- W empik go
Obrazy z życia i z podróży - ebook
Obrazy z życia i z podróży - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 220 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy duszę łza opłynie,
Kryje smutek wdzięki świata,
A gdy lekko myśl podlata,
Łza w uśmiechu rzewnym ginie
I tak mija życie całe,
Z wielkich bólów – pieśni małe.
Nie zawsze niewód po głębiach brodzi,
Jest po połowie chwila pokoju,
Kiedy na poły złożony w łodzi,
Na poły w modrym nurza się zdroju; –
I gdzie swobodnych rybek rój bratni
Pod ciepłym brzegiem wesół się zbiera,
Skubiąc bezpiecznie koniuszki matni,
A z śmiechem na nie rybak spoziera….
I myśl nie zawsze dnem życia chodzi,
Nie zawsze z żalem do gwiazd przypada,
Jest chwila w której z życiem się godzi,
I z tem co rade, bawićby rada.
Alboż w kochaniu – choć najłaskawsze,
Co to tam cierni, co tam boleści,
Kiedy w głąb duszy spojrzeć niewieściej!
A i w kochaniu jednak nie zawsze.
Mam ci jak wiecie, mam ja dziewicę.
Sami ją znacie – co za dziewoja!
Oczy jej smutne, jak dwie krynice,
Bo dużo biedna – biedna, bo moja!
Jednak nie zawsze taka mi smutna,
Czasem ją najdzie nawet pustotka;
I niby sroczka, niby szczebiotka,
Już i wesoła, i bałamutna.
Nieraz mnie muśnie rączką przez czoło,
I grozi przy tem, a grozi srogo:
"Proszę nie myśleć! patrzeć wesoło!
"A tylko zaraz, bo tupnę nogą!"
Lecz kiedy smutków mych nieubywa,
To mnie na piękne potem obśmiewa,
To mnie wytwarza, jako się gniewam,
Jak lulkę palę, jako się trzymam,
Jak w dobrą chwilę czasami śpiewam,
W tęskną się smucę, a w złą się zżymam.
– To znów przedemną stanie ze wzgardą,
I małą bródkę podniesie hardo!
I wzrok układa, gniewny i kosy,
I wąs pokręca, i mruczy z cicha,
Lub garnąc z smutkiem od skroni włosy,
Tak po mojemu patrząc – w świat – wzdycha.
I póty grozi, cieszy i smuci,
I przypowiada, i bałamuci,
To po mojemu – to po swojemu –
Aż się tam przerwie smutkowi temu –
Aż mnie całego w końcu obśmieje,
Aż w końcu spadnie myśli opona
Z czoła swobodną rączką strącona,
A coś tak dziwnie serce rozgrzeje!
Takie to piosnki – Wam ja dziś niosę,
Jak Pani moja, przez łzę śmiejące,
Jak ów śpiew wiejski puszczon na rosę,
W biegu ocuca krzewy drzemiące: –
Niech Wam rozbudzi zakąt domowy,
I skona w łąkach między dąbrowy.
Co napotkamy w tym naszym biegu,
Co nas ponęci prawdą, urodą,
Toć już zabierzem do swego brzegu,
I na świat wyrwiem z tego ukrycia,
Miniem mogiły – a wierzchem życia
Pluśniem wesoło, jak rybka wodą!…
w Klęczy 1834.II.
Co nas wiąże, to i broni,
To i zbliża w pierwszym kroku:
Oto serce masz na dłoni!
Myśl w tych słowach! duszę w oku!
"Ha! jak się macie w halach gazdowie?"
– Zkądże nas znacie? zkądże to przecie? –
Po chrzcie, po chlebie, po ludzkiej mowie,
Po czem się ludzie znają, na świecie."
– A to witajcie! Zkąd Bóg prowadzi?
Pewno idziecie szukać tu złota? –
Myby go sami wynaleźć radzi,
Ale to płonna dla nas robota. –
Bo czarnoksiężnik skarby zamówił,
I błędną ścieszka człowieka wlecze;
Choćbyś to złoto, już, już ułowił,
Niby to para, z ręki wyciecze.
"Szukam ja wprawdzie – szukam ja złota,
Ale nie tego co ludzie kopią:
Bo złotem mojem, prawda żywota,
I dusza, której djabły nie stopią." –
– Co tam – ku swoim, rzekł góral stary –
Co wy tam znowu człeku bajecie? –
Złoto, nie złoto! czary, nie czary!
No – kiedy z drogi, to siądźcie przecie…
Witajcie w halach! A czy z daleka? –
Pewno ze z Lachów? – my Lachów chwalim.
Siądźcie za stołem! Kachno zwarz mleka,
A my tymczasem lulkę zapalim.
Nie chcę waszego. – Ja inny palę!
Chłop tem zuchwalszy, czem więcej biły;
Niemiecki tytoń, człeku nie syty,
Więc ja też sobie Basiaka chwalę. –
"Gładko się rzekło, co z serca idzie;
Stara przypowieść: "Po grosz do miasta,
A już do chłopa po rozum w biedzie"
Jestem więc w halach z wami – i basta!"
– Gładko ja rzekłem, lecz i wy prawo –
Kachno! czy słyszysz? Nie warz już mleka,
Lecz skocz po wódkę. – A tylko żwawo –
Trzeba pogościć tego człowieka. –
Ludwikowi Zejsznerowi,
badaczowi dziejów ziemi Ojczystej
powieść ludu Górskiego o
dziejach tej ziemi
w dowód wysokiego poważania
poświęca
AutorIII.
Woda płynie,
Wiater wieje,
Człowiek ginie
Ale dzieje
Powieść sieje
A pieśń leje.
Ha! ha! pocieszne i pytanie Waszę!
Zkąd się w tych górach wzięło plemie nasze?
Czemuż to człeku nic pytacie o to:
Zkąd się w tych Tatrach bierze Polskie z foto?
Od wieków wieka, jak lasy i hale,
Osiedli wszystkie te działy górale;
Lecz jako każdy dziś wam jeszcze powie,
A naszym ojcom mawiali ojcowie,
Drzewiej tu u nas inaczej bywało –
Gdzie dziś doliny, tam jezioro stało –
Po "Górzec" tylko zbierała miód pszczoła –
A Tatry dumaj oblewał do koła.
Gdzie dziś Orawa, i Dunajec płynie,
Morska się ryba pławiła w głębinie. –
I tak to było. – Aż lud uweselić
I między ojców polany podzielić,
Ściągnął król w góry ze stolicy swojej,
I stanął w "Górcu" gdzie "święty krzyż" stoi,
A był to mocarz potężny i dobry,
Dziad wszystkich królów – zwań Bolesław Chrobry.
Stanął na Górcu, i spojrzał w około,
I zdjął koronę, i przeganiał czoło,
Takto się zdziwił, i ludem i światem;
Więc ziemię świętą okrył swym szkarłatem,
I po Bożemu lud pozdrowił wzajem,
I spojrzał w niebo, i potoczył krajem,
I patrzy w Tatry, – Tatry za dunajem –
Patrzy na dunaj – a dunaj szeroki –
Patrzy na Naród – a Naród wysoki –
Patrzy na bydło – a bydło dorodne –
Patrzy na góry – a góry swobodne –
Patrzy – i zważa to sobie jedynie,
Ze już za ciasno ludziom i żywinie.
Więc się zfrasował, bo chciał lud swój zbawić;
Otóż gdzie stanął, kazał krzyż postawić –
Ukląkł i westchnął serdecznie do Boga:
"I w Tatrach będzie miód zbierała pszczoła!
Dobędę złota! – złoto dla kościoła –
Dobędę stali! – stal zda się na wroga."
A potem skinął kędy wodom droga.
"Płyńno Dunaju, zbież mi tylko skoro,
Mojej ja ryby napuszczę w jezioro."
A potem krzyknął na swoje Narody:
– "Złamać te skały, i spuścić te wody!"
Lecz lud stał niemo, choć rozkaz był dany,
Bo nie był Naród na posłuch złamany,
A jak tu łamać skały co Bóg stworzył,
I spuszczać dunaj nieprzejrzany okiem? –
Wiec do czakana sam król się przyłożył:
Ciął! przeciął skałę! a łomem szerokim
Zbiegły te wody aź po Tatrów krajec,
I opadł dunaj – – a został: " Dunajec ."