- W empik go
Obłęd złota - ebook
Obłęd złota - ebook
Początek 1921 roku, kilka miesięcy po inwazji bolszewickiej w kraju wciąż panuje chaos. Trwa okres mordów i grabieży. Do Urzędu Śledczego przychodzi przedstawiciel banku. Dzień wcześniej młody inkasent pracujący w placówce, Berek Goldblum przepada bez wieści. Dotychczas wzorowo wykonujący swoje obowiązki mężczyzna podjął rano milionową sumę, którą wieczorem miał wpłacić na konto banku. Tymczasem Goldblum wraz z pieniędzmi znika bez śladu. Wkrótce policja trafia na zwłoki młodego mężczyzny...
Portret Warszawy pierwszej połowy XX wieku ukazany z perspektywy przestępczego półświatka. Opowiadanie kryminalne oparte na faktach. Wieloletni nadkomisarz Policji Śledczej Ludwik Kurnatowski dzieli się z czytelnikami wspomnieniami z pracy. Zdradza, jakimi prawami rządził się ówczesny świat kryminalny i kim byli jego przedstawiciele.
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-264-2596-3 |
Rozmiar pliku: | 311 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Fatum” takie ogromnie wyraźnie zaznaczyło się w sprawie Berlinerberga, o której chcę czytelnikowi opowiedzieć.
Działo się to na początku 1921 roku w kilka miesięcy niespełna po inwazji bolszewickiej, w okresie, kiedy to umysły naszych ziomków nie uspokoiły się jeszcze po przejściach wojennych i nie powróciły do równowagi. Demobilizowano naszą dzielną armię, a z jej szeregów wychodziło dużo jednostek zdeprawowanych przez wojnę. Jednostki takie nawykłe do życia obozowego i frontowego, do gwałtów i rozstrzygania wszelkich zatargów z bronią w ręku, poczęły zdobywać środki do życia przez rabunek. I co gorsze, jednostki podobne, przyzwyczajone na froncie do niedoceniania życia ludzkiego, obecnie za nic sobie miały zabójstwo bliźniego, byle tylko osiągnąć upragniony kruszec.
Nastał okres mordów i rabunków.
Siedziałem właśnie w swym gabinecie w Urzędzie Śledczym, zajęty opracowaniem dochodzenia w sprawie jednego z podobnych „obrońców ojczyzny”, który po rozwiązaniu ochotniczego pułku, gdzie był szeregowcem, począł zdobywać sobie środki do życia za pomocą rabunku. Osobnik ten wtargnął do jednego z mieszkań przy ul. Jerozolimskiej, a w odpowiedzi na krzyk właścicielki mieszkania, strzelił do niej, po czym obezwładnił ją i służącą, związał i zaczął rabować. Dokonawszy rabunku, starał ulotnić się, lecz służąca, której cudem udało się uwolnić z więzów, zaalarmowała lokatorów. Zarządzono pościg za bandytą, którego, mimo rozpaczliwej obrony i ostrzeliwania się, ujęto i oddano w ręce sprawiedliwości.
Nad tą właśnie sprawą głowiliśmy się wraz z kierownikiem brygady bandyckiej. Nie była ona w gruncie rzeczy zawiła, gdyż fakt usiłowania zbrodni nie pozostawiał żadnych wątpliwości, jedynie chodziło nam o ustalenie tożsamości opryszka, ponieważ nazwiska swego wyjawić nie chciał, a zależało nam ogromnie na pośpiechu, według obowiązującego na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, w tym czasie prawa, wszelkie zbrodnie lub usiłowania takowych podlegały sądom doraźnym, które to sprawy policja musiała przedstawić sądowi w ciągu siedmiu dni, rzeczywisty zaś termin dla sądu był czternastodniowy.
Niech jednak czytelnik nie sądzi, że mam zamiar opowiedzieć mu przebieg zbrodni w Alei Jerozolimskiej. Bynajmniej. Jeżeli jednak o tym wspominam, to jedynie w tym celu, że obie te sprawy, eksochotnika i Berlinerberga rozegrały się równocześnie i wyrok w pierwszej wielce zaważył na wymiarze kary, w zastosowaniu względem Berlinerberga.
Jak więc zaznaczyłem, ślęczałem właśnie nad sprawą, pochłonięty całkowicie badaniem wyników dotychczasowego śledztwa, gdy nagle zadzwonił telefon. Zniecierpliwiony, iż przeszkadzają w pracy, ująłem za słuchawkę.
– Proszę! Tu Urząd Śledczy m. st. Warszawy, mówi zastępca naczelnika Urzędu.
– Mówi przedstawiciel banku NN. Czy pan Naczelnik nie chciałby mnie zaraz przyjąć, gdyż mam do zakomunikowania w sprawie nadzwyczajnie dla nas poważnej...
– Czy sprawa ta jest rzeczywiście tak pilna? – spytałem.
– Tak jest, jest to sprawa niecierpiąca zwłoki i najmniejsza strata czasu może spowodować ogromne straty materialne dla naszego banku, a kto wie, może i ruinę tegoż.
– Wobec tego czekam na Pana. Proszę przyjechać niezwłocznie.
Nie upłynęło nawet pół godziny, zaanonsowano mi pana X, przedstawiciela wspomnianego banku. Kazałem go prosić.
Do gabinetu wszedł elegancko ubrany, młody człowiek o semickich rysach. Twarz jego zdradzała żywy niepokój i zdenerwowanie.
– Niechże pan siada – odezwałem się po przywitaniu, widząc, że gość stoi – i proszę opowiedzieć, o co chodzi?
– Ah! Panie naczelniku, sprawa tak dla nas poważna, że po prostu nie wiemy, co robić! Takie nieszczęście, takie nieszczęście – biadał.
– Panie X, rozpaczą pan nie zaradzi nieszczęściu. Niech się pan uspokoi i opowie rzeczowo i treściwie, co się stało.
Opanował się i rozpoczął opowiadanie.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.