- W empik go
O żołnierzu tułaczu - ebook
O żołnierzu tułaczu - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 218 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skoro świt, a nim grube mroki pobladły w dolinie, stukano do drzwi mieszkania zajętego w gospodzie „zum Bar” na kwaterę dowódcy. Gudin zepchnął w tej chwili nogą pierzynę, wyskoczył z łóżka i rozebrany poszedł drzwi otworzyć. Stanęło w nich i z wolna weszło do izby kilku oficerów w kostiumach narzuconych niedbale oraz sierżant jednej z kompanii trzeciego batalionu. Generał wlazł na wysokie posłanie łóżka, usiadł w kucki i zwrócił się do sierżanta, który wyprężony jak struna, zginał kark, żeby nie uszkodzić pompona przy kapeluszu, zawadzającego o stragarz powały niskiego pokoju.
– No i jakże, byłeś? – zapytał wycierając oczy.
– Byłem, obywatelu generale, z sześcioma ludźmi. Gdzie się rzeka zakręca.
– Co rzeka! Widziałeś ich? – zawołał porywczo i z niepokojem.
– Z daleka…
– Któż to był? Szyldwachy?
– Widzieliśmy szyldwachów, ale także i regularnych.
– Gdzież oni byli?
– Kilkunastu żołnierzy paliło ogień przy jeziorach na dole, inni wspinali się ścieżką, a na samej górze przechadzało się kilku szyldwachów.
– Czy was spostrzegli?
– Tak, obywatelu generale… – szepnął sierżant nieśmiało.
– Widziałeś schronisko Grimsel-Hospiz?
– Nie, obywatelu…
– Więc gdzież ty byłeś, u licha, jeżeliś nawet tam nie doszedł?
– Schronisko musi być za wałem. Ten wał jest jakby groblą jezior, które tam leżą i któreśmy z daleka widzieli.
Generał zamilkł i usiłował odnaleźć te same punkta na mapie rozłożonej obok jego łóżka. Oficerowie, skupieni przy jednym z okien, rozsunęli perkalowe firanki, ale niewiele światła weszło do izby, gdyż brzask jeszcze nie tknął cieniów, schowanych w podwórzach i zaułkach między domostwami.
Ktoś skrzesał ognia i zatlił małą świeczkę łojową.
– Dziękuję… – rzekł Gudin półgębkiem, nie podnosząc głowy. Po chwili bystro wejrzał na sierżanta i głośno, z szyderstwem, zawołał:
– Czy to prawda, co powiadają naoczni świadkowie i znawcy, że te pozycje są nie do zdobycia? Czy prawdą jest, co powiadają, że nasze francuskie męstwo nic tu nie poradzi, że nasz francuski geniusz w kpa się tu zamieni, że białe Austriaki zarzucą nas z tych gór swymi pochyłymi bermycami? – Powiedz, Râteau…
– To jest miejsce nie do zdobycia – rzekł sierżant posępnie.
W grupie oficerów przemknął się szept bardzo cichy. Generał z wolna podniósł głowę i zmierzył okiem pełnym nienawiści kapitana stojącego we framudze drugiego okna.
– Czy pozwolisz mi, obywatelu generale, zadać sierżantowi kilka pytań? – rzekł ten oficer ze spokojnym uśmiechem, w którym zamknięte było jadowite szyderstwo.
– Uprzejmie proszę… – rzekł Gudin.
– A więc to prawdą jest, co powiadają – zwrócił się kapitan do sierżanta – że stojąc na Grimsel nieprzyjaciel zasypałby nas nie bermycami, ale stosami kamieni? Że byłby w możności nędznie zatłuc nas wdzierających się pod górę, jak niegdyś chłopi ze Szwycu zgruchotali przodków tych białych Austriaków pod Näfels, z taką wszakże różnicą, że my szlibyśmy na górę pewni nie tylko śmierci, ale także i hańby naszego geniuszu… Râteau! – rzekł kapitan głośniej. – Ty wiesz, że ja się nie boję…
– Słyszałem, obywatelu Le Gras, że pragniesz zadać sierżantowi jakieś tam pytanie… – rzekł Gudin.
– Tak. Pragnę mu zadać kilka pytań. Jak długo szliście do miejsca, gdzie się dolina zwęża – do jezior?
– Szliśmy – rzekł sierżant – chyba ze trzy godziny.
– Jaka jest na tej przestrzeni szerokość doliny?
– Ze ścieżki, po której szliśmy, dorzucałem na najszerszych miejscach kamieniem do drugiej ściany wąwozu, a prawie wszędzie cały spód jego zajmuje rzeka.
– Wszak prawda, że w pewnych miejscach ścieżka idzie na wysokości kilkuset metrów?
– Nie inaczej, obywatelu kapitanie.
– Że na tej ścieżce może obok siebie postępować najwyżej dwóch ludzi?
– Tak jest, obywatelu.