Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obłok niewiedzy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
26,99

Obłok niewiedzy - ebook

Obłok niewiedzy jest jednym z najwspanialszych arcydzieł chrześcijańskiej literatury mistycznej. Ten przewodnik XIV-wiecznego mnicha, prowadzącego swojego ucznia ku pełni zjednoczenia mistycznego z Bogiem, zachwyca głębią osobistego doświadczenia duchowego oraz doskonałą znajomością ludzkiej psychiki. Autor zachowuje bliską czytelnikowi XXI wieku powściągliwość, a nawet ironiczny dystans w opisie „mistycznych doznań", które nie tylko nie prowadzą do Boga, ale stanowią przeszkodę na drodze prawdziwej kontemplacji.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7906-505-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Co ro­bić, aby mo­dli­twa nie była bez­myśl­nym błą­dze­niem – błą­ka­niem się po bez­dro­żach uczuć, wy­obraź­ni i po­boż­nych ma­rzeń? Od­pra­wia­nie mo­dli­twy myśl­nej, świad­o­mie i re­gu­lar­nie, nie jest do­me­ną tyl­ko sióstr kon­tem­pla­cyj­nych, ukry­tych za kra­tą za­kon­nej klau­zu­ry. Wie­lu świec­kich po­dej­mu­je dziś przy­go­dę przy­jaź­ni z Bo­giem, co­dzien­nie prze­zna­cza­jąc pół go­dzi­ny albo go­dzi­nę na mo­dli­twę od­pra­wia­ną w ci­szy w pu­stym ko­ście­le lub za­mknię­tym po­ko­ju, cza­sem z Pi­smem Świętym w ręku. Jak te – tak nie­kie­dy trud­no wy­go­spo­da­ro­wa­ne chwi­le – naj­ko­rzyst­niej spę­dzić? Co ro­bić, by ich nie zmar­no­wać? Prze­cież wsta­je się cza­sem od mo­dli­twy z uczu­ciem, że ten czas był stra­co­ny, my­śla­ło się o wszyst­kim – o ko­niecz­nych za­ku­pach, o kon­flik­tach z są­sia­da­mi, o po­wta­rza­ją­cych się grze­chach. A prze­cież mia­ła to być mo­dli­twa! Gdzie szu­kać prze­wod­ni­ków, na­uczy­cie­li mo­dli­twy? Spo­wied­nik nie za­wsze do­ra­sta do roli kie­row­ni­ka du­cho­we­go. Cza­sem po­tra­fi wręcz zde­ner­wo­wać swo­ją ma­ło­dusz­no­ścią. Pyta się tyl­ko o uczest­nic­two we mszy świętej nie­dziel­nej, o za­cho­wa­nie po­stów, za­da­je za po­ku­tę li­ta­nię. A tu cho­dzi o coś wię­cej. Chry­stus obie­cał: „Je­śli Mnie kto mi­łu­je, bę­dzie za­cho­wy­wał moją na­ukę, a Oj­ciec mój umi­łu­je go, i przyj­dzie­my do nie­go, i bę­dzie­my w nim prze­by­wać” (J 14,23). Chcia­ło­by się, by ta obiet­ni­ca była re­al­na – by za­czę­ła żyć, by nas od we­wnątrz prze­mie­nia­ła. Na­sza wraż­li­wość na Bożą obec­ność w na­szej du­szy może na­ra­stać. Chce­my ta­kiej mo­dli­twy, któ­ra by ku temu wio­dła, dzię­ki któ­rej sta­wa­li­by­śmy się co­raz bar­dziej na­rzę­dziem Go­spo­da­rza na­szej du­szy.

Dla wie­lu z nas mo­dli­twa myśl­na spro­wa­dza się do me­dy­ta­cji – czy­li roz­wa­ża­nia scen z ziem­skie­go ży­cia Je­zu­sa i Jego Mat­ki. Uwiel­bio­ne czło­wie­czeń­stwo Je­zu­sa jest wy­obra­żal­ne, dzię­ki wcie­le­niu Syn Boży stał się dro­gą do Boga. Bar­dzo po­ży­tecz­ne są wska­zów­ki św. Igna­ce­go Lo­y­oli, któ­ry w swych Ćwi­cze­niach du­cho­wych po­ucza, jak sku­piać wy­obraź­nię, aby do­brze od­pra­wić roz­my­śla­nie. Ale na roz­my­śla­niu mo­dli­twa nie może się koń­czyć! Święta Te­re­sa z Ávi­li po­wie, że nie o to cho­dzi, aby na mo­dli­twie wie­le roz­my­ślać, ale aby wie­le ko­chać. Teo­lo­gia te­re­zjań­ska wy­róż­nia dzie­więć eta­pów mo­dli­twy. Roz­my­śla­nie jest tyl­ko po­cząt­kiem, pierw­szą pró­bą wy­kro­cze­nia poza od­ma­wia­nie pa­cie­rza. Na sa­mym roz­my­śla­niu po­prze­stać nie moż­na. Zresz­tą doświad­cze­nie uczy nie­raz, jak nie­udol­ne bywa roz­my­śla­nie. Za­czy­na­my roz­wa­żać Chry­stusa, wpa­tru­je­my się w ta­jem­ni­cę Jego ży­cia. Ale na­sza myśl nie po­tra­fi się na Nim za­trzy­mać, nie po­zwa­la trwać w za­chwy­cie, w ak­cie wia­ry i mi­ło­ści. Bar­dzo szyb­ko kie­ru­je się ku przy­mio­tom Chry­stusa – do­strze­ga­my Jego ła­god­ność, cier­pli­wość, do­broć. Nie mi­nie mi­nu­ta – a już uwa­gę na­szą przy­ku­wa brak tych­że cnót w nas. Za­czę­li­śmy od roz­wa­ża­nia uwiel­bio­ne­go czło­wie­czeń­stwa Chry­stusa, a koń­czy­my na myśle­niu o so­bie.
Co mia­ło być mo­dli­twą, sku­pie­niem się na Bogu – po­głę­bie­niem mi­ło­ści, za­ufa­nia, sta­ło się zwy­czaj­nym oglą­da­niem sie­bie, roz­wa­ża­niem swo­ich wad i grze­chów. Czy na­praw­dę grzesz­ność na­szej du­szy jest tak cie­ka­wym te­ma­tem, że war­to temu poświęcić tyle uwa­gi? Czyż nie le­piej sku­piać uwa­gę na Bogu? Cał­ko­wi­cie się Jemu od­dać? Jego ko­chać ze wszyst­kich sił? Jemu poświęcać każ­dą se­kun­dę naszej mo­dli­twy?

Ni­niej­sza ksią­żecz­ka, pi­sa­na przed wie­ka­mi w ka­to­lic­kiej jesz­cze An­glii, jest prze­zna­czo­na dla tych, któ­rzy prze­ży­wa­ją kry­zys mo­dli­twy myśl­nej, któ­rzy od­czu­wa­ją, że mo­dli­twa im nie wy­cho­dzi. Chcą na mo­dli­twie zna­leźć Boga – a tym­cza­sem znaj­du­ją sie­bie. Chcą się na­uczyć sku­pie­nia, któ­re pro­wa­dzi­ło­by do kon­tem­pla­cji. Chcą ta­kiej mo­dli­tew­nej dys­po­zy­cji, któ­ra by otwie­ra­ła du­szę na dzia­ła­nie da­rów Du­cha Święte­go. I co wię­cej, chcą, by im wska­za­no spo­sób pro­sty, ła­twy do za­sto­so­wa­nia. Mo­dli­twa kon­tem­pla­cyj­na nie jest prze­cież prze­zna­czo­na dla ty­ta­nów du­cha, nie wy­ma­ga skom­pli­ko­wa­nych tech­nik me­dy­ta­cyj­nych. Ży­cie z Bo­giem nie jest spra­wą wy­jąt­ko­wą, za­re­zer­wo­wa­ną dla dusz wy­bra­nych, nad­zwy­czaj­nych. Gdy­by tak było, chrze­ści­jań­stwo spa­dło­by do roli gno­zy – ja­kiejś ukry­tej wie­dzy ta­jem­nej, do­stęp­nej dla nie­któ­rych tyl­ko lu­dzi. Ich wy­jąt­ko­wość z na­tu­ry rze­czy ro­dzi­ła­by py­chę – wy­no­sze­nie się z po­gar­dą nad całą resz­tę świata, uwa­ża­ną za mas­sa dam­na­ta.

Ży­cie mi­stycz­ne wca­le nie jest spra­wą nad­zwy­czaj­ną, wy­jąt­ko­wą. Stwier­dze­nie Chry­stusa, że Ma­ria ob­ra­ła naj­lep­szą cząst­kę (Łk 10,42), wca­le nie ozna­cza, iż nikt z nas nie może tej naj­lep­szej cząst­ki za­pra­gnąć. Każ­dy bo­wiem w mo­men­cie chrztu święte­go otrzy­mał wy­star­cza­ją­ce ła­ski, aby móc osiąg- nąć szczy­ty święto­ści. Wier­ność ła­skom otrzy­ma­nym otwie­ra nas na dal­sze. Dro­ga wio­dą­ca do mi­stycz­ne­go zjed­no­cze­nia z Bo­giem nie jest dro­gą cha­ry­zma­tycz­ną, nad­zwy­czaj­ną, wy­ma­ga­ją­cą nie­ty­po­wych łask. Stoi otwo­rem przed każ­dym, kto pra­gnie na nią wejść. Co nie zna­czy, że ta dro­ga jest ste­reo­ty­po­wa. Bóg każ­de­go wie­dzie dro­gą inną, u każ­de­go jest ona szcze­gól­na, nie­po­wta­rzal­na, ale opar­ta na zwy­czaj­nych ła­skach, do­stęp­nych dla wszyst­kich. Ta sama ła­ska uświęca­ją­ca u każ­de­go ma inny ko­lor. Bóg wszyst­kim udzie­la swej mi­ło­ści, ale każ­de­go ko­cha ina­czej.

Dro­ga ku Bogu nie jest jed­no­znacz­nie uza­leż­nio­na od na­szej eru­dy­cji czy wy­kształ­ce­nia. Ano­ni­mo­wy au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy dzi­wi się opi­niom, że tyl­ko najin­te­li­gent­niej­si są w sta­nie po­jąć jego pi­sma. Jak gdy­by zjed­no­cze­nie z Bo­giem wy­ma­ga­ło szcze­gól­nej in­te­lek­tu­al­nej for­ma­cji! To nie­praw­da, że kon­tem­pla­cja jest ja­kąś trud­ną po­nadin­te­lek­tu­al­ną gim­na­sty­ką. W grun­cie rze­czy spra­wa jest cał­kiem pro­sta. Mamy tyl­ko trzy spo­so­by do­ty­ka­nia Boga – mamy wia­rę, na­dzie­ję i mi­łość, a z nich naj­więk­sza jest mi­łość (1 Kor 13,13). Ob­łok nie­wie­dzy uczy ta­kiej mo­dli­twy, w któ­rej cno­ty teo­lo­gal­ne ogar­nia­ją czło­wie­ka co­raz sze­rzej i Bóg co­raz bar­dziej sta­je w cen­trum ludz­kiej, duchowej dy­na­mi­ki.

W mo­dli­twie me­dy­ta­cyj­nej sku­pia­my się na ja­kiejś praw­dzie lub sce­nie z Ewan­ge­lii. Sta­ra­my się ją zgłę­bić, po­jąć, i so­bie wy­obra­zić. Za światem po­jęć idzie pew­ne po­ru­sze­nie ser­ca, mi­ło­ści. Ale przy­cho­dzi mo­ment, kie­dy umysł nie jest w sta­nie pod­jąć dal­szej re­flek­sji. Ob­rób­ka my­ślo­wa praw­dy Bo­żej sta­je wo­bec ta­jem­ni­cy. Czy moż­na bez koń­ca roz­my­ślać nad dog­ma­tem Trój­cy Świętej, o unii hi­po­sta­tycz­nej lub o re­al­nej obec­no­ści Chry­stusa w Eu­cha­ry­stii? Zro­zu­mieć tych ta­jem­nic się nie da, bo te praw­dy prze­kra­cza­ją moż­li­wo­ści po­znaw­cze na­sze­go umy­słu. Mo­dlą­cy się, któ­ry na­tra­fia na nie­prze­kra­czal­ną gra­ni­cę umy­słu, sta­je wo­bec ob­ło­ku nie­wie­dzy, któ­ry jest po­mię­dzy nim a Bo­giem. Może wte­dy albo wy­co­fać się świad­o­mie z dal­szej re­flek­sji, albo po­zwo­lić‚ by zmę­czo­ny umysł sam po­błą­dził na inne tory. Może też pró­bo­wać się­gać da­lej – już nie ro­zu­mem, ale wia­rą. Wia­ra jest po­ko­rą ro­zu­mu, jest uzna­niem, że ro­zum nie jest w sta­nie po­jąć ta­jem­ni­cy. W tym ra­tio­na­bi­le ob­sequium, po­kor­nym skło­nie ro­zu­mu, ak­cep­tu­je on ta­jem­ni­cę nie na pod­sta­wie so­bie wła­ści­wych ra­cji, lecz na pod­sta­wie au­to­ry­tetu sa­me­go Boga.

Re­flek­sja ra­cjo­nal­na o Bogu może trwać tyl­ko krót­ko, do cza­su zmę­cze­nia. Po­sta­wa wia­ry i mi­ło­ści, w któ­rej na­stę­pu­je za­wie­sze­nie re­flek­sji ra­cjo­nal­nej, nie jest tak mę­czą­ca. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy za­chę­ca do ta­kiej wła­śnie mo­dli­twy. Pro­po­nu­je, aby wziąć jed­no sło­wo, moż­li­wie jak naj­prost­sze i naj­krót­sze – „Bóg” lub „mi­łość” – i w po­sta­wie mo­dli­tew­nej kie­ro­wać za po­mo­cą tego jed­ne­go sło­wa całą swą uwa­gę i mi­łość ku Bogu. Je­że­li przy­cho­dzą roz­pro­sze­nia, obce my­śli, na­le­ży je od­rzu­cać, roz­bi­ja­jąc je tym sło­wem. Ono jest na­rzę­dziem, któ­re oczysz­cza pole uwa­gi, po­zwa­la się kie­ro­wać je­dy­nie ku Bogu. Moż­na w ta­kiej „bez­po­ję­cio­wej” mo­dli­twie trwać dłu­go, na­wet go­dzi­nę, pa­trząc je­dy­nie na ta­ber­na­ku­lum. Wów­czas du­sza ludz­ka na­wią­zu­je kon­takt z Bo­giem. Nie ma in­ne­go spo­so­bu. A kto się Boga do­tknie, musi być Nim na­peł­nio­ny, bo w Bogu jest ży­cie, ruch. Bóg ma we­wnętrz­ną po­trze­bę udzie­la­nia się. On jest mi­ło­ścią (1 J 4,16), On znaj­du­je więk­sze szczę­ście w dawa­niu ani­że­li
w od­bie­ra­niu na­szych hoł­dów (Dz 20,35). Prze­bi­ja­jąc się ciem­ną wia­rą i mi­ło­ścią przez ob­łok nie­wie­dzy ku Bogu, czło­wiek zo­sta­je na­peł­nio­ny Bożą mocą jak ko­bie­ta cier­pią­ca na krwo­tok, któ­ra chcia­ła się tyl­ko Chry­stusa do­tknąć. Gdy do­tknę­ła Go z tyłu, Chry­stus od­wró­cił się, bo moc z Nie­go wy­szła (Łk 8,46). Trze­ba wie­rzyć w sku­tecz­ność ta­kiej mo­dli­twy. Cno­ty teo­lo­gal­ne się­ga­ją do sa­me­go wnę­trza ży­cia Bo­że­go. Się­ga­ją głę­biej niż re­flek­sja ra­cjo­nal­na. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy za­po­wia­da bło­go­sła­wio­ne skut­ki mo­dli­twy pro­sto­ty: „Ze­chce On ze­słać ci pro­mień du­cho­we­go światła, któ­ry prze­nik­nie ob­łok nie­wie­dzy po­mię­dzy tobą a Nim i uka­że ci nie­któ­re spo­śród Jego ta­jem­nic, o któ­rych nie wol­no ani nie moż­na mó­wić. Po­czu­jesz wów­czas, jak two­ja tę­sk­no­ta wy­bu­cha pło­mie­niem Jego mi­ło­ści” (26).

Fi­lo­zo­fia Boga opi­su­je Ab­so­lut, po­słu­gu­jąc się wy­łącz­nie ro­zu­mem. Teo­lo­gia opi­su­je Boga, po­słu­gu­jąc się ro­zu­mem, któ­ry ak­cep­tu­je przy­ję­te przez wia­rę dane ob­ja­wie­nia. Obie te na­uki oglą­da­ją Boga od ze­wnątrz, nie się­ga­ją do Jego we­wnętrz­ne­go ży­cia. Po­zo­sta­ją na Bo­żym pro­gu. Je­dy­nie po­zna­nie mi­stycz­ne po­przez cno­ty teo­lo­gal­ne, świad­o­mie w mo­dli­twie roz­wi­ja­ne, za­nu­rza czło­wie­ka w sam wir Bo­że­go ży­cia. Te cno­ty po­zwa­la­ją w kon­se­kwen­cji my­śleć my­śla­mi Bo­ży­mi, ko­chać Bożą mi­ło­ścią. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy za­pra­sza do ta­kie­go za­nu­rze­nia. Dla­te­go po­le­ca odło­żyć na bok wszel­kie wy­obra­że­nia i ro­zu­mo­wa­nia i je­dy­nie pro­stym zda­niem się na Boga wy­sta­wić się na Jego dzia­ła­nie.

Czy taki pro­gram mo­dli­tew­ny nie jest zbyt pa­syw­ny? Sko­ro po­mię­dzy czło­wie­kiem a Bo­giem jest ob­łok, mgła nie­prze­nik­nio­na, wy­ro­sła z istot­nej róż­ni­cy po­mię­dzy stwo­rze­niem a Stwór­cą, nie ma in­ne­go spo­so­bu. Trze­ba się usa­do­wić obok ob­ło­ku i w na­giej wie­rze i mi­ło­ści cze­kać, aż Bóg udzie­li świat- ła. Nie jest to zbyt bier­na po­sta­wa, bo na mo­dli­twie nie szu­ka­my my­śli – szu­ka­my Boga. Je­śli ktoś ma od­wa­gę wie­rzyć i trwać w po­sta­wie pra­gnie­nia Boga, „stru­mie­nie wody ży­wej po­pły­ną z jego wnę­trza” (J 7,38). Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy po­stu­lu­je to samo co św. Piotr. Wo­bec roz­pro­szeń i po­kus na mo­dli­twie nie ma in­nej bro­ni jak tyl­ko wia­ra. „Czu­waj­cie!... Moc­ni w wie­rze prze­ciw­staw­cie się” (1 P 5,8–9). Je­śli od każ­dej ob­cej my­śli wra­ca się ku Bogu, to każ­de ta­kie od­bi­cie się jest bło­go­sła­wień­stwem. Przy­kry­wa się tę obcą myśl ob­ło­kiem za­po­mnie­nia, kie­ru­jąc się po­now­nie ku Bogu z po­mo­cą wy­bra­ne­go pro­ste­go sło­wa.

Nie jest to po­sta­wa fide­istycz­na, od­po­wia­da­ją­ca lu­te­rań­skiej mak­sy­mie sola fides. Au­tor nie ne­gu­je war­to­ści ro­zu­mu, nie pro­po­nu­je od­rzu­ce­nia go, zda­nia się na nie­ra­cjo­nal­ną, emo­cjo­nal­ną wia­rę. Ro­zum jest da­rem Bo­żym i nie na­le­ży nim gar­dzić. Ale ma swo­je gra­ni­ce. Ro­zum, po­nie­waż jest ro­zum­ny, po­tra­fi te gra­ni­ce ro­ze­znać. Wie, co może, a cze­go nie może. Nie po­tra­fi Boga ująć. Gdy pra­gnie­nie czło­wie­ka rwie się ku Bogu, ro­zum po­tra­fi w ak­cie wia­ry uznać swą ogra­ni­czo­ność i przy­zwo­lić na wia­rę, któ­ra jak mo­tyl się­ga ku Bo­skie­mu ognio­wi. Taka wia­ra, choć wy­kra­cza poza ro­zum, jest ro­zum­na.

Zda­nie się na Boga nie jest kwie­ty­stycz­ną re­zy­gna­cją czy bud­dyj­ską obo­jęt­no­ścią. Jest uzna­niem pry­ma­tu ła­ski. Na­sze uświęce­nie jest przede wszyst­kim dzie­łem Boga. My sami je­ste­śmy tyl­ko Jego współ­pra­cow­ni­ka­mi. Chry­stus nam przy­po­mi­na: „Beze Mnie nic nie mo­że­cie uczy­nić!” (J 15,5). Obie­cu­je ła­skę, a au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy do­po­wia­da: „Niech ła­ska bę­dzie czyn­na, a ty po­zo­stań bier­ny. Przy­glą­daj się jej, je­śli chcesz, ale jej nie ty­kaj. Nie pró­buj jej prze­szka­dzać, byś cza­sem wszyst­kie­go nie ze­psuł. Bądź drze­wem – ona niech bę­dzie cie­ślą. Bądź do­mem – ona niech miesz­ka w to­bie jak gospo­darz” (34).

Za­prze­cze­nie lub odło­że­nie na bok ła­ski w pro­ce­sie uświęca­nia czło­wie­ka nie­uchron­nie pro­wa­dzi do li­cze­nia na sie­bie. Kto nie chce zdać się bez­wa­run­ko­wo na Boga, bę­dzie na­prę­żał wła­sne siły, mo­bi­li­zo­wał am­bi­cję i od­wa­gę, aby wła­sną ener­gią do­pro­wa­dzić się do święto­ści. Taka po­sta­wa jest nie tyl­ko he­re­zją pe­la­gia­ni­zmu, może być też źró­dłem ner­wi­cy. Z prze­ni­kli­wo­ścią współ­cze­snej psy­chia­trii au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy do­strze­ga nie­sku­tecz­ność ta­kiej me­to­dy. Bu­dow­la mo­ral­na, kon­stru­owa­na na siłę, co ja­kiś czas pęka. Zmę­czo­ny or­ga­nizm do­ma­ga się re­kom­pen­sa­ty, ob­se­syj­nie szu­ka za­do­wo­le­nia. Dla­te­go też au­tor uczy, jak w mi­ło­ści i wie­rze zło­żyć swo­ją wolę i udo­sko­na­le­nie w ręce Boże. „Im bar­dziej ocho­cza jest two­ja pra­ca, tym bar­dziej też po­kor­na i du­cho­wa; im bar­dziej uciąż­li­wa, tym bar­dziej ma­te­rial­na i zwie­rzę­ca. (...) Nie pró­buj za­tem wierz­gać dzi­ko jak zwie­rzę, ale ucz się ko­chać Boga w po­ko­ju, z gor­li­wą ra­do­ścią i w spo­czyn­ku cia­ła i du­szy” (46).

Uzna­nie pierw­szo­rzęd­nej roli Boga w uświęce­niu nie ne­gu­je ludz­kiej woli. Uka­zu­je jed­nak, że ta ludz­ka wola jest od we­wnątrz przez Boga po­ru­sza­na. Bóg jest jej Stwór­cą, On może na­szą wolą tak po­ru­szać, że nie od­bie­ra nam w tym na­szej wol­no­ści. Święty Pa­weł po­wie, że „to Bóg jest w was spraw­cą i chce­nia, i dzia­ła­nia zgod­nie z Jego wolą” (Flp 2,13). Ży­cie mi­stycz­ne w po­zna­niu i mi­ło­ści ro­ze­zna­je Pierw­sze­go Spraw­cę. Zda­nie się na Nie­go od­po­wia­da naj­głęb­szym ludz­kim skłon­no­ściom. Po­zwa­la czło­wie­ko­wi na­być wła­ści­wą na­tu­ral­ność. Bóg, któ­ry uświęca, nie gwał­ci ludz­kiej na­tu­ry, ale ją udo­sko­na­la. Ła­ska dla na­tu­ry nie jest alie­na­cją, nie jest sztyw­nym gar­ni­tu­rem. Spra­wia, że czło­wiek jest co­raz bar­dziej sobą. Święci za­wsze ce­cho­wa­li się bez­po­śred­nią, peł­ną har­mo­nii oso­bo­wo­ścią. Nie ma nic bar­dziej de­ner­wu­ją­ce­go jak fa­bry­ko­wa­na świętość, mi­ster­nie wy­pro­du­ko­wa­na ma­ska, uda­wa­na po­boż­ność lu­dzi, któ­rzy przyj­mu­ją pozy, mó­wią sztucz­nym gło­sem, do­pa­tru­ją się święto­ści w ge­stach i wy­wo­ły­wa­nych uczu­ciach. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy po­kpi­wa so­bie z ta­kiej er­zac-po­boż­no­ści. Praw­dzi­we zda­nie się na Boga ob­da­rza święto­ścią na­tu­ral­ną, mi­ło­ścią czyn­ną, w peł­ni ludz­ką i za­ra­zem bo­ską, cie­płą, au­ten­tycz­ną, prze­ko­nu­ją­cą. Bo mi­łość Boża roz­la­na w ser­cach ludz­kich (Rz 5,5) nie śpi, ale prze­le­wa się w dzia­ła­nie, oży­wia wszyst­kie wła­dze.

Zgod­nie z czę­stym, choć nie­spre­cy­zo­wa­nym prze­ko­na­niem wie­lu chrze­ści­jan kre­sem ży­cia we­wnętrz­ne­go bę­dzie mi­łość. Uwa­ża się, że naj­pierw trze­ba wie­lu lat asce­zy, pra­cy nad sobą, wy­ra­bia­nia cnót, a w koń­cu Bóg ze swej ła­ski udzie­li chwil mi­stycz­nych. Tyl­ko wy­jąt­ko­we du­sze mogą li­czyć na te nad­zwy­czaj­ne ła­ski. A więc o in­ten­syw­nej, żar­li­wej mi­ło­ści Bo­żej moż­na ma­rzyć, ale tym­cza­sem trze­ba mo­zol­nie wy­ra­biać spra­wie­dli­wość, czy­stość, ła­god­ność, umiar­ko­wa­nie. Ta­kie uję­cie jest sprzecz­ne z doświad­cze­niem nie­któ­rych mi­sty­ków. Sprze­ci­wia się rów­nież ta­kie­mu ro­zu­mo­wa­niu au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy. Czyż Ma­ria Mag­da­le­na, któ­rą przez wie­ki utoż­sa­mia­no z Ma­rią z Beta­nii, nie zo­sta­ła prze­nie­sio­na z do­łów mo­ral­nych na szczy­ty kon­tem­pla­cji jed­nym żar­li­wym po­ry­wem mi­ło­ści? Asce­za z mi­sty­ką się prze­pla­ta­ją. Mi­łość nie jest kre­sem dro­gi, jest punk­tem wyj­ścia. Czło­wiek grzesz­ny, wła­śnie dla­te­go że jest grzesz­ny i sła­by, rzu­ca się z mi­ło­ścią w ob­ję­cia Boże, zda­je się na Jego ła­skę. Opie­ra­nie się na mocy Bo­żej już jest mi­sty­ką. Kto od­naj­du­je Bożą mi­łość, znaj­du­je w niej wszyst­kie po­zo­sta­łe cno­ty mo­ral­ne. Święty To­masz po­wie, że jak na po­zio­mie na­tu­ral­nym, po­zachrze­ści­jań­skim, roz­trop­ność jest cno­tą ogól­ną, obec­ną w każ­dej cno­cie, tak na po­zio­mie nad­przy­ro­dzo­nym cno­tą ogól­ną jest mi­łość. Kto zda­je się na bo­ską mi­łość – ca­ri­tas, do­strze­ga, iż jest ona for­ma omnium vir­tu­tum.

Jest z tego wnio­sek prak­tycz­ny: nie trze­ba naj­pierw z wy­sił­kiem bu­do­wać cnót mo­ral­nych, a do­pie­ro po la­tach ta­kiej gim­na­sty­ki prze­sta­wiać się na po­ziom nad­przy­ro­dzo­ny, na mi­łość. Zresz­tą, czy moż­na kie­dy­kol­wiek za­do­wo­lić się wła­sną do­sko­na­ło­ścią mo­ral­ną? O ile pro­ściej i ła­twiej jest rzu­cić się od razu w ogień Bo­żej mi­ło­ści – tej mi­ło­ści się ofia­ro­wać, na nią li­czyć, a o bu­do­wę gma­chu po­zo­sta­łych cnót za bar­dzo się nie nie­po­ko­ić. Nie ozna­cza to, że one nie są po­trzeb­ne – bez nich mi­łość bę­dzie tyl­ko po­zor­ną, pu­stą fa­sa­dą. Ale gdy ktoś rze­czy­wi­ście od­da­je się praw­dzi­wej mi­ło­ści, jego po­zo­sta­łe cno­ty na­ra­sta­ją same. Nie na dar­mo św. Au­gu­styn wo­łał: Ama et quod vis fac! Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy przy­po­mi­na, że „je­śli praw­dzi­wa mi­łość jest w to­bie, wraz z nią rów­nie praw­dzi­wie, do­sko­na­le i świad­o­mie po­sia­dasz wszyst­kie inne cno­ty” (12). Dla­te­go też po­ryw mi­ło­ści roz­wi­ja­ny w bez­po­ję­cio­wej mo­dli­twie pro­sto­ty jest o wie­le war­to­ściow­szy od wszyst­kich po­kut, choć­by naj­su­row­szych, jak też od naj­ser­decz­niej­szych roz­wa­żań nad wła­snym grze­chem lub na­wet nad ziem­skim ży­ciem Je­zu­sa. Bo je­dy­na rzecz ko­niecz­na to mi­ło­wa­nie i chwa­le­nie Boga dla Nie­go sa­me­go.

Kon­tem­pla­cyj­ne jed­no­cze­nie się z Bo­giem do­ko­nu­je się po­przez ćwi­cze­nie trzech cnót teo­lo­gal­nych. Łą­czą się one ra­zem w jed­nym po­ry­wie ro­zu­mu i woli. Moż­na jesz­cze mó­wić o do­dat­ko­wym ich wspar­ciu przez po­ko­rę. Dla­te­go też nie­któ­rzy współ­cze­śni (np. B. Häring) chcie­li­by po­ko­rę na­zwać czwar­tą cno­tą teo­lo­gal­ną. Po­ko­ra uka­zu­je ludz­ką nie­udol­ność, po­skra­mia pe­la­gia­nizm, otwie­ra na ła­skę. Osta­tecz­nie więc ma za przed­miot Boga. Nasz au­tor pod­kre­śla z na­ci­skiem, że mi­łość, któ­ra prze­bi­ja się przez ob­łok ota­cza­ją­cy Boga, za­wie­ra w so­bie po­ko­rę. Nie trze­ba za­tem spe­cjal­nie pra­co­wać nad po­szcze­gól­ny­mi cno­ta­mi, nie trze­ba mi­ster­nie, per­fek­cyj­nie upra­wiać swe­go du­cho­we­go ogród­ka. Mi­łość kon­tem­pla­cyj­na sa­mo­czyn­nie tego do­ko­na. „Z kró­le­stwem Bo­żym dzie­je się tak, jak gdy­by ktoś na­sie­nie wrzu­cił w zie­mię. Czy śpi, czy czu­wa, we dnie i w nocy na­sie­nie kieł­ku­je i ro­śnie, on sam nie wie jak” (Mk 4,26–27).

Ob­łok nie­wie­dzy jest dzie­łem bar­dzo dzi­siaj po­pu­lar­nym. Świad­czą o tym licz­ne wy­da­nia an­giel­skie oraz tłu­ma­cze­nia. Ta per­ła czter­na­sto­wiecz­nej an­giel­skiej mi­sty­ki ma w so­bie coś bar­dzo świeże­go i no­wo­cze­sne­go. Nie stra­szy au­tor pie­kłem (poza jed­nym in­try­gu­ją­cym ob­raz­kiem, wzię­tym ze śre­dnio­wiecz­nej de­mo­no­lo­gii), nie kła­dzie na­ci­sku na Bożą spra­wie­dli­wość. Nie ma tu­taj sztyw­nej, jan­se­ni­stycz­nej re­li­gij­no­ści sza­cun­ku. Au­tor jest za­fa­scy­no­wa­ny Bo­żym mi­ło­sier­dziem. Wzy­wa do ży­wej, ser­decz­nej od­po­wie­dzi na Bo­ską mi­łość. Taka re­li­gij­ność jest po­cią­ga­ją­ca! Ma on wy­raź­ne zro­zu­mie­nie nie­bez­pie­czeń­stwa re­li­gij­ne­go zner­wi­co­wa­nia. Chrze­ści­jań­skie nor­my mo­ral­ne są zdro­we, wy­zwa­la­ją­ce, ale gdy re­cep­cja tych za­sad bywa emo­cjo­nal­na, ro­dzi to re­pre­sję, uczu­cio­we za­ha­mo­wa­nia i wy­pa­cze­nia. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy prze­strze­ga przed uczu­cio­wą mo­dli­twą, przed uświęca­niem się na siłę, przed prak­ty­ka­mi po­kut­ny­mi, któ­re sta­ją się ce­lem sa­mym w so­bie, wio­dą­cym do au­tode­struk­cji. Nie po­zwa­la na neu­ro­tycz­ne trwa­nie w po­czu­ciu winy. Na­ka­zu­je wy­spo­wia­dać się z grze­chów, a po­tem po­grze­bać je w ob­ło­ku za­po­mnie­nia, by na nowo szu­kać ła­ski, Bo­żej do­bro­ci. Pi­sze ję­zy­kiem pro­stym, eg­zy­sten­cjal­nym, nie­kie­dy dow­cip­nym, nie mę­czy czy­tel­ni­ka słow­nic­twem na­uko­wym, choć dla do­rob­ku oj­ców Ko­ścio­ła i mi­strzów scho­la­sty­ki ma ogrom­ny sza­cu­nek. Umie ze skar­bu ich dok­try­ny wy­do­być na­uki, któ­re przy­stęp­nie wy­ja­śnia czy­tel­ni­ko­wi.

Nie­wie­le wia­do­mo o au­to­rze Ob­ło­ku nie­wie­dzy. Przy­pusz­cza się, że był ka­pła­nem, sko­ro na koń­cu dzie­ła udzie­la swe­go bło­go­sła­wień­stwa. Sam mu­siał być kon­tem­pla­ty­kiem, trud­no so­bie wy­obra­zić, by mógł tak ży­wym ję­zy­kiem mó­wić o dro­gach Bo­żych bez wła­sne­go doświad­cze­nia. Dzie­ło pi­sze oko­ło 1370 roku, kie­dy to Cha­ucer pi­sał swo­je Opo­wie­ści kan­ter­be­ryj­skie. Wnio­sku­jąc z dia­lek­tu jego czter­na­sto­wiecz­nej an­giel­sz­czy­zny, uwa­ża się, że mu­siał po­cho­dzić z pół­noc­no-wschod­nich Mi­dlan­dów. Za­pew­ne był wiej­skim ka­pła­nem, nie­co obe­zna­nym z ży­ciem za­kon­nym, ma­ją­cym gro­no dusz pod­da­nych jego kie­row­nic­twu. Ad­re­sa­tem Ob­ło­ku był mło­dy uczeń pro­szą­cy o kie­row­nic­two du­cho­we. Nie­wąt­pli­wie au­tor orien­to­wał się we współ­cze­snych mu spo­rach teo­lo­gicz­nych do­ty­czą­cych ży­cia du­cho­we­go. Kon­tem­pla­cyj­ne po­szu­ki­wa­nia wzbu­dza­ły kon­tro­wer­sje. Au­tor opo­wia­da się za pry­ma­tem ła­ski w uświęce­niu, oma­wia sto­su­nek cia­ła i du­szy w kon­tem­pla­cji, z za­pa­łem bro­ni war­to­ści ży­cia kon­tem­pla­cyj­ne­go wo­bec – po­wta­rza­ją­ce­go się zresz­tą w dzie­jach – za­rzu­tu bez­czyn­no­ści. Od­rzu­ca he­re­tyc­kie wąt­ki pan­te­istycz­ne, któ­rym ule­ga­ły ru­chy be­ginek i be­gar­dów.

Zo­sta­wił kil­ka dzieł: The Clo­ud of Unk­no­wing (Ob­łok nie­wie­dzy), The Epi­stle of Pri­vy Co­unsel­ling (List o kie­row­nic­twie we­wnętrz­nym), The Epi­stle of Pray­er (List o mo­dli­twie), The Epi­stle of Di­scretion in Stir­rin­gs of the Soul (List o ro­ze­zna­niu), oraz The Tre­ati­se of the Di­scer­ning of Spi­rits (Trak­tat o ro­ze­zna­niu du­chów). Do tych dzieł na­le­ży do­dać dwa prze­kła­dy: Deo- nise Hid Di­vi­ni­te, bę­dą­ce do­wol­nym tłu­ma­cze­niem gło­śne­go dzieł­ka My­sti­ca The­olo­gia Pseu­do-Dio­ni­ze­go, oraz Ben­ja­min, tłu­ma­cze­nie książ­ki Ry­szar­da ze Święte­go Wik­to­ra.

Ci dwaj pi­sa­rze wy­war­li naj­więk­szy wpływ na na­sze­go au­to­ra. Pseu­do-Dio­ni­zy był za­pew­ne sy­ryj­skim mnichem ży­ją­cym na prze­ło­mie pią­te­go i szó­ste­go wie­ku. Śre­dnio­wie­cze po­mył­ko­wo wzię­ło go za Dio­ni­ze­go Are­o­pa­gi­tę, o któ­rym jest mowa w No­wym Te­sta­men­cie (Dz 17,34). Cie­szył się więc przez wie­ki ogrom­nym au­to­ry­te­tem. Głów­nym wąt­kiem jego my­śli jest nie­po­zna­wal­ność Boga. Teo­lo­gia za­chod­nia wo­la­ła okre­ślać Boga po­przez via po­siti­va, prze­no­sząc przy­mio­ty tego świata na Boga. Stąd okre­śla się Boga jako naj­wyż­sze do­bro, pięk­no, mi­łość. Teo­lo­gia ne­ga­tyw­na wy­cho­dzi od in­tu­icji, że Bóg jest to­ta­li­ter alius, cał­kiem inny, stąd le­piej o Nim mó­wić, iż jest nie­skoń­czo­ny, nie­zmien­ny, nie­wy­po­wie­dzia­ny. Gdy umysł kie­ru­je się ku Bogu, na­po­ty­ka ob­łok, któ­re­go prze­bić nie po­tra­fi. Ten ro­dzaj upra­wia­nia teo­lo­gii bliż­szy był men­tal­no­ści chrze­ści­jań­skie­go Wscho­du. Okre­śla­no tam taką teo­lo­gię jako apo­fa­tycz­ną, w od­róż­nie­niu od teo­lo­gii ka­ta­fa­tycz­nej, po­zy­tyw­nej. Dzię­ki jed­nak Pseu­do-Dio­ni­ze­mu nurt apo­fa­tycz­ny nie był cał­kiem nie­obec­ny w teo­lo­gii, a tym bar­dziej mi­styce za­chod­niej.

Ry­szard ze Święte­go Wik­to­ra, zmar­ły w 1173 roku, był Szko­tem; jako ka­no­nik re­gu­lar­ny spę­dził swe ży­cie w Pa­ry­żu. Był opa­tem u Święte­go Wik­to­ra. Zo­sta­wił licz­ne dzie­ła z eg­ze­ge­zy, fi­lo­zo­fii, teo­lo­gii, psy­cho­lo­gii i mi­sty­ki. Nasz au­tor czer­pał z nich ob­fi­cie. To Ry­szard pierw­szy pi­sał o nubes igno­ran­tiae, ob­ło­ku nie­wie­dzy, któ­ry od­dzie­la czło­wie­ka od Boga, oraz o nubes ob­li­vio­nis, ob­ło­ku nie­pa­mię­ci, któ­ry za­kry­wa od­puszczo­ne grze­chy.

Ob­łok nie­wie­dzy wpi­su­je się w nurt czter­na­sto­wiecz­nej mi­sty­ki ka­to­lic­kiej. Był to wiek nie­po­ko­jów i wo­jen, kie­dy roz­pa­dał się jed­no­li­ty do­tąd świat chrze­ści­jań­skiej, za­chod­niej Eu­ro­py. Mię­dzy An­glią a Fran­cją trwa­ła woj­na stu­let­nia, pa­pie­stwo naj­pierw prze­nio­sło się go­ścin­nie do Awi­nio­nu, by po­tem gor­szyć świat ka­to­lic­ki schizmą za­chod­nią. Jed­no­li­ty sys­tem my­śli wy­pra­co­wa­ny przez trzy­na­sto­wiecz­ne su­m­my pę­kał pod na­po­rem no­mi­na­li­zmu i póź­nej scho­la­sty­ki. Roz­wi­ja­ła się świad­o­mość od­ręb­no­ści na­ro­do­wych. Za­ko­ny ule­ga­ły roz­prę­że­niu, czar­na śmierć dzie­siąt­ko­wa­ła mia­sta. Lu­dzie tym­cza­sem gar­nę­li się do Boga. Nie­któ­rzy po­pa­da­li w he­re­zję. Wszy­scy szu­ka­li prze­wod­ni­ków du­cho­wych. Mi­sty­cy opi­sy­wa­li więc swe doświad­cze­nia. Star­czy wy­mie­nić naj­wy­bit­niej­sze po­sta­ci. Li­ta­nia na­zwisk obej­mu­je cały wiek. Geo­gra­ficz­nie się­ga od Szwe­cji i An­glii po­przez Niem­cy do Włoch: Me­ch­tyl­da
(† 1298), Ger­tru­da († 1302), Anie­la z Fo­li­gno († 1309), Mistrz Ec­k­hart († 1327), Jan Tauler († 1361), Hen­ryk Suzo († 1365), Bry­gi­da († 1373), Ka­ta­rzy­na ze Sie­ny († 1380), Ruys­bro­eck († 1381). Do tego gro­na na­le­ży do­dać sze­reg nie­prze­cięt­nych An­gli­ków: Ry­szard Rol­le († 1349), Wal­ter Hil­ton († 1396), au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy († oko­ło 1370), Ju­lia­na z Nor­wich († 1413). Wcze­śniej­sze po­sta­ci tego sze­re­gu to lu­dzie zwią­za­ni z za­ko­na­mi, ich na­uka po­par­ta jest głę­bo­ką teo­lo­gią. W ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach czter­na­ste­go wie­ku roz­prze­strze­nia się ce­cha an­giel­skiej mi­sty­ki: nie­uf­ność wo­bec abs­trak­cyj­nej spe­ku­la­cji oraz wo­bec tra­dy­cyj­ne­go ży­cia za­kon­ne­go. Po­ja­wia­ją się świeccy mi­strzo­wie ży­cia we­wnętrz­ne­go. Nie za­wsze w klasz­to­rach od­naj­du­ją po­szu­ki­wa­ny kli­mat. Nie jest to jesz­cze wro­gość wo­bec in­te­lek­tu, sza­nu­ją oni wiel­kich scho­la­sty­ków, ale od­rzu­ca­ją in­te­lek­tu­alizm, w któ­rym nie od­naj­du­ją od­po­wie­dzi na nur­tu­ją­ce ich py­ta­nia. Szu­ka­ją bo­wiem Boga, a nie na­uki czy eru­dy­cji.

Dla po­szu­ki­wa­nia sa­me­go Boga au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy go­tów jest odło­żyć na bok do­zna­nia mo­dli­tew­ne, me­dy­ta­cje, na­wet roz­wa­ża­nie barw­nych dzie­jów Je­zu­sa Chry­stusa. Po­śpiesz­na lek­tu­ra Ob­ło­ku nie­wie­dzy może za­nie­po­ko­ić mar­gi­ne­so­wym po­trak­to­wa­niem wcie­le­nia. Chry­stus, wcie­lo­ne Sło­wo Boże jest dla nas dro­gą. Nie mamy in­ne­go Po­śred­ni­ka. Czyż­by au­tor, pro­po­nu­jąc cał­ko­wi­cie uprosz­czo­ną mo­dli­twę, chciał po­mi­nąć Zba­wi­cie­la? Nie ne­gu­je on Chry­stusa, nie prze­czy, że roz­my­śla­nie nad ziem­skim ży­ciem Je­zu­sa, Jego męką, śmier­cią i zmar­twych­wsta­niem jest cen­ną prak­ty­ką – dla nie­któ­rych wręcz je­dy­ną. Opra­co­wa­ne póź­niej igna­cjań­skie lub inne me­to­dy me­dy­ta­cji oswa­ja­ją ze Zba­wi­cie­lem, na­sy­ca­ją du­szę Jego ży­ciem. Samo jed­nak roz­my­śla­nie nie wy­star­cza. Wpa­try­wa­nie się w Je­zu­sa za­chę­ca do na­śla­dow­nic­twa. A czyż nie ma spra­wy bar­dziej fru­stru­ją­cej niż pró­ba na­śla­do­wa­nia Je­zu­sa? Czło­wiek nie znaj­dzie w so­bie do­syć sił, aby na­śla­do­wać Boga-czło­wie­ka. Trze­ba za­tem iść da­lej, za­nu­rzyć się w ła­sce, po­zwo­lić Bo­że­mu ży­ciu, by do­ko­na­ło za­bo­ru na­sze­go wnę­trza, by się w nas roz­wi­ja­ło. Na­wet dla gło­śne­go To­ma­sza Hemer­ke­na à Kem­pis na­śla­do­wa­nie Chry­stusa jest wąt­kiem dru­go­rzęd­nym, nie­słusz­nie prze­nie­sio­nym z pierw­szych słów książ­ki na stro­nę ty­tu­ło­wą dzie­ła. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy jest święcie prze­ko­na­ny, że „ża­den czło­wiek nie może ma­rzyć o kon­tem­pla­cji, je­śli nie ma fun­da­men­tu w licz­nych, jak­że za­chwy­ca­ją­cych roz­my­śla­niach, (...) a to o wła­snej nę­dzy, o męce Pań­skiej, o ła­god­no­ści Boga, o Jego wiel­kiej do­bro­ci i god­no­ści. Nie­mniej czło­wiek wpra­wio­ny już w roz­my­śla­niach musi po­rzu­cić je i usu­nąć w ob­łok za­po­mnie­nia, je­śli prze­zna­czo­ne mu jest prze­nik­nąć ob­łok nie­wie­dzy mię­dzy nim a Bo­giem” (7).

Ne­ga­cja wcie­le­nia by­ła­by też za­prze­cze­niem Mi­stycz­ne­go Cia­ła Chry­stusa, Jego Ko­ścio­ła ob­da­rzo­ne­go na­tu­rą sa­kra­men­tal­ną. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy z wiel­kim sza­cun­kiem od­no­si się do Ko­ścio­ła. Wie­lo­krot­nie pod­kre­śla, że mo­dli­twa, do któ­rej za­pra­sza, za­kła­da stan ła­ski, a więc ko­rzy­sta­nie z sa­kra­men­tal­nej spo­wie­dzi, Eu­cha­ry­stii. Nie do­pusz­cza my­śli, że mo­dli­twa kon­tem­pla­cyj­na może pod­wa­żać li­tur­gię czy mo­dli­twę bre­wia­rzo­wą na­ka­za­ną przez Ko­ściół. Cią­gle przy­po­mi­na o po­trze­bie kie­row­nictwa du­cho­we­go.

Nie­wła­ści­we by­ło­by za­tem do­pa­try­wa­nie się związ­ków po­mię­dzy bez­po­ję­cio­wą mo­dli­twą pro­sto­ty Ob­ło­ku nie­wie­dzy a tech­ni­ka­mi me­dy­ta­cyj­ny­mi bud­dy­zmu. Po­do­bień­stwo mię­dzy chrze­ści­jań­ską tra­dy­cją apo­fa­tycz­ną a du­cho­wo­ścią Azji jest tyl­ko po­zor­ne. Au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy, idąc za via ne­ga­ti­va
Pseu­do-Dio­ni­ze­go, wzy­wa do jak naj­prost­szej mo­dli­twy, aby się otwo­rzyć na rze­czy­wi­stość Bożą, na Tego, któ­ry jest samą Mi­ło­ścią, sa­mym da­wa­niem. Do­strze­ga, iż zbyt cięż­ki ba­gaż po­ję­cio­wy może prze­szko­dzić w spo­tka­niu, dla­te­go na­ka­zu­je ten ba­gaż roz­ła­do­wać. Za­po­mnie­nie o so­bie, na­wet o swo­im ist­nie­niu, nie jest w sys­te­mie au­to­ra Ob­ło­ku nie­wie­dzy ne­ga­cją stwo­rze­nia, a więc i Stwór­cy. Je­ste­śmy da­le­ko od skraj­ne­go apo­fa­ty­zmu bud­dyj­skie­go. Chrze­ści­jań­ski apo­fa­tyzm wy­ra­sta z nie­po­rad­no­ści ludz­kie­go umy­słu, któ­ry pra­gnie się przy­bli­żyć do Boga. Azja­tyc­ki apo­fa­tyzm jest za­prze­cze­niem wszel­kie­go ra­cjo­nal­ne­go po­zna­nia. Do tego spro­wa­dza się epi­s­te­mo­lo­gia ja­poń­skie­go sys­te­mu zen. Cho­dzi w nim o wy­zwo­le­nie z ja­snych po­jęć. Nie okre­ślaj ni­cze­go, ni­cze­go nie de­fi­niuj. „Nie myśl, patrz!”1. Zen roz­bi­ja ka­te­go­rie po­ję­cio­we. Ak­cep­tu­je tyl­ko eg­zy­sten­cjal­ne doświad­cze­nie – po­nadra­cjo­nal­ne, po­nadin­tu­icyj­ne. Ale doświad­cze­nie cze­go? Nie mów cze­go, bo już wpro­wa­dzasz po­ję­cia. Po pro­stu: bądź wo­bec. I co da­lej? Nic. „Zen ni­cze­go nie tłu­ma­czy, zen po pro­stu wi­dzi. Co wi­dzi? Ża­den Ab­so­lut­ny Przed­miot, tyl­ko Ab­so­lut­ne Wi­dze­nie”2. Jest to fi­lo­zo­fia po­znaw­czego anar­chizmu.

Cy­to­wa­ny przez Tho­ma­sa Mer­to­na Zen­kei Shi­bay­ama po­rów­nu­je świad­o­mość zen do lu­stra. Lu­stro jest bez­o­so­bo­we i bez­myśl­ne. Po­ja­wia się kwia­tek, od­bi­ja się kwia­tek; po­ja­wia się pta­szek, od­bi­ja się w lu­strze pta­szek. Wszyst­ko jest od­zwier­cie­dlo­ne do­kład­nie, ale gdy rzecz zni­ka, lu­stro po­zwa­la znik­nąć ob­ra­zo­wi – ni­cze­go nie pa­mię­ta, nie przy­zwy­cza­ja się do ni­cze­go. Czy­sta obo­jęt­ność wo­bec bytu. Apo­fa­tyzm chrze­ści­jań­ski nie się­ga tak da­le­ko. Sta­ra się tyl­ko uchro­nić rze­czy­wi­stość ła­ski przed reifi­kacją po­ję­cio­wą.

Jest ja­kieś pierw­szeń­stwo dla doświad­cze­nia re­li­gij­ne­go. Naj­pierw przy­cho­dzi doświad­cze­nie Boga, a po­tem do­pie­ro re­flek­sja teo­lo­gicz­na. Za­chwyt jest pierw­szy. Waż­ne jest w re­li­gij­nym prze­ży­ciu, by nie za­trzy­my­wać się tyl­ko na po­ję­ciach i for­mu­łach ka­te­chetycz­nych, ale by iść da­lej, do oso­bi­ste­go spo­tka­nia. Tego uczy Ob­łok nie­wie­dzy po­przez mo­dli­twę po­nad­po­ję­cio­wą. Ale jest to za­wsze spo­tka­nie z Kimś – kto się ob­ja­wił, ze­słał Syna, któ­ry przy­jął kon­kret­ne ogra­ni­cze­nia cza­so­we i hi­sto­rycz­ne, stał się czło­wie­kiem, jest po­zna­wal­ny po­przez po­ję­cia i wy­obra­że­nia. Skraj­nie apo­fa­tycz­na mi­łość – bez­po­ję­cio­wa, od­rzu­ca­ją­ca dane ob­ja­wie­nia, od­rzu­ca­ją­ca cha­rak­ter oso­bo­wy Boga, nie jest spo­tka­niem, a więc nie jest mi­ło­ścią – jest życz­li­wo­ścią wo­bec Próż­ni, jest obo­jęt­nym uśmie­chem Bud­dy.

W chrze­ści­jań­skim spo­tka­niu z Bo­giem do­ko­nu­je się, dzię­ki ła­sce, wej­ście w in­tym­ne ży­cie Trój­cy. Święty To­masz nie za­wa­ha się mó­wić tu o niby-doświad­czal­nym po­zna­niu Boga. Nie jest to oczy­wi­ście po­zna­nie doświad­czal­ne w ro­zu­mie­niu no­wo­żyt­nym, zmy­sło­wym. Czło­wiek nie do­ko­nu­je eks­pe­ry­men­tu z Bo­giem. Pró­by na­da­nia no­wo­żyt­ne­go sen­su To­ma­szo­wej for­mu­le qu­asi-expe­ri­men­ta­lis co­gnitio mu­sia­ły się za­koń­czyć nie­po­wo­dze­niem. Nie cho­dzi o ja­kąś nową wła­dzę, o „bez­po­śred­nią, po­nadin­ten­cjo­nalną per­cep­cję”
(A. Gar­de­il) ani o „po­śred­nią po­nad­dys­kursyw­ną wie­dzę”
(R. Gar­ri­gou-La­gran­ge), ale o po­zna­nie, któ­re­mu to­wa­rzy­szy mi­łość. A to się do­ko­nu­je po­przez na­tu­ral­ne wła­dze ro­zu­mu i woli. W ciem­no­ści cnót teo­lo­gal­nych po­zna­nie i ko­cha­nie Boga łą­czą się w jed­no. Kto się do Boga zbli­ża, może Go jak­by sma­ko­wać. „Skosz­tuj­cie i zo­bacz­cie, jak słod­ki jest Pan” (Ps 34,9). Dzia­ła­nie Boga w du­szy jest po­ry­wa­ją­ce. Dla­te­go scho­la­sty­cy wy­pro­wa­dza­li ety­mo­lo­gię daru mą­dro­ści, sa­pien­tia, nie od sa­pe­re – poj­mo­wać, ale od sa­por – smak. Do sma­ko­wa­nia Boga w pro­stej mo­dli­twie kon­tem­pla­cyj­nej za­pra­sza au­tor Ob­ło­ku nie­wie­dzy. Da­le­ko stąd do azja­tyc­kiej ado­ra­cji Próż­ni.

***

Ory­gi­nal­ny, średnio­an­giel­ski tekst Ob­ło­ku nie­wie­dzy zo­stał kry­tycz­nie opra­co­wa­ny przez prof. Phy­l­lis Hod­g­son i wy­da­ny przez Oxford Uni­ver­si­ty Press. Tłu­macz ko­rzy­stał tak­że ze współ­cze­snej wer­sji an­giel­skiej, któ­rej au­to­rem jest an­gli­kań­ski du­chow­ny Cli­fton Wol­ters. Z niej za­czerp­nię­ty zo­stał mię­dzy in­ny­mi po­dział na aka­pi­ty. Po­zwo­li­ło to dać prze­kład wier­ny ory­gi­na­ło­wi, a za­ra­zem bar­dziej przej­rzy­sty.

WOJ­CIECH GIER­TYCH OP

1 Tho­mas Mer­ton, Zen i pta­ki żą­dzy, przeł. A. Szost­kie­wicz, Pax, War­sza­wa 1988, s. 54.

2 Tam­że, s. 59.Boże,

ku To­bie otwar­te są wszyst­kie ser­ca,

ku To­bie zwra­ca się wszel­ka wola,

dla Cie­bie nie ma ukry­tych ta­jem­nic –

bła­gam Cię,

tak oczyść za­miar mego ser­ca

nie­wy­po­wie­dzia­nym da­rem swo­jej ła­ski,

bym mógł do­sko­na­le Cię ko­chać

i god­nie wy­sła­wiać. Amen.

PRO­LOG

W Imię Ojca i Syna, i Du­cha Święte­go! Kim­kol­wiek je­steś, któ­ry po­sia­dasz tę książ­kę (być może masz ją na wła­sność, prze­cho­wu­jesz, za­no­sisz ko­muś lub po­ży­czasz), o to cię pro­szę i to na­ka­zu­ję, z całą siłą i mocą, do ja­kiej zdol­na jest mi­łość, byś z wła­snej woli i ze świad­o­mym za­mia­rem nie czy­tał jej, nie pi­sał o niej i nie wspo­mi­nał ni­ko­mu ani też ni­ko­mu nie po­zwa­lał jej czy­tać, pi­sać o niej lub wspo­mi­nać, jak tyl­ko czło­wie­ko­wi, któ­ry we­dług twe­go osą­du na­praw­dę i w peł­ni po­sta­no­wił so­bie po­dą­żać do­sko­na­le za Chry­stusem. Po­dą­żać za Nim nie tyl­ko w ży­ciu czyn­nym, ale i ku naj­wyż­szym szczy­tom ży­cia kon­tem­pla­cyj­ne­go, ja­kie zdo­być może do­sko­na­ła du­sza w śmier­tel­nym cie­le dzię­ki ła­sce Bo­żej. Wi­nien to być za­tem czło­wiek, co do któ­re­go je­steś przeświad­czo­ny, iż od daw­na ze wszyst­kich sił sta­ra się po­przez swe ży­cie czyn­ne dojść do ży­cia kon­tem­pla­cyj­ne­go. W prze­ciw­nym ra­zie z książ­ki tej ni­czego nie poj­mie.

Na­ka­zu­ję ci po­nad­to i pro­szę usil­nie, mocą wła­dzy da­nej przez mi­łość, je­śli­by kto­kol­wiek czy­tał tę książ­kę, pi­sał o niej lub wspo­mi­nał, albo też sły­szał, iż kto inny czy­ta ją lub wspo­mi­na, ty przy­każ mu (jak ja to­bie) za­po­znać się do koń­ca z tym, co czy­ta, mówi, pi­sze lub sły­szy. Może się bo­wiem zda­rzyć, że ja­kaś spra­wa, po­ru­szo­na na przy­kład na po­cząt­ku albo w środ­ku książ­ki, nie jest tam do koń­ca opi­sa­na lub w peł­ni wy­ja­śnio­na w tym sa­mym miej­scu. Je­śli tak, być może mówi się o niej nie­co da­lej albo też przy koń­cu książ­ki. Gdy­by ktoś po­jął tę spra­wę tyl­ko czę­ścio­wo, mógł­by ła­two zbłą­dzić. Aby za­tem oszczę­dzić ta­kiej omył­ki to­bie i in­nym, bła­gam cię, byś w imię mi­ło­ści czy­nił to, co ci na­ka­zu­ję.

Nie zmar­twię się wca­le, je­śli książ­ki tej nie uj­rzą ni­gdy lu­dzie o dłu­gich ję­zy­kach, po­chleb­cy, uda­ją­cy skrom­nych i wy­naj­du­ją­cy uchy­bie­nia, plot­ka­rze i ga­du­ły, ba­ja­rze i zrzę­dy wszel­kie­go ro­dza­ju. Dla ta­kich pi­sać nie za­mie­rza­łem, niech za­tem trzy­ma­ją się le­piej z dala. Po­dob­nie wszy­scy owi ucze­ni (jak i nie­ucze­ni), któ­ry­mi po­wo­du­je je­dy­nie cie­ka­wość. Na­wet je­śli w ży­ciu czyn­nym są to do­brzy lu­dzie, ze spraw tu opi­sa­nych nie poj­mą ni­cze­go. Ina­czej ci, któ­rzy – choć „czyn­ni” w ze­wnętrz­nym spo­so­bie ży­cia – uspo­so­bie­ni są do kon­tem­pla­cji dzię­ki we­wnętrz­ne­mu dzia­ła­niu Du­cha Bo­że­go i Jego nie­zba­da­nym zrzą­dze­niom. Jesz­cze nie bez­u­stan­nie, jak to jest w przy­pad­ku dusz praw­dzi­wie kon­tem­pla­cyj­nych, ale od cza­su do cza­su pra­gną oni doświad­czać ta­jem­nic kon­tem­pla­cji. Je­że­li książ­ka ta tra­fi do ta­kich lu­dzi, po­win­na być dla nich – za ła­ską Bożą – wiel­kim na­tchnie­niem.

Książ­ka za­wie­ra sie­dem­dzie­siąt pięć roz­dzia­łów. W roz­dzia­le ostat­nim opi­sa­ne są do­kład­nie zna­ki, dzię­ki któ­rym du­sza prze­ko­nać się może nie­omyl­nie, czy Bóg po­wo­łał ją do tej pracy, czy też nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: