- W empik go
Obrazki z przeszłości - ebook
Obrazki z przeszłości - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(PSIE POLE). Kartka ze starej kroniki-
Było święto apostoła Bartłomieja w roku pańskim 1109-ym.
Wszystek lud miasta Głogowa zgromadził się w kościele.
A były to czasy żarliwości wielkiej W Wierze i czasy niesłychanych wojen, a łupieży.
Czasy krzyża i miecza.
Zaledwieś kląkł i duszą utonął W przestworach nieba, trzeba było się zrywać i chwytać za miecz, aby odeprzeć wroga.
Z ostatniem słowem modlitwy śpieszono w bój.
Nie odpasywano też nigdy miecza, tak, jak nie zdejmowano z siebie krzyża.
Modlono się i umierano.
Spowiadano i przyjmowano Ciało Pańskie, bo nie wiedziano dnia ani godziny.
i stało się teraz oto: gdy kapłan z błogosławieństwem ku ludowi się zbliżył, straszliwy okrzyk rozległ się po kościele i dreszczem zziębił wszystkich!
– Niemcy idą!
I wszyscy co nosili oręż, wybiegli z kościoła i pognali za bramy grodu.
Ąle niedaleko biegli, bo wróg stał już pod grodem, nawet namioty rozpiął.
Nie namyślano się wówczas długo. Wpaść, zgnieść co się da, złupić i z łupem uciec przed większa siłą to wszystko stało się W chwil niewiele.
Szczęśliwi ci, co uciec zdołali w bramy miejskie, zanim je przed nimi zatrzaśnięto, lecz biada tym, co zostali na placu.
Padli pod strasznym mieczem teutonów. Jeden tylko, jedyny, dzięki zręczności i chyżości swych nóg zdołał umknąć i ponieść Wieść o oblężeniu miasta.
Pod murami Głogowa stanął Henryk V-ty, cesarz Niemiec, na czele mnogich hufców, mając przy boku przeniewierczego Zbigniewa i zdradliwych Czechów.
Przez gęste lasy przedziera się zbieg z zagrożonego miasta. Pędzi dni i noce, zostawiając po sobie Wszędzie Wieść ponurą.
Dawno to niewidziani goście w polskich stronach.
Nie pamiętają ich starzy, plączą się tylko o nich podania mgliste wraz z pogańskiemi myty za praszczura Bolesława Wielkiego.
Dopadł wreszcie Głogowianin miejsca pobytu króla, wyzionął wieść i padł strudzony.
Król tylko co pogromił Pomorzan, dzikich i okrutnych, przywiódłszy ich do stóp krzyża Jeszcze nie wypoczął po krwawych znojach, jeszcze nie obrachował sił, które mu pozostały, gdy Niemiec, poduszczony przez bękarta Zbigniewa, w zmowie z Czechami zajechał w serce narodu.
Blady strach, który tu przygnał Glogowianina, w potwornych barwach wystawił zastępy wroga: mówił o wielkoludach, zakutych w żelaza, o straszliwych machinach, jakich dotąd nie widziano nigdzie… i były one w rzeczywistości potężne. Ale gdzież te siły, przed któremiby zadrżał Bolesław Krzywousty?
Kazał podźwignąć struchlałego posła, za stół go posadzić i nakarmić, a między rycerstwem już wszczął się rozruch i Wrzawa, i posypały się od-gróżki i zakipiała wściekła żądza walki. Już ten i ów wystąpił z radą jaknajprędszej odsieczy. Już szczęknęły miecze i groźny bojowy okrzyk przedarł się z piersi.
Bolesław siadł spokojnie i ważył.
Zapanowała cisza.
Wszystkie oczy zwróciły się baczniej w twarz jego i czytać W niej chciały myśli pańskie.
Ale niełatwo ją zbadać, bo myśl króla-bohatera za wysoka dla głów poziomych i wiedzą o tem posiwiali towarzysze jego wypraw, pamiętają go młodzieńcem jeszcze, kiedy zdumiewał potęgą rozumu, niby z Ducha św. czerpaną.
Więc i teraz czekają tej płodnej w następstwa myśli królewskiej, która, niby meteor promienisty, ma się wyłonić z jego głowy.
I powstał Krzywousty i spojrzał po dzielnych zastępach swoich, a w twarzy mu świeciła pogoda duszy i rozumu blask bił od niej.
– O dzielna młodzi, żadnemi bojami wespół ze mną i wyprawami nieutrudzona! gdy ciężki zamach przyszedł na wolność naszą i całość, wiem, że się nie zawahacie w wyborze pomiędzy życiem sromotnem, a chwalebnym zgonem. Jabym przecie chętnie, lub z garstką małą, do boju z cesarzem stanął, gdybym mógł być pewnym, iż, sam ginąc, nie wystawiam po sobie na zgon ojczyzny. Lecz gdy na jednego z naszych cesarz więcej niż stu z sobą przywiódł, słuszniej uczynię w bezpiecznem miejscu opór mu stawiając, niż gdybym niebacznie naprzeciw niego wyciągnął, a na zgon się naraził nieomylny. Już się to samo nam poczyta za zwycięstwo, jeżeli odpornie stojąc, przeprawy dalszej mu nie dopuścimy*).
I powiódł wojsko, obrawszy dlań dogodne miejsce nad Odrą, i niedostępnemi zasiekami opancerzyć je kazał, puściwszy na zwiady wprawnych po temu ludzi.
Głogowłanie z murów swych, jak okiem sięgnąć, zobaczyli mrowie świecących szyszaków
*) Gallus.
i zbroi, zobaczyli te machiny straszne, co miały mury grodu druzgotać, owe dachy komór toczące się na wielkich walcach, pod których osłoną Niemcy nacierać mieli.
Nic podobnego jeszcze tu nie widziano.
Zebrała się szybka rada i postanowiła prosić o rozejm na pięć dni, dopóki poselstwo od króla nie wróci.
Rozejm przyjęto, ale zażądano zakładników.
Wybrali Głogowianie młodzieńców niepodatnych jeszcze do boju i posiali cesarzowi Niemiec, który zaprzysiągł, że jakakolwiek będzie odpowiedź króla–czy ona gałązkę oliwną pokoju zwiastuje, czy Wojną pogrozi, młodzieńcy bezpieczni wrócą do grodu.
1 zaprzysiągł…
W grodzie tymczasem nie oczekują gnuśnie Bolesławowego wyroku. Krzepią stare mury.
Uzbrajają wszystko to, co ma rąk dwoje…
Pięć dni upłynęło, nadeszła odpowiedź króla.
A była ona twarda, jak stal.
Obrońcom grodu zagroził szubienicą, gdyby go poddać się odważyli.
Schylono głowy przed wyrokiem Bolesława, bo miano Wiarę, że był słuszny i święty, i stawiono się przed Henrykiem z oznajmieniem Woli pańskiej, żądając zwrotu zakładników.
Rozśmiał się Niemiec, przywtórzyli mu Zbigniew i Świętopełk czeski.
– Zakładników waszych, skoro mi gród poddacie, nie zatrzymam, ale w razie przeciwnym i was, jako trwających w buncie, i danych zakładników na śmierć wydam.
Spłonęli oburzeniem posłowie i małym im się wydał ten groźny pan niemieckich dzierżaw, bo oni przywykli widzieć wielkość czystą i hartowną, jak ta stal w szczerbatym mleczu Bolesława.
I Wystąpił jeden z nich i rzucił Henrykowi te słowa:
– Wiedzże o tem, iż wolno ci dopuścić się krzywoprzysięstwa i mężobójstwa, ale daleko od tego, abyś i takim sposobem wskórał, a cel do którego zmierzasz, osiągnął.
I strony obie gotują się do boju. Niemcy sposobią narzędzia, szykują pułki, oblegają gród wałem, Wreszcie przystępują do oblężenia żelazem, płomieniem i machinami.
Głogowłanie oddziałami rozsadzają się po bramach i basztach, umacniają okopy, narzędzia znoszą, wtaczają głazy śmiercionośne, kobiety gotują kotły ze smołą, chcąc ją u szczytów mieć w pogotowiu.
I już stanęli i już czekają na dane hasła, aby na kark najeźdźców runąć śmiercią.
Wtem przeraźliwy, straszny okrzyk niewiast, niby z najgłębszych otchłani serca, rozdarł powietrze.
Mążowie zdrętwieli.
Oto posuwają się ku murom machiny i komory dla osłony oblegających, a do nich przywiązane dzieci Głogowian, dane w zakład. Piekielny podstęp.
Pierwszy cios, który padnie z rąk oblężonych Głogowian, wymierzony będzie w serca ich synów.
A ci synowie tak blisko, że widzą tuż przed sobą ich mtode, niewinne oblicza, widzą błagalne spojrzenia żebrzące litości, a z dołu znów słyszą złowrogie głosy Niemców;
– Oddajcie gród, a synów wrócim, gdy nie, brońcie się po trupach waszych dzieci.
Matki "Wyją. Mężowie toczą walkę z sercem, najokrutniejszą może ze wszystkich.
Lecz niedługo ona trwała, bo pierś męska pękłaby pod jej siłą.
Rzucono na synów, tak jakby na Niemców i Czechów, grad śmiertelnych pocisków.
Matki jeszcze straszniejszy ryk wydały, potem zatopiły pazury w ciało i runęły w prochu.
Nastąpiła mała przerwa, nim się do nowego przygotowano ciosu.
Chwila ciszy, w której dech zamarł w piersiach i wrogom i oblężonym.
W chwili tej usłyszeli Głogowianie coś takiego, co im łzy wydobyło z męskich źrenic.
Umierający młodzieńcy, zawiedzeni srogo na sercach ojców, Wołali konającym głosem:
– Bolesławie przybywaj!
Jęki te wpełzły im do jelit i szarpnęły niemi tak silnie, że prawie z krwią wyplunęli słowa:
– Zemsta! zemsta Wieczna! okrutna! nieskończona!
Wściekłość Głogowian zionęła na napastników takim gradem strasznym kamieni, że cały pierwszy zastęp padł pod murami grodu.
Zakrwawione serca kierowały dłońmi ojców. Na miejsce zniszczonego oddziału teutonów wysłano nowy, który silnie natarł na Głogowian. Ale spotkał odpór potężny. Zawarczały na wsze strony kusz pociski, skrzypnęły olbrzymie belki, z łuków strzał krocie ze świstem przerzynają powietrze, na wylot przeszywają się tarcze, pryskają hartowne pancerze, zmiażdżone druzgocą się hełmy, trup pada za trupem.
I znów po odprowadzeniu rannych z pod murów, w miejsce ich podchodzą dotychczas nietknięci.
Sterczą Wieże niemieckie przytoczone do murów, ale im tylko szkodę przynoszą, bo służą za wyraźniejszy cel dla pocisków, które z kusz rzucają oblężeni.
Bój wre piekielny po obu stronach. A jeżeli proce Niemców rażą kamieniami, to jednak nie takie straszne ich ciosy, jak owych olbrzymich młyńskich kamieni lub ostrokołów, rzucanych na nich z murów.
Niemcy, pomostem z belek przykryci, podsuwają się pod mury, ale w tej chwili właśnie stanęły na nich rozżarte matki, a każda w jednej ręce głownię, W drugiej ukrop niesie i miotają niemi na ich głowy.
Stawiają wreszcie drabiny tam, gdzie mur od taranów się kruszy, już, już mają stanąć u szczytu, gdy rohatyny Głogowian dziwne spra-
Wiają Widowisko: oto W lot pochwyconych Niemców na hartownych ostrzach potrząsają w tryumfie, a potem ich rzucają na pastwę wściekłości niewiast.
Noc wreszcie kładzie kres walce, ale nikt o spoczynku nie myśli.
Niemcy zbierają ranionych i zabitych, Głogowianie przygotowują się do nowych zapasów.
Przechodzi dzień jeden i drugi, a ciszy nic nie przerywa, tylko Głogowianie z murów swoich przypatrują się dziwnemu widowisku.
Niemcy co przedniejszych trupów swoich obnażają do naga, wypruwają im wnętrzności, solą, Wonnemi ziołami i maściami maszczą, kładą na wozy i pod eskortą uciekają gdzieś z niemi daleko do Sasów i Bawarów, dla pośledniejszych kopią doły, tylko ciała nieszczęśliwych dzieci głogowskich Wiszą jeszcze na strawę żarłocznego ptactwa.
Matki klną przekleństwem najstraszliwszem owych czasów:
– Bodaj Was psy zjadły!
– I dokądże ten bezczynny spoczynek trwać będzie? – mówią Głogowianie, a Niemcy zdumieni ich odporem obliczają ubytek sił i ważą, czy im dalsze oblężenie większych strat nie przyniesie.
I znów w bezczynnej zwłoce dni trawią, wysyłając podjazdy w okolicę za żywnością.
Ale co który podjazd pójdzie, to więcej nie Wraca, przepada niby w bezdennych toniach bez
Dziwią się i trwożą.
Gdzież jest ten niewidzialny wróg, co niby pająk olbrzymi omotuje ich siecią swoją? Wszędzie i nigdzie. Kryją go nieprzebyte lasy.
*
Zaświtał wreszcie dla głogowian dzień radości.
Oto na krańcach niemieckiego obozu jakieś poruszenie niezwykłe. Tam wre bój.
To odsiecz im przybywa..
Ale zanim zdążyli zebrać się wszyscy w jedno miejsce, by podziwiać i oddać się radości, bój ustał, obrońcy ich gdzieś znikli, niby cienie zwodnicze, tylko Niemcom więcej trupa do grzebania przybyło.
I nie zdążyli jeszcze swego dziwnego obrządku, gdy bój zawrzał znów z drugiej strony, a potem z trzeciej.
To Bolesław rwie i szarpie po kawałku niemiecką hydrę, a co szarpnie, to się schroni w po-blizkie lasy.
Nie daje im spoczynku ni we dnie, ni w nocy.
Zdumienie i popłoch ogarnia wroga, bo i Głogowianie wypadają znienacka z poza murów i rąbią albo chwytają żywcem Niemców, o nowym szturmie już nie myślą, ale groźbami, przekupstwem lub czczemi obietnicami chcą łudzić oblężonych, ale nie ich to straszyć albo łudzić.
Biada ci, Wrogu! W ciche serca niewinnych zasiałeś Kły smocze okrucieństwa. Zbierzesz ich plony!
Po naradach cofają się Niemcy, zwijają obóz i ku Wrocławiu ciągną.
I już odeszli, już ich niema, tylko dzikie ptactwo na pustych polach żeruje.
Z lasu wychyla się drużyna na rączych koniach i podąża śladem teutonów.
Z boków, z tyłu, z przodu rwie ten łańcuch i trupami znaczy ich pochód.
Niemiec, uzbrojony ciężkiemi żelazy, dniem i nocą czuwa, bo polskie lekkie hufce nie dają mu spoczynku.
Tej sztuki Wojowania nie widziały jeszcze obecne czasy.
Bohaterstwo, rozum, odwaga budzą we wrogu podziw niesłychany i składa pieśń ku uczczeniu polskiego króla, którego rycerskich cnot nie uznać trudno.
I dziwo! Żołdactwo niemieckie śpiewa hymn na cześć Bolesława Krzywoustego, podczas kiedy" oręż jego ichpraży, a cesarz niemiecki się Wścieka i karać każe tych, co śmią głosić tryumf wroga, a jego hańbę.
Ale kary i groźby mają ten skutek, że pieśń z większym wybucha ogniem. I nie zamilknie aż do murów Wrocławia,
Z bram środu wychodzą niewiasty, a za niemi psów cale sfory zmożone głodem.
Na burzących machinach, które pozostawili Niemcy pod murami, wiszą jeszcze reszty potarganych członków nieszczęśliwych głogowskich dzieci.
Odwiązują je troskliwie matki, obwijają W płótna i grzebią, polewając obficie łzami.
A psów przybywa coraz więcej z różnych stron, znęconych żerem.
Niewiasty, zagrzane wściekłością i zemstą krzyczą:
– Za krew synów naszych niech was ziemia nie przyjmie W swoje łono! Za krew synów naszych niech was szarpią psy głodne!
I biorą po garści ziemi z świeżych mogił i pędzą szlakiem niemieckim, bo to szlak usypany trupami mieczem Bolesława.
Za temi furyami zemsty pędzą psy, podżegane ich dzikiemi wrzaski i szczuwaniem.