Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ocalony z zagłady. Wspomnienia chłopca z Sokołowa Podlaskiego - ebook

Data wydania:
31 marca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ocalony z zagłady. Wspomnienia chłopca z Sokołowa Podlaskiego - ebook

„Słyszę płacz i krzyki. Wszystkich ogarnia straszliwe przerażenie. Dorośli gorączkowo przepychają dzieci i starców przez prostokątny otwór ukryty za zbitą z desek ścianką, która ma wyglądać tak, jakby nic za nią nie było. Wewnątrz widzę drabinę, po której wszyscy naraz usiłują zejść do kryjówki. Matki łapią dzieci na ręce, kiedy trzydzieści albo i więcej osób próbuje wcisnąć się do pomieszczenia wielkości małego pokoju. Gdy wszyscy są już w kryjówce, jakiś mężczyzna chwyta drabinę i odkłada ją na ziemię. Dygocę, próbując pohamować łzy. Nie czuję nic prócz przemożnego strachu. Wiem tylko jedno — nie chcę umierać...”
fregment wspomnień autora

Ocalony z Zagłady to historia żydowskiego chłopca z Sokołowa Podlaskiego. W 1939 r. Aaron Elster miał sześć lat, kochających rodziców, dwie siostry, poczucie bezpieczeństwa oraz wiarę w to, że świat, choć pełen zagadek, jest miejscem przyjaznym. Autor – wówczas 11 letni chłopiec – po ucieczce z getta w Sokołowie Podlaskim ukrywał się samotnie na strychu przez 1,5 roku. Raz dziennie przychodziła do niego polska opiekunka, przynosząc jedzenie i wynosząc kubeł z nieczystościami. Elster z niezwykłym wglądem psychologicznym przedstawia życie w ukryciu, samotności, w milczeniu i bez ruchu. Jego relacja należy do najbardziej poruszających opisów ukrywania się. Kolejne miesiące i lata odarły Aarona ze złudzeń i odebrały mu najbliższych. Książka, napisana z perspektywy przerażonego dziecka, jest wstrząsającym zapisem skrajnej nędzy sokołowskiego getta, koszmaru akcji likwidacyjnej oraz miesięcy i lat życia w ukryciu, w głodzie, w chłodzie i w samotności.

"Siedzę oszołomiony — na jabłkach leży więcej słomy, niż ja dostałem, żebym nie zamarzł na tym okropnym poddaszu. Najwyraźniej zależy mu na tym, żeby jabłka dobrze się przechowały na wyziębionym strychu. Słoma będzie ciepłą kołderką, która uchroni je przed przemarznięciem. A przecież to tylko jabłka, ja zaś jestem chłopcem, mam dopiero jedenaście lat i w zimę znów będę kostniał i dygotał z zimna w tej lodowatej więziennej celi. Tymczasem pan Górski odwraca się w moją stronę i stanowczym głosem informuje, że nie wolno mi zjeść ani jednego jabłka. Wygraża mi palcem, potem pięścią, powtarza, że jabłka są dla niego i jego żony. Jeśli się do nich dobiorę, jeśli on odkryje, że brakuje choćby jednego jabłka, to będzie jasne ponad wszelką wątpliwość, że nie doceniam pomocy, jakiej on i jego żona udzielili mojej siostrze i mnie."
fregment wspomnień autora

Spis treści

Wprowadzenie

Część pierwsza Mój świat się zmienia

 

  • Rozdział 1 Na progu piekła
  • Rozdział 2 10 października 1942 roku
  • Rozdział 3 Rok 1940. Dwa światy
  • Rozdział 4 Strach, ciągle strach
  • Rozdział 5 W pułapce
  • Rozdział 6 Moje życie zmienia się na zawsze

 


Część druga Kryjówka

  • Rozdział 7 Gdzie jest Bóg?
  • Rozdział 8 Mama
  • Rozdział 9 Zupełnie sam
  • Rozdział 10 Strych
  • Rozdział 11 Samotność — mój jedyny towarzysz
  • Rozdział 12 Jabłka
  • Rozdział 13 Rok 1944. Truskawkowa dziewczynka
  • Rozdział 14 Grzmiące niebiosa
  • Rozdział 15 Powrót Żydów do Sokołowa
  • Rozdział 16 Wyjazd z Polski
  • Rozdział 17 Podróż do Ameryki
Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63444-32-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Wprowadzenie

CZĘŚĆ PIERWSZA. Mój świat się zmienia

ROZDZIAŁ 1. Na progu piekła

ROZDZIAŁ 2. 10 października 1942 roku

ROZDZIAŁ 3. Rok 1940. Dwa światy

ROZDZIAŁ 4. Strach, ciągle strach

ROZDZIAŁ 5. W pułapce

ROZDZIAŁ 6. Moje życie zmienia się na zawsze

CZĘŚĆ DRUGA. Kryjówka

ROZDZIAŁ 7. Gdzie jest Bóg?

ROZDZIAŁ 8. Mama

ROZDZIAŁ 9. Zupełnie sam

ROZDZIAŁ 10. Strych

ROZDZIAŁ 11. Samotność — mój jedyny towarzysz

ROZDZIAŁ 12. Jabłka

ROZDZIAŁ 13. Rok 1944. Truskawkowa dziewczynka

ROZDZIAŁ 14. Grzmiące niebiosa

ROZDZIAŁ 15. Powrót Żydów do Sokołowa

ROZDZIAŁ 16. Wyjazd z Polski

ROZDZIAŁ 17. Podróż do AmerykiWprowadzenie

Wprowadzenie

Każdy z ocalałych z Zagłady ma do opowiedzenia historię. Te opowieści składają się z wysiłku przetrwania, szczęśliwych zbiegów okoliczności, życzliwości innych, własnej determinacji i odwagi. Wiele tych historii zostało już zapisanych, opublikowanych, niektóre są mówione bardzo głośno, wręcz krzyczane, inne są opowiadane ściszonym głosem lub szeptem; jeszcze inne nie zostały nigdy ubrane w słowa — pozostaną na zawsze w sercach tych, którzy przeżyli, pokryte milczeniem. Historia przedstawiona przez Aarona Elstera należy do tych kameralnych, opowiadanych po cichu, a przez to najbardziej poruszających. Jest to historia woli życia, cierpliwości, uporu, a także strachu, samotności — i odrobiny szczęścia.

Aaron Elster urodził się w 1933 roku w Sokołowie Podlaskim. Miał starszą siostrę Itę (Irenę) i młodszą Sarę. Rodzice Chaim Srul i Cywia z domu Szczerb prowadzili sklep rzeźniczy przy ulicy Rogowskiej. Rodzina mieszkała przy ulicy Pięknej 29.

W Sokołowie Podlaskim Żydzi mieszkali od XVI wieku; przed drugą wojną światową stanowili połowę 10-tysięcznej populacji miasta1. Byli przeważnie rzemieślnikami (specjalizowali się przede wszystkim w szyciu odzieży), handlowcami, właścicielami niewielkich przedsiębiorstw. W mieście funkcjonowały szkoły religijne, pięć synagog (cztery przy ulicy Bóżniczej i jedna przy Rogowskiej), dwie żydowskie biblioteki, kluby literackie i sportowe, działały wszystkie żydowskie partie polityczne i organizacje młodzieżowe. W okresie międzywojennym Żydzi zajmowali połowę stanowisk w Zarządzie Miejskim, aktywnie uczestniczyli w życiu społecznym. Relacje z Polakami — jak wszędzie w Drugiej Rzeczypospolitej — pogorszyły się po śmierci Józefa Piłsudskiego. Antysemityzm dał o sobie znać także w Sokołowie: w Pesach 1937 roku doszło do zamieszek, bojówki narodowe poturbowały kilkunastu Żydów, na rynku podpalono kilka straganów. Bojkotowano żydowskie sklepy. Do kolejnych zamieszek doszło we wrześniu 1937 i w lutym 1938 roku.

Po 17 września 1939 roku Sokołów został zajęty przez Rosjan, którzy pod koniec miesiąca wycofali się i do miasta wkroczyli Niemcy. Rozpoczęło się szykanowanie i upokarzanie Żydów, wprowadzono obowiązkowe opaski, ograniczenia w handlu i wiele innych zakazów. W końcu 1939 roku Niemcy utworzyli Judenrat, którym początkowo kierował Chaim Jakob Szpadel, a po jego rychłej śmierci — przedwojenny kupiec Nachum Lewin. Na żądanie Niemców Judenrat zbierał kontrybucje, wysyłał Żydów do obozów pracy, a zarazem starał się pomagać tym znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji. Należeli do nich przede wszystkim uchodźcy i przesiedleńcy — w Sokołowie znalazło się ich ponad 2 tysiące, głównie z Kalisza i Łodzi. Skutkiem tego — mimo że wielu Żydów uciekło z Sokołowa na wschód — liczba żydowskich mieszkańców miasta w czasie wojny wzrosła do około 7 tysięcy.

Getto powstało w marcu 1941 roku na kilku ulicach: Pięknej, Małej i Prostej, Szerokiej, Berka Joselewicza. Początkowo było otwarte, co umożliwiało jego mieszkańcom aprowizację i wymianę handlową z Polakami. 28 września 1941 roku getto zostało jednak ogrodzone i zamknięte, a wewnątrz zaczął się szerzyć głód. Panowało tu ogromne zagęszczenie: „w małych i ciasnych podwórkach stały domy, domki, oficyny i wszelkiego rodzaju przybudówki. Wszystko to stało, rzec można, jeden na drugim i wszystko było gęsto zamieszkałe przez ludzi. Bardzo często w jednej izbie mieszkało po dwie rodziny”2.

W getcie nie było szkół, dzieci uczyły się na tajnych kompletach3, istniał również nielegalny cheder. Opisuje go we wspomnieniu Marian Pietrzak, którego matka posłała we wrześniu 1942 roku do getta, by u znajomego kupca przy ulicy Kuśnierskiej kupił niebieską farbkę do bielizny. „Po wejściu do sieni, bez pukania otworzyłem pierwsze drzwi, gdzie znajdował się sklep. Ale gdy znalazłem się w mieszkaniu, pomyślałem, że chyba wszedłem nie w te drzwi, gdyż zamiast sklepu na środku dużego pokoju stały dwa razem zsunięte stoły, a przy nich koło piętnastu żydowskich uczniów z książkami i zeszytami przed sobą, mniej więcej w moim wieku. Obok zaś nich na krześle siedział starszy już wiekiem mężczyzna niedużego wzrostu z dużą siwiejącą brodą, o bladej ascetycznej twarzy, był to zapewne ich nauczyciel. Ogarnąłem wzrokiem mieszkanie: omyliłem się — pomyślałem. Zamiast do sklepu wszedłem do szkoły. Gdyż w sieni było dwoje podobnych drzwi. Zdziwiło mnie mocno, kiedy usłyszałem, że lekcja, którą prowadzi, była wykładana w języku polskim i dotyczyła ona wyrazów pisanych przez samo «ż» i «rz». Zdziwiło mnie to dlatego, ponieważ kilka razy widziałem podobne szkoły i lekcje, ale zawsze były one prowadzone w języku hebrajskim. Przyglądając się temu wszystkiemu, pomyślałem sobie: po co oni się jeszcze uczą? Przecież wiedzą dobrze, że i tak niedługo Niemcy wymordują ich. Ja bym się nie uczył, gdybym był na ich miejscu — pomyślałem sobie w duchu”4.

30 września 1942 roku Niemcy zlikwidowali getto, wywożąc większość Żydów do nieodległej Treblinki. Marsz ludności żydowskiej z getta do wagonów oglądał ukryty za firanką Marian Pietrzak: „Na czele kolumny szli sami młodzi mężczyźni. Szli czwórkami. Ręce mieli powiązane jeden do drugiego . Pochód odbywał się w bardzo szybkim tempie, ponaglany bez przerwy okrzykami idących po bokach Niemców: Schnell! Schnell! Dalsza część kolumny składała się ze starszych mężczyzn, kobiet i dzieci . Słychać tu było bez przerwy płacz kobiet i dzieci bitych kolbami karabinów, gdyż nie nadążały iść w szybkim tempie. Matki dźwigały małe dzieci na rękach, większe zaś biegły obok, trzymając się za rękę lub sukienkę, płacząc. Co jakiś czas to przerażające widowisko zagłuszał huk wystrzału i ktoś obsuwał się na ziemię, aby więcej nie powstać.

A kolumna wciąż szła naprzód, jakby była bez końca. Z getta bez przerwy wychodziły nowe szeregi, a z boku Niemcy, i te same krzyki: Schnell! I płacz. Już około godziny wychodziły z getta coraz to nowe szeregi Żydów. Gdy jeden koniec kolumny znajdował się przy stacji kolejowej oddalonej od getta o dwa i pół kilometra, to drugi był jeszcze w getcie, gdyż około pięciu tysięcy ludzi pędzono tą jedną ulicą”. Po przejściu kolumny autor relacji wyszedł z domu: „ruszyłem wzdłuż ulicy za furmankami, patrząc, jak ładowano na wozy zabitych. Mniej więcej co trzydzieści, czterdzieści metrów leżał ktoś w kałuży krwi. Cała ulica Bóżnicza5 i Sadowa, którą szedłem, była zasłana trupami. Tu i tam na ulicznym bruku widać było zagubiony damski czy dziecinny pantofel, czapkę lub jakieś szmaty ludzkie. Na rogu ulicy Sadowej i Bóżniczej po prawej stronie w rynsztoku leżało nieżywe dziecko około dwóch lat. Leżąc na wznak, miało otwarte oczy i obie ręce podniesione do góry, jakby wzywało zemsty na tych, co je zabili. Idąc dalej Sadową, ujrzałem leżącą na wznak żydówkę, leżała na środku jezdni. Przechodząc obok niej, spojrzałem na jej twarz i leżącą obok niej laskę. Była to dawna nasza sąsiadka. Mieszkaliśmy na jednej ulicy. Jej dom stał naprzeciw naszego po przeciwnej stronie jezdni. Utykała na jedną nogę, stale więc chodziła z laską. Czasami przychodziła do nas na podwórze. Nazywała się Żelechowska. My nazywaliśmy ją «stolarką», gdyż jej mąż był stolarzem. Kiedy Niemcy zaczęli tworzyć getto, nie wierzyła w jego zagładę.

— Ach, proszę pani — mówiła do mojej matki — to niemożliwe, aby Żydzi mogli wyginąć. Świat bez Żydów to tak jak bułka bez drożdży”6.

Sokołowscy Żydzi zostali jednak wywiezieni do Treblinki; na miejscu zamordowano około 1000 osób. Pięćdziesięciu Żydów pozostawiono w opustoszałym getcie — mieli sprzątać, segregować pozostałe mienie. Po krótkim czasie oni także zostali wysłani na śmierć.

Wśród idących do wagonów nie było Aarona Elstera — wcześniej uciekł z placu, na którym zgromadzono wszystkich mieszkańców getta. Jego rodzina szukała ratunku, choć jak mówił Aaron, „nikt nie wierzył w taki rozmiar śmierci” 7.Niemniej mówiło się o obozach koncentracyjnych, masowych grobach i wysiedleniach. Najgorsze przeczucia miał mieszkający u Elsterów od 1938 roku uciekinier z Niemiec — Gedali Fleischer. Rodzice podjęli próbę ratowania rodziny: latem 1942 roku postarali się o zatrudnienie w majątku ziemskim w pobliżu Sokołowa. Właściciele majątków zatrudniali Żydów do pracy w polu. Mieli prawo „zamówić” w Judenracie robotników rolnych i często z tej możliwości korzystali — było to opłacalne dla obu stron. W majątku w Repkach w pobliżu Sokołowa pracował ziomek Elsterów Josek Kopyto8. Oni sami, wraz z około setką Żydów, znaleźli zatrudnienie w Sabniach9. Jednak we wrześniu 1942 roku z powodu zbliżających się świąt Rosz ha-Szana i Jom Kipur Żydzi wrócili do getta. Matka Aarona, spodziewając się czegoś złego, wysłała najstarszą córkę do znajomych Polaków, państwa Górskich.

30 września, w dniu wysiedlenia, Elsterowie wraz z sąsiadami schowali się za podwójną ścianą w zamaskowanym pokoju. W kryjówce było ciasno i duszno, jedna z matek udusiła płaczące dziecko. Niemcy i Ukraińcy szybko znaleźli schowanych Żydów i wygnali ich na rynek, gdzie gromadzono wszystkich przed wymarszem na dworzec. Matkę oddzielono — trafiła do ekipy, która miała później posprzątać getto. Aaron z ojcem i Sarą znaleźli się na placu. Chłopiec bał się śmierci, płakał i trząsł się z przerażenia związanego z przeczuciem bólu umierania. Ojciec kazał mu uciekać, najlepiej do majątku, w którym byli poprzednio. Drobny i zwinny Aaron wydostał się z placu przez rynsztok. Nikt nie zauważył jego ucieczki, nikt za nim nie strzelił. Błąkał się po okolicy, po kilku dniach wrócił do getta, gdzie spotkał matkę. Po dwóch tygodniach, w przededniu likwidacji pozostałych jeszcze w getcie Żydów, Cywia Elster z Aaronem oraz Gedalim Fleischerem uciekli z Sokołowa.

Usiłowali znaleźć schronienie w jednym z gospodarstw w okolicy; matka została tam z Gedalim, a syna odesłała do Górskich, gdzie ukrywała się już Irena. Przez jakiś czas Aaron błąkał się po okolicy, wślizgiwał się nocami do stodół, kradł z pól buraki cukrowe, ale gdy zrobiło się zimno, zaczął chorować (miał na sobie tylko krótkie letnie spodnie). Na początku grudnia poszedł do Górskich. Ci początkowo nie chcieli go przyjąć, widząc jednak, że jest chory, zlitowali się i wpuścili na strych. Miał pozostać tylko kilka dni, ale spędził na tym strychu dwa lata. Pani Górska przynosiła mu raz dziennie jedzenie i wynosiła kubeł z nieczystościami. Jednocześnie odnosiła się do chłopca dosyć nieżyczliwie — stanowił zagrożenie dla nich i dla własnej siostry, która przebywała w ich mieszkaniu piętro niżej. O tych miesiącach na strychu Aaron Elster pisze przejmująco we wspomnieniach — o mrozie, zimnie i upałach, o głodzie, strachu, zagrożeniu, nudzie, modlitwach, targach z Bogiem, snach i o otaczającej go ciszy. Nie wolno mu było wychodzić, nie wolno mu było ruszać się ani hałasować. Mógł płakać tylko wówczas, gdy padał deszcz, ponieważ dźwięk kropel uderzających o dach zagłuszał szloch chłopca.

Cywia Elster wraz z Gedalim Fleischerem ukrywali się — jak można przypuszczać — w kilku miejscach w okolicach Sokołowa, a być może przez cały czas znajdowali się w stodole u Czesława Uziębły. Nie wiadomo, co się z nimi działo aż do jesieni 1944 roku. Wówczas to, na kilka miesięcy przed wkroczeniem Armii Czerwonej, zostali złapani przez Polaków i wydani Niemcom. Aaron pisze o tym we wspomnieniach, opowiada o procesie przeciwko sprawcom, który odbył się latem 1945 roku. Wspomina, że on i Irka zostali zmuszeni przez Żydów, którzy powrócili do Sokołowa, do złożenia na tym procesie fałszywych zeznań w obronie oskarżonego.

Akta procesu zachowały się10, możemy więc uzupełnić w tym punkcie relację Aarona Elstera. W akcie oskarżenia z 25 kwietnia 1945 roku czytamy, że Józef Arasim i Czesław Uziębło „jesienią 1943 r., w czasie bliżej nieokreślonym, w kolonji Podnieciecz, pow. Sokołowskiego, idąc na rękę władzy okupacyjnej niemieckiej i działając wspólnie na szkodę osób poszukiwanych i prześladowanych przez te władze z tytułu ich przynależności rasowej, ujęli Gedala Fleiszera oraz Cywję Elster Szczerb, obojga narodowości żydowskiej i, po uprzednim usadowieniu ich na wozie oraz związaniu Fleiszera i przymocowaniu go sznurem do wozu, odwieźli i wydali ich w ręce żandarmów niemieckich w Sokołowie, wskutek czego tegoż dnia zostali oni rozstrzelani przez Niemców”11.

Oskarżeni o wydanie Cywii i Gedalego zostali przesłuchani pierwszy raz pod koniec 1944 roku. 30 grudnia tego roku oficer śledczy sokołowskiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Roman Figowy przesłuchiwał Uziębłę, który zeznał, że późną jesienią 1943 roku znalazł w swojej stodole dwójkę Żydów i kazał im się wynosić. W międzyczasie poszedł do stodoły sąsiada Józefa Arasima, gdzie było kilka osób, i powiedział, że znalazł Żydów. „Arasim Józef, skoro o tym usłyszał, wpadł w gniew, zaczął wymyślać i mówiąc, że kiedyś za wybicie szyb u Żydów od żandarmów dostał, żadnego Żyda żywcem nie puści. Złapał postronek, zawrócił furmankę i podjechał pod stodołę moją, w której znajdowali się Żydzi. Nie zważając na prośby, zarzucił postronek na żyda imieniem Gdal i siłą posadził go na furmankę, przywiązując do gnojówki. Ja zaprowadziłem Żydówkę, żonę Arona rzeźnika. Posadzeni na wóz prosili, by ich puścić, to pójdą do lasu i nigdy nam tego nie zapomną. Nie zważając na to, pojechaliśmy na żandarmerję. Tam żandarm, skoro zobaczył żydów, wziął rower, uzbroił się w pistolet, a nam kazał jechać na ruski cmentarz znajdujący się za miastem. Sam jechał za nami na rowerze. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, żandarm wyjął pistolet, kazał żydom położyć się na ziemi twarzą w dół, a nam kazał odjechać. Skoro tylko zawróciliśmy, usłyszałem 3 strzały. Stąd zajechaliśmy do sklepu brata mego, gdzie wypiliśmy ¼ l wódki i pojechaliśmy na pole do młócenia”. Uziębło przyznał się do winy. Na zakończenie przesłuchania powiedział, że „przyznaje się do winy, ale bardzo tego żałuje, że tak postąpił”12. W kolejnych przesłuchaniach oraz na rozprawie trzymał się swojej wersji wydarzeń, z tą różnicą, że nie przyznawał się już do winy i nie żałował.

Józef Arasim zeznał na przesłuchaniu, że wydarzenia przebiegały nieco inaczej: otóż Uziębło miał przyjść do jego stodoły i radzić się, co ma zrobić „z złapanymi dwoma Izraelitami i ja powiedziałem, by ich puścić. Uziębło niezgodził się na to, twierdząc, że jeżeli ich puści, zginie on wraz z całą jego rodziną. W tym czasie Izraelici wyszli ze stodoły. Uziębło wraz z pastuchem swoim zabiegli im drogę i zaczęli się z nimi mocować, wołając mnie na pomoc. Podjechałem furmanką. Wtedy Uziębło wraz z pastuszkiem wsadzili dwoje Izraelitów na wóz. Ja trzymałem tylko lejce. Uziębło kazał jechać na żandarmerję, ponieważ nie przychodziła policja, po którą on uprzednio dziewczynkę wysłał”. Uziębło obstawał jednak przy swojej wersji: „Ja mówię prawdę, gdyż za uciekającym nie goniłem, sznurem go nie krępowałem, i do gnojówki go nie przywiązywałem, a robił to właśnie Arasim Józef. Najlepiej powie o tym pastuch, Domański Zdzisław, który był przy tem obecny”13. Arasim w kolejnych przesłuchaniach obstawał przy swojej wersji wydarzeń i nie przyznawał się do winy.

Rzeczony pastuszek, 14-letni Zdzisław Domański, przesłuchany 29 grudnia 1944 roku zeznał, że w 1943 roku pasł krowy w gospodarstwie Uziębły. Pewnego dnia widział, jak gospodarz wybiegł ze stodoły, „wołając na pomoc znajdującego się nie opodal Arasima Józefa. W tym czasie Żydzi zeszli na klepisko, zaczęli płakać i prosić, by Uziębło ich puścił. Prośby ich Uziębło nie usłuchał. Wtedy jeden Żyd wymknął się tylnymi wierzejami i chciał zbiedz, ale nadchodzący Arasim zabiegł mu drogę, złapał go za plecy i zaczął ciągnąć w kierunku fury, która stała przy drodze. Uziębło zrobił to samo z Żydówką i także zaprowadził ją do fury. Wrzucili Żyda, którego nie znam, na furmankę, przywiązali go wpół sznurem do gnojówki, a Żydówkę, żonę Arona rzeźnika, posadzili obok i pojechali do miasta”14.

Najważniejsze w tym procesie były zeznania świadków, a właściwie zmiana w tych zeznaniach. Otóż w aktach znajduje się protokół z pierwszego przesłuchania Ity Elster z 28 grudnia 1944 roku, w którym czytamy: „ja, kierownik Oddziału Śledczego sokołowskiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Roman Figowy, badałem Elster Itę z ojca Chaima Srula ur. 1929 w Sokołowie Podl izraelitkę z 5-cio oddziałowym wykształceniem

Pyt: Co jest wam wiadomym o Uzięble Józefie?

Odp: Zimą 1943 Uziębło Józef wydał moją ukochaną mateczkę skrytą w stodole. Mimo próśb i powoływania się na starą przedwojenną znajomość siłą wtłoczył mamusię moją na furmankę i razem z Flajszerem Gedalim zawiózł ją na żandarmerię. Mamusię moją żandarmeria sokołowska zabiła. Uziębło odwiózł ją furmanką na pole na cmentarzu ruskim, gdzie ją pochowano.

Pyt: Co masz jeszcze do powiedzenia?

Odp: Mamusia moja przed samą śmiercią miała powiedzieć, że «chociaż mnie zabijacie, pozostaną moje dzieci, które mnie pomszczą». Chcę więc i proszę, jako sierotka, która pozostała tylko z młodszym braciszkiem, aby krew mojej mamusi pomszczono”15.

Na kolejnym przesłuchaniu, nieco ponad miesiąc później, 9 lutego 1945 roku, Ita Elster zeznawała już zupełnie inaczej: „W sprawie Arasima Józefa i Uziębły Czesława nic nie jest mi wiadome, ani żadnej pretensji z tytułu śmierci mojej matki do nich nie mam. Osobą wydaną przez nich, a określaną jako «żona Arona rzeźnika», była prawdopodobnie moja matka. Ja jednak ukrywałam się gdzie indziej z bratem mym Aronem, matka zaś tułała się po lasach. Została zabita na jakieś 2 miesiące przed ustąpieniem Niemców. Obecna przy tym zajściu z Arasimem i Uziębło nie byłam. Słyszałam jednak od innych ukrywających się Żydów, że Uziębło i Arasim odnosili się do żydów przychylnie i w miarę możności pomagali im, podając zgłaszającym się Żydom żywność. Zeznałam wszystko”16. Przesłuchiwany tego samego dnia 11-letni wówczas Aaron zeznawał podobnie: „Wiosną br. widziałem w Sokołowie (kręciłem się bowiem pomieście, gdyż Niemcy na mnie nie zwracali uwagi), jak jechał furmanką Józef Arasim. Na furmance siedziała moja matka oraz jakiś żyd nieznany mi. Furmanka otoczona była żandarmami i pojechali wszyscy na żandarmerię. Co dalej było, tego nie wiem, gdyż ze strachu uciekłem. W czasie ukrywania się zachodziłem nieraz do Arasima i Uziębły i zawsze dawali mi jeść i nie wydali mnie. Wszyscy mówili mi, że Arasim został zmuszony przez żandarmerię do przywiezienia mojej matki pod groźbą śmierci. Mówili to zarówno ukrywający się żydzi, jak i polacy. Pretensji żadnej do Arasima ani Uziębły nie mam, gdyż uważam, że nie mogli inaczej postąpić”17.

Co takiego się stało, że dzieci w oczywisty sposób mówiły nieprawdę, a Ita zmieniła swoje zeznanie? We wspomnieniach opublikowanych po angielsku Aaron Elster pisze, że do fałszywych zeznań nakłonili go Żydzi, którzy wrócili do Sokołowa i żyli w strachu, ponieważ zdarzały się wówczas morderstwa, szczególnie w mniejszych miastach, na Żydach powracających do swoich domów. W wywiadzie nagranym w 1995 roku dla USC Shoah Foundation Elster mówił, że do fałszywych zeznań zmusiła ich rodzina Uziębły — po prostu przyszli do nich i zagrozili, że wszystkich zamordują, jeśli będą zeznawać przeciwko niemu. W rozmowie z Janem Grabowskim (4 listopada 2012 roku) Aaron Elster powiedział, że z jednej strony groziła mu rodzina oskarżonego, a z drugiej — prosili go o złożenie takich zeznań ocaleni Żydzi, którzy się bali. Ta, najbardziej kompletna, wersja wydaje się prawdziwa i wyjaśnia, dlaczego dzieci złożyły fałszywe zeznania w śledztwie i następnie kłamały przed sądem. Na rozprawie 28 czerwca 1945 roku bowiem Aaron zeznał: „Idąc ulicą w Sokołowie, słyszałem przygodnie rozmowę ludzi, że Uziębło i Arasim przywieźli Aronową , tj. moją matkę, do żandarmów, że Arasim był wyznaczony tylko na podwodę. Przed tym wypadkiem niejednokrotnie wstępowałem do domów oskarżonych za chlebem i zawsze chleb otrzymywałem, tak od Uziębły, jak i od Arasima. Do oskarżonych nie mam żadnej pretensji i żalu”18. Irena zaś zeznała: „Słyszałam od ludzi, że Niemcy zabili moją matkę, tak jak i wiele innych żydów. Matkę moją mieli dostarczyć do żandarmów oskarżeni. Do oskarżonych nie mam żadnego żalu i pretensji. Ukrywając się przed Niemcami, zachodziłam czasami i do zagród oskarżonych i zawsze otrzymywałam od nich wsparcie w postaci żywności”19.

Na korzyść Uziębły zeznawało także pięcioro innych Żydów, którym miał pomagać w czasie okupacji.

Na korzyść Arasima zeznawali jego sąsiedzi i rodzina. W czasie rozprawy głównej przed Specjalnym Sądem Karnym dla Okręgu Sądu Apelacyjnego w Warszawie z siedzibą w Łodzi, na sesji wyjazdowej w Siedlcach, oskarżeni nie przyznali się do winy i — jak czytamy w uzasadnieniu wyroku — obarczali „odpowiedzialnością za swoje czyny jeden drugiego. Świadków zeznających na przewodzie sądowym można podzielić na 2 grupy. Z których każda starała się przypisać winę współoskarżonemu, należącemu do przeciwnej grupy”20. Sąd skazał każdego z nich na 5 lat więzienia, pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 2 lata oraz konfiskatę całego mienia. Na łagodnym wyroku sądu zaważyło przekonanie, że oskarżeni działali w stanie wyższej konieczności, gdyż w Sokołowie „starostą był okrutny gestapowiec Gramms i panował straszny terror”21.

Około dwudziestu ocalałych Żydów, którzy wrócili do Sokołowa po opuszczeniu miasta przez Niemców, już na początku 1945 roku przeniosło się do Łodzi, gdzie czuli się bezpieczniej. Rodzeństwem Elsterów zaopiekował się brat ich matki Samuel Szczerb, który wrócił ze Związku Radzieckiego wraz z wojskiem. Zwolnił się z armii i uciekł razem z dziećmi nielegalnie przez zieloną granicę najpierw do Pragi, a stamtąd do obozu DP w Niemczech. Z Niemiec w 1947 roku pojechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie Aaron Elster mieszka do dzisiaj. Służył w armii amerykańskiej w Korei, po powrocie pracował w firmach ubezpieczeniowych, ożenił się, ma dwoje dzieci i wnuki.

Nadal nie wie, czy Bóg istnieje i dlaczego akurat on przeżył Zagładę. Było przecież wielu lepszych i bardziej pobożnych od niego. Nie widzi żadnego specjalnego powodu, dla którego akurat on miałby ocaleć. Boi się jednak przyznać, że być może Bóg nie istnieje. Bo gdyby istniał, Aaron mógłby znaleźć się na wieki w piekle — a przecież już tam był.

------------------------------------------------------------------------

1 Według powszechnego spisu ludności z 1931 roku Sokołów Podlaski miał 9918 mieszkańców, spośród których 5027 było Żydami.

2 Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej AŻIH), 301/7030, Relacja Mariana Pietrzaka. Pietrzak, urodzony w 1932 roku, w czasie wojny mieszkał w Sokołowie Podlaskim w pobliżu getta, był naocznym świadkiem jego likwidacji.

3 Wspomina o tym w swojej relacji urodzona w Sokołowie w 1931 roku Golda Ryba z d. Lenczner, która uciekła z getta i ukrywała się w okolicznych wioskach. Zob. Archiwum Yad Vashem, O.3/2734.

4 AŻIH, 301/7030, Relacja Mariana Pietrzaka, s. 4. We wszystkich cytatach zachowano pisownię oryginału, uwspółcześniono jedynie interpunkcję.

5 W oryginale Bóżniczna.

6 Ibidem, s. 11-14.

7 USC Shoah Foundation Institute, No 8527, Wywiad z Aaronem Elsterem przeprowadzony przez Susan London w Lincolnshire, IL, 10 listopada 1995 roku.

8 Zob. AŻIH, 301/4085, Relacja Joska Kopyto.

9 Właścicielami majątku byli wówczas państwo Moniuszkowie. Żona właściciela, Józefa Moniuszkowa z d. Mniszech-Tchórznicka, była siostrą znanej pisarki Heleny Mniszkówny, która po wyrzuceniu jej przez Niemców z własnego majątku w Kucharach pod Płockiem w 1939 roku przyjechała do Sabni z córkami. Była już chora, sparaliżowana, zmarła w marcu 1943 roku w Sabniach i została pochowana na cmentarzu w pobliskim Zembrowie.

10 Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Akta Specjalnego Sądu Karnego na Okręg Warszawski z siedzibą w Łodzi, GK 209/74, Akta sprawy przeciwko Józefowi Arasimowi i Czesławowi Uziębło, 1945-1950.

11 Ibidem, k. 15.

12 Ibidem, k. 239-241.

13 Ibidem, k. 255.

14 Ibidem, k. 237.

15 Ibidem, k. 279.

16 Ibidem, k. 281

17 Ibidem, k. 282.

18 Ibidem, k. 78.

19 Ibidem, k. 79.

20 Ibidem, k. 91.

21 Ibidem, k. 92.ROZDZIAŁ 1. Na progu piekła

ROZDZIAŁ 1

Na progu piekła

W rześki październikowy poranek przemierzam pośpiesznie rozległy parking przy szkole na przedmieściach Chicago. Kiedy sprawdzam, która godzina, promień słońca załamuje się w szkiełku zegarka i widzę tęczowy błysk. Nie chcę spóźnić się na własny odczyt, więc przyspieszam kroku. Zbliżając się do wejścia, powtarzam w myślach wykład. Próbuję skupić się na głównych punktach, na tym, na co chcę położyć nacisk, ale trudno mi zebrać myśli. Trochę mnie to niepokoi, wzbudza niejasną obawę. Nagle przenika mnie dojmujący chłód, jakby wewnętrzny dreszcz, który przyprawia mnie o gęsią skórkę — uświadamiam sobie, że dziś jest 10 października. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ciało przechowuje wspomnienia przeszłych zdarzeń i dlatego zawsze będę pamiętał ten dzień sprzed sześćdziesięciu lat, kiedy moje życie się odmieniło i zstąpiłem do piekła, nazywanego później Holokaustem. Rozglądam się dookoła, czując coraz większy lęk i zagubienie. Gwałtowny skurcz ściska mi żołądek, w głowie mi się kręci. Ucisk w gardle jest tak silny, że za chwilę nie będę w stanie zaczerpnąć powietrza. Serce mi wali tak samo jak przed laty, kiedy miałem zawał. Dłonie mi wilgotnieją, brązowa, skórzana teczka niemal wysuwa się ze spoconej ręki.

Zbieram siły, próbuję nad sobą zapanować, ale czuję się tak, jakbym oddychał rozrzedzonym powietrzem i zaczynam chwiać się na nogach. Usiłuję skupić na czymś uwagę, wbijam wzrok w wejście do budynku, które nagle zrobiło się dalekie i nieosiągalne. Ogarnia mnie nieprzeparty lęk, poddaję się, nie jestem w stanie powstrzymać napadu paniki. Na pewno nie zdołam wywiązać się ze swojego zadania, nie wygłoszę wykładu dla 1200 licealistów.

Sunę naprzód, z trudem powłócząc nogami. Teraz z kolei zaczyna mnie drażnić jakiś zjadliwy zapach, coś jakby opary zgnilizny albo woń rozkładu. Może to tylko zapach jesieni, woń zamierającej przyrody. Trudno powiedzieć, ale ten odór jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi, osacza.

Byle tylko dotrzeć do drzwi, wejść do środka. Potem wszystko będzie dobrze. Ruszam szybciej ku wejściu, lecz nie jestem w stanie uciec przed przeszłością, jestem wciąż jej więźniem.ROZDZIAŁ 2. 10 października 1942 roku

ROZDZIAŁ 2

10 października 1942 roku

Tego ranka, w Jom Kipur mama popycha mnie nerwowo, żebym biegł ze wszystkimi do kryjówki. Jeszcze przed chwilą twardo spałem, nawet nie wiedząc o istnieniu tego miejsca. Teraz wciskam się razem z innymi do mieszkania na pierwszym piętrze naszej kamienicy w getcie. Ludzie pchają się i potrącają. Widzę wyważone drzwi, przez które tłoczy się do środka wylękniona gromada.

Czuję napierające ciała sąsiadów. Słyszę płacz i krzyki. Wszystkich ogarnia straszliwe przerażenie. Dorośli gorączkowo przepychają dzieci i starców przez prostokątny otwór ukryty za zbitą z desek ścianką, która ma wyglądać tak, jakby nic za nią nie było. Wewnątrz widzę drabinę, po której wszyscy naraz usiłują zejść do kryjówki. Matki łapią dzieci na ręce, kiedy trzydzieści albo i więcej osób próbuje wcisnąć się do pomieszczenia wielkości małego pokoju.

Gdy wszyscy są już w kryjówce, jakiś mężczyzna chwyta drabinę i odkłada ją na ziemię. Dygocę, próbując pohamować łzy. Nie czuję nic prócz przemożnego strachu. Wiem tylko jedno — nie chcę umierać. Ojciec ponagla mnie, żebym usiadł obok niego, przyciąga do nas moją siostrzyczkę Sarę. Na podłodze nie ma desek, a ja jestem ubrany w krótkie spodenki, więc tylko kucam przy nim na klepisku. Moim ciałem zaczynają wstrząsać niekontrolowane, konwulsyjne dreszcze.

Po prawej stronie dostrzegam okienko wychodzące na ulicę. Zerkam przez nie i widzę naszych sąsiadów z dołu, ukraińscy żołnierze gonią ich, wyzywają, okładają gumowymi pałkami i pejczami.

Jakaś młoda kobieta i mój szkolny kolega próbują uciec przed morderczymi ciosami, zbiegają z pagórka na tyłach naszego domu, z ulicy Rogowskiej w dół ku Pięknej. Jak to możliwe, żeby w taki piękny jesienny dzień, w pełnym blasku słońca działy się takie potworności?

Rozglądam się po pomieszczeniu, szukam wzrokiem mamy, ale widzę jedynie sąsiadów, którzy próbują osłaniać i chronić swoje rodziny. Dwaj starzy, niechlujnie ubrani mężczyźni stoją pod ścianą, mamrocząc modlitwy, inni zaś szepcą do siebie, że Bóg na pewno nie istnieje, skoro nie słyszy modlitw swojego ludu. Jakiś starzec z siwiejącą brodą sławi imię Pana i jąkając się, recytuje święte słowa wyznania naszej wiary, Szma Israel (Słuchaj, Izraelu), ale Bóg jakby go nie słyszał.

Sara przysuwa się do ojca i zaczyna szlochać. Ojciec, najwyraźniej przerażony tym i skonsternowany, pochyla się i tłumaczy jej, że musi być cicho, bo inaczej nas znajdą. Przyglądam się młodej kobiecie, która siedzi w drugim końcu zatłoczonego pomieszczenia i karmi piersią dziecko, gdy nagle niemowlę wybucha płaczem.

Ludzie czują, że znaleźli się w potrzasku. Każą kobiecie uspokoić dziecko, ale płacz nie milknie. Starcy nalegają, żeby matka uciszyła niemowlę, boją się, że znajdzie nas gestapo i wszyscy zginiemy. Nalegania nie ustają, płacz staje się coraz głośniejszy, ludzie patrzą na młodą matkę, są coraz bardziej przelęknieni i rozgorączkowani.

Nie mogę uwierzyć własnym oczom — zdesperowana kobieta zakrywa dłonią usta i nos swojej córeczki, przyciska rękę. Dziecko zaczyna gwałtownie wierzgać i kopać, wreszcie nóżki mu nieruchomieją. W kompletnej ciszy, jaka zapanowała w pomieszczeniu, niemowlę próbuje po raz ostatni zaczerpnąć powietrza, a potem nagle wiotczeje.

Łzy napływają mi do oczu i natychmiast zaczynam się zastanawiać, jak moja mama postąpiłaby ze mną w takiej sytuacji. Kiedy obserwuję tę scenę, wydaje mi się, że sama śmierć nie robi na mnie wrażenia, czuję tylko ulgę, że nas nie znajdą.

Wciąż trzęsąc się z przerażenia, podnoszę wzrok i spoglądam na ojca. Wtedy dociera do mnie, że nikt nie powie słowa o uczynku tej matki, i czuję, że zbiera mi się na wymioty. Powstrzymując mdłości, wciskam się tacie pod pachę, wtulam się w niego twarzą i zaczynam szczękać zębami.

W głębi duszy czuję już tylko narastający strach i przemożne pragnienie, żeby żyć. Nie chcę umierać, przeraża mnie cierpienie, które musi towarzyszyć śmierci. Modlę się do Boga, żeby mnie oszczędził, ale dlaczego Bóg miałby mnie oszczędzić, skoro nie jestem tego wart.

Wtem słyszę głośne kroki. Powietrze rozrywa ogłuszający trzask i chroniąca nas drewniana klapa w suficie zostaje z hukiem poderwana w górę. W otworze pojawia się na chwilę demoniczna twarz i zaraz znika. Odgłos wystrzałów niweczy złudne poczucie, że schroniliśmy się w bezpiecznym miejscu.

Nagle pomieszczeniem wstrząsają okrzyki raus, raus ! Napastnicy zatrzymali się przy klapie, stamtąd wrzeszczą na nas, wyzywają od brudnych Żydów, psów i robactwa. W uszach mi huczy od wystrzałów i czuję, że coś wewnątrz mnie zapada w odrętwienie. Ze zdumieniem spostrzegam, że ludzie dookoła mnie znieruchomieli. Niektórzy są chyba martwi, krew sączy się na podłogę. Czuję, że krew zalewa mi usta. Kula trafiła w ścianę i teraz wielka drzazga tkwi w mojej górnej wardze. Wyjmuję ją, dotykam ust, zlizuję krew z palców i jeszcze głębiej zapadam się w siebie. Widzę, co się dzieje wokół mnie, ale nie odczuwam żadnych emocji. Patrzę w milczeniu i modlę się.

Nie ma wyjścia... Musimy porzucić kryjówkę i stanąć oko w oko z naszymi prześladowcami. W pomieszczeniu podnosi się krzyk. Patrzę, jak moi sąsiedzi wchodzą po drabinie w górę i opuszczają kryjówkę. Ojciec wspina się, niosąc na rękach Sarę. Ruszam za nim, wracam do świata opanowanego przez demony nienawiści. Ojciec osłania mnie plecami przed ciosem ukraińskiego żołnierza, który wrzeszczy ordynarnie i wybucha śmiechem, kiedy się potykam.

Ukraińcy pędzą nas korytarzem, okładając młodych i starych gumowymi pałkami1. Biją tych, którzy nie idą dostatecznie szybko. Od strzału w głowę ginie stara kobieta, która szła zbyt wolno. Patrzę, jak osuwa się w kałużę własnej krwi. Inną kobietą jeden z Ukraińców ciska o ścianę. Mama gdzieś przepadła, rozglądam się za nią i widzę, że jakiś żołnierz odciąga ją od nas i wlecze korytarzem w przeciwną stronę.

------------------------------------------------------------------------

1 W likwidacji sokołowskiego getta obok niemieckich „komand likwidacyjnych” złożonych z policji i SD wzięli udział żołnierze Ukraińskiej Policji Pomocniczej (Ukrainische Hilfspolizei) oraz funkcjonariusze polskiej policji granatowej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: