Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O twórczości poetyckiej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O twórczości poetyckiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 228 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

"Oko du­cha – mówi "Wik­tor Hugo – nie może zna­leść nig­dzie wię­cej bły­sków i wię­cej cie­niów jak w czło­wie­ku"… "Ist­nie­je wi­dok wspa­nial­szy niż mo­rze – jest nim nie­bo; ist­nie­je wi­dok wspa­nial­szy niż nie­bo – jest nim wnę­trze du­szy czło­wie­ka."

Wiel­ki po­eta po­wie­dział praw­dę. Wszak­że to wszyst­ko co w na­uce i sztu­ce, w dzie­jach oświa­ty i w dzie­jach ciem­no­ty po­dzi­wia­my, jest dzie­łem tej siły we­wnę­trzej, jest wy­ro­bem tej du­cho­wej pra­cow­ni, do któ­rej wstęp mają: ksiądz, po­eta i… psy­cho­log. Nie­chże więc i nam wol­no bę­dzie zaj­rzeć w to ta­jem­ni­cze źró­dło wiel­kich słów, z któ­rych mają po­wsta­wać wiel­kie czy­ny.

* * *

Pierw­szym wa­run­kiem or­ga­ni­za­cyi po­etyc­kiej jest od­po­wied­nio spo­tę­go­wa­na wraż­li­wość. Na­zy­wa­my nią zdol­ność przy­ro­dzo­ną, któ­rej się nie na­by­wa lecz odzie­dzi­cza, zdol­ność ła­twe­go ule­ga­nia ze­wnętrz­nym po­bu­dze­niom zmy­sło­wym. Wszyst­kim wia­do­mo czem są oso­by tak zwa­ne ner­wo­we, któ­re lada szmer nie­spo­dzia­ny o drże­nie przy­pra­wia, w któ­rych po­wie­trze przed bu­rzą na­ła­do­wa­ne elek­trycz­no­ścią obu­dza nie­po­kój, któ­rym lada sil­niej­sze wra­że­nie mo­ral­ne szko­dzić może, roz­stra­ja­jąc ner­wy a na­wet spro­wa­dza­jąc cho­ro­bę. Lecz czy ta­kie uspo­so­bie­nie ner­wo­we za­wsze sta­no­wi je­den ze skład­ni­ków po­etyc­kiej or­ga­ni­za­cji? By­najm­niej. Ist­nie­je bar­dzo wie­le osób ner­wo­wych, w któ­rych na­wet śla­du weny po­etyc­kiej nie spo­ty­ka­my, a na­to­miast wie­lu pierw­szo­rzęd­nych po­etów, nie ule­ga wca­le okrzy­kom ner­wo­wym, gdy ktoś pię­ścią w stół ude­rzy, albo gdy wi­cher za­wy­je w ko­mi­nie. Wi­docz­nie więc jeź­li wraż­li­wość jest jed­nym z wa­run­ków na­tu­ry po­etyc­kiej, to nie w tem ogól­nem zna­cze­niu ner­wo­wej po­bu­dli­wo­ści. Wraż­li­wość po­ety musi mieć spe­cy­al­ny swój cha­rak­ter.

Zo­bacz­myż ja­kim on bę­dzie.

Praw­dzi­wi po­eci za­słu­gu­ją czę­sto na na­zwę zim­nych i obo­jęt­nych, po­nie­waż rzad­ko kie­dy dają po­znać to co czu­ją. Wi­docz­nie więc wraż­li­wość ich ma cha­rak­ter głęb­szy; ale nie jest to by­najm­niej głę­bo­bość trwa­ła. Je­że­li z jed­nej stro­ny ist­nie­ją lu­dzi ner­wo­wi, któ­rych wraż­li­wość jest tyl­ko po­wierz­chow­ną, je­że­li z dru­giej stro­ny ist­nie­ją inni, któ­rzy przy bra­ku po­zo­rów, wchła­nia­ją w sie­bie wra­że­nia, by je bar­dzo dłu­go, skry­cie, w głę­bi du­szy prze­cho­wy­wać, po­zwa­la­jąc im tam nur­to­wać i trwać – bez po­czu­cia po trze­by wy­la­nia się w ja­ki­kol­wiek­bądź spo­sób, to ani taka wraż­li­wość ze­wnę­trza, po­wierz­chow­na, ani taka głę­bo­ka lecz uta­jo­na i trwa­ła, nie jest wła­ści­wym przy­mio­tem po­etów. Pierw­sza by­ła­by zbyt lot­ną, do­ryw­czą i ga­da­tli­wą, dru­ga zbyt sta­łą, mo­no­ton­ną i nie­mą. "Wraż­li­wość po­ety musi być głę­bo­ką ale za­ra­zem zmien­ną, "co on czu­je, inni uczuć chcie­li­by da­rem, " ale też on czu­je szyb­ciej, bo róż­no­rod­niej. Rze­czy i lu­dzie, wy­pad­ki i wspo­mnie­nia wszyst­ko to sil­niej wni­ka w jego ser­ce, wy­ci­ska swe pięt­no, ale nie to pięt­no mar­twe, bier­ne, któ­re do po­dzi­wu tyl­ko pro­wa­dzi, lecz to żywe, ru­chli­we, któ­re, jak ka­me­le­on mie­ni się i za­cie­ra, by nowe do ży­cia po­wo­łać.

Po­eta oto­czo­ny tym sa­mym świa­tem, co inni, wi­dzi in­a­czej, czu­je in­a­czej: wi­dzi wię­cej, czu­je głę­biej. I nie po­trze­bu­je drżeć wo­bec huka, bled­nąć wo­bec ognia, bo dla nie­go nie to sil­ne, wiel­kie i groź­ne, co cia­łem wstrzą­sa, lecz to co w drob­nych na po­zór i po­spo­li­tych zja­wi­skach kry­je we­wnętrz­ną treść i myśl, co prze­ci­wień­stwem ude­rza w stru­ny uczu­cia, har­mo­nią jed­no­czy sprzecz­ne my­śli, albo spo­ko­jem usy­pia na­mięt­no­ści. Ztąd też po­eta w naj­pow­sze­dniej­szem oto­cze­niu znaj­dzie po­bud­kę dla prze­ja­wu swych władz, ma­te­ry­ał dla swych ob­ra­zów, co wię­cej, on mocą swej wraż­li­wo­ści może się tak ze­spo­lić z oto­cze­niem, jak gdy­by to co przed nim jest i nad nim, było cząst­ką jego wła­sne­go or­ga­ni­zmu, jego wła­snej oso­bi­sto­ści.

"Być po­etą", mówi Ga­bry­ela, to jest być ra­zem wszyst­kiem co żyje pod nie­bem, w nie­bie: kro­pel­ką rosy, iskier­ką, gła­zem – świat wiel­ki prze­dzierz­gnąć w sie­bie. " Je­st­to "mieć wszyst­kie skar­by bo­ga­czy", być pa­nem rze­czy­wi­sto­ści i nad­to ta­kiej "cu­dow­nej bo­skiej kra­iny, ja­kiej król ża­den nie ma na zie­mi. " A skąd te skar­by? za­py­ta­cie.

– "Z wiel­kie­go czu­cia, z nie­skoń­czo­no­ści…"

To wiel­kie czu­cie, dla któ­re­go cala nie­skoń­czo­ność wra­żeń do­star­cza, jest owem si­tem cza­ro­dziej­skiem przez któ­re świat ze­wnętrz­ny prze­sie­wa kształ­ty, bar­wy i dźwię­ki w du­szę po­ety, aby je ten, mocą we­wnętrz­nej swej pra­cy prze­two­rzył na chleb du­chow­ny, któ­ry ma nas, "zja­da­czy po­wsze­dnie­go chle­ba w anio­łów prze­ro­bić." Tyl­ko dla tego, że po­eta sam sil­niej­sze wra­że­nia od­bie­ra, że w nim bu­dzą one za­chwyt lub uko­je­nie przy­no­szą, tyl­ko dla­te­go na­wza­jem pieśń jego sta­je się, (we­dle słów De­oty­my): "Skrzy­dla­tą klucz­ni­cą wra­żeń tych du­cha po dwoi. " Tyl­ko dla­te­go"szczę­śli­wych za­chwy­ca, cier­pią­cych koi."

Po­eci od­da­ją nam wra­że­nia, któ­rych im świat do­star­czył, od­da­ją nam czę­sto czyst­sze i wspa­nial­sze, a ta wy­mia­na, to po­śred­nic­two jest pa­smem prze­obra­żeń we­wnętrz­nych, wzbo­ga­ca­ją­cych ogół, wy­czer­pu­ją­cych po­etę. Głę­bo­kość a za­ra­zem zmien­ność owe­go "wiel­kie­go czu­cia", traf­nie ma­lu­je Wisz­niew­ski w swo­ich "Cha­rak­te­rach ro­zu­mów ludz­kich:" "Czło­wiek z ge­niu­szem ma moc­niej­sze od in­nych czu­cie, któ­re za każ­dą my­ślą szyb­ko­ścią bły­ska­wi­cy, aż do głę­bi ser­ca do­cho­dzi… Wszyst­ko co go ota­cza moc­niej­sze na nim czy­ni wra­że­nie; każ­da więk­sza myśl za­pa­la goi uno­si. Naj­mniej­sze słów­ko po­chwy­co­ne, prze­obra­ża się w nim szyb­ko na myśl i uczu­cie, się­ga aż do dna du­szy, krą­ży z szyb­ko­ścią bły­ska­wi­cy, wszyst­kie taj­ni­ki umy­słu i ser­ca prze­bie­ga, obu­dza roje my­śli i roz­licz­ne uczu­cia, wpra­wia w ruch wszyst­kie siły umy­słu i jak we­tknię­ty kij w wiel­kie mro­wi­sko, dłu­gie i nie­prze­wi­dzia­ne w ca­łej du­szy jego spra­wia wzbu­rze­nie…"

Po­rów­na­nie nie­co gru­be, ale do­bit­ne. Au­tor mówi jesz­cze w in­nem miej­scu o wraż­li­wo­ści po­etyc­kiej: "Opi­su­jąc rze­czy świa­ta ota­cza­ją­ce­go, po­eta oka­zu­je rysy i kształ­ty, któ­re przed okiem na­szem za­wsze wy­my­ka­ły się, i od­sła­nia przy­mio­ty, oko­licz­no­ści i sto­sun­ki, oko­ło któ­rych ty­siąc razy krą­ży­li­śmy a nig­dy ich nie do­strze­gli. "W zwier­cie­dle jego du­szy wszyst­ko in­nych na­bie­ra wy­mia­rów, zdu­mie­wa, za­chwy­ca i po­ry­wa."

Nie je­st­to już owo po­spo­li­te spo­tę­go­wa­nie wraż­li­wo­ści, nie je­st­to owa czy­sto zmy­sło­wa po­bu­dli­wość, lecz ra­czej po­bu­dli­wość wyż­sze­go rzę­du, nie tak ła­two w grę wcho­dzą­ca, wy­bred­niej­sza, du­cho­wa, któ­rą Ma­łec­ki na­zy­wa "po­etycz­nem na świat spoj­rze­niem" a któ­rą zwy­kle mia­nem es­te­tycz­ne­go po­czu­cia okre­śla­my. Je­śli więc Bro­dziń­ski od­są­dza od mia­na po­ety, tego: "Czy­je ucho nie skłon­ne do Apol­la dźwię­ku"; to za­raz do­da­je, że cho­dzi tu o wraż­li­wość głęb­szą niż ta, któ­rą po­sia­dać może ucho, że cho­dzi tu o tego:

"Komu nie drży o ser­ce głos cza­row­nej stru­ny," i o tym ma pra­wo po­wie­dzieć że "nie zna dro­gi do ser­ca, obce mu są kra­je, w któ­rych skrzęt­na bo­gi­ni bło­gie sny po­da­je".

Z na­szych po­etów Mic­kie­wicz i Sło­wac­ki w wy­so­kim stop­niu po­sia­da­li tę praw­dzi­wie po­etyc­ką wraż­li­wość; śmiem na­wet twier­dzić, że u Sło­wac­kie­go była ona żyw­szą, buj­niej­szą, choć za to i ka­pry­śniej­szą… za­ra­zem. Słusz­nie mówi Ma­łec­ki, że "przed jego okiem wid­ne były wszyst­kie tę­czo­we bar­wy po­ezyi roz­la­nej po roz­ło­gach ży­cia ziem­skie­go. Naj­ni­klej­sze, naj­taj­niej­sze ob­ja­wy jej przy­tom­no­ści po­mię­dzy nami, mó­wią do jego wy­obraź­ni: je­ste­śmy! Gdzie wzrok zwy­czaj­ne­go uspo­so­bie­nia nie wi­dzi nic, jak po­spo­li­te kształ­ty ży­wo­ta, gdzie ucho naj­czul­sze nie sły­szy, jak tyl­ko rytm po­wsze­dnie­go toku wy­da­żeń, Sło­wac­ki tam umie do­pa­trzyć i do­słu­chać się jak­by ostat­nich wes­tchnień tę­sk­nych tej me­lo­dyi, któ­ra w po­ran­ku dzie­jów ludz­ko­ści była re­gu­la­to­rem ży­cia na zie­mi, a dziś już pra­wie zu­peł­nie się wy­nio­sła z ob­sza­rów bytu rze­czy­wi­ste­go. To też za do­tknię­ciem jego ręki prze­mie­nia mu się wszyst­ko jak­by w ja­kiś eter po­wiew­ny."

Bły­sko­tli­wość jego wraż­li­wo­ści, a za­ra­zem więk­sza jej moc, spra­wia­ły tę nad­mier­ną po­dat­ność na wra­że­nia, tę bez­u­stan­ną wal­kę we­wnętrz­ną, wy­naj­dy­wa­nie udrę­czeń w naj­przy­jaź­niej­szych na­wet wa­run­kach, wresz­cie tę szorst­kość obej­ścia, któ­rą Sło­wac­ki dzie­lił z wie­lu in­ny­mi po­eta­mi, a któ­ra mu tak ła­two na­ra­ża­ła i znie­chę­ca­ła lu­dzi. Dum­ny od­ręb­no­ścią i wyż­szo­ścią swe­go uczu­cia, nie mógł on zmu­sić in­nych do po­dą­ża­nia za jego wra­że­nia­mi i wiecz­nie czuć mu­siał pe­wien roz­brat po­mię­dzy wła­snem ser­cem a jego pro­za­icz­nem oto­cze­niem. Dzie­cię­ciem jesz­cze bu­dził trwo­gę w ser­cu mat­ki na wi­dok burz we­wnętrz­nych, któ­re się w bla­dej twa­rzy jego od­bi­ja­ły –

i my­śląc o synu

Nie śmia­ła wy­rzec: Niech się dzie­je wola Boga!

Bo w czar­nych oczach dziec­ka pło­mień go­rącz­ko­wy

Przed­wcze­śnie za­pa­lo­ny, tra­wił mło­de ży­cie…

A póź­niej, przed­wcze­śnie doj­rza­ły uczu­ciem, żą­dał wza­jem­no­ści ta­kiej ja­kiej zna­leść nie mógł i upo­ko­rzo­ny, z "ser­cem jak krysz­tał w set­ne po­ry­tem ska­zy" wszyst­kie czu­cia swo­je­go skar­by "ogni­stej wy­obraź­ni rzu­cił na po­żar­cie. " I nie dziw, że wy­obraź­nia ta, pod wpły­wem tylu głę­bo­kich i ja­skra­wych wra­żeń "w zło­te roz­kwi­ta­ła far­by, i kła­dła się jak tę­cza, na ksiąg bia­łej kar­cie. "

Wraż­li­wość Mic­kie­wi­cza o wie­le była spo­koj­niej­szej na­tu­ry. Umiał on le­piej od Sło­wac­kie­go pa­no­wać nad wpły­wa­mi wra­żeń, a bły­ski jego du­cha dłu­go kry­ły się w głę­bi du­szy za chmu­ra­mi ma­rzeń, za­nim przy­bra­ne w czy­ste i mia­ro­we kształ­ty, uka­za­ły się spo­koj­ne, peł­ne i har­mo­nij­ne. "Wszyst­ko ta­kem na­pi­sał, jak tu do was ga­dam, " mó­wił po­eta sam o so­bie. On nie wy­bu­chał jak wul­kan, lecz jak słoń­ce oświe­cał. I tyl­ko część Łych ja­snych pro­mie­ni, roz­sie­wa­ła jego wola wśród lu­dzi. Choć "czuł za mil­jon, " w pie­śniach za­warł tyl­ko tyle uczu­cia "ile krwi lu­dzie doj­rzeć mo­gli w jego twa­rzy. " Resz­ta zo­sta­ła w ser­cu. I je­śli Sło­wac­ki wo­łał w unie­sie­niu:

"Kto chce w pio­ru­ny wstą­pić i w bły­ska­nie,

I śnić to co ja śnię – niech przy mnie sta­nie. "

To Mic­kie­wicz w spo­ko­ju swym wy­ma­gał wię­cej:

"Chcąc mnie zro­zu­mieć, nie ze mną trze­ba być, lecz (we mnie. "

Wy­ma­gał zbyt wie­le – bo ro­zu­mie­li go wszy­scy – ale to pew­na, że ta­kie­go wy­la­nia uczuć na ze­wnątrz, wy­la­nia w tak świet­nej for­mie, z ta­kiem ol­brzy­miem bo­gac­twem "du­szy rwa­nej w ka­wa­ły" i rzu­ca­nej nam na stra­wę du­cho­wą – że ta­kiej for­my po­etyc­kiej, jaką wła­dał Sło­wac­ki, mógł­by mu na­wet Mic­kie­wicz po­zaz­dro­ścić. I do­syć było sta­nąć przy nim, aże­by uj­rzeć te pio­ru­ny i to bły­ska­nie, któ­re duch jego w oko­ło sie­bie roz­sy­py­wał – a roz­sy­pu­jąc cier­piał. Bu­rza, któ­ra w nim była, hu­cza­ła i w pie­śniach jego – Mic­kie­wicz prze­ciw­nie, wpierw ją w ser­cu tłu­mił.

Gdy mnie spo­koj­nym zo­wią dzie­ci świa­ta,

Burz­li­wą du­szę kry­ję przed ich okiem,

I obo­jęt­na duma, jak mgły sza­ta,

Wnętrz­ne pio­ru­ny po­zła­ca ob­ło­kiem:

I tyl­ko w nocy – ci­cho – na Twe łono

Wy­le­wam bu­rzę we łzy roz­to­pio­ną. "

(Roz­mo­wa Wie­czor­na.)

Tak roz­to­pio­na bu­rza nie stra­szy­ła lu­dzi, bu­dzi­ła tyl­ko po­czu­cie wyż­szo­ści. Wzrok jego nie bę­dąc groź­ną prze­stro­gą dla mat­ki, umiał prze­cież uj­mo­wać lu­dzi siłą spo­koj­ne­go a głę­bo­kie­go uczu­cia. "Wej­rze­nie Mic­kie­wi­cza – mówi je­den z bliż­szych jego zna­jo­mych – było prze­cią­głe, dłu­gie, wię­cej roz­waż­ne niż prze­ni­ka­ją­ce. Kie­dy kogo słu­chał, rap­tem dziw­ną bły­ska­ło iskrą, kie­dy za­bie­rał się do od­po­wie­dzi, zda­wa­ło się, że wszyst­ko wte­dy co wi­dział lub sły­szał, w jed­no zbie­ra­ło się ogni­sko; a ile razy w roz­mo­wie z kimś ob­cym my­ślą jaką był ude­rzo­ny, czy­nił na­gle zwrot sam do sie­bie, pod­no­sił gło­wę, oko się mgłą okry­wa­ło i przez czas ja­kiś nie­ru­cho­me, po­ka­zy­wa­ło się po chwi­li, jak­by ogniem i ży­ciem do wła­sne­go wnę­trza było zwró­co­ne. " Je­że­li wraż­li­wość taka, wy­ra­ża­ją­ca się w ry­sach twa­rzy, w zmien­no­ści jej wy­ra­zu, słów i gie­stów, je­że­li w ogó­le wraż­li­wość bar­dziej zmy­sło­wa jest dzie­łem na­tu­ry, od wpły­wów woli i oto­cze­nia nie­za­leż­nem, to prze­ciw­nie ten wyż­szy jej sto­pień du­cho­wy, praw­dzi­wie po­etyc­ki, któ­ry po­czu­ciem es­te­tycz­nem na­zy­wa­my, daje się do pew­ne­go stop­nia roz­wi­jać i kształ­cić. Wraż­li­wość es­te­tycz­na jest za­rów­no dzie­łem na­tu­ry jak i wpły­wów pe­da­go­gicz­nych. Ma zaś ona dla twór­czo­ści po­etyc­kiej po­dwój­ną war­tość – z jed­nej stro­ny bo­wiem nie po­zwa­la wraż­li­wo­ści zmy­sło­wej za­rzu­cać umysł byle ja­kie­mi wra­że­nia­mi – a po­wtó­re, w chwi­li two­rze­nia sta­je się cen­zo­rem form ar­ty­stycz­nych, za­rzą­dza­jąc usu­nię­cie lub na­pra­wę nie­mi­łych so­bie zbo­czeń. Nie na­le­ży tyl­ko mnie­mać, jak to nie­raz daw­ni es­te­ty­cy czy­ni­li, że po­czu­cie to jest czemś od­ręb­nem nie­tyl­ko w teo­ryi, lecz i w rze­czy­wi­sto­ści, że jest ono jak­by no­wym zmy­słem du­cho­wym, je­śli się tak wol­no wy­ra­zić. Tak jak nie ma gra­ni­cy po­mię­dzy po­etą a nie­po­etą, tak też nie mamy żad­ne­go bez­względ­ne­go kry­te­ry­um do od­gra­ni­cze­nia po­czu­cia es­te­tycz­ne­go od in­nych przy­mio­tów uczu­cio­wo­ści. Je­den i ten sam po­eta może pi­sać rze­czy praw­dzi­wie wznio­słe i sła­be, a czę­sto­kroć jesz­cze sam uwa­ża za lep­sze to, co inni znacz­nie mniej ce­nią. Wresz­cie czyż po­dob­na żą­dać zu­peł­nej zgo­dy kry­ty­ków tam, gdzie nie mia­ra i waga, ale ro­dzaj i głę­bo­kość wraż­li­wo­ści ar­ty­stycz­nej o war­to­ści utwo­ru sta­no­wią? Wszak­że sły­sze­li­śmy gło­sy bar­dzo po­waż­ne od­są­dza­ją­ce od mia­na po­ety nie już dru­go­rzęd­nych, ale ogól­nie na pierw­szem miej­scu sta­wia­nych po­etów! Kto wie­rzy w ja­kąś przy­ro­dzo­ną jed­ność i toż­sa­mość es­te­tycz­ne­go po­czu­cia w du­szy ludz­kiej, tego ten fakt prze­ko­nać po­wi­nien, że nic nie ma bez­względ­ne­go w sztu­ce i że po­czu­cie pięk­na jest tak do­brze względ­nym ob­ja­wem roz­wi­ja­ją­cej się ludz­ko­ści, jak po­czu­cie do­bra i cno­ty tak zmien­ne i sprzecz­ne na­wet u ca­łych ras ludz­kich. Wła­śnie ta to od­ręb­ność wraż­li­wo­ści spra­wia, że utwo­ry po­etyc­kie Wscho­du tak bar­dzo się róż­nią od na­szych. – "Trze­ba sa­me­mu czy­tać po­ezyę ory­en­tal­ne, mówi Li­belt (1), aby po­wziąć wy­obra­że­nie o tej ży­wo­ści farb, o tej ru­chli­wo­ści i tym ogniu fan­ta­zyi, któ­re je ce­chu­ją. Nic po­dob­ne­go nie przed­sta­wia po­ezya in­nych na­ro­dów. Jest to mo­zaj­ka z dro­gich po­ły­sku­ją­cych – (1) Es­te­ty­ka. Pe­ters­burg 1854 str. 35. 3 T I.

ka­mie­ni; wie­niec z naj­roz­licz­niej­szych wo­nie­ją­cych kwia­tów."

Po­czu­cie es­te­tycz­ne Ma­ho­me­tan mar­twem jest dla pięk­no­ści na­sze­go ma­lar­stwa i na­szej rzeź­by. Ko­ran na­wet za­bra­nia przed­sta­wia­nia lu­dzi i zwie­rząt za po­mo­cą pendz­la i dłu­ta; a dość jest prze­czy­tać taki utwór jak "Ogród ró­ża­ny" (w prze­kła­dzie Ka­zi­mir­skie­go) aże­by się prze­ko­nać i o bar­wi­sto­ści sty­lu i o od­ręb­no­ści na­szych es­te­tycz­nych wy­ma­gań.

Ale na­wet naj­le­piej roz­wi­nię­ta wraż­li­wość, za­rów­no ogól­nie zmy­sło­wa jak i czy­sto es­te­tycz­na, nie­wy­star­czy­ła­by nig­dy po­ecie do ze­bra­nia tych wszyst­kich wra­żeń, któ­re w skład jego fan­ta­zyi wejść mu­szą, je­że­li chce sta­nąć na sta­no­wi­sku mi­strza pa­nu­ją­ce­go nad ser­ca­mi lu­dzi. Wraż­li­wość zmy­sło­wa daje tyl­ko po­wierz­chow­ne świa­ta od­bi­cie, daje tyl­ko ob­fi­ty za­pas bar­dzo róż­no­rod­ne­go ma­te­ry­ału, ale nie się­ga głę­biej, nie się­ga do naj­czyst­sze­go i naj­bo­gat­sze­go źró­dła po­ezyi: do serc ludz­kich. Wpraw­dzie wraż­li­wość es­te­tycz­na prze­bie­ra ten róż­no­rod­ny ma­te­ry­ał, wy­bie­ra co lep­sze i przy­dat­niej­sze, wpraw­dzie umie ona od­czuć na­wet to co dla wraż­li­wo­ści zmy­sło­wej jest nie­do­stęp­nem, ale bę­dzie to za­wsze tyl­ko ze­bra­nie form, ob­ja­wów, po­zo­rów, nie zaś tej tre­ści we­wnętrz­nej, któ­ra oży­wia du­sze po­krew­nych nam istot: uczuć, ma­rzeń, pra­gnień i na­mięt­no­ści. Chcąc ten sza­cow­ny ma­te­ry­ał po­siąść, po­eta musi po­sia­dać inną wraż­li­wość bar­dziej przed­mio­to­wą, wraż­li­wość któ­ra­by mu po­zwo­li­ła od­czu­wać sta­ny du­cho­we, we­se­la, roz­pa­czy, mi­ło­ści, prze­ra­że­nia, upo­je­nia lub przy­gnę­bie­nia u in­nych istot, nie tyl­ko te któ­rych sam do­świad­cza, ale i inne, bez­po­śred­nio dla nie­go nie do­stęp­ne. Ta­kie od­czu­wa­nie róż­no­rod­nych sta­nów du­cho­wych, bez któ­re­go nie­by­ło­by praw­dy w oso­bach i przej­ściach mo­ral­nych, któ­re nam po­eta przed­sta­wia, na­zy­wam "współ­czu­ciem psy­cho­lo­gicz­nem." Jest ono roz­sze­rze­niem do­świad­cze­nia wła­sne­go, jest dro­gą do serc in­nych, jest więc dla po­ety skar­bem nie­oce­nio­nym i nie­zbęd­nym.

Dzi­wi­my się, ja­kim spo­so­bem taki Schil­ler w dzie­więt­na­stym roku ży­cia mógł na­pi­sać "Zbój­ców;" ja­kim spo­so­bem mógł tak po­znać ser­ce ludz­kie w de­mo­nicz­nych jego wy­bu­chach, rów­nie jak w aniel­skiej, ide­al­nej mi­ło­ści? Przez jaką cu­dow­ną wła­dzę po­wie­ścio­pi­sarz, któ­ry nie był zbrod­nia­rzem, któ­ry na­wet nig­dy nie wi­dział speł­nia­ją­cej się zbrod­ni, umie jed­nak ma­lo­wać ją z tak ude­rza­ją­cą praw­dą uczuć?…. Wszyst­ko to tło­ma­czy nam psy­cho­lo­gicz­ne współ­czu­cie: praw­da! Po­wie­ścio­pi­sarz lub dra­ma­turg nie do­świad­czał nig­dy uczuć idą­ce­go na śmierć zbrod­nia­rza, ale czuł żal i oba­wę, wstyd i nie­po­kój, gdy nie­raz dziec­kiem jesz­cze bę­dąc, ob­cią­żo­ny ja­kimś grze­chem dzie­cin­nym, sta­wał przed oj­cem ka­rzą­cym i gniew­nym… Nie był zło­dzie­jem – ale czuł jak mu ser­ce sil­niej ude­rza­ło, gdy chciał ko­muś fi­gla wy­pła­tać. Nie był mat­ką, któ­rej dzie­cię umie­ra z gło­du, ale czuł bo­leść i smu­tek, gdy naj­mil­sze jego dzie­ło znie­sła­wił nie­czu­ły kry­tyk… (1) Jed­nem sło­wem zdol­ność od­czu­wa­nia róż­no­rod­nych sta­nów du­cho­wych na pod­sta­wie wła­snych przejść, może po­ecie otwo­rzyć wro­ta do wszel­kich ta­jem­nic du­cha, je­śli tyl­ko ma ser­ce i umie "pa­trzyć w ser­ce. " A nie jest to by­najm­niej zdol­ność tak po­spo­li­ta. Ty­sią­ce lu­dzi czu­ją co im do­le­ga, a nie czu­ją, nie poj­mu­ją na­wet tego, co do­le­ga in­nym. Czuć i współ­czuć są to dwie rze­czy bar­dzo róż­ne, choć jed­na wy­pły­wa z dru­giej. Ale i współ­czu­cie może być po­dwój­ne: tego o któ­rem mó­wię, nie na­le­ży mie­szać ze współ­czu­ciem mo­ral­nem, któ­re po­spo­li­cie li­to­ścią na­zy­wa­my. Inna rzecz jest współ­czuć czy­jąś nę­dzę lub bo­leść po­czu­ciem mo­ral­nem, któ­re pro­wa­dzi do ofia­ry, do jał­muż­ny, współ­ubo­le­wań, po­cie­chy i t… p., a inna współ­czuć psy­cho­lo­gicz­nie, przed­mio­to­wo, dla sa­mej po­trze­by po­zna­nia. W tym ra­zie po­eta jest tyl­ko psy­cho­lo­giem in­tu­icyj­nym, obo­jęt­nym ter­mo­me­trem cu­dzych unie­sień. Dla­te­go to tak czę­sto w ży­ciu do­zna­je­my za­wo­du, gdy po­zna­my bli­żej po­etę, któ­re­go cu­dow­ne, rzew­ne, mi­ło­ścią ogó­łu na­tchnio­ne pie­śni za­chwy­ca­ły na­szę du­szę. Są­dzi­li­śmy, że i w czło­wie­ku tak jak w pi­smach znaj­dzie­my to wy­la­nie ser­decz­ne, tę go­to­wość do usług, do współ­czu­cia przy­najm­niej, jaką nam pi­sma te prze­wi­dy­wać po­zwa­la­ły – a tym­cza­sem po­zna­je­my czło­wie­ka dzi­kie­go i szorst­kie­go, któ­ry nas od­py­cha lek­ce­wa­żą­cem i ka­pry­śnem obej­ściem, któ­ry się za­pa­la i uno­si, ale tyl­ko dla utwo­rów – (1) Po­rów­naj roz­pra­wę "O me­to­dzie ba­dań psy­cho­lo­gicz­nych." 1869.

swej fan­ta­zyi. I trze­ba przy­znać, że jest to nie­kie­dy smut­na ko­niecz­ność. Przej­rzyj­my ży­cio­ry­sy po­etów, a prze­ko­na­my się, że trwa­ła przy­jaźń, że praw­dzi­wa ofiar­ność i usłuż­ność na­le­ży u nich do zja­wisk bar­dzo rzad­kich. Na­wet mi­łość ta naj­po­tęż­niej­sza serc spój­nia, ule­ga u po­etów po­wszech­nym pra­wom głę­bo­kiej lecz ulot­nej wraż­li­wo­ści. To co nam po­eci pra­wią o swej sta­ło­ści, jest po więk­szej czę­ści tyl­ko ich wła­snem złu­dze­niem. Mic­kie­wicz wzdy­cha­ją­cy wiecz­nie do swej Ma­ryl­li ko­chał nie ją, lecz swo­je wła­sne ma­rze­nia. On jej wła­ści­wie nie znał wca­le, a roz­staw­szy się wkrót­ce po zbli­że­niu, ko­chał wciąż swój ide­ał, któ­ry pew­no nie był­by tak po­nęt­nym, gdy­by mu nie był wy­dar­ty.

P. Piotr Chmie­low­ski, usi­łu­je wpraw­dzie w pięk­nej swej pra­cy o ko­bie­tach Mic­kie­wi­cza, Sło­wac­kie­go i Kra­siń­skie­go pod­nieść rze­czy­wi­stość tego ide­ału, na pod­sta­wie teo­re­tycz­ne­go do­wo­du, że "po­spo­li­ta ko­bie­ta tak sil­ne­go uczu­cia wzbu­dzić nie mo­gła. " Ale śmiem twier­dzić, że nie jest to ar­gu­ment wy­star­cza­ją­cy, co wię­cej, wiem od osób, któ­re ją zna­ły z bli­ska, że była to ko­bie­ta, bar­dzo, ale to bar­dzo po­spo­li­ta. Pa­mię­ci wiel­kie­go po­ety nie ubli­ża to; ser­ce jego mi­ło­ścią ide­ału prze­peł­nio­ne, mu­sia­ło pa­trzyć na świat oczy­ma wła­snych ma­rzeń – i dało je­den do­wód wię­cej, że za­da­niem jego było two­rzyć pięk­no i wznio­słość tam na­wet, gdzie ich trzeź­we, chłod­ne oko nie do­strze­ga. Bez tej siły złu­dzeń nie by­ło­by twór­czo­ści po­etyc­kiej.

Je­śli jed­nak Mic­kie­wicz miał­by jesz­cze pew­ne pra­wo upo­mnieć się o uzna­nie swej sta­ło­ści, to Sło­wac­ki uśmiech tyl­ko wzbu­dza gdy pyta, czy "miał du­szę po­wszed­ną, on, któ­ry prze­szedł­szy świat – ko­chał jed­ną" – bo zna­my prze­cież po­kaź­ny po­czet jego ko­cha­nek. Ale wła­ści­wie on miał słusz­ność – on ko­chał jed­nę – tyl­ko że nie była nią na­wet Lu­dwi­ka Snia­dec­ka, do któ­rej po­dob­nie jak Mic­kie­wicz do Ma­ryl­li wra­cał za­wsze my­ślą i ser­cem – choć ślu­bu bal się jak ognia – on ko­chał jed­nę ale nie ist­nie­ją­cą w rze­czy­wi­sto­ści a obec­ną w jego du­szy. Na ten ide­ał po­zo­wa­ły mu róż­ne fi­gu­rant­ki z ni­niej­szem lub więk­szem po­wo­dze­niem – a my dziś nie mamy ser­ca gnie­wać się na nie­go za to, że uciekł n… p… od Ma­ryi W., bo gdy­by nie to, nie mie­li­by­śmy naj­pysz­niej­sze­go po­ema­tu mi­ło­ści po­etycz­nej, któ­ry nosi ty­tuł "w Szwaj­ca­ryi" i któ­re­mu rów­ne­go żad­na li­te­ra­tu­ra nie po­sia­da. Słusz­nie mówi p. Chmie­low­ski że "Sło­wac­ki nie za­chwy­ca się w nim ani pięk­no­ścią cia­ła, ani pięk­no­ścią du­szy ubó­stwia­nej ko­bie­ty. Zwra­ca tyl­ko uwa­gę na ze­wnętrz­ne wa­run­ki, w któ­rych ona żyje. " On ją ko­cha dla tego, że spo­tkał ją gdy był smut­ny, dla­te­go że "wy­szła z tę­czy i z po­to­ku pia­ny", dla­te­go że "ja­sną była od pro­mie­ni słoń­ca", że po­tem księ­życ świe­cił, ka­ska­da szu­mia­ła, sło­wi­ki śpie­wa­ły, że czuć było woń ja­śmi­nu. Dla nas zwy­kłych śmier­tel­ni­ków zbyt to mały po­wód do mi­ło­ści – dla po­ety zu­peł­nie wy­star­cza­ją­cy. "Sło­wac­ki nie ko­cha oso­by – lecz jej oto­cze­nie." Po­rzu­cił ją gdy go znu­dzi­ło oto­cze­nie. Czy mo­że­my mu prze­ba­czyć tę nie­wier­ność? Po­myśl­my: Gdy­by ją ko­chał jak czło­wiek przy­zwo­ity, by­ło­by mał­żeń­stwo – nie by­ło­by po­ema­tu. Co wię­cej, mał­żeń­stwo by­ło­by nie­oso­bli­wem, a po­emat jest wspa­nia­ły. Ja gło­su­ję za prze­ba­cze­niem; z tą jed­nak­że uwa­gą, że co się prze­ba­cza Sło­wac­kie­mu, to nie ma być przy­kła­dem dla in­nych.

Może to ko­goś dzi­wić, że ma­jąc mó­wić o twór­czo­ści po­etyc­kiej tak dłu­go za­trzy­ma­łem się nad mi­łost­ka­mi po­etów. Gdy­by to cho­dzi­ło o ma­te­ma­ty­ków, rzecz by­ła­by zby­tecz­ną. La­gran­ge ma­jąc lat ośm­na­ście na­pi­sał Ra­chu­nek wa­ry­acyi, praw­do­po­dob­nie bez wpły­wu ów­cze­snej swo­jej mi­ło­ści – ale po­eta je­że­li ko­cha, to dla­te­go, że po­trze­bu­je po­ezyi w ży­ciu – a je­śli pi­sze, to dla­te­go, że ko­chał.

Uczu­cia po­etów są głę­bo­kie, wstrzą­sa­ją­ce, wy­ra­zi­ste, ale ulot­ne, je­śli zaś by­wa­ją sta­łe, to tyl­ko wte­dy, gdy przed­miot dro­gi wi­dzia­ny jest z od­da­le­nia przez pry­zmat wspo­mnień i ma­rzeń. Ale bo też wspo­mnie­nia są ma­te­ry­ałem par exce­len­ce po­etycz­nym. Rze­czy­wi­stość chwi­li obec­nej ma za­wsze zbyt ostre za­ry­sy, zbyt wie­le pro­za­icz­nej przy­miesz­ki, aże­by mo­gła tak wprost wejść w skład po­etycz­ne­go ar­se­na­łu ar­ty­sty. Do­pie­ro gdy przez za­cie­ra­nie i zle­wa­nie się wy­obra­żeń po­spo­li­te rysy kształ­tów zni­ka­ją, pięk­niej­sze wy­stę­pu­ją w mgle ete­rycz­nej, po­etycz­ne dro­bia­zgi żyją i tęt­nią i świe­cą, a pro­za­icz­ne ak­ce­so­ry­ja jak ple­wy opa­da­ją od ziar­na pa­mię­ci, wte­dy myśl po­ety pro­wa­dzi nas co­raz da­lej "smu­giem fal"

i pły­nie­my swo­bod­nie po­nad fa­la­mi rze­czy­wi­sto­ści "w ci­szę – ja­sność – w błę­kit – w dal!

Wód zwier­cia­dła, gór wi­dzia­dła,

Zie­mia, nie­bo, je­den kraj!

Rze­czy­wi­stość się po­ma­łu

W świat prze­mie­nia ide­ału,

W sen ze sre­bra i krysz­ta­łu.

'Kra­siń­ski.

Tak samo zi­de­ali­zo­wa­nia i za­tar­cia ja­skra­wych cech po­trze­bu­ją uczu­cia po­ety. Gdy mi­łość jest w peł­ni roz­wo­ju, gdy po­eta prze­ję­ty gnie­wem, nie­na­wi­ścią, roz­pa­czą lub in­nem ja­kiem uczu­ciem, wów­czas do­pie­ro zbie­ra się ma­ter­jał dla twór­czo­ści, o sa­mej twór­czo­ści jesz­cze nie może być mowy, ona po­trze­bu­je uspo­ko­je­nia, ci­szy, od­da­le­nia, per­spek­ty­wy, uro­ku wspo­mnień.

"W chwi­li na­tchnie­nia czło­wiek nic nie two­rzy, Śpie­wa do­pie­ro gdy na­tchnie­nie zni­ka."

* * *

Wszyst­kie te ce­chy i ro­dza­je wraż­li­wo­ści i uczu­cio­wo­ści spra­wia­ją, że po­eta w tem sa­mem oto­cze­niu co inni ży­jąc, znaj­du­je dla sie­bie wię­cej, znaj­du­je to cze­go inni nie wi­dzą" czu­je to, cze­go inni nie czu­ją.

To, o co nie py­taj lu­dzi,

O czem im się nie śni –

la mnie w ser­cu nocą bu­dzi

Naj­wspa­nial­sze pie­śni –

mówi Go­ethe. Nie­sły­cha­nie drob­ne wpły­wy wy – star­cza­ją do obu­dze­nia ca­łe­go łań­cu­cha po­etycz­nych sko­ja­rzeń w umy­śle praw­dzi­we­go po­ety. Wszyst­ko doń prze­ma­wia: Pro­mień słoń­ca, "desz­czyk per­ło­wy, " "wie­trzyk co w li­ściach sze­le­ści" – mó­wią mu dźwięcz­ne­mi sło­wy:

Coś o cu­dach, na­tu­ry,

Coś o świa­ta wiel­ko­ści,

O Bogu, o mi­ło­ści.

A sil­ne po­etyc­kie wra­że­nie raz do­zna­ne po­zo­sta­je w my­śli i silą żyw­szej niż u in­nych pa­mię­ci wcho­dzi w skład póź­niej­szych utwo­rów po­etycz­nych. "Weź­my przy­kład:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: