- promocja
O wojnie - ebook
O wojnie - ebook
Klasyczny podręcznik strategii wojskowej do dziś używany na wojskowych uczelniach. Książka, która zmieniła oblicze świata. Od dziesiątków lat inspiruje strategów, budzi niezdrowe emocje u liderów o zapędach dyktatorskich i stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla ambitnych biznesmenów. Przepełniona brutalną mądrością i koncepcjami bezkompromisowych rozwiązań rodem z bitewnych pól, jest lekturą, do której wielokrotnie chce się powracać.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16479-6 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Notatki autora
dotyczące dzieła _O wojnie_
W spuściźnie rękopiśmiennej po generale Clausewitzu pozostały trzy notatki autora, wyjaśniające metodę pracy nad dziełem _O wojnie_. Pierwsza z nich, bez daty, pochodzi prawdopodobnie z lat 1816–1818, kiedy to autor w Koblencji dopiero przystępował do pisania tego dzieła, druga nosi datę 1827 roku, kiedy główny trzon dzieła był już opracowany, a ostatnia, również jak i pierwsza, bez daty, ale pochodząca niewątpliwie z ostatnich lat życia generała, świadczy o zamierzonej przezeń przeróbce całości w kierunku nadania rozważaniom jak największej precyzji i głębi.
Ze względu na niezmienną ważność tych notatek dla zrozumienia genezy dzieła i metody pracy autora przytaczamy treść ich w całości.
I
W zapisanych tu zdaniach poruszone są zasadnicze, według mnie, sprawy tworzące tzw. strategię. Uważałem je jeszcze tylko za materiały, ale uzyskałem już możność stopienia ich w jedną całość.
Materiały te bowiem powstały bez uprzedniego planu. Zamiarem moim z początku było: bez oglądania się na system i ścisły związek, napisać w zupełnie krótkich, ścisłych, zwartych zdaniach to, co o najważniejszych punktach tego przedmiotu stało się dla mnie zupełnie jasne.
Przychodzi mi przy tym na myśl sposób opracowania przedmiotu zastosowany przez Monteskiusza. Sądziłem, że takie krótkie, aforystyczne rozdziały, które pierwotnie chciałem nazwać ziarnami, pociągnęłyby ludzi inteligentnych zarówno przez to, co się da z nich wywnioskować, jak i przez to, co same stwierdzają; myślałem przy tym o czytelniku inteligentnym, już obeznanym z przedmiotem. Natura moja jednak, która zawsze skłania mnie do wnioskowania i systematyzowania, przyszła i tu wreszcie do głosu. Przez czas pewien zdobywałem się na to, aby z rozważań pewnych zagadnień, które zapisywałem w celu uświadomienia ich sobie i ugruntowania, wyprowadzić tylko najważniejsze wnioski i w ten sposób całą treść skupić w niewielkim tomie, później jednak właściwość mego charakteru owładnęła mną całkowicie, zacząłem wyjaśniać, ile się dało, z myślą już teraz, oczywiście, o czytelniku nieobeznanym z przedmiotem.
Im więcej zaś pracowałem, tym bardziej poddawałem się duchowi badania, tym więcej skłaniałem się ku systemowi, i tak stopniowo dorzucałem rozdziały jeden za drugim.
Najnowszym moim zamiarem było teraz jeszcze raz wszystko przejrzeć, we wcześniejszych rozdziałach niejedno bardziej umotywować, w późniejszych natomiast wyciągnąć może z niektórych analiz konkretne wnioski i w ten sposób zrobić z tego wszystkiego znośną całość, mającą tworzyć mały tom o formacie ósemki. Ale i w tym wypadku starałem się unikać wszelkich rzeczy zwyczajnych, zrozumiałych samych przez się, setki razy wypowiedzianych i wszędzie przyjętych; gdyż ambicją moją było napisać taką książkę, która by nie była zapomniana po dwóch lub trzech latach i którą by każdy interesujący się danym przedmiotem mógł wziąć do ręki w każdym razie częściej niż jeden raz.
II
Pierwsze sześć ksiąg, które są już w czystopisie, uważam za dość niekształtną jeszcze masę, która bezwzględnie musi być jeszcze raz opracowana. W tym nowym opracowaniu uwydatnią się wszędzie znacznie silniej dwa rodzaje wojny, a przez to wszystkie myśli nabiorą bardziej wyraźnego sensu, określonego kierunku, bliższego zastosowania. Te dwa rodzaje wojny są następujące: albo celem wojny jest pokonanie przeciwnika (czy to przez zniszczenie polityczne, czy też obezwładnienie go i zmuszenie w ten sposób do pokoju za wszelką cenę), albo też dąży się do jakiejś zdobyczy na granicach własnego państwa czy to dla posiadania jej na stałe, czy też dla uzyskania cennego przedmiotu wymiennego przy zawieraniu pokoju. Formy przejściowe między tymi dwoma rodzajami muszą się z konieczności zdarzać, ale całkowicie odmienne natury obu tych dążeń przenikają wszędzie i powodują, że dążenia te, jako nie dające się pogodzić, wyodrębniają się zawsze.
Poza tą istotną różnicą dzielącą wojny należy jeszcze ustalić wyraźnie i ściśle również praktycznie niezbędny punkt widzenia, że wojna jest tylko dalszym ciągiem polityki prowadzonej innymi środkami. Ten punkt widzenia, przestrzegany wszędzie, nada rozważaniom naszym dużo więcej jednolitości i wszystko da się wtedy łatwiej wyłożyć. I chociaż ten punkt widzenia znajdzie swe zastosowanie głównie dopiero w księdze ósmej, to jednak powinien być już w księdze pierwszej kompletnie wyjaśniony i uwzględniony w nowym opracowaniu sześciu pierwszych ksiąg. Dzięki temu sześć pierwszych ksiąg pozbędzie się w nowym opracowaniu pewnego balastu, niejedna rysa i rozpadlina się wypełni i niektóre ogólniki nabiorą bardziej określonych kształtów i myśli.
Księgę siódmą, o natarciu, posiadającą już nakreślone szkicowo niektóre rozdziały, należy traktować jako refleks księgi szóstej: ma być ona niebawem opracowana już stosownie do wyżej wyłuszczonych punktów widzenia, tak że nie będzie potrzeba jej przerabiać, przeciwnie, będzie mogła służyć za wzór przy nowym opracowaniu pierwszych sześciu ksiąg.
Księgi ósmej, o planie wojny, to znaczy w ogóle o przygotowaniu całej wojny, nakreślono kilka rozdziałów, których jednak nie należy traktować nawet jako materiał, lecz jako surowe jeszcze przetrawienie tego zagadnienia, aby podczas samej pracy dopiero na dobre zdać sobie sprawę, o co tu chodzi. Zadanie to zostało spełnione, wobec czego zamierzam po ukończeniu siódmej księgi natychmiast przystąpić do opracowania ósmej, gdzie głównie dojdą do głosu oba wyżej wspomniane punkty widzenia i wszystko uproszczą, ale też i pogłębią równocześnie. Mam nadzieję, że księga ta wygładzi wiele załamań w głowach strategów i mężów stanu, a przynajmniej wykaże wszystkim, o co w wojnie chodzi i co właściwie podczas wojny należy brać pod uwagę.
Jeśli teraz dzięki pracy nad ósmą księgą wyjaśnię sobie własne poglądy i jeśli ogólne określenia wojny ustalą się dostatecznie, to tym łatwiej mi będzie przenieść ich ducha na pierwsze sześć ksiąg i uwzględnić te określenia w całym dziele. Wtedy dopiero przystąpię do przerabiania pierwszych sześciu ksiąg.
Jeśliby mi jednak przerwała pracę przedwczesna śmierć, wtedy to, co się tu znajduje, łatwo nazwane być może niekształtnym zbiorowiskiem myśli, które narażone na nieustanne nieporozumienia, mogą dać powód do wielu niedojrzałych krytyk; albowiem w tych kwestiach każdy sądzi, że to, co mu się pod pióro nawinie, jest całkowicie godne wypowiedzenia i wydrukowania i uważa to za tak niewątpliwe, jak dwa razy dwa — cztery. Jednak gdyby taki krytyk zadał sobie tyle trudu, aby jak ja całymi latami rozmyślać nad tymi kwestiami i sprawdzać je przez historię wojen, na pewno byłby ostrożniejszy przy wygłaszaniu krytyk.
Sądzę jednak, że pomimo tej niedoskonałej formy czytelnik nieuprzedzony, a dążący do poznania prawdy i ugruntowania swoich przekonań, nie przeoczy w pierwszych sześciu księgach owoców wieloletnich rozmyślań i gorliwych badań nad wojną i, być może, znajdzie tam takie myśli, które mogą sprowadzić całą rewolucję w dziedzinie teorii wojny.
Berlin, dnia 10 lipca 1827 roku
III
Rękopis o prowadzeniu wielkiej wojny, który pozostanie po mej śmierci, może być potraktowany w takim stanie, w jakim jest, tylko jako zbiór ułamków, z których trzeba będzie dopiero budować teorię wielkiej wojny. Przeważna część tej pracy nie zadowala mnie jeszcze, a szóstą księgę należy uważać za zwyczajną próbę — chętnie bym opracował ją całkowicie na nowo i szukał innego rozwiązania.
Jednak główne zasady, jakie się w tych materiałach uwidaczniają, uważam za właściwe w stosunku do wojny; są one owocem wielostronnych rozmyślań, skierowanych stale ku życiu praktycznemu i pomnych zawsze na to, czego mnie nauczyło doświadczenie oraz przestawanie z wybitnymi żołnierzami.
Księga siódma miała zawierać zagadnienia natarcia, co zostało już pobieżnie narzucone, ósma zaś — plan wojny, gdzie jeszcze specjalnie chciałbym ująć polityczną i ogólnoludzką stronę wojny.
Rozdział pierwszy księgi pierwszej jest jedyny, który uważam za skończony — posłuży on całości przynajmniej dla wyjaśnienia kierunku, jaki chciałbym nadać całemu dziełu.
Teoria wielkiej wojny, czyli tak zwana strategia, przedstawia nadzwyczajne trudności i można śmiało powiedzieć, że bardzo niewielu ludzi posiada o jej poszczególnych przedmiotach wyraźne, tzn. niezbędne, dostatecznie ze sobą powiązane wyobrażenia. W praktyce zaś kieruje się przeważna ich liczba tylko pewnym umiarem, który osiąga swój cel lepiej lub gorzej, zależnie od wielkości posiadanego przez nich geniuszu.
Tak właśnie postępowali wszyscy wielcy wodzowie, a wielkość ich i geniusz w tym się właśnie po części zawierały, że dzięki temu umiarowi zawsze osiągali swój cel. Tak będzie zawsze w praktyce i nadal, i ten umiar wystarczy zupełnie. Jeśli jednak będzie potrzeba nie działać samemu, lecz na naradzie przekonywać innych, wtedy okażą się niezbędne jasne wyobrażenia i umiejętność wykazania wewnętrznego związku zdarzeń. Ponieważ jednak wykształcenie pod tym względem jeszcze bardzo mało posunęło się naprzód, przeto przeważna ilość narad stanowi bezpodstawną gadaninę, w której wyniku albo każdy zostaje przy swoim zdaniu, albo zwyczajne ustępstwa z ubocznych względów prowadzą do przeważnie bezwartościowego kompromisu.
Jasne wyobrażenia w tych sprawach nie są więc bez pożytku; poza tym umysł ludzki zdradza w ogóle powszechną dążność do jasności i odczuwa potrzebę szukania wszędzie niezbędnego związku przyczynowego.
Wielkie trudności, jakie sprawia taka filozoficzna nadbudowa sztuki wojennej, i liczne bardzo nieudane próby skłoniły większość ludzi do sądzenia, że taka teoria jest niemożliwa, gdyż mowa tu o rzeczach niedających się ująć w żadną stałą regułę. Zgodzilibyśmy się z tym mniemaniem i zaniechalibyśmy wszelkich prób wytworzenia takiej teorii, gdyby nie okoliczność, że bez trudności można ustalić sporą ilość zdań zupełnie bezspornych, jak np. że obrona jest formą silniejszą o celu negatywnym, natarcie zaś formą słabszą, ale za to przynoszącą wyniki pozytywne; że wielkie sukcesy pociągają za sobą mniejsze i że wobec tego można działania strategiczne sprowadzić do niewielu ważnych punktów; że demonstracja jest słabszym użyciem sił niż rzeczywiste natarcie i że musi być ona z tego powodu specjalnie uwarunkowana; że zwycięstwo polega nie tylko na zdobyciu pola bitwy, ale na zniszczeniu fizycznych i moralnych sił zbrojnych przeciwnika i że zniszczenie to przeważnie uzyskać można dopiero podczas pościgu po wygranej bitwie; że sukces tam jest największy, gdzie się zwycięstwo wywalczyło, że przeskakiwanie z jednego kierunku na drugi należy uważać tylko za zło nieuniknione; że obejście przeciwnika jest usprawiedliwione tylko w wypadku, gdy posiadamy nad nim przewagę w ogóle albo też przewagę pod względem własnych linii połączeń i odwrotowych, że zatem pozycje flankowe muszą też odpowiadać tymże warunkom; że każde natarcie słabnie w miarę, jak postępuje.PRZEDMOWA AUTORA
Przedmowa Autora
Nie ulega już dziś wątpliwości, że pojęcie naukowości nie polega wyłącznie, ani nawet przeważnie, na systemie lub na gotowej doktrynie. Systemu w pracy niniejszej nie znajdzie się na pozór wcale, a zamiast gotowej doktryny daje ona tylko jej ułamek.
Formę naukową daje tej książce dążenie do zbadania istoty zjawisk wojennych i do wykazania ich związku z naturą ich składników. Nie cofaliśmy się nigdzie przed wysnuciem filozoficznych konsekwencji; tam jednak, gdzie przechodziły one w zbyt cienką nić, autor wolał ją przerwać i nawiązać do odpowiednich doświadczeń. Podobnie bowiem, jak pewne rośliny wydają owoce tylko wtedy, gdy nie wybujają zbyt wysoko, tak i w działalności praktycznej nie należy pozwalać liściom i kwiatom teorii zbytnio wyrastać, przeciwnie, raczej trzymać je w sferze doświadczenia, które jest gruntem im właściwym.
Niewątpliwie błędem byłoby starać się z chemicznych składników ziarna wnioskować o kształcie kłosu, gdyż wystarczy wyjść w pole, aby kłos ujrzeć gotowy. Badanie i obserwacja, filozofia i doświadczenie nie mogą się wzajemnie lekceważyć ani wyłączać, wyświadczają one bowiem sobie wzajemną pomoc. Zdania tej książki opierają się więc mocnym sklepieniem wzajemnego uzależnienia się albo na doświadczeniu, albo na zasadniczym pojęciu wojny, jak na niezłomnej podstawie, i nie potrzebują zewnętrznych podpór.
Być może, że uda się komuś napisać systematyczną teorię wojny, pełną ducha i treści, dotychczasowym jednak naszym próbom daleko jeszcze do tego. Pomijając już ich nienaukowość, odznaczają się one w dążeniu do powiązania w pełny system obfitością codziennych komunałów i gadulstwem. Chcąc ujrzeć jaskrawy obraz tego, wystarczy przeczytać ten oto wyjątek z instrukcji Lichtenberga o gaszeniu pożaru:
Gdy dom się pali, trzeba przede wszystkim starać się osłaniać prawą ścianę domu, stojącego po lewej stronie oraz lewą ścianę domu, stojącego po prawej stronie; gdyby bowiem chciano osłaniać lewą ścianę domu, z lewej strony, to przecież prawa ściana domu jest na prawo od lewej ściany, a zatem, ponieważ ogień znajduje się na prawo i od lewej i od prawej ściany (przyjęliśmy bowiem, że dom stoi na lewo od ognia), przeto prawa ściana bliższa jest ognia niż lewa, i nie osłoniona mogłaby spłonąć, zanim by ogień doszedł do lewej, osłonionej. Mogłoby zatem spłonąć to, czego się nie osłania, i to prędzej, niż spłonęłoby coś innego, choćby się go nie osłaniało; należy więc to zostawić, a tamto osłaniać.
By rzecz zapamiętać, należy tylko zauważyć, że jeśli dom jest na prawo od ognia, to będzie to ściana lewa, a jeśli dom stoi po lewej stronie, to ściana prawa.
Nie chcąc czytelnika odstraszyć takimi komunałami od rzeczy samej ani też rozwadniać nimi treści, autor wolał w małych ziarnkach rzetelnego kruszcu podać wszystko to, co wywołały w nim i utwierdziły wieloletnie rozmyślania o wojnie, obcowanie z dzielnymi ludźmi, znającymi się na niej, jako też niejedno własne doświadczenie. Tak powstały rozdziały tej książki, pozornie tylko słabo ze sobą związane, niepozbawione jednak, zdaje się, spójni wewnętrznej. Być może zresztą, że zjawi się tęższa głowa, która zamiast tych luźnych ziarnek da nam całość z jednej bryły — bez skazy.ROZDZIAŁ DRUGI. Cele i środki wojny
ROZDZIAŁ DRUGI
Cele i środki wojny
Poznawszy w poprzednim rozdziale złożoną i zmienną naturę wojny, zajmiemy się teraz zbadaniem wpływu, jaki ona ma na jej cele i środki.
Jeśli zapytamy najpierw o cel, do jakiego dążyć powinna cała wojna, aby stać się właściwym środkiem do osiągnięcia zamierzeń politycznych, to zobaczymy, że cel ten jest równie zmienny, jak i zamiar polityczny oraz warunki specyficzne wojny. Przyjmując znowu przede wszystkim czyste pojęcie wojny, musimy przyznać, że jej cel polityczny leży właściwie poza jej dziedziną; jeśli bowiem wojna jest aktem przemocy, aby zmusić przeciwnika do wykonania naszej woli, to powinno zawsze chodzić jedynie i wyłącznie o powalenie wroga, to znaczy o jego obezwładnienie. Rozważmy przede wszystkim ten cel, wyrozumowany z owego pojęcia w związku z rzeczywistością, do której zresztą w wielu wypadkach się zbliża.
Mówiąc o planie wojny, rozważymy bliżej w dalszym ciągu, co to znaczy obezwładnić państwo, ale już tutaj należy rozróżnić trzy przedmioty zawierające w sobie wszystko inne. Są to: siły zbrojne, kraj i wola nieprzyjaciela.
Siły zbrojne należy zniszczyć, to znaczy doprowadzić je do stanu, w którym nie będą zdolne do dalszej walki. Zaznaczamy, że w następstwie tylko to będziemy rozumieli przez wyrażenie „zniszczenie nieprzyjacielskich sił zbrojnych”.
Kraj należy zdobyć, gdyż w kraju mogłyby powstać nowe siły zbrojne.
Jednakże, nawet po osiągnięciu obu tych celów, tak długo nie można wojny, czyli nieprzyjaznego napięcia i działania wrogich sił, uważać za ukończoną, dopóki wola nieprzyjaciela nie zostanie również złamana, tzn. dopóki jego rząd i sojusznicy nie będą zmuszeni do podpisania pokoju, a naród do poddania się. Zdarza się bowiem, że pomimo całkowitego opanowania kraju, wojna może rozgorzeć na nowo albo wewnątrz kraju, albo dzięki pomocy jego sprzymierzeńców. Wprawdzie może się to stać i po zawarciu pokoju, ale świadczyłoby to tylko o tym, że nie każda wojna przynosi całkowite rozstrzygnięcie i załatwienie sporów.
Jednakże nawet i w tym wypadku przez zawarcie pokoju gaśnie zawsze mnóstwo iskier, które tliłyby się tajemnie, i zmniejsza się naprężenie, gdyż wszystkie umysły nastrojone raczej pokojowo, a takich jest bardzo wiele w każdym narodzie i we wszelkich okolicznościach, porzucają całkowicie myśl o oporze. W każdym jednak razie należy uważać, że przez zawarcie pokoju cel zostaje osiągnięty, a działania wojenne — ukończone.
Ponieważ spośród trzech wyżej wspomnianych przedmiotów siły zbrojne są przeznaczone do obrony kraju, przeto naturalnym porządkiem rzeczy będzie przede wszystkim zniszczenie tych sił, potem zdobycie kraju, wreszcie wskutek obu tych powodzeń, jak też i ze względu na stan, w jakim się jeszcze znajdujemy — zmuszenie przeciwnika do zawarcia pokoju. Zniszczenie nieprzyjacielskich sił zbrojnych przebiega zwykle stopniowo i w ślad za tym również stopniowo — zdobywanie kraju. Oba te procesy oddziaływają przy tym na siebie wzajemnie, gdyż utrata terenu wpływa na osłabienie sił zbrojnych. Taki porządek rzeczy nie jest jednakże konieczny, nie zawsze więc się zdarza. Nieprzyjacielskie siły zbrojne mogą nawet, nie doznawszy jeszcze znaczniejszych strat, wycofać się w głąb kraju albo zupełnie poza jego granice. W tym wypadku kraj zostałby zdobyty w swej przeważnej części lub nawet całkowicie.
Obezwładnienie przeciwnika — tj. ten cel wojny abstrakcyjnej, ten ostateczny środek do osiągnięcia celów politycznych, zawierający w sobie wszelkie inne środki — nie zawsze istnieje w rzeczywistości, nie jest warunkiem niezbędnym do zawarcia pokoju, a zatem nie może w żadnym wypadku istnieć w teorii jako prawidło. Zawarto niezliczoną ilość traktatów pokojowych, zanim jeszcze którakolwiek ze stron walczących mogła uchodzić za bezbronną, a nawet zanim równowaga została w sposób widoczny zachwiana. Co więcej, rozpatrzywszy konkretne wypadki, musimy przyznać, że w całym ich szeregu pokonanie przeciwnika byłoby tylko zbędną grą wyobrażeń, mianowicie wtedy, gdy przeciwnik jest znacznie potężniejszy.
Przyczyna, dla której cel wysnuty z pojęcia wojny abstrakcyjnej nie zawsze odpowiada wojnie rzeczywistej, leży w różnicy obu tych rodzajów wojny, czym zajmowaliśmy się w rozdziale poprzednim. Gdyby wojna była taka, jak ją określa samo pojęcie, to walka pomiędzy państwami o znacznej różnicy sił wydawałaby się niedorzecznością, byłaby niemożliwa; nierówność sił fizycznych mogłaby być co najwyżej taka, aby ją zrównoważyć mogły siły moralne — a to przy naszym obecnym stanie społecznym w Europie nie doprowadziłoby zbyt daleko. Jeśli więc widzieliśmy wojny między państwami o różnym stopniu potęgi, to tylko dlatego, że wojna w rzeczywistości odbiega często bardzo daleko od swego zasadniczego pojęcia.
Jako motyw do zawarcia pokoju zamiast niezdolności do dalszego oporu mogą wystąpić w rzeczywistości dwa czynniki. Pierwszy — to nieprawdopodobieństwo powodzenia, drugi — zbyt wysoka jego cena.
Ponieważ, jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale, cała wojna musi odbiec od ścisłego prawa wewnętrznej konieczności, a za to poddać się rachunkowi prawdopodobieństwa, i ponieważ zdarza się to tym częściej, im bardziej wojna przystosuje się do warunków, z których powstała, i im słabsze są motywy i napięcia wojny, dlatego zrozumiałą jest rzeczą, że z tego rachunku prawdopodobieństwa może się sam przez się wyłonić również i motyw pokojowy. Wojnę nie zawsze trzeba prowadzić aż do powalenia jednej ze stron, i można przypuścić, że przy bardzo słabych motywach i napięciach wystarczy lekkie, zaledwie dające się odczuć prawdopodobieństwo, aby skłonić do ustępstw stronę, przeciw której się zwraca. Jeśli zaś drugi przeciwnik z góry już zostanie o tym przekonany, to zupełnie naturalnie będzie on dążył tylko do ujawnienia takiego prawdopodobieństwa, nie nakładając niepotrzebnie drogi przez całkowite powalenie wroga.
Jeszcze powszechniej na decyzję zawarcia pokoju działa wzgląd na wysiłek już dokonany i jeszcze potrzebny. Ponieważ wojna nie jest aktem ślepej namiętności, lecz rządzi nią cel polityczny, przeto wartość tego celu powinna określać wielkość ofiar, jakimi chcemy go okupić.
Dotyczy to tak rozmiarów, jak i czasu trwania wojny. Skoro więc wysiłek zbrojny tak wzrośnie, że wartość celu politycznego nie może go zrównoważyć — wtedy należy z niego zrezygnować, a następstwem tego będzie pokój.
Widzimy więc, że podczas wojen, gdy jedna strona nie może całkowicie obezwładnić drugiej, motywy pokojowe stron obu to wzrastają, to zanikają zależnie od prawdopodobieństwa dalszych sukcesów i niezbędnego dla nich wysiłku. Gdyby motywy te po obu stronach były jednakowo silne, spotkałyby się w połowie swej politycznej różnicy; o ile zwiększają się u jednej ze stron, o tyle mogą się zmniejszyć u drugiej i jeśli tylko suma ich jest wystarczająca, to pokój nastąpi. Oczywiście, wypadnie on raczej na korzyść tego, kto miał słabsze motywy do jego zawarcia.
Pomijamy tu umyślnie różnicę, którą z konieczności wywołać musi w działaniu pozytywna i negatywna natura celu politycznego. Chociaż bowiem, jak to wykażemy poniżej, cel ten jest rzeczą ogromnie ważną, to jednak musimy tu stanąć na ogólniejszym jeszcze stanowisku, gdyż pierwotne zamierzenia zmieniają się bardzo w ciągu wojny i mogą być przy końcu zupełnie inne właśnie dlatego, że wpływają na nie również i powodzenia wojenne i prawdopodobne wyniki.
Powstaje teraz pytanie, w jaki sposób można wpłynąć na prawdopodobieństwo powodzenia? Przede wszystkim oczywiście tymi samymi środkami, które prowadzą również i do powalenia przeciwnika: przez zniszczenie jego sił zbrojnych i zdobycie jego ziem. Nie są one jednak w obu tych przypadkach dokładnie takie same. Przy natarciu na siły zbrojne nieprzyjaciela rzecz się przedstawia różnie w zależności od tego, czy chcemy w ślad za pierwszym uderzeniem wymierzyć jeszcze szereg innych ciosów aż do zupełnego wreszcie zniszczenia, czy też chcemy zadowolić się jednym tylko zwycięstwem, aby złamać w przeciwniku pewność siebie, dać mu poczucie naszej przewagi i napełnić go w ten sposób obawą o przyszłość. Jeśli tego pragniemy, to w zniszczeniu jego sił zbrojnych nie pójdziemy dalej, niż wymaga tego wzgląd powyższy. W ten sposób i zdobycie ziem wygląda inaczej, gdy nie jest obliczone na powalenie przeciwnika. W tym przypadku zniszczenie jego sił zbrojnych byłoby działaniem jedynie skutecznym, a zajmowanie ziem — tylko jego następstwem; zajmowanie zaś ich, dopóki siły zbrojne nie są złamane, należy zawsze uważać tylko za zło konieczne. Natomiast jeśli nie chodzi nam o powalenie sił zbrojnych przeciwnika i jeśli jesteśmy pewni, że on sam nie tylko nie szuka krwawej rozprawy, ale się jej lęka, wtedy zajęcie słabo lub wcale nie bronionej dzielnicy już samo przez się jest powodzeniem. Jeśli to powodzenie będzie dość duże, aby przeciwnika zaniepokoić co do ostatecznego wyniku, to należy je również uważać za prostą drogę do pokoju.
Tu natrafiamy na jeszcze jeden środek osobliwy, wpływający na prawdopodobieństwo powodzenia, bez pokonania nieprzyjacielskich sił zbrojnych; są to działania o bezpośrednim znaczeniu politycznym.
Zważywszy, że niektóre z nich nadają się szczególnie do rozrywania albo do paraliżowania sojuszów naszego przeciwnika, do pozyskania nam sprzymierzeńców i wywołania zmian politycznych na naszą korzyść itp., łatwo pojąć, jak bardzo może to zwiększyć prawdopodobieństwo powodzenia i otworzyć drogę do celu znacznie krótszą niż pokonanie sił zbrojnych nieprzyjaciela.
Dalsze pytanie brzmi: jakimi środkami można wyczerpać siły nieprzyjaciela?
Wyczerpanie przeciwnika wynika z zużycia jego sił zbrojnych, czyli ze zniszczenia ich przez nas, i z utraty dzielnic, czyli ze zdobycia ich przez nas.
Przy bliższym rozpatrzeniu przekonamy się łatwo, że obie te rzeczy — zużycie sił i utrata dzielnic — przy innych zamierzeniach przeciwnika nie zawsze będą zgodne z ich odpowiednikami z powodu odmiennego ich wtedy znaczenia. Wprawdzie przeważnie różnice będą bardzo małe, ale nie powinno to nas wprowadzać w błąd, gdyż w rzeczywistości przy słabych pobudkach wojny często o takim lub innym sposobie użycia sił rozstrzygają bardzo delikatne odcienie. Chcemy tu tylko wykazać, że przy pewnych warunkach możliwe są i inne drogi wiodące do celu, które nie stanowią wewnętrznej sprzeczności ani niedorzeczności, ani nawet błędu.
Są jeszcze poza tym trzy inne odpowiednie drogi prowadzące bezpośrednio do zwiększenia wyczerpania przeciwnika. Pierwszą jest najazd, to znaczy zajęcie nieprzyjacielskiego terytorium, bez zamiaru utrzymania go, lecz w celu ściągnięcia kontrybucji lub nawet spustoszenia.
Zamiarem bezpośrednim nie będzie tu ani zdobycie kraju nieprzyjacielskiego, ani pokonanie jego sił zbrojnych, a tylko w ogóle wyrządzenie szkody nieprzyjacielowi. Druga droga to kierowanie własnych działań przede wszystkim na przedmioty zwiększające straty przeciwnika. Bardzo łatwo możemy wyobrazić sobie dwa różne kierunki działania naszych sił zbrojnych, z których jeden znacznie lepiej się nadaje do pokonania wroga, drugi natomiast jest korzystniejszy wtedy, kiedy o pokonaniu przeciwnika nie ma i nie może być mowy. Jak to się zwykle mówi, można by pierwszy sposób uważać za bardziej wojskowy, drugi zaś jako raczej polityczny. Jeżeli jednak staniemy na najwyższym punkcie widzenia, to zarówno jeden, jak i drugi sposób okaże się jednakowo wojskowy, a każdy będzie celowy wówczas, gdy odpowie danym warunkom. Trzecia droga — najważniejsza ze względu na najszerszy zakres wydarzeń — to zmęczenie przeciwnika. Wyrażenia tego użyliśmy nie tylko w celu określenia jednym słowem danego przedmiotu, ale i dlatego, że maluje ono rzecz zupełnie dokładnie i nie stanowi takiej przenośni, jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. „W pojęciu zmęczenia w walce tkwi stopniowe wyczerpywanie sił fizycznych i woli wywołane długotrwałością działania.
Chcąc zatem w walce wytrwać dłużej niż przeciwnik, musimy się zadowolić celami możliwie małymi, z natury rzeczy bowiem daleko idący zamiar wymaga większego wysiłku niż mały; najmniejszy zaś cel, jaki sobie możemy postawić, to zwyczajny opór, czyli walka bez pozytywnego zamiaru. W tym wypadku środki nasze będą stosunkowo największe, a więc i wynik najlepiej zapewniony. Jak daleko jednak może zajść ten zamiar negatywny? Oczywiście, nie może on prowadzić do zupełnej bierności, gdyż samo trwanie przestałoby być walką; opór zaś jest działaniem, za pomocą którego staramy się zniszczyć tyle sił nieprzyjaciela, aby ten musiał wyrzec się swego zamiaru. Tego tylko chcemy dopiąć przez każdy czyn i na tym polega charakter negatywny naszego zamiaru.
Bezspornie, ten zamiar negatywny w swym poszczególnym czynie nie będzie tak skuteczny, jak idący w tymże kierunku zamiar pozytywny, jeśli ten się powiedzie; ale na tym właśnie polega cała różnica, że raczej pierwszy się udaje i wskutek tego daje więcej pewności. Brak skuteczności w każdym poszczególnym czynie musi on powetować przez czas, tj. długotrwałością walki, i dlatego to ten zamiar negatywny, stanowiący zasadę czystego oporu, jest jednocześnie naturalnym środkiem do prześcignięcia przeciwnika w długotrwałości walki, to znaczy — zmęczenia go.
Stąd bierze początek różnica między natarciem i obroną obejmująca całą dziedzinę wojny. Nie możemy tu śledzić dalej tej drogi, zaznaczymy tylko, że z tego zamiaru negatywnego można wyprowadzić wszystkie korzyści, wszystkie mocniejsze formy walki, które mu towarzyszą i w których urzeczywistnia się to prawo filozoficzno-dynamiczne o stosunku pomiędzy wielkością a pewnością powodzenia. Rozważmy to wszystko później.
Z chwilą gdy zamiar negatywny, tzn. skupienie wszystkich sił do zwykłego oporu, daje przewagę w walce, to jeśli ta przewaga jest dość wielka, aby wyrównać przypuszczalną przewagę przeciwnika, wystarczy sama długotrwałość walki, aby wysiłek nieprzyjaciela stopniowo sprowadzić aż do takiego punktu, że zamiar polityczny nie równoważy już wysiłku i wróg musi walki zaniechać. Widzimy stąd, że droga zmęczenia przeciwnika obejmuje wielką liczbę przypadków, w których słaby chce stawiać opór silnemu.
Fryderyk Wielki w wojnie siedmioletniej nie zdołałby nigdy pokonać monarchii austriackiej, a gdyby chciał tego spróbować w duchu np. Karola XII, sam zginąłby niechybnie. Z talentem stosując jednak w ciągu siedmiu lat mądrą ekonomię sił, wykazał sprzymierzonym przeciw niemu mocarstwom, że wysiłek ich musi być znacznie większy, niż sądziły początkowo, i wówczas zawarły one pokój.
Widzimy, że na wojnie wiele dróg prowadzi do celu, że nie w każdym przypadku konieczne jest pokonanie przeciwnika. Zniszczenie nieprzyjacielskiej siły zbrojnej, zdobycie dzielnic nieprzyjaciela, samo ich zajęcie, sam najazd na nie, działania o bezpośrednich celach politycznych, wreszcie bierne wyczekiwanie uderzeń nieprzyjaciela — wszystko to są środki, których, każdego z osobna, można użyć do przełamania woli nieprzyjaciela, stosownie do tego, jakie korzyści, zależnie od właściwości danej wojny, każdy z nich rokuje. Moglibyśmy dorzucić tu poza tym szereg innych jeszcze dróg, prowadzących do celu — byłyby to argumenty _ad hominem_. W każdej dziedzinie życia społecznego znajdą się te iskry stosunków osobistych, pomijające wszelkie względy rzeczowe, tym bardziej więc nie brak ich na wojnie, gdzie osobowość walczących, zarówno w gabinecie, jak i w polu, gra tak wielką rolę. Napomykamy tylko o tym, gdyż byłoby pedanterią chcieć je klasyfikować. Można powiedzieć, że dzięki nim liczba możliwych dróg wiodących do celu wzrasta wprost w nieskończoność.
Aby nie lekceważyć tych różnych krótszych dróg, nie uważać ich za rzadkie tylko wyjątki, a także aby należycie ocenić różnicę, jaką powodują w prowadzeniu wojny, trzeba tylko uświadomić sobie różnorodność celów politycznych mogących doprowadzić do wojny albo jednym rzutem oka ocenić różnicę, jaka zachodzi między wojną na śmierć i życie o byt polityczny i wojną, którą sojusz narzucony lub zachwiany czyni przykrym obowiązkiem. Między nimi zachodzi w praktyce niezliczona ilość wypadków pośrednich. Jeśliby teoria miała prawo odrzucić choćby jeden z tych wypadków, to mogłaby odrzucić wszystkie, czyli zamknąć zupełnie oczy na rzeczywistość.
Omówiliśmy tedy w ogólności cel, do jakiego się dąży na wojnie; wróćmy się teraz do środków.
Środek jest tylko jeden — mianowicie walka. I bez względu na to, jak różnorodnie się ona ukształtuje, jak dalece odchyli się od brutalnego wyładowania nienawiści i wrogiej bijatyki i ile się do niej dołączy czynników, niestanowiących walki właściwej — zawsze leży w samym pojęciu wojny, że wszelkie jej działania biorą swój początek z walki.
Mamy bardzo prosty dowód, że tak jest w istocie, pomimo rozmaitości i skomplikowania wojny. Na wojnie wszystko się dzieje za pomocą sił zbrojnych, gdzie zaś użyte są te siły, to znaczy, uzbrojeni ludzie, tam z konieczności podstawą musi być pojęcie walki.
Do działalności wojennej należy zatem wszystko, co dotyczy sił zbrojnych, ich tworzenia, utrzymania i użycia.
Tworzenie i utrzymanie ich są to oczywiście tylko środki, celem zaś jest ich użycie.
Walka na wojnie nie jest pojedynkiem, lecz wielokrotnie rozczłonkowaną całością. W tej wielkiej całości możemy rozróżnić jednostki dwojakiego rodzaju, subiektywne i obiektywne. W wojsku liczba walczących tworzy coraz to nowe jednostki, będące członami wyższego rzędu.
Walka każdego z tych członów tworzy również pewną więcej lub mniej wybitną całość. Cel walki wreszcie, czyli jej obiekt, tworzy również taką samą jednostkę.
Każdą z tych jednostek, jakie można rozróżnić w walce, nazywamy bojem.
Jak każda działalność sił zbrojnych opiera się na pojęciu walki, tak i użycie tych sił jest tylko zorganizowanym ustaleniem pewnej liczby bojów.
Wszelka tedy działalność wojenna z konieczności prowadzi do boju, bezpośrednio czy pośrednio. Żołnierza powołuje się pod broń, odziewa, uzbraja, ćwiczy — śpi on, je, pije i maszeruje tylko po to, aby się bił we właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Jeśli w ten sposób wszelkie nici działalności wojennej zbiegają się w boju, to wydając zarządzenia do niego, skupiamy je razem. Cały skutek zależy tylko od tych zarządzeń i od ich wykonania, nigdy bezpośrednio od poprzedzających je warunków. W samym zaś boju wszelka działalność jest skierowana ku zniszczeniu przeciwnika, a raczej jego zdolności bojowej, gdyż o nią tu właśnie chodzi. Zniszczenie nieprzyjacielskich sił zbrojnych jest zawsze środkiem do osiągnięcia celu boju.
Celem tym może być również samo zniszczenie nieprzyjacielskich sił zbrojnych, ale nie jest to bynajmniej nieodzowne i może nim być również zupełnie coś innego. Jak to już bowiem wykazaliśmy, z chwilą gdy pokonanie przeciwnika nie jest jedynym środkiem do osiągnięcia celu politycznego i gdy istnieją również i inne przedmioty, które mogą stanowić cel wojny, to oczywiście przedmioty te mogą stanowić cel poszczególnych działań wojennych, a zatem i cel bojów.
Jednak nawet i te boje, które jako człony podrzędne przeznaczone są specjalnie do zniszczenia sił zbrojnych wroga, niekoniecznie muszą mieć zniszczenie ich jako swój cel najbliższy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Cytowane wypowiedzi R. Girarda w: tegoż, _Apokalipsa tu i teraz. Rozmawiał Benoit Chantre_, tł. C. Zalewski, Kraków 2018, s. 20–21, 149, 225. We Francji książka R. Girarda ukazała się w 2007 roku pod tytułem _Achever Clausewitz_.
2.
N. Paley, _Clausewitz talks business. An executive’s guide to thinking like a strategist_, Boca Raton 2015, s. 12.
3.
Takiego określenia używał ks. Adam Jerzy Czartoryski w swoim _Eseju o dyplomacji_ (1830), w którym przeciwstawiał zwycięski na kongresie wiedeńskim „legitymizm tronów” zapoznanemu tam „legitymizmowi narodów”. Por. A. Nowak, _Między carem a rewolucją. Studium politycznej wyobraźni i postaw Wielkiej Emigracji wobec Rosji 1831–1849_, Warszawa 1993, s. 25.
4.
V.E. Bellinger, _Marie von Clausewitz. The woman behind the making of On War_, New York 2016, s. 28.
5.
M. Howard, _Clausewitz. A very short introduction_, Oxford/New York 2002, s. 7–8.
6.
P. Paret, _Clausewitz_, w: P. Paret (ed.), _Makers of modern strategy from Machiavelli to the nuclear age_, Princeton 1986, s. 194. O wpływie myśli Hegla na pisarstwo Clausewitza zob. Y. Cormier, _War as paradox. Clausewitz and Hegel on fighting doctrines and ethics_, Montreal 2016 (zwłaszcza s. 183–232).
7.
V.E. Bellinger, _Marie von Clausewitz_, op. cit., s. 14.
8.
W 2012 roku do zbiorów Geheimes Preussischer Staatsarchiv w Berlinie trafiła obszerna partia tej korespondencji (283 listy), która wcześniej nie była publikowana. Tamże, s. 2–3.
9.
R.R. Palmer, _Frederick the Great_, _Guibert, Bülow: from dynastic to national war,_ w: P. Paret (ed.), _Makers of modern strategy_, op. cit., s. 114 – 119.
10.
P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 190.
11.
Tamże.
12.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 16.
13.
Tamże.
14.
Tamże.
15.
Tamże, s. 36.
16.
Tamże, s. 27, 45–46.
17.
Opinia P. Pareta, w: tegoż, _Clausewitz_, op. cit., s. 188. O wpływie wojen napoleońskich na pisarstwo Clausewitza zob. A. Herberg-Rothe, _Clausewitz’s puzzle. The political theory of war_, London 2007 (anglojęzyczna edycja niemieckiego wydania z 2001 roku), s. 15–38.
18.
V.E. Bellinger, _Marie…,_ op. cit., s. 174; P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 192, 195.
19.
P. Paret, _Clausewitz_, s. 196.
20.
Tamże.
21.
G. Kucharczyk, _Długi Kulturkampf. Pruskie i niemieckie wojny kulturowe przeciw Polsce 1795–1914_, Warszawa 2020.
22.
H.J. Seepel, _Das Polenbild der Deutschen. Vom Anfang des 19. Jahrhunderts bis zum Ende der Revolution von 1848_, Kiel 1967, s. 27.
23.
V.E. Bellinger, _Marie…,_ op. cit., s. 114. Peter Paret, jeden z najwybitniejszych znawców biografii i dzieł Clausewitza, twierdził, że stosunek Clausewitza do Żydów był „neutralny“, pozbawiony oznak wrogości. Jak zauważa jednak współczesna badaczka biografii żony Clausewitza, w jego korespondencji prywatnej stałym zabiegiem mającym uwypuklić jego nienawiść i pogardę wobec Francuzów było porównywanie ich do Żydów. Na przykład w jednym z listów z 1814 roku pisze o Napoleonie, że „jest twardy jak Żyd i równie bezczelny”. Tamże, s. 115.
24.
H.J. Seepel, _Das Polenbild der Deutschen_, op. cit., s. 27.
25.
C. Clausewitz, _Historical and political writings_, edited and translated by P. Paret and D. Moran, Princeton 1992, s. 373. Zob. również H.J. Seepel, _Das Polenbild der Deutschen_, op. cit., s. 107–109.
26.
C. Clausewitz, _Historical and political writings_, op. cit., s. 373–374.
27.
Tamże, s. 374.
28.
Tamże, s. 374–375.
29.
Tamże, s. 382.
30.
Tamże, s. 381.
31.
Tamże.
32.
Tamże, s. 382.
33.
H.J. Seepel, _Das Polenbild der Deutschen_, op. cit., s. 32, 106.
34.
G. Kucharczyk, _Długi Kulturkampf_, op. cit., s. 42, 53, 75.
35.
H.J. Seepel, _Das Polenbild der Deutschen_, op. cit., s. 109.
36.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 33.
37.
P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 206, 210.
38.
Tamże, s. 198, 199.
39.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 33–34, 52.
40.
P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 200. Szerzej na ten temat zob. A. Herberg-Rothe, _Clausewitz’s puzzle. The political theory of wa_r, New York 2007 (tłumaczenie niemieckiej edycji z 2001 roku), s. 139–164.
41.
M. Howard, _Clausewitz_, s. 52, 53.
42.
P. Paret, _Clausewitz_, s. 203. Zob. również L. Souchon, _Carl von Clausewitz: Strategie im 21. Jahrhundert_, Hamburg/Berlin/Bonn 2012, s. 94–100.
43.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 28.
44.
Cyt. za: P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 203.
45.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 20. Chociaż R. Girard twierdzi, że dzieło _O wojnie_ zostało napisane pod wrażeniem „wściekłej rywalizacji” niemiecko-francuskiej (por. wyżej), to jednak sam Clausewitz przyznawał, że inspiracje do sposobu pisania swojego traktatu czerpał ze stylu pisarskiego Monteskiusza widocznego w jego rozprawie _O duchu praw_. P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 187.
46.
V.E. Bellinger, _Marie von Clausewitz_, op. cit., s. 219–233. Pomocą wdowie po Clausewitzu w pracach redakcyjnych służyli również współpracownicy jej męża z czasów berlińskich: Franz August O’Etzel oraz Carl von Gröben. Tamże, s. 224.
47.
Tamże, s. 226.
48.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 62.
49.
Tamże.
50.
Tamże, s. 63.
51.
Tamże, s. 62.
52.
Cyt. za: C. Bassford, _Clausewitz in English. The reception of Clausewitz in Britain and America 1815–1945_, Oxford/New York 1994, s. 65.
53.
Tamże, s. 35, 56–59.
54.
Tamże, s. 43.
55.
Tamże, s. 73–78.
56.
M. Howard, _Clausewitz_, op. cit., s. 65.
57.
Cyt. za: P. Paret, _Clausewitz_, s. 212. Zob. również C. Bassford, _Clausewitz in English_, op. cit., s. 92–93.
58.
C. Bassford, _Clausewitz in English_, op. cit., s. 73.
59.
Tamże, s. 78.
60.
S. Courtois, _Lenin. Wynalazca totalitaryzmu_, tł. M. Borowicz, Dębogóra 2021, s. 345–349.
61.
C. Bassford, _Clausewitz in English_, op. cit., s. 200–201.
62.
Tamże, s. 199.
63.
P. Paret, _Clausewitz_, op. cit., s. 186. Opinia wyrażona w 1986 roku.
64.
Por. L. Souchon, _Carl von Clausewitz_, op. cit., s. 181–205. Zob. A.J. Echevarria II, _Clausewitz and the nature of the war on terror_, w: _Clausewitz in the twenty–first century_, pod red. H. Strachan, A. Herberg-Rothe, Oxford/New York 2007, s. 219–230; H. Münkler, _Clausewitz and the privatisation of war_, op. cit., s. 219–230; D. Lonsdale, _Clausewitz and information warfare_, op. cit., s. 231–250; W. Kittler, _Host nations: Carl von Clausewitz and the new US Army Marine Corps Field Manual, FM 3–24, MCWP 3–33.5, Counterinsurgency_, w: _Enlightened war. German theories and cultures of warfare from Frederick the Great to Clausewitz_, pod red. E. Krimmer, P.A. Simpson, Rochester/New York 2011, s. 279–305.
65.
M. v. Creveld, _The art of war. War and military thought_, London 2000, s. 118.