- W empik go
O sztuce wystąpień publicznych - ebook
O sztuce wystąpień publicznych - ebook
Jak przygotowywać się do wystąpienia przed publicznością lub przed kamerami? Jakie są sposoby radzenia sobie z tremą? Jak uniknąć wpadek i jak wybrnąć z sytuacji, gdy już się przydarzą? Jak postępować w kontaktach z dziennikarzami? – na te i inne pytania odpowiada Maciej Orłoś, jeden z najbardziej popularnych prezenterów telewizyjnych w Polsce.
Występowanie przed publicznością można porównać do prowadzenia samochodu: w obu przypadkach możliwe jest dojście do wprawy, ale początki są trudne – pisze Maciej Orłoś we wstępie swojej książki. Autor zaczyna od podstaw skutecznego wystąpienia, takich jak pierwsze wrażenie, nawiązanie kontaktu z publicznością oraz warstwa niewerbalna, aby następnie przejść do bardziej szczegółowych zagadnień, takich jak występy na żywo przed kamerą czy udzielanie wywiadów. Wszystkie wskazówki zostały poparte licznymi przykładami.
Książka jest doskonałym merytorycznie poradnikiem dla osób, które na co dzień muszą mierzyć się z szeroko rozumianymi publicznymi występami. Znajdziemy w niej również pełne humoru anegdoty zza kulis świata telewizji i biznesu.
O autorze:
Maciej Orłoś – laureat trzech Wiktorów, Super Wiktora oraz Telekamery. Znany przede wszystkim jako prowadzący magazyn „Teleexpress”, z którym związany jest od 1991 roku, jest również trenerem wystąpień publicznych, autoprezentacji i kontaktów z mediami.
Spis treści
Występ, czyli jazda bez trzymanki
Pierwsze wrażenie… drugiego nie będzie
Ostatnie wrażenie
Wizerunek a rola społeczna
Uśmiech w oczach, czyli właściwa aura emocjonalna
Komunikacja niewerbalna, czyli forma ważniejsza od treści
Zakłóceniom mówimy nie!
Co z tymi rękami? Tajemnice gestykulacji
Rekwizyt
Jak gestykulować?
Kiedy zjada trema…
Sposoby walki z tremą
Co zrobić, by zainteresować publiczność?
Sposoby na utrzymanie uwagi widowni
Występ to okazja
Jak nie zmarnować okazji?
Głośno i wyraźnie!
„W czym mogę pomóc?”, czyli piekielnie trudny język polski
Moje irytacje
Slang branżowy
Nie ma żartów – przemówienie
Prezentacja z użyciem slajdów – nie mylić z nadużyciem
Z techniką za pan brat, czyli nie przepraszamy za usterki
Dźwięk
Światło
Multimedia
A co jeśli nie ma nic?
Kamery są wszędzie
Na żywo
Rozmowa z dziennikarzem
Setka
Prompter
Kryzys, trudne pytania
Niesmak pozostał
Im mniej, tym lepiej
Jak przeżyć ataki dziennikarzy?
Scena – kulisy, czyli jak nie wypaść z roli
Team work, czyli praca w zespole
Publiczność
W telewizji
Poza studiem
Uwagi końcowe
Alfabet wystąpień według Macieja Orłosia
Warto obejrzeć i przeczytać
Podziękowania
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8151-021-9 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Występowanie przed publicznością można porównać do prowadzenia samochodu: w obu przypadkach możliwe jest dojście do wprawy, ale początki są trudne. Kiedy przyszły kierowca rozpoczyna naukę jazdy, jest zestresowany i skupia się jedynie na tym, gdzie są sprzęgło, hamulec, pedał gazu, jak zmieniać biegi i kiedy włączać kierunkowskaz. Musi zapamiętać, że trzeba patrzeć w lusterka boczne i wsteczne, obserwować znaki. Kiedy opanuje podstawy, nie myśli już o szczegółach, tylko po prostu… jedzie. Mało tego, podczas prowadzenia samochodu może słuchać radia, muzyki, audiobooka czy rozmawiać z pasażerami.
Podobnie jest w przypadku osoby, która występuje publicznie. Kiedy robi to pierwszy raz, jest potwornie zestresowana, zazwyczaj ponura, nie wie, co robić z rękami, w którą stronę patrzeć, jak stanąć, oddychać i mówić do mikrofonu. Ale kiedy nabierze wprawy i nauczy się warsztatu, to wszystkie techniczne elementy wystąpienia przestaną sprawiać jej problem. Wprawa oznacza również, że mówca jest dobrze przygotowany merytorycznie i sprawnie realizuje przyjęty plan wystąpienia (doskonałe przygotowanie to jedna z rzeczy, których trzeba się nauczyć). Taka osoba podczas przemówienia zachowuje się swobodnie, skupia się na przekazie i na tym, by – ogólnie rzecz ujmując – wystąpienie było jak najlepsze.
Idźmy dalej. Można śmiało powiedzieć, że większość ludzi może nauczyć się prowadzenia samochodu. To nie jest przecież takie trudne. Wystarczy zacząć naukę pod okiem instruktora, a potem ćwiczyć, czyli jeździć, nabierając dzięki temu wprawy i doświadczenia. Przyjmijmy, na potrzeby naszej analogii, że 99% ludzi, niezależnie od płci, rasy czy szerokości geograficznej, może zdobyć tę umiejętność.
Pół procenta ludzkości stanowią w takim razie ci, którzy nigdy nie będą kierowcami, z różnych powodów. Nie próbowali podejść do egzaminu na prawo jazdy, zakładając, że nie mają szans; nie zdali go, choć próbowali kilkanaście razy; zdali egzamin, ale uznali, że nigdy nie powinni samodzielnie jeździć autem, ponieważ nie chcą stwarzać zagrożenia dla innych uczestników ruchu. Krótko mówiąc, pół procenta to ludzie, którzy kompletnie nie nadają się na kierowców. I nimi nie są. I tak jest lepiej dla wszystkich.
Drugie pół procenta to zawodowcy, na przykład kierowcy autobusów, autokarów, ciężarówek. Na szczycie tej hierarchii ustawiłbym kierowców rajdowych i wyścigowych – to mistrzowie, oni potrafią wszystko.
Podobnie jest z występowaniem przed publicznością. Mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić – na podstawie własnych doświadczeń w roli trenera oraz jako obserwator niezliczonych wydarzeń, podczas których występowano publicznie – że z mówcami jest tak samo jak z kierowcami.
W ciągu wielu lat praktyki szkoleniowej miałem do czynienia z setkami kursantów – ludźmi z różnych branż, środowisk i stanowisk. Śmiało mogę stwierdzić, że kilkoro – podkreślam – kilkoro z nich w ogóle nie nadawało się do występowania, a kilkoro miało do tego ewidentne predyspozycje. A pozostali? Cóż… słusznie zrobili, zapisując się na szkolenie.
Wróćmy więc do procentów. Po jednej stronie mamy niewielką grupę świetnych mówców – ludzi, którym wystąpienia publiczne nie sprawiają trudu – są naturalni, mówią ciekawie, nie zjada ich trema, potrafią nawiązać kontakt z odbiorcami. Po drugiej stronie stoi jeszcze mniejsza grupka tych, którzy po prostu nie powinni występować publicznie, ponieważ się do tego nie nadają – na przykład z powodu potwornej, paraliżującej tremy, której skutki są nie do przyjęcia (czoło zalewa im pot, zaczynają mówić bez sensu, są bliscy omdlenia). Dobrym przykładem antymówcy jest poeta z Rejsu. Mówił tak cicho, że kaowiec (Stanisław Tym) musiał przekazywać publiczności jego słowa. Poza tym poeta miał dość wyraźną wadę wymowy i zjadał samogłoski. Koszmar!
Czytelniku – pamiętaj, że należysz do 99% ludzi, którzy mogą nauczyć się występowania przed publicznością! Idealnie byłoby, gdyby jeszcze takie wystąpienia sprawiały Ci przyjemność… Owszem, to trudne, ale – możliwe!
Ta analogia występu publicznego z prowadzeniem samochodu powoli się wyczerpuje. Chociaż… można doszukać się jeszcze kilku punktów wspólnych. Zarówno kierowca, jak i osoba wygłaszająca przemówienie muszą mieć się na baczności. W każdej chwili może bowiem stać się coś niespodziewanego. Na drogę może wybiec sarna i tylko refleks prowadzącego pozwoli uniknąć kolizji. Podczas przemówienia ktoś z widowni może zasnąć i głośno chrapać. Wtedy też należy szybko zareagować, by uniknąć rozprężenia wśród publiczności. Sarna na drodze jest zagrożeniem śmiertelnym. Głośne chrapanie widza może zaboleć występującego, ale nie zagraża przecież jego zdrowiu (chyba że psychicznemu). Nie znaczy to jednak, że chrapanie nie jest niebezpieczne. Jest, bo może w znacznym stopniu popsuć wystąpienie.
Między prowadzeniem pojazdów a występem publicznym istnieje też jedna zasadnicza różnica: prowadzenie samochodu jest znacznie łatwiejsze! Mamy prawo jazdy, jeździmy często, może nawet codziennie, a co za tym idzie, nabieramy coraz większej wprawy i stajemy się lepszymi kierowcami. Z występowaniem jest gorzej – nie robimy tego przecież tak często. Premier lub prezydent występują codziennie, ale już dyrektor firmy ma mniej okazji do praktykowania.
Co robić, by dojść do wprawy?
Pomóc mogą:
- szkolenia – dzięki specjalistom uczestnik szkolenia pozna warsztat, dowie się, jak jest postrzegany, oraz nad czym głównie powinien pracować;
- odrabianie lekcji – ćwiczenie (nacisk na poprawianie słabych stron), nagrywanie ćwiczeń kamerą;
- praktyka – jak najczęstsze występowanie przed publicznością i nagrywanie tych wystąpień (dzięki temu można wyciągać wnioski i dążyć do perfekcji).Pierwsze wrażenie… drugiego nie będzie
Kiedy kogoś poznaję, to osoba ta robi na mnie określone wrażenie. Pomińmy w tym przypadku znaczenie na ogół pozytywnego zwrotu „zrobić na kimś wrażenie”, którego używamy, kiedy ktoś wykazał się czymś, popisał się jakąś umiejętnością, był świetnie ubrany. W tym rozdziale chodzi o pierwsze wrażenie, które może być różne, a które jest niezwykle istotne. Kiedy widzę lub spotykam kogoś pierwszy raz, rejestruję różne bodźce – wzrokowe, słuchowe, zapachowe, dotykowe. I – chcąc nie chcąc – oceniam.
Wrażenia wzrokowe
- Wiek – młody, stary; dobrze się trzyma, staro wygląda.
- Ubiór – dostrzegam, jak ktoś jest ubrany – ładnie, brzydko, gustownie, modnie, tandetnie, elegancko, niedbale, odpowiednio do sytuacji.
- Twarz – ładna, zadbana, otyła, nalana, zmęczona, opalona, wychudzona, uśmiechnięta, ponura, spocona, z brodą, z wąsami; w okularach lub bez; z ładnym uśmiechem, z brakami w uzębieniu.
- Oczy – spokojne czy rozbiegane; spojrzenie unikające mojego wzroku czy może świdrujące, obserwujące, uważne.
- Fryzura – krótka, na jeża, długa, zwichrzona, potargana, niedbała; siwa, jasna, ciemna; włosy są gęste lub ktoś łysieje; a może wyjątkowa, wyróżniająca się, na przykład gruby warkocz czy irokez.
- Sylwetka – gruba, chuda, szczupła; niewysoki wzrost, średni, może wyjątkowo wysoki.
- Pozycja ciała – otwarta, z naturalnymi gestami, wyluzowana czy może odwrotnie – zamknięta, skrępowana.
Wrażenia dźwiękowe
- Tembr głosu – cienki, piskliwy, bardzo niski, ładny, miły dla ucha, spokojny.
- Sposób mówienia i styl wypowiedzi – spokojnie, wolno, szybko, nerwowo, interesująco, nudno, kwieciście, mało, dużo, poprawnie, z błędami, niewyraźnie, cicho.
Wrażenia zapachowe
Dana osoba może używać wyjątkowych perfum – wtedy będzie to wrażenie przyjemne, choć – jak wiadomo – zapach może też być odpychający. Bo na przykład ktoś jest, za przeproszeniem, niedomyty. Albo używa tandetnej, duszącej wody toaletowej. Albo, znowu przepraszam za te detale, ale c’est la vie – daje się wyczuć nieprzyjemny zapach z ust…
Wrażenia dotykowe
Jest ich mniej, ale także dużo znaczą. Na przykład uścisk dłoni na powitanie może być: twardy, męski, mocny, zdecydowany, zbyt mocny (taki, że aż ręka zaboli), średni, delikatny, bardzo słaby, zwany rybią rączką czy śniętą rybą (kiedy ktoś podaje dłoń bez żadnej energii, bierną i w gruncie rzeczy nieprzyjemną). Ściskając czyjąś dłoń, przekonujemy się też, czy jest sucha, czy wilgotna.
Po pierwszym spotkaniu każdy wyrabia sobie jakąś opinię o danej osobie. O tym, jaka będzie to opinia, decydują wszystkie wymienione czynniki. Niektóre z nich mogą być tak intensywne, że zdominują całe wrażenie. A jakie ono może być? Przede wszystkim pozytywne lub negatywne.
Pozytywne pierwsze wrażenie
- Jaki miły, uśmiechnięty, szarmancki młody człowiek!
- Jaka uprzejma, kulturalna starsza pani… Chanel N°5.
- Bardzo inteligentna, wygadana dziewczyna, uroczy koński ogon.
- Sympatyczny pan w średnim wieku, świetny garnitur, klasa.
- Bardzo energiczny mężczyzna, dowcipny, konkretny.
Negatywne pierwsze wrażenie
- Co za cham, nawet nie powiedział dzień dobry!
- Ale on miał szopę na głowie i brudne dżinsy!
- Tak się przywitał, że mało mi ręka nie odpadła.
- Strasznie ponura ta dziewczyna.
- Mruk, gbur i prostak!
Mieszane pierwsze wrażenie
- Elegancko ubrany, ale chamowaty.
- Sympatyczna, ale używa fatalnych perfum.
- Dowcipna, ale ma braki w uzębieniu.
- Inteligentny, szarmancki, ale te straszne buty!
- Miła pani, ale jakie ma okropne loki na głowie!
Trzeba pamiętać, że pierwsze wrażenie pozostaje na długo, może nawet na zawsze. Jest jak stempel, którym nieświadomie oznaczamy poznanego człowieka. I robimy to w bardzo krótkim czasie – wystarczy nawet kilka do kilkunastu sekund. Czy da się zmienić pierwsze wrażenie? Czy zdarza się, że wymazujemy stary stempel i przystawiamy nowy? Tak, ale wprowadzanie tych zmian idzie bardzo opornie i zdarza się niezmiernie rzadko, bo – jak głosi znane powiedzenie – masz tylko jedną szansę, by zrobić pierwsze wrażenie.
Jeśli ktoś od razu wypadł dobrze, musi zrobić wiele złego, by to zepsuć. Nawet jeśli później coś sknoci, to i tak nie popsuje swojej opinii, ponieważ ludzie są skłonni usprawiedliwiać przeczące pozytywnemu pierwszemu wrażeniu reakcje czy zachowania danej osoby. Często słyszymy: „Może i nie wyszło mu to czy tamto, ale i tak jest fajny”.
Dla osób, które zrobią złe pierwsze wrażenie, mam kiepską wiadomość – szalenie trudno jest poprawić swój wizerunek. Można się dwoić i troić, a ludzie i tak wiedzą swoje.
Czy poniższe sytuacje wyglądają znajomo?
Jeśli „miły, uśmiechnięty, szarmancki młody człowiek” rzuci nagle przekleństwo, to i tak nie zepsuje mu to opinii. Znajdziemy dla niego usprawiedliwienie: „Może i powiedział brzydki wyraz, ale cóż, każdemu się zdarza. Może był zdenerwowany?”.
Jeśli „bardzo uprzejma, kulturalna starsza pani pachnąca Chanel N°5” niesłusznie i niekulturalnie zruga przy świadkach kelnera w restauracji, to i tak pozostanie kulturalną starszą panią, a kelnerowi „może się należało”.
Jeśli „bardzo inteligentna, wygadana dziewczyna z uroczym końskim ogonem” pokaże się następnym razem z tłustymi włosami i przyzna, że nie wie, kim był Mozart, i tak pozostanie inteligentną, wygadaną dziewczyną z końskim ogonem, bo przecież „każdy może czasem nie umyć włosów i czegoś tam nie wiedzieć; nie wszyscy muszą być omnibusami”.
Jeśli „cham, który nawet nie powiedział dzień dobry”, następnym razem przywita się niezwykle miło, to i tak w oczach osoby, na której zrobił złe pierwsze wrażenie, pozostanie chamem, bo: „Może i powiedział dzień dobry, ale jak ktoś jest podszyty chamstwem, to nic mu nie pomoże”.
Jeśli ktoś, kto podczas pierwszego spotkania miał szopę na głowie i brudne dżinsy, pokaże się z zadbaną, krótką fryzurą i w garniturze, to i tak nie przekona do siebie towarzystwa, bo: „Ktoś mu kazał tak się ubrać, może ma ważne spotkanie, ale tak naprawdę to i tak przecież niechluj!”.
Jeśli ktoś ma niezwykle twardy uścisk dłoni, to sprawa jest właściwie beznadziejna: przecież tego nie zmieni, więc nie wyrwie się z uścisku… pierwszego wrażenia.
Są osoby, które wywierają mieszane pierwsze wrażenie. I tu sytuacja nieco się komplikuje. W większości przypadków niestety na pierwszy plan wysuwa się element negatywny.
Z całą pewnością można stwierdzić, że nie liczy się to, jaki ktoś jest naprawdę. Ważne jest jedynie pierwsze wrażenie. Ktoś, kogo właśnie poznajemy, może mieć zły dzień (chandrę, kaca, migrenę), dlatego wydaje się ponury czy smutny. Jednak ci, których spotka tego dnia, założą, że taki jest zawsze i że taką ma naturę.
Zauważyłem, że ludzie, którzy znają mnie z telewizji, zwracają uwagę na to, jaki jestem prywatnie (czyli jaki według nich jestem naprawdę). W telewizji każdy się stara, uśmiecha, jest dobrze ubrany. Ale charakter można poznać dopiero w sytuacjach prywatnych. Mając tego świadomość, pilnuję się, bo nie chcę zawieść osób spotykanych w różnych sytuacjach w życiu codziennym (więcej na ten temat w rozdziale Scena – kulisy…).
Poznając ludzi na co dzień, robię na nich pierwsze wrażenie. Oczywiście zależy mi na tym, by było ono dobre. Nie chcę, by w świat szły plotki o tym, jaki ten Orłoś to burak, mruk czy cham. Albo że palma mu odbiła. W telewizji czy w internecie podczas prowadzenia różnych programów nie odgrywam roli, nie udaję kogoś innego, dzięki temu bycie grzecznym, uśmiechniętym, uprzejmym, dobrze wychowanym poza kamerą nie sprawia mi problemu. Ale – jak każdemu – zdarzają mi się gorsze dni i kiepski nastrój. I wtedy, faktycznie, muszę się pilnować…
Oto wymowny przykład, jaką siłę może mieć pierwsze wrażenie. Kilka lat temu w okresie świąt Bożego Narodzenia byłem z rodziną i ze znajomymi w Zakopanem. Pobyt był udany, choć nieco przeszkadzała mi świadomość bycia obserwowanym. Jestem już raczej do tego przyzwyczajony i staram się zawsze dostosować do sytuacji – przyjaźnie reagować, rozmawiać z ludźmi. Wydaje mi się, że nie należę do osób mających gwiazdorskie maniery czy strojących fochy. Poproszony zawsze daję autografy i pozuję do zdjęć. Jednak stosunkowo niedawno, przypadkiem, natknąłem się na wpis na jakimś internetowym forum, który brzmiał mniej więcej tak: „Byliśmy w hotelu X w Zakopanem na święta, był Orłoś z rodziną, straszny gbur, nie powie dzień dobry, przechodziłem obok niego korytarzem, powiedziałem dzień dobry, a on nic”. No cóż, oczywiście nie pamiętam tej sytuacji. Może nie odpowiedziałem, bo nie usłyszałem albo właśnie rozmawiałem z dziećmi lub żoną. Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że jestem dobrze wychowany, uważny w kontaktach z ludźmi, a tu takie faux pas! No i właśnie, to było pierwsze, niekorzystne wrażenie, jakie wywarłem na autorze wpisu w internecie. I, niestety dla mnie, jestem przekonany, że zawsze, gdy widzi mnie w telewizji, na Facebooku, YouTubie czy w jakiejś innej przestrzeni, myśli sobie: „O, znowu ten gbur”.
Jak to jest z pierwszym wrażeniem podczas wystąpień publicznych? W tym przypadku odpadają doznania zapachowe i dotykowe, pozostają obraz i dźwięk, czyli to, co widać i słychać.
Co jest ważniejsze: obraz czy dźwięk? Temu wątkowi poświęcę w książce sporo miejsca: ogólnie rzecz biorąc, obraz dominuje nad dźwiękiem, ponieważ większość ludzi to wzrokowcy.
Każdy nieznany publiczności mówca musi zrobić wszystko, by zaraz po wejściu na scenę wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Jeśli ludzie zobaczą dobrze ubranego, uśmiechniętego człowieka o nienagannej fryzurze, potrafiącego się zachować, zajmująco mówić i czasem zażartować – na pewno odbiorą go pozytywnie. Osoba, której uda się zyskać sympatię na starcie, jest zwycięzcą. Zostanie zapamiętana jako dowcipna, obyta, dobrze ubrana. I jeśli nawet w trakcie wystąpienia coś pójdzie nie do końca dobrze, to pierwsze wrażenie i tak weźmie górę, a publiczność się nie zniechęci.
Jeśli z kolei na scenę wyjdzie ponury, zmęczony, spocony, potargany człowiek w wymiętym garniturze, brudnawych butach i zacznie dukać – nie ma szans na dobre wrażenie. I, niestety, zgodnie z regułą, o której już wspominałem, trudno mu będzie zmienić nastawienie publiczności. Nawet jeśli w trakcie przemowy rozkręci się, uśmiechnie, powie coś do rzeczy, jest już za późno. Publiczność przystawiła mu stempel: spocony, zmęczony, ponury. Jak widzowie skomentują przemówienie podczas przerwy na kawę w kuluarach? – „Jak ci się podobało wystąpienie prezesa X?” – „A który to był?” – „No, ten, co się pocił”. – „Aaa, ten – to mów tak od razu! Ten w wymiętym gajerze. Nie, no strasznie się męczył, pewnie sobie wypił wczoraj”.
Jeśli ktoś, wchodząc na scenę, na dzień dobry potknie się i wywróci – może być pewien, że przypną mu łatkę niezdary, fajtłapy. Jeśli z kolei na samym początku pomyli ważne nazwisko lub nazwę – przybiją mu pieczątkę z napisem: „ale skrewił”.
Chodzi o to, by nie popełnić falstartu. Sprintera, który wystartuje przed sygnałem, można porównać do osoby, która zrobi złe pierwsze wrażenie. Biegacz nie może wystartować jeszcze raz, bo falstart go dyskwalifikuje. Osoba, która robi złe pierwsze wrażenie, nie dostaje kolejnej szansy. I sprinter, i mówca przegrywają.
Oto trzy, według mnie całkiem znaczące, historie z mojego życia zawodowego.
T-shirt dla pani prezes
Przed laty dostałem propozycję poprowadzenia poważnej uroczystości dla dość elitarnej i ekskluzywnej grupy. Impreza miała się odbyć w Łazienkach Królewskich. Organizował ją dla swoich najlepszych klientów jeden z największych banków w Polsce. Jak to zwykle bywa, kilka dni przed uroczystością doszło do spotkania, podczas którego miały być ustalone szczegóły. Zostałem umówiony z panią prezes w siedzibie banku. Było lato, upał. Spotkanie odbywało się w samo południe. Byłem ubrany bardzo casualowo: jasne płócienne spodnie, t-shirt, sportowe buty. Załatwiłem jakieś sprawy w mieście i lekko spóźniony stawiłem się na spotkanie. I wtedy dopiero zrozumiałem, że jednak: po pierwsze nie należało się spóźniać, a po drugie należało ubrać się nieco bardziej formalnie – bank to bank, a prezes to prezes. Oczywiście można się usprawiedliwiać – jestem gościem, nie obowiązuje mnie ich dress code, spotykamy się roboczo… A jednak poczułem się głupio, gdy do sali konferencyjnej weszła – w asyście kilku osób – niezwykle elegancka, nienagannie ubrana pani prezes – kobieta z klasą. Rzecz jasna, nie drgnęła jej nawet powieka na mój widok, ale dało się wyczuć pewną konsternację. Zresztą podczas spotkania delikatnie upewniła się, czy na uroczystość przyjdę w garniturze i pod krawatem… Tak się oczywiście stało – garnitur podczas prowadzenia eventu to dla mnie coś oczywistego. Uroczystość była udana, poprowadziłem ją nienagannie, wszyscy byli zadowoleni. Jednak obawiam się, że w pamięci pani prezes pozostałem człowiekiem, który się spóźnił i na służbowe spotkanie przyszedł w t-shircie…