Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O sztuce u dawnych, czyli Winkelman polski Stanisława hrabi Potockiego. Część 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O sztuce u dawnych, czyli Winkelman polski Stanisława hrabi Potockiego. Część 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 405 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO ALE­XAN­DRY Z XIĄ­ŻĄT LU­BO­MIR­SKICH HRA­BI­NY PO­TOC­KIEY.

Zwy­kle dwie przy­czy­ny kie­ru­ią przy­pi­su­ią­cych pió­rem, z któ­rych naysz­la­chet­niey­szą, iest oka­za­nie wdzięcz­no­ści, przy­iaź­ni lub sza­cun­ku; nay­po­spo­lit­szą po­chleb­stwo, chęć zy­ska­nia na­gro­dy, opie­ki, lub wy­nie­sie­nia wiel­kiem imie­niem, ma­łey pra­cy. Mnie, wraz po­łą­czo­ne pierw­sze trzy przy­czy­ny skło­ni­ły do przy­pi­sa­nia Ci, Żono ko­cha­na! dzie­ła ni­niey­sze­go. Bo ko­muż wię­cey wdzięcz­no­ści, przy­iaź­ni i sza­cun­ku wi­nie­nem, iak To­bie? co od lat tylu po­myśl­ne i nay­przy­krzey­sze ży­cia mo­ie­go chwi­le, nie­od­stęp­nie dzie­ląc ze­mną, pierw­szym wdzię­ku, dru­gim ulgi, do­dać umia­łaś? tyle przy – mio­ty ro­zu­mu i du­szy, któ­re Cie­bie zdo­bią, tyle do­broć sta­łość Two­ia, wpły­wu na los móy, od mło­do­ści do si­wi­zny mia­ły. –

W prze­cią­gu dwóch lat ostat­nich, w któ­rych cier­pie­nia moie mo­ral­ne i fi­zycz­ne, do nay­wyż­sze­go do­szły stop­nia, ku ich ia­kiey­kol­wiek ro­ze­rwie, pod Two­ią, że tak po­wiem, opie­ką, na­pi­sa­łem to dzie­ło; bo Ty, wier­na tylu nie­wcza­sów, tylu przy­gód to­wa­rzysz­ka, wspie­ra­łaś mnie sło­dy­czą i wy­trwa­ło­ścią Two­ią, i nie­raz o tey prze­ko­na­łaś praw­dzie, że mac du­szy, że tkli­wa przy­iaźń, są wyż­sze­mi nad wszyst­kie losu zda­rze­nia! Two­iem wiec iest to dzie­ło, któ­re bez Cie­bie nie by­ło­by ist­nia­ło; przy­pi­su­iąc go To­bie, rad­bym, by się sta­ło wiecz­nym, i god­nym Cie­bie, wdzięcz­no­ści mo­iey po­mni­kiem. Lecz kie­dy mnie tak da­le­ce nie uno­si mi­łość wła­sna, bym to so­bie tu­szył, racz z zwy­kłą To­bie do­bro­cią przy­iąć chęć za sku­tek.

Mnie­mam, żem aż nad­to uspra­wie­dli­wił przy­czy­ny, któ­re mnie skło­ni­ły do przy­pi­sa­nia Ci, Żono ko­cha­na, dzie­ła tego; lecz prze­mil­czeć mi się nie go­dzi tych, któ­re mi­łość Two­ia ku Sztu­kom, i w nich zna­io­mość, w sto­sun­ku z przed­mio­tem dzie­ła tego, rów­nie czy­ni waż­ne­mi. Od tylu lat dzie­ląc ze­mną znie­wa­la­ią­cą ku nim skłon­ność, wy­bor­nym od na­tu­ry ob­da­rzo­na sma­kiem, na­by­łaś w nich, uwa­gą, do­świad­cze­niem, i ustaw­nem, że tak po­wiem, z Sztu­ka – mi ob­co­wa­niem, czu­cia ich pięk­no­ści, nie­tyl­ko wpi­ci Two­iey, ale i w na­szey rzad­kie­go. Z tego więc na­wet po­wo­du, nie wi­dzę ni­ko­go, ko­mu­by był wła­ściw­szym hołd przy­pi­sie dzie­ła o Sztu­ce, bo nie­znam ni­ko­go, coby traf­niey o niey, iak Ty, są­dzić umiał: (1).

–- (1) Nie­go­dzi się na­wet mę­żo­wi po­chle­biać żo­nie, więc niech mi wol­no bę­dzie, przy­to­czyć choć ie­den przy­kład, któ­ry do­wie­dzie, ie nie ie­stem po­chleb­cą. – Ba­wiąc nie­gdyś w Wied­niu, by­li­śmy w ga­bi­ne­cie Ce­sar­skim ry­co­nych ka­mie­ni, któ­ry nam uczo­ny Hec­kel… co go tak do­kład­nie, opi­sał, po­ka­zy­wał, z tem więk­szem upodo­ba­niem gdy wi­dział, że nam ta ga­łąź Sztu­ki obcą nie była. Po wie­lu in­nych ka­mie­niach, po­dał żo­nie mo­iey, ile po­mnę, krwaw­nik we­wnątrz ry­co­ny, za­le­ca­iąc go iey uwa­dze. Obey­rzaw­szy pil­nie od­da­ła mi rze­czo­ny ka­mień, mó­wiąc

Wiem, że może nie ie­den z Czy­tel­ni­ków, któ­rzy Cie­bie nie zna­ią, przy­pi­sze zbyt­nie­mu Męża Uprze­dze­niu, to moie o To­bie zda­nie. Lecz ie­śli mnie­cie za­wie­rza, niech przy­mio­tom, niech ta­len­tom za­wie­rzy, co acz rzad­ko, zdo­bią prze­cież nie­kie­dy czło­wie­ka; niech nie czy­ni płci Two- – po pol­sku, że się iey nie zda­wał sta­ro­żyt­nym, ale staw­ne­go Niem­ca, co się w Rzy­mie znay­do­wał, nie wy­mie­nia­iąc imie­nia Pi­kle­ra, dla nie da­nia na­wet po­szla­ki, o swo­iem po­wąt­pie­wa­niu. Rzu­ciw­szy nań okiem, kiw­ną­łem gło­wą, aby dać po­znać, że iey ie­stem zda­nia. Hec­kel, któ­ry to wszyst­ko pil­nie uwa­ża­ły za­czął mnie na­glić, abym mu po­wie­dział o tym ka­mie­niu żony mo­iey zda­nie; uczy­ni­łem na­ko­niec za­do­syć cie­ka­wo­ści iego. Zdzi­wio­ny, rzekł do mnie: przy­znać mu­szę, że ta Pani, iest nay­bie­gley­szą znaw­czy­ną, iaką tu kie­dy wi­dzia­łem; ten bo­wiem ka­mień

iey, i ludz­kie­mu ro­dza­io­wi tey krzyw­dy, by mnie­mał, że wśrod nie­go, nie znay­du­ią się do rów­ney wy­so­ko­ści po­su­nię­te przy­mio­ty, iak wy­stęp­ki; z tą róż­ni­cą, ie kie­dy pierw­sze kry­ie skrom­na ich uży­tecz­ność, dru­gie wy­ia­wia gło­śna ich szko­dli­wość.

–- do­syć dłu­go za sta­ro­żyt­ny w tym ga­bi­ne­cie ucho­dził, aż nas z tego błę­du wy­pro­wa­dził prze­ież­dża­ią­cy przez Wie­deń sam Pi­kler, któ­ry w nim pra­cę swo­ię po­znał. Traf­ność tego sądu, tak ude­rzy­ła Hec­kla, że spo­tkaw­szy, mnie w kil­ka lat po­tem, iesz­cze mi go z za­dzi­wie­niem przy­po­mniał.PRZED­MO­WA.

O Sztu­kach na­dob­nych pi­sać przed­się­wzią­łem. Nie tknię­te­mi one do­tąd pió­rem na­ro­do­wem były, przy­naym­niey pod tym ogól­nym Sztuk pięk­nych imie­niem, któ­re zgod­nem ze­zna­niem wszyst­kie Eu­ro­pey­skie Na­ro­dy, i wszyst­kie ię­zy­ki, Sny­cer­stwu, Ma­lar­stwu i Ar­chi­tek­tu­rze nada­ły. Lecz na­przód zwa­żyć mi na­le­ży, czy­li ta­ko­wy przed­miot iest god­nym na­ro­do­wey bacz­no­ści, któ­rey się zwra­cać od rze­czy uży­tecz­nych nie go­dzi, nie­bez­piecz­ną pło­chey cie­ka­wo­ści po­nę­tą.

Nie wcho­dząc w to za­py­ta­nie, czy­li się Sztu­ki przy­ło­ży­ły do lep­sze­go bytu lu­dzi, lub nie? czy­li one z ze­psu­cia i zbyt­ku zro­dzo­ne, kar­mią go na­wza­iem? uwa­żam spo­łecz­ność; ludz­ką, w sta­nie, w któ­rym się dzi­siay znay­du – ie, i wi­dzę, ze Sztu­ki sta­ły się iey ozdo­ba wdzię­kiem, a na­wet po­trze­bą. Prze­ko­ny­wa mnie o tem nie tyl­ko do­świad­cze­nie, lecz iaw­ne nie­po­do­bień­stwo zwro­tu do pier­wiast­ko­wey świa­ta pro­sto­ty. Wstecz­ny ten wi­dok po­do­bać się za­wsze bę­dzie oku fi­lo­zo­fa, a po­ło­żo­ny obok oby­cza­iów, i ze­psu­cia na­ro­dów w wspo­łecz­no­ści ży­ią­cych, łu­dzić go nie prze­sta­nie żą­da­niem po­wro­tu do tey szczę­śli­wey pro­sto­ty, któ­ra iuż nie­po­dob­ną iest dla lu­dzi, i do któ­rey zwrot, gdy­by na­wet był po­dob­nym, stał­by się dla nich szko­dliw­szym nad te klę­ski wy­do­sko­na­lo­ney spo­łecz­no­ści, na któ­re ła­twiey sar­kać wy­mow­nie, niż im sku­tecz­nie za­ra­dzić.

Po­szu­ki­wa­nie mnie­ma­ne­go szczę­ścia, było i bę­dzie za­wsze uszczerb­kiem rze­tel­ne­go szczę­ścia czło­wie­ka, i uka­ra­niem tey pysz­ney żą­dzy iego, któ­ra się pod­dać lo­so­wi nie umie, ale nim chce wła­dać. Pa­trz­my więc na świat i lu­dzi, ia­kie­mi są, nie ia­kie­mi bydż­by po­win­ni; i w tym sta­nie rze­czy usi­łuy­my stać się im po­ży­tecz­ne­mi, w któ­rym bydź nie­mi mo­że­my, nie w tym, do któ­re­go da­rem­nie ich od­wo­łu­jąc, pod po­zo­rem ich szczę­ścia, za­szczy­tu fi­lo­zo­ficz­ney no­wo­ści szu­ka­my dla sie­bie. Otoż iest źrzó­dło tych wy­mow­nych i prze­ciw Sztu­kom, a na­wet i Na­ukom po­wstań, któ­re pió­ro nayc­no­tliw­sze­go z fi­lo­zo­fów ostat­nie­go wie­ku unio­sły. O sza­lo­na uoso­bli­wię­nia się żą­dzo! (1) cze­goż nad ludź­mi nie mo­żesz? Da­ruy, da­ruy wiel­ki mężu, ale cię te wła­sne oskar­ża­ią sło­wa. Lecz błąd twóy, któ­ry w cno­cie miał swóy po­czą­tek, tyle iest szla­chet­nym, ile ob­mier­z­łą ob­łu­da tych po­czwar, co pod cie­niem two­iey cno­ty i wy­mo­wy, tar­gnę­li się na wzru­sze­nie świę­tych spo­łecz­no­ści za­sad (2), ukry­ci w świą­ty­ni zło­czyń­cy! Pra­wość two­ia sta­ła się dla nich wy­stęp­ków na­sie­niem; bo nie­przy­y­mu­ie zba­wien­nych ro­ślin ta zie­mia, co ma ro­dzić tru­ci­zny.

Już oni i wąt­pli­wo­ści nie zo­sta­wi­li lu- – (1) Są to wła­sne sło­wa sław­ne­go Jana Ja­kó­ba Ro­us­se­au.

(2) Mnie­ma­ni fi­lo­zo­fo­wie re­wo­lu­cyj­ni.

dziom, przez ia­kie zbrod­nie sto razy gor­sze, niż przy­wa­ry na­sze są szko­dli­we­mi, wró­cić­by nam przy­szło do tey szczę­śli­wey nie­wia­do­mo­ści, mat­ki cnót wszyst­kich! Trzy czę­ści ro­dza­iu ludz­kie­go małą zda­wa­ły się im ofia­rą, aże­by się czwar­ta błą­ka­ła po pu­sty­niach i la­sach. Ze wsty­dem cza­sów na­szych, zja­wio­na w nich ta na­uka, wnet do wy­ko­na­nia przy­szła, a okrop­ne roz­wa­li­ny miast kwit­ną­cych, sta­ły się god­ną iey pa­miąt­ką (1). Otoż ko­rzyść ie­dy­na, co­śmy od­nie­śli z pysz­ney umie­ięt­no­ści i sztuk po­gar­dy, któ­rą ro­zum ludz­ki chciał się wznieść nad sie­bie sa­me­go; a ra­czey, Otoż po­ni­ża­ią­ca­go, lecz zba­wien­na wiecz­ney prze­zor­no­ści dla nie­go prze­stro­ga. Ćwicz­my się więc w na­ukach i sztu­kach, ia­kież­kol­wiek mogą bydź ich nad­uży­cia, kie­dy nas od tak okrop­nych wstrzy­mu­ią za­pę­dów: i to ied­no niech nas prze­ko­na, że w sta­nie dzi­siey­szym rze­czy, wie­le spo­łecz­no­ści na ich utrzy­ma­niu i wy­do­sko­na­le­niu za­le­ży.

–- (1) Mia­no­wi­cie Lion i Van­dea pod­czas Re­wo­lu­cyi fran­cuz­kiey, że tyle in­nych znisz­czeń, po­mi­nę.

Maią Sztu­ki iak Na­uki, szla­chet­ny swóy po­czą­tek w tey ro­zu­mu po­ięt­no­ści, któ­rą mą­drość przed­wiecz­na roz­róż­ni­ła czło­wie­ka od zwie­rząt. Żyią one w za­kre­sie od niey so­bie prze­pi­sa­nym, i nie usi­łu­ią wy­jedź z nie­go wro­dzo­ną nie­mo­cą wstrzy­ma­ne. Prze­ciw­nie wła­dza wszech­moc­na po­py­cha ród ludz­ki, i ku­sić się mu każe o to wszyst­ko, do cze­go mu po­ięt­no­ści i zręcz­no­ści pra­wo nada­ła. Taka iest za­sa­da spo­łecz­no­ści ludz­kiey, a za­tem Nauk i Sztuk, któ­re wraz z nią po­wsta­ły i wzro­sły. – Mnie­ma­myż módz się oprzeć prze­zna­cze­niu na­sze­mu, i w doy­rza­łym świa­ta wie­ku wró­cić do iego dzie­ciń­stwa? Wni­wecz ob­ra­ca ręka nim rzą­dzą­ca te dum­na ro­zu­mu na­sze­go ma­rze­nia, i lu­dzi dą­żą­cych do szczę­ścia, któ­re­go im nie prze­zna­czy­ła, od pierw­sze­go kro­ku zwra­ca nie­szczę­ściem.

Więc nie tyl­ko za próż­ne, lecz za szko­dli­we mieć na­le­ży po­szu­ki­wa­nie tego wszyst­kie­go, co iest w wy­ko­na­niu nie­po­dob­nem, gdy­by na­wet w so­bie do­brem było. Lecz tu oczy­wi­sta iest szko­dli­wość, iaw­ne nie­po­do­bień­stwo. Po­coz tedy za­cie­kać się za­tem, co iest czczem i zgub­nem? kie­dy tyle prawd uży­tecz­nych do od­kry­cia nam zo­sta­ie? Po­coż wy­szu­ki­wać sta­row­nie to wszyst­ko, w czem nad­uży­cie Sztuk i Nauk spo­łecz­no­ści szko­dzić może? Po­cóż mie­szać z nie­mi jad, któ­re­go w so­bie nie maią, ale któ­rym ie za­pra­wia­ią na­mięt­no­ści na­sze? a nie ra­czey sta­rać się do­ciec, przez ia­kie śrzod­ki stać się mogą nay­uży­tecz­niey­sze­mi lu­dziom, ha­mu­iąc ich za­pę­dy, i wle­wa­iąc w nich te przy­mio­ty, któ­re w sta­nie dzi­siey­szym spół­ecz­no­ści, przy­ło­żyć się do ich szczę­ścia nay­wię­cey mogą? Lecz zbyt pro­stą, zbyt uży­tecz­ną iest ta praw­da, żeby na niey próż­ność i chy­trość tych oso­bliw­szych mę­dr­ców prze­sta­ła.

Ale lu­dzie praw­dzi­wie świe­tli, po­glą­da­iąc ze wstrę­tem na tak okrop­ne ro­zu­mu ludz­kie­go nad­uży­cie, przy­pad­ną snad­nie na tę praw­dę, że bra­ter­skie­mu związ­ko­wi, któ­ry od ich po­cząt­ku łą­czy Sztu­ki z Na­uka­mi, win­na po wiel­kiey czę­ści spo­łecz­ność za­szczyt, ozdo­bę, sło­dycz, uży­tek, na­ko­niec pew­ność swo­ię.

Ani­bym się dłu­żey nad tem za­sta­na­wiał, gdy­bym wraz o nich rzecz czy­nił;, ale kie­dy mam tu mó­wić tyl­ko o Sztu­kach, któ­rych moc nad ro­zu­mem na­szym mniey iest sa­mo­wład­ną, niż Nauk, a wdzięk może moc­niey­szym, tak da­le­ce, że w nie­któ­rych umy­słach su­row­szych, no­szą ia­kąś ce­chę nie­bez­piecz­ney pło­cho­ści, za­sta­no­wić się nie­co wi­nie­nem, nie tyl­ko nad ich wdzię­kiem, ale i nad rze­tel­nym użyt­kiem. Wdzię­kiem Sztuk iest ich ozdo­ba, to iest to wszyst­ko, co w nich zmy­słom na­szym po­chle­bia, co ie ude­rza i przy­iem­nie za­przą­ta. Je­śli mó­wi­my o Sztu­ce po­su­nię­tey do nay­wyż­sze­go stop­nia, iest to do­sko­na­ła har­mo­niia pięk­no­ści, cel iey usi­ło­wań rzad­ko do­się­gnio­ny. Je­śli zaś w niż­szym stop­niu uwa­ża­my Sztu­kę, iest to część tyl­ko ia­kaś tey do­sko­na­łey pięk­no­ści, albo niż­sza od niej ład­ność, sma­ko­wi­cie roz­rzą­dzo­na. Użyt­kiem Sztuk iest to wszyst­ko, co się w nich lub przez nie do po­trzeb i wy­go­dy na­szey przy­kła­da. Stąd wy­pa­da­ią ich nie­zli­czo­ne z nami sto­sun­ki, któ­re do­syć iest wska­zać ogól – nie, bo co­dzien­ne uży­wa­nie ko­rzy­ści, któ­re nam przy­no­szą, prze­świad­cza o nich każ­de­go.

Mogą się lu­dzie ży­ią­cy w spo­łecz­no­ści obeyśdź bez tych cu­dów Sny­cer­stwa, w któ­rych ge­niusz ubó­stwił zni­ko­mą po­stać czło­wie­ka; lecz Sztu­ka Ka­mie­niar­ska, któ­ra iest pierw­szym rzeź­by szcze­blem, iest im po­trzeb­na; bo ona nada­ie moc i grun­tow­ność ich dzie­łom. Mogą się obeyśdź bez tych dziw­nych ob­ra­zów, w któ­rych pę­zel płót­no oży­wia; lecz po­spo­lit­sze Ma­lar­stwo, do czy­sto­ści, do­trwa­ło­ści, do ochę­do­stwa miesz­kań ich i wszel­kie­go ro­dza­iu sprzę­tów, iest im przy­dat­nem. Na­ko­niec mogą się obeyśdź lu­dzie bez tey oka­za­ło­ści, któ­rą Ar­chi­tek­tu­ra Mia­stom, Świą­ty­niom, Bu­do­wom pu­blicz­nym i miesz­ka­niom ich nada­ie, mogą bez tey kształt­no­ści, któ­ra ie we­wnętrz­nie zdo­bi; lecz mu­szą uznać Ar­chi­tek­tu­rę za mat­kę wy­go­dy pu­blicz­ne­go i do­mo­we­go ży­cia, za po­trzeb­ną spół­ecz­no­ści to­wa­rzysz­kę, któ­ra ich prze­ciw ży­wio­łom i prze­ciw so­bie sa­mym bro­ni. Ogól – nie zaś mó­wiąc o uży­tecz­no­ści Sztuk, nie masz wy­do­sko­na­leń­sze­go Rę­ko­dzie­ła, któ­re­by ich nie wy­ma­ga­ło po­mo­cy. Po­trze­ba wy­na­la­zła Sztu­ki, ugrun­to­wa­ło ie do­świad­cze­nie, wy­do­sko­na­lił ge­niusz. Były więc sztu­ki Rze­mio­sła­mi, nim się Sztu­ka­mi sta­ły. Prze­mysł ludz­ki łą­cząc do ich uży­tecz­no­ści ozdo­bę, za­do­sy­ću­czy­nił po­trze­bom sma­ku na­sze­go, wprzód opa­trzyw­szy po­trze­by cia­ła: a kie­dy te iuź ugrun­to­wa­ły To­wa­rzy­stwo ludz­kie, tam­te sta­ły się wdzię­kiem iego. Ja­koż prócz tylu rze­tel­nych ko­rzy­ści, któ­re sztu­ki lu­dziom przy­no­szą, są one w każ­dym ich wie­ku przy­iem­ną i szla­chet­ną za­ba­wą, a w za­moż­nych od­dzie­le, pew­nem le­kar­stwem na nay­okrop­niey­szą z cho­rób, na tę mó­wie sy­tość wszyst­kie­go, któ­rą wła­śnie nu­dzi szczę­ście. Do tego z Sztuk mi­ło­ścią pra­wie za­wsze łą­czy się ten duch fi­lo­zo­ficz­ney nie­pod­le­gło­ści, co gar­dząc po­zo­ra­mi po­tę­gi i wiel­ko­ści, w swo­bo­dzie do­mo­we­go ży­cia, umie zna­leźć szczę­ście, praw­dzi­we. Czło­wiek pa­trzą­cy z ich łona na zmien­ne świa­ta ko­le­ie, kie­dy go na­wet ich ude­rza okrop­ność, my­śli z po­cie­chą że on na nie rzu­ca tyl­ko kwia­ty.

Mniey iest moim za­mia­rem wy­sta­wić hi­sto­rycz­ny ob­raz Sztu­ki daw­nych Na­ro­dów, iak pi­sząc o niey dać po­znać iey pięk­no­ści, aby ci, któ­rzy na­bydź tey zna­io­mo­ści szu­ka­ią, mo­gli iey do­stą­pić iak nay­ła­twiey­szym spo­so­bem. Znać się na Sztu­kach nic in­ne­go nie iest, tyl­ko czuć praw­dzi­we ich pięk­no­ści, i wtem cala bie­głość znaw­cy (1) po­le­ga; Sztu­ka zaś nie iest czem in­nem, tyl­ko na­śla­do­wa­niem Na­tu­ry. Wszak nie wol­no my­śli czło­wie­ka przeyśdź za iey gra­ni­ce, ani ima­gi­na­cyi wy­obra­zić mu rze­czy, któ­rey­by ona wzo­rem nie była. Cheł­pią­cy się tylą wy­na­laz­ka­mi prze­mysł ludz­ki, nie wy­my­ślił iesz­cze żad­ney po­sta­ci, nie dał kształ­tu ani ied­ne­mu na­wet ato­mo­wi, któ­ry­by na­śla­dow­ni­czym nie był. Two­ry więc iego, nie są two­ra­mi, ale prze­two­rze­niem; a - (1) Con­no­is­seur.

ra­czey ukształ­ce­niem i na­śla­do­wa­niem Na­tu­ry. Są one złym lub do­brym, sma­kow­nym lub nie­wdzięcz­nym, wy­bo­rem i sto­sun­kiem nie­któ­rych iey two­rów, tak da­le­ce, że w nay­cel­niey­szych iak w naj­po­spo­lit­szych Dzie­łach, do­bór i na­śla­do­wa­nie do Czło­wie­ka, wzo­ry do przy­ro­dze­nia na­le­żą. Rzu­ci­ła ie przed nami we wszyst­kich ro­dza­iach twór­cza ręka, wol­ny nam złe­go iak do­bre­go zo­sta­wiw­szy wy­bór; rów­nie iest nie­myl­ną fi­zycz­nie, iak mo­ral­nie ta praw­da. Nie są tedy czem in­nem Dzie­ła Sztu­ki, tyl­ko na­śla­do­wa­niem Na­tu­ry; co się iaw­nie w Sny­cer­stwie i Ma­lar­stwie wi­dzieć daie, a do­strze­ga i w Ar­chi­tek­tu­rze, choć w od­da­leń­szym nie­co stop­niu. Jako wiec sma­kow­ne na­śla­do­wa­nie Na­tu­ry iest przed­mio­tem Sztu­ki, tak wy­śle­dze­nie do­sko­na­ło­ści i wad w tem na­śla­do­wa­niu, iest ce­lem Sztuk znaw­cy, Są lu­dzie, któ­rym sama wpra­wa wi­dze­nia i przy­rów­ny­wa­nia Dzieł Sztu­ki daie tę zna­io­mość, to iest, któ­rzy z na­wyk­nie­nia złą­czo­ne­go z na­tu­ral­nym sma­kiem, są­dzą do­brze o nich. Lecz ten spo­sób zwy­kłe obłą­ku­ie dzie­się­ciu, nim sie uda ied­ne­mu; i dla­te­go tak rzad­ko iest zna­leźć łu­dzi do­brze o Sztu­kach są­dzą­cych; bo gdy za­wie­rza­ła ie­dy­nie oczom i sma­ko­wi swe­mu, brak im po­mo­cy ro­zu­mo­wa­nia, ugrun­to­wa­ne­go na nie­myl­nych za­sa­dach Sztu­ki. X dru­giey stro­ny na mało co się przy­da­dzą i nay­lep­sze prze­pi­sy, ie­śli ich nie wspie­ra do­świad­cze­nie, któ­re dać ie­dy­nie może czę­sty wi­dok i przy­rów­ny­wa­nie Dzieł Sztu­ki. Po­łą­czyć więc te dwa spo­so­by na­le­ży, dla wy­do­sko­na­le­nia się w ich zna­io­mo­ści. Jest to rze­czą pi­szą­ce­go o nich, pro­wa­dzić do tego Czy­tel­ni­ka iak nay­ła­twiey­szym spo­so­bem, uprza­ta­iąc te wszyst­kie za­wa­dy, któ­re do Sztuk Świą­ty­ni przy­stęp cięż­ki spra­wu­ią, nie­dla­te­go by ta­kim był w rze­czy, lecz dla­te­go, że brak wy­do­sko­na­lo­ne­go w tey Na­uce spo­so­bu (1), ta­kim go czy­ni.

–- (1) Mécho de.

Wie­le o Sztu­kach u ob­cych pi­sa­no Na­ro­dów, i w tey licz­bie znay­du­ią się Dzie­ła co do szcze­gó­łów sza­cow­ne. Lecz do­pie­ro za na­szych cza­sów pierw­szy zja­wił się Win­kel­mann, któ­ry w Dzie­le swo­iem o Hi­sto­ryi Sztu­ki, przed­się­wziął wy­sta­wić ob­raz wszyst­kich iey czę­ści, wspar­ty na po­mni­kach Sta­ro­żyt­no­ści, "któ­rych mu Rzym ob­fi­cie do­star­czał, i z nich wy­cią­gnąć pew­ne prze­pi­sy do po­zna­nia praw­dzi­wych pięk­no­ści Sztu­ki słu­żyć mo­gą­ce. Bie­rze on Sztu­kę od sa­me­go iey dzie­ciń­stwa, pro­wa­dzi ią do do­sko­na­ło­ści, a po­tem wstecz­nym idąc kro­kiem, wska­zu­ie iey upa­dek, za­wsze na oczy­wi­stych Sta­ro­żyt­no­ści do­wo­dach wspar­ty. – Wy­brał on so­bie za text, nay­pięk­niey­szą część Hi­sto­ryi Sztu­ki, to iest wska­za­ną od Egip­cy­an, kwit­ną­ca u Etru­sków, wy­do­sko­na­lo­na od Gre­ków, na­ko­niec wraz ze świa­tem przy­własz­czo­ną od Rzy­mian, a po­tem z Rzy­mem nik­ną­cą. Spra­wi­ło Dzie­ło Win­kel­ma­na w uczo­nym świe­cie to uczu­cie, któ­re­go a tylu miar iest god­nem.

Lecz sku­tek iego nie od­po­wie­dział za wszyst­kiem pi­szą­ce­go za­mia­rom, to iest, nie sta­ło się ono Dzie­łem, do zna­io­mo­ści Sztu­ki ła­two do­pro­wa­dzić mo­gą­cem. Ze trzech iey dzia­łów, ob­jął grun­tow­nie Win­kel­mann ie­den tyl­ko, to iest, Sny­cer­stwo; praw­da, że o ma­lo­wa­niu daw­nych dla bra­ku oczy­wi­stych do­wo­dów, nie mógł mó­wić z rów­ną pew­no­ścią; wsze­la­ko zda­ie się, ie się nie­do­syć tym przed­mio­tem za­prząt­nął, i że mógł wzglę­dem nie­go wię­cey wy­czer­pać świa­tła z daw­nych Pi­sa­rzów. Za­nie­dbał ze wszyst­kiem Ar­chi­tek­tu­rę, acz go tyle ku niey zwra­ca­ło po­mni­ków. Po­sia­dał on nie­zmier­ną Sta­ro­żyt­ni­ka eru­dy­cyą, i tę bie­głość w wnio­sko­wa­niu, któ­ra za iey po­mo­cą ta­iem­ni­cę Wie­ków tłu­ma­czy: ta­kie było pierw­sze po­wo­ła­nie iego. Zbyt się ubie­ga­iąc za oka­za­niem tey swo­iey bie­gło­ści, (któ­rą obcą… na­zwać moż­na Sztu­ki pięk­no­ściom), wpra­wia czę­sto Czy­tel­ni­ka w uczo­ne za­mie­sza­nie, w któ­re, sam się nie w miey­scu za­cie­ka. Z dru­giey stro­ny za­pęd ima­ina­cyj, iego, uno­si go nie­kie­dy w mi­stycz­ny za­pał, któ­re­go za­wi­ła gór­ność, nie za­stę­pu­ie by­naym­niey pro­stych do­bre­go sma­ku uczu­ciów, i na nich ia­sno ugrun­to­wa­ne­go sądu. Tu zwa­żyć na­le­ży… iż eru­dy­cya Sta­ro­żyt­ni­ka (1), co była pierw­szą Win­kel­ma­na na­uką, wca­le iest od­dziel­ną od zna­nia pięk­no­ści w Sztu­kach, któ­ra smak do­bry wspar­ty do­świad­cze­niem daie. Sta­ro­żyt­nik od­kry­wa ta­iem­ni­cę wie­ko w, tłu­ma­czy ie, i świa­tłem eru­dy­cyi oświe­ca ciem­ne ich po­mni­ki. Znaw­ca Sztuk szu­ka w nich tyl­ko pięk­no­ści, za prze­wod­nic­twem wy­do­sko­na­lo­ne­go sma­ku przez na­wy­kłość po­rów­ny­wa­nia. Tam­ten wy­ia­śnia, co Sztu­ką wy­obra­ża, ten o spo­so­bie wy­ra­że­nia są­dzi. Na­uka ba­jecz­no­ści, hi­sto­ryi, praw, oby­czay­iów, po­ezyi, li­te­ra­tu­ry, ię­zy­ków daw­nych Na­ro­dów, iest nie­zmier­ną Sta­ro­żyt­ni­ka pra­cą, któ­ra rzad­ko kie­dy łą­czy się w jed­nym Czło­wie­ku z tem uczu­ciem wy­do­sko­na­lo­nem, co pięk­ność Sztu­ki ma za cel ie­dy­ny; cze­go sam – (1) An­ti­qu­aire.

Win­kel­mann iest do­wo­dem. Przedarł on się do niey przez trud­no­ści, któ­re­mi ota­cza Sztu­kę pra­co­wi­ta Sta­ro­żyt­ni­ka na­uka, i tąż dro­gą czę­sto Czy­tel­ni­ka pro­wa­dzi. Wska­za­ła mu Teo­rya za­sa­dy pięk­no­ści, lecz dać nie zdo­ła­ła tey pew­no­ści sma­ku, któ­ra do przy­sto­so­wa­nia tych za­sad iest ko­niecz­nie po­trzeb­ną.

Otoż przy­czy­ny, dla któ­rych Dzie­ło Win­kel­ma­na nie ma w so­bie tego sma­ku, tey ia­sno­ści i po­rząd­ku, któ­re ie­dy­nie Na­ukę Sztuk ła­twą i przy­iem­ną uczy­nić mogą. Otoż przy­czy­ny, dla któ­rych na­zwać go ra­czey moż­na uży­tecz­nym ma­te­ry­ałów skła­dem, dla lu­dzi iuz w Sztu­ce bie­głych, niż ła­twą ska­zów­ka dla tych, któ­rzy do­pie­ro oswo­ić się z nią szu­ka­ią. Oto­czo­na Sztu­ka eru­dy­cyi trud­no­ścia­mi, nie wy­szła z nich ze wszyst­kiem pod Win­kel­ma­na pió­rem; i do­tąd iak przed­tem, zra­ża wie­lu obca so­bie trud­no­ścią. Gdy mnie o tem wła­sne prze­ko­na­ło do­świad­cze­nie, przed­się­wzią­łem wy­sta­wić w no­wem Dzie­le, zna­io­mość Sztu­ki tak ła­twą, tak pro­stą, iak czu­ie ie iest w isto­cie; a od­ci­na­jąc od niey trud­ną Sta­ro­żyt­ni­ka pra­ce, po­dać tyl­ko przy­iem­ną Sztuk znaw­cy Na­ukę; i ta, mó­wi­łem iesz­cze w roku 1803 do To­wa­rzy­stwa Przy­ia­ciół Nauk, bę­dzie wła­ści­wa ce­cha mo­iey pra­cy, ie­że­li siły za­mia­ro­wi do­star­czą. Ale gdym się nią za­iął, wnet zmie­ni­łem zda­nie, nię co do rze­czy, lecz co do my­śli utwo­rze­nia no­we­go o Sztu­ce Dzie­ła, Wi­dząc bo­wiem, że ja­kim­kol­wiek w tym za­wo­dzie pó­y­dę to­rem, za­wsze iśdź będę mu­siał w Win­kek­nan­ną śla­dy, i iego trzy­mać się sys­te­ma­tu, a za­tem, że mi przy­y­dzie użyć nie­ia­kiey z Czy­tel­ni­kiem ob­łu­dy, bym cu­dzy Sys­te­mat, bym cu­dze my­śli, spro­sto­waw­szy ie nie­kie­dy, do­peł­niw­szy, skró­ciw­szy, al­bo­li też zmie­niw­szy tyl­ko wy­ra­zy i po­rzą­dek, za wła­sne da­wał; wpa­dłem na myśl do­god­niey­szą do­brey wie­rze Pi­sa­rza, na myśl mó­wię prze­la­nia Dzie­ła Win­kel­man­na, wy­żey ode­mnie wska­za­nym spo­so­bem, to iest, od­cię­cia od nie­go tego wszyst­kie­go co iest zbyt­niem, do­da­nia iego, cze­go brak sama osno­wa rze­czy wska­zu­ie, umiar­ko­wa­nia prze­sad­ney ima­gi­na­cji za­pę­dów, spro­sto­wa­nia nie­do­strze­żeń, na­ko­niec upo­rząd­ko­wa­nia ca­łe­go pa­sma rze­czy, ile tego do­peł­nić moż­na, zbyt­nie się nie od­da­la­iąc od wska­za­ne­go przez Win­kel­ma­na toru.

Do­strze­że­nia po­wy­żey wy­ra­żo­ne, ta­kiey mi się! zda­ią wagi, ie na nich tu prze­sta­nę, choć­by mi do­wieśdź nie cięż­ko zgod­ność czu­cia mo­ie­go o Dzie­le Win­kel­ma­na z po­wszech­nem bez­stron­nych Kry­ty­ków zda­niem, któ­rzy od­da­iąc wszy­scy spra­wie­dli­wość Hi­sto­ryi Sztu­ki iego, i wszy­scy ią za klas­sycz­ne uzna­iąc dzie­ło, upo­rząd­ko­wa­nia, do­peł­nie­nia, zgo­ła prze­ro­bie­nia go wi­dzą i czuć daią po­trze­bę. Tę ia cięż­ką pra­cę śmiem przed­się­brać, mniey prze­ko­na­ny, że iey celu do­się­gnę, iak że go wska­żę i uła­twię bie­gley­sze­mu pió­ru. Zo­bacz­my, za po­mo­cą ia­kich środ­ków po­ku­si­łem się o te zmia­ny.

Chcąc dadź wy­obra­że­nie Sztu­ki u daw­nych Na­ro­dów, na­le­ży mó­wić o każ­dym z osob­na, we­dle cza­su w któ­rym u nie­go kwit­nę­ła. Chcąc dadź po­znać praw­dzi­wa pięk­ność Sztu­ki, trze­ba się za­trzy­mać nad iey wzro­stem, po­stę­pem i wy­do­sko­na­le­niem u tych Na­ro­dów, co ia do­pro­wa­dzi­ły do naj­wyż­sze­go do­sko­na­ło­ści stop­nia, i ta­kie nam… zo­sta­wi­ły wzo­ry. Ztąd wy­pa­da po­dział Na­ro­dów, na te u któ­rych Sztu­ka nie prze­szła pew­ne­go stop­nia wy­do­sko­na­le­nia, za­nik­nię­te­go że tak po­wiem, w su­chej i nie­wol­ni­czey na­śla­do­wa­nia pra­cy, któ­rey nie oży­wiał ge­niusz i wdzię­ki; i na te Na­ro­dy, co praw­dzi­we pięk­no­ści, w ied­nem co tam­te­czer­pa­iac źró­dle, przy­pro­wa­dzi­ły Sztu­ki do nay­wyż­sze­go do­sko­na­ło­ści stop­nia, z roz­rzu­co­nych w Na­tu­rze wzo­rów skła­da­iąc po­my­sło­wą pięk­ność, wska­za­ną ra­czey, iak nisz­czo­ną od niey. Zda­ie się, iż iey ręka ten po­ło­ży­ła za­kres mię­dzy wschod­nie­mi i za­chod­nie­mi Na­ro­da­mi; przy­naym­niey po­mni­ki któ­re nam po nich zo­sta­ły, tę no­szą ce­chę.

Pierw­sze z tych Na­ro­dów, na­le­żą tyl­ko do Hi­sto­ryi Sztu­ki, któ­rey dru­gie są przed­mro­tem. Do­syć iest więc wy­sta­wić wier­ny ob­raz Sztu­ki u ied­nych, kie­dy u dru­gich; wy­ma­ga ona sta­row­ne­go roz­bio­ru, bacz­ne­go nad iey po­cząt­kiem, wzro­stem, udo­sko­na­le­niem i upad­kiem za­sta­no­wie­nia się, zgo­ła; po­zna­nia… iey tre­ści i du­cha; bo ona za­wie­ra w so­bie te wzo­ry, i z nich wy­cią­gnio­ne, za­sa­dy, któ­re smak do­bry i do­świad­cze­nie tyłu wie­ków, za nie­zmien­ne Sztu­ce nada­ły pra­wi­dła; zgo­ła do­syć iest lu­bow­ni­ko­wi Sztu­ki, do­syć Ar­ty­ście, wie­dzieć iaką była Sztu­ka u pierw­szych, kie­dy uczyć się iey u dru­gich, i na­śla­do­wać ia wi­nien, ie­że­li iey znaw­cą, ie­że­li chce stać się w niey Mi­strzem.

Zda­ie się, że ten prze­dział, że te gra­ni­ce mię­dzy wschod­nie­mi i za­chod­nie­mi Na­ro­da­mi sama za­kre­śli­ła na­tu­ra. Wszak­że iaką była Sztu­ka u Chal­dey­czy­ków i daw­nych Per­sów, iaką u In­dów i Chiń­czy­ków, taką, lub wie­le do niey po­dob­ną trwa do dziś, dnia u wszyst­kich wschod­nich Na­ro­dów.

Ogól­nie mó­wiąc, sta­nę­ła ona u nich nie­ru­cho­mą na pew­nym do­sko­na­le­nia stop­niu, na któ­rym ie­że­li do­trwać iak w Chi­nach zdo­ła­ła, kro­kiem się od tylu wie­ków ku wy­do­sko­na­le­niu nie po­su­nę­ła. Ude­rza w niey nie­kie­dy ogrom i grun­tow­ność, czę­ściey ukoń­cze­nie, lub blask zni­ko­my, za­wsze wię­cey pra­ca niż ge­niusz. Z dru­giey stro­ny da­nem było Egip­cy­anom, Etru­skom, Fe­ni­czy­kom, a na­de­wszyst­ko Gre­kom, do­się­gnąć ca­łey Wy­so­ko­ści Sztuk; Rzy­mia­nom zaś przy­iąć pra­wa, rów­nie w Sztu­kach iak Na­ukach, zwy­cię­żo­ney od sie­bie Gre­cyi, i w szczę­śli­wym choć nie­wy­rów­ny­wa­ią­cym wzo­ro­wi swe­mu, dzier­żyć ie na­śla­dow­nic­twie. Idąc za tyra po­dzia­łem, zda­ie się, że nie­tyl­ko za­do­sy­ću­czy­nię chro­no­lo­gicz­ne­mu po­rząd­ko­wi, któ­ry Wscho­do­wi pierw­szość w Sztu­kach przy­zna­ie, ale i temu, któ­re­go sama osno­wa pi­sma tego wy­ma­ga; za wstęp bo­wiem do po­zna­nia praw­dzi­wey pięk­no­ści Sztu­ki, co się do­pie­ro u Etru­sków i Gre­ków zja­wi­ła, słu­żyć bę­dzie od­dziel­ny ob­raz nie­ru­cho­mey

Sztu­ki wschod­nich Na­ro­dów, a za zwią­zek mie­dzy nie­mi Sztu­ka u Egip­cy­anów, któ­ra z prze­ciw­nych skła­dać się zda­ie ży­wio­łów, to iest: nie­po­stęp­no­ści Sztuk wschod­nich i wy­bor­no­ści za­chod­nich, wła­ści­wość, któ­ra ią, że tak po­wiem, środ­ku­ią­cą mię­dzy nie­mi i związ­ko­wą, czy­ni.

Nie tym po­szedł Win­kel­man po­rząd­kiem. Po­świę­ciw­szy on trzy pierw­sze roz­dzia­ły dzie­ła swe­go ogól­nym Sztu­ki za­sa­dom, w któ­rych się zbyt wcze­snych szcze­gó­łów ustrzedz nie zdo­łał, za­czy­na od Egip­cy­an, po któ­rych do Fe­ni­czy­ków, Ży­dów i Per­sów prze­cho­dzi; a mało co o tych trzech ostat­nich po­wie­dziaw­szy Na­ro­dach, ze wszyst­kiem po­miia Chal­dey­czy­ków, In­dów i Chiń­czy­ków, te nay­sta­ro­żyt­niey­sze świa­ta ludy, u któ­rych Sztu­ka nay­daw­niey za­kwi­tła. Waż­nem iest ta­ko­we prze­po­mnie­nie, i ko­niecz­nie w dzie­le o Sztu­ce u daw­nych, za­stą­pio­nem bydź po­win­no, bo zo­sta­wia w niem słusz­nie ra­żą­ca prze­rwę. Wiem, że opi­sa­nie Sztu­ki tych Na­ro­dów nie­wie­le się przy­ło­ży do na­pro­wa­dze­nia iey mi­ło­śni­ka lub Ar­ty­sty na tor praw­dzi­wey pięk­no­ści; lecz zwró­cić go może z prze­ciw­ne­go, wska­zu­jąc mu, ia­kim spo­so­bem obłą­ka­ła się u nich Sztu­ka. Ale po­coż dłu­żey za­sta­na­wiać się nad rze­czą tak oczy­wi­stą, iak iest to twier­dze­nie:, że w hi­sto­ryi Sztu­ki nie go­dzi­ło się prze­po­mnieć tak zna­ko­mi­tey iey ga­łę­zi?

To co mówi Win­kel­man o Sztu­ce u daw­nych Per­sów, nie­tyl­ko nie znay­du­ie się na swo­iem miey­scu, ale nie iest do­sta­tecz­nem. Na więk­szą z stro­ny iego bacz­ność, na sta­row­niey­szy roz­biór za­słu­gi­wa­ły Per­se­po­li­tań­skie ru­iny, po­mnik w swo­im ro­dza­iu ie­dy­ny, tak sta­ro­żyt­ney Sztu­ki. Nie bra­kły mu do tego ma­te­ry­ały, bo prócz tylu in­nych po­dróż­nych, tak, one do­kład­nie od Char­di­na, Le­bru­ina i Nie­bu­ra opi­sa­ne­mi i szty­chem przed­sta­wio­ne­mi były, że nie zby­wa­ło ku temu na po­trzeb­ney Win­kel­ma­no­wi po­mo­cy. Lecz zda­ie się, że eru­dy­cya iego ogra­ni­cza­ła się w mu­rach i oko­li­cach Rzy­mu, i w nich, moż­na po­wie­dzieć, do­sko­na­łą była. W ca­łym bie­gu dzie­ła iego do­strzedz ła­two tego bra­ku ob­cych zna­io­mo­ści, któ­ry słusz­nie nie raz wy­ma­wia­no Wio­chom; zby­wa wszak­że na nich Pi­sa­rzom tey klas­sycz­ney zie­mi, zbyt może w wła­sne po­mni­ki bo­ga­tey, by ich ude­rza­ły cu­dze. W tym wzglę­dzie zda­ie się Win­kel­man do owych Wło­chów po­dob­nym, dla któ­rych świat się koń­czył z Al­pa­mi. Za­pew­ne ci któ­rych ostat­nie zda­rze­nia przy­mu­si­ły pół­noc­ney Eu­ro­py zwie­dzić ostre kra­iny, ża­łu­ią szczę­śli­wey Oy­ców swo­ich nie­wia­do­mo­ści! – Mimo tey wy­mów­ki, Win­kel­man był nay­pierw­szym z Sta­ro­żyt­ni­ków cza­su swe­go, bo głę­bo­ko uczo­ny; prze­miesz­ki­wał w Rzy­mie, co ie­den wię­cey i cie­kaw­szych sztu­ki daw­ney po­mni­ków w so­bie za­my­ka, niż resz­ta świa­ta. Może też zbyt nie­mi za­ię­ty, po­glą­dał pra­wie z obo­ięt­no­ścią choć na zna­ne so­bie Sztuk in­nych Na­ro­dów za­byt­ki, i za­le­d­wie ie wspo­mnie­nia god­ne­mi są­dził, wy­iąw­szy Gre­cyą, tę obie­ca­ną dla nie­go zie­mię, w któ­rey mu prze­no­śna ima­gi­na­cya daw­ne iey cuda pra­wie obec­ne­mi czy­ni­ła. – Prze­ry­wa nie w miey­scu osno­wę dzie­ła Win­kol­ma­na, ten iego tak su­chy opis Sztu­ki Per­skiey, wśród Egip­skiey, Fe­niy­skiey i Etru­skiey umiesz­czo­ny, z któ­re­mi ona żad­ne­go nie ma związ­ku. Zwró­ci­łem więc do wła­sne­go udzia­łu Sztu­kę Per­ska, kła­dąc ią za­raz po Sztu­ce Chal­dey­skiey, z któ­rą ma tyle stycz­no­ści, że może iest iey wy­pły­wem. Ztąd wzro­sły dwa nowe Roz­dzia­ły, któ­re po wstęp­nym umie­ści­łem, pierw­szy o Sztu­ce Chał­dey­czy­ków, dru­gi o Sztu­ce Per­sów. Do­łą­czy­łem do nich dwa inne o Sztu­ce u In­dów i Chiń­czy­ków, zu­peł­nie od Win­kel­ma­na prze­po­mnia­ney, i ta iest nay­znacz­niey­sza zmia­na, któ­rą so­bie w upo­rząd­ko­wa­niu Dzie­ła tego po­zwo­li­łem. Była ona, ko­niecz­na; bo z jed­ney stro­ny nie go­dzi­ło się prze­mil­czeć tak zna­ko­mi­tych Sztu­ki ga­łę­zi, z dru­giey cha­rak­ter, ia­ki­śmy w niey uwa­ża­li u wschod­nich Na­ro­dów, to iest nie­ru­cha­wey mier­no­ści, osob­ny iey na­zna­czał za­kres, zu­peł­nie od­ręb­ny od cał­ko­wi­te­go roz­wi­nię­cia się ge­niu­szu Sztu­ki, któ­ry iest cel­nym

Dzie­ła tego przed­mio­tem. Uni­ka­iąc więc wszel­kie­go za­mię­sza­nia, sto­su­iąc się do cha­rak­te­ru Na­ro­dów i ich Sztu­ki, za­do­syć na­ko­niec czy­niąc chro­no­lo­gicz­ne­mu po­rząd­ko­wi, któ­ry Na­ro­dom wschod­nim pierw­szość Cy­wi­li­za­cyi przy­zna­ie; od tey świa­ta ko­leb­ki, rzecz o Sztu­ce u daw­nych za­cznie­my; po­czem do­pie­ro roz­wi­nie­my rząd­ną iey osno­wę u tych Na­ro­dów, co iey dać wzrost, do ia­kie­go tyl­ko wznieść się mo­gła, umia­ły.

W tey ob­szer­niey­szey da­le­ko czę­ści zbyt licz­ne wy­pa­dły mi zmia­ny, do­dat­ki i prze­mil­cze­nia, bym ie miał w szcze­gól­no­ści wska­zy­wać, wszak za­wsze praw­da, ia­sność i po­rzą­dek ce­lem ich były. Co się ty­cze od­cię­ciów, pa­dły one nay­czę­ściey na zwy­kle dow­cip­ne, lecz z zna­io­mo­ścią Sztu­ki żad­ne­go związ­ku nie­ma­ią­ce Win­kel­ma­na do­mnie­my­wa­nia, i iego w tym ro­dza­iu uczo­ne za­pa­sy. W nich chęć oka­za­nia głę­bo­kiey Eru­dy­cyi, i zniey, że tak po­wiem, cheł­pli­wość, prze­ry­wa czę­sto treść i osno­wę rze­czy, od któ­rych zba­cza­iąc, wi­kła roz­wi­nię­cie się sys­te­ma­tu Sztu­ki, głu­szy go zbyt­kiem umie­ięt­no­ści, i trud­ni rząd­ne iego ob­ję­cie. Ła­two się o tem Czy­tel­nik prze­ko­na, że nie­lek­ko­myśl­nie przed­się­wzią­łem te zmia­ny, ie­że­li ze­chce pra­cę moję z pra­cą Win­kel­ma­na w szcze­gó­łach po­rów­nać. W tey na­dziei wy­tknę tu tyl­ko cel­niey­sze:

Za­cho­wa­łem w 1m Roz­dzie­le, to co w nim ogól­nie na­le­ża­ło do Sztu­ki u wszyst­kich Na­ro­dów, a ty­czą­ce się; ich z osob­na szcze­gó­ły, za­wcze­śnie w nim umiesz­czo­ne, prze­ło­ży­łem na miey­sca im wła­ści­we. Do­da­łem do nich nie­któ­re waż­ne uwa­gi, któ­rych Win­kel­man prze­po­mniał; zgo­ła mnie­mam, iż on za­my­ka w so­bie, co za­my­kać po­wi­nien, i od sa­me­go wstę­pu nie wpro­wa­dza Czy­tel­ni­ka w za­mie­sza­nie, z któ­re­go mu się po­tem trud­no wy­wi­kłać. Ju­żem po­wie­dział, że czte­ry na­stęp­ne Roz­dzia­ły, wy­iąw­szy lek­ką o Per­sach wzmian­kę Win­kel­ma­na, są cał­kiem mo­ie­mi. W Roz­dzie­le 6m co o szkle u daw­nych do­da­łem, uzu­peł­ni­ło to o Czem na­wia­sem tyl­ko Win­kel­man wspo­mi­na. Roz­dział 13ty o Sztu­ce Fe­ni­czy­ków i Ży­dów wie­cey da­le­ko iest moim niż Win­kel­ma­na. Roz­dział 27my o wy­na­laz­kach fi­gur Bo­gów u daw­nych, cał­kiem się w jego nie znay­du­ie Dzie­le. Na­ko­niec ostat­ni Roz­dział Dzie­ła Win­kel­ma­na o Sztu­ce od Sep­ti­ma Se­ve­ra, aż do iey osta­tecz­ne­go losu w Rzy­mie i Ca­ro­gro­dzie; ten Roz­dział tak su­cho i tak nie­do­kład­nie przez nie­go, ra­czey za­kre­ślo­ny niż wy­ro­bio­ny, trze­ma za­stą­pi­łem Roz­dzia­ła­mi, w któ­rych iego sto­pio­ny małą ich część skła­da. Roz­wi­ną­łem w nich hi­sto­rycz­nym spo­so­bem upa­dek Sztu­ki daw­ney, aż do po­wsta­nia Sztu­ki dzi­siey­szey, wy­mie­rza­iąc pierw­sze­mu Roz­dzia­ło­wi prze­ciąg cza­su, któ­ry upły­nął od Sep­ti­ma Se­ve­ra, do nay­ścia Bar­ba­rzyń­ców na Pań­stwo Rzym­skie, dru­gie­mu do pa­miet­ney Ka­ro­la Wgo Epo­ki, czy­li od­no­wie­nia Pań­stwa Za­chod­nie­go, trze­cie­mu do zdo­by­cia Ca­ro­gro­du przez Ma­ho­me­ta IIgo a wraz po­wsta­nia Sztu­ki dzi­siey­szey. Prze­ko­na­ny ie­stem, że ta znacz­na zmia­na w Dzie­le Win­kel­ma­na, nie­mniey po­trzeb­ną, nie­mniey jest uży­tecz­ną, iak ta któ­rey so­bie na po­cząt­ku Dzie­ła po­zwo­li­łem. Po­miiam to, com do­dał w Roz­dzia­le 12m o Wa­zach Etru­skich, czy­li Kam­pa­niy­skich, iako też to com w 22m o ma­lo­wa­niu u daw­nych, a w 26m o Sztu­ce En­kau­srycz­ney umie­ścił; bo choć te do­dat­ki są ob­szer­ne­mi i waż­ne­mi, zbyt wie­le się po­dob­nych w bie­gu Dzie­ła tego znay­du­ie, bym o wszyst­kich wspo­mniał. Zgo­ła nie masz w niem żad­ne­go Roz­dzia­łu, coby był słow­nie tem czem iest w Win­kel­ma­nie, tak co do sty­lu, iako co do tre­ści rze­czy. Na­ko­niec do pro­stych wy­ka­zów (1) ja­kie się znay­du­ią w Win­kel­ma­nie, przy­łą­czy­łem znacz­ną licz­bę przy­pi­sów ob­ja­śnia­ią­cych, na któ­rych iego Dzie­łu zu­peł­nie zby­wa.

Po­mi­nął, iak wy­żey wspo­mnia­łem, cał­kiem Ar­chi­tek­tu­rę Win­kel­man, a ra­czey za­czy­na wspo­mi­nać o niey wte­dy, kie­dy ona naym­niey wspo­mnie­nia war­tą była, to iest, w ostat­nim Roz­dzia­le mówi o iey upad­ku, – (1) Cy­ta­cyi.

wprzód ani sło­wa nie po­wie­dziaw­szy o iey wzro­ście. Praw­da, iż był wy­dał daw­niey Win­kel­man Dzieł­ko o Ar­chi­tek­tu­rze u daw­nych, któ­re prze­cież słu­żyć za do­da­tek sław­ney iego hi­sto­ryi Sztu­ki nie może. Króy dzie­ła Win­kel­ma­na wie po­zwo­lił mi do­łą­czyć do nie­go Ar­chi­tek­tu­ry, bez prze­rwy tey iego osno­wy, któ­ra ie­dy­nie Sztu­ki z bli­ska na­śla­du­ią­ce Na­tu­rę, ma za głów­ny przed­miot. Odło­ży­łem więc do czę­ści, któ­ra do­dać do Dzie­ła tego, ie­śli mi zdro­wie i zdol­ność do­zwo­li, za­my­śli­łem, rzecz o Ar­chi­tek­tu­rze trzech Na­ro­dów, któ­re ią do nay­wyż­sze­go po­su­nę­ły stop­nia, to iest, o Ar­chi­tek­tu­rze Egipt­skieyj Grec­kiey i Grec­ko-Rzym­skiey; bo co się ty­cze Ar­chi­tek­tu­ry wschod­nich Na­ro­dów, O tey, mó­wiąc o ich Sztu­kach, nie prze­po­mnia­łem. Ta­ko­wy do­da­tek uzu­peł­ni zna­io­mość Sztu­ki u daw­nych, wy­god­niey­szym na­wet może spo­so­bem dla tych, co iey po­szu­ku­ią czę­ścia­mi.

Było my­ślą moią przy­ozdo­bić a ra­czey ob­ja­śnić ni­niey­sze Dzie­ło Szty­cha­mi; nie te – mi uczo­ne­mi kar­to­pi­sa­mi, ia­kie się w Dzie­le Win­kel­ma­na znay­du­ią; lecz pro­ste­mi ry­sa­mi, mo­gą­ce­mi do­po­modz do po­zna­nia i ob­ję­cia róż­ni­cy, iaka roz­ma­ite zna­mio­nu­ie sty­le, i do wy­sta­wie­nia choć w pro­stych ob­wo­dach Dzieł nay­wy­bor­niey­szych Sztu­ki, nad któ­re­mi za­trzy­mać na­le­ży Czy­tel­ni­ka uwa­gę. Nie by­ła­by obo­ięt­ną ta po­moc, przy­po­mi­na­iąc te wiel­kie wzo­ry tym co ie zna­ią, a tym dla któ­rych są zu­peł­nie ob­ce­mi, da­iąc ich ia­kie­kol­wiek wy­obra­że­nie. Lecz ta pra­ca choć pro­sta, wy­ma­ga ręki bie­głe­go Ar­ty­sty, i do­peł­nio­ną w kra­iu na­szym i pod mo­ie­mi oczy­ma bydź nie mo­gła; wo­la­łem więc zo­sta­wić cza­so­wi iey do­łą­cze­nie do Dzie­ła tego, ni­że­li pu­ścić się… śle­po na traf w wy­ko­na­niu ry­sów, któ­rych nie­wier­ność lub nie­zgrab­ność, ra­czey­by obłą­kać, iak oświe­cić Czy­tel­ni­ka mo­gła; wszak do­da­iąc do Dzie­ła tego część, w któ­rey o Ar­chi­tek­tu­rze u daw­nych rzecz czy­nić za­my­ślam, część któ­ra się bez ry­sów obeyśdź nie może, przy­łą­czę do niey i to wzo­ry, nad któ­rych mi bra­kiem dziś, tyl­ko ubo­le­wać przy­cho­dzi.

Mnie­mam, iż Czy­tel­nik rad znay­dzie na koń­cu Dzie­ła tego, wy­ciąg dość ob­szer­ny z 34. 35 i 56 xię­gi Hi­sto­ryi Na­tu­ral­ney Pli­niu­sza, z któ­rych pierw­sza mó­wiąc, o Me­ta­lach, obey­mu­ie zna­ko­mi­tą część Rzeź­biar­stwa, wy­li­cza sław­nych Ar­ty­stów, któ­rzy się la­niem i wy­ra­bia­niem bron­zo­wych Po­są­gów wsła­wi­li, iako tez dzie­ła ich na­czel­ne; dru­ga ma za przed­miot Ma­lar­stwo, i cel­ne tey Sztu­ki Dzie­ła u daw­nych; trze­cia o Ka­mie­niach, mó­wiąc o mar­mu­ro­wych Rzeź­bach, i za­my­ka w so­bie iak dwie po­przed­nie może nay­cie­kaw­sze wia­do­mo­ści, ia­kie nam o daw­nych Ar­ty­stach i o ich Dzie­łach Sta­ro­żyt­ni zo­sta­wi­li Pi­sa­rze; a cho­ciaż w bie­gu Dzie­ła tego czę­sto na­der wy­iąt­ki z tych trzech Roz­dzia­łów Pli­niu­sza są przy­ta­cza­ne­mi, tak da­le­ce, że się one po czę­ści w niem ob­ję­te i sto­pio­ne znay­du­ią, wła­śnie dla­te­go zda­ło mi się rze­czą uży­tecz­ną przed­sta­wić ie Czy­tel­ni­ko­wi w cią­głey osno­wie, i dać mu po­znać w zu­peł­no­ści to bo­ga­te źró­dło, w któ­rem acz Win­kel­man i ia sani czer­pa­li­śmy ob­fi­cie prze­cież ze wszyst­kiem nie zdo­ła­li­śmy go wy­czer­pać. Do tego, tak to iest wiel­ce róż­nem, czy­tać wy­iąt­ki lub przy­to­cze­nia Dzie­ła ia­kie­go, albo mieć go przed oczy­ma, iak wi­dzieć ułom­ki po­są­gu, albo go w cał­ko­wi­to­ści oglą­dać. Te przy­czy­ny skło­ni­ły mnie do do­peł­nie­nia, że tak po­wiem, rze­czy o Sztu­ce u daw­nych, do­kład­nem wy­pi­sa­niem tego wszyst­kie­go, co się tyl­ko w trzech wspo­mnio­nych Roz­dzia­łach Pli­niu­sza do Ma­lar­stwa i Sny­cer­stwa w wzglę­dzie Sztu­ki ścią­ga.

Na­ko­niec, zmie­ni­łem ty­tuł ni­niey­sze­go Dzie­ła, bo hi­sto­rya Sztu­ki Win­kel­ma­na, nie iest wła­ści­wie hi­sto­ryą, lecz roz­wi­nię­cie­ni cał­ko­wi­te­go sys­te­ma­tu Sztu­ki u daw­nych, do któ­re­go hi­sto­rya cząst­ko­wie tyl­ko wpły­wa; Może to myl­ne na­zwi­sko, sta­ło się po­wo­dem dla Pana Hey­na ostrzey­szey kry­ty­ki, z po­wo­du hi­sto­ryi Sztu­ki, któ­rą on wziął za na­czel­ny przed­miot dzie­ła Win­kel­ma­na, iak to na­pis za­po­wia­dać zda­ie się, a któ­re­mu osno­wa Dzie­ła nie od­po­wia­da. Ty­tuł ogól­ny o Sztu­ce u daw­nych, praw­dziw­sze daie dzie­ła Win­kel­ma­na, a ża­lem i mniey­sze­go wy­obra­że­nie, i le­piey od­po­wia­da ce­lo­wi iego. Po­zwo­li­łem so­bie do­łą­czyć do nie­go imię Win­kel­ma­na Pol­skie­go; bo kie­dy część wiel­ka, że nie po­wiem więk­sza pra­cy, któ­rą Pu­blicz­no­ści przed­sta­wiam iest moią, nie­chce na Win­kel­ma­na na­rzu­cać obce iemu błę­dy, ie­że­li w nie wpa­dłem, a w prze­ciw­nem zda­rze­niu, pra­gnę zy­skać dla Na­ro­du mo­ie­go nowy za­szczyt w ga­łę­zi Li­te­ra­tu­ry, do­tąd od nie­go nie­tknię­tey. Wresz­cie czu­ię, że ia­kol­kol­wiek mo­zol­ną mo­gła bydź pra­ca moia, za­wsze ona za po­śled­nią, bo na­śla­dow­ni­czą ucho­dzić bę­dzie, i pra­wie do tłu­ma­cze­nia zbli­żo­ną; lecz chęt­nie rze­tel­ne­mu użyt­ko­wi, mi­łość wła­sną po­świę­cę, ie­że­li go w nim znay­dzie Czy­tel­nik. Cóż­kol­wiek o tem bądź, wdzięcz­ność, któ­rą wi­nie­nem Pu­blicz­no­ści, za ła­ska­we in­nych Pism mo­ich przy­ię­cie, każ­dy iey o ni­niey­szem wy­rok sza­now­nym i bez­stron­nym w oczach mo­ich uczy­ni.

Niech mi się iesz­cze słów kil­ka do­dać go­dzi: Pi­sząc o Sztu­kach, nie­zna­la­złem wię­zy­ku na­szym, choć z nie­mi nie­oswo­io­nym, trud­no­ści, ia­kich się spo­dzie­wać mo­głem Nie­któ­re z bra­ku­ią­cych w nim wy­ra­zów, utwo­rzyć się do­zwo­li­ły bez naym­niey­sze­go przy­mu­su, inne za­stą­pić tą ła­two­ścią, iaką daie gięt­kość ię­zy­ka Pol­skie­go, do wszel­kie­go ro­dza­iu wy­obra­żeń. Spo­dzie­wam się, ze Czy­ta­ią­cy ni­niey­sze Dzie­ło, nie spo­strze­że się na­wet, że mówi o rze­czy, o któ­rey do­tąd Pol­ski nie mó­wił ię­zyk, a ie­że­li na to wspo­mni, niech się prze­ko­na, ia­kie­mi rze­tel­nie są wła­dze ię­zy­ka, dla któ­re­go nic ob­cem, a na­wet nic cięż­kiem nie iest. O iak­że smut­ną by­ło­by rze­czą! gdy­by przy do­wie­dzio­ney do wszyst­kie­go mowy na­szey zdol­no­ści, gdy­by przy tey dow­ci­pu by­stro­ści, któ­rą Na­tu­ra uda­ro­wa­ła Po­la­ka, miał się ię­zyk iego w do­bro­wol­ney po­zo­stać mier­no­ści, i nie doyśdź do tego wy­so­ko­ści stop­nia, któ­ry mu same, że tak po­wiem, za­mie­rzy­ło przy­ro­dze­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: