- W empik go
O Tolkmicku i parafii św. Jakuba - trzynaście opowieści - ebook
O Tolkmicku i parafii św. Jakuba - trzynaście opowieści - ebook
Tolkmicko – to mała Ojczyzna, ale jakże piękny zakątek Polski. Nie brakuje tu lasów ani zielonych wzgórz, pod którymi może schowane są pozostałości grodów dawnych rodów pruskich… To ziemia ubogacona dziejowo.
Tak o Tolkmicku pisze sama Autorka, opierając się na wspomnieniach osób z nim związanych oraz wszelkich dostępnych archiwalnych dokumentach. Pokazuje miasto od początku jego istnienia aż do dzisiaj. Dowiadujemy się, jak zmieniała się sytuacja ekonomiczna i kulturalna ludności tolkmickiej na przestrzeni wieków, czym się zajmowali mieszkańcy, co ich interesowało, jakie kultywowali tradycje, jak wyglądało ich życie codzienne i religijne. Poznajemy architekturę miasta, system szkolnictwa, czyhające na miasto zagrożenia. Najwięcej jednak miejsca poświęca Autorka na opisy pracy duszpasterskiej w Tolkmicku, wyjaśniając przy tym, jaką rolę odgrywał Kościół w tej społeczności.
Zanurzmy się więc w przeszłości, która fascynuje, zadziwia i rodzi tęsknotę za odkrywaniem jej tajemnic…
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-491-7 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ogniu jak Feniks zrodzone zostało chrześcijaństwo na ziemi legendarnego Tolko i jego siostry Mity, nad Zalewem Wiślanym, gdzie dziś wspierając się od południowej strony o lesiste wzgórza Wysoczyzny Elbląskiej, położone jest miasteczko dziedziczące w swej nazwie imiona legendarnych założycieli osady rodu księcia pruskiego Hoggo – Tolkmicko. Aby mogły na tym miejscu powstać miasteczko i parafia, trzeba było najpierw pokonać w krwawej walce dotychczasowych mieszkańców tej ziemi, podporządkować sobie pozostawionych przy życiu, by stali się pomocni przy wznoszeniu zameczku na wzgórzu, domów, kościoła, obwarowań… Dopiero względna organizacja wspólnego życia osadników i autochtonicznej ludności pozwoliła na rozpoczęcie wśród tej tak różnorodnej pochodzeniowo wspólnoty pracy duszpasterskiej.
I jej to głównie poświęcona jest ta książka. Dołożyliśmy wielu starań, aby opowiedzieć, jak na przestrzeni dziejów wyglądała w Tolkmicku praca duszpasterska. Dysponując listą tolkmickich proboszczów i wikariuszy od XIV wieku, stworzyliśmy opowieść o ich pracy w nawiązaniu do wydarzeń historycznych. Poprzedziliśmy tę prezentację niezbędnymi informacjami w Opowieści I na temat ludów, które osiedliły się na interesującym nas terenie po ustąpieniu ostatniego lądolodu skandynawskiego.
W trakcie śledzenia tego zagadnienia napotkaliśmy wiele trudności, których z różnych powodów nie zdołaliśmy pokonać. W przypadku Tolkmicka przyczyną tego niepowodzenia jest w głównej mierze brak kronik kościelnych, które spłonęły m.in. w pożarach plebanii w XVIII wieku, natomiast te późniejsze – jak się przypuszcza – zostały po prostu zniszczone. Gdy zabrakło nam argumentów historycznych, zastąpiliśmy je prawdopodobnymi przypuszczeniami.
Jeśli chodzi o formę literacką, w jakiej zamierzony temat zaprezentowaliśmy, wybraliśmy zbiór luźno powiązanych ze sobą, przeplatających się tematycznie opowieści, ponieważ ta forma daje sporą swobodę i przypomina nieco gawędę. Nasza książka jest pozycją popularnonaukową, której celem jest zapoznanie Czytelnika – na tyle, na ile było to możliwe, przy takiej, a nie innej dostępności materiałów źródłowych, dokumentów oraz wspomnień byłych i współczesnych mieszkańców Tolkmicka – z duszpasterstwem w parafii tolkmickiej. Ponieważ duszpasterstwo jest związane z dziejami miasta, opisaliśmy je w koniecznym skrócie, korzystając m.in. z Die Geschichte des Landkreises Elbing (Historia powiatu elbląskiego) Eugena Gustava Kerstana, byłego proboszcza kościoła ewangelickiego w Łęczu, wydanej w 1925 roku; Statutów Synodalnych z braniewskiego wydania ks. Franciszka Hiplera z 1899 roku oraz pierwodruków z lat 1922 i 1932, przetłumaczonych przez biskupa Juliana Wojtkowskiego, wydanych w Olsztynie w 2010 roku; Dziejów Prus ks. Jana Leo (z braniewskiego wydania z roku 1750 przełożył biskup Julian Wojtkowski); książki Leo Lindnera, byłego mieszkańca Tolkmicka, Tolkemit. Geschichte und Geschichten, wydanej w 2001 roku oraz niewydanych jeszcze drukiem wspomnień Jana Jabłonki, który przez długie lata mieszkał w Tolkmicku. W różnych opowieściach będą niejednokrotnie pojawiać się te same wątki, ale w innym kontekście.
Tolkmicko powstało z inicjatywy Zakonu Krzyżackiego, dlatego też i jego historii poświęciliśmy nieco naszej uwagi. A jeśli już Krzyżacy – to niezwykle interesujące okazało się zagadnienie związane z ich metodą zagospodarowywania zdobytych terenów, z budową różnego rodzaju zamków i dworów obronnych. Nadzwyczaj cenne wiadomości dotyczące wyżej wspomnianych zagadnień odnaleźliśmy m.in. w książkach Pawła Pizuńskiego Krzyżacy. Państwo, życie codzienne, armia, Krzyżacy od A do Z oraz w pięknie ilustrowanej książce Małgorzaty Jackiewicz-Garniec i Mirosława Garniec Zamki państwa krzyżackiego w dawnych Prusach: Powiśle, Górne Prusy, Warmia.
Fundamentalnymi dziełami obejmującymi bardzo szeroko interesujące nas tu zagadnienie są bez wątpienia książki: ks. Alojzego Szorca Dominium warmińskie 1243 – 1772. Przywilej i prawo chełmińskie na tle ustroju Warmii, Andrzeja Radzimińskiego Kościół w państwie Zakonu Krzyżackiego w Prusach 1243 – 1525. Organizacja, uposażenie, ustawodawstwo, duchowieństwo – wierni, ks. prof. Andrzeja Kopiczki Katalog duchowieństwa katolickiego w diecezji warmińskiej (do 1945 roku), Ustrój i organizacja Diecezji Warmińskiej w latach 1525 – 1772 i inne pozycje tego samego autora oraz Mariana Biskupa i Gerarda Labudy Dzieje Zakonu Krzyżackiego w Prusach. Gospodarka, społeczeństwo, państwo, ideologia.
Próba opisania dziejów duszpasterstwa w Tolkmicku wyprowadziła nas na szerokie wody oceanu historycznego. W miarę prowadzonych poszukiwań w archiwach w Warszawie, Olsztynie, Gdańsku, Malborku, Elblągu, Pelplinie zaczął pojawiać się wewnętrzny imperatyw, nakazujący nie rezygnować ze starań w zdobywaniu coraz dokładniejszych, rzetelnych informacji.
W Państwowym Archiwum w Gdańsku udostępniono nam zasoby archiwalne dotyczące Tolkmicka. Tam odnaleźliśmy m.in. niezwykle cenną korespondencję między przedstawicielami rady parafialnej kościoła św. Jakuba i Ministrem ds. Duchowieństwa, Szkolnictwa i Lecznictwa w Berlinie oraz Królewską Rejencją ds. Kościoła i Szkolnictwa w Gdańsku. Okazało się, że dekoracje w przebudowanym na początku XX wieku kościele parafialnym św. Jakuba wykonał ten sam artysta malarz z Elbląga – Justius Bornowski, którego dziełem jest polichromia w katedrze fromborskiej. Na podstawie tej samej korespondencji dowiedzieliśmy się o stanie wyposażenia kościoła sprzed wielkiej przebudowy oraz o dyspozycji organów, jakie zamówiono w słynnej elbląskiej firmie organistowskiej Terletzki-Wittek.
To uporczywe poszukiwanie dokumentów spowolniło naszą pracę i opóźniło znacznie osiągnięcie końcowego rezultatu, uważamy jednak, że wpłynęło jednocześnie na jej jakość.
Bogate źródła informacji są jeszcze niewyczerpane – pewnie wiele wątków z historii duszpasterstwa i samego miasta można będzie odnaleźć.
Może kogoś z Drogich Czytelników zachęci nasza książka (którą właściwie należy traktować jako preludium, czyli wstęp do większej, być może nawet i z kilku odrębnych tomów złożonej pozycji książkowej) do rozpoczęcia lub kontynuacji własnych badań?
Rys. 2. Autoportret autora rysunkówOpowieść I
Dawno, dawno temu…
Tolkmicko, niewielkie miasteczko położone nad Zalewem Wiślanym, przycupnięte niemal u zachodnich granic historycznej Warmii, ma niezwykle interesujące dzieje.
Przeszłość zanurzona jest w czasach oddalonych od współczesności o około 26 wieków. Po cofnięciu się ostatniego lądolodu skandynawskiego, około 11 – 8,3 tysięcy lat p.n.e., klimat zaczął się ocieplać. Ziemia powoli odżywała. Najpierw pojawiły się rośliny typowe dla tundry, które dały pożywienie m.in. reniferom. Z czasem ten rodzaj flory wzbogacać się zaczął w lasy, najpierw iglaste, potem mieszane, które przekształciły się w nieprzebyte puszcze. Zmieniła się wówczas fauna – zamieszkały w leśnych ostępach niedźwiedzie, dziki, wilki, jelenie i sarny, lisy… Wśród gęstego listowia drzew i krzewów ptaki zaczęły budować gniazda. Wreszcie odważył się tu także zamieszkać człowiek. Kiedy?
Najstarsze znaleziska archeologiczne pochodzą z późnego paleolitu (schyłku starszej epoki kamienia) i są datowane na dziesiąte tysiąclecie p.n.e. Są to zabytki krzemienne, harpuny z kości, użytkowane przez ludzi, którzy przywędrowali na te tereny za przemieszczającymi się w owym okresie stadami reniferów. Natomiast znaleziska archeologiczne, umiejscawiane w końcu młodszej epoki kamiennej – 4000 – 2000 p.n.e. – wskazują na pierwsze ślady obecności myśliwych i rybaków nad Zalewem Wiślanym, nad brzegami rzek i jezior. W okolice dzisiejszego Tolkmicka dotarły ludy, reprezentujące kulturę ceramiki sznurowej, tak nazwaną przez badaczy z uwagi na zdobnictwo naczyń glinianych.
Nas interesują ludy, które tu przywędrowały w VI wieku p.n.e., ze środkowego dorzecza Niemna i Dniepru. Były to grupy ludności, które dzisiaj uczeni zaliczają do kultury zachodnio-bałtyjskiej, i musiały wtopić się w lud już wcześniej te tereny zamieszkujący, ponieważ to one z początku nazwane Estami (Estiami), później otrzymały nazwę Prusowie.
Z koczowniczego trybu życia ludy te przeszły na system osiadły, gdy tylko przyroda i inne okoliczności temu sprzyjały: gdy na wypalanych leśnych obszarach można było uprawiać zboże i len, w lasach zakładać barcie, zbierać owoce runa leśnego, polować na zwierzynę, budować domy, hodować bydło i drób. Do osiadłego trybu życia potrzebny był też pokój – w miarę spokojne życie. Tego – niestety – nie można było być pewnym zarówno w tamtych, jak i współczesnych czasach. Dlatego też Prusowie mieli w lasach obronne grody, należące prawdopodobnie do jednego rodu, o których położeniu wiedzieli tylko wtajemniczeni i na wypadek napaści, kobiety, dzieci i starcy tam się chronili.
Ogromne znaczenie dla rozwoju kulturowego rodów Prusów, mieszkających m.in. na półwyspie sambijskim, miał bursztyn, występujący obficie nad brzegami Bałtyku – zwany „złotem północy”.
Celtowie, kontrolujący Szlak Bursztynowy, doprowadzili handel tą żywicą do rozkwitu u schyłku ery przedchrystusowej i na jej przełomie. Krainy śródziemnomorskie pozyskiwały to bardzo przez nie pożądane „złoto północy”, wysyłając także na daleką północ sambijską własnych kupców. Tak więc kontakty ze światem, choćby przez handel bursztynem, sprawiły, że Prusowie nie żyli w izolacji. Główny Szlak Bursztynowy połączył północ z południem.
Nawet słynny rzymski historyk Tacyt (55 – 120 n.e.) wspomina w swojej monografii etnograficznej Germania o Estach, których – jak już wspominaliśmy wcześniej – dopiero później nazwano Prusami: „Po prawej stronie Swewskiego morza mieszkają Estonowie, odzieniem i zwyczajami do Swewów, językiem do Brytanów podobniejsi. Oddają cześć matce bogów, a na znak tego nabożeństwa noszą obrazy wieprzów, które im służą za wszelki oręż i obronę, owszem między samymi nieprzyjaciółmi chwalcom bogini bezpieczeństwo daje. Rzadko używają żelaznej broni – najczęściej pałek. Bawią się około roli pilniej, niżeli zwyczaj niesie leniwych Germanów. Szperają także w morzu, a sami jedni ze wszystkich znajdują po mieliznach, owszem na samych brzegach bursztyn, który po swojemu glefum zowią. Atoli będąc barbarzyńcami, nie znają, ani są ciekawi poznać jego przyczyn i natury. Przed laty, nim zbytki nasze dały mu szacunek, leżał długo na brzegach, jako podły zmąconego morza wymiot, bez żadnego u nich zażycia. Biorą go, jak się urodził, i tak sprzedają, dziwując się płacącym kupcom. Wreszcie wnosić można, że to jest sok jakiś z drzew sączący się, ponieważ widzieć w nim często ziemny i powietrzny owad, który uwikłany lepką cieklizną, zostaje wewnątrz za stwardnieniem oblewającej materii. Rozumiem, że jako w zabiegłych na wschód krainach znajdują się lasy, skąd się balsamy i inne wonie sączą, tak i zachodnie strony po lądach i wyspach nadbrzeżnych rodzą podobne drzewa, z których rozgrzane słońcem soki, a w morzu okrzepłe, fala wodna na przeciwne brzegi wytrąca. Jeślibyś chciał doświadczyć ogniem natury bursztynu, wnet się zażegłszy na kształt łuczywa, wypuszcza płomień tłusty i pachnący, a potem się jak żywica topi i rozlewa”.
Kultura materialna i duchowa, o której świadczą wykopaliska archeologiczne, choćby w dawnym grodzie Tolkemita, położonym około 2 km na południowy wschód od Tolkmicka, pozwalają na odtworzenie życia rodów Prusów na ziemi tolkmickiej.
I byłoby się ono może niewiele zmieniło lub rozwijało w swoim tempie, gdyby nie misje chrześcijańskie – m.in. św. Wojciecha, św. Brunona z Kwerfurtu, polskich książąt, zakonnika cysterskiego Chrystiana, mianowanego przez papieża Innocentego III misyjnym biskupem Prus, czy wreszcie zaproszonego przez księcia Konrada Mazowieckiego – Zakonu Krzyżackiego.
Ostatecznie po wielu latach walk pruska osada Tolkemita nad Zalewem Wiślanym wraz z ukrytym w lasach grodem prawdopodobnie została zrównana z ziemią lub niewiele po niej pozostało, a na jej miejscu Krzyżacy postanowili założyć miasto Tolkemit (dziś, od 1945 roku – Tolkmicko), przewidując kilka korzyści: możliwość zbudowania portu i tym samym uzyskania połączenia z Bałtykiem, poprowadzenia szlaku komunikacyjnego wzdłuż Zalewu Wiślanego, łączącego zamki i grody warowne, stworzenie mocnego punktu obronnego w sieci zamków wznoszonych na zdobytym terenie.
Krzyżacy wyznaczali spośród szczególnie zasłużonych dla Zakonu osób tzw. zasadźcę wsi lub miasta, otrzymującego za swoje wysiłki dziedziczny urząd i tytuł sołtysa, z którym wiązały się nie tylko pewne ściśle określone obowiązki, lecz także profity. Jego zadaniem było wyznaczenie – z pomocą geometrów – granic zakładanego miasta lub wsi. Tolkmicko otrzymało terytorium wielkości 100 łanów, czyli 1680 ha (1 łan = 16,8 ha). Wsie i miasta lokowane były w państwie Zakonu Krzyżackiego zazwyczaj na prawie chełmińskim. Tak było w przypadku Tolkmicka. Prawo to określało ściśle, ile wolnych od podatku czynszowego łanów ma otrzymać parafia (proboszcz), ile mieszkańcy do wspólnego użytkowania, ile zasadźca, a ile ma pozostać do dyspozycji właściciela terytorium – w tym przypadku Zakonu Krzyżackiego.
Jak to przebiegało w przypadku Tolkmicka? Czy najpierw zasadźca biegał z geometrami i pomocnikami i wyznaczał teren, czy pozostała przy życiu ludność pruska, mieszkająca tu i tam w swoich drewnianych siedzibach, mogła mu w tym pomagać? Czy ludność miejscowa została przymuszona do wybudowania najpierw na wyznaczonym wcześniej miejscu, na niewielkim wzgórzu drewnianego krzyżackiego dworu (zameczku) warownego (otoczonego wałami i palisadami), w którym zamieszkali zasadźca i jego pomocnicy? Wydaje się to dość prawdopodobne. U stóp tego zameczku miało powstać miasto na prawie lokacyjnym chełmińskim – o nazwie Tolkemit – tak jak niegdyś nazywał się, zgodnie z legendą, ukryty w lasach pruski gródek warowny.
Rozpoczął się proces kolonizacyjny. Nowa napływowa ludność, przeważnie pochodzenia teutońskiego, wraz z pozostałymi przy życiu tubylcami, musiała jakoś zorganizować swoje współistnienie. Przybysze przywieźli ze sobą swoje tradycje, przyzwyczajenia, wiarę chrześcijańską, może nawet kapłana. Miejscowa ludność natomiast wiedziała, jak buduje się drewniane domy, jak je należy otoczyć wałami i palisadami, aby napastnik miał kłopot ze zdobyciem zamieszkanego terytorium; umiała polować, łowić ryby, korzystać z wszelkich dóbr bogatej natury, posiadała wiele innych cennych umiejętności.
Wyobraźmy sobie te powoli ciągnące się niezbyt dobrymi traktami tabory osadników, wozy pełne dobytku, z workami ziarna pod zasiew, mąki do wypieku chleba… Do nowej ojczyzny zabrano warsztaty tkackie, narzędzia kowalskie, stolarskie, ciesielskie, garncarskie. Mężczyźni, kobiety, dzieci – ci wszyscy ludzie, nieraz bardzo zmęczeni, znajdowali odpoczynek w przydrożnych karczmach lub w wybudowanych przez Zakon Krzyżacki, także w tym celu, przytuliskach-szpitalach, gdzie otaczano ich opieką, opatrywano rany, podawano ciepłą strawę. W niewielkiej kaplicy podróżni wznosili dziękczynne modły za przebytą szczęśliwie podróż.
Rys. 3. Chałupinka
Co osadnicy spodziewali się zastać na miejscu, a co istotnie zobaczyli? Czy oczekiwały na nich jakieś choćby prowizoryczne domy, gotowe do zamieszkania? Chyba nie. Oczom wędrowców ukazał się raczej pusty teren, z wyznaczonymi pod zabudowę różnej wielkości działkami i niedaleko wznoszący się na niewysokim wzgórzu obwarowany wałami i palisadami zameczek. Jak zostali przywitani?
Jeśli nie było gotowych domów, trzeba było zamieszkać pod namiotem lub w naprędce skleconej chałupinie i szybko, po wybraniu i wykupieniu działki, zabrać się za budowę właściwego domostwa.
Rys. 4. Nadzieja
Czasy były niepewne, więc z pewnością pomyślano o jak najszybszym wzniesieniu wałów obronnych i palisady, zwłaszcza że wiadomo było, gdzie, bo teren miasta był już wyznaczony. W wykonaniu zarówno tego, jak i innych zadań pomagali Prusowie. Dobrowolnie czy też nie – to już inna kwestia.
Chyba nietrudno sobie wyobrazić tę pracę: najpierw zwożono z okolicznych lasów odpowiednią liczbę pni, zbierano kamienie polne na fundamenty, wykonywano prace ziemne. Sądzimy, że do wykonania palisady i wałów otaczających miasto wykorzystano doświadczenie Prusów.
A tak na marginesie: sołtys musiał być jednym z kilku urzędników krzyżackich działających na tym terenie, bo już w tekście dokumentu lokacyjnego wspomniany jest mistrz rybicki, sprawujący kontrolę nad połowem ryb w Zalewie Wiślanym i innych akwenach. Innym ważnym urzędem w państwie krzyżackim na ziemiach pruskich był mistrz leśniczy. Ten z kolei czuwał nad wyrębem lasów, polowaniem, barciami, runem leśnym. Przed zdobyciem przez Krzyżaków ziem dwunastu rodów pruskich wszyscy mogli do woli korzystać z bogactw wód Zalewu Wiślanego, jezior, rzek i lasów. Niepotrzebna była niczyja zgoda, gdy wybierano się na polowania.
Rys. 5. Drewniany zameczek krzyżacki
Z przybyciem Zakonu Krzyżackiego – nowe nastały rządy. Właściwie wszystkie sfery życia gospodarczego podporządkował sobie Zakon.
Miasteczko powoli się rozrastało. Jego centrum zajmował prostokątny rynek. Jeden bok zarezerwowany został na wzniesienie kościoła, który – podobnie jak pierwsze domy – miał być drewniany.
------------------------------------------------------------------------
Rutkowiak Lechosław (oprac.), Dzieje ziemi tolkmickiej, Urząd Miasta i Gminy, Tolkmicko 2012.
Cornelius Tacitus, Germania, Armoryka, Sandomierz 2009.
Nazwa pochodzi, jak przypuszczają niektórzy autorzy zajmujący się tym tematem, od pruskiego kunigasa Tolka i jego córki Mity, która po śmierci ojca stała się władczynią grodu na Górze Owczej. Inna wersja mówi, że nazwa wywodzi się od imion rodzeństwa: Tolko i jego siostry Mity. Taką wersję przyjęliśmy w tej książce.
ks. Leo Jan, Dzieje Prus, Olsztyn 2008, s. 58 – 61.
Zdrójkowski Zbigniew, Zarys dziejów prawa chełmińskiego 1233 – 1862. Studium z okazji siedemsetpięćdziesięciolecia wydania przywileju chełmińskiego oraz lokacji miast Chełmna i Torunia, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Toruń 1983.