze jest tylko reakcya. Wiedzieli, że wszelkie restauracyjne usiłowania za reakcyjne wzięteby były, nawet przez umysły poczciwe, ale na które bądź co bądź wpłynął szybko postępujący duch wieku. Zresztą zerwane ostatnie węzły stosunków feudalnych, nie dadzą się już napowrót zawiązać. Trwają one tradycyą i dotrzymaniem słowa. Gdy tradycya upadnie, a zwolnienie od słowa raz nastąpi, niepodobna już wskrzeszać pierwszey i odwoływać się do drugiego. W przetwarzaniu organizmu społeczności można postępować zwolna, ale cofać się w kolej opuszczoną, rzadko kiedy się uda, zwłaszcza, gdy takiemu wstecznemu ruchowi sprzeciwiają się powszechnie przyjęte wyobrażenia, napiętnowane słusznie czy niesłusznie mianem postępu. Takie było położenie Papieztwa jakie mu zgotowała w Państwie Kościelnem rewolucya, znosząc dawne stosunki na tradycyach feudalnych i municypiach oparte, a zaprowadzając administracyę centralną.