- W empik go
O świętym Martynianie - ebook
O świętym Martynianie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 183 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Urodzony w mieście Cezarei Palestyńskiej, w domu wielce zamożnym, młody Martynian nie odróżniał się zrazu swymi uczynkami od zepsutych bogactwy rówieśników. Już od wczesnych lat okazywał skłonność nieprzystojną do niewiast, tylko nieśmiałość pewna, właściwa młodemu wiekowi, a więcej jeszcze niemożność rozrządzania majątkiem swym, były mu poniekąd hamulcem w tych grzesznych zapędach.
Straciwszy rodziców oboje w osiemnastu leciech znalazł się Martynian na drodze śliskiej do zupełnego upadku. Nagle odziedziczony majątek, wraz z niedoświadczeniem wieku i zgubnymi popędami ciała, wiodły go prosto w piekielną przepaść. Ujrzał się teraz zwolnionym ze wszelkich wędzideł. Długo hamowana skłonność buchnęła zgubnym płomieniem i nieobaczny młodzieniec rzucił się z całą gorącością lat swoich w kałuże rozkoszy, które mu szatan ułudnie jako ogrody raju malował.
UWAGA. Kto nie zna szatańskiej chytrości, snadnie może się o niej przekonać, spojrzawszy na kałużę stojącą: – widzi w niej jakoby niebo, choć w rzeczywistości jest to kał mętny i błoto. Tak tedy szatan za przyrodzeniem się skrywa, aby tym łatwiej oczy i dusze ludzkie uwodzić.
Wkrótce Martynian nie tylko że duszę swoją w studni nieczystej po uszy pogrążył, ale „ co gorsza, stał się przykładem zepsucia dla wielu nieletnich towarzyszy.
Lecz Bóg widać czuwał nad nim i zamierzył w niezbadanych swych celach z tego zepsutego chłopca uczynić naczynie swoje.
Kiedy bowiem tak broił, a żadnego już pomiarkowania nie miał w swych postępkach, nagle dotknięty został chorością okrutną, która go na łoże boleści złożyła.
Cierpiał długo i srodze. I wtedy to za łaską Bożą przyszło nań upamiętanie. Zobaczył, że rozkosze, które go do tej chorości przywiodły, przemijającymi są ułudami czarta i gorzkie są w skutkach swoich, a Bóg jeno jest pewnością i słodką przystanią.
Począł tedy opłakiwać w długich nocach udręczeń grzeszne postępki swe i wołać z głębi serca:
– Wybaw mię, Panie, z nędzy ciała, a już Ci całą duszą służyć pocznę i chwalić Cię będę przez resztę żywota aż do wydania tchu.
Szatan, który pewnym był, że już duszę Martyniana trzyma w swoich kleszczach, widząc te jego zabiegi, zaniepokojony, jął go mącić w zamysłach. Podsłuchawszy raz, jak Martynian skruchę głośną przed Bogiem wyznawał i zarzekał się, że już nie wróci do grzesznego życia, stanął przy jego łożu jako jeden z towarzyszy zabaw i drwił słowami:
– Cóż to za kłamstwa, Martynianie, powiadasz? Wiesz przecie sam, tak dobrze jak ja, że skoro tylko wyzdrowiejesz, nie zamkniesz się na puszczy, lecz wrócisz do swych hulanek, które mimo wszystko nie są takie złe, jak ci je myśl boleścią schorzała przedstawia. Tylko się strzec winieneś zatrutych strzał Wenery.
To znowu przybrał postać kuszącą jednej z niewiast, z którymi miał młody Martynian sprawy, i nachylony nad nim szeptał:
– Nic nie przeważy moich pieszczot… Niczym ból, niczym cierpienie… Jeszcze je dotąd czujesz we krwi swej, nieprawdaż?
Lecz Martynian uszy na te podszepty zatykał i trwał w uporze nawrócenia.
Tedy szatan widząc, że tak nic nie wskóra, wziął na się postać starego lekarza, który czasem Martyniana nawiedzał, i rzekł mu na odchodnym z szorstką otwartością:
– Słabość twa nieuleczalna. Żadna moc tu nie poradzi. Wiedz o tym. Mówię ci, abyś się próżno nie łudził.
Jednakże Martynian nie tracił nadziei. Uczynił ślub w sercu swoim, że gdy go Bóg z chorości tej mocą swą podniesie, rozda resztę majętności swej, uda się na pustynię i tam, z dala od powabów świata, żywot swój będzie wiódł w czystości, modlitwą krzepiąc się i umartwieniem.
I tak się za wolą Bożą stało. Bóg bowiem dopuścił nań tę chorość, jak i poprzednie popadnięcie w sidła, aby z nawrotem jego ku ścieżce zbawienia tym większa niebu była radość.ROZDZIAŁ II
Było niedaleko Cezarei Palestyńskiej wzgórze pustynne, nazwane Locus arcae, gdzie się różnymi czasy wielu ludzi Bożych w szkole pokuty i żywota doskonałego ćwiczyło. Wielu z nich pomarło, Bogu i aniołom Jego oddając dusze weselem szczęśliwe; inni zasię odeszli nie mogąc srogości wielkiej onej pustelni wytrzymać. A tak pozostały po nich chatki, które raczej twierdzami można by nazywać, bo wiele przetrzymały różnymi czasy napaści szatańskich i od niejednej ich ściany wróg pohańbion ze wstydem musiał odstąpić.
Jedną z takich opuszczonych chat w pustyni owej zajął Martynian nawrócony i w niej odtąd zamieszkał. Żywił się jagodami leśnymi i tym, co mu kto z natchnienia Bożego z prośbą o modły podawał. Nikt by w tym pustelniku wynędzniałym nie rozeznał owego świetnego młodziana, ulubieńca niewiast lekkich i zepsutej młodzieży.
Nie ostawił go w spokoju szatan pobity. Owszem nagabywał go często, nawodząc mu na oczy chwile przeżyte w hulankach, jako coś niezastąpionego, to przedstawiając inne, ułudniejsze, które mógłby przeżyć jeszcze, gdyby sam zechciał. A tak się w tych podstępach zdrajca zaczaił, że trudno go było nieraz przeznać. Wielokrotnie bowiem i niewinnych stworzeń boskich używał do swych sztuczek. – Raz na przykład zdołał śpiew słowika, który w pobliskim krzewie nucił, tak do ułudy przemienić, że klęczącemu w celi Martynianowi wydał się ów śpiew tkliwym wołaniem niewieścim, które ku rozkoszy wzywa. Co słysząc święty pustelnik, znajom już sztuczek diabelskich, wychodzi za próg, porywa kamień ze ziemi i całym rozmachem ciska w krzew zdradziecki – a tak wnet ucichło wszystko i słowik przestał nucić.