- W empik go
Obrazy Rusi Czerwonej - ebook
Obrazy Rusi Czerwonej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 288 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp. Podole. Widok okolicy. Płaszczyzny i stepy. Ruiny zamków obronnych. Własność ziemi. Urodzajność i uprawa. Klimat.
Niepotrzebnie rozwodziłbym się nad pożytecznością opisów szczegółowych, bądź całych ziem i powiatów, bądź pewnych tylko okolic. Dokładne opisy miejsc pojedyńczych, prowadzą do dokładnej znajomości krajów całych. Opisy podobne, ile być może z własnych piszącego postrzeżeń, kreślące stan jakiego kraju pod względem topograficznym, etnograficznym i statystycznym, razem zebrane, utworzyłyby nieoceniony materyał dla przyszłego historyka i badacza społeczeńskich przeobrażeń w narodach. Przemijają pokolenia, zmieniają się obyczaje, giną w niepamięci najciekawsze nieraz szczegóły i rysy obyczajowe charakterystyczne. To, co dziś wydaje się nam częstokroć nic nie znaczącą drobnostką, w chwili, gdy na nią patrzymy niegodną wcale uwagi, kiedyś, po długim lat przeciągu, będzie może właśnie jednym z najciekawszych rysów, do złożenia obyczajowego obrazu dawno minionych czasów.
Tą myślą wiedziony, w chęci przyczynienia się bogdajby jedną małą cegiełką do użytecznej budowy, przedsięwziąłem opisać tę mianowicie niewielką cząstkę Podola, która w obecnćm rozgraniczeniu politycznćm należy do Galicyi. Opis niniejszy dalekim jest od pretensyi aby był dokładnym i wyczerpywał przedmiot zupełnie. Niema w nim ani z góry zakreślonego systemu, ani ścisłości, której po naukowych wymagamy badaniach. Piszę na co patrzę, com widział własnemi oczami. W opisie tym chodziło mi nieraz więcej o zanotowanie drobnostek, które prędzej niż inne ważniejsze rzeczy uchodzą zwykle uwagi i pamięci, a które przecież mogą częstokroć bardzo objaśnić ciemniejsze właśnie miejsca obrazu i uzupełnić jego całość. W każdym razie pismo niniejsze ma przynajmniej wartość świadectwa z pierwszej ręki.
O półtorej mili za miastem Złoczowem, za górą Płuhowską, zmienia się raptownie cała fizyognomia okolicy. Dostawszy się na szczyt góry, widzisz przed sobą daleko rozpostarte równiny. Jesteś na wysoczyźnie szerokiej na kilka mil, która ciągnąc się od Karpat ku północno-wschodowi, wygina się brzegiem Podola. Tu powietrze wieje chłodniejsze, wiosna spóźnia się, śniegi leżą dłużej po polach, niźli o kilka mil dalćj na wschód, na płaszczyznach podolskich. Jestto najwyżej położony pas ziemi, rozdzielający okolice całkiem różne od siebie na pierwszy rzut oka. Na zachód ziemia łamie się i rozpada w rozmaitego kształtu wzgórza. Łańcuchem ciągną się Gołogóry, piętrzą obrosłe sosnowemi bory malownicze góry Podhoreckie, ciemnieją Sasowskie lasy; dalej ku Lwowu po za górami moczary i trzęsawiska w okolicy Bortkowa, Buska, Jaryczowa, a za niemi znów piaski Gliniańskie.
Inna zupełnie powierzchowność okolicy na wschód. Tam szerokie, okiem nieprzejrzane równiny, nieznaczne pagórki, rysują, się ledwo dostrzeżone ponad powierzchnią ziemi. Jeśli dolina lub jar mały zieleńszy przerwie jednostajność okolicy, to nie dojrzeć tego z pośrodka płaszczyzn w dali. Po zachodniej stronie tej wysoczyzny Bug i inne wody, które on w siebie zabiera, płyną na północ do Wisły ku Bałtykowi. Na wschód podolskie rzeki: Seret, Hniezna, Zbrucz, Strypa dążą na południe do Dniestru i wraz z nim płyną do morza Czarnego. Po stronie od wschodu płaskowzgórze pochyla się zwolna i za Jezierną od Tarnopola zaczyna się istne Podole, ciągną się już płaskie, nieprzejrzane okiem równiny ku Miodoborskim górom, a dalej po za Zbrucz ku południowi aż po ukraińskie stepy, z któremi się łączy Podole.
Na równinach ogromne wsie podolskie, obsadzone wierzbami, wyglądają jak zielone oazy sród stepu płowych zbóż. Drogi nudne, jednostajne, chyba że kto się wzwyczai i rozkocha w nieustannym szmerze zbóż falujących na wietrze. Wsie rozrzucone daleko jedna od drugiej. Czasem potrzeba dwie i trzy mile jechać, uim się dojedzie od wsi do wsi. Ale u miejscowego chłopa to zawsze tylko jedna mila. Lud nieznający innego rozmiaru, jak tylko te właśnie sioła, które sam zamieszkuje i któremi niby geometra poprzecinał płaszczyzny, nie umie też inaczej obliczać odległości i dzielić przestrzeni, ani orientować się inaczej. U niego ze wsi do wsi zawsze mila, czy ją potrzeba jechać godzinę, dwie, czy półtorej. A że wsie daleko jedna od drugiej, więc i mile, stosując się do tej odległości, rosną w potężny rozmiar. Ztąd sławne z swój długości mile podolskie przeszły już w przysłowie. Na Ukrainie, gdzie step rozleglejszy i wsie rzadsze, i mile bez porównania jeszcze większe, a gdy ci chłop ruski powie że mila kozacka, to już oddaj się Bogu i jedź przynajmniej dobre pół dnia.
Gleba podolska urodzajna, pszeniczna. Orać ją potrzeba czterema, lub nawet sześcią wołmi… ale zato niedarmo to poszło w przysłowie, że na Podolu jak iv stodole i niedarmo mówi o niem poeta:
Ziemie czarne, niepochybne,
Pasze żyzne, wody rybne,
Mało wprawdzie troche łasa,
Ale zato chleb do pasa.
Już to prawda, że o las tutaj trudno. Wsie liczące po kilka tysiący morgów ornego gruntu, nie mają częstokroć i piędzi lasu; kilka grusz na podwórku, wierzby nad stawem, lub te któremi wieśniacy obsadzają rowy i swe obejścia, z popodkrzesywanemi wiecznie gałęźmi i wiecznie odrastającą zieloną koroną, oto są lasy podolskie. Jadąc nieraz dzień cały, nie zdybie się cienia, tylko czasem w dali na krańcach widokręgu zaszarzeje lasek i zgubi się, spływając z szarawym nieboskłonem.
A gdzieś widne w sinej dali
Brzozy smutne i powiewne,
I dąbrowy starodrzewne.
Łany dworskie mają po kilkaset morgów objętości, a że i chłopi, acz mniejsze i rozrzucone, posiadają grunta, trzymają się zwykle tej zasady, że wszystkie oziminy zasiewają razem w jednej części, a w innej znów wszystkie jarzyny, a znów inną pozostawiają co trzeci rok odłogiem. Podolanin trzyma się bowiem trądycyonalnie trzypolowego gospodarstwa, z czego wynika, że całe okiem nieprzejrzane obszary, jednostajnym gatunkiem zbóż obsiane, wydają się jak ogromne kłosiste morze, na którego powierzchni nie ujrzysz żadnej odmiany, żadnej różnobarwności dla oka. I tak pół mili, albo i milę całą jedziesz śród łanów złocistej pszenicy, szarawego żyta, lub hreczki, której tu wiele sieją. Kiedy wjedziesz na odłogi, szczególniej w dzień świąteczny, okolica wyda ci się więcej urozmaiconą. Ujrzysz bowiem błąkające się swobodnie po pastwisku tu konie wieśniacze, które po całotygodniowej pracy wypuszczono na odpoczynek i paszę, owdzie rozsypaną po błoniu trzodę gromadzką, krówki niewielkie, lecz owce duże, o wełnistem runie, najczęściej czarnej barwy. Bliżej drogi widzisz miejscami gromadkę chłopców, którym powierzona trzoda. Mało bacząc ua nie, bo na obszei-nych przestrzeniach mogą, sobie bujać swobodnie, chłopcy grzeją się na słońcu, a w dniach dżdżystych ponakrywani płachtami i weretami 1), siedząc lub leżąc, przygrywają na wierzbowych fujarkach, plotą kapelusze ze świeżej słomy żytniej, lub gwarzą i przyśpiewują swobodnie, acz zawsze na tęskną nutę: bo właściwa pieśń ruska innej nie zna.
Gdy jedziesz drogą, a szeroki pas kurzu, widny zdaleka, wężem zacznie się zwijać i wznosić za twym wozem, wnet wszystkie głowy zwrócone w tę stronę, wypatrywać będą podróżnego i przyglądać mu się ciekawie. Ciekawość, to wrodzony przymiot człowieka, a cóż dopiero na jednostajnym stepie! Gdy się zbliżysz, zdejmą skwapliwie kapelusze, mniejsze dzieci pokłonią się aż do ziemi i wszyscy jednogłośnie powitają cię zwyczajnym pozdrowieniem:
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
– Na wieki wieków, odpowiesz, a gdy oddalając się spojrzysz poza siebie, długo jeszcze i długo z za tumanu kurzawy zobaczysz w tę stronę zwrócone i poglądające za tobą ciekawe chłopięce twarze.