Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Obrazki z przeszłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obrazki z przeszłości - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 235 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Hunds­feld.

(PSIE POLE). Kart­ka ze sta­rej kro­ni­ki-

Było świę­to apo­sto­ła Bar­tło­mie­ja w roku pań­skim 1109-ym.

Wszy­stek lud mia­sta Gło­go­wa zgro­ma­dził się w ko­ście­le.

A były to cza­sy żar­li­wo­ści wiel­kiej W Wie­rze i cza­sy nie­sły­cha­nych wo­jen, a łu­pie­ży.

Cza­sy krzy­ża i mie­cza.

Za­le­d­wieś kląkł i du­szą uto­nął W prze­stwo­rach nie­ba, trze­ba było się zry­wać i chwy­tać za miecz, aby ode­przeć wro­ga.

Z ostat­niem sło­wem mo­dli­twy śpie­szo­no w bój.

Nie od­pa­sy­wa­no też nig­dy mie­cza, tak, jak nie zdej­mo­wa­no z sie­bie krzy­ża.

Mo­dlo­no się i umie­ra­no.

Spo­wia­da­no i przyj­mo­wa­no Cia­ło Pań­skie, bo nie wie­dzia­no dnia ani go­dzi­ny.

i sta­ło się te­raz oto: gdy ka­płan z bło­go­sła­wień­stwem ku lu­do­wi się zbli­żył, strasz­li­wy okrzyk roz­legł się po ko­ście­le i dresz­czem zzię­bił wszyst­kich!

– Niem­cy idą!

I wszy­scy co no­si­li oręż, wy­bie­gli z ko­ścio­ła i po­gna­li za bra­my gro­du.

Ąle nie­da­le­ko bie­gli, bo wróg stał już pod gro­dem, na­wet na­mio­ty roz­piął.

Nie na­my­śla­no się wów­czas dłu­go. Wpaść, zgnieść co się da, złu­pić i z łu­pem uciec przed więk­sza siłą to wszyst­ko sta­ło się W chwil nie­wie­le.

Szczę­śli­wi ci, co uciec zdo­ła­li w bra­my miej­skie, za­nim je przed nimi za­trza­śnię­to, lecz bia­da tym, co zo­sta­li na pla­cu.

Pa­dli pod strasz­nym mie­czem teu­to­nów. Je­den tyl­ko, je­dy­ny, dzię­ki zręcz­no­ści i chy­żo­ści swych nóg zdo­łał umknąć i po­nieść Wieść o ob­lę­że­niu mia­sta.

Pod mu­ra­mi Gło­go­wa sta­nął Hen­ryk V-ty, ce­sarz Nie­miec, na cze­le mno­gich huf­ców, ma­jąc przy boku prze­nie­wier­cze­go Zbi­gnie­wa i zdra­dli­wych Cze­chów.

Przez gę­ste lasy prze­dzie­ra się zbieg z za­gro­żo­ne­go mia­sta. Pę­dzi dni i noce, zo­sta­wia­jąc po so­bie Wszę­dzie Wieść po­nu­rą.

Daw­no to nie­wi­dzia­ni go­ście w pol­skich stro­nach.

Nie pa­mię­ta­ją ich sta­rzy, plą­czą się tyl­ko o nich po­da­nia mgli­ste wraz z po­gań­skie­mi myty za pra­sz­czu­ra Bo­le­sła­wa Wiel­kie­go.

Do­padł wresz­cie Gło­go­wia­nin miej­sca po­by­tu kró­la, wy­zio­nął wieść i padł stru­dzo­ny.

Król tyl­ko co po­gro­mił Po­mo­rzan, dzi­kich i okrut­nych, przy­wiódł­szy ich do stóp krzy­ża Jesz­cze nie wy­po­czął po krwa­wych zno­jach, jesz­cze nie ob­ra­cho­wał sił, któ­re mu po­zo­sta­ły, gdy Nie­miec, pod­usz­czo­ny przez bę­kar­ta Zbi­gnie­wa, w zmo­wie z Cze­cha­mi za­je­chał w ser­ce na­ro­du.

Bla­dy strach, któ­ry tu przy­gnał Glo­go­wia­ni­na, w po­twor­nych bar­wach wy­sta­wił za­stę­py wro­ga: mó­wił o wiel­ko­lu­dach, za­ku­tych w że­la­za, o strasz­li­wych ma­chi­nach, ja­kich do­tąd nie wi­dzia­no nig­dzie… i były one w rze­czy­wi­sto­ści po­tęż­ne. Ale gdzież te siły, przed któ­re­mi­by za­drżał Bo­le­sław Krzy­wo­usty?

Ka­zał po­dźwi­gnąć stru­chla­łe­go po­sła, za stół go po­sa­dzić i na­kar­mić, a mię­dzy ry­cer­stwem już wsz­czął się roz­ruch i Wrza­wa, i po­sy­pa­ły się od-gróż­ki i za­ki­pia­ła wście­kła żą­dza wal­ki. Już ten i ów wy­stą­pił z radą jak­naj­pręd­szej od­sie­czy. Już szczęk­nę­ły mie­cze i groź­ny bo­jo­wy okrzyk przedarł się z pier­si.

Bo­le­sław siadł spo­koj­nie i wa­żył.

Za­pa­no­wa­ła ci­sza.

Wszyst­kie oczy zwró­ci­ły się bacz­niej w twarz jego i czy­tać W niej chcia­ły my­śli pań­skie.

Ale nie­ła­two ją zba­dać, bo myśl kró­la-bo­ha­te­ra za wy­so­ka dla głów po­zio­mych i wie­dzą o tem po­si­wia­li to­wa­rzy­sze jego wy­praw, pa­mię­ta­ją go mło­dzień­cem jesz­cze, kie­dy zdu­mie­wał po­tę­gą ro­zu­mu, niby z Du­cha św. czer­pa­ną.

Więc i te­raz cze­ka­ją tej płod­nej w na­stęp­stwa my­śli kró­lew­skiej, któ­ra, niby me­te­or pro­mie­ni­sty, ma się wy­ło­nić z jego gło­wy.

I po­wstał Krzy­wo­usty i spoj­rzał po dziel­nych za­stę­pach swo­ich, a w twa­rzy mu świe­ci­ła po­go­da du­szy i ro­zu­mu blask bił od niej.

– O dziel­na mło­dzi, żad­ne­mi bo­ja­mi we­spół ze mną i wy­pra­wa­mi nie­utru­dzo­na! gdy cięż­ki za­mach przy­szedł na wol­ność na­szą i ca­łość, wiem, że się nie za­wa­ha­cie w wy­bo­rze po­mię­dzy ży­ciem sro­mot­nem, a chwa­leb­nym zgo­nem. Ja­bym prze­cie chęt­nie, lub z garst­ką małą, do boju z ce­sa­rzem sta­nął, gdy­bym mógł być pew­nym, iż, sam gi­nąc, nie wy­sta­wiam po so­bie na zgon oj­czy­zny. Lecz gdy na jed­ne­go z na­szych ce­sarz wię­cej niż stu z sobą przy­wiódł, słusz­niej uczy­nię w bez­piecz­nem miej­scu opór mu sta­wia­jąc, niż gdy­bym nie­bacz­nie na­prze­ciw nie­go wy­cią­gnął, a na zgon się na­ra­ził nie­omyl­ny. Już się to samo nam po­czy­ta za zwy­cię­stwo, je­że­li od­por­nie sto­jąc, prze­pra­wy dal­szej mu nie do­pu­ści­my*).

I po­wiódł woj­sko, ob­raw­szy dlań do­god­ne miej­sce nad Odrą, i nie­do­stęp­ne­mi za­sie­ka­mi opan­ce­rzyć je ka­zał, pu­ściw­szy na zwia­dy wpraw­nych po temu lu­dzi.

Gło­gow­ła­nie z mu­rów swych, jak okiem się­gnąć, zo­ba­czy­li mro­wie świe­cą­cych szy­sza­ków

*) Gal­lus.

i zbroi, zo­ba­czy­li te ma­chi­ny strasz­ne, co mia­ły mury gro­du dru­zgo­tać, owe da­chy ko­mór to­czą­ce się na wiel­kich wal­cach, pod któ­rych osło­ną Niem­cy na­cie­rać mie­li.

Nic po­dob­ne­go jesz­cze tu nie wi­dzia­no.

Ze­bra­ła się szyb­ka rada i po­sta­no­wi­ła pro­sić o ro­zejm na pięć dni, do­pó­ki po­sel­stwo od kró­la nie wró­ci.

Ro­zejm przy­ję­to, ale za­żą­da­no za­kład­ni­ków.

Wy­bra­li Gło­go­wia­nie mło­dzień­ców nie­podat­nych jesz­cze do boju i po­sia­li ce­sa­rzo­wi Nie­miec, któ­ry za­przy­siągł, że ja­ka­kol­wiek bę­dzie od­po­wiedź kró­la–czy ona ga­łąz­kę oliw­ną po­ko­ju zwia­stu­je, czy Woj­ną po­gro­zi, mło­dzień­cy bez­piecz­ni wró­cą do gro­du.

1 za­przy­siągł…

W gro­dzie tym­cza­sem nie ocze­ku­ją gnu­śnie Bo­le­sła­wo­we­go wy­ro­ku. Krze­pią sta­re mury.

Uzbra­ja­ją wszyst­ko to, co ma rąk dwo­je…

Pięć dni upły­nę­ło, na­de­szła od­po­wiedź kró­la.

A była ona twar­da, jak stal.

Obroń­com gro­du za­gro­ził szu­bie­ni­cą, gdy­by go pod­dać się od­wa­ży­li.

Schy­lo­no gło­wy przed wy­ro­kiem Bo­le­sła­wa, bo mia­no Wia­rę, że był słusz­ny i świę­ty, i sta­wio­no się przed Hen­ry­kiem z oznaj­mie­niem Woli pań­skiej, żą­da­jąc zwro­tu za­kład­ni­ków.

Roz­śmiał się Nie­miec, przy­wtó­rzy­li mu Zbi­gniew i Świę­to­pełk cze­ski.

– Za­kład­ni­ków wa­szych, sko­ro mi gród pod­da­cie, nie za­trzy­mam, ale w ra­zie prze­ciw­nym i was, jako trwa­ją­cych w bun­cie, i da­nych za­kład­ni­ków na śmierć wy­dam.

Spło­nę­li obu­rze­niem po­sło­wie i ma­łym im się wy­dał ten groź­ny pan nie­miec­kich dzier­żaw, bo oni przy­wy­kli wi­dzieć wiel­kość czy­stą i har­tow­ną, jak ta stal w szczer­ba­tym mle­czu Bo­le­sła­wa.

I Wy­stą­pił je­den z nich i rzu­cił Hen­ry­ko­wi te sło­wa:

– Wiedz­że o tem, iż wol­no ci do­pu­ścić się krzy­wo­przy­się­stwa i mę­żo­bój­stwa, ale da­le­ko od tego, abyś i ta­kim spo­so­bem wskó­rał, a cel do któ­re­go zmie­rzasz, osią­gnął.

I stro­ny obie go­tu­ją się do boju. Niem­cy spo­so­bią na­rzę­dzia, szy­ku­ją puł­ki, ob­le­ga­ją gród wa­łem, Wresz­cie przy­stę­pu­ją do ob­lę­że­nia że­la­zem, pło­mie­niem i ma­chi­na­mi.

Gło­gow­ła­nie od­dzia­ła­mi roz­sa­dza­ją się po bra­mach i basz­tach, umac­nia­ją oko­py, na­rzę­dzia zno­szą, wta­cza­ją gła­zy śmier­cio­no­śne, ko­bie­ty go­tu­ją ko­tły ze smo­łą, chcąc ją u szczy­tów mieć w po­go­to­wiu.

I już sta­nę­li i już cze­ka­ją na dane ha­sła, aby na kark na­jeźdź­ców ru­nąć śmier­cią.

Wtem prze­raź­li­wy, strasz­ny okrzyk nie­wiast, niby z naj­głęb­szych ot­chła­ni ser­ca, roz­darł po­wie­trze.

Mą­żo­wie zdrę­twie­li.

Oto po­su­wa­ją się ku mu­rom ma­chi­ny i ko­mo­ry dla osło­ny ob­le­ga­ją­cych, a do nich przy­wią­za­ne dzie­ci Gło­go­wian, dane w za­kład. Pie­kiel­ny pod­stęp.

Pierw­szy cios, któ­ry pad­nie z rąk ob­lę­żo­nych Gło­go­wian, wy­mie­rzo­ny bę­dzie w ser­ca ich sy­nów.

A ci sy­no­wie tak bli­sko, że wi­dzą tuż przed sobą ich mto­de, nie­win­ne ob­li­cza, wi­dzą bła­gal­ne spoj­rze­nia że­brzą­ce li­to­ści, a z dołu znów sły­szą zło­wro­gie gło­sy Niem­ców;

– Od­daj­cie gród, a sy­nów wró­cim, gdy nie, broń­cie się po tru­pach wa­szych dzie­ci.

Mat­ki "Wyją. Mę­żo­wie to­czą wal­kę z ser­cem, naj­okrut­niej­szą może ze wszyst­kich.

Lecz nie­dłu­go ona trwa­ła, bo pierś mę­ska pę­kła­by pod jej siłą.

Rzu­co­no na sy­nów, tak jak­by na Niem­ców i Cze­chów, grad śmier­tel­nych po­ci­sków.

Mat­ki jesz­cze strasz­niej­szy ryk wy­da­ły, po­tem za­to­pi­ły pa­zu­ry w cia­ło i ru­nę­ły w pro­chu.

Na­stą­pi­ła mała prze­rwa, nim się do no­we­go przy­go­to­wa­no cio­su.

Chwi­la ci­szy, w któ­rej dech za­marł w pier­siach i wro­gom i ob­lę­żo­nym.

W chwi­li tej usły­sze­li Gło­go­wia­nie coś ta­kie­go, co im łzy wy­do­by­ło z mę­skich źre­nic.

Umie­ra­ją­cy mło­dzień­cy, za­wie­dze­ni sro­go na ser­cach oj­ców, Wo­ła­li ko­na­ją­cym gło­sem:

– Bo­le­sła­wie przy­by­waj!

Jęki te wpeł­zły im do je­lit i szarp­nę­ły nie­mi tak sil­nie, że pra­wie z krwią wy­plu­nę­li sło­wa:

– Ze­msta! ze­msta Wiecz­na! okrut­na! nie­skoń­czo­na!

Wście­kłość Gło­go­wian zio­nę­ła na na­past­ni­ków ta­kim gra­dem strasz­nym ka­mie­ni, że cały pierw­szy za­stęp padł pod mu­ra­mi gro­du.

Za­krwa­wio­ne ser­ca kie­ro­wa­ły dłoń­mi oj­ców. Na miej­sce znisz­czo­ne­go od­dzia­łu teu­to­nów wy­sła­no nowy, któ­ry sil­nie na­tarł na Gło­go­wian. Ale spo­tkał od­pór po­tęż­ny. Za­war­cza­ły na wsze stro­ny kusz po­ci­ski, skrzyp­nę­ły ol­brzy­mie bel­ki, z łu­ków strzał kro­cie ze świ­stem prze­rzy­na­ją po­wie­trze, na wy­lot prze­szy­wa­ją się tar­cze, pry­ska­ją har­tow­ne pan­ce­rze, zmiaż­dżo­ne dru­zgo­cą się heł­my, trup pada za tru­pem.

I znów po od­pro­wa­dze­niu ran­nych z pod mu­rów, w miej­sce ich pod­cho­dzą do­tych­czas nie­tknię­ci.

Ster­czą Wie­że nie­miec­kie przy­to­czo­ne do mu­rów, ale im tyl­ko szko­dę przy­no­szą, bo słu­żą za wy­raź­niej­szy cel dla po­ci­sków, któ­re z kusz rzu­ca­ją ob­lę­że­ni.

Bój wre pie­kiel­ny po obu stro­nach. A je­że­li pro­ce Niem­ców rażą ka­mie­nia­mi, to jed­nak nie ta­kie strasz­ne ich cio­sy, jak owych ol­brzy­mich młyń­skich ka­mie­ni lub ostro­ko­łów, rzu­ca­nych na nich z mu­rów.

Niem­cy, po­mo­stem z be­lek przy­kry­ci, pod­su­wa­ją się pod mury, ale w tej chwi­li wła­śnie sta­nę­ły na nich roz­żar­te mat­ki, a każ­da w jed­nej ręce głow­nię, W dru­giej ukrop nie­sie i mio­ta­ją nie­mi na ich gło­wy.

Sta­wia­ją wresz­cie dra­bi­ny tam, gdzie mur od ta­ra­nów się kru­szy, już, już mają sta­nąć u szczy­tu, gdy ro­ha­ty­ny Gło­go­wian dziw­ne spra-

Wia­ją Wi­do­wi­sko: oto W lot po­chwy­co­nych Niem­ców na har­tow­nych ostrzach po­trzą­sa­ją w try­um­fie, a po­tem ich rzu­ca­ją na pa­stwę wście­kło­ści nie­wiast.

Noc wresz­cie kła­dzie kres wal­ce, ale nikt o spo­czyn­ku nie my­śli.

Niem­cy zbie­ra­ją ra­nio­nych i za­bi­tych, Gło­go­wia­nie przy­go­to­wu­ją się do no­wych za­pa­sów.

Prze­cho­dzi dzień je­den i dru­gi, a ci­szy nic nie prze­ry­wa, tyl­ko Gło­go­wia­nie z mu­rów swo­ich przy­pa­tru­ją się dziw­ne­mu wi­do­wi­sku.

Niem­cy co przed­niej­szych tru­pów swo­ich ob­na­ża­ją do naga, wy­pru­wa­ją im wnętrz­no­ści, solą, Won­ne­mi zio­ła­mi i ma­ścia­mi masz­czą, kła­dą na wozy i pod eskor­tą ucie­ka­ją gdzieś z nie­mi da­le­ko do Sa­sów i Ba­wa­rów, dla po­śled­niej­szych ko­pią doły, tyl­ko cia­ła nie­szczę­śli­wych dzie­ci gło­gow­skich Wi­szą jesz­cze na stra­wę żar­łocz­ne­go ptac­twa.

Mat­ki klną prze­kleń­stwem naj­strasz­liw­szem owych cza­sów:

– Bo­daj Was psy zja­dły!

– I do­ką­dże ten bez­czyn­ny spo­czy­nek trwać bę­dzie? – mó­wią Gło­go­wia­nie, a Niem­cy zdu­mie­ni ich od­po­rem ob­li­cza­ją uby­tek sił i ważą, czy im dal­sze ob­lę­że­nie więk­szych strat nie przy­nie­sie.

I znów w bez­czyn­nej zwło­ce dni tra­wią, wy­sy­ła­jąc pod­jaz­dy w oko­li­cę za żyw­no­ścią.

Ale co któ­ry pod­jazd pój­dzie, to wię­cej nie Wra­ca, prze­pa­da niby w bez­den­nych to­niach bez

Dzi­wią się i trwo­żą.

Gdzież jest ten nie­wi­dzial­ny wróg, co niby pa­jąk ol­brzy­mi omo­tu­je ich sie­cią swo­ją? Wszę­dzie i nig­dzie. Kry­ją go nie­prze­by­te lasy.

*

Za­świ­tał wresz­cie dla gło­go­wian dzień ra­do­ści.

Oto na krań­cach nie­miec­kie­go obo­zu ja­kieś po­ru­sze­nie nie­zwy­kłe. Tam wre bój.

To od­siecz im przy­by­wa..

Ale za­nim zdą­ży­li ze­brać się wszy­scy w jed­no miej­sce, by po­dzi­wiać i od­dać się ra­do­ści, bój ustał, obroń­cy ich gdzieś zni­kli, niby cie­nie zwod­ni­cze, tyl­ko Niem­com wię­cej tru­pa do grze­ba­nia przy­by­ło.

I nie zdą­ży­li jesz­cze swe­go dziw­ne­go ob­rząd­ku, gdy bój za­wrzał znów z dru­giej stro­ny, a po­tem z trze­ciej.

To Bo­le­sław rwie i szar­pie po ka­wał­ku nie­miec­ką hy­drę, a co szarp­nie, to się schro­ni w po-bliz­kie lasy.

Nie daje im spo­czyn­ku ni we dnie, ni w nocy.

Zdu­mie­nie i po­płoch ogar­nia wro­ga, bo i Gło­go­wia­nie wy­pa­da­ją znie­nac­ka z poza mu­rów i rą­bią albo chwy­ta­ją żyw­cem Niem­ców, o no­wym sztur­mie już nie my­ślą, ale groź­ba­mi, prze­kup­stwem lub czcze­mi obiet­ni­ca­mi chcą łu­dzić ob­lę­żo­nych, ale nie ich to stra­szyć albo łu­dzić.

Bia­da ci, Wro­gu! W ci­che ser­ca nie­win­nych za­sia­łeś Kły smo­cze okru­cień­stwa. Zbie­rzesz ich plo­ny!

Po na­ra­dach co­fa­ją się Niem­cy, zwi­ja­ją obóz i ku Wro­cła­wiu cią­gną.

I już ode­szli, już ich nie­ma, tyl­ko dzi­kie ptac­two na pu­stych po­lach że­ru­je.

Z lasu wy­chy­la się dru­ży­na na rą­czych ko­niach i po­dą­ża śla­dem teu­to­nów.

Z bo­ków, z tyłu, z przo­du rwie ten łań­cuch i tru­pa­mi zna­czy ich po­chód.

Nie­miec, uzbro­jo­ny cięż­kie­mi że­la­zy, dniem i nocą czu­wa, bo pol­skie lek­kie huf­ce nie dają mu spo­czyn­ku.

Tej sztu­ki Wo­jo­wa­nia nie wi­dzia­ły jesz­cze obec­ne cza­sy.

Bo­ha­ter­stwo, ro­zum, od­wa­ga bu­dzą we wro­gu po­dziw nie­sły­cha­ny i skła­da pieśń ku uczcze­niu pol­skie­go kró­la, któ­re­go ry­cer­skich cnot nie uznać trud­no.

I dzi­wo! Żoł­dac­two nie­miec­kie śpie­wa hymn na cześć Bo­le­sła­wa Krzy­wo­uste­go, pod­czas kie­dy" oręż jego ich­pra­ży, a ce­sarz nie­miec­ki się Wście­ka i ka­rać każe tych, co śmią gło­sić try­umf wro­ga, a jego hań­bę.

Ale kary i groź­by mają ten sku­tek, że pieśń z więk­szym wy­bu­cha ogniem. I nie za­milk­nie aż do mu­rów Wro­cła­wia,

Z bram śro­du wy­cho­dzą nie­wia­sty, a za nie­mi psów cale sfo­ry zmo­żo­ne gło­dem.

Na bu­rzą­cych ma­chi­nach, któ­re po­zo­sta­wi­li Niem­cy pod mu­ra­mi, wi­szą jesz­cze resz­ty po­tar­ga­nych człon­ków nie­szczę­śli­wych gło­gow­skich dzie­ci.

Od­wią­zu­ją je tro­skli­wie mat­ki, ob­wi­ja­ją W płót­na i grze­bią, po­le­wa­jąc ob­fi­cie łza­mi.

A psów przy­by­wa co­raz wię­cej z róż­nych stron, znę­co­nych że­rem.

Nie­wia­sty, za­grza­ne wście­kło­ścią i ze­mstą krzy­czą:

– Za krew sy­nów na­szych niech was zie­mia nie przyj­mie W swo­je łono! Za krew sy­nów na­szych niech was szar­pią psy głod­ne!

I bio­rą po gar­ści zie­mi z świe­żych mo­gił i pę­dzą szla­kiem nie­miec­kim, bo to szlak usy­pa­ny tru­pa­mi mie­czem Bo­le­sła­wa.

Za temi fu­ry­ami ze­msty pę­dzą psy, pod­że­ga­ne ich dzi­kie­mi wrza­ski i szczu­wa­niem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: