Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

O wychowaniu macierzyńskiem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O wychowaniu macierzyńskiem - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 607 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD RE­DAK­CYI BLUSZ­CZU.

Re­dak­cya Blusz­czu, pra­gnąc mat­kom dać w rękę od­po­wied­ni w wy­cho­wa­niu dzie­ci prze­wod­nik, któ­ry­by, trak­tu­jąc przed­miot wszech­stron­nie, opar­ty był za­ra­zem na na­uko­wych za­sa­dach; ogło­si­ła w roku 1874 kon­kurs na na­pi­sa­nie dzie­ła pod ty­tu­łem: "O wy­cho­wa­niu ma­cie­rzyń­skiem" i ter­min osta­tecz­ny do na­de­sła­nia rę­ko­pi­smów, na­zna­czo­ny na d. 1 Kwiet­nia 1875 r.; prze­dłu­ży­ła na­stęp­nie, dla umoż­li­wie­nia więk­sze­go współ­za­wod­nic­twa, do d. 1 Stycz­nia 1876 r.

Gdy jed­nak z na­de­sła­nych czte­rech prac, ów­cze­sny ko­mi­tet kon­kur­so­wy nie uznał żad­nej za od­po­wia­da­ją­cą wy­ma­ga­niom pro­gra­ma­tu, a tem sa­mem kwa­li­fi­ku­ją­cą, się do na­gro­dy; prze­to Re­dak­cyą Blusz­czu zmu­szo­ną była po­raz dru­gi rze­czo­ny kon­kurs ogło­sić, na­zna­cza­jąc d. 1 Kwiet­nia 1879 r., jako ter­min osta­tecz­ny do nad­sy­ła­nia rę­ko­pi­smów.

Tym ra­zem, z na­de­sła­nych prac ośmiu, ko­mi­tet kon­kur­so­wy po od­czy­ta­niu rę­ko­pi­smów, uznał trzy pra­ce za kwa­li­fi­ku­ją­ce się do ści­ślej­sze­go roz­bio­ru, mia­no­wi­cie:

1) Opa­trzo­ną epi­gra­fem z Gold­smith'a,

2) Z go­dłem: "Bona fi­des" – i na­ko­niec:

3) Z go­dłem: ∆ (trój­kąt).

Gdy ostat­nia z tych prac, za­rów­no przez roz­le­głe trak­to­wa­nie przed­mio­tu, jako też umie­jęt­ne sto­so­wa­nie wy­ni­ków wie­dzy pe­da­go­gicz­nej i do­świad­cze­nia ży­cio­we­go do po­trzeb spo­łe­czeń­stwa, w zu­peł­no­ści od­po­wia­da­ła wy­ma­ga­niom, na­kre­ślo­ne­go przez Re­dak­cy­ją Blusz­czu pro­gra­mu; prze­to ko­mi­tet kon­kur­so­wy na po­sie­dze­niu swem w d. 30 Grud­niu 1879 roku od­by­tem, jed­no­zgod­nie przy­znał na­gro­dę jej au­tor­ce, któ­rą, po roz­pie­czę­to­wa­niu ko­per­ty, oka­za­ła się być, pani Zo­fi­ja Ko­wer­ska.

Do skła­du ko­mi­te­tu kon­kur­so­we­go wcho­dzi­ły na­stę­pu­ją­co oso­by: pp. Kra­ków Pau­li­na, Si­kor­ska Ja­dwi­ga; oraz pp. Chmie­low­ski Piotr, Ła­gow­ski Flo­ry­jan, Plen­kie­wicz Ro­man i Stru­ve Hen­ryk.PRZED­MO­WA.

"Cze­go brak dziew­czę­tom fran­cuz­kim do do­bre­go wy­cho­wa­nia:" – za­py­tał Na­po­le­on I-szy pani Cam­pan, oso­by, któ­ra wiel­kie na polu wy­cho­waw­czym po­ło­ży­ła za­słu­gi. – "Ma­tek" – od­po­wie­dzia­ła.

Ma­tek – któ­re­by umia­ły wy­cho­wy­wać dzie­ci! Oto jed­no­gło­śne wo­ła­nie we wszyst­kich kra­jach, we wszyst­kich spół­e­czeń­stwach. Czem sa bo­wiem ro­dzi­ny, czém są mat­ki – tém są oby­wa­te­le kra­ju, tém są ko­bie­ty w ogó­le. Ich czy­ny – to plon: za­siew rzu­ci­ły mat­ki.

Być sza­fa­rzem bo­że­go ziar­na dla dusz dzie­cię­cych, wal­czyć mi­ło­ścią, zdo­by­wać nią ser­ca dla cno­ty i nic uchy­lać się od żad­nych tru­dów i pra­cy dla uko­cha­nych, czy może być wznio­ślej­sze po­wo­ła­nie, szczę­ście więk­sze i czyst­sze? Te mat­ki, któ­re go gdzie­in­dziej szu­ka­ją, to śle­pe du­chem isto­ty, nie­god­ne słod­kie­go ma­tek imie­nia. Czyn­ność ich tyl­ko ujem­na; mają dzie­ci z cia­ła, lecz nie mają ięli we­dług du­cha; obca ręka, obce wpły­wy wy­cho­wu­ję sy­nów i cór­ki tych nie­szczę­śli­wych. Dzie­ciom, któ­re osie­ro­ca­ją mo­ral­nie, na­le­ży się li­tość, ale ra­tu­nek ich jest nie­po­dob­ny: tu dzia­ła przy­pa­dek je­dy­nie.

Nie­tyl­ko im wszak­że ra­tu­nek jest po­trzeb­ny: cze­ka­ją go na­sze dzie­ci, dzie­ci ma­tek ko­cha­ją­cych i po­świę­co­nych, tych, co całe nie­bo do­brych chę­ci skła­da­ły w pra­cy ma­cie­rzyń­skiej. One chcą, pra­gną, ko­cha­ją – ale nie wie­dzą. Ni­cze­go im nie brak, tyl­ko kie­run­ku do pra­cy tro­skli­wej, tyl­ko prze­tar­cia oczu do ja­sne­go soj­rze­nia, tyl­ko za­mie­nie­nia mięk­kie­go zło­ta do­brych chę­ci w har­tow­ną stal woli.

W imię, mi­ło­ści cóż może się stać nie­po­dob­nem?

Ze­bra­ne w ni­niej­szej pra­cy wska­zów­ki sa owo­cem usi­ło­wań roz­świe­ce­nia jed­nej, po­je­dyn­czéj ścież­ki ży­cia, usi­ło­wań któ­re­mi tak­że mi­łość kie­ro­wa­ła. Po­dzie­le­nie się wy­ni­kiem ich z szer­szą pu­blicz­no­ścią jest tyl­ko skró­ce­niom dro­gi tym mat­kom, któ­re same doj­ść­by mo­gły do po­dob­nych wnio­sków. Tro­chę do­świad­cze­nia wła­sne­go, a wię­céj pra­cy nad dzie­ła­mi in­nych: oto pod­sta­wa tej książ­ki. Nie za­wie­ra ona w so­bie no­wo­ści i za nią się nie uga­nia; pra­gnie tyl­ko przy­nieść wska­zów­ki pew­ne tym mat­kom, któ­rym za­ję­cia lub brak spo­sob­no­ści nic po­zwo­li­ły na po­szu­ki­wa­nia wła­sne.ROZ­DZIAŁ I.

OBO­WIĄZ­KI MAT­KI ZA­CZY­NA­JĄ SIĘ PRZED URO­DZE­NIEM DZIEC­KA. MAT­KA WIE­LE MOŻE DLA ZDRO­WIA SWYCH DZIE­CI. WPŁYW ZA­CHO­WA­NIA SIĘ MAT­KI CIĘ­ŻAR­NEJ NA DZIE­CIĘ, KTÓ­RE NOSI W ŁO­NIE.

Obo­wiąz­ki mat­ki wzglę­dem dzi­écię­cia za­czy­na­ją się jesz­cze przed jego uro­dze­niem. Przez cały dzie­wię­cio­mie­sięcz­ny prze­ciąg cza­su, w któ­rym je pia­stu­je w swem ło­nie, jest ona tak nie­ro­ze­rwal­nie z niém zwią­za­na, iż jed­no ży­cic, jed­na krew pły­nie w oboj­gu. Za­cho­wa­niem się swo­jém, może się ona przy­czy­nić do wy­po­sa­że­nia ma­lej isto­ty, któ­rą na świat ma wy­dać, zdro­wiem i siłą, oraz za­pew­nić jej wa­run­ki szczę­śli­we­go ży­cia, w pra­wi­dło­wo zbu­do­wa­ném cie­le.

Wpraw­dzie nie jest ona w tym ra­zie wszech­moc­ną; ale nie jest téż zu­peł­nie po­zba­wio­ną moż­no­ści dzia­ła­nia. Nie­za­wod­ną jest rze­czą, że gdy­by każ­da ko­bie­ta, zo­sta­ją­ca w sta­nie bło­go­sła­wio­nym, pra­gnę­ła wy­dać kwit­ną­ce siłą i zdro­wiem dzie­cię; gdy­by chcia­ła już wte­dy żyć dla nie­go; mniej mie­li­by­śmy mię­dzy nami istot wą­tłych, sła­bych mo­ral­nie i fi­zycz­nie.

Za­sta­nów­my się tyl­ko, czy rzecz nie wyda się na­tu­ral­ną i lo­gicz­ną? Przez cały czas cię­żar­no­ści, or­ga­nizm dziec­ka za­le­ży zu­peł­nie od or­ga­ni­zmu mat­ki; z nie­go czer­pie on silę ży­wot­ną, któ­ra w krót­kim stó­sun­ko­wo cza­sie z mi­kro­sko­pij­ne­go za­rod­ka, two­rzy dzie­cię już żyć na wła­sną, rękę mo­gą­ce. Na­tu­ra dzia­ła tu za­pew­ne w spo­sób ta­jem­ni­czy i nie­do­ści­gnio­ny; lecz samo po­łą­cze­nie tak zu­peł­ne mat­ki z dzie­cię­ciem już nam po­ka­zu­je, czém musi być or­ga­nizm ży­wią­cy, dla or­ga­ni­zmu ży­cie przyj­mu­ją­ce­go. Tym­cza­sem mat­ki zbyt wcze­śnie po­czy­na­ją nie­wła­ści­wie ob­cho­dzić się z dzie­cię­ciem; a po­nie­waż nie wi­dzą go jesz­cze i nie­do­strze­ga­ją jego cier­pień; więc czę­sto nie do­my­śla­ją się na­wet, jak wiel­kie, przed uro­dze­niem, za­da­ją mu tor­tu­ry. Nie­wiem, czy dzie­cię już je wte­dy od­czu­wa, lecz nie­raz przez cale ży­cic wi­docz­ne nosi ich śla­dy. "Czę­sto wie­ki nie są w sta­nie od­ku­pić błę­du jed­néj chwi­li". Je­że­li w ży­ciu hi­sto­rycz­ném ludz­ko­ści jest to praw­dą; w ży­ciu czło­wie­ka po­je­dyn­cze­go, tyl­ko na ni­niej­szą ska­lę, to samo się po­wta­rza. Czę­sto dłu­gie lata cier­pie­nia są na­stęp­stwem błę­dów, ja­kich cię­żar­na mat­ka do­pu­ści­ła się wzglę­dem dzie­cię­cia. Ach – ileż błę­dów ta­kich co­dzien­nie się po­peł­nia! Mło­da ko­bie­ta, bi­éd­na sa­lo­no­wa lal­ka, nie jest w sta­nie od­czuć po­wa­gi i świę­to­ści sta­nu ma­cie­rzyń­stwa. Ona przez cud nie­zba­da­ny nosi dru­gie ży­cie w so­bie, w niej siła Boża two­rzy dzie­cię czy­ni ją mat­ką, a ona swe­go po­ło­że­nia się wsty­dzi, nie zrzu­ca gor­se­tu pod­ko­pu­ją­ce­go jéj zdro­wie, utrud­nia­ją­ce­go roz­wój na­tu­ral­ny dzi­écię­cia. Dla czczej za­ba­wy po­zba­wia się snu po­trzeb­ne­go dwóm isto­tom, na­ra­ża się na upa­dek w tań­cu, nie czu­wa nad swo­im skar­bem i tyl­ko uty­sku­je nad przy­kro­ścia­mi, ja­kie stan wy­jąt­ko­wy jéj spro­wa­dza.

Ta ko­bie­ta to jesz­cze dziec­ko, któ­re­go uczu­cia nie wznio­sły się nad po­ziom próż­no­ści i ma­ło­stek to­wa­rzy­skie­go ży­cia. Może na­zaw­sze zo­sta­nie ona dzie­cię­ciem jak to czę­sto się zda­rza; może doj­rze­je umy­słem; lecz czy doj­rze­je w kie­run­ku mo­ral­no­ści i cno­ty ro­dzin­nej? To jesz­cze wiel­kie py­ta­nie. Ko­bie­ta ko­cha swe dzie­cię lub dzie­ci, ale tak lęka się zo­stać mat­ką po­wtór­nie, że je­że­li Bóg ze­szle jej na­dzie­je ma­cie­rzyń­twa, zda­je się jéj, że w nią grom nie­szczę­ścia ude­rzył. Drży na myśl bo­le­ści, ja­kie ją, cze­ka­ją, pła­cze nad po­więk­sza­ją­cą się ro­dzi­ną a z nią po­więk­sza­ją­ce­mi się tru­da­mi. Za­po­mi­na, że jej zły hu­mor, stra­chy, pła­cze, ruj­nu­ją jej zdro­wie, szko­dzą tém sa­mém i no­szo­ne­mu przez nią dzie­cię­cia. Wzru­sze­nia, do­zna­wa­ne z tego po­wo­du, mogą je za­bić w ło­nie mat­ki, a je­że­li nic, to przy­najm­niej roz­wi­nąć w niém za­ro­dy roz­licz­nych cho­rób ner­wo­wych, któ­re zro­bią z nie­go sła­bą i nie­nor­mal­nie roz­wi­nię­tą isto­tę. Dzie­cio­bój­stwo obu­rza nas, a prze­cież po­peł­nia­my je tak czę­sto na ni­niej­szą ska­lę! Nie za­bi­ja­my wpraw­dzie dzi­écię­cia do­raź­nie, lecz po­zba­wia­my je roz­ko­szy prze­pę­dze­nia ży­cia w zu­peł­nem zdro­wiu, skra­ca­my mu ży­cie, wy­da­je­my na nie wy­rok wiecz­ne­go nie­do­łę­stwa, ni­me­śmy jesz­cze dzi­écię ży­ciem ob­da­rzy­ły.

Nie­re­li­gij­ność wdar­ła się do ognisk mał­żeń­skich. Wola Boża nic prze­wod­ni­czy już przy po­więk­sza­niu się ro­dzin; sa­mo­lub­ne za­mi­ło­wa­nie wy­gód kie­ru­je wolą… czło­wie­ka. Licz­ne gro­no dzie­ci uwa­ża­ne jest za nie­szczę­ście dla ro­dzi­ców, pa­try­jar­chal­nosć ro­dzin­nych sto­sun­ków – za śmiesz­ność.

O przed­miot ten po­trą­cam mi­mo­cho­dem, gdyż on o tyle tyl­ko tu mię zaj­mu­je, o ile skrzy­wie­nie po­jęć ogól­ne wpły­wa na uspo­so­bie­nie ma­tek i bło­go­sła­wień­stwo Boże, bło­go­sła­wień­stwo ma­cie­rzyń­stwa, prze­mie­nia im w prze­kleń­stwo losu.

Prze­ro­bić po­ję­cia, ja­kie nur­tu­ją spo­łe­czeń­stwo, któż­by śmiał po­wziąć po­dob­ną na­dzie­ję? Je­że­li jed­nak sło­wa moje doj­dą ja­kiej mat­ki, na­dzie­ją ma­cie­rzyń­stwa do roz­pa­czy przy­pro­wa­dzo­néj, niech zwró­cą jéj uwa­gę, już nie na po­cie­chy przy­szłe, z po­sia­da­nia dzie­cię­cia wy­pły­wa­ją­ce, lecz na bez­u­ży­tecz­ność łez wy­le­wa­nych, na szko­dę wy­rzą­dza­ną zdro­wiu dwóch istot, przez lek­ce­wa­że­nie po­ło­że­nia swe­go, lub uwa­ża­nie go za nie­szczę­ście. Bo­le­sne­go przej­ścia nic nie jest wsta­nie od­wró­cić, a złe za­cho­wa­nie się, oraz brak pa­no­wa­nia nad sobą, smut­ki nie­roz­sąd­ne i nie­na­tu­ral­ne, pod­ko­pu­jąc zdro­wie, samo przej­ście utrud­nia­ją; a już ile złe­go wy­rzą­dza­ją dzie­cię­ciu, to zo­sta­nie na za­wsze nie­do­cie­czo­ną ta­jem­ni­cą, od­sła­nia­ją­cą się tyl­ko nie­kie­dy mat­ce w wy­rzu­tach su­mie­nia, ja­kich do­zna, gdy zo­ba­czy dzie­cię z trud­no­ścią zno­szą­ce cię­żar cho­ro­bli­we­go ży­cia, mo­ral­nie zaś i umy­sło­wo nie­zdol­ne pra­wi­dło­wo się roz­wi­jać. Ileż to na­zaw­sze pod­ko­pa­nych or­ga­ni­zmów, ile strat ro­dzin­nych wy­pły­wa czę­sto z ma­łych nie­ostroż­no­ści ma­tek przy na­dziei bę­dą­cych! Ja­kich­że wy­rzu­tów musi do­zna­wać ta, któ­ra, z wła­snej winy przy­spie­szyw­szy przyj­ście na świat dzie­cię­cia, śmierć jego spo­wo­do­wa­ła, lub ob­da­rzy­ła je nędz­ném ży­ciem, nę­ka­ném usta­wicz­ną cho­ro­bą. Mo­gła wy­dać dzie­cię sil­ne, zdro­we, pięk­ne przez do­brze roz­wi­nię­te cia­ło; by­stre umy­sło­wo, od­waż­ne, wy­trwa­łe, (brak tych przy­mio­tów czę­sto ze sła­bo­ści fi­zycz­nej wy­pły­wa), a uczy­ni­ła je nędz­ném, chó­rem, bla­dém, ile zbu­do­wa­ném, brzyd­ki­ém, lę­kli­wém i po­zba­wio­nem siły i ener­gii my­śle­nia. Nie umia­ła po­jąć swe­go za­da­nia, prze­jąć się jego wiel­ko­ścią, po­czuć w so­bie Bo­ski­éj iskry two­rze­nia. "Czas, w któ­rym ko­bi­éta dzi­écię pod ser­cem nosi, jest świę­tą epo­ką; mat­ka nosi w so­bie przy­szłość, nosi ludz­kość. Duch twór – czy prze­ni­ka ją i w tym cza­sie no­wém ży­ciem na­peł­nia, bo wiel­ka twór­czość wszech­świa­ta po­wta­rza sit; na małą ska­lę w two­rze­niu się, jej dzie­cię­cia. Jest ona na­rzę­dziem Bo­żem. Bóg two­rzy przez nią na nowo świat – świat w jed­néj eg­zy­sten­cyi ludz­kiej za­wa­dy". 1)

Po­świę­ce­nie wiel­kie­mu dzie­łu ma­łych wzglę­dów próż­no­ści i nędz­nych chwi­lo­wych uciech – czy mia­ło by się na­zy­wać ofia­rą? Tyl­ko skrzy­wio­ne wy­obra­że­nia, mogą znie­wa­lać mat­kę do szu­ka­nia za­spo­ko­je­nia w wy­bry­kach próż­no­ści a od­wra­cać ją od pięk­ne­go celu za­cho­wa­nia zło­żo­ne­go w jej ło­nie dro­gie­go skar­bu, w ca­łéj moż­li­wej do­sko­na­ło­ści, ja­kim go Bóg chciał uczy­nić. Wzglę­dy wła­sne­go jéj zdro­wia, wła­snych po­trzeb z tem za­da­niem zga­dza­ją się wy­śmie­ni­cie; za­tem tro­chę tyl­ko od­wa­gi, a od­rzu­ci­my to, co nam do du­szy próż­ność świa­to­wa wsą­czy­ła. Z pod na­wa­łów piasz­czy­stych, wznie­sio­nych w duże pa­gór­ki, Ho­len­der wy­trwa­łą i mo­zol­ną pra­cą od­grze­bu­je ro­dzaj­ną zie­mię. I w na­szej du­szy, pod ob­ce­mi na­le­cia­ło­ścia­mi, spo­czy­wa grunt pod ziar­no Boże stwo­rzo­ny. Sta­raj­my się tyl­ko oczy­ścieć go od­zy­skać za­po­mo­cą pra­cy we­wnętrz­nej, na pod­sta­wie re­li­gii i na­uki do­ko­ny­wa­nej, a po­zna­my sło­dycz ży­cia w ofia­rach pod­ję­tych dla tych ko­rzy­ści, któ­rych nic na­ru­szyć nie może, bo je na­sze dzie­ci i wnu­ki ży­ciem swo­jém uwiecz­nią. Niech już w nas spo­czy­wa za­da­tek lep­szej przy­szło­ści, a ludz­kość o swo­je ju­tro lę­kać się prze­sta­nie, bo uj­rzy losy swo­jo zło­żo­ne w ręku cno­tli­wych i ro­zum­nych ma­tek.

Cho­ciaż wła­ści­wy spo­sób za­cho­wa­nia się ko­biet cię­żar­nych jest rze­czą mni­éj wię­cej zna­ną; umiesz­czę tu jed­nak w krót­ko­ści głów­ne jego wa­run­ki. Choć­by żad­néj mat­ce sło­wa moje nie­no­we­go nie po­wie­dzia­ły, może nie­któ­rym przy­po­mną lek­ce­wa­żo­ne obo­wiąz­ki i waż­ność tych­że w ich oczach pod­nio­są.

Prze­strach, gni­éw, i wszel­kie na­mięt­ne Wstrzą­śnie­nia, tak do­brze mo­ral­ne, jak fi­zycz­ne; nie­do­sta­tecz­ne i złe po­ży­wie­nie, jak rów­nież prze­ła­do­wy­wa­nie żo­łąd­ka po­tra­wa­mi nie­straw­ne­mi i cięż­kie­mi, są wpły­wa­mi na­der szko­dli­we­mi dla dzie­cię­ciu zo­sta­ją­ce­go w ło­nie mat­ki. Zbyt­ni ruch, zbyt­nie umę­cze­nie, od­dzia- -

1) Schmit: Brie­fe an eine Mut­ter.

ły­wa­ją za­rów­no źle, jak ży­cie po­zba­wio­ne zu­peł­nie ru­chu. W ogó­le ży­cie do­tych­cza­so­we nie po­win­no się zmie­niać, je­że­li było pra­co­wi­te lub czyn­ne. Go­spo­dy­ni domu niech nie prze­ry­wa swych za­jęć, strze­gąc się tyl­ko pod­no­sze­nia rze­czy cięż­kich, opie­ra­nia ich na ży­wo­cie, wspi­na­nia się i pod­no­sze­nia rąk z wy­si­le­niem, dla do­sta­nia wy­so­ko umiesz­czo­nych przed­mio­tów. Aku­rat­ność tyl­ko ży­cia pra­co­wi­te­go zwięk­szyć na­le­ży. Go­dzi­na spo­czyn­ku nig­dy nie po­win­na być spóź­nio­na, a je­że­li dzie­ci star­sze prze­ry­wa­ją sen mat­ce, oj­ciec lub bona po­win­ni wziąć na sie­bie obo­wią­zek sy­pia­nia w po­ko­ju dzie­ci, by mat­ka w spo­koj­nym śnie mo­gła znaj­do­wać po­sil­cie. Ko­bi­éty, próż­nia­cze ży­cie pę­dzą­ce, lub te, któ­re od­da­ne są pra­cy zmu­sza­ją­cej do cią­głe­go sie­dze­nia; po­win­ny tryb zwy­kły od­mie­nić, je­że­li to jest mo­żeb­ném, a przy­najm­niej ze dwie go­dzin dzien­nie prze­chadz­ki na świe­żem po­wie­trzu uży­wać, gdyż to jest ko­niecz­nie do zdro­wia po­trzeb­ne. Dłu­gie prze­sia­dy­wa­nie w mięk­kich fo­te­lach i na ka­na­pach; ubra­nie nie­wy­god­ne, bu­ci­ki na dzi­siej­szych wy­so­kich ob­ca­sach, któ­re tak ła­two po­śliź­nię­cia się i upad­ki po­wo­du­ją, na­da­jąc cia­łu po­ło­że­nie nie­na­tu­ral­ne, są dla ma­tek brze­mien­nych na­der szko­dli­we.

"Po­nie­waż uwa­ża­no – po­wia­da Me­ier – że ko­bie­ty cię­żar­ne, tem­pe­ra­men­tu zgryź­li­we­go, pod­le­ga­ją­ce złym hu­mo­rom, wy­da­ją, dzie­ci nie­do­łęż­ne; pod­czas kie­dy mat­ki z uspo­so­bie­niem we­so­łém i jed­no­staj­nie spo­koj­nem, dają, po naj­więk­széj czę­ści, ży­cie dzie­ciom sil­nym i zdol­nym: jest za­tem rze­czą na­tu­ral­na., żeby ko­bie­ty brze­mien­ne sta­ra­ły się o utrzy­ma­nie za­wsze do­bre­go hu­mo­ru".

Pa­no­wa­nie nad sobą… wie­le, wie­le tu może. Na­wet do­bry hu­mor czę­sto od nas sa­mych za­le­ży. Mo­że­my też od sie­bie wie­le uczuć nie­przy­jem­nych od­su­nąć, jak na­przy­kład uczu­cie bez­mier­ne­go stra­chu, na myśl o przy­szłych cier­pie­niach; oba­wy, wy­wo­ła­ne wy­obraź­nią, by spoj­rze­nie na roz­ma­ite ka­lec­twa, ułom­no­ści i brzy­do­ty nie wpły­nę­ło na po­twor­ność dzie­cię­cia. Czę­sto, w mie­ście szcze­gól­niej, jest się na­ra­żo­ną na spo­ty­ka­nie ubo­gich ka­lék, li­no­sko­ków sztu­ki po­ka­zu­ją­cych it.p… a prze­cież nie wpły­wa to na przy­cho­dzą­ce tam na świat dzie­ci. Prze­to nie sam wi­dok jest szko­dli­wy, ale prze­ra­że­nie, ma­ją­ce źró­dło w wy­obraź­ni, po­zo­sta­wio­nej bez ste­ru roz­sąd­ku, wy­wo­łu­ją­cej roz­draż­nie­nie i wstrzą­śnie­nia szko­dli­we dla dzie­cię­cia i mat­ki.

Po­myśl­my, ja­kie to nie­oce­nio­ne szczę­ście przy­nieść na świat zdro­wie sil­ne, płu­ca od­dy­cha­ją­ce swo­bod­nie, człon­ki ela­stycz­ne, żo­łą­dek pra­wi­dło­wo tra­wią­cy, a bę­dzie­my się sta­ra­ły wszyst­ko, co jest w na­szej mocy, uczy­nić, by dzie­cię na­sze ob­da­rzyć tak nie­oce­nio­némi do­bra­mi. Kto na świat zdro­wo przy­cho­dzi, ma już wszel­kie dano, że zo­sta­nie na całe ży­cie sil­nym fi­zycz­nie. Dzie­ci sła­be po naj­więk­szej czę­ści są… cho­ro­wi­te­mi i w wie­ku doj­rza­łym.

"Idź­my jesz­cze je­den krok da­léj – mówi wy­żej przy­to­czo­ny au­tor. Gdy się wi­dzi, że czę­sto dzie­ci, nie tyl­ko ze­wnętrz­ne, ale tak­że in­tel­lek­tu­al­ne i mo­ral­ne przy­mio­ty ma­tek dzie­dzi­czą; wte­dy mi­mo­wo­li na­su­wa się py­ta­nie: czy to wszyst­ko jest tyl­ko przy­pad­kiem, czy też, że ko­bi­éta cię­żar­na istot­nie do tego się przy­czy­nia? Zo­staw­my to py­ta­nie bez od­po­wie­dzi, ale nie mo­że­my za­mil­czéć, że nie tyl­ko uspo­so­bie­nie cię­żar­nej ko­bie­ty, ale jéj, za­trud­nie­nie, przed­mio­ty, któ­re jej umysł zaj­mu­ją – mają wpływ na mo­ral­ną stro­nę dzie­cię­cia, któ­re­mu ma dać ży­cie". Dok­tór Mo­szyń­ski w swo­ich "Ra­dach dla ma­tek" za­le­ca ko­bi­étom cię­żar­nym czy­ta­nie ksią­żek po­waż­nych, mo­ral­nych i po­ży­tecz­nych, lecz nie po­wé­ści, wy­obraź­nią pod­nie­ca­ją­cych.

Je­że­li są dane, po­zwa­la­ją­ce przy­pusz­czać, że za­cho­wa­nie się mat­ki, przed uru­dze­niem dzie­cię­cia, może wpły­nąć na­wet na jego uspo­so­bie­nie mo­ral­ne; to jak­że ko­bie­ta, znaj­du­ją­ca się w sta­nie bło­go­sła­wio­nym po­win­na być oględ­ną, jak swo­je ser­ce po­win­na za­mknąć przed każ­dą my­ślą i uczu­ciem mni­éj pod­nio­słem! Jak czuj­ną straż nad swym umy­słem spra­wo­wać po­win­na, by go nie zbru­ka­ła żad­na myśl zdroż­na. "Za­kli­nam was mat­ki – woła Hu­fe­land – od­pędź­cie od sie­bie wszel­kie złe i grzesz­ne na­mięt­no­ści; bądź­cie spo­koj­ne i we­so­łe; wzrok zwra­caj­cie ku temu, co wiecz­ne, co nie­bie­skie: wte­dy do­zna­cie nie­wy­mow­nej ra­do­ści, że­ście dzie­ciom wa­szym dały wa­run­ki szczę­śli­we­go ży­cia na zie­mi i w nie­bie. Wszak i Śty Au­gu­styn po­wia­da, że "już w ło­nie mat­ki za­kosz­to­wał był soli Bo­żéj" i na­wró­ce­nie swo­je przy­pi­sy­wał mo­dli­twom. Śtéj Mo­ni­ki, któ­ra, no­sząc go w swém ło­nie bła­ga­ła Boga, by dzi­écię, któ­re wy­dać mia­ła, praw­dzi­wym sta­ło się chrze­ści­ja­ni­nem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: