O żeglowaniu - ebook
O żeglowaniu - ebook
Robin Knox-Johnston zyskał sławę w roku 1969 kiedy jako pierwszy człowiek opłynął świat w samotnym rejsie non stop. W swojej niesamowitej karierze żeglarskiej ustanawiał wokółziemskie rekordy prędkości, a w roku 2007, mając lat 68, po raz ostatni ścigał się w regatach na trasie dookoła globu.
„O żeglowaniu” to wybór jego najbardziej prowokujących, a także refleksyjnych felietonów opublikowanych w miesięczniku „Yachting World”, w którym przez ponad 20 lat miał swoją stałą rubrykę. W tej książce autor dzieli się z czytelnikami fascynującymi anegdotami, obserwacjami oraz przemyśleniami zbieranymi przez lata. Teksty dotyczą zarówno postępu, jaki dokonuje się w żeglarstwie jak i różnego rodzaju zdarzeń jakie miały miejsce w jego długiej i bogatej karierze żeglarskiej.
„O żeglowaniu” to jednocześnie rozrywka i informacja. Dzięki przejrzystemu indeksowi łatwo odnaleźć potrzebne pojęcia, a lekturę można zaczynać w dowolnym miejscu.
Spis treści
Słowo wstępne – Andrew Bray ... 9
Przedmowa – Robin Knox-Johnston ... 11
Od tłumacza – Milka Jung ... 13
Część pierwsza: Podróże dalekie i bliskie ... 15
Część druga: Samotna ... 41
Część trzecia: Bezpieczeństwo na morzu ... 75
Część czwarta: Życie na pokładzie ... 105
Część piąta: Ratunek na oceanie ... 147
Część szósta: Ocean Południowy ... 163
Część siódma: Żeglarstwo i szeroki świat ... 175
Część ósma: Niebezpieczeństwa oceanów ... 211
Część dziewiąta: Zmieniające się oblicze żeglarstwa ... 235
Kategoria: | Sport i zabawa |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7020-535-5 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chociaż teoretycznie wydawca czasopisma ma wolną rękę, jeżeli chodzi o jego zawartość, w praktyce duże zmiany dotyczące wydawnictwa są bardzo trudne, jeśli nie w ogóle niemożliwe do wprowadzenia. Jedynym momentem, kiedy nowy szef może dokonać znaczących cięć jest chwila, w której przejmuje kierownictwo. Przejmując pod koniec roku 1992 niestabilny „Yachting World” znalazłem się właśnie w takiej sytuacji – i postanowiłem użyć siekiery. Siekiera okazała się tak ostra, że gdy zaczynałem planować swój pierwszy numer jako jego wydawca, z kilku stałych kolumn pozostały zaledwie dwie. Jedną z nich była rubryka Robina Knox-Johnstona, która ukazuje się do dnia dzisiejszego, 18 lat po tamtym zdarzeniu. Robin wnosi niecodzienną dawkę praktyki morskiej oraz zdrowego rozsądku, które trzymają „Yachting World” mocno na ziemi w czasach, gdy drugi biegun stanowi zaawansowany technologicznie świat wielkich regat, Pucharu Ameryki i nowinek technicznych.
Nie zrozumcie mnie źle. Robin, czy raczej teraz Sir Robin, jest jak najdalszy od tradycjonalizmu. Jego wiedza oraz jego teksty dotyczą wszystkiego, od najnowszych trendów do klasyki, co dokładnie obrazuje fakt, że Robin wciąż żegluje na swoim zdecydowanie staroświeckim keczu gaflowym SUHAILI, choć ścigał się też na ultranowoczesnym Open 60 GREY POWER w etapowych regatach samotników dookoła świata, Velux 5 Oceans (rok 2006 – przyp. M.J.). Jego artykuły podkreślają nieustannie, że żeglarstwo ma wiele twarzy i są one wszystkie tak samo ważne teraz, jak były sto lat temu. To, jak wyruszamy na morze, mogło się zmienić, ale samo morze i wiatr pozostały te same.
Co odróżnia Robina tak bardzo od innych żeglarzy, którzy również wiele osiągnęli? Po tym, jak w roku 1969 stał się pierwszym człowiekiem, który opłynął świat dookoła samotnie w rejsie non stop, kontynuował swoją aktywność sportową, odbywając kolejne ważne rejsy, w tym również wokółziemskie, a wszystko to robił bez wywyższania się. Pozostaje wciąż najlepiej znanym brytyjskim żeglarzem oraz promotorem żeglarstwa w najszerszym znaczeniu. Właśnie dlatego w roku 1992 moja siekiera ominęła jego rubrykę. I mam nadzieję, że pozostanie autorem „Yachting World” jeszcze długie lata.
Andrew Bray, czerwiec 2010PRZEDMOWA
Świat żeglarstwa zmienił się nieprawdopodobnie od czasu, kiedy postawiłem żagle na pokładzie SUHAILI, mojego 32-stopowego kecza, i popłynąłem dookoła świata. To było w roku 1968 i podróż zajęła mi 312 dni, ze średnią prędkością nieco ponad cztery węzły. Kiedy piszę te słowa, rekord wynosi 57 dni. (Rekord, o którym pisze tu Robin, wciąż pozostaje niepobity – ustanowił go w 2008 roku F. Joyon na trimaranie IDEC. Obecnie, w roku 2013, rekord w żegludze załogowej dookoła świata non stop wynosi 45 dni, samotnej na jachcie jednokadłubowym 78 dni – przyp. M.J.). Miałem szczęście być świadkiem i uczestnikiem tej przemiany, od żółwia do zająca – ścigając się na wielkich wielokadłubowcach, wokół bojek w regatach Admiral’s Cup oraz na jachtach Open 60. SUHAILI wciąż jednak pozostawał ze mną.
Technologia zmieniła żeglarstwo. Kompozyty, routing pogodowy, systemy elektronicznych autopilotów i satelity, które dały nam komunikację, dostęp do informacji pogodowych oraz pozycjonowanie – pozwalają na coraz szybszą żeglugę i ustanawianie kolejnych rekordów. Ale wyprawa na ocean to wciąż bardziej żeglarstwo niż bitwa czy księga rekordów. Dreszcz odkrywania jest znany każdemu żeglarzowi, niezależnie od tego, czy eksploruje zamarznięte brzegi Grenlandii czy cichą lokalną zatoczkę. Właśnie to wciąż ciągnie mnie na morze i dostarcza tematów do artykułów w „Yachting World”.
Przez ostatnie 18 lat pisanie dla „Yachting World” było wielką przyjemnością, którą wciąż się cieszę, choć czasami terminy oddawania tekstów są uciążliwe! Dano mi wolną rękę, pozwalając zmieniać tematy od wielkich regat czy akcji ratunkowej do bardziej ogólnych refleksji dotyczących żeglarstwa czy praktyki morskiej. W tej książce jest cały przekrój. Mam nadzieję, że każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie.
Robin Knox-Johnston
czerwiec 2010OD TŁUMACZA
Robina Knox-Johnstona poznałam w roku 2010 na regatach VELUX 5 Oceans, których był organizatorem. Pracowałam tam w biurze prasowym i miałam przyjemność spotykać go przez dziewięć miesięcy trwania tego niezwykłego żeglarskiego wydarzenia – etapowych regat dookoła świata. Obdarzony niezwykłym poczuciem humoru i darem opowiadania, Robin imponował również odpornością fizyczną – długie loty samolotem (porty etapowe znajdowały się m.in. w RPA, Nowej Zelandii i USA) nie robiły na nim wrażenia, podczas gdy niektórzy z nas potrzebowali kilku dni na adaptację na kolejnym kontynencie. Obeznany z nowymi technologiami, przebieg regat śledził nieustannie na ekranie swojego iPhone’a, komentując głośno strategię poszczególnych zawodników. Jednocześnie prawdziwy brytyjski dżentelmen starej daty, otwierający drzwi przed kobietami z czarującym uśmiechem. Umiejący się bawić – po przegranym zakładzie z jednym z zawodników bez szemrania wykonał swoje zobowiązanie (założył okropną wełnianą czapkę i dał się w niej sfotografować).
Drugi raz spotkałam go na regatach Vendée Globe 2012 – do Les Sables d’Olonne, portu startowego tych najtrudniejszych regat samotnych żeglarzy, non stop dookoła świata przypłynął na swoim jachcie SUHAILI wraz z bratem i kolegą. Trzej starsi panowie w łódce sprzed pół wieku, która jako pierwszy jacht – prowadzona jednoosobowo przez Robina – okrążyła świat w rejsie non stop, zadawali szyku i byli z honorami witani przez organizatorów oraz publiczność.
Tłumacząc niniejszą książkę, widziałam Robina jakiego znam, który wciąż, z pasją, żegluje, organizuje i opowiada. Pisząc, posługuje się pięknym, lekko staroświeckim językiem – tak samo jak mówi. Wygłasza czasami kontrowersyjne poglądy, wiedząc dobrze, że w kwestiach żeglarskich jest takim autorytetem, że wolno mu wszystko. Zachowuje przy tym jednak zdrowy rozsądek, a dobra praktyka żeglarska jest dla niego zawsze na pierwszym miejscu.
Chociaż forma zawartych tu tekstów jest felietonowa, dotykają one spraw ważnych dla żeglarstwa na każdej szerokości geograficznej. Albo czegoś uczą, albo pokazują, że Brytyjczycy, stawiani nam niejednokrotnie za wzór żeglarskich cnót, borykają się w swoim kraju z podobnymi problemami jakie znamy z Polski (m.in. niekompetencja urzędników, media poświęcające całą uwagę piłce nożnej, tłok w marinach).
W tych tekstach jest cały Robin – nie tyle człowiek-legenda, co żeglarz z dużym dystansem do siebie, poczuciem humoru oraz kolosalnym doświadczeniem, którym chce się podzielić.
Milka JungDIABEŁ DOBRZE ZNANY
Każdy żeglarz uważa, że to właśnie w jego części świata znajduje się najbardziej niebezpieczny akwen. Robin uważa, że rozlewisko Tamizy często bywa takim właśnie miejscem…
Czy zauważyliście, że żeglując gdziekolwiek na świecie, z kilkoma nielicznymi wyjątkami, lokalni żeglarze zawsze będą wam mówić, że właśnie u nich znajduje się miejsce, gdzie występują najtrudniejsze warunki?
Pierwszy raz spotkałem się z tą osobliwością, kiedy kilka dziesiątek lat temu płynąłem z Indii do domu. Zanim opuściliśmy Bombaj, zostaliśmy ostrzeżeni o niebezpieczeństwach Oceanu Indyjskiego. W cudowny sposób przeżyliśmy przejście przez Muscat, gdzie z kolei usłyszeliśmy, że dużo trudniej będzie przy brzegach Adenu. W Mombasie nasze heroiczne pokonanie dotychczasowych przeszkód okazało się niczym w porównaniu z czekającym nas wybrzeżem wschodniej Afryki i tak dalej.
Gdzie nie przypłynęliśmy, ludzie bagatelizowali to, co przeżyliśmy wcześniej, oprócz, oczywiście, ostatniego dnia czy dwóch, kiedy zbliżaliśmy się do ich rejonu – gdzie oczywiście mieliśmy wyjątkowe szczęście.
We wschodnim Londynie mówiono nam o Przylądku Dobrej Nadziei, ale mieszkańcy Kapsztadu obawiają się dużo bardziej Wybrzeża Szkieletów.
Ludzie z Brestu mówią o Chenal du Four, Australijczycy o Morzu Tasmana, żeglarze z Hongkongu o Morzu Chińskim.
Ja osobiście zawsze czułem największy respekt przed rozlewiskiem Tamizy. Wschodni sztorm przy odpływie z Sea Reach tworzy warunki, w których nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć na małym jachcie.
Uważałem, że są to jedynie moje uprzedzenia, do momentu, kiedy francuski żeglarz, Titouan Lamazou, powiedział mi w roku 1993, że rozważa przypłynięcie do Londynu swoim 140-stopowym slupem o zanurzeniu 6,5 m. Jak wielu Francuzów, uznał rozlewisko za miejsce straszne, nie z powodu wiatru i fal, ale z powodu pływów i mielizn.
Współczuję. Tamiza nie jest łatwa i nieostrożni mogą łatwo znaleźć się na mieliźnie w miejscu różnym od ich pozycji zliczonej – szczególnie teraz, gdy ograniczono liczbę znaków nawigacyjnych. Nawet przy średniej widzialności uważam, że jest to rejon uzasadniający inwestycję w GPS.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji