- W empik go
Obrazki z życia kobiecego - ebook
Obrazki z życia kobiecego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 189 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Darujcie, łaskawe czytelniczki, że odrazu na smutną, nutę nastroję niniejsze opowiadanie, przenosząc myśl waszą, w miejsce żalu, boleści i głuchej rozpaczy. Jesteśmy na cmentarzu…. Nad świeżą mogiłą, stoi nieliczna drużyna. Zimne łono ziemi pochłania nową ofiarę. Żałośna nuta pogrzebowej pieśni odbija się, ponurem echem od głazów cmentarnych. Na twarzach obecnych różne malują; się uczucia. Jedni przyszli tu z chłodną, obojętnością, w sercu, jakby z konwenansowem pożegnaniem na zawsze znajomej osoby; inni z wytartą monetą powszednich uczuć, z chwilowym żalem po towarzyszu czy towarzyszce życia; na kilku tylko twarzach głębsze malowało się uczucie. Lecz oto przy trumnie stoi czarno ubrana postać z wyrazem martwej rozpaczy na twarzy, z głową pochyloną na piersi i załamanemi rękoma. Spojrzawszy na ten posąg boleści, odgadniesz odrazu, że stoi nad trumną najdroższej istoty, do której wiąże go nić najserdeczniejszych uczuć.
Głucho jękło wieko trumny, kiedy obojętne i życzliwe dłonie rzuciły nań grudy zimnego piasku, a jednocześnie zawtórzył głuchy jęk piersi kobiecej, i jakieś ciało upadło na ziemię. Niema zaiste bardziej ponurej i przerażającej melodii nad te dwa bratnie jęki.
Ale rzućmy zasłonę na żałośny ten obraz i podążmy z bohaterką naszego opowiadania do osamotnionej siedziby na jednej z drugorzędnych ulic Warszawy. Jesteśmy w skromnem mieszkanku, złożonem z dwóch pokoików i kuchenki. Całe urządzenie i umeblowanie obok cech ubóstwa odznacza się pewnym gustem i elegancyją, świadczącą, że właścicielki tej siedziby przywykły do innego życia. Między sprzętami znajdują się różne ozdobne cacka – pamiątki lepszej przeszłości. Nie będziemy szczegółowo opisywali wam, łaskawe czytelniczki, tej skromnej siedziby, gdzie na każdym kroku znać było rączkę jakiegoś białego aniołka. Przypatrzcie się swoim własnym gniazdeczkom, a będziecie miały wierny obraz uroczego schronienia.
Widzimy tu jednakże pewne zaniedbanie, które każe się domyślać, że w tem cichem ustroniu zdarzyło się cóś niespodziewanego, że może jakaś burza życia przeszła tędy.
Pusto i głucho w obu izdebkach. Mrok wieczorny pokrywa wszystko jakąś tajemniczą, szatą, jakby kirem żałobnym.
Ukryta w ciemności, spoczywa na kozetce w nieruchomem odrętwieniu czarno ubrana postać kobieca. Zdaje się być na pół martwą istotą; wzrok jej osłupiały, w jeden punkt zwrócony, nie spostrzega nic około siebie. Trudno wyczytać z niego, jakie uczucia miotają duszą kobiety. Snać oszołomiona gromem nieszczęścia, pozostaje w tej przejściowej fazie odrętwienia, kiedy biedny rozbitek nie pojmuje jeszcze ogromu niedoli, widzi tylko, że mu cóś wyrwano z piersi, że wkoło jakaś pustka głucha; w uszach brzmi ostatnia nuta pogrzebowej pieśni, przed oczyma stoi czarne trumny wieko i jacyś ludzie okrutni, co do zimnej składają je ziemi!
Jasny promień księżyca oświecił tę postać zbolałą, i złocistym smugiem spoczął na bladej twarzyczce młodziutkiego dziewczęcia o pięknych rysach i cudnych modrych oczętach.
W uroczem, aczkolwiek skromnem schronieniu postać ta wyglądała jak biedny rozbitek – na gruzach przeszłości.
Pusto i głucho było w tych komnatach, gdzie niedawno dźwięczał słodki głos matki. Biedne opuszczone dziewczę nie ma już piersi, do którejby przytulić się mogło. Jak słaba latarośl, oddana na pastwę wichrom, kto wie, czy wytrzyma burzę życia. Życia!… jak dziwnie brzmi ten wyraz w ustach młodej dziewczyny. Dotychczas było ono dla niej pustą igraszką; szła po kwiecistej jego niwie bez troski na pogodnem czole, bez myśli o jutrze. A teraz staje przed nią jako groźna zagadka przyszłości!
Marynia (tak się nazywa nasza bohaterka) była córką zamożnych niegdyś rodziców. Na kwiatach szczęścia przeszło jej życie całe. Jedyną boleścią, jakiej doznała, była śmierć ojca. Pod skrzydłem kochającej matki wesoło mijały wiosenne lata dziewczęcia. Aczkolwiek ze śmiercią ojca stan majątkowy opuszczonych kobiet znacznie się pogorszył, nie zaznały jednakże biedy. Skromna emeryturka wystarczała na przyzwoite utrzymanie, a kochająca matka nie jedną noc przepędziła nad pracą, aby zarobić na nową sukienkę lub kapelusik dla swej jedynaczki. Przewidując myślą każdą zachciankę dziewczęcia, pragnęła usłać jej kwiatami szczęścia drogę życia, pragnęła zwiać każdą chmurkę troski z pogodnego czoła. Nie mając żadnego pojęcia o zasadach wychowania, kierowała się jedynie źle zrozumianą miłością rodzicielską. Sama nie pojmowała zadania życia, bo i nie znała go wcale. Z pod opieki rodziców dostała się pod opiekę męża, a i po jego śmierci, mając zapewnione jakie takie utrzymanie, nie zaznała nigdy, co to walka o byt – o kawałek chleba. Życie o własnych siłach było dla niej nieznaną zupełnie krainą. To też nie umiała wprowadzić tam córki swojej. Przyszłość nigdy nie stanęła przed nią z palącą zagadką życia, z bladą marą głodu, upokorzenia i… upadku. Nie przypuszczała, aby kobieta mogła iść po ciernistej drodze bez silnej podpory męzkiej, sama… o własnych siłach. Marynia rosła, jak uroczy kwiatek wiosenny; czuwano nad każdym jej krokiem, osłaniano przed burzą życia i wyhodowano sztuczną roślinę o cudnych barwach i woni, ale słabą i nieudolną. Kraina marzeń wykołysała uczucie i wyobraźnią dziewczęcia – tam widziała idealne barwy życia, pełne przecudnych promieni; rzeczywistości nie znała zupełnie. O gruntownem wykształceniu jej umysłu niepomyślano bynajmniej, gdyż uważano je za rzecz niepotrzebną dla kobiety. Nie nauczyli tez biednego dziewczęcia żadnej pracy pożytecznej, którą na kawałek chleba zarobićby można. Słowem, stworzono jakąś sztuczną roślinę, niezdolną kwitnąć i rozwijać się na otwartem polu życia – istotę, nie przygotowaną do samoistnego bytu. Nie przewidywano, że kiedyś okrutna dłoń losu może odjąć jej podporę, wyrwać z domowego ogniska i postawić na szerokiej drodze, gdzie, aby ostać się i mieć prawo bytu, potrzeba mieć siły… do życia.
Mamy więc przed sobą słabą efemeryczną istotę. W pierwszej chwili osłupienia pod gromem boleści nie stanęła jeszcze przed duszą dziewczęcia paląca zagadka przyszłości.
* * *
Znużenie przemogło boleść; dziewczę zasnęło późno w nocy. Lecz spoczynek to był tylko dla ciała, a nie dla" duszy. W mózgu roiły się gorączkowe mary; przed wyobraźnią stawały dziwnie chaotyczne obrazy. Z początku uroczy sen odsłonił jej przeszłość niedawno ubiegłą; widziała się na łonie ukochanej matki, czuła gorące bicie jej serca, oglądała raz jeszcze twarz jej łagodną i uśmiechniętą. Spoczywały obie na jakiejś kwiecistej łące. Wonny zefir pieścił skronie dziewczęcia; wokoło leżał przepyszny kwiecisty kobierzec, a tysiące ptasząt nuciły wesołe piosenki. Nagle grom jakiś uderzył z pogodnego nieba; dziewczę podniosło przestraszone oczy; matki już nie było; została sama jedna – tylko w oddali ujrzała czarną trumnę i ludzi, co ją chowali do ziemi. Chciała biedz, krzyczeć, ale jakaś nieprzeparta siła trzymała ją w miejscu….
Gwałtowna burza uczuć przerwała sen dziewczęcia. Marynia otworzyła oczy i jakimś martwym, osłupiałym wzrokiem spojrzała dokoła. Któś zasztukał do drzwi…
– Kto tam? – zapytała strwożona.
– Ja!…. stróż!… odezwał się głos za drzwiami.
– A czego chcecie?
– Pan gospodarz każe, żeby się panienka jak najprędzej wyprowadziła z mieszkania, bo za ostatni kwartał niezapłacone komorne.
Dziewczę nic nie odpowiedziało, tylko zwolna podniosło główkę i jakby pragnąc zebrać myśli, przycisnęło obie dłonie do palących skroni. Pierwszy raz stanęło przed nią życie z surowem obliczem, pierwszy raz musiała pomyśleć o przyszłości. Długo… długo zbierała rozproszone myśli. W duszy odżył cały ogrom świeżej boleści, i gorzkie łzy rozpaczy zrosiły blade lica. Jak rozbitek na głębokich falach morza, nie wiedziała, co począć, w którą zwrócić się stronę. Wiedziała tylko, że trzeba opuścić to miejsce, gdzie cała przeszłość żyła niedawną jeszcze pamiątką, trzeba iść… ale dokąd?…. Kto ją przyjmie pod opiekuńcze skrzydła?… Sama jedna na obszernym świecie. Ta myśl okrutna złowrogim jękiem ozwała się w zbolałej duszy.
Zbyt wcześnie porywał ją wir nowego życia, zbyt wcześnie stanęła przed nią zimna mara rzeczywistości. Skołatana myśl dziewczęcia nie zdołała jeszcze ochłonąć z pierwszego wrażenia boleści, a tu trzeba skupić wszystkie siły ducha i stanąć do walki z życiem.