- W empik go
O wyobraźni: studyum psychologiczne - ebook
O wyobraźni: studyum psychologiczne - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 313 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przełożył z francuskiego
Antoni Lange.
Warszawa.
Własność, Nakład i druk S. Lewentala. Nowy-Świat Nr 41.
1896.
N. Michaux.
Дозволено Цензурою. Варшава, 6 Августа 1896 года.
PRZEDMOWA.
I.
Badanie szczegółowe wyobraźni zdaje mi się najtrudniejszem z zadań, jakie przedsięwziąć może psycholog. Jakże wistocie przypisać wyobraźni, śród innych potęg duszy – miejsce osobne i rolę właściwą? Miejsce, jakie jej dajemy, zbyt jest małe, a rola, jaką jej się przypisuje, nigdy jej nie zadawalnia. Swobodna jej natura zdaje się unikać wszelkiego przymusu i uchodzić nawet przed zbyt ciekawem spojrzeniem. Kochająca i różnokaztałtna, przybiera ona wszystkie formy, zawsze obecna, choć nie zawsze widzialna, bywa wtedy najpotężniejszą, gdy się ukrywa. Już to słaba, już to wszechmocna – ledwie dotyka świadomości i wnet potem opanowuje ją całą. Nie dość tego: zachowała ona sobie połowę życia, aby w niej panować prawie bez podziału, tworząc bezkrólewie rozumu i rozwagi; chcę mówić o śnie. Drwi ona z naszych wysiłków jej ujęcia, a jednak ona-to – w tej właśnie chwili poddaje mi niewyraźne obrazy, któremi chcę ją malować. Nakoniec jest ona ściśle związana z ciałem, tym dziwnym niewolnikiem, którego dusza prowadzi za sobą, w ciągłej trwodze, że ono może się lada chwila zbuntować, aby swą władczynią – duszą – owładnąć. Ten związek tak jest ścisły, że wielu filozofów uważało wyobraźnią za niegodną stanowienia części duszy właściwej (spirytualnej) i wolnej, pozostawiając jej badanie samym tylko fizyologom: niby król, który, widząc, że nie zdoła rządzić jedną z prowincyj swego państwa, odstępuje ją sąsiadowi, dość potężnemu lub dość rozważnemu dla podźwignięcia tak wielkiego ciężaru. Naturalna to abdykacya! Kiedy, po długich i ciężkich wysiłkach, filozof nakoniec zdołał uszeregować należycie zjawiska duszy ludzkiej, nie jestże to żałosnem napotkać buntownika, który nie tylko nie chce stać w miejscu, lecz swojem postępowaniem narusza trwałość całego gmachu?- Czyż byłby on o tyle panem siebie, aby mu paru ostrych słów nie powiedzieć? Czy sądzicie, że astrologowie szkoły Ptolemeusza spokojnem okiem patrzeć mogli na błądzące komety?
II.
Kto zamierza badanie faktów tak wielorakich, i pozornie tak kapryśnych, – musi szukać drogi między Scyllą a Charybdą, które tylko ciasną ścieżkę pozostawiają w pośrodku. Albo śledzić on będzie wyobraźnię w jej najrozmaitszych objawach; starać się o odtworzenie nieskończonej jej rozmaitości odcieniami swego stylu; szczęśliwą śmiałością figur retorycznych zastąpi niedostatek języka i, co jest rzeczą misterną, blaskiem swej mowy te sprawy uwidoczni: ale praca jego będzie raczej dziełem poety niż filozofa. Nauka nic nie skorzystała z mieniących się konturów jego malowidła. Proza nawet oprze się tego rodzaju kaprysom; i znajdą się rzeczy, których nie będzie można powiedzieć, lecz które trzeba będzie śpiewać. Delille próbował tego przy pomocy wszystkich środków swojego talentu; a książka jego, której nikt nie czyta, musi odstraszać od takiej myśli tych, co nie mają jego dowcipu i wiedzy.
Jeżeli zaś filozof postanowi traktować swój przedmiot z całą powagą i surowością odpowiednią nauce – niebezpieczeństwo wcale się nie zmniejszy. Ten język surowy, te ścisłe formuły, te niezłomne klasyfikacye: nie sąż to narzędzia zbyt grube do studyów tak subtelnych? Jakże nałożyć prawa fantazyi, której istota natem zdaje się polegać, aby praw nie mieć wcale – i która jest podobną do tych zbyt delikatnych ciał chemicznych, które wyparowują całkowicie, skoro zaczynamy tylko ich rozbiór?
Jestże to więc urojenie chcieć z wyobraźni uczynić przedmiot nauki ścisłej i dokładnej? Znaczy – ż to, że wszelaka nauka tego przedmiotu nie będzie nigdy możliwą – i że pozostaje nam tylko rejestrować rozmaite fakty? Bynajmniej: gdzie tylko można znaleźć coś ogólnego, tam jest miejsce dla nauki. Otóż, dając jak najszersze pole kaprysowi, prawdą jest, że w sprawach wyobraźni jest coś stałego i regularnego, słowem są prawa, które warto wydobyć ze zjawisk i zestawić, bez uroszczenia do zbytniej ścisłości, dla której ten przedmiot nie daje pola. Jest to właśnie owa ciasna ścieżka, o której wyżej wspomniałem, a którą teraz pójść zamierzam.
III.
Nie wahałem się nigdy korzystać z odkryć fizyologicznych, ilekroć wydawało mi się to użytecznem. W książce, traktującej o rzeczach duszy będzie zatem nieraz wzmianka o nerwach, mózgu, ganglionach i t… d. Rzecz ta dziś nie zadziwi nikogo: pięćdziesiąt lat temu wydałoby się to osobliwością, co dowodzi, jak ostatniemi czasy poprawiły się stosunki fizyologów z psychologami. Istotnie, żadnemu z fizyologów nie przyszłoby dziś do głowy opłakiwać tyranię i nietoleranyę filozofów, co najwyżej boleją oni nad ich zaślepieniem i przesądami. Ale nie tak było koło r. 1830, o czem, aby się przekonać, dość przeczytać dzieło Broussais'go. Gniew słabo tajony przeciw psychologom widać na każdej stronnicy, poczem znika, ustępując miejsca męczeńskiej rezygnacyi. W braku innych dokumentów, historycy przyszłych stuleci niechybnie opowiadać będą, że fizyologowie musieli przechodzić okres bardzo trudny. Znajdą się może tacy, którzy będą przypuszczali, że tron francuski w XIX w. zajmował jakiś złośliwy psycholog, który prześladował fizyologów więzieniem i gilotyną – i który ich zmuszał do ukrywania się w katakumbach, gdy chcieli najmniejszy móżdżek dyssekować. Chwała Bogu, jeżeli fizyologia miała złe czasy, to już one dawno minęły, i tryumf ją wynagrodził za prześladowania; chwilowo można się było nawet obawiać zmiany ról – i nietolerancya rzeczywista mogła nastąpić po po nietolerancyi urojonej. Przesadne uroszczenia fizyologów, którzy chcieli całą naukę o duszy sobie przywłaszczyć, przeraziły psychologów, którzy stali na uboczu, jęcząc po trochu i nie chcąc żadną miarą wspólnika, który zamierzał taką lwią część zabrać sobie. Była to jednak ambicya do przebaczenia w młodej gałęzi wiedzy, która sił probuje i chętnie się pieści odległemi nadziejami; dziś, kiedy fizyologia, doszedłszy wieku dojrzałego, stała się bardziej tolerancyjną, będąc mniej śmiałą – nie nie przeszkadza jej dawnej rywalce rękę do niej wyciągnąć. Żadna prawda nie może innej prawdy zaprzeczać, i, jeżeli uczeni nieraz się spierają, to nauki zawsze są w zgodzie. Nikt więc nie powinien się lękać prawd, które mogą sąsiednią gałąź wzbogacić; błędy tylko mogą się bać światła, które śmierć im przynosi. Jeżeli żaden spirytualista nie chwieje się w swoich przekonaniach, przyznając, że wrażenia mają swe organy cielesne: skądże pochodzi wstręt do przyjęcia tej samej zasady co do innych faktów psychologicznych? Piękne prace uczonych takich, jak Flourens, Magendie, Müller, Leuret, Gratiolet, Claude-Bernard, Vulpian, Luys, – nie zawierają nic takiego, coby mogło przerazić filozofów. Więcej nawet, ci ostatni powinni im przyklasnąć, najlepszy sposób przyklaśnięcia – to z nich skorzystać. Descartes, Malebranche, Bossuet, tak samo korzystali z fizyologów XVII wieku; przykład ich jeszcze wart naśladowania. Przez to samo już, że fizyologia i psychologia mają wspólny przedmiot badania, człowieka, to chociaż rozważają go one ze stron przeciwnych, nie mogą być sobie zupełnie obce; ich granice nie są tak ściśle oznaczone, aby zawsze łatwo było je rozpoznać, a czasami przestąpić z pożytkiem. Trzeba przyznać, że dusza nie przebywa w ciele jak sternik w okręcie, lecz że formuje z ciałem całość naturalną, której wszystkie części, jak mówi Bossuet, mają konieczny i doskonały związek pomiędzy sobą *. Jakże więc nie pragnąć, aby nauka ciała i nauka duszy związały się stosunkami dobrego sąsiedztwa, zjednoczyły swe wysiłki ku wspólnym badaniom i szły razem na zdobycie prawd, któremi obie się zajmują; lecz aby ten związek był trwały i płodny, nie powinien on mieć żadnej ukrytej myśli co do zdobyczy lub opanowania. Sprzymierzone nauki powinny pamiętać, że anneksya nie jest związkiem. Zjawiska, jakie każda z nich bada, są z innego szeregu, ale zjawiska jednego szeregu mogą być poprzednikami zjawisk drugiego szeregu. Dwie te nauki więc, choć zajmują się przedmiotami tak różnemi – nie robią jednak rzeczy całkiem odmiennych i wydaje się prawdą, że jedna bez drugiej zrozumianą być nie może. Po tysiąckroć zauważono, że przyjmując nawet rzecz dowiedzioną, jakoby dany stan świadomości miał za poprzednika lub współtowarzysza jakąś określoną zmianę w systemie nerwowym, to jednak zjawisko psychiczne żadną miarą do odpowiedniego stanu fizyologicznego zredukować się nie da. W tym ostatnim dobre przyrządy mogą wystarczyć; w zjawisku duchowem lupa i skalpel nic nie pomogą: potrzeba tu świadomości.
Uwielbienie np. wypływa z ruchu wirującego w jednej z półkul mózgowych; ale mimo to uwielbienie ma swoją własną naturę – i żadne udoskonalenie mikroskopu nie utożsami ruchu z uczuciem; powiedzieć to – znaczy tyle co dowieść. Dodam, że w sprawie wspólnej, dział psychologów będzie zawsze większy: gdyż ostatecznie nauka myśli ma swoją wartość nawet wówczas, gdy ją odłączymy od badania jej warunków organicznych; badanie fizyologiczne zaś ma o tyle tylko znaczenie, o ile pomaga badaniu myśli Lecz byłoby to niewłaściwem, gdyby psychologowie odczuwali z tego powodu dumę lub fizyologowie – upokorzenie.
–-
* Jestem z mojem ciałem ściśle związany – mówił też Deseartes – i tak z niem zlany i połączony, że stanowię z niem jakoby jedną całość.O WYOBRAŹNI. ROZDZIAŁ PIERWSZY.
1. Zmiany świata są wogóle niezależne od zmian duszy. – 2. Przeciwnie, zmiany duszy zależą od zmian świata. Określenie postrzeżenia. – 3. Po – strzeżenie nie jest to podobieństwo stanu duszy i zjawiska zewnętrznego. –
4. Rola ciała w postrzeżeniu.
Postawmy naprzód straszny problemat, który zawsze wydawał się ludziom zdrowego rozsądku niegodnym tego, aby się nim rozumny człowiek zajmował, a który jednak zawsze bladością pokrywał twarz filozofów i skronie mędrców pochylał. Niechaj czytelnik na jedną chwilę, wyłączywszy człowieka, rozważy ten obszerny splot sił i zjawisk, który zowiemy światem. Każde z nich posłusznem jest jakiemuś prawu i wszystkie dążą ku wspólnej harmonii. Żaden przypadek nie narusza tej cudownej zgody, której rozdźwięki nawet stanowią prawo. Gwiazdy toczą się po swych orbitach, pory roku następują po sobie, ocean przepływa i odpływa, rzeki płyną po swych pochyłościach, rośliny, zwierzęta rodzą się, żyją i umierają – i nic nie narusza tego "wiecznie jednostajnego biegu wszechświata". Tylko w niektórych spotkaniach ten, który zbudował ten wspaniały zegar, na chwilę rękę swą wychyla, jakby dla przekonania, że pozostał nazewnątrz i poza swem dziełem.
A oto teraz człowiek zabłąkany – jak mówi Pascal, – w tym dalekim powiecie wszechświata. Dla poznania swej słabości nie potrzebuje on rozdymać swych myśli aż do tych światów dalekich, których nie dosięgnie; bezużytecznem byłoby dlań również rozważanie gwiazd najbliższych, które tak uchodzą jego władzy, że na jedną chwilę nie potrafiłby opóźnić ani przyśpieszyć ich biegu: wystarczy mu rozejrzeć się dokoła tej ziemi, która jest jego dziedziną. Od tylu wieków powierzchnia zaledwie nosi jakikolwiek ślad pobytu człowieka; wcześniej lub później pomniki, jakie on stawia, aby zachować światu znak swego przyjścia – znikają, zapadają w pył i nicestwo;
– i jest to jeden z argumentów, jakie moraliści wszystkich czasów rozwijali ku obniżeniu naszej pychy.
Tak więc wszechświat jest w niezależności (prawie) zupełnej w stosunku do człowieka; rodzaj ludzki mógłby zniknąć bez śladu, a bieg świata przeto żadnej niemal nie uległby zmianie.
II.
Czy niezależność ta jest wzajemną? człowiek – czyż zawiera – jak świat – formułę swego rozwoju w samym sobie? Czy jest on całością naprzeciw drugiej całości? czy też część jej tylko stanowi odpowiedź niepewną? Bez wątpienia – dusza ma – jak wszystko
– swoją naturę i swoje prawa; nie podobna jej rozumieć jako substancyą bezwzględnie pozbawioną cech, bez formy, bez właściwości, bez świadomości, jako czystą władzę rozważania świata. Bez wątpienia śród zjawisk, jakie się w niej odbywają – są takie, które przypisać należy jej własnej sile wewnętrznej, która-to siła rozwija się na zasadzie praw swej istoty; pewnem jest też jednakże, że prawie wszystkie te zjawiska znajdują pobudkę nazewnątrz – i że w ten sposób prawa ich kolejności powinny być nazewnątrz szukane. Cała natura działa na nią i porywa ją w swoim biegu. Wyobraźmy sobie wszechświat (fizyczny) bez człowieka: zaledwie że jakąś lukę w nim znajdziemy. Wyobraźmy sobie duszę ludzką bez wszechświata: a z przerażeniem stajemy przed ogromną próżnią i mrokiem bez granic.
Jeżeli brak jednego tylko zmysłu, np. wzroku lub słuchu – już jest wielką przeszkodą dla ducha – wyobraźmy sobie stan duszy podobnej do naszej, bezwzględnie odosobnionej od świata, całkowicie w sobie zamkniętej, i własną treścią żyjącej, jeżeli oczywiście można to nazwać życiem. Zróbmy doświadczenie, grube wprawdzie, lecz niewątpliwe. Otwórzmy jaką książkę i jednem pociągnięciem pióra wykreślmy na jednej lub dwóch stronicach wszystkie słowa, wyrażające pojęcia pośrednio lub bezpośrednio wypływające ze wzroku; uczyńmy to samo dla słuchu i innych zmysłów; poczem zobaczymy, co pozostało. Będziemy mieli w ten sposób nowy dowód, jeżeli potrzeba, że większość przemian duszy jest wynikiem zjawisk zewnętrznych. Czy dusza nasza je czyni siłą własną pod wpływem pobudek zewnętrznych, czy też ulega im biernie – nic to nie znaczy: w obu wypadkach, wpływ siły zewnętrznej jest niewątpliwy. Przemiany, jakie się odbywają w duszy pod działaniem takiego wpływa, noszą nazwę postrzeżeń (percepcyi).
III.
Uważam za rzecz niewątpliwą istnienie świata zewnętrznego i działanie, jakie na nas ten świat wywiera. Nie idzie tu o stwierdzenie wartości powodów, na których się opiera niezwyciężona wiara rodzaju ludzkiego; nie dlatego, aby takie przedsięwzięcie było niemożliwe, lecz że pociągnęłoby mnie za daleko; a co do pytania tak wielkiej wagi – lepiej jest milczeć niż powiedzieć za mało. Przypuszczając więc istnienie przedmiotu postrzeżeń, postaram się wrychle zbadać, jaką być może istota samego postrzeżenia; i niech mi przebaczy Reid ciekawość, którą on ze swojej strony sądziłby niewłaściwą.
Myślą, która się nasamprzód wysuwa, jest podobieństwo zjawiska zewnętrznego i zjawiska wewnętrznego. Nawet imię obrazu (wyobrażenia) wskazuje, że takie było pojęcie pierwotne, i zapewne pojęcie to nigdy wiary śród ludzi zupełnie nie straci. Dodajmy, że wcale nie jest to do życzenia. Myśl, że postrzeżenie jest odbiciem rzeczy – tak jest przyrodzoną, że ci nawet, którzy są przekonani o jej nieprawdziwości – używają jej codziennie jako dogodnej przenośni, która nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa naukowego.
Dla filozofów (jeżeli się tacy znajdą), którzy myśl uważają wprost za stan mózgu, zdanie, że wyobrażenia są podobne do przedmiotów, nie zawiera nic zasadniczo sprzecznego tak, iżby je można odrzucić bez badania. Mogą je oni zwalczać faktami, lecz nie mogą mu odmówić swej uwagi. W istocie, dlaczegóżby nie miało być w mózgu ruchów i postaci podobnych ruchom i postaciom świata zewnętrznego? Wielu filozofów dziś jeszcze daje o pamięci to naiwne objaśnienie. Są to biedni ludzie, zapewne, lecz przyznać też należy, że ich wykład nie ma w sobie nic nielogicznego.
Co do tych filozofów, którzy odróżniają ducha od materyi, pytanie może być rozwiązane a priori. Rzeczywiście – jak zrozumieć jakiekolwiek podobieństwo między stanem ducha a stanem ciała? Obaczmy tylko spis własności ciała i zapytajmy, gdzie ma się mieścić podobieństwo? Zapewne nie w materyi. Więc w rozciągłości? Ale ten wyraz stosuje się do ducha tylko w przenośni. W kształcie? Ale nie można mówić o kształcie, gdzie niema rozciągłości. Myśl o przedmiocie ciężkim, sprężystym, dziurkowatym, czyliż będzie ciężka, sprężysta, dziurkowata? Nie podobna również rzeczom przypisywać własności podobnych do zmian, jakie w nas budzą. Czy przypiszemy im barwę? Ale to wrażenie w niczem nie przypomina stanu powierzchni, zdolnej odbijać takie lub inne promienie… Ciepło? Ale, jak mówi logika Port Royal'u – znaczyłoby to tosamo, co kłaść w nie ogień. Tembardziej też można podobnie rozumować o wszystkich innych wrażeniach.
Ale może być, że to podobieństwo, które nie istnieje między rzeczą a obrazem, znajdzie się w porządku ich następstwa tak, że kolej naszych postrzeżeń wyobraża kolej zjawisk zewnętrznych. Jest to również złudzenie. Zjawiska zewnętrzne nie wiążą się w łańcuch ciągły i jednolity, odbywają się one w przestrzeni, a przytem w liczbie nieokreślonej i jednocześnie. Znajdują się w zależności wzajemnej, przenikają się i zaplatają nawzajem; jeżeli niektóre zdają się tworzyć szereg prawidłowy i niezależny, zależy to od naszej zdolności oderwania (abstrakcyj), dzięki której możemy się ograniczyć na warunkach bespośrednich zjawisk, na których poznaniu zależy nam najwięcej, ponieważ cała nasza potęga wobec przyrodzenia wynika z tej znajomości.
Postrzeżenia – przeciwnie – tworzą w czasie szereg jedyny i jednoliniowy. Choćby warunki, jakie je wywołały, były najróżnorodniejsze, one same są proste i nie mogą przedstawiać szeregów splecionych.
Przypuśćmy chwile kolejne t t' t" t"', przypuśćmy, że w każdej z tych chwil odbywa się jednocześnie pewna liczba zjawisk a b c d i t… d.
Jeżeli naprzeciw chwil t t' t" t'" postawimy zjawiska, jakie się w nich odbywają, to otrzymamy obraz następujący.
t………… abcd t'……. e f g h t"……. i k i m t'"……. n o p q
Przypuśćmy, że szeregi prostopadłe a e i n, b f k o, e g I p, d h m q, wyobrażają kolej przyrodzoną zjawisk t… j… że np. a poprzedza w rzeczywistości e, e – i, i–n.
Wyobraźmy sobie dalej, że te zjawiska mogą wywołać postrzeżenia a' b' c' d' e', formujące szereg jednolity.
Z tego przypuszczenia wynika jedna rzecz widoczna, że szereg ten, jakikolwiek jest, nie może naraz tworzyć szeregów rozmaitych i jednoczesnych. Obaczmy przynajmniej, czy on wyobraża choć jeden szereg. Percepcya wywołana w chwili t jest skutkiem jednego ze zjawisk abcd; w chwili t' będzie podobnież skutkiem e f g h; i toż samo w innych chwilach.
Aby więc szereg postrzeżeń wyobrażał szereg jakikolwiek zjawisk, potrzeba i wystarcza, aby postrzeżenia, odpowiadały zjawiskom oznaczonym literami jednej kolumny prostopadłej, np. a' e' i' n'. Jeżeli się zjawią w jakimkolwiek innym porządku, np. V g' i' p' – pewnem jest, że nie mogą odpowiadać żadnemu szeregowi.
Owóż, ponieważ liczba zjawisk jest niezmiernie wielka, mało jest prawdopodobnem, aby szereg postrzeżeń wyobrażał jakikolwiek szereg zjawisk przyrodzonych.
Nawet nie zdarzy się to nigdy. Niema istotnie w naturze szeregów zupełnie niezależnych od siebie nawzajem, jakeśmy to wyżej zaznaczyli. Każde zjawisko ma wielorakie poprzedniki, każdy skutek jest wypływem wielu przyczyn. Wynika stąd, że niemożliwem jest, aby jakikolwiek splot postrzeżeń wyobrażał jakikolwiek splot zjawisk, tak jak jest niemożliwem, aby linia wyobrażała figurę o dwóch lub trzech wymiarach.
Zapewne, używając różnych środków indukcyjnych (naprowadzających), możemy znaleść częściowo porządek przyrodzenia i nawiązać każde zjawisko do jego najbliższych poprzedników; w ten sposób dochodzimy do pojęcia szeregu przyrodzonego zjawisk, lecz go nie postrzegamy (percypujemy) i jeżeli, raz pojąwszy ten szereg, wyobrażamy sobie, żeśmy go istotnie postrzegli, to dlatego, że zpośród postrzeżeń, które tłumnie co chwila się zjawiają, odrywamy (abstrahujemy) te, które do tego szeregu nie należą.
IV.
Czyż wnioski te pozwalają nam wątpić o rzeczywistości postrzeżeń? Bynajmniej, jeżeli tylko niemożliwość objaśnienia danego faktu nie jest zaprzeczeniem tego faktu. Jakikolwiek zatem byłby wynik takich rozważań, nie są one niebezpieczne. Sceptycyzm idealny będzie zawsze tylko zuchwałym oporem niektórych umysłów subtelnych przeciw rozsądkowi ogólnemu, nie mówię zdrowemu rozsądkowi, gdyż ten nietylko nie jest zdolny rozwiązać takich pytań, lecz nawet, postawić ich nie może. Być może nawet, że nie jest bezużytecznem istnienie takich umysłów, choćby tylko po to, aby poruszyć zdrętwienie tych filozofów, którzy umieją pogardliwe zwątpienie w sprawach duszy, jedynych wszakże, które nam bezpośrednio podpadają pod rozważanie – łączyć z naiwnem zaufaniem w wartość najtrudniejszych i najbardziej złożonych dowodów świata cielesnego, który im tak pewnym się wydaje. Dzieciństwem byłaby trwoga, że błąd tak mało zaraźliwy – mógłby dotknąć ogół ludzki. Choćby filozofowie krzyczeli najgwarniej, nie zagłuszą oni potężnego głosu, którym świat zewnętrzny broni swojej sprawy i bezustannie wierzeniom naszym się narzuca. Mimo to badajmy dalej, czy nie możnaby usunąć zaznaczonych wyżej sprzeczności; czy też mamy wyznać swą niewiadomość i schylić głowę przed nieprzeniknioną tajemnicą.
Rozważaliśmy dotąd postrzeżenie jako wynik bezpośredniego działania świata na duszę, i, rozumując w duchu tego przypuszczenia, nie mogliśmy zdać sprawy z samego zjawiska. Ale to przypuszczenie czyż nie jest fałszywem?
Jest niem bezwątpienia. Fałszem jest, że wszystkie ciała mogą budzić w naszej duszy postrzeżenia. Jedno tylko ciało ma taki przywilej: nasze własne. Zjawiska zewnętrzne są dla duszy jak niebyłe, dopóki nie mają odbicia w związanem z nią ciele. I, prawdę mówiąc, określenie postrzeżenia, dane poprzednio, powinno być zmienione w sposób następujący:
Postrzeżenie jest to określona reakcya duszy pod wpływem również określonej przemiany ciała.
Rozważmy naprzód stosunki ciała naszego z ciałami, które je otaczają. Oczywiście, trudności wynikające z potrzeby wyjaśnienia związku stanów duszy i zmian ciała, nikną w chwili, gdy występuje pytanie o stosunkach ciał pomiędzy sobą. Więcej nawet: o ile trudno pojąć zależność duszy od rzeczy zewnętrznych, o tyle również trudno byłoby wyjaśnić niezależność ciała od nich. Wszechświat istotnie ciąży całkowicie nad każdą ze swych części; jest on – jak mówi Leibniz – cały z jednej sztuki. Taki jest związek zjawisk jednoczesnych, że każde z nich może być uważane za warunek wszystkich innych. Te nawet, które odbywają się gdzieś najdalej, również na nas oddziaływają; rozważmy tylko, jaki wpływ na nas wywiera bezustanny ruch gwiazd na niebie. Nadto – ponieważ teraźniejszość cale zależną jest od przeszłości, powiedzieć można, że, wyobrażając stan obecny rzeczy, przez to samo ciało wyraża wszystkie stany przeszłe, niejako zgromadzone, zbite w teraźniejszości. Wistocie, powracając do poprzedniego przykładu, przypomnijmy, że pochylenie ekliptyki równika, które wytwarza pory roku, jest wynikiem przyczyn, które działały na wiele stuleci przedtem.
Rozważmy teraz, że wszystkie działania sił zewnętrznych na ciało, jakkolwiek złożone, zlewają się zawsze w jedną wypadkową, którą – jak wiemy – jest pewien stan układu nerwowego. Wszystkie te wypadkowe tworzą szereg jednolity, jednoliniowy, podobny w tym względzie do szeregu postrzeżeń, i nietrudno pojąć związek, jaki między niemi istnieje. Ciało jest pośrednikiem duszy ze światem zewnętrznym. Jego rolą istotną w postrzeżeniu, zdaje się, jest tłóma – czenie zjawisk jednoczesnych na szereg jednolity wypadkowych kolejnych, układanie co chwila syntezy świata. "W ten sposób z ciała, w którem jest zamknięta, dusza ogarnia wszystko – i widzi, jak cały świat odbija się natem ciele, tak jak bieg słońca odznacza się na zegarze słonecznym" *).
Czyż te uwagi rozwiały zupełnie ciemność, otaczającą zjawisko percepcyi? Nie, lecz jeżeli choć cokolwiek zmniejszyły gęstość tego mroku, to nie są bezużyteczne.
–-
*) Bossuet Poznanie Boga i siebie samego. R. III. § 8.ROZDZIAŁ DRUGI.
I. Różnica między postrzeżeniem a wrażeniem. II. Określenie idei. III. Określenie wyobrażenia. IV. Różnica między wyobrażeniem a postrzeżeniem.
I.
Rozważałem dotąd postrzeżenie w całości, nie zwracając uwagi na nic innego, prócz jego stosunku z przedmiotem. Można wiec było o niem mówić, jako o zjawisku prostem i niezłożonem. Czas teraz badać samego w sobie; a ponieważ prostota jego jest tylko pozorną, należy z niego wydzielić części składowe.
Rozbierając pierwsze lepsze postrzeżenie, widzimy w niem nasamprzód dwa pierwiastki, z których jeden wyraża szczególnie udział siły zewnętrznej, drugi – wynik własnej działalności ducha.
Z tych dwóch pierwiastków pierwszy zowie się wrażeniem. Bossuet słusznie je określa tak: jest to pierwsza rzecz, która budzi się w duszy wobec przedmiotu. Poczem stara się on dokładnie je odróżnić od innych pierwiastków, które mu towarzyszą w postrzeżeniu. "Pierwsza rzecz, którą czuję, zbliżając rękę do ognia lub poruszając nią lód – jest zimno lub gorąco i t… d. Mogę potem mieć rozmaite myśli o świetle, badać jego naturę, zauważyć jego odbicia i załamania, badać nawet barwy, które znikają natychmiast, skoro tylko światło usuwamy i zdają się być tylko przemianami samego światła, t… j… różnemi odbiciami i załamaniami promieni słońca i innych ciał świetlnych. Ale wszystkie te myśli przychodzą mi dopiero potem postrzeżeniu zmysłowem światła, które nazwałem wrażeniem zmysłowem – i ono to obudziło się we mnie nasamprzód, gdy tylko otworzyłem oczy.
Podobnie, odczuwszy ciepło lub zimno, mogę zauważyć, że ciała, które mi dają te czucia – naruszyłyby w rozmaity sposób moją rękę, gdybym jej nie odciągnął: gorąco-by ją spaliło, lód by ją zamroził, i t… d. Ale nie to spostrzegam w pierwszej chwili, zbliżając się do ognia lub lodu. W pierwszej chwili zrodziło się we mnie pewne dostrzeżenie, które wyrażam tak: Zimno mi, gorąco mi – i to się zowie wrażeniem zmysłowem lub czuciem" *).
Tak więc w całym składzie faktów, tworzących postrzeżenie, czucie zmysłowe zawsze (wyjąwszy wypadki, o których niżej się powie) jest pierwszem zjawiskiem, albo przynajmniej pierwszem, które się objawia, gdyż może poprzedzają je inne, które nie dochodzą do naszej świadomości; pytanie trudne, które tu rozbierać nie byłoby na miejscu.
Czucie lub wrażenie zmysłowe jest zatem częścią postrzeżenia, nie będąc samem postrzeżeniem; jest ono tylko jego punktem wyjścia; może istnieć, choćby mu żadne postrzeżenie nie towarzyszyło lub z niego nie wynikało. To właśnie zauważono np. u zwierząt, którym pozostawiono organy zmysłów i część ośrodków nerwowych, podlegających wrażeniom, a wycięto resztę. Zwierzęta te odbierają wrażenia światła, ale nic nie widzą; wrażenia słuchu – ale nic nie słyszą. Wrażenie tedy, zanim stanie się postrzeżeniem, ulega mniej lub więcej długiemu, mniej lub więcej zupełnemu przetrawieniu; musi być uświadomionem, t… j… pomieszczonem w pewnym szeregu wrażeń minionych a podobnych, i do przyczyny zewnętrznej odniesionem; wszystko to, jak widzimy, wymaga interwencyi pamięci i jakiegoś rozumowania, choćby nawet najszybszego. Postrzeżenie zatem może być uważane jako zbiór idej, zgromadzonych naokoło wrażenia zmysłowego, które jest jej ośrodkiem, lecz bynajmniej nie częścią główną. Dusza, wistocie, w czasie trwania postrzeżeń jest bardziej czynną niż bierną, więcej daje niż bierze. Podnoszę oczy i spostrzegam drapieżnego ptaka, latającego na pewnej wysokości. Jaki jest w tem dostrzeżeniu udział zmysłów? Czarna plama na tle błękitnem – oto wszystko, co mi one dają, reszta jest dziełem inteligencyi. Czucie (wrażenie) jest więc raczej powodem, niż przyczyną postrzeżenia – i jest to tak prawdziwem, że czucie może się zmienić, a postrzeżenie mimo to nie ulegnie wielkim przekształceniom. Czy widzę człowieka całego – od stóp do głów – czy też do połowy, czy nawet tylko część jego ubrania, kapelusz np. – wszystko to jedno: w każdym razie widzę człowieka. Więcej nawet, wrażenia zupełnie odmiennego szeregu, np. smak, zapach, barwa, mogą wywołać to samo postrzeżenie, -
*) Bossuet. L. cit. R. II § 1.
jeżeli tylko ideje łączące się z temi wrażeniami są te same we wszystkich przypadkach.
II.
Kilkakrotnie użyłem wyrazu ideja, a ponieważ jest to wyraz używany w najrozmaitszem znaczeniu, muszę wskazać, w jakim sensie tutaj używać go będę. Słowem tem, którego treść rozszerzam po nad jego zwykłe znaczenie, oznaczam wszelki element pierwotny, inny niż wrażenie zmysłowe, z pośród tych pierwiastków, jakie dostrzedz możemy w jakiemkolwiek zjawisku umysłowem.
Ideje, tak pojmowane, grają więc w psychologii rolę mniej więcej taką, jak ciało proste w chemii. Dodajmy, że prostota jednych zarówno jak drugich, jest tylko względna i tymczasowa, ponieważ analiza, długi czas bezsilna, może nakoniec znaleźć drogę prawdziwą. Kiedy Davy rozłożył potaż, sodę, barytę i t… d., strącił je ze stanowiska ciał prostych, jakie dotąd zajmowały. Z podobnem powodzeniem jaki psycholog śmiały a ciekawy może rozłożyć na pierwiastki stan ducha, który się dotąd zdawał pierwotnym i niezłożonym.
Przypominam, że są dwa rodzaje idej: jedne, które dusza znajduje lub przynajmniej zdaje się znajdować (dodaję to ograniczenie, aby nie trwożyć nikogo i nie wywoływać niewczesnych kwestyj); drugie, które z pierwszego rzutu oka zdają się odtworzeniem mniej lub więcej słabem wrażeń poprzednich. Jak sprężysta łodyga, naruszona w swem położeniu równowagi, dopiero po wielu wahaniach powraca do niej, tak dusza, raz wstrząśnięta wrażeniem, długo przechowuje ruch nabyty i snmoistnie go odnawia; stąd owe zjawiska, które nazywamy ideją barw, tonów, smaków i t… d., które tem się odróżniają od odpowiednich wrażeń, że są mniej żywe a trwalsze.
Myliłby się wszakże ten, coby, przesadzając zaznaczoną wyżej analogię, sądził, że ideje mogą, jak ciała proste w chemii, istnieć samodzielnie.