Objawienia i listy bł Małgorzaty Ebner - ebook
Objawienia i listy bł Małgorzaty Ebner - ebook
Błogosławiona Małgorzata Ebner była zakonnicą i mistyczką. Wstąpiła do klasztoru dominikanek pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Mödingen w diecezji augsburskiej. Ciężko zachorowała i została przykuta do łóżka. W 1332 roku na polecenie kierownika duchowego zapisywała swoje mistyczne doświadczenia w dzienniku.
Korespondowała z dominikaninem i mistykiem Janem Taulerem. Zmarła w opinii świętości w wieku 60 lat. Jej kult jako błogosławionej potwierdził papież Jan Paweł II w 1979 roku.
W listach Błogosławionej próżno szukać niejasnego, oderwanego od życia sposobu myślenia; dominują w nich praktyka i doświadczenie. Owa relacja mistycznych przeżyć ma tym większą wartość, że zawdzięczamy je miłującej prawdę kobiecie, której zupełnie obce były fanatyzm i przesada. Małgorzata z podziwu godną otwartością mówi o swych pokusach, trudnościach i sukcesach. Z jej zapisków wyłania się fascynujący obraz drogi, którą przebyła ku pełni mistycznego życia.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8043-756-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Religijne pogłębienie w XIII i XIV wieku swymi rozmiarami i głębią różni się od mistycznych zjawisk obserwowanych w innych okresach. Wszystkich ich przedstawicieli charakteryzowało odważne sytuowanie się na płaszczyźnie nadprzyrodzonej i konsekwentne trzymanie się prawd wiary z wszystkimi jej konsekwencjami; niekiedy towarzyszyły temu nawet zjawiska nadzwyczajne. W ocenie tych okresów autorzy mogą się różnić, zgoda panuje jednak w jednym punkcie: wyjątkowy był charakter ich wszystkich.
Zadziwiająco szybko rozprzestrzeniające się zakony żebracze, dominikanie zwłaszcza, rozpowszechniali zasady mistyki spekulatywnej. W klasztorach żeńskich uprawiano mistykę praktyczną. Interesujący wgląd w jej duchowe przeżywanie przez jedną z zakonnic umożliwia nam błogosławiona wizjonerka z Medingen Małgorzata Ebner w swych objawieniach i wiernie zachowywanych listach jej duchowego kierownika, świeckiego kapłana Henryka von Nördlingen.
Jest w nich nie sucha teoria, lecz żywa, gorąca praktyka; nie ma niejasnej, zawiłej spekulacji, lecz doświadczenia duszy, bo umysłem spekulatywnym nie była sama Małgorzata i tak samo jej kierownik. Obydwoje jednak znane im teorie wprowadzali w swe życie – i to właśnie jest najcenniejsze. Opowiadanie tych mistycznych przeżyć ma tym większą wartość, że zawdzięczamy je trzeźwej, miłującej prawdę kobiecie, której zupełnie obce były fanatyzm i przesada. Z podziwu godną otwartością mówi o swych pokusach, trudnościach i sukcesach. Jej umiłowanie prawdy każe jej jednakowo wiernie przedstawiać rzeczy złe i dobre, zaszczytne i poniżające. Widzimy początki, rozwój i pełnię mistycznego życia Małgorzaty. Jej mistyka długi czas była jakby uśpiona w pełnych przeczuć głębinach jej bogatego ducha, a na powierzchnię wynurzała się w bojaźliwej nocy cierpień; jej skrzydła rosły pod działaniem gorących promieni słońca łaski, wznosiła się coraz bliżej światła i znikała na wyżynach niedostępnych dla przeciętnego śmiertelnika.
Zapiski tej mniszki nigdy nie zostały dotychczas opublikowane w dzisiejszym niemieckim języku literackim. Przyczynę tego stanowi jej prostota, żeby nie powiedzieć nieporadność w wysławianiu się, a oprócz tego częste w jej sprawozdaniach powtórki. Mimo iż można byłoby z tego powodu poprzestać na przekazaniu tylko jakiegoś wyboru jej objawień, ich pierwsza część jest tu podana bez skrótów. Nie chcieliśmy w żaden sposób utrudniać prześledzenia procesu rozwoju tej mistycznej duszy, a poza tym żywiliśmy nadzieję, że rozczłonkowanie i wstawianie nagłówków będzie wyraźniej ukazywało ten rozwój i w potoku powtórek unaoczni elementy charakterystyczne, a same te powtórzenia staną się przy tym może mniej nużące. Druga część jest skrótem.
Listy opata Ulricha von Kaisheim i Małgorzaty o złotym pierścieniu świadczą o wielkim szacunku, jaki okazywano tej mniszce, i unaoczniają późniejszy wpływ, który wywierała i który sięgał daleko poza granice klasztoru.
Cenniejsze od wszystkich tych listów są same objawienia, które zgodnie z prawdą w jasny sposób ukazują dzieje konkretnego życia mistycznego i stanowią księgę pociech dla wszystkich osób trapionych ciężkimi cierpieniami i bezczynnością.
Düsseldorf, 1 listopada 1927
o. Hieronim Wilms OPWstęp
W niektórych klasztorach dominikanek jest mowa o 30–40 siostrach mistyczkach; Medingen przekazało nam informację tylko o jednej. Ale ta jedna sławniejszym uczyniła Medingen niż mnóstwo tamtych swoje klasztory. Tą jedną jest Małgorzata Ebner – dusza szczególnie uprzywilejowana, której święte życie i niezwykłe widzenia budziły podziw współczesnych i potomności¹.
Małgorzata urodziła się w roku 1291 – nie w Norymberdze, jak przez długi czas przyjmowano, lecz w Donauwörth – przypuszczenie takie wysuwał już Preger, a udowodnił to Strauch². Krystyna Ebner, którą często uważano za starszą siostrę Małgorzaty, jest z nią związana tylko przez przynależność do zakonu dominikanek i przez podobne do niej mistyczne doświadczenia. Małgorzata już w wieku piętnastu lat wstąpiła do klasztoru w Medingen, oddalonego o pół godziny drogi od jej rodzinnej miejscowości. Była z natury religijna i jak się wydaje, z powodu jej czułego, płonącego miłością serca był jej przeznaczony ścisły związek z Bogiem. Mimo to jednak młode lata, a nawet pierwsze pięć lat w klasztorze, przeżyła, nie odznaczając się szczególną gorliwością religijną i tylko dzięki łasce Bożej unikała poważniejszych uchybień. Potem zaczęły się u niej pojawiać coraz częstsze impulsy do całkowitego oddania się Bogu. Do bardziej zdecydowanego poddania się tym bodźcom dopomogła jej ciężka, bolesna choroba, która zaczęła się w roku 1312 i trwała trzy lata. Zawodziły ludzkie lekarstwa i środki zaradcze. Oddalili się dawniejsi przyjaciele, nie było żadnych ziemskich pociech; w ten sposób porwały się tysiące nitek, które wiązały ją ze stworzeniami. Jedynym jej wiernym pozostał Bóg. Do takiego doszła przekonania i w nim postanowiła trwać. Jej życie stało się historią cierpienia. W latach 1314–1326 przez ponad połowę każdego roku była obłożnie chora. W następstwie tego miała dość czasu na przemyślenie swej podstawowej zasady. Narzucony jej w wyniku ciężkiego położenia klasztoru tymczasowy pobyt w jej rodzinnej miejscowości nie zdołał jej pozbawić duchowego zerwania ze światem. Gdyby Małgorzata nawet myślała, że dokonała już całkowitego zerwania z rzeczami ziemskimi, to śmierć jej pielęgniarki w roku 1332 przekonałaby ją, że jest w błędzie. Pogrążona w głębokim smutku uważała, że byłoby najlepiej, aby i ona sama jak najszybciej zmarła. Na szczęście właśnie wtedy Opatrzność dostarczyła jej doświadczonego kierownika duchowego w osobie Henryka von Nördlingen. Pod jego przewodnictwem duchowe życie Małgorzaty na nowo rozkwita, a nawet nabiera wymiaru mistycznego. Henryk od razu rozpoznał jej czysty, szlachetny charakter i dojrzał jej głęboko nabożną naturę. Jego bystre spojrzenie przekonało go, że ma przed sobą duszę wybraną, w której Bóg chciał dokonywać wielkich rzeczy; dlatego musiała porzucić kształt stworzeń, żeby nabierać nowych kształtów z Chrystusem i zostać przekształcona w boskości. Pod jego kierownictwem Małgorzata przebyła drogę oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia.
Małgorzata nie była zdolna do ciężkich praktyk pokutnych. Nieustanne choroby zbytnio osłabiły jej siły fizyczne. Skracała sen, ograniczała rozmowy, praktykowała ascezę w przyjmowaniu pokarmów i napojów, możliwą dla wszystkich, bo polegającą na zadowalaniu się tym, co podawano do wspólnego stołu. Na nic się nie uskarżała, niczego nie krytykowała. Wszystko wydawało się jej dobre, tak że z czasem zaczęła całkowicie rezygnować z mięsa i ryb, a piła tylko wodę. Przez dłuższy czas odmawiała sobie też owoców, które bardzo lubiła. Szczególnie trudne było dla niej zrezygnowanie z mycia się i kąpieli, bo wprawdzie nienawidziła ozdób i strojów, ale lubiła mieć czyste ubrania i mieszkanie. Do bardziej zewnętrznych umartwień dołączała rezygnację z własnego zdania i własnej woli. Heroiczne przezwyciężanie siebie praktykowała wtedy, gdy w Medingen pojawiały się oznaki bogactwa. Klasztor dochowywał wierności Ludwikowi Bawarskiemu z powodu wyświadczonych przez niego klasztorowi dobrodziejstw³; postępował w ten sposób także w trudnych dniach, które nastały dla niego i dla Niemiec. Trudności te zdawały się jeszcze nawet umacniać jej wierność. Była ona tak serdeczna, tak czysta, że Zoepf⁴ dopatrywał się tu nieznanych nam szczególnych powodów. Za nikogo Małgorzata się tak wiele nie modliła i nie składała ofiar jak za swego cesarza. W duchu towarzyszyła mu we wszystkich jego ekspedycjach wojennych. Uważała go za duszę szczególnie jej powierzoną przez Boga. Zdarzyło się niespodziewaanie, że korona, berło i noszony przez niego płaszcz koronacyjny znalazły się w klasztorze. Cóż mogłoby być bardziej naturalne dla Małgorzaty, jak pobiec i obejrzeć te jego skarby. Ulegając jednak wewnętrznemu natchnieniu, zrezygnowała z tego; poszła do kościoła i modliła się za niego. Cierpiąca mniszka mężnie szła surową drogą oczyszczenia i szukała oświecenia.
Wszystkie wysiłki i pragnienia Małgorzaty były ukierunkowane na modlitwę⁵. Modlitwa stanowiła jej zajęcie w ciągu dnia i pociechę w nocy. Oprócz modlitw obowiązkowych, które zajmowały jej wiele czasu (a nieobecność na nich z powodu choroby była dla niej wielką ofiarą), Małgorzata odmawiała niezliczone własne modlitwy. Jej szczególną modlitwą było Paternoster. Nie należy przez to rozumieć tej modlitwy tak, jak znana ona była potomności i która podawana jest jako dodatek do Objawień, a jak uważa Pummerer, nie była też dłuższym rozważaniem próśb modlitwy Ojcze nasz⁶. Zgodnie z twierdzeniem Małgorzaty składały się na nią modlitwy ustne i rozważania, podobnie jak praktyka, o której mówi Henryk Suzo na pierwszych stronicach Księgi Mądrości Przedwiecznej⁷ i jak jest w modlitwie różańcowej. Rozważane było życie Jezusa z wszystkimi danymi i okolicznościami, o których mówi Pismo Święte, z dodatkiem treści, którymi przyozdobiły je legendy. Do wszystkich tych wątków dodawane były Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo połączone z rozważaniem i serdecznymi zachętami. Zajmowały one Małgorzacie całe długie, bezsenne noce. To Paternoster Małgorzata powtarzała z upodobaniem i jako przygotowanie do przyjęcia Komunii świętej. Niepocieszona wręcz była, gdy zdarzało się jej czasem opuścić je z powodu choroby lub wyczerpania. Gorąca miłość do Zbawiciela, przekonanie, że ją kocha oraz że wybrał ją właśnie z tysiąca innych – czego dowód widziała w doznawanych ciężkich cierpieniach – pobudzały Małgorzatę do coraz głębszego wnikania w życie i mękę jej Pana i Zbawcy. Bogobojna zakonnica nosiła w swej duszy obraz Nieskończonego, Wiekuistego, który w swej ludzkiej postaci był tak dobry, że mogła się zbliżyć do Niego Maria Magdalena, a Janowi pozwolił oprzeć głowę na swej piersi. Na Jezusie skupiały się wszystkie jej myśli i pragnienia i cała jej wola. Umocnienie tego, a zarazem większą tkliwość można stwierdzić od momentu, kiedy Małgorzata zaczęła odprawiać nabożeństwo do Dzieciątka Jezus. Jej zwracanie się do Niego było tak dziecięce, tak pełne ufności i serdeczne, że bardziej czułych słów nie potrafiłaby znaleźć ziemska miłość matki, a jednocześnie Małgorzata jest w tym tak szlachetna i nadprzyrodzona, że trzeba się tu wyzbyć wszelkich czysto ludzkich ocen. Dzieciątku może się na wszystko poskarżyć, Dzieciątko może o wszystko zapytać. Odpowiedź otrzymywała bądź w sennych widzeniach, które potrafiła odróżnić od zwykłych snów⁸, bądź na jawie, w postaci wewnętrznych natchnień – nigdy jednak w sposób dosłyszalny dla zewnętrznego ucha. Najmilsze dla niej było senne widzenie, które miała w roku 1344, gdy w święto Stefana z Wiednia zobaczyła Dziecię Jezus w kołysce w otoczeniu czterech aniołów. „Pewnej nocy ujrzałam Dzieciątko, które poruszało się jak żywe i wesoło bawiło w kołysce. Powiedziałam Mu: «Dlaczego nie zachowujesz się cicho i nie pozwalasz mi spać? Przecież dobrze Ci pościeliłam». Na to Dzieciątko odpowiedziało: «Nie pozwolę ci spać, musisz mnie wziąć na ręce». Z wielką radością wyjęłam Je z kołyski i położyłam przy sobie. Było to przemiłe Dzieciątko. Powiedziałam: «Pocałuj mnie, to zapomnę, że mi przeszkadzałeś». Wtedy objęło mnie swymi rączkami za szyję i pocałowało”.
Miłość do Jezusa była od dawna nieodłączna dla niej od nabożeństwa do Jego odkupieńczej męki. Serce Małgorzaty, które w swej tkliwości wydawało się stworzone do wewnętrznego współcierpienia, czuło się zmuszone do ustawicznego myślenia o męce Zbawiciela, do dziękowania za nią, uczestniczenia w niej, a nawet do całkowitego jej przeżywania. Doświadczała w sobie dotkliwej rozterki. Miłość chciała wpatrywać się w niewypowiedzianą mękę Jezusa, a tymczasem sama już myśl o niej często wystarczała do pozbawiania jej osłabionego ciała resztek sił, tak że leżała wymizerowana, jakby miała za chwilę skonać. Wielki Post, okres, w którym Kościół w sposób szczególny zaleca rozpamiętywanie męki Jezusa, był z reguły czasem doznawania przez Małgorzatę tajemniczych, niezwykle bolesnych cierpień, których nie dawało się wyjaśnić czynnikami naturalnymi. Jej umiłowanie krzyża było tak wielkie, że na określenie tego Strauch używał słowa „zauroczenie”⁹. „Zawieszała na szyi krzyż sięgający jej do serca, miała też zawsze przy sobie książkę, w której znajdował się obraz ukrzyżowanego Chrystusa i którą – otwartą na tej stronie – trzymała na swym sercu, a podczas snu kładła sobie pod głową. Zasypiała w chwili, gdy ten krzyż przycisnęła do serca, i była to jedna z otrzymanych przez nią łask. Któregoś dnia tak mocno przycisnęła go do serca, że na jej ciele pokazały się czarne znamiona”. Dzięki otrzymanemu oświeceniu poznała, że człowiek musi cierpieć nie tylko jako karę za swoje grzechy; oczywiste stało się dla niej, że powinna cierpieć razem z cierpiącym Odkupicielem z miłości, a nawet że jedną z największych łask było uzupełnianie tego, czego brakowało jeszcze cierpieniom Chrystusa. Tym samym otwarta została droga powrotu do stworzeń, od których się odwróciła na drodze oczyszczenia. Jezus cenił i miłował stworzenia, a wszystko, co On cenił i miłował, musiała też cenić i miłować ona. Małgorzata chciała się upodobnić do Niego we wszystkich swych myślach, zamiłowaniach i pragnieniach. Oświecenie prowadziło do zjednoczenia.
Ponieważ była zjednoczona z Chrystusem, Jego sprawy stały się jej sprawami. Kościół, swój naród i każdą jedną duszę kochała dlatego, że kochał je Chrystus. Jej życie modlitwą, a zwłaszcza modlitwą wstawienniczą, z upływem lat stawało się coraz bardziej intensywne. Na ile tylko dopisywały jej siły, dopomagała duszom cierpiącym w czyśćcu. Bardzo cierpiała z powodu zamieszania w chrześcijaństwie, sporów papieża z cesarzem, a zwłaszcza w intencji ich zjednoczenia. Tym, co najbardziej kochała na ziemi, był Zbawiciel w Eucharystii. Z powodu interdyktu zabronione było przyjmowanie Komunii świętej. W duszy Małgorzaty budziło to niepokój i troskę, wywoływało duchowy konflikt, o którego wielkości świadczą jej słowa: mówiła, że ze względu na Komunię chętnie by pościła całe życie o chlebie i wodzie.
Małgorzata wcześnie już osiągnęła ducha wewnętrznego skupienia. Dniem i nocą myślała o Chrystusie. W mistycznym zjednoczeniu słyszała głos Boga i Jego wewnętrzne natchnienia, On też dodawał jej sił, w milczeniu słyszała Jego głośne wołanie. „W Objawieniach tak często czytamy o wielkiej łasce mistycznego zjednoczenia, że możemy je nazwać wręcz blaskiem słońca jej życia”¹⁰. Na zewnątrz często widziano, że leży cierpiąca i chora, i patrzącym na nią wydawało się, że wkrótce skona, tymczasem ona sama tak o tym mówi: „Bóg wydaje mi się w tym czasie tak bardzo obecny i zrozumiały w duszy i sercu, tak wyraźnie dostrzegam Jego działanie w niebie i na ziemi, jak bym Go widziała na własne oczy”. Jej mistyczne zjednoczenie było tak głębokie, że wydawało się mistycznymi zaślubinami. Już w roku 1343 Pan jej powiedział: „Jestem Oblubieńcem twej duszy”. A w roku 1347 jeszcze to potwierdził: „Jesteś moją Oblubienicą, a Ja twoim ciałem”. Coraz częściej pojawiało się podobne potwierdzanie nierozerwalnego zjednoczenia z Odkupicielem, formułowane przez Małgorzatę w języku poetyckim. Wszystkie te zapewnienia nie mogły jednak pocieszyć jej stęsknionej duszy; przeciwnie – one tylko budziły w niej pragnienie jeszcze doskonalszego zjednoczenia z Bogiem i kontemplowania Go. W jej wnętrzu pobrzmiewał tęskny głos: „Chcę się już znaleźć w domu, pragnę życia wiecznego”. Wkrótce potem kończą się objawienia. Małgorzata przeniosła się do tego domu w życiu wiecznym.
Z powodu sposobu, w jaki Małgorzata pojmowała swe relacje z Bogiem, i ze względu na jej słowne ich formułowanie mówiono w związku z tym o „relacjach erotycznych” i o „miłości małżeńskiej”; co Pfister¹¹ uważa za całkowicie uzasadnione. W tym kontekście już Zoepf¹² twierdził, że nasza błogosławiona o swych relacjach z Chrystusem mówi w sposób przyjęty w jej czasach i również w swym sposobie słownego ich wyrażania nie odbiega daleko od ówczesnych zwyczajów. Można tu jeszcze dodać, że podobnie było nie tylko w przypadku św. Bernarda, ale w całej mistyce i po prostu wierze katolickiej. Terminy, obrazy i porównania, które przy pierwszym czytaniu nas trochę zaskakują, w ówczesnych środowiskach mistycznych były powszechnie przyjmowane i nie wywierały wtedy takiego wrażenia jak dzisiaj, kiedy się ich starannie unika jako przesadnego; „wtedy natomiast były tylko nieporadnym szczebiotaniem prawd wiary. Nie docierają one do tajemnic, których w zwykłym porządku łaski dokonuje sam Pan Bóg w duszach, w których mieszka przez swą miłość. Podobnie jak w Piśmie Świętym obrazy te są zaczerpnięte z ziemskich relacji i dlatego stanowią blady tylko przebłysk życia nadprzyrodzonego”¹³.
Naszą wiedzę o Małgorzacie zawdzięczamy niemal wyłącznie jej objawieniom i listom Henryka von Nördlingen. Objawienia te Małgorzata opisała częściowo własnoręcznie, a częściowo pochodzą od jej zaufanej przyjaciółki Elżbiety Schepach. O przyczynie tego opisu Małgorzata tak mówi: „Rzeczywisty przyjaciel Boga Henryk von Nördlingen prosił mnie o napisanie mu, czego Bóg we mnie dokonuje”. Chciała, żeby on sam zredagował to pisemnie, ale on odmówił i jeszcze usilniej prosił o to Małgorzatę. Przez dłuższy czas nie zabierała się do tego, obawiając się, że nie potrafi tego dobrze zrobić. Sam Bóg jednak przezwyciężył te jej opory, zapewniając ją o swej pomocy. Tak więc, idąc za radą swego kierownika duchowego i posłuszna poleceniu samego Boga, w Adwencie 1344 zaczęła opisywać swoje kolejne przeżycia. Całkowicie wykluczone są tu próżność i inne mniej szlachetne motywy. Bez usilnych nalegań Henryka i osobistego jej przekonania o wyraźnej w tym woli Bożej cicha i skromna błogosławiona nigdy by współczesnym i potomnym nie wyjawiła tajemnic swego życia wewnętrznego i swych bliskich relacji z Bogiem.
Henryka skłoniło do tego pragnienie krzewienia mistyki. Motywowany tym przejmował duchowe kierownictwo wielu pobożnych niewiast; z tego samego powodu dokonał przekładu dzieła Mechtyldy z Magdeburga, co zajęło mu dwa lata pracy, i przyczynił się do powstania dzieła, którego przedmiot stanowiło działanie łaski w prowadzonej przez niego duszy. U Henryka mogło nieświadomie w jakimś niewielkim stopniu odgrywać tu rolę zadowolenie z siebie, na co wskazuje także jego różnoraka działalność w Bazylei; chciał on przede wszystkim te przeżycia miłej Bogu duszy ukazywać na chwałę Bożą i dla zbawienia ludzi . Niezachwiana wiara w uprzywilejowane miejsce Małgorzaty skłaniała go do ciągłego upominania i próśb o to, żeby starannie pilnowała wszystkiego, co otrzymała od Boga, niczego nie zapominała i wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami, wiernie do końca opisała.
W tych notatkach, w formie regularnie prowadzonego dziennika, Małgorzata daje wierne sprawozdanie z dziejów swego życia i cierpień,. Ponieważ zaczęła je pisać dopiero w roku 1344, musiała uzupełnić opisaniem tego, co się działo w latach 1312–1344. Jak wyraźnie widać, pomagały jej w tym wcześniejsze notatki, listy i inne rzeczy. Jej prośba, żeby sam Henryk pisał to sprawozdanie, wskazuje niewątpliwie gotowość przekazania mu wszystkich tych notatek. Teraz sama zabrała się do pisania, jednak kolejne części swego sprawozdania dawała do przejrzenia Henrykowi. On nie odważał się czegokolwiek zmieniać bez uprzedniego uzgodnienia z nią wszystkieg. Od niego z pewnością pochodzą coraz częściej pod koniec dzieła teksty pisane po łacinie.
Odnośnie do literackiej wartości Objawień Strauch¹⁴ zamieszcza następującą opinię: „W samych przeżyciach, jak również w ich pisemnym przedstawieniu, uderzają nieraz monotonia i powtórki – tym bardziej nużące, że Małgorzata nie potrafiła streścić opowiadania swych wizji i innych przeżyć, tak żeby je ożywić przynajmniej w ich zewnętrznym opisie. Pomimo wplatanych tu i ówdzie rymów i asonansów jej styl jest bardzo niezręczny i rzadko tylko bywa obrazowy”. Łagodniejsza jest tu opinia Zoepfa¹⁵, który tak pisze: „Małgorzatę cechuje prostota i z roku na rok powiększająca się bogobojność, które przejawiają się w czystej kobiecej serdeczności. Brak jest jej jednak zdolności poetyckich i myślenia spekulatywnego… Z wyjątkiem niektórych miejsc Objawienia czytelnikowi wydają się sumiennym, skrupulatnym, ale nużącym i często suchym wyliczaniem udzielanych jej przez Boga łask i ich skutków… Z powodu właściwego Małgorzacie braku zdolności wyrażania się jej rzeczywistej tęsknoty za oglądaniem Boga i za zjednoczeniem z Nim muszą dowodzić niekończące się powtórki. Wobec tego opowiadania czujemy się z początku tak, jakbyśmy stali naprzeciwko nadchodzących kolejnych podobnych do siebie fal morskich, i nie mogli uchwycić i odróżnić żadnej z nich – tym bardziej że sam styl tego nie ułatwia. Małgorzata jednostajnie i ociężale kontynuuje swe opowiadanie i tylko dwa razy w Objawieniach dostarcza jakiegoś obrazu. W miarę czytania coraz bardziej nasuwa się jednak myśl, że fale te wychodzą z serca, w którym jest głębokie pragnienie Boga i nad tą jednostajnie falującą powierzchnią tworzy pomost do tego serca”. Nie szczędząc krytycznych uwag, Pummerer właśnie w tych wytykanych jej wadach umie odkrywać strony pozytywne, gdyż tak pisze: „Z całej tej jej relacji przebija się tak przejrzyste umiłowanie prawdy, tak naturalna prostota i szczera naiwność, że całkowicie wykluczają one najlżejsze podejrzenie o wprowadzanie w błąd, albo chęć przyozdabiania tekstu”¹⁶. Opinia Pummerera jest przy tym najtrafniejsza, ponieważ w takim dziele braki językowe są kompensowane przez prawdę i jasność. Wzmiankowany skrupulatny badacz daje też jedyną należytą na terenie mistyki odpowiedź na pytanie, jak trzeb a się ustosunkować do treści Objawień.
Przedmiotem badań Pfistera była psychoanaliza Małgorzaty. W jej nabożności widzi tylko religijną erotykę. Mówi o podłożu masochistycznym tych duchowych cierpień, o usposobieniu homoseksualnym, miłości małżeńskiej i tym podobne niedorzeczności. Treść objawień stanowi dla niego jedynie „pełna udręki albo radości etycznie niewiele warta historia nabożności zakonnicy tłumiącej w sobie niezaspokojony popęd płciowy”¹⁷. Przeciwstawia się temu wysoce pozytywna opinia Pummerera, który w Małgorzacie widzi wdzięczny kwiat niemieckiej mistyki, o jej nabożności wypowiada się z największym uznaniem, jej miłość do Chrystusa nazywa seraficką i oczekuje dnia, w którym ojciec święty, oficjalnie zatwierdzając jej kult, zaliczy ją do grona błogosławionych. „Mówi w niej sam Pan i to potwierdza jej święte, bogate w cnoty życie”¹⁸. Zoepf natomiast próbuje zająć stanowisko pośrednie. Starał się wykazać, jak pod wpływem czynników duchowych i fizycznych rozwinęło się w roku 1335 zaawansowane mistyczne życie Małgorzaty i jak poczynając od tego czasu, w ścisłym związku z rozpoczęciem się okresu przekwitania i z coraz większym wpływem roku kościelnego stan fizyczny oddziaływał na jej życie duchowo-religijne. Podsumowuje swoją opinię następująco: „Ani w życiu tej mistyczki, ani w jej objawieniach żadne zjawiska czy stan nie zmuszają do przyjęcia jakiegoś nadprzyrodzonego źródła czy bezpośredniego nadprzyrodzonego oddziaływania”¹⁹. Uczone i mozolne wywody Zoepfa, dowodzące jego usilnych prób wczuwania się w doświadczenia mistyczki, mimo wielu zawartych w nich elementów piękna, prawdy i prawdopodobieństwa, niezupełnie odpowiadają rzeczywistości. Czysto przyrodzona interpretacja okazuje się tu niewystarczająca. Głębokiego przeżycia mistycznego na przykład nie można wyjaśnić czynnikami wyłącznie przyrodzonymi, ponieważ aktu, do którego nie wystarczą najdoskonalsze siły przyrodzone – a takim jest czyste, całkowite oddanie się Bogu, jakie widzimy u Małgorzaty jako następstwo aktu miłości – nie można w pełni wyjaśnić ani jako przejawu czysto przyrodzonego rozwoju, ani jako stanu chorobowego wynikającego z utraty sił. Zgodnie z tamtym poglądem niczym innym nie jest akt miłości, choćby same słowa najpiękniej nawet brzmiały. Atak choroby może się przyczynić do nadzwyczajnego chwilowego przyboru sił, ale nie może doprowadzić do trwałego wzrostu najwyższej moralnej aktywności.
Wewnętrznych natchnień i widzeń nie można dostatecznie wyjaśnić w następujący sposób: „Małgorzata wpatruje się w swoją duszę i mniema, że widzi w niej Boga; jest to jednak jej własne oblicze, które patrzy się na nas z czystego zwierciadła jej duszy. Małgorzata wpatruje się w swoją duszę i wydaje się jej, że słyszy w niej Boga, ale jest to tylko echo jej własnego głosu dochodzący do niej z głębi jej duszy”. Gdy Małgorzata mówi: „Obecność Boga we mnie jest mi wtedy tak bliska i wyraźna w duszy i sercu, a Jego działanie w niebie i na ziemi tak odczuwam we wszystkich władzach, jakbym Go widziała na własne oczy”, wtedy jej prawdomówność i najważniejsze rysy jej charakteru, a nadto autorytet Henryka von Nördlingen i Taulera dowodzą, że mamy tu do czynienia z rzeczywistym nadprzyrodzonym objawieniem. Przez heroiczną praktykę cnót w swym życiu Małgorzata dała nam kryterium uzasadniające wiarygodność jej objawień. Nie znaczy to jednak, że wolno jednakowo oceniać wszystkie jej wypowiedzi. Domaga się tego od nas sama Małgorzata, dla której mają one niejednakową ważność. W jedno tylko nie możemy tu powątpiewać: „Ani sam nadprzyrodzony charakter, ani patologia nie mogą wystarczająco wyjaśnić wchodzącego tu w grę zjawiska; trzeba raczej przyjąć, że one często bardzo blisko sąsiadują, a nawet splatają się ze sobą”²⁰. Małgorzata była mistyczką w pełnym tego słowa znaczeniu i jej świadectwo ma trwałą wartość.
Opinię tę w pełni potwierdza krąg przyjaciół Małgorzaty. W niemałym kręgu, który otaczał oderwaną od świata mniszkę, nikt nie miał takiego znaczenia jak Henryk von Nördlingen. Osobiście poznał ją w roku 1332. Nic niemal nie wiadomo nam o ich ewentualnych wcześniejszych kontaktach; z ich korespondencji można się tylko czegoś domyślać. Henryk to pobożny kapłan diecezjalny, obdarzony rzadko spotykaną zdolnością kierowania dusz, krzewienia w sercach miłości Bożej i usilnego dążenia do doskonałości. Toteż w jego rodzinnej miejscowości Nördlingen otaczał go krąg pobożnych kobiet²¹, do których zaliczały się między innymi jego matka, bliżej nieopisana ale często wzmiankowana Irmel, Ofim Frickin, obdarzona przez Boga licznymi łaskami Irmel Baldolfin, pewna kobieta z Wildenroden i wiele innych. Bliskie relacje łączyły go ze znajdującym się w pobliżu opactwem cystersów Kaisheim oraz podlegającymi mu klasztorami zakonnic w Ober- i Niederschönenfeld i Zimmern. Utrzymywał kontakty również z wielkimi mistykami dominikańskimi Suzonem i Taulerem. W dominikańskim klasztorze w Engeltal była Krystyna Ebner, z którą prowadził korespondencję. Najbliższe relacje utrzymywał jednak z klasztorem dominikanek w Medingen. Często odwiedzał je i odprawiał tam mszę świętą i udzielał Komunii. Dawał im ascetyczne i mistyczne wskazówki i zaopatrywał w książki dostarczające im duchowego pokarmu. Nierzadko dawane wezwanie, którego pewnie niewiele z nich oczekiwało, brzmiało: „Pilnie się uczcie”. Pod jego wpływem znajdowało się liczne grono mniszek z Medingen. Byłej przeoryszy, Małgorzacie z Augsburga, posłał ilustrowaną modlitwę po Komunii. Nowo wybranej przeoryszy, Elżbiecie Schepach dawał szczegółowe instrukcje odnoszące się do sprawowania jej urzędu. Jeszcze zanim została przeoryszą, imię zaprzyjaźnionej z Małgorzatą Elżbiety pojawiało się prawie w każdym jego liście. Bliskie mu były także mniszki Scharenstetten i Hochstetten, Wimarin i Velmanin oraz nowicjuszki Elżbieta Jutze i Sophia. W jego listach pojawiały się szczególne pozdrowienia lub wiadomości przeznaczone raz dla jednej, raz dla drugiej. Najbliższą jego przyjaciółką była jednak Małgorzata Ebner. W ich relacjach nie było żadnych zakłóceń i z upływem lat stawały się coraz bliższe, mimo iż zewnętrzny tryb życia Henryka podlegał zmianom, do tego stopnia że na koniec prowadził już życie wędrowca.
Już w roku 1335 wyruszył w dłuższą podróż do Awinionu. W wyniku starań opata Ulricha z Kaisheim zamierzano powierzyć mu parafię Fessenheim, co umożliwiłoby mu stałe przebywanie blisko Małgorzaty. Pojawiły się jednak jakieś trudności i zanim ją objął, Henryk musiał opuścić rodzinne strony; frankfurcki Reichstag podjął decyzję niestosowania się do papieskich rozporządzeń odnoszących się do ekskomuniki i interdyktu. W Konstancji w czasie jego pobytu było podobnie, gdyż panowały tam takie same stosunki jak w jego rodzinnej miejscowości. Dlatego udał się do Bazylei. Tutaj, jak się wydaje, miał powetować sobie wszystko, co musiał znosić wcześniej. Rozpoczął tam pomyślną, odpowiadającą jego skłonnościom, różnoraką działalność. Jego kazania tak bardzo się podobały, że ludzie tłumnie się na nie gromadzili. Henryk donosił o tym do Medingen z radością i dumą. Próbowano go przywiązać do Bazylei przez nadawanie mu parafii, kaplic i beneficjów. Wiele zakonów ubiegało się o jego wstąpienie. Henryk odmawiał jednak wszystkim w cichej nadziei, że prędzej czy później znajdzie odpowiadające mu stanowisko w rodzinnej miejscowości. Wkrótce pojawiły się też ciemniejsze strony. Przeciwstawiali mu się niektórzy, i to tacy, którzy powinni byli go wspierać. Praca zaczęła przerastać jego możliwości. Zapominał o sobie samym. Do Medingen dochodziły częste listy, w których wyrażał swe pragnienie przeniesienia się tam przynajmniej na krótki pobyt. Decyzję wyprowadzenia się podjął jednak dopiero w roku 1341, a potem ponownie w roku1344. Praca w Bazylei była ponad jego siły, szczególnie od momentu gdy dzięki papieskiej decyzji złagodzone zostały zarządzenia związane z interdyktem. Od tego czasu Henryk odbywał liczne podróże. W roku 1345 przez dłuższy czas, jak się wydaje, przebywał w Strasburgu , gdzie zapoznał się z rodziną Rulmana Merswina i gdzie także otrzymał pierwszą część Objawień. W roku 1346 odbył dłuższą podróż do Kolonii i Akwizgranu. W roku 1347 na polecenie biskupa Bazylei pojechał do Bambergu. Oprócz tego zaczął w nim narastać wewnętrzny niepokój i poczucie niezadowolenia z własnej zewnętrznej działalności. Otaczany troską Małgorzaty o niego skierował swe kroki nawet do Awinionu, gdzie wówczas przebywał papież. Ideałem wydawało mu się teraz ciche życie w odosobnieniu. Niewykluczone, że myśli takie nasuwały mu się w wyniku zarazy, która się wtedy zbliżała do Bazylei i pociągała za sobą niezliczone ofiary. Pewne jest, że około roku 1348 Henryk definitywnie opuścił Bazyleę i udał się do Sulz w Alzacji. Prowadził życie kaznodziei wędrownego, aż wreszcie w pierwszych miesiącach 1350 roku znalazł się w swych rodzinnych stronach. 20 czerwca następnego roku zmarła Małgorzata. Zdawało się, że w wyniku jej śmierci ojczyzna straciła dla Henryka szczególny powab. Na zaproszenie Krystyny powędrował do Engeltal. Potem znikają po nim wszelkie ślady.
Człowiek ten, który bez odsłonięcia swych początków zjawia się przed nami jako doskonały kierownik duchowy i jako taki w trakcie swych kierowniczych funkcji znika, nie pozostawiając żadnej wiedzy o swych dalszych losach, wywarł istotny wpływ na Małgorzatę. Bez niego, jak sądzi Zoepf²², Małgorzata nigdy by może nie stała się mistyczką i nigdy z doliny swych tęsknot nie wzniosła się na świętą górę. Nie znaczy to, że sam Henryk był wielkim mistykiem. Strauch²³ uważa, że „w jego listach nie ma żadnego śladu rzeczywistego życia mistycznego; żadnych spekulacji – wszystko sprowadza się u niego do sfery odczuć. Tu i ówdzie znaleźć można jakiś powiew mistyki, ale ogólnie rzecz biorąc, jest raczej praktykiem, a mistykiem na podstawie informacji innych. W wyniku kontaktów z mistykami i ich pismami przyswoił sobie mistyczny styl kaznodziejstwa, który u publiczności spotykał się z wielkim uznaniem dlatego, że mistyczne ukierunkowanie modne było wtedy w Niemczech, przynajmniej w niektórych rejonach i zwłaszcza u kobiet”. Swój wpływ zawdzięczał miłemu usposobieniu, serdeczności, pobożności i rozmiłowaniu w mistyce. Cechy te skłaniały go do aktywności i otwierały mu pole pracy, dzięki której „przeszedł do historii mistyki jako jej skuteczny krzewiciel”²⁴.
Przy pierwszym spotkaniu z Henrykiem Małgorzata była pogrążona w wielkim smutku z powodu niedawnej śmierci opiekującej się nią siostry pielęgniarki. Poszła do niego tylko zachęcona przez innych. Henryk od razu jednak rozpoznał stan jej duszy, a Małgorzata już po kilku słowach zorientowała się, że znalazła odpowiadającego jej kierownika duchowego; okazała mu całkowite zaufanie i była gotowa we wszystkim iść za jego wskazaniami. Nigdy tego nie żałowała. Nie była to zwykła relacja nauczyciel–uczennica; połączyły ich ścisłe więzy przyjaźni. Henryk przekonał ją, że ma powołanie mistyczne i jest powołana do wznoszenia się na wyżyny życia duchowego. Małgorzata odwdzięczała mu się za to głębokim zaufaniem, trzymaniem się go za rękę i kroczeniem – pewna i szczęśliwa – wzniosłymi drogami do celu. Nie w tym sensie że Henryk dawał, a Małgorzata brała. Było to wzajemne dawanie i branie, a może nawet Henryk rzeczywiście więcej otrzymał, niż dał, bo Małgorzata obdarzała stałością jego uczuciowe usposobienie i dawała niezawodne oparcie jego chwiejnej woli.
Dając jej lapidarne polecenie: „Bądź moją siostrą”, Henryk okazał się wytrawnym kierownikiem duchowym i skierował Małgorzatę na drogę oczyszczenia przez całkowite oderwanie się od nicości. Posłusznie idącą za jego wskazaniami prowadził dalej przez kolejne stopnie. Ponieważ jego pobyt w Medingen nie był stały, co więcej, jego przyjazdy z Bazylei stawały się coraz rzadsze, ich kontakt musiał się sprowadzać do korespondencji. Do wzajemnego zrozumienia się i serdecznego charakteru ich relacji list był skuteczniejszy i odpowiedniejszy niż żywe słowo, bo najskrytsze tajemnice duszy łatwiej i dokładniej można wyjawiać pismem niż ustnie. Z tych pisemnych kontaktów pozostało 56 listów Henryka do Małgorzaty, które Strauch zamieszcza po Objawieniach; podaje też jeden list Małgorzaty do niego, nie mający zresztą większego znaczenia. Pozostałe listy Małgorzaty były może odsyłane z powrotem, a ona przerobiła je i włączyła do Objawień.
Także inne listy pisane do Małgorzaty powstawały przypuszczalnie pod wpływem Henryka. Jako troskliwy kierownik wymagał od niej najpierw oderwania się od stworzeń. Gdy już to zrobiła i jej serce należało wyłącznie do Boga, kierował ją na powrót do stworzeń, ponieważ nie chciała już w nich niczego poza Bogiem. Wtedy pierwszym kręgiem, w którym była znana Małgorzata, stało się grono najbliższych przyjaciół Henryka. Należała do nich jego matka i inni wzmiankowani powyżej przyjaciele w Nördlingen. Następnie Henryk zadbał o to, żeby jego ciągle powiększający się krąg przyjaciół również usłyszał o Małgorzacie i z nią się zaprzyjaźnił; jego przyjaciele musieli być także jej przyjaciółmi – było to dla niego oczywiste. Każdemu przez siebie spotkanemu opowiadał o Małgorzacie; wszędzie, gdzie przychodził, rozchodziła się sława Małgorzaty: w Bazylei, Strasbourgu i Kolonii. Prawie w każdym liście wymieniani są nowi znajomi z pozdrowieniami dla Małgorzaty. Najserdeczniejszych z nich zaliczył za pośrednictwem Małgorzaty do „Złotego pierścienia” i ich spowiednika Henryka von Rumerschein. W późniejszych listach wymieniani są „święta szara zakonnica siostra z Württembergu, rycerz z Pfaffenheim, rycerz z Landsbergu i jego oświecona przez Boga żona, pani von Falkenstein, wierna przyjaciółka Boga Anna i niejaka Adelheid”. Niekiedy nawet nie potrafi wymienić wszystkich tych, którzy przekazali pozdrowienia i polecili się jej modlitwom. Za pośrednictwem Henryka Małgorzata nawiązała relacje również z królową Agnieszką Węgierską i w małżonką Rulmana. Za jego pośrednictwem Małgorzatę poznano w klasztorach dominikanek w Klingenthal koło Bazylei, Unterlinden w Colmar i Kolonii. Z klasztorów tych częściej przesyłano Henrykowi dary dla Małgorzaty, zazwyczaj relikwie. „Jest liczna grupa mężczyzn i kobiet”, pisze Zoepf²⁵, „dla których ta prosta mniszka stała się przywracającym spokój i jednocześnie dodającym sił centrum w tych ciężkich, wojennych czasach, wśród niebezpieczeństw i nędzy. Od Niderlandów po Austrię i aż do Szwajcarii, w niemieckich krajach. Małgorzata Ebner przez swą modlitwę i objawienia daje wszystkim przyjaciołom Boga pociechę i nadzieję”. Pisemne świadectwa tych ożywionych kontaktów, służących jedynie rozwojowi życia duchowego znajdujemy w listach opata Ulricha III von Kaisheim, w liście Taulera, w liście Małgorzaty w sprawie „Złotego pierścienia” i w liście anonima, prawdopodobnie któregoś z mnichów z Kaisheim. Odpowiedzi Małgorzaty nie zachowały się.
Listy Henryka dostarczają nie tylko opisu zewnętrznych rysów życia niezwykle aktywnego, niespokojnego mężczyzny, który ze swymi czystymi, wzniosłymi dążeniami łączy wiele ludzkich słabości. Mają one wielkie znaczenie dla zrozumienia objawień Małgorzaty, ponieważ można w nich znaleźć wiele zewnętrznych faktów; oprócz tego jednak dają nam także najlepszy wgląd w krąg przyjaciół Boga, w ruch tych bogobojnych mężczyzn i kobiet, których – mimo iż należeli do różnych klas społecznych i odróżniali się od siebie stanem, wiekiem i wykształceniem – zespalała miłość Boga i pragnienie zjednoczenia z Nim. Listy Henryka pokazują, jak ci przyjaciele Boga przez pisemną i ustną wymianę myśli wzajemnie pomagali sobie w osiąganiu wspólnego celu. Listy Suzona są godne uwagi z tego samego powodu, ale nawet jeśli uznać je za prawdziwsze i głębsze w swej treści, są one bardziej kazaniami i przemówieniami niż listami. „Korespondencja Henryka stanowi najstarszy zachowany zbiór listów w języku niemieckim – we współczesnym znaczeniu słowa «list», w którym ich autor przedstawia swoje zewnętrzne i wewnętrzne przeżycia”²⁶. Henryk rzeczywiście pisze o wszystkim i o wszystko pyta. Kąpiel, która mu dobrze zrobiła, tak samo zasługuje na wzmiankę jak gromadzenie się ludzi na jego kazaniach. Opowiada o swym samopoczuciu fizycznym, a obok tego poleca pamiętać o otaczaniu troską nowicjuszki Elżbiety. Listy te stanowią niewyczerpane źródło poznawania historii kultury, ponieważ Henryk ukazuje nam samego siebie wraz ze wszystkim, co go otacza. Nieważne, czy są to drobiazgi czy rzeczy wielkie, sprawy doniosłe czy pozbawione większego znaczenia – tym, co w chwili pisania pobudza jego żywy temperament, jest odniesienie treści do Małgorzaty i przedstawienie jej tego. Ona zawsze i niezmiennie stanowi centrum, wokół którego wszystko się obraca.
Zasadniczą treść jego listów stanowią zachęty, pytania, upomnienia i duchowe życie Małgorzaty. Jest niestrudzony we wdzięcznym uznawaniu i podziwianiu tego, czego Bóg w niej dokonał. Ciągle powraca do tego, co najwznioślejsze i najpiękniejsze w mistyce, nieustannie mówi o zjednoczeniu z Bogiem i nie ma wątpliwości, że Małgorzata powinna je osiągnąć. Przez pochwały i dodawanie odwagi ten wytrawny znawca dusz stara się umacniać ciężko cierpiącą i zachęcać ją do nieustannego robienia postępów. Dla potwierdzenia skuteczności jej próśb do Boga wspomina o łaskach, które on sam otrzymał przez jej pośrednictwo.
We wszystkim są jednomyślni – poza jednym punktem, w którym mają odmienne poglądy, a mianowicie w ich stosunku do Ludwika Bawarskiego. Tutaj każde z nich pozostawało przy swej własnej opinii. Małgorzata obstawała niezmiennie za Ludwikiem, Henryk natomiast był jego przeciwnikiem. Sam będąc Bawarczykiem, z pogardą wyraża się o Ludwiku, co Małgorzatę musiało ranić. Gdy Karola IV nazywa jego (Henryka) królem, karci ją za to: „Nowego króla nie nazywaj moim królem, lecz królem chrześcijańskim”. Poza tym jest do niej ustosunkowany pozytywnie. Tak na przykład tolerował u Małgorzaty, związane z jej stanowiskiem wobec Ludwika, łagodniejsze traktowanie interdyktu, mimo iż on sam zajmował wobec niego surowszą postawę.
Od strony językowej listy Henryka znacznie górują nad Objawieniami. Okazuje się on tutaj sprawnym, pełnym polotu pisarzem. Ma większą łatwość w trafnym określaniu nastrojów i poruszeń duszy, w zręcznym korygowaniu nieistotnych drobnostek; potrafi też zainteresować czytelnika, a nawet przykuwać jego uwagę. Ponieważ jednak w tym, co mówi, jest zawsze taki, jaki w rzeczywistości jest, jego wypowiedzi nie zawsze są nienaganne. Ma miękkie, wrażliwe serce, co sprawia, że często jest „tkliwy i żartobliwy”, a żywa wyobraźnia do tego stopnia wpływa na jego myślenie, że jego wypowiedzi są czasem przesadne i egzaltowane. Na potwierdzenie tego Strauch²⁷ przytacza upodobanie Henryka do form zdrobniałych i ozdobnych powiedzonek. W zdrobnieniach przejawiałaby się jego tkliwość, a w powiedzonkach skłonność do przesadzania. Henryk jest niewątpliwie przesadny w używanych przez siebie obrazach i porównaniach, którymi się bez końca posługuje w swych wypowiedziach. Słowa te są jednak nie tyle wytworami jego wyobraźni, ile raczej obrazami występującymi w Piśmie Świętym i u ojców i już nieużywanymi. Co w Pieśni nad Pieśniami i u św. Bernarda mówi się o żyjącej w łasce duszy jako oblubienicy Chrystusa i co Kościół odnosi w liturgii do Matki Bożej i świętych, Henryk odnosił bez namysłu do swej przyjaciółki, mimo iż znajdowała się jeszcze wśród żyjących. Jego wyobraźnia skłaniała go do tworzenia drobnych zmian i przekształcania obrazów, które są dla nas zaskakujące nie tyle same w sobie, ile raczej w odnoszeniu do żyjących wyrazów używanych zazwyczaj tylko w kontekście świętych. Szokujące i przesadne są takie określenia jak: gołębica, cenna perła Boża, czcigodna oblubienica mojego serca, wyszukana radość, nabożna pamięć, narodzenie w Bogu, mojego zranionego serca wierna lekarka, najwierniejsza na ziemi pomocnica, wierna macierzyńska piastunka, wierna nosicielka grzesznego świata, moje dziecko, moja siostra i matka, umiłowana siostra, oblubienica, małżonka i przyjaciółka Chrystusa itd.
Z rozwinięciem tej samej myśli mamy do czynienia wtedy, gdy Henryk po nagromadzeniu takich i tym podobnych określeń innych w odniesieniu do siebie używa zwrotów brzmiących upokarzająco, czy nawet negatywnie. Można jeszcze zaakceptować nazywanie siebie biednym, niegodnym przyjacielem i kapłanem Małgorzaty, albo biednym i absolutnie niegodnym stworzonkiem Bożym, ale nazywanie siebie kuchcikiem i nikczemnym robaczkiem nie odpowiada już jego pozycji.
Trzeba brać pod uwagę, że takie tytuły i przesadne zwroty znajdują się w listach Piotra z Dacji do Krystyny Stommeln oraz że przez ich używanie Henryk wyrażał wdzięczność Małgorzacie za odrywanie się od siebie. Pewne jest, że używanie takich wyrazów nie rzuca najmniejszego cienia na czystość i idealny stan przyjaznego do siebie stosunku tych dwu dusz. W przeciwieństwie do pism Henryka list Taulera i pięć listów opata Ulricha III von Kaisheim dowodzą całkowicie trzeźwego charakteru przy jednoczesnym wielkim poważaniu i czci dla Małgorzaty. Tauler posyła jej ser i jednocześnie zachętę posilnia się nim przed nadchodzącym Wielkim Postem. Przesyłanie takich podarków było u mistyków w zwyczaju, stanowiło znak wzajemnego szacunku i oddania. Na podstawie listów Strauch sporządził zestaw takich podarków. Opat Ulrich daje nam wstrząsający obraz szalejącej wówczas zarazy. Pewnego dnia, gdy opat przebywał w Medingen, zmarło siedmiu kapłanów i jeden nowicjusz. W ciągu jednego miesiąca zmarło czternastu ojców, dwóch nowicjuszy i sześciu braci współpracowników. Listy te rzucają też światło na szlachetną duszę Małgorzaty – co zresztą wynika już z Objawień – i oczyszczają ją z zarzutu egoizmu. Małgorzata, której delikatne serce nie mogło bez współczucia patrzeć nawet na cierpienie zwierzątka, wstawiała się u opata za pewnym zakonnikiem, który dopuścił się ciężkiego przestępstwa, tak ciężkiego, że opat Ulrich nie mógł sam podjąć decyzji, lecz musiał zasięgnąć opinii kanoników. Gdyby mógł sam podjąć decyzję, wtedy prośba Małgorzaty zostałaby od razu wysłuchana. Jaka była opinia kanoników, tego się nie dowiemy. Nie jest to zresztą konieczne. Na podstawie pewnych danych historycznych podziwiamy Małgorzatę jako duszę ściśle zjednoczoną z Bogiem i ofiarną, jako doskonałą mistyczkę. Sława jej świętości i cnót rozchodziła się w całym kraju już za jej życia. Jej płyta nagrobkowa poświadcza przekonanie współczesnych o jej świętości. W ciągu wieków wiele rzeczy uległo zmianie, nie zmieniło się jednak to przekonanie bogobojnego ludu. Kroniki potwierdzają, że wiele osób otrzymywało łaski za jej pośrednictwem. Proces jej wyniesienia na ołtarze został zainicjowany już w roku 1686. Po długiej przerwie zakończył się on 4 listopada 1910 na etapie diecezjalnym definitywnym potwierdzeniem jej cnót. Niestety, proces rozpoczęty w Rzymie został przerwany w wyniku wprowadzenia nowych przepisów; istniała jednak uzasadniona nadzieja, że mimo tych obostrzeń Małgorzata zostanie w przewidywalnym czasie uznana za błogosławioną. Zgodnie z dekretem Urbana VIII podkreśla się, że odtąd tytułu „błogosławiona” nie należy używać przed oficjalnym wyniesieniem na ołtarze przez Kościół święty.
Profesor Strauch po raz pierwszy ogłosił drukiem w całości Objawienia i Listy we wzorowym krytycznym wydaniu. Za podstawę ich opublikowania przyjął przechowywany w Medingen rękopis sporządzony na pergaminie zaledwie dwa lata po śmierci Małgorzaty. Wcześniej publikowane były tylko niektóre fragmenty Objawień. Uwarunkowane było to czcią, jaką otaczano Małgorzatę. Konrad Zittard wspominał o niej w swej kronice zakonnej z roku 1596. Sebastian Schlettstetter w roku 1662 opisał życie naszej błogosławionej. To samo zrobił w roku 1688 Eustachius Eysenhuet. To ostatnie dzieło Steill zamieścił w całości w swych Ephemerides Dominicano-sacrae w Dillingen (1692); nadto Dominikus Widmann opublikował je jako przedruk w roku 1717, z dodatkiem swojej przedmowy. W roku 1862 P. Lechner OSB do swego dzieła Das mystische Leben der heiligen Margareta von Cortona dołączył jako dodatek opis mistycznego życia Krystyny i Małgorzaty Ebner. W nowszych czasach, kiedy wzrosło zainteresowanie mistyką, a zwłaszcza odkąd podjęty został na nowo proces beatyfikacyjny Małgorzaty i publikacja Straucha dostarczyła łatwo dostępnego źródła, coraz częściej zaczęły się ukazywać poświęcone jej opracowania. Oprócz przytaczanych już pism wymienić tu należy artykuły w czasopismach dominikanów: „Marienpsalter” 1915, „Marienlob” 1916, „Dominikuskalender” 1911, 1912. W roku 1914 Schauenberg w tomikach wydanych przez Laumanna w Dülmen opisał życie błogosławionej. Doktor M. David-Windstosser wydał w „Deutsche Mystiker B.V”.: Frauenmystik im Mittelalter (Kösel, Kempten-München 1919) znaczną część Objawień i 14 listów.Przypisy
¹ Pummerer, Margareta Ebner in der Stimmen aus Maria-Laach LXXXI, 1911, s. 2.
² Strauch, Margareta Ebner und Heinrich von Nördlingen, Freiburg 1882, s. 329.
³ Pummerer, s. 7.
⁴ Zoepf, Die Mystikerin Margareta Ebner, Beiträge zur Kulturgeschichte des Mittelalters und der Renaissance, B. 16, Leipzig 1914, s. 141.
⁵ Zoepf, s. 31.
⁶ Pummerer, s. 140.
⁷ Bihlmeyer, Seuse, Deutsche Schriften, Stuttgart 1997, s. 195.
⁸ Pummerer, s. 142.
⁹ Strauch, s. XXXVI.
¹⁰ Pummerer, s. 255.
¹¹ Pfister, Hysterie und Mystik bei Margareta Ebner, „Zentralblatt für Psychoanalyse” I, s. 19, zeszyt 10, s. 11.
¹² Zoepf, s. 76.
¹³ Te słowa Michaela, odnoszone w Geschichte des deutschen Volkes III, s. 183 do św. Gertrudy, można bez zastrzeżeń odnieść również do Małgorzaty.
¹⁴ Strauch, s. XXXIV.
¹⁵ Zoepf, s. 29.
¹⁶ Pummerer, s. 3.
¹⁷ Pfister, s. 485.
¹⁸ Pummerer, s. 254.
¹⁹ Zoepf, s. 176.
²⁰ Pummerer, s. 6.
²¹ Strauch, s. XL.
²² Zoepf, s. 144.
²³ Strauch, s. LXXV.
²⁴ Pummerer, s. 6.
²⁵ Zoepf, s. 137.
²⁶ Strauch, s. LXII.
²⁷ Strauch, s. LXXI.