Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Oblicza czarno-czerwonej hydry - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oblicza czarno-czerwonej hydry - ebook

Autor chce pokazać „realny socjalizm” lat 1960 do 1975 na tle codzienności w górnictwie. Skrajne opinie o relacjach górnictwa i ustroju próbuje nieco urealnić w oparciu o obserwacje czynione w środowisku pracy, polityce i życiu w tle zdarzeń. Pokazać różność. Dzieje się na Górnym Śląsku. Nie sposób więc pominąć historii powstań, podziału na Śląsk polski i niemiecki po r 1921, skutków rozstrzygnięć r 1945 w umysłach Ślązaków, gdy rodzi się, lub utrwala świadomość śląska, polska, czy niemiecka.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-366-7
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Dziękuję swojej ukochanej żonie Ewie, przez której cierpliwość i wspaniałomyślność mogłem poświęcić czas na rozpoczęcie realizacji trudnego pomysłu. Opisanie cząstki mojego życia, korzystając z doświadczeń zebranych na kopalni Bolesław Śmiały i nie najweselszych przeżyć w czasie pracy na kopalni Szczygłowice.

Górniczych wzlotów i upadków uzależnionych od kaprysów ustrojowych Polski Ludowej. Wdzięczność wyrażam za chwile duchowej inspiracji, kiedy wspierając mimo pozostawienia mnie w fizycznej samotności, pozwoliła mi doprowadzić ten wysiłek do udanego, mam nadzieję, zakończenia.

W dowód wdzięczności dedykuję owoc tej duchowej współpracy, czyli książkę, którą daję czytelnikom.

Dziękuję swoim przyjaciółkom i przyjaciołom z liceum za częste pobudzanie moich rzekomych zdolności pisarskich, co zaowocowało późnym, bo w wieku lat siedemdziesięciu, ale być może niezłym debiutem literackim, dzięki któremu powstała ta książka.

Dziękuję Paniom Wandzie Lenc, Mariannie Borawskiej oraz Halinie Czajkowskiej, polonistkom, za poświęcenie czasu na korektę mojej ułomnej prozy i przyjazne uwagi redakcyjne.

Pani Halinie ponadto za twórcze inspiracje dotyczące uzupełnienia treści mej książki o zwyczaje związane z górnictwem i regionem śląskim oraz stosowną ilustrację tekstu.

Koledze Andrzejowi dziękuję za udostępnione zdjęcia z głębin kopalni oraz obrazujące obchody Święta Barbórki, które ubarwiły opisy w tej książce zawarte.

Pani Mariannie Borawskiej szczególne podziękowanie za pierwszą na temat tej książki twórczą recenzję, która uzmysłowiła mi stopień realizacji zamierzonego celu.Wstęp

Filozoficzna rzecz ujmując, dzisiejsze poglądy na powojenne czasy w Polsce, nazywane ówcześnie „ludową demokracją” można skwitować skrótem — „Nie pamięta woł jak cielęciem boł” — (gwarowe). Na ogół są one czarno-białe i albo wynikają z przekonań oraz osobistych doświadczeń, albo są wynikiem koniunkturalizmu wyrachowanych osobników. Takich było niemało wtedy, nie brakuje teraz i nie zabraknie nigdy. Niezależnie od ustroju, stanowiska w nim zajmowanego i stopnia niezależności, na jaki tenże daje glejt, lub udaje, że daje. Brak obiektywizmu w ocenie okresu realnego socjalizmu w Polsce jest kwintesencją wielu przyczyn. Między innymi wynikających z niedostatku popularnych publikacji oceniających ten okres historyczny, w oparciu o pogłębione badania społeczne, polityczne i gospodarcze. Brak również w literaturze beletrystycznej tematyki obrazującej wielowątkowość tych ponurych dni, oraz nieobecność obiektywnych programów edukacji społecznej w szkolnictwie podstawowym i średnim. Dotychczasowe wykorzystywanie do celów politycznych przejaskrawionych problemów i zdarzeń ujmowanych zwykle w skrótowe formy: „Żołnierze wyklęci”, „tajni współpracownicy SB -TW”, lub „teczki”. Negowano także historyczną ciągłość Państwa Polskiego, a badania naukowe w tym zakresie były ograniczone między innymi z powodu wadliwie działającego Instytutu Pamięci Narodowej. Poważnym cieniem na obiektywizmie poglądów Polaków położyła się również nasza skomplikowana historia od XVIII-tego wieku. Czasy I Rzeczpospolitej nacechowaną butą i prywatą warstwy szlachecko-magnackiej oraz poddaństwem chłopów, brakiem świadomości narodowej szerokich warstw społecznych uzewnętrzniającej się zarówno w czasie powstań narodowych, jak i po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w roku 1918. Rozbiory z rusyfikacją i zaprogramowanym konfliktowaniem warstw społecznych, wspólnot religijnych, grup narodowościowych tworzących przedrozbiorową, wielonarodową społeczność Rzeczypospolitej w zaborze rosyjskim, germanizacją społeczności ziem zaboru pruskiego, wynaradawianiem i przeciwstawianiem sobie Polaków i Ukraińców, mieszkańców Galicji Wschodniej w zaborze austriackim uniemożliwiały skutecznie tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. Czasy rosnącego oporu przeciw rządom zaborców z jednej strony pozwalały przetrwać Polakom we względnej świadomości narodowej, z drugiej utrwalały mentalny podział świadomości społecznej, na my rządzeni i oni rządzący. Podział ten kładzie się do dziś cieniem na obywatelskim zaangażowaniu w życie polityczne państwa. Do tego czasy drugiej Rzeczpospolitej nacechowane trudami scalenia państwa, odbudowy gospodarki po zaborczej i wojennej dewastacji Rzeczpospolitej nieradzącej sobie z rozwarstwieniem społecznym, polityką narodowościową, otoczeniem politycznym i inklinacjami autorytarnymi szefa państwa. Był to czas zaniechań i błędów w organizacji edukacji społeczeństwa skutkujący wysokim analfabetyzmem i niską świadomością narodową przeważających grup społecznych. Po dwudziestu latach — kolejny kataklizm. Ponowna utrata niepodległości, okupacja hitlerowska z jej spektakularnymi skutkami gospodarczymi, politycznymi, utratą elit, oraz wzrostem patologii i demoralizacji powodowanej warunkami życia i przeżycia w okupowanym kraju.

Rok 1945 — koniec hitlerowskiej gehenny i następny cios historii, wynikiem którego były straty terytorialne, jałtańskie oddanie Polski pod wpływy Rosji Radzieckiej, wędrówka ludów spowodowana przesunięciem granic na zachód. Lata oporu zbrojnego przeciw okupantowi niemieckiemu, a potem przeciw narzuconej dominacji sowieckiej, kolejne straty elit narodowych, oraz utrata niezależności i swobód demokratycznych. Oto pakiet przyczyn rozchwiania poglądów społeczeństwa polskiego na własną historię. Przez lata skutkował brakiem utożsamiania się jednostek z państwem, słabym wyrobieniem odruchów demokratycznych, oraz brakiem zasad sprawowania władzy, jako służby społecznej wśród elit ją sprawujących. Skłonnością do poddawania się indoktrynacji i do utożsamiania posiadanej władzy z wszechwiedzą, niezależnie od posiadanej wiedzy faktycznej. Ponadto, normą było utożsamianie się władz z wyrocznią w zakresie wartości, niezależnie od rzeczywistych kwalifikacji moralnych. Przyczyn skutkujących tym, że w okresie tzw. realnego socjalizmu do narzuconych z zewnątrz wynaturzeń ustrojowych dochodziły wynaturzenia nabyte od pokoleń przez rządzących i społeczeństwo. Tworzyły one mozaikę dobra i zła w ustrojowych działaniach państwa mieniącego się być ludową demokracją i w czynach jego licznych obywateli. Działo się tak, gdy pełniąc jakieś funkcje byli zaangażowani w realizację ustrojowych wynaturzeń. Jednak zdarzało się też, że niezwiązani z władzą czynili zło z asekuranctwa, czy niskich pobudek, korzystając z ochrony patologicznych cech państwa, we własnym interesie.

Zresztą cechy te do dziś pokutują w wielu sferach politycznych, w otoczeniu rządzących i mogą zaistnieć, z braku ugruntowanej demokracji, pod przykrywką formalnych cech i słowa demokracja nadużywanego w nazwie ustroju państwa. Trudno, więc określić wszystko, co działo się w latach realnego socjalizmu, jako absolutnie czarne. Były działania Państwa, które trudno było jednoznacznie potępiać. Były też działania ludzi, których nikt nie wiązał z ciemną stroną ustroju, a daleko im było do społecznej bieli. Ta historycznie ukształtowana mozaika czynów i zdarzeń, aby kształtowała poprawne poglądy społeczne, wymagała też mozaikowych opisów. Względność tych powszechnych czarno-białych opinii należało nieco pokolorować, w oparciu o własne obserwacje poczynione w środowisku pracy, w górnictwie skupiającym zjawiska polityki i życia codziennego w kalejdoskopie zdarzeń aby ukazać niejednoznaczność tamtych czasów.

Ponieważ akcja rozgrywa się na Górnym Śląsku, nie sposób pominąć szczególnie skomplikowanej historii tego regionu z uwzględnieniem najnowszych lat. Ziemia śląska znalazła się w granicach polskiego państwa Piastów już za panowania Mieszka I pod koniec X w. Bogactwa naturalne, wczesne osadnictwo miejskie, i korzystne położenie stały się przyczyną, że ziemie te były areną wielu krwawych najazdów i terenem krzyżowania się polskich, niemieckich, czeskich i austriackich wpływów. Te wpływy są widoczne do dziś w kulturze i gospodarce regionu. Wpływy zarówno pozytywne jak i niszczące.

Na początku XII wieku rozbicie dzielnicowe Polski rozpoczęło okres oddalania się Śląska od Królestwa Piastów, trwający nieprzerwanie do zakończenia drugiej wojny światowej. Wskutek nieporozumień dynastycznych, utraty ziem na rzecz silniejszych sąsiadów, rozwoju miast na prawie niemieckim rosły wpływy niemieckie, a zanikały kontakty z Polską i świadomość piastowskiego rodowodu. W XIII wieku nastąpił podział książąt śląskich na Piastów górnośląskich i dolnośląskich, zanikła świadomość ongisiejszej przynależności obydwu tych linii do książąt śląskich. Górny Śląsk uległ znacznemu rozdrobnieniu. Na początku XIV wieku było tu około 18 księstewek, których książęta uważali się za niezależnych władców tych ziem. Miejsce wychowania naszego bohatera Kazimierza, wieś Ornontowice istniało już prawdopodobnie pod koniec XII w. Potwierdzenie istnienia znalazło na początku wieku XIII pod zmienioną nazwą Renoltowitz. w spisie wsi z roku 1305, z których należała się dziesięcina biskupowi diecezji Wrocławskiej.

Wrocław już w X wieku wyrósł na stolicę ziem śląskich.

W XVIII wieku w wyniku wojen śląskich prowadzonych przez Austrię i Prusy Śląsk podzielono na austriacki — obejmujący niewielki skrawek południowy wokół Cieszyna i pozostałą część Górnego i Dolny Śląsk, które pozostały pod panowaniem pruskim. Polska nie wykorzystała zdarzeń związanych z wojnami śląskimi i pozwoliła się bezkarnie usadowić na Śląsku Prusom. Trzeba przy tym przyznać, że to Prusacy doprowadzili Górny Śląsk do niezwykłego rozkwitu przemysłu i urbanizacji. Wykorzystując bogactwa naturalne tej ziemi rozwinęli tu przede wszystkim górnictwo i przemysł ciężki, który bogacił głównie sprowadzanych Niemców, kosztem ciężkiej pracy Ślązaków.

W roku 1914 tuż przed wybuchem I wojny światowej na terenie pruskiego Śląska było czynnych 67 kopalń węgla. Jedną z pierwszych kopalń na terenie Górnego Śląska wzniesiono w Murckach w rejonie obecnych Katowic w roku 1768 pod nazwą EMANUELSSEGEN-GRUBE. (Błogosławieństwo Emanuela)

W umyśle Kazka dzieje tej ziemi znalazły swój realny obraz w chwili, gdy jego świadomość dojrzała do samodzielnego poznawania otoczenia. Zanim to nastąpiło większość ziem śląskich straciła swój piastowski, polski rodowód. Na drodze wypierania pierwotnych władców, wprowadzania języka niemieckiego w administracji, zakazu używania języka polskiego w szkołach i kościołach to głównie zaborca pruski doprowadził do takiego stanu, że pod koniec wieku XVIII na silnie zgermanizowanym Dolnym Śląsku ludność polska stanowiła już tylko 20% ogółu. Natomiast Górny Śląsk zamieszkiwało wtedy jeszcze około 72% Polaków.

EMANUELSSEGEN-GRUBE — JEDNA Z PIERWSZYCH KOPALŃ NA TERENIE ŚLĄSKA –KWK MURCKI, OBECNIE W DZIELNICY KATOWIC
Taki Śląsk stał się przedmiotem starań władz odradzającego się państwa polskiego. Po zakończeniu wojny w 1919 roku alianci w traktacie wersalskim ustalili, że o przynależności Górnego Śląska zadecyduje plebiscyt. Agresywne działania wojsk niemieckich w stosunku do śląskich działaczy propolskich doprowadziły do wybuchu trzech kolejnych powstań. W roku 1919 pierwszego, 1920 drugiego i trzeciego już po plebiscycie, w którym 41% mieszkańców oddało głosy za Polską w roku 1921. To Trzecie było protestem przeciwko decyzji aliantów przydzielającej Polsce zbyt mały obszar ziem objętych plebiscytem. W rezultacie do polski trafiło 43,8 % powierzchni Górnego śląska z 53-ma spośród 67 istniejących tam kopalń węgla kamiennego i znaczną liczbą dużych miast jak Katowice, Chorzów czy Tarnowskie Góry, w których głos za Polską oddało w plebiscycie 61% ludności.

Ornontowice znalazły się, ku radości ich mieszkańców, w granicach Polski. W odległości zaledwie 15 km od granicy z Niemcami. Wtedy jednak nikt nie dostrzegł niebezpieczeństwa z tą odległością związanego. Był to dla tej ziemi okres zamętu. Plebiscytu, tłamszonych powstań, podziału na Śląsk polski i niemiecki po roku 1921 wraz z konsekwencjami społecznymi tych procesów dla Ślązaków, w umysłach, których rodzi się wtedy, lub pod wpływem dziejów utrwala świadomość śląska, niemiecka, lub polska. Były naciski germanizacyjne w części niemieckiej i polonizacyjne w części należącej do Polski, bo tak w swoim interesie za słuszne uważały rządy po obu stronach granicy, nie respektując historycznych przyczyn zaistniałego stanu rzeczy. Z okazywaniem przez władze braku zaufania, skutkującego niszczeniem więzi społecznych, odcinaniem od możliwości zajmowania kierowniczych stanowisk, rozżaleniem tej części Ślązaków, która w plebiscycie głosowała za Polską.

Przykrym policzkiem dla Ślązaków było prześladowanie Wojciecha Korfantego przywódcy Powstań Śląskich, polityka zasłużonego w odzyskanie części Śląska, bohatera ludu górnośląskiego przez Józefa Piłsudskiego i jego polityczne otoczenie. Po przewrocie majowym i rozwiązaniu Sejmu Śląskiego osadzono go w Berezie Kartuskiej, torturowano, następnie zmuszono do emigracji w Pradze, potem we Francji, a po powrocie do kraju w 1939 r. osadzono na Pawiaku.

Niestety, polityka władz państwa ludowego w odniesieniu do Ślązaków, po odzyskaniu niepodległości, nie różniła się od tej za sanacji. Wręcz była znacznie bardziej represyjna. Do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, chociaż wysiedlono z Górnego Śląska ok. 300 tysięcy osób, pozostałych Górnoślązaków, mimo że posługiwali się polszczyzną, uważano za zgermanizowanych, ukrytych Niemców. W następnych latach skutkowało to licznymi emigracjami do RFN. Państwo nie przeciwstawiało się też wywózkom tysięcy górników do niewolniczej pracy w ZSRR. Pozbawiono Śląsk autonomii.

W latach stalinizmu widoczne były naciski na komunizację Śląska. Po śmierci Stalina w 1953 roku stolicę Górnego Śląska — Katowice przemianowano na Stalinogród, a województwo katowickie na stalinogrodzkie. Historyczne nazwy przywrócono dopiero w roku 1956. Kazek zapamiętał, jak to któregoś dnia w 1955 roku zamierzał kupić w kasie dworcowej w Ornontowicach, mimo tej zmiany nazwy, bilet kolejowy do Katowic, a kasjerka odpowiedziała, że biletów do Katowic nie ma. Zdezorientowany Kazek odszedł od kasy i dopiero uwaga innego podróżnego, że Katowic przecież nie ma, pozwoliła mu kupić bilet do Stalinogrodu. Ponieważ trudno było z pamięci Ślązaków wymazać historyczne nazwy, władze stosowały takie dziwne zakazy. W innych regionach Polski władze nie odważyły się na takie ekscesy. Toteż Ślązacy traktowali te zmiany, jako policzek w ich przywiązanie do ojczystej, śląskiej ziemi.

FRAGMENT TRYBUNY ROBOTNICZEJ Z TRIUMFALNĄ WIADOMOŚCIĄ O DOKONANIU ZMIANY NAZWY KATOWIC DLA UCZCZENIA „WIELKIEGO DZIEŁA STALINA” PO JEGO ŚMIERC_I._
Podobnie negatywny był stosunek mieszkańców innych regionów Polski, którzy masowo przyjeżdżali na Śląsk za pracą. To oni zajmowali wyższe stanowiska, nawet nie mając kwalifikacji. To oni mówiących gwarą śląską nazywali szwabami. To oni szabrowali rejony, które w międzywojniu należały do Niemiec. Niezależnie od tego, czy dobra stanowiły własność deportowanych do Niemiec, górników wywożonych do syberyjskich kopalń, czy autochtonów mówiących gwarą. Kazek pamięta, jaką traumę przeżywał z mamą, która wracając z podróży pociągiem do Katowic płakała, opowiadając jak to eleganckie paniusie — gorolki zwracały się ostentacyjnie do Ślązaczek rozmawiających gwarą: „Szwabki nauczyłybyście się języka polskiego i tak darmo jecie ten polski chleb”Żołnierze wyklęci — określenie grupy żołnierzy podziemia walczących z ustrojem komunistycznym w latach stalinizmu, więzionych, prześladowanych, mordowanych, często bez znanego miejsca pochówku

TW — tajny współpracownik służb represji UB, SB

„teczki” — akta działań tajnych współpracowników

Gorolki — kobiety spoza terenu Śląska, w gwarze śląskiej

Szwabki — oznacza Niemki, określenie używane ( szczególnie w okresie tuż po II wojnie) przez nie Ślązaków w stosunku do kobiet- Ślązaczek rozmawiających gwarąPolnische Schweine — polskie świnie w j. niemieckim

Szachta — kopalnia z j. rosyjskiego

Kaputt — rozbita z j. niemieckiego

Masarza — rzeźnika w gwarze śląskiej

Harcówka — pomieszczenie w szkole, przeznaczone do prowadzenia zajęć harcerskich

Szychta — dniówka w gwarze górniczej

Futermeloki — pierniczki o kształcie prostokątów

Zozwory- w gwarze śląskiej słodycze w kształcie płaskich kostek o smaku imbirowym

Kaj leziesz — gdzie idziesz w gwarze śląskiej

Tukej — tutaj, w gwarze śląskiej

Godosz — mówisz, w gwarze śląskiej

Gorol — przybysz spoza Śląska

Był żech — byłem (tam)

stypendium fundowane — w latach sześćdziesiątych XX w. stypendium wypłacane studentom przez zakłady poszukujące osób z wyższym wykształceniem w zamian za pracę po studiach przez okres taki, jak czas pobierania stypendium. Wyższe kwotowo od stypendium uczelnianego.

Staż (pracy) — zwykle roczny okres zatrudnienia w wyuczonym zawodzie przeznaczony na poznanie zakładu i elementów przyszłych zajęć zakończony egzaminem. Przy niższym ustalonym dla danej branży wynagrodzeniu

Ubowiec — funkcjonariusz UB w mowie potocznej — Urzędu Bezpieczeństwa w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku, policja polityczna ochrona ustroju PRL o bardzo złej reputacji.

Mierniczy górniczy — inż. geodezji górniczej z uprawnieniami państwowymi nadawanymi przez Wyższy Urząd górniczy po egzaminie i spełnieniu warunków określonych w prawie górniczymDwaj panowie K i J — wspólna praca

Z Jarkiem znali się od pierwszej klasy liceum. Nigdy jednak nie należeli do tej samej paki. Kazek w latach liceum był trochę wycofany, trochę intelektualista. Najlepszy uczeń w klasie, humanista, ale bez dystansu do matematyki i nauk przyrodniczych. Za to z dystansem do sportu i wszelkich używek. Brak zainteresowania sportem wynikał z kłopotów zdrowotnych we wczesnej młodości i spowodowane złamaniem lewej nogi pewne upośledzenie ruchowe. To wycofanie zaś było pewnie skutkiem nieuświadomionego kompleksu chłopaka z wiochy. Ponieważ jego wygląd nie wskazywał na jakieś problemy. Był wysokim, przystojnym młodzieńcem. Nauczyciele i koledzy traktowali to jak zarozumialstwo. Na wywiadówkach zwracali mamie uwagę, że mógłby być bardziej elastyczny i przystępny. Jarek z dystansem do przedmiotów humanistycznych, za to matematyk perfekcyjny. Mniej uzdolniony w zakresie fizyki, bo ta wymagała już więcej wyobraźni. Kiedy koledzy szukali pomocy w matmie, to jednak z nich dwóch wybierali Kazka, a nie Jarka. Ze względu na umiejętność przekazania wiedzy. Jarek robił wrażenie człowieka prymitywnego Na lekcjach języka polskiego zapytany o cokolwiek, wstawał i stał jak zamurowany. Nie był w stanie sklecić żadnej odpowiedzi. Podpowiedzi Pani profesor uzupełniał zwykle jednym słowem. Nie lepiej było z wypowiedziami pisemnymi. Zwykle w jego wydaniu były to skróty myślowe, nie zawsze własne i nie koniecznie związane z tematem. Za to był dobrze zbudowany, wysoki, przystojny i sprawny fizycznie. Wolał współpracę bezsłowną i tu odnalazł się wyśmienicie w sportach zespołowych. Był świetnym koszykarzem i siatkarzem. Najlepszym w klasie i okolicznych rocznikach liceum. Jako uczeń wypadał słabo. Z klasy do klasy woził się na matematyce i fizyce. Reszta to były osiągnięcia na miarę trój lub trój z minusem. Podobnie wypadał w rozmowie z kolegami. Posługiwał się stereotypami, a dla zaistnienia w towarzystwie używał prymitywnych, wyświechtanych kawałów. Tylko dzięki wychowawczyni, zresztą polonistce, która potrafiła docenić ukierunkowane zdolności ucznia, dopchnięto go do matury. Egzamin wstępny na studia geodezyjne AGH w Krakowie zdawał z matematyki i fizyki. To dzięki zdolnościom i wysokiemu poziomowi tych przedmiotów w liceum zdał wśród czterech osób z naszej klasy, które zostały studentami tego trudnego wydziału. Dodatkowo bez egzaminu przyjęty został Kazek, jako piąty. Taki fart spotkał go dzięki zdanej z wyróżnieniem maturze. Trójką z tej ferajny dobrnęli do mety. I tak przedłużając dziewięcioletnią znajomość, spotkali się z Jarkiem ponownie na kolejnym etapie życia. Rozpoczęli pracę. Jarek już, jako magister inżynier, a Kazek kończący pisanie pracy magisterskiej. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, prawie natychmiast, urlopowany na kurs instruktorów spisu powszechnego. Szczyrk. Wprawdzie już listopad, ale pogoda słoneczna i ciepła. Babie lato, cudowne w słońcu kolory jesieni i atmosfera prawie wczasowa. Zamieszkał w jednym pokoju z sympatycznym panem, który okazał się miłym kompanem, a na dodatek kimś prawie z rodziny. Był bratem żony ulubionego Kazkowego wujka i równocześnie bratankiem proboszcza w Ornontowicach. Zaprzyjaźnili się. Jednak nie na długo. Janek, tak mu było na imię, chorował na ostrą niewydolność serca i niedługo potem odszedł na wiecznie zielone pastwiska. W czasie pobytu w Szczyrku prowadzili wiele ciekawych rozmów. Między innymi o plotkach w sprawie rzekomych konszachtów proboszcza z polityką w roli „księdza patrioty” .

Warunki pozwalały jeszcze na chwilę zapomnieć o podjętych zobowiązaniach. Potem kilka dni pracy, ale bez szczególnego angażowania się w wykonywanie obowiązków pracowniczych i udział w spisie powszechnym. Tak minął listopad, pierwszy miesiąc niby pracy. Za tymi niezamierzonymi przez niego zdarzeniami stał szef. W grudniu trzeba się było jednak spotkać oko w oko z niełatwymi zadaniami geodety na kopalni. A w tych sprawach zadania dzielił już nie kierownik Leon, a jego zastępca Wojtek. Temu zaś względy okazywane Kazkowi przez szefa wydawały się zbyt stronnicze i trochę niebezpieczne ze względu na konkurencję zawodową.

Jarek w międzyczasie zadzierzgnął dobre stosunki z panem Wojtkiem. Znaleźli łączącą ich skłonność do towarzyskich drinków w drodze do Mikołowa i kontynuowali je od wspólnej jazdy pierwszego dnia pracy. Jarek nie był pijakiem. Alkohol ożywiał nieco jego wyobraźnię i pozwalał ukryć braki wynikające z nieoczytania. Dlatego oferowane mu przez pana Wojtka zbliżenie towarzyskie okraszone wódeczką przyjmował z wdzięcznością. I nie było w tym ani chęci wygrywania zastępcy przeciwko Kazkowi, ani świadomego zamiaru lizusostwa. Zastępca też raczej poszukiwał jakiejś wspólnoty również z Kazkiem. Zapamiętał jednak jego niechęć do udziału we wspólnej wizycie w restauracji pierwszego dnia pracy. Do tego potraktował ją jako lekceważenie swojej osoby. Pierwsze zadanie do wykonania dla Kazka mogło więc wyglądać na nieco podlane złośliwością. Pan Wojtek wezwał Kazka tuż po powrocie z urlopu spisowego i ze złośliwym uśmieszkiem przemówił: — panie Kazimierzu, przy spisie się pan nie napracował, więc jest pan wypoczęty. Ponieważ nie przydzielono panu jeszcze stałego zajęcia, zajmie się pilnym pomiarem kontrolnym wysokości reperu na budynku dyrekcji. Niwelację trzeba wykonać z reperu położonego poza zasięgiem eksploatacji i jest to sprawa pilna. Przeanalizujemy skąd taki pomiar można wykonać i do roboty.

Trzeba było pilnie wykonać tą niwelację na dużej odległości z Mikołowa do kopalni w Łaziskach Średnich. Ważną, bo konieczną dla obserwacji osiadania terenu spowodowanego szkodami górniczymi. W tej chwili pilną, ale nie wiadomo dlaczego zwlekano z jej wykonaniem od kilku miesięcy, gdy pogoda była sprzyjająca.

Praca ta wymagała specjalnego sprzętu, stosowanego w niwelacji precyzyjnej, którego na kopalni nie było, a warunki pogodowe właściwie ją wykluczały. Świeżo po studiach, teoretycznie Kazio znał wymagania techniczne takiej niwelacji. Z praktycznym wykonaniem było gorzej. Tym bardziej, że jej dystans był niezwykle długi. Wynosił około osiem km. Kopalnia dysponowała tylko niwelatorem o niewystarczającej dokładności, a warunki pogodowe były fatalne. Przekazał zastępcy swoje zastrzeżenia i uwagi, co do sprzętu i pogody, ale bez rezultatu. Zastępca zareagował: -„Robimy tym, co mamy, a pogody nie wybieramy”.

Padał obfity śnieg, a grunt lekko przymarzał. Kazek usiłował zachować warunki, jak najbardziej zbliżone do wymagań. Wykonywał na każdym stanowisku dwa odczyty ze wzruszeniem niwelatora i zachowaniem dopuszczalnych różnic między nimi. Niestety przymarzający grunt powodował obsunięcia statywu niwelatora, a ten jego brak stabilności i zła widoczność dały zbyt duże różnice odczytów. Czas pomiaru na stanowisku wydłużał się okropnie. Ręce marzły, samopoczucie było coraz gorsze. Goniony terminem zastępca szefa, niepałający do Kazka miłością, postanowił chyba wykorzystać sytuację i nieco go zdołować za niedotrzymanie terminu. Pewnie sam zdawał sobie doskonale sprawę z trudności pomiaru w tych warunkach i właściwie jego bezsensu. Mimo tego sprowadził go do biura po to tylko, by go na pokaz zbesztać. Kazek próbował się tłumaczyć, ale zastępca nazwał jego wywody studenckimi teoryjkami i polecił praktyczne podejście do zleconej pracy. Zaś praktyczne podejście mogło jedynie oznaczać wykonanie roboty niezgodnie z przepisami, a to zwiastowało kolejny konflikt. Po skończeniu tej pierwszej, dołującej roboty Kazek dostał jeszcze drugą, podobną. Na pierwszą w podziemiach kopalni pracę został wysłany w miejsce, gdzie panowały bardzo trudne warunki. Trzeba było mieć dużą wprawę, by im sprostać. Plątanina lin, skrzyżowanie chodników i ścieków odprowadzających wodę, oraz wyciągów, które przesuwały wagony z węglem. Gdy uruchomiano wyciąg, lina się naprężała na wysokości około 20 cm powyżej spągu chodnika. Kiedy go zatrzymywano, lina wpadała do ścieku. Kazek nowicjusz, wspomagany wprawdzie przez pomiarowych, skończył tę drugą lekcję niefortunnie. Idąc tyłem i nie patrząc pod nogi, potknął się o naprężoną nagle linę. Wpadł do ścieku. Mokry, narażony na kpiny górników, wyjechał na powierzchnię nie skończywszy zadania. Była to kolejna nauczka wskazująca możliwe skutki jego niefortunnych kontaktów z zastępcą. Kazek jednak odpuszczać nie lubił.

Następne prace zlecane Kazkowi zatraciły cechy skutków czającego się między nim i panem Wojtkiem urazu. Okazja do jego odgrzania nadarzyła się jednak niedługo ponownie. Szef dbający o interesy załogi wykombinował dla działu pracę na umowę zlecenie, za dodatkową opłatą. Takie umowy zawierano wtedy na wykonanie pilnych robót, których wykonanie nie mieściło się w etatowym czasie. Było to obliczenie zasobów węgla na podstawie najnowszych wierceń geologicznych. Taki był ten szef Leon, ubecki mierniczy górniczy i dbający o załogę kierownik. Praca zaś była teoretycznie do wykonania po godzinach. Ustalono jednak, że przy odpowiedniej sprawności i zaangażowaniu można ją wykonać w czasie godzin pracy. Żeby jednak zasłużyć na dodatkową płacę należało tę pracę po godzinach, chociaż pozorować. W tym celu podpisywali listy obecności w niedziele. Przyjeżdżali na kopalnię, ale nie po to, by pracować. Szef organizował ten pobyt następująco. Sam jako uczestniczący w płacy bez udziału w realizacji zadania przywoził w niedzielę świąteczną odprawę. Jakiś koniak, czekoladę, zagrychę. Uczestnicy siadali do miłej rozmowy, spożywali dary, robili wrażenie zapracowanych, podpisywali listę i wracali do domów.

W trakcie jednego z takich spotkań zastępca wrócił do problemu Kazkowej niechęci do biesiadowania. Chcąc go ośmieszyć w towarzystwie, powiedział rechocząc: „Kazek by pewnie wypił lampkę koniaku, ale gdyby był bez alkoholu.”

Kazek wyczuł tę złośliwość i odpalił: „Szefie, ja kieliszek koniaku zawsze gotów jestem wypić, ale towarzystwo do tej przyjemności dobieram sam”.

Nie pomyślał i ostro przesadził. Miał to być tylko lekki przytyk do nagabywania o stawianie drinków, ale wyszło nietaktownie. Stosunki z zastępcą stały się już zupełnie zamrożone. Pan Wojtek poczerwieniał i dodał z niby uśmiechem: — „Kaziu z takim balastem to ty w górnictwie nie zagrzejesz”. Wprawdzie zastępca próbował jeszcze przez Jarka namówić Kazka na wspólne wypady, stworzenie jakiejś wspólnej trójki. Kazek jednak, słaby alkoholowo i uparty jak ten przysłowiowy osioł w poglądach towarzyskich, sytuacji nie wykorzystał. Wskazywało to wszak na dobre intencje zastępcy. Jarek, też w dobrej intencji, choć dość nachalnie, wielokrotnie usiłował Kazka namówić do koleżeńskiej wspólnoty z panem Wojtkiem. Tłumaczył Kazkowi, że jego sposób bycia jest przez pana Wojtka traktowany jak ostentacyjne lekceważenie. Wspólny wypad na rozmowę przy drinku wystarczyłby do zamazania tego wrażenia i skutkowałby zawiązaniem bezkonfliktowego koleżeństwa całej trójki. Jarek dodał, że jemu też jest niezręcznie w tej sytuacji, bo przecież są od lat kolegami, a wygląda jakby kosztem Kazka wykorzystywał bliższą znajomość z zastępcą. Tak przejął się tym przeświadczeniem i być może namowami Wojtka, że postanowił przeprowadzić z Kazkiem zasadniczą rozmowę. Oczywiście przy drinku w mikołowskiej knajpie. Wychodząc z biura w towarzystwie Kazka, zaczął przygotowaną zawczasu przemowę: — Kazek czas byłoby wreszcie pogadać — zaczął Jarek — może przy kielichu — dodał — wiem, że nie jesteś trunkowy, ale znasz mnie i wiesz, że będzie mi łatwiej gadać przy drinku. — A cóż tak ważnego masz mi do powiedzenia? — rzucił zdziwiony Kazek — że nie możesz tego wydusić tutaj. — Chodzi o twoje sprawy z Wojtkiem. Nie ma sensu iść na udry. Próbowałem ci to tłumaczyć, ale ty jesteś jak osioł. Byłoby lepiej dla wszystkich skończyć z tą dziecinadą.-

— No zgoda Jarku, mam trochę wolnego czasu — przerwał mu Kazek tyradę — ja też nie jestem szczęśliwy. Rozmowa nam się przyda, ale skutek nie musi być taki, jak obaj chcielibyśmy by był.-

— Jedziemy — zadowolony Jarek przywołał przygotowany pojazd — wiesz gdzie — dodał jeszcze kierowcy. Zatrzymali się przed znaną knajpą. Weszli. Jarek przywołał kelnera i poprosił.

— Co zawsze, dwa razy — miał na myśli czystą, ale szybko zmienił zdanie: — Podaj dwa koniaki — krzyknął do odchodzącego kelnera.

— No dobrze, że się zreflektowałeś Jarku, bo rozmowa mogłaby być dla mnie mało smaczna — stwierdził westchnąwszy Kazek.

— Wreszcie po tylu miesiącach pracy na jednej kopalni jesteśmy razem i przeczy to słowom Wojtka — nie jest tajemnicą, że jesteśmy na ty — „Nie łudź się Jarek. Nie namówisz Kazka na wspólne wypady.”

— A jednak jesteśmy — prawie krzyknął Jarek, niespodzianie podszedł do Kazka i serdecznie go uścisnął.

— Uważaj, bo mnie uszkodzisz — zareagował zaskoczony nietypowym zachowaniem Jarka Kazek i pomyślał, że musiało mu faktycznie zależeć na tym spotkaniu. — No to siadajmy, bo nam koniak wystygnie — powiedział z zamiarem zakończenia wstępnych umizgów Kazek.

— Mów Jarek, co ci w duszy gra — dodał nieco złośliwie.

— Zacznijmy od toastu — rozpoczął ponaglony Jarek — Za pomyślność naszej trójki AGH-aków — dodał.

— Sprostuję — przerwał mu Kazek — nie widzę trzeciego. — Oj Kazek, Kazek nie bądź małostkowy lub niedomyślny — próbując zamienić w żart wypowiedź Kazka zareagował Jarek i dodał — przecież wiesz, że mamy o tym pogadać.

— Dobrze. Za sukcesy domyślnej trójki — wzniósł toast Kazek małym łyczkiem koniaku.

— Za pomyślność — zawtórował Jarek, wychylając całą zawartość lampki i strząsając resztki koniaku na podłogę machnięciem ręki. — Kazek ja w imieniu Wojtka i swoim. Mnie znasz i wiesz, że mi zależy na koleżeństwie z tobą bardziej niż kumplostwie z Wojtkiem. Czasami może wyglądać, że wykorzystuję swoje układy z Wojtkiem. Że to jest twoim kosztem. Tak nie jest. Mogę przysiąc. Mogę też zapewnić w imieniu Wojtka, że mu bardzo zależy na waszym porozumieniu.

W tym miejscu Kazek przerwał Jarkowi i przekazał własną wizję kontaktów. — Jarku z przyjaźnią między nami nie ma problemów. Jeśli czasami uważam, że wykorzystujesz drinki z panem Wojtkiem, to kładę to na karb mojej wyobraźni. Zdaję sobie sprawę, że nie ty jesteś sprawcą tego, że zastępca obdarza mnie gorszymi przydziałami robót, złośliwie komentuje ich wykonanie, mimo że doskonale zna trudne warunki ich realizacji i stale robi niesympatyczne uwagi na temat picia alkoholu. To są fakty i trudno mi uwierzyć, że robi to z dobrego serca.

— Jarek wysłuchał zakłopotany, a wreszcie odpalił: ty też nie pozostajesz mu dłużny, a on — w końcu to nasz szef — uważa, że ty go lekceważysz.

— Może tak uważa, ale to nie ja zaczynam te złośliwości. Ja się tylko bronię, Nie pozwalam sobie w kaszę dmuchać. Poza tym wy obydwaj mieszkacie w Mikołowie, a ja tracę na przejazd prawie trzy godziny i wieczorem jestem zmordowany. Nie stać mnie na wysiadywanie po knajpach, choćby i bardzo miłe — zripostował Kazek i dorzucił — ponadto moje zdrowie, nie moje chcenie, nie uwielbia alkoholu.

— Wypiłeś — spytał Jarek i nie czekając na odpowiedź Kazka dodał — to może zamówię jeszcze po kielichu?

— O nie — zaprzeczył Kazek — to będzie mój rewanż i koniec licytacji w tej sprawie — poprosił kelnera i zamówił.

— A wracając do rzeczy, Kazku — ciągnął Jarek swoją misję — obydwaj jesteście jednakowo uparci i tkwicie w swoich błędach, choć nic dobrego to nie daje, ani tobie, ani Wojtkowi.

— Obiecuję ci Jarku, że zrozumiałem twoje intencje i sprawę przemyślę — po namyśle zaś dodał — sprawę zostawmy swojemu biegowi, a panu Wojtkowi przekaż, że go nigdy nie lekceważyłem. Raczej go podziwiam.

— Ja myślałem, że dasz się jednak zaprosić na wspólnego z Wojtkiem drinka — podsumował Jarek.

— Może kiedyś — odparł Kazek — gdy będzie dogodna okazja, tymczasem wypijmy zdrowie i kończmy biesiadę.

Rozmowa niewiele dała. Nic nie wróżyło zmian w zapatrywaniach Kazka. Tymczasem wszystko wskazywało, że ten naprawdę szczerze zabiega o koleżeńskie stosunki zarówno z Jarkiem jak z Kazkiem. Kazek nawet przyznawał Jarkowi w jakimś sensie rację. Całe to nieporozumienie było pozbawione sensu. Jednak jego niechęć do alkoholu, warunki dojazdów i uraz do zastępcy z powodu, jak mu się zdawało złośliwości w podziale zadań, uniemożliwiały mu zmianę nastawienia. Taki miał charakter.

Nastąpiły dość niemiłe dla Kazka dni. Szef Leon, dobry obserwator, te pogłębiające się negatywne niuanse towarzyskie wyczuł. Chyba miał też szczere zamiary doprowadzić do ich złagodzenia. Nie lubił bowiem atmosfery konfliktowej w swoim zespole. Wszelako pewnie nie zrozumiał ich przyczyny i jego wysiłki początkowo chybiły. Leon nie byłby jednak sobą, gdyby sprawy nie rozwiązał.Reper — znak geodezyjny o ustalonej wysokości

zasięg eksploatacji — odległość od miejsca wybierania kopaliny, w której występują jeszcze szkodliwe wpływy na powierzchnię

Niwelacja — geodezyjny pomiar wysokości: terenu urządzeń itp.

Niwelator — instrument geodezyjny do pomiaru wysokości

Spąg (chodnika, pokładu) — dolna powierzchnia wyrobisk, lub warstwy skalnej np. pokładu węgla w górnictwie

zasoby węgla — ilość węgla {np w tonach) zalegającego w obszarze dostępnym do wydobycia przez daną kopalnię, projektowanej kopalni lub zagłębiaMiernictwo

Zespól pracowników miernictwa na Bolesławie Śmiałym był w momencie zatrudnienia Kazka i Jarka naprawdę zgraną paczką. Od szefa Leona, przez jego zastępcę, do pomiarowego. Kazek i Jarek, nie z własnej winy, nieco w tym zespole namieszali. Ze względu na odmienne nieco od powszechnego w górnictwie podejście Kazka do picia alkoholu, pewien jego indywidualizm i dystans towarzyski, nastąpiła jakaś wyrwa w zespole. Do tego doszło szybkie złapanie wiatru koleżeństwa Jarka z zastępcą, które stworzyło podejrzenie kolesiostwa. Nie wiadomo czy zastępca, przy pomocy jak on, absolwentów AGH, chciał zbudować własną grupę mimo dotychczasowej jedności z szefem, czy obawiał się ich konkurencji. Dość, że postawa Kazka wyraźnie mu w czymś przeszkadzała. Próbował stosunki z Kazkiem ukształtować według swoich potrzeb. Nie było jednak między nimi wystarczającej chemii, która by to ułatwiała. W rezultacie była antypatia i złośliwości. To nie podobało się szefowi, a że polubił, odmiennie niż pan Wojtek, jakoś bardziej Kazka niż Jarka, powstały dwa obozy. Szef był zwolennikiem harmonii, ale i jemu nie w pełni udawały się próby złagodzenia istniejących niesnasek i niechęci. Pan Wojtek był zresztą bardzo miłym człowiekiem i brak było sensownych powodów powstałej między nimi dysharmonii.

Niestety. Prawdopodobnie miało to bardzo odległy w czasie, przykry skutek dla zastępcy. Po wielu latach, kiedy Kazek już dawno nie pracował na Bolesławie, a szef odchodził na emeryturę, zastępca nie został kierownikiem Działu Mierniczo Geologicznego. Wbrew ogólnemu przekonaniu, że za swoje długoletnie zasługi dla kopalni i za to, że dzięki niemu mógł funkcjonować Leon, mimo swoich niewielkich kwalifikacji był jedynym kandydatem. Nie został też kierownikiem działu Jarek, chociaż miał wszelkie kwalifikacje oprócz przynależności do partii.

Z inicjatywy Komitetu Powiatowego przy cichej, nielojalnej aprobacie Leona, zajął to miejsce mierniczy górniczy niezwiązany dotychczas z kopalnią.

Leon okazał się być pamiętliwy. Ruchy zastępcy wobec Kazka i Jarka z czasu początków ich zatrudnienia potraktował, jako próbę przejęcia większej władzy w dziale swoim kosztem i zapamiętał ten gest do chwili, kiedy ten nie był mu już potrzebny. Do tego momentu nie okazywał powziętego przekonania o nielojalności Wojtka, przy dotychczasowych wzajemnie korzystnych układach. Jedyne, co w zawoalowany sposób mogło na to wskazywać, to bardzo duże starania, jakie czynił, by Kazka zatrzymać, gdy ten zamierzał odejść z kopalni. Chciał ich mieć obu, Kazka i Jarka. Dla równowagi.

W dziale cała ta sytuacja niewiele zmieniała. Prawie nie była zauważona. Nadal były przyjazne stosunki. Szefowie dbali o warunki materialne i dobrą współpracę. Kształtowało się nawet wewnątrz działu sympatyczne małżeństwo. Inżynier geolog i pracująca jako sekretarka, córka byłego dyrektora kopalni z awansu, inżyniera wykształconego w specjalnej szkole dla przodowników.

Czy to chodziło o zastępstwo w pracy, pomoc finansową, czy trzymanie strony współpracowników w jakichkolwiek sporach, zawsze można było liczyć na siebie wzajemnie. Bez różnicy, czy chodziło o szefa, czy pomiarowego.

Pewnie Kazimierz nigdy nie zmieniłbym pracy, gdyby nie przyczyny materialne i rodzinne.

Szef walczył dla pracowników o dobre samopoczucie, o bezpieczeństwo, o pieniądze. Kiedy kopalnia zaczęła budowę mieszkań, również o miejsce w budowanych blokach dla każdego potrzebującego. Kazek znalazł się również wśród tych, dla których budowane mieszkania przeznaczono. Problem był tylko w ślamazarności budowy.

Towarzysz Leon, miał świetny zespół. Jedną miał tylko wadę. Nikt poza Leonem i jednym pomiarowym nie należał do partii, a ten nie bardzo naciskał.Pierwsza Barbórka

Przyszedł grudzień i pierwsza Barbórka. W miernictwie na Bolesławie uroczystości barbórkowe odbywały się w szczególnej atmosferze. Wprawdzie w dziale każda wypłata była oblewana, i to z inicjatywy szefa, ale barbórka to były wielodniowe zabiegi. Składki, czyli ściepki, organizacja jadła i napojów, wybór miejsca świętowania. Ze względu na skalę uroczystości nie były to pomieszczenia biura, chociaż i tu przy różnych okazjach za kołnierz nie wylewano. W tym roku głównym organizatorem był młody technik zwany Sikorką. To u niego w domu zaplanowano celebrowanie święta.

Wracając do dnia wypłat. W tym czasie picie wódki na kopalniach było powszechne. Miernictwo na Bolesławie nie było wyjątkiem.

A było tak. W dniu wypłaty szef przychodził do biura z wyciągniętą ręką, w której trzymał czapkę i wołał: — „co łaska, po dysze, jak zwykle”. Po zbiórce dzwonił do dyrektora z informacją, że ma pilny wyjazd do urzędu górniczego w sprawie, najczęściej szkód górniczych. Jechał do zaprzyjaźnionego sklepu, w którym sprzedawano mu wódkę, mimo zakazu, jaki obowiązywał w dniach wypłaty, oraz zagrychę spod lady. Przywoził, szedł do dyrektora z jakąś fikcyjną informacją, a dziewczyny przygotowywały fetę. Do domu wracało się na rauszu.

Na Barbórkę zostali z Jarkiem specjalnie zaproszeni. To miała być ich inauguracja. Niestety, Kazek zaliczył kolejną wpadkę. Jego dziewczyna studiowała jeszcze w Krakowie na AGH. Zaplanowali już wcześniej udział w balu organizowanym, co roku w pomieszczeniach Akademii. Udał się więc do szefa z prośbą o urlop, mimo że mu się jeszcze nie należał. Było to przed zaproszeniem na barbórkę działową. Szefowi się to wyraźnie nie spodobało. Przedstawił propozycje działowe i powiedział, że wypadałoby wziąć udział w pierwszych obchodach Barbórki na kopalni. Kazek tłumaczył się kupionymi już biletami, dziewczyną na Akademii i urlop dostał. Szef wykazał jednak, zgodnie ze środowiskowym nawykiem, wyraźną awersję do jego postawy. Potraktował ją, jako niechęć do wspólnego z zespołem biesiadowania. Urlop dał, bo pewno zaważyła dziewczyna no i to, że Kazka wyraźnie lubił. Był to jednak następny niefart obciążający układy z zastępcą.

Jubel barbórkowy, jak wieść niosła, był niezwykły. Zużyto wszystkie kompoty w piwnicy Sikorki. Napojone w czasie libacji alkoholem jego koty wróciły dopiero po kilku dniach do domu. Kazek też nie byłby szczęśliwy, gdyby pod przymusem towarzyskim musiał w czasie tej Barbórki wypić nadmierną ilość wódy.Alkoholizm, kioski piwne

W latach powojennych wśród śląskich górników alkoholizm był powszechny. Zaczynało się zwykle po szychcie. Pod pretekstem gaszenia pragnienia po ciężkiej pracy w podziemiach kopalni górnicy ustawiali się pod kioskami z piwem, by przed odjazdem przewozu wypić kilka kufli piwa. Często wsiadali do autobusu pod niezłym rauszem, a czas przejazdu do domu spędzali na głośnych rozmowach opowiadaniu kawałów i grze w skata. Przy każdej kopalni na placu autobusowym, skąd odjeżdżały przewozy, stało kilka kiosków z piwem.

Między zmianami przy kioskach stały lub siedziały na ławeczkach grupy często niedomytych górników. Panował głośny gwar. Zmęczeni pracą na dole po ośmiu godzinach napięcia w obliczu czających się niebezpieczeństw rozładowywali tutaj nagromadzone emocje. Był to rytuał powszechnie na Śląsku akceptowany.

W latach siedemdziesiątych przerodził się dodatkowo w tzw. karczmy piwne organizowane szczególnie z okazji Barbórki, ale również w czasie innych uroczystości górniczych.

Alkohol na kopalniach był powszechny nie tylko wśród górników dołowych. Pili go do lat siedemdziesiątych często w pracy, w biurach pracownicy administracji i kadra techniczna. Dobrą okazją były imieniny, urodziny współpracowników, a najczęściej dni wypłaty.

Po tak rozpoczętych libacjach organizowano często wspólne wypady do knajp lub kończono je w mieszkaniach kolegów, zakłócając spokój rodzinny.

Trzeźwość pracownika przekraczającego bramę kopalni w drodze do pracy mogła zostać sprawdzona alkomatem. W drodze powrotnej nikt już tego nie kontrolował.

W latach siedemdziesiątych zwiększono dbałość o bezpieczeństwo pracy w górnictwie. Ostrzejsze przepisy i częstsze kontrole wyeliminowały po latach ten karygodny proceder.

Zmiana była tak znaczna, że kiedy Kazek przeniósł się do Słupska zaskoczony był panującym tu pijaństwem w pracy wśród geodetów.Praca dyplomowa

Barbórka spędzona w Krakowie była dla Kazka wspomnieniem niedawnych przeżyć studenckich. Równocześnie przypomnieniem zaległego obowiązku skończenia pracy dyplomowej i jej obrony. Nagle okazało się, że sprawa jest pilna. Profesor sterujący pracami na wydziale geodezji górniczej wysłał pisemne ponaglenia tym, którzy zalegali z obroną. W związku ze swoim wyjazdem do Indii, jako wykładowca na którąś z uczelni, wyznaczył graniczny termin obrony pracy do końca lutego 1961 roku. Jako alternatywę zaś czekanie na jego powrót w nieoznaczonym terminie. Czasu było niewiele. Został mu jeszcze temat z wykorzystaniem literatury niemieckiej i zakończenie części pisanej wspólnie z Jasiem.

Zaniepokojony wystąpił do szefa o obiecane dni wolne na zakończenie pracy i przygotowanie się do obrony. Miał wątpliwości, co do spełnienia przez niego obiecanki, bo tymczasem Jarek zdążył już pracę obronić.

Problemów jednak nie było. Leon bez zmrużenia oka urlop u dyrektora załatwił, mimo, że z formalnej strony nie była to sprawa oczywista. Kazek przede wszystkim nawiązał kontakt z Jasiem. Spotkali się i skończyli brakujący fragment wspólnego tematu rozpoczętego na kopalni Niwka Modrzejów. Następnie znalazł, przez znajomości, germanistkę, która mimo trudności i przy jego pomocy w zakresie pojęć technicznych, przetłumaczyła tekst w niemieckim czasopiśmie „Glückauf” z zakresu nauk górniczych. Teraz trzeba było opracować zadany temat pracy w oparciu o ten tłumaczony tekst i inne wiadomości. Temat nowatorski, bo obalający dotychczasową świętość — nienaruszalność filarów ochronnych szybów górniczych, w których węgiel więziono do zaprzestania ich użytkowania. Tymczasem zadaniem Kazka było opracowanie takiego projektu eksploatacji węgla w filarze szybowym, który gwarantowałby bezkolizyjne jego użytkowanie. Udało się nadspodziewanie. Pozostało przepisanie i oprawa pracy. Nie było w tym czasie komputerów, a o dobrą maszynistkę ze sprawną maszyną do pisania było trudniej niż o pomarańcze. Na szczęście była koleżeńska pomoc współpracowników. Szwagierka jednego z kolegów poproszonych, zgodziła się poświęcić czas po pracy, wieczorami i prawie nocą, by Kazkowi pracę przepisać. Przy jego nieczytelnym piśmie nie było mowy o samodzielnym przepisywaniu. Codziennie dojeżdżał na kopalnię na godzinę osiemnastą czasami dziewiętnastą i po kilka godzin dyktował maszynistce tekst pracy dyplomowej. Nocą wracał do domu. Te powroty też okazały się przygodą.

W czasie jednego z nich spotkał w pociągu dawną znajomą, która była kierowniczką poczty, taką prowincjonalną szychą. Okazało się, że wraca codziennie o tej porze, bo studiuje zaocznie w Katowicach. Umówili się, z jej inicjatywy, na spotkanie w pociągu w następnym dniu. Spotkanie nastąpiło, a Jolka, tak jej było na imię, okazała się bardzo Kazkiem zainteresowana. Rozmowa zeszła na kariery zawodowe. Jolka, zaoferowała Kazkowi jakieś możliwości w tym zakresie. W celu ich szerszego omówienia zaprosiła go do siebie na kawę. Było to w miejscu Kazka przesiadki. Spotkanie miało się odbyć na poczcie, której dyrektorowała i gdzie mieszkała. Oferta zaś była wynikiem znajomości Joli w kołach vipów górniczych, wśród kadry dyrektorskiej, a nawet w ministerstwie. Należała do grupy dam, które towarzyszyły tym szychom w polowaniach. Jak to określiła, przy ognisku, bigosie i napojach wyskokowych, po polowaniach, załatwiano tam wiele personalnych spraw.

Wizyta na poczcie się odbyła. Jolka podała kawę i drinki. Przy przygotowanych, już wcześniej świecach, kontynuowali rozpoczęte w pociągu rozmowy. Zaproponowała Kazkowi zaproszenie na najbliższe takie polowanie i obiecała poznanie wpływowych osób. Przebrawszy się w prowokujący strój stwierdziła: — „Jest już zbyt późno, Kazek byś wracał teraz do domu. Pojedziesz rano pierwszym pociągiem”. Kuszenie było mocne. Kazek jednak miał dziewczynę, a w najbliższych planach zawarcie małżeństwa i propozycję, być może z żalem, ale odrzucił. Podziękował, wymigał się niepokojem rodziców i poszedł na dworzec. Przed wyjściem umówił się jednak na ponowne spotkanie, w domyśle z noclegiem, na dzień następny. Dotrzymywać obietnicy jednak nie zamierzał. Z kariery za pośrednictwem Joli wyszły nici.

Trzeba było kontynuować przepisywanie pracy dyplomowej. Po tygodniu, gdzieś w pierwszych dniach stycznia, tekst był przepisany. Teraz pospieszna oprawa pracy, przekazanie jej promotorowi i kolejne kłopoty. Okazało się, że oprawę pracy wykonano błędnie. Pomylono kolejność stron. W rezultacie jeden z promotorów stwierdził brak kilku stron tekstu, negatywnie ocenił korektę pracy i obniżył jej ocenę na dostatecznie. Ocena drugiego promotora była bardzo dobra. Dopuszczono pracę do obrony i wyznaczono termin. Spotkany przez Kazka na korytarzu Akademii profesor spytał o powód braku korekty. Kazek wytłumaczył, że pośpiech uniemożliwił zmianę złożonego błędnie tekstu i oprawy pracy. Jednak korekty dokonano, opisując w tekście miejsce położenia przestawionych stron. Wtedy profesor zwymyślał promotora zarzucając mu niedbalstwo w trakcie korekty i podniósł ocenę na dobrą. W trakcie obrony stanowisko promotorów było pozytywne. Jedynie przedstawiciel przemysłu, główny mierniczy resortu górnictwa, nazywany doniczką z racji kształtu głowy, zadawał jakieś kłopotliwe, niezrozumiałe pytania. Niestety nikt nie znajdował odpowiedzi zadowalającej pytającego. Chodziło o front eksploatacji, coś związanego z jego definicją w zależności od metody eksploatacji kopaliny. Niejasno sformułowane pytanie, bardzo mądre, dla „doniczki” pewnie miało jakiś sens. W końcu profesor skwitował sprawę przymówką do pytającego: „Jak się zamierza pytać to trzeba wiedzieć, o co.” I pytanie wycofał. Na inne pytania Kazek odpowiedział gładko i pracę obronił. Po zdanym egzaminie broniący w tym dniu z przyjaciółmi udali się na wspólne oblewanie sukcesu. Tradycyjnie w winiarni „Pod Szóstką”. Było ostro. Wiele miesięcy Kazimierz przechodził na drugą stronę ulicy zobaczywszy na wystawie sklepu wino „aksenti sewer”. Następne oblewanie było na kopalni. Zorganizował je szef Leon, który sukcesy pracowników traktował jak własne. Też było mocno. Na dodatek to jedno jedyne biesiadowanie poprawiło nieco układy Kazka z zastępcą. Przynajmniej na jakiś czas. Nadszedł moment uregulowania sprawy kasowanego do obrony dyplomu stypendium zakładowego. Złożywszy dyplom w dziale kadr, po uprzedniej rozmowie z szefem, Kazek poszedł z odpisem, na wizytę do głównego księgowego. Podziękował za wypłacane przez kopalnię w ciągu dwóch lat stypendium zakładowe i pokazał dyplom, jako dowód zakończenia umowy w tej sprawie. Księgowy pogratulował, podziękował za informację, wprowadził datę zakończenia wypłaty stypendium 31.01.1961 I dodał: -„No to przez dwa lata nam nie uciekniesz”. Można było uznać, że niebezpieczeństwo zwrotu stypendium wypłacanego po rozpoczęciu pracy na kopalni zostało zażegnane i skonsumować zgromadzoną dla bezpieczeństwa kwotę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: