- nowość
- promocja
OD CIA DO CEO. Jak techniki CIA pomogą ci w pracy - ebook
OD CIA DO CEO. Jak techniki CIA pomogą ci w pracy - ebook
Te umiejętności wywiadowcze pomogą ci zbudować karierę w biznesie
Naucz się właściwie zarządzać czasem i zadaniami, wyznaczać strategiczne cele oraz wybierać efektywne narzędzia do ich realizacji. Przejmij kontrolę. ZARZĄDZAJ – nie tylko w biznesie!
Rupal Patel, była agentka CIA, wykorzystuje unikatową wiedzę zdobytą w jednej z najlepszych agencji wywiadowczych na świecie i przekłada ją na język biznesu.
Dowiedz się, jak zastosować metody najskuteczniejszych agentów CIA do kierowania zespołem, tworzenia własnej firmy, zarządzania codziennością i bycia liderką. Dzięki konkretnym ćwiczeniom zbuduj pewność siebie, popraw zdolności komunikacyjne i ogranicz stres. Określ swój potencjał i wykorzystaj swoje mocne strony.
Opracuj plan działania dzięki takim metodom jak OknaMożliwości i Świadomość Sytuacyjna. Wyznaczaj cele za pomocą nowatorskiej metody D-M-U-N. W sytuacjach kryzysowych zastosuj sprawdzone w boju planowanie awaryjne. Wyeliminuj błędy, wykorzystaj zdobytą wiedzę i osiągnij sukces!
Jeśli prowadzisz własną firmę lub o tym marzysz, awansowałaś na kierownicze stanowisko, jesteś menadżerką, liderką, szefową lub przewodniczącą trójki klasowej, a może dopiero zaczynasz swoją biznesową drogę – ta książka jest dla Ciebie.
Narzędzia CIA będą pomocne w każdej branży i na każdym etapie rozwoju kariery.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8367-791-0 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Akta mojej sprawy
Prawie połowę swojego życia zawodowego spędziłam w CIA, gdzie zdobyłam jedną z najbardziej przydatnych umiejętności w całej karierze zawodowej. Mam tu na myśli biegłość w analizowaniu wszystkiego – w tym siebie – i organizowaniu złożonych informacji w odpowiedni do sytuacji i użyteczny sposób.
Praca w CIA pokazała mi, że nawet najprostsza misja może zakończyć się niepowodzeniem z powodu kiepskiego planowania, kiepskiej analizy, kiepskiego wsparcia lub kiepskiej realizacji. Po odejściu z Agencji moje przekonanie o podstawowej roli właściwego planowania, analizy, wsparcia i realizacji w powodzeniu dowolnej misji tylko się potwierdziło. Wszystkie wymienione elementy tworzą zestaw narzędzi, które wykorzystuję teraz, doradzając liderom korporacji i założycielom start-upów, a w niniejszej książce pokażę, jak tych narzędzi z arsenału CIA używać.
Zadania wykonywane przez nas wspólnie na kolejnych stronach będą wymagały od ciebie zagłębienia się we własną tożsamość i historię, przeanalizowania życia osobistego i zawodowego, ich reorganizacji i wykorzystania wszystkiego, co wiąże się z byciem tym, kim _już_ jesteś, w najefektywniejszy sposób. Zastosujemy moje sprawdzone podczas pracy w CIA i na stanowisku CEO skuteczne techniki, by pomóc ci odnaleźć, docenić i uwolnić twoją wewnętrzną siłę i pozwolić prawdziwemu tobie wyjść z cienia i zabłysnąć.
Zanim jednak zajmiemy się tobą, pozwól, że opowiem trochę o swojej przeszłości i o tym, jak się tu znalazłam.
Dorastałam w latach osiemdziesiątych w cudownej amerykańskiej rodzinie o indyjskich korzeniach, która ceniła edukację. Mój dziadek ze strony ojca był samoukiem, znał sanskryt i angielski i przez całe życie walczył o to, by dziewczęta z małych wiosek w Indiach mogły się kształcić. Budował szkoły i biblioteki oraz fundował stypendia. Mój ojciec jako dziecko zapoczątkował wymianę książek, by więcej uczniów z obszarów wiejskich mogło uzyskać dostęp do potrzebnych im podręczników szkolnych. Później został chirurgiem, ale przez całe życie pogłębiał wiedzę z wielu różnych dziedzin. Moja matka pochodziła z rodziny inżynierów, lekarzy i ludzi, którzy kwestionowali status quo, i poszła w ich ślady. Pod wieloma względami wraz z siostrą i braćmi byliśmy typowymi nowojorskimi dziećmi imigrantów, przesiąkniętymi wartościami związanymi z rozwojem osobistym, ale nastawionymi także na działanie na rzecz postępu społecznego. Pilnie uczyliśmy się w szkole i oczekiwano od nas wyróżniania się we wszystkim, co robiliśmy. Swoją przyszłość widzieliśmy na uniwersytetach Ligi Bluszczowej, z których prowadziła prosta droga do zawodowych sukcesów.
Nie mieliśmy ani nadopiekuńczych, ani zbyt wymagających rodziców, wręcz przeciwnie. Mama i tata wpoili nam solidne wartości, a potem umożliwili dokonywanie własnych wyborów. Oboje byli wiecznie zajętymi lekarzami, którzy pracowali po godzinach i nie mieli czasu na kierowanie każdym naszym krokiem, nawet gdyby chcieli to robić. Poza tym rodzina liczyła zbyt wielu członków, żeby wszystkich dało się upilnować. Przez dłuższy czas mieszkali z nami nie tylko moja starsza siostra i bracia bliźniacy, lecz także rodzice naszych rodziców i liczne ciotki, wujkowie i kuzyni – oraz przyjaciele owych ciotek, wujków i kuzynów. Żartowaliśmy, że nasz mały domek na Staten Island to Ellis Island w miniaturze, miejsce, gdzie przybywały setki indyjskich imigrantów, którzy zaczynali własne życie w Ameryce.
Jako dziecko i nastolatka nie miałam łatwo. Często wstydziłam się swojej ciemniejszej karnacji (lub byłam z jej powodu zawstydzana; niejednokrotnie słyszałam, jak nazywano mnie ciapatą czy Cyganką), ale byłam też dumna ze swojej inteligenckiej indyjskiej rodziny. Nie pozwalano mi spotykać się z chłopakami, ale udawało mi się regularnie wymykać z domu i włóczyć z kuzynem po klubach. Byłam na tyle „spoko”, że uwielbiałam hip-hop i reggae (pierwszą pracę znalazłam w niezależnej wytwórni hip-hopowej), a jednocześnie na tyle „kujonką”, żeby zostać klasową prymuską w szkole średniej. Sprzeciwiałam się pewnym tradycjom, ale nauczyłam się cenić nasze szerokie rozumienie rodziny, w której kuzyni stali się rodzeństwem, a ciotki i wujkowie drugimi rodzicami.
I dlatego, że żyłam w tak wielu światach, i wśród tak wielu ludzi równocześnie – ale tak naprawdę nie należałam do żadnego, bo musiałam lawirować między wieloma tożsamościami i wieloma relacjami – w żadnym z nich nie byłam całkiem sobą. Ponieważ czułam tak wiele wewnętrznych – i zewnętrznych – napięć, ale niczego nie pragnęłam bardziej niż harmonii, odkryłam, że buduję życie w części wspólnej wielu przecinających się zbiorów. To bycie pomiędzy sprawiło, że stałam się biegła w porządkowaniu chaosu i znajdowaniu sposobów na łączenie tego, co wcześniej pozostawało rozdzielone.
Miałam też szczęście. Mama i tata nie narzucali zbyt wielu nakazów i zakazów. Oczywiście wysoko ustawili poprzeczkę, ale pozwolili nam przeskoczyć ją w sposób, który uznaliśmy za właściwy, i regularnie przypominali nam, byśmy podnosili innych, kiedy sami wstawaliśmy. I dla mnie, podobnie jak dla wielu dzieci imigrantów, spełnianie oczekiwań rodziców oznaczało robienie wszystkiego z myślą o tym, by uszanować ich liczne poświęcenia i dodać kolejny błyszczący klejnot do swojego CV.
Och, jak moje CV błyszczało. Przez całe życie miałam na świadectwie same oceny A (na Boga, nawet moja grupa krwi to A+), zrobiłam kilka fakultetów na prestiżowych uniwersytetach, zaliczyłam wakacyjne wolontariaty za granicą. Ale próbowałam też błyszczeć na swój sposób. Studiowałam nauki polityczne i odbyłam staż w Departamencie Stanu – w ramach którego po raz pierwszy posmakowałam życia na obczyźnie jako dyplomatka w Omanie. Nie zostałam lekarką ani prawniczką, ani inżynierką, jak wszyscy oczekiwali. Znalazłam własną drogę, wiedziona miłością do danych, analiz, języków i skomplikowanych spraw, a kiedy zatrudniła mnie CIA, poczułam się jak w domu.
W Agencji byłam w swoim żywiole. Przez sześć lat tkwiłam w oku cyklonu – na czubku włóczni, jak lubiliśmy żartować – otoczona niezwykle zdolnymi ludźmi pracowałam nad sprawami o znaczeniu międzynarodowym, wyjaśniałam skomplikowane informacje, trafiałam do miejsc, w których inaczej nigdy bym się nie znalazła, i poznawałam osoby, których inaczej bym nie spotkała. Po miesiącach szkolenia zostałam rzucona na głęboką wodę. Miałam wpływ na kształtowanie przeciwpartyzanckiej strategii naszych żołnierzy, stawiałam czoła zagrożeniom związanym z powojenną odbudową struktur państwowych w różnych krajach, zdobywałam nagrody za wybitną służbę i medale za wdrażanie decydujących posunięć w strefie działań wojennych, doradzałam oficerom armii i wywiadu z całego świata. A wszystko to jeszcze przed trzydziestką.
Moja praca była niezwykle fascynująca. Podróżowałam po Ameryce Południowej, południowej Azji, Europie i mieszkałam tam. Miałam dostęp do salonów władzy zachodniego świata, gdzie zapadały najważniejsze decyzje. Doradzałam generałom, decydentom i prezydentom. I sprawiło mi to frajdę. Dużo frajdy. Nie tej związanej z wesołą zabawą, ale wynikającej z głębokiego spełnienia i czystej radości wykonywania pracy, która naprawdę mnie interesowała, i zupełnie nowymi sposobami funkcjonowania mojego ciała i umysłu.
CIA szkoliła mnie do walki fizycznej (jazda ofensywna, strzelanie z karabinów i pistoletów, ocena stanu ludzi z otwartymi ranami klatki piersiowej, wiązanie opasek uciskowych) i „walki” umysłowej (analiza konkurencyjnych hipotez, praca z zagranicznymi łącznikami, radzenie sobie z trudnymi rozmówcami). Same atrakcyjne rzeczy, które podobały się zarówno mojej wewnętrznej kujonce, jak i mojej wewnętrznej twardzielce i nauczyły mnie rzemiosła tajnych służb – a przynajmniej jego podstaw – które pielęgnowałam, dostosowywałam, rozwijałam i wykorzystywałam w nowy i zaskakujący sposób we wszystkich aspektach swojego życia. Pod każdym względem była to – i nadal jest – idealna dla mnie praca, dzięki której udoskonaliłam tak wiele wrodzonych umiejętności. Przed CIA byłam bystra i twarda, ale CIA uczyniła mnie bystrzejszą i twardszą.
Miałam też szczęście pracować w Agencji z kilkoma wspaniałymi liderami (dowiesz się o nich więcej z części drugiej), którzy mieli wysokie standardy i duże oczekiwania. Poznanie tych ludzi było dla mnie prawdziwą przyjemnością.
A _jednak_, nawet w tak idealnym dla mnie środowisku, wewnętrzny głos nakazywał mi, żebym nigdy nie pozwoliła sobie spocząć na laurach. Chciałam wystawić się na próbę, by zobaczyć, na co jeszcze mnie stać.
Dlatego postanowiłam odejść z CIA. Po sześciu latach pełnego zaangażowania wybrałam odpowiedni moment i rozstałam się z Agencją w dobrym stylu. Znaleźliśmy bin Ladena, skończyłam też właśnie pomagać nowemu dyrektorowi CIA w przejęciu obowiązków i uznałam, że to dobry czas na skok w nieznane i inne wyzwania, by rozwinąć inną część siebie.
Przeniosłam się więc do Londynu – miasta, które zawsze mnie pociągało – i zaczęłam studia w szkole biznesu, gdzie odkryłam wielki świat sektora prywatnego, przedsiębiorczości i handlu międzynarodowego.
I cóż to był za nowy, wspaniały świat!
I cóż to był za stary, wspaniały świat.
Ponieważ kiedy obudził się mój zmysł łączenia tego, co wydawało się ze sobą niepowiązane, zaczęłam dostrzegać podobieństwa między pracą, którą wykonywałam w Agencji, a prowadzeniem firm i wygrywaniem handlowych bitew. Nigdy nie miałam zamiaru dostosowywać się do korporacyjnego szablonu i nie chciałam tracić czasu na podejmowanie prób w tym celu, więc wykorzystałam swoje umiejętności z CIA, połączyłam je ze zdobytymi podczas studiów MBA i otworzyłam własną firmę. Podjęłam się wyzwania związanego z budowaniem i rozwijaniem grupy inwestycyjno-deweloperskiej na rynku nieruchomości bez żadnego doświadczenia w tej branży i jako outsiderka. Byłam młodą kolorową Amerykanką wśród białych Brytyjczyków w średnim wieku i polegałam w dużej mierze na swoich doświadczeniu i wiedzy z CIA i ze studiów MBA – oraz wyniesionym z domu przekonaniu, że „wszystko jest możliwe” – aby odnieść sukces. W ciągu osiemnastu miesięcy firma zaczęła przynosić zyski i po kilku latach ja i mój partner mogliśmy spokojnie przejść na emeryturę.
Ale przejście na emeryturę po trzydziestce nie leży w mojej naturze. Zaczęłam więc prowadzić działalność konsultingową, doradzać i szkolić innych inwestorów i deweloperów, a następnie powiększyłam listę swoich klientów o wszelkiego rodzaju liderów i przedsiębiorców.
_Wciąż_ jednak dręczyło mnie poczucie, że czeka na mnie coś jeszcze.
Tym razem usiadłam więc i, jak na byłą analityczkę CIA przystało, sondowałam siebie, wsłuchując się w ten wewnętrzny głos, który mówił mi, że jest miejsce na więcej, że powinnam skupić się na czymś większym. Podążyłam tym tropem. Szukałam wskazówek. Stałam się swoim własnym celem. Zaczęłam przyglądać się swojej życiowej podróży: wzlotom i upadkom; czasom, kiedy czułam się pełna życia, i czasom, kiedy wpadałam w otchłań nudy i frustracji. Spojrzałam na to, co robiłam, gdy godziny wydawały się nanosekundami, i na to, co robiłam, gdy wydawały się trwać wieki. Z kim byłam? W jaki sposób używałam mózgu? Jak wykorzystywałam swoje ciało? Jakie było moje otoczenie psychiczne i społeczne?
To ćwiczenie się w autoanalizie doprowadziło mnie do trzech ważnych wniosków: zawsze czułam się powołana do zdobywania specjalistycznej wiedzy i wykorzystywania jej do pomocy inteligentnym, zorientowanym na rozwój ludziom; zawsze czułam się powołana do dzielenia się słowem, pisanym i mówionym; zawsze czułam się powołana do pielęgnowania relacji i nawiązywania nowych kontaktów. Te cechy sprawiały, że w CIA z naturalną łatwością wykrywałam „sygnał” w szumie danych wywiadowczych, pozwalałam decydentom zrozumieć sens złożonych sytuacji, łączyłam odrębne i fragmentaryczne informacje – ale jak mogłabym wykorzystać te umiejętności poza światem tajnych służb i na większą skalę?
Cóż, zrobiłam to, co zrobiłby każdy dobry agent, i zaczęłam szukać celów odpowiednich do swoich możliwości. Znalazłam i stworzyłam sposoby na dzielenie się swoją wiedzą – pisałam, przemawiałam, angażowałam się i nawiązywałam kontakty. Założyłam kilka blogów. Przemawiałam podczas różnych wydarzeń. Organizowałam salony (nie fryzjerskie czy urody – ale te w stylu osiemnastowiecznych francuskich salonów, miejsc intelektualnych dyskusji). A potem zrobiłam więcej. I więcej. I z większym skupieniem. I z intencją odkrywania, jak mogłabym stworzyć życie wypełnione rzeczami, do których zawsze czułam się powołana.
I w czasie całego tego procesu powoli nauczyłam się odpuszczać, a nawet wybaczać sobie to, czego nie potrafiłam lub nie chciałam zrobić. Oczywiście nigdy nie przestałam się rozwijać i zmieniać, ale dałam sobie spokój z obwinianiem się za to, co świat kazał mi postrzegać jako moje sprzeczności, i znalazłam sposób na docenienie tego, kim jestem, zamiast wywierać na siebie presję, by dostosować się do społecznie skonstruowanego, jednowymiarowego ideału tego, kim powinnam być.
I, co być może najciekawsze, odkryłam, że kiedy zamiast skupiać się na własnych słabościach, rozwinęłam swoje mocne strony, te mocne strony stały się silniejsze, a słabości straciły na znaczeniu. Dostrzegłam też, że potrafię się przystosować i ukształtować rzeczy, które „powinnam” zrobić, w sposób istotny dla siebie i zrównoważony.
Opowiadam o swojej przeszłości, poznawaniu siebie i docenianiu tego, kim jestem, by zachęcić cię do tego samego i pokazać ci, jak to zrobić. Wierność sobie to nie wymówka dla lenistwa ani pretekst do ulegania słabościom, ale głębokie wniknięcie we własną tożsamość i zaangażowanie się w życie, dzięki któremu w pełni wykorzystasz swój potencjał. To praca nad odkryciem najprawdziwszej wersji siebie i jej akceptacja, a nawet poczucie dumy z tego, kim jesteś. Dzięki temu twoje CV stanie się olśniewające.
A zrobimy to tak:
W części pierwszej nauczę cię podstaw sposobu myślenia, jakiego wymaga praca w CIA. Dowiesz się, jak wyznaczać Ambitniejsze Cele i porzucić swoje wyobrażenia o tym, co jest niemożliwe. Strzepniemy mentalny i emocjonalny kurz zebrany podczas twojej życiowej podróży i wnikniemy głęboko w twoją tożsamość, twoje nawyki, rytmy i środowisko, dzięki czemu będziesz mógł stworzyć nowe wzorce tego, jak żyjesz, przewodzisz i odnosisz sukcesy. Wyznaczenie Ambitniejszych Celów wymaga brutalnie szczerych rozmów z otaczającymi cię ludźmi i brutalnie szczerych rozliczeń z samym sobą. To nie będzie łatwe, ale poprowadzę cię, budząc w tobie pewność siebie, która pozwala działać, a dzięki niej odnajdziesz energię do zrealizowania swojej Misji.
W części drugiej będziemy budować na położonych przez ciebie solidnych fundamentach, by zapewnić ci Lepsze Przywództwo niezależenie od twojej pozycji i tego, dokąd zmierzasz. Oznacza to „szefowanie” w pracy, w domu, w twoich relacjach z innymi i ze sobą i przyjęcie opartego na faktach podejścia do życia w zgodzie ze swoimi wartościami, angażowanie się w to, co ważne, oraz skuteczne radzenie sobie ze zmartwieniami, stresem i z sabotażystami (czasem w przebraniu przyjaciół). Jak nauczyłam się w CIA, przywództwo nie ma nic wspólnego ze stanowiskiem; liczą się umiejętności i wykonanie zadań. Będę więc dzielić się wskazówkami zaczerpniętymi z wywiadowczego rzemiosła, które zbudują twoją pewność siebie, pomogą ci mówić prawdę władzy i wrócić na właściwą drogę, kiedy z niej zboczysz lub wpadniesz w pułapki zastawiane przez życie.
A potem, w części trzeciej, będziesz się rwał do wyjścia ze swojej poczwarki twardziela, gdy pokażę ci, jak Być Odważniejszym we wszystkim, co robisz, tak jak się tego nauczyłam, kiedy odeszłam z Agencji i od podstaw zbudowałam swoją karierę w biznesie. Pokażę ci, jak wyjść z cienia i pozwolić sobie zabłysnąć, stać się najlepszą wersją siebie i posłużyć się taktyczną ignorancją, aby posunąć się dalej, niż wydawało ci się to możliwe. Zakończymy rozdziałem poświęconym temu, jak kontynuować swoje operacje, dzięki czemu będziesz mógł robić postępy i nadal angażować swoje większe, lepsze, odważniejsze ja w realizację własnej Misji.
Narzędzia i wskazówki, którymi się z tobą podzielę, przydadzą się na każdym etapie kariery (i niemal we wszystkich sferach życia), ale musisz wykonać tę pracę, aby zobaczyć, jak, kiedy i w jakich okolicznościach możesz je zastosować. Niezależnie od tego, czy jesteś prezesem dużej spółki, próbujesz rozkręcić biznes po godzinach, zaczynasz profesjonalną karierę, czy zajmujesz się czymś innym, pamiętaj o zadawaniu sobie pytania: „Gdzie jeszcze mogę użyć tego narzędzia?”, aby zobaczyć, jak to zrobić, ile mocy możesz stworzyć, jak daleko i wysoko możesz sięgnąć.
A teraz zapnij pasy i przygotuj się do wzlotu.Rozdział 1
Odkrywanie własnej tożsamości
Akta sprawy. Być panem siebie
Przez większą część życia moja zewnętrzna tożsamość była mi narzucana. Kiedy chodziłam do szkoły, dzieci z klasy widziały we mnie „tę mądrą Hinduskę”, mimo że urodziłam się i wychowałam w Nowym Jorku. Na studiach niektórzy z moich amerykańskich kolegów i koleżanek pochodzenia indyjskiego nazywali mnie „nienawidzącą siebie brązową dziewczyną”, ponieważ miałam „zbyt wielu” czarnoskórych przyjaciół. Kiedy trafiłam do strefy działań wojennych, byłam „cywilnym analitykiem” pośród samych wojskowych. Kiedy mieszkałam za granicą lub podróżowałam po innych krajach, brano mnie za Izraelkę, Meksykankę, Kolumbijkę, Gujankę, Polkę (!), Pakistankę, Dominikankę, Portorykankę, Brazylijkę, Etiopkę, przedstawicielkę prawie każdej narodowości, której członkowie mają ciemniejszą karnację i niekiedy kręcone włosy. (Pewnego razu w nowojorskim barze wzięto mnie nawet za tę niesamowitą Zadie Smith. Powinnam wtedy krzyknąć: „Nie wszyscy brązowi ludzie wyglądają tak samo!”, ale ta pomyłka zbyt mi pochlebiła). Obsesja na punkcie tego, gdzie mnie umieścić, czasem bywa zabawna, innym razem irytująca, ale po tym, jak przedstawię się jako Amerykanka, zawsze słyszę pytanie: „Skąd _naprawdę_ jesteś?”.
Wygląda na to, że wprawiam ludzi w zakłopotanie. „Nie zachowujesz się jak typowa ”. „Nie jesteś taka, jak się spodziewaliśmy”. „Masz ciekawe pochodzenie”. __ I jedno z moich ulubionych: __ „Twoje ramiona są zbyt umięśnione jak na dziewczynę”.
Najwyraźniej innym trudno się pogodzić z tym, jaka jestem. Nigdzie nie pasuję. Niełatwo mnie zaszufladkować. (To kolejny powód, dla którego w CIA czułam się jak w domu – w miejscu, gdzie nikt nie pasuje do schematu, wszyscy pasują do całości).
I zbyt długo udzielało mi się to zakłopotanie innych ludzi. Bywały chwile – wiele razy – kiedy czułam się jak dziwoląg. Jak mogłam być odporna psychicznie _i_ obdarzona inteligencją emocjonalną, myśląca analitycznie _i_ twórczo utalentowana, tradycyjna pod pewnymi względami, _a_ pod innymi postępowa, wysportowana i muskularna, _a jednocześnie_ umalowana i w spódnicy? Z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że żadna z tych rzeczy nie stoi z pozostałymi w sprzeczności. To tylko jakiś dziwny skrypt kulturowy, który kieruje naszym zachowaniem, każe nam oczekiwać, że skomplikowane istoty doskonale pomieszczą się w uproszczonych, stereotypowych kategoriach, podczas gdy w rzeczywistości wszyscy jesteśmy pełni przeciwieństw. Chodzi tu nie tyle o to, że ludzie chcą nas umieścić w zupełnie niewłaściwych szufladkach, ile w głównej mierze o to, że wszystkie szufladki są zbyt ciasne.
Nie wpadnij więc w tę pułapkę. Nie zmuszaj się do „dopasowania”, kiedy nie ma takiej potrzeby. Bądź tym, kim jesteś, wewnętrznie i zewnętrznie, ze „sprzecznościami” i z całą resztą i weź odpowiedzialność za swoją tożsamość. O ile nie jesteś wredny i akceptujesz konsekwencje bycia tym, kim jesteś, nie musisz niczego dostosowywać, ignorować ani umniejszać.
W tym rozdziale pomogę ci uwolnić się od presji „dopasowania się”, pokazując, jak możesz odmienić swoje życie i pracę, tak by docenić i wykorzystać swoje z natury niezdolne do dopasowywania ja.
Agenci w terenie muszą wejść głęboko w swoje rozmaite tożsamości, aby mogli wiarygodnie działać pod przykrywką; tutaj będziemy się przyglądać _twojej_ tożsamości, abyś mógł odegrać najlepszą rolę w historii swojego życia. Będziemy zagłębiać się w twoją przeszłość, żebyś mógł dokładnie zidentyfikować środowiska, które ci służą, używać ustrukturyzowanych technik do robienia, odrzucania lub delegowania rzeczy, które wypełniają twoje dni (ale mogą nie przynosić ci spełnienia). Będziemy korzystać z wielu twoich osobowości, abyś mógł wybrać odpowiednią z nich do aktualnej misji, i posłużymy się systemami profilowania, by wyjaśnić, w jaki sposób możesz lub potrzebujesz przebudować swoje życie i pracę.
To wszystko będzie dla ciebie czymś zupełnie nowym, więc zachęcam cię do odrzucenia niewiary, tak jak sama to zrobiłam, gdy dołączyłam do Agencji. Otwórz się na to, co niezwykłe. I skoncentruj się na ćwiczeniach i technikach myślenia, którymi się zajmiemy.
Lub, w duchu dewizy CIA, poznaj prawdę o sobie i pozwól, aby prawda cię wyzwoliła. Zacznijmy.
Historia
W życiu każdego z nas pojawiają się wzorce i motywy, które mogą być niezwykle pouczające, ale większość z nas jest zbyt zajęta robieniem rozmaitych rzeczy, osiąganiem celów, walką o przetrwanie lub rywalizacją, by je zauważyć. Dlatego pytania zawarte w poniższym ćwiczeniu dotyczącym Historii są niezwykle ważne. Zmuszają nas do zatrzymania się. Zwrócenia uwagi. A potem zareagowania na rzeczy, które nas spotykają.
Te same pytania zadawałam sobie, kiedy próbowałam zrozumieć, dlaczego moja podróż od CIA do CEO wydaje się w jakiś sposób niedokończona. A jeśli kiedykolwiek dręczyło cię poczucie, że masz niedokończone – lub nierozpoczęte – sprawy albo niewykorzystany potencjał, który domaga się wykorzystania, to zagłębienie się w twojej Historii pomoże rzucić światło na to, czego nie dostrzegasz, i obudzić w tobie zdolność do bardziej autentycznego i pełniejszego życia.
Być może nigdy nie zastanawiałeś się nad swoją Historią w metodyczny i analityczny sposób, więc nie spiesz się z tym ćwiczeniem. Znajdź spokojne miejsce, w którym nic nie będzie ci przeszkadzać, usiądź i poświęć godzinę lub półtorej na przemyślenie poniższych pytań. Odpowiedzi wpisz w notesie lub pobierz i wydrukuj arkusze ze strony: www.ciatoceo.com/bonuses.
Ćwiczenie z Historią
1. W jakich chwilach swojej dotychczasowej kariery i życia osobistego czułeś się najbardziej spełniony? Spróbuj znaleźć kilka różnych przykładów, aby uchwycić różne aspekty swojego życia. Gdzie byłeś? Co robiłeś? Z jakimi ludźmi przebywałeś? Jak używałeś swojego mózgu? Jak wykorzystywałeś swoje ciało?
2. Jakie wspólne motywy powracają w tych momentach spełnienia? (Byłeś częścią zespołu, pracowałeś sam, wykonywałeś pracę twórczą, pomagałeś innym i tak dalej).
3. Co możesz TERAZ zmienić w swojej karierze i życiu, żeby robić więcej rzeczy przynoszących spełnienie? Jakie praktyczne rzeczy możesz zmienić, jeśli chodzi o to, gdzie mieszkasz i pracujesz, aby móc odtworzyć istotne aspekty chwil, w których czułeś się spełniony?
4. W czym twoim zdaniem jesteś dobry? W czym jesteś dobry według innych ludzi? Których z tych umiejętności lubisz używać? Jak możesz zarabiać na życie, wykorzystując te umiejętności? Najlepszym rozwiązaniem jest znalezienie czegoś, co łączy to, w czym jesteś dobry, coś, co lubisz robić, coś, co ludzie cenią lub za co ci zapłacą, i coś, co – w idealnym przypadku – prowadzi do pozytywnych zmian w twoim świecie.
5. Jakie były najbardziej frustrujące momenty w twojej dotychczasowej karierze i życiu osobistym? I tym razem spróbuj znaleźć kilka różnych przykładów. Gdzie byłeś? Co robiłeś? Z jakimi ludźmi przebywałeś? Jak używałeś swojego mózgu? Jak wykorzystywałeś swoje ciało?
6. Jakie wspólne elementy zauważyłeś w chwilach frustracji? (Nie miałeś wystarczającej jasności co do tego, co musisz zrobić, pracowałeś sam, było zbyt wielu konkurujących ze sobą interesariuszy, nie współpracowałeś ze zdeterminowanymi ludźmi, nie było wokół ciebie „szumu” i tak dalej…)
7. Co możesz TERAZ zrobić, by złagodzić lub wyeliminować frustracje?
8. Kto (na przykład mentor, przyjaciel przedsiębiorca, partner) może z tobą pracować, by pomóc ci zmienić twoją karierę lub życie tak, żebyś mógł robić więcej rzeczy, które cię satysfakcjonują, a mniej tych, które cię frustrują?
9. Czego (wsparcia finansowego, opieki nad dziećmi, zewnętrznych zobowiązań i tak dalej) potrzebujesz, aby móc zacząć pisać historię życia, z której będziesz teraz najbardziej dumny?
Pamiętaj, że udzielenie odpowiedzi na te pytania to dopiero początek. Przyjrzyj się swoim myślom. Naprawdę zastanów się nad tym, co się pojawia. Zacznij szukać sposobu, by coś dodać do tego, co już robisz, lub z czegoś zrezygnować. Wracaj do tego ćwiczenia i regularnie aktualizuj odpowiedzi w miarę rozwoju swojego życia i kariery. Nie wystarczy tego zrobić raz.
Ożyw swoją Historię: dodaj trzy Z do swojego kwadrantu D-M-U-N
Kiedy odpowiadałam na własne pytania dotyczące Historii, wyłaniające się wzorce pokazały mi, że chwile, w których czuję się najbardziej spełniona, są związane ze zdobywaniem specjalistycznej wiedzy, a następnie z dzieleniem się nią, pisaniem lub przemawianiem do odbiorców, którzy mogliby z mojej wiedzy skorzystać, jak również kontaktowaniem się i wspólnym działaniem z inteligentnymi, pełnymi zapału ludźmi. Nie rzuciłam jednak nagle wszystkiego, by zacząć zajmować się tylko tymi rzeczami – celem tych ćwiczeń nie jest gwałtowna zmiana ani stanie się ślepo zapatrzonym w siebie – ale zaczęłam szukać sposobów i stwarzać okazje, by częściej robić rzeczy satysfakcjonujące, a rzadziej te, które budzą niezadowolenie. Oczywiście wiedziałam, kim jestem i co kocham, ale wplatałam to w swoją rzeczywistość stopniowo, licząc się z jej wymogami.
I ty też możesz to zrobić. Możesz zacząć podejmować więcej decyzji na podstawie tego, co uważasz za bardziej odpowiednie dla siebie, wplatając więcej aktywności, które dają ci spełnienie w codziennym życiu, i poświęcać mniej czasu na to, co cię frustruje. Nie musisz od razu wywracać wszystkiego do góry nogami, ale rób to, co się da. Zacznij teraz.
Nie przyjdzie ci to łatwo i będziesz musiał znaleźć wolną przestrzeń (wiem, wiem, daję kolejne zadania osobie, która i tak ma już ich za dużo!). Ale możesz dokonywać lepszych – i bardziej metodycznych – wyborów dotyczących tego, czemu poświęcać czas i energię, a czemu nie, dzięki wykorzystaniu kwadrantu D-M-U-N i dodaniu trzech Z (o czym zaraz napiszę więcej) z mocą i precyzją.
Doskonale cię rozumiem. Jako CEO możesz w każdej chwili zostać pochłonięta przez swoją skrzynkę mejlową, poproszona o wyrażenie opinii w związku ze zbliżającą się decyzją zarządu, martwić się o przeziębienie córki i zastanawiać, czy duża transakcja twojej firmy dojdzie do skutku, myśleć o tym, jak bardzo jesteś głodna, próbować znaleźć dwadzieścia minut, żeby w końcu pobiegać, co ciągle odkładasz, wkurzać się, że znowu musisz iść do toalety (co za strata czasu przez całe to picie wody!), przemyśleć kwestie, które masz omówić na nadchodzącym spotkaniu inwestorów, i, i, i…
Jako początkujący założyciel start-upu być może o dowolnej porze korzystasz z dziesięciu różnych porównywarek internetowych, by znaleźć najtańszy bilet na pociąg i złożyć wizytę dostawcy w przyszłym tygodniu, czekając, aż przeglądarka załaduje kolejny odcinek twojego ulubionego serialu, podczas gdy ty wrzucasz do ust zamówiony posiłek, zastanawiając się, dlaczego twój wspólnik nie zajmuje się irytującym mejlem, który właśnie znalazł się w waszej skrzynce odbiorczej, martwisz się, że na zwykle tętniącej życiem grupie na Slacku zapadła cisza, i klniesz na to cholernie wolne połączenie internetowe, chociaż płacisz za „ultraszybkie”, i, i, i…
Jako osoba, która osiąga sukcesy w nowej pracy, być może właśnie czytasz o ostatnich kampaniach marketingowych, grzebiesz w dziwacznych systemach oprogramowania swojej firmy, jesteś wyciągany na spotkania ze współpracownikami i działem HR, planujesz oglądanie nowych mieszkań teraz, gdy twój współlokator postanowił się wyprowadzić, szukasz miejsca na zorganizowanie spotkania absolwentów swojej szkoły w przyszłym tygodniu i zastanawiasz się, czy właściwie się ubrałeś, ponieważ ciągle się na ciebie gapią, ale może to dlatego, że jeszcze mało kto cię tu zna, a co, jeśli chodzi o coś innego, i, i, i, i…
Cholera, czy jest coś dziwnego w tym, że tak niewielu z nas ma jakieś wolne komórki mózgowe, aby ożywić naszą Historię lub żyć, realizując nasz potencjał – lub choćby tylko myśleć o tym, jaki ten potencjał może być – kiedy ciągle tak dużo się dzieje? Jest tak wiele do zrobienia? Tyle do przemyślenia?
Kiedy więc proszę cię, byś zwolnił przestrzeń dla tego, co daje ci spełnienie, robię to z pełną świadomością, że możesz się na mnie wkurzyć, ale jestem tu po to, żeby pokazać, jak ty, młody agencie na szkoleniu, możesz to zrobić. Zacznij od sporządzenia listy wszystkich dużych i drobnych zajęć, które wypełniają twój dzień. Może to wyglądać mniej więcej tak:
- Zrób śniadanie i je zjedz
- Przygotuj się
- Dojedź do pracy
- Zamorduj dyktatorów
- Spotkaj się ze źródłami
- Napisz szkice raportów wywiadowczych
- Uruchom kontrinwigilację
- Odbierz dzieci
- Idź na CrossFit
- Zapłać rachunki
- Zrób obiad
- Oglądaj telewizję
- Śpij (z jednym okiem otwartym)
Naprawdę uważnie się sobie przyglądaj, śledź wszystkie swoje ruchy i działania, tak jak zrobiłby to każdy dobry analityk, wypisz wszystko niezależnie od tego, ile czasu ci to zajmie (możesz pominąć te długie prysznice lub romanse na boku!), a następnie umieść każdą z tych aktywności w poniższym kwadrancie D-M-U-N:
+--+
| |
+--+
| |
+--+
| |
+--+
To, co umieścisz w każdej komórce tabelki, będzie trochę przemyślane, trochę intuicyjne i całkowicie subiektywne (tutaj chodzi o ciebie, o nikogo innego). Działania o dużej wartości będą zwykle obejmować rzeczy, które dają ci szczęście, poprawiają jakość twojego życia, czynią cię lepszym, prowadzą do rozwoju firmy, usprawniają karierę, przyczyniają się do osiągnięcia twoich celów i realizacji misji oraz wszystkiego, do czego masz wyjątkowe kwalifikacje. Działania o małej wartości to zazwyczaj te, które nie mają wymiernego wpływu na szczęście, poprawę, rozwój lub postęp i/lub które należy wykonać (takie jak prace biurowe), ale niekoniecznie ty musisz się tym zajmować. Oczywiście aktywności, które uwielbiasz, i te, których nienawidzisz, są ni mniej, ni więcej tylko właśnie nimi.
Elementy z naszej przykładowej listy działań umieszczone w kwadrancie mogą wyglądać następująco:
+--+
| |
+--+
| |
+--+
| |
+--+
Następnym krokiem jest nałożenie na to TRZECH Z – ZRÓB (zadania, których się trzymasz), ZREZYGNUJ (zadania, które odrzucasz), ZLEĆ (zadania, które powierzasz komuś innemu):
Wszystko, co znalazło się w polu „uwielbiam robić” i „duża wartość”, to rzeczy, które prawdopodobnie powinieneś nadal ROBIĆ, a także inwestować tyle czasu, energii i pieniędzy, ile tylko możesz, by stawać się w nich coraz lepszy. (Dla wątpiących: tak, możecie nawet stać się lepsi w spaniu – z jednym okiem otwartym lub z obydwoma zamkniętymi – i wiem to, bo Google mi powiedział!)
Wszystko, co należy do kategorii „uwielbiam robić” i „mała wartość”, to rzeczy, które prawdopodobnie również powinieneś ROBIĆ. Nie jesteśmy automatami i można powiedzieć wiele dobrego na temat prostych rzeczy służących tylko przyjemności, relaksowi lub wyłączeniu się, ale dobrym pomysłem może być wzięcie pod uwagę zmniejszenia ilości czasu, energii i pieniędzy, które inwestujesz w te zajęcia, chyba że masz nadmiar czasu, energii i pieniędzy i możesz pozwolić sobie na alokację tych cennych zasobów poza rzeczami o większej wartości.
Wszystko w polu „nienawidzę robić” i „duża wartość” możesz ZAMIENIĆ na coś innego o tej samej wartości, co sprawia ci przyjemność lub co uwielbiasz (zamiast CrossFitu wybrać inną formę ćwiczeń, która nie wiąże się z wymiotami podczas treningu), albo ZLECIĆ te zadania komuś innemu. Czasami będziesz musiał kontynuować robienie rzeczy o dużej wartości, których nienawidzisz – życie nie zawsze wygląda tak, jak byśmy chcieli – ale przez zamianę lub delegowanie pewnych rzeczy umieszczonych w tym polu zyskasz więcej czasu i energii na te, które nadal musisz zrobić sam.
Wszystko, co należy do kategorii „nienawidzę robić” i „mała wartość”, to rzeczy, z których dobrze byłoby ZREZYGNOWAĆ lub ZLECIĆ je innym, lub zwiększyć ich wartość, nakładając na nie warstwę nowych czynności (ćwiczenie mięśni pośladków podczas dojazdu do pracy, trening w strzelaniu do celu podczas płacenia rachunków), jeśli nie możesz znaleźć innego sposobu, by je obejść. Łatwizna. Nie rozczulaj się nad sobą.
Rozumiem, że zabijanie dyktatorów może nigdy nie trafić na twoją listę rzeczy do zrobienia, więc oto kilka bardziej praktycznych przykładów zastosowania trzech Z w życiu:
- ZRÓB wszystko po swojemu.
Jeśli jesteś szefem, a dojazdy do pracy wcześnie rano sprawiają, że docierasz do biura zestresowany i zmęczony, zacznij dzień kilka godzin wcześniej. Jeśli bieganie nie należy do twoich ulubionych sposobów na utrzymanie dobrej kondycji, staraj się chodzić za każdym razem, kiedy rozmawiasz przez telefon, i nie unikaj schodów. Jeżeli pobudka o piątej rano jest dla ciebie zbyt dużym wyzwaniem, nastaw budzik na siódmą albo wstawaj o piątej w tygodniu i o dziewiątej w weekendy. W życiu nie obowiązuje zasada „wszystko albo nic”. Jedna z moich klientek, dyrektorka generalna, przeniosła poranne zebrania swojego zespołu z dziewiątej na dziesiątą, żeby uniknąć dojazdów do pracy w godzinach szczytu, i dzięki temu poranny stres zniknął z jej rozkładu dnia – a także z rozkładu dnia zespołu. Dla mnie ćwiczenia same w sobie są nudne, ale uwielbiam być wysportowana i silna, więc robię pompki, podciągam się na drążku, dużo chodzę w ciągu dnia, uprawiam balet, pilates i bieg z przeszkodami, żeby było ciekawie. I uwielbiam też wstawać przed świtem (kto by pomyślał?), ale wychowywanie niemowlaka i małego dziecka oznacza, że moje noce i czas snu są trudne do zaplanowania. Dostosowuję się zatem do sytuacji: czasami wstaję o czwartej rano po ostatnim karmieniu małej; innego dnia budzi się o siódmej rano, więc ja też wtedy wstaję. Sen jest ważny, więc dostosowałam oczekiwania do swojej rzeczywistości: zasypiam, kiedy córki zamkną oczy, i wstaję, kiedy pierwsza z nich się budzi. Nie narzucam sobie sztywnych reguł.
- ZREZYGNUJ z rzeczy, których nienawidzisz robić lub które wnoszą niewielką wartość do twojego życia zawodowego lub osobistego.
Jeśli nie znosisz bezproduktywnego siedzenia w biurze, nie wymagaj tego od swoich pracowników tylko dlatego, że jest to przyjęte w twojej branży. Jeśli nie lubisz networkingowych spotkań biznesowych i przyłapujesz się na tym, że skupiasz się na sączeniu drinka lub uciekasz do łazienki, aby uniknąć rozmów, przestań chodzić na takie wydarzenia i znajdź inne sposoby zdobywania informacji lub zawierania znajomości. Jeśli masz w swoim otoczeniu ludzi, którzy są wampirami energetycznymi, przestań spędzać z nimi czas. Wielu moich klientów z kręgu menedżerów najwyższego szczebla w trakcie naszej wspólnej pracy zdało sobie sprawę, że mogą porzucić rutynowe praktyki – codzienne zebrania, pięciodniowy tydzień i stałe godziny pracy – bez szkody dla swojej wydajności. Moi introwertyczni klienci często dowiadują się podczas pracy ze mną, że mogą zdobyć odpowiednią wiedzę branżową dzięki słuchaniu podcastów i czytaniu książek i nawiązywać kontakty na Zoomie, zamiast chodzić na różne wydarzenia. Sama też odkryłam, że mogę zrezygnować ze spotykania się z ludźmi, którzy mnie wyczerpują (albo przynajmniej spędzać razem mniej czasu) i ograniczyć tematy prowadzonych z nimi rozmów lub to, co wspólnie robimy, żebym mimo wszystko mogła okazać im szacunek (więcej na ten temat później). Powtórzę: nie trzeba do tego podchodzić na zasadzie „wszystko albo nic”.
- ZLEĆ komuś jedną rzecz, którą konsekwentnie odwlekasz, ale musisz ją zrobić w pracy lub w domu.
Jeśli ciągle odkładasz na później trudne rozmowy z dostawcami, poproś, by przeprowadził je twój wspólnik. Jeżeli na samą myśl o renegocjacji umowy z dostawcą usług internetowych dostajesz gęsiej skórki, zatrudnij wirtualnego asystenta, który wykona brudną robotę za ciebie. Jeśli nie jesteś mistrzem PowerPointa, zrób prezentację w formie notatki głosowej, a następnie znajdź na Fiverr grafika i zleć mu wykonanie slajdów. Dzielenie się obowiązkami oznacza, że wszystko naprawdę zostanie zrobione – i często lepiej, niż gdybyś pozostał Dyrektorem Generalnym Wszystkiego. Jedną z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam, było zatrudnienie osobistej asystentki na pół etatu, która zmaga się z obsługą klienta, i wirtualnego asystenta zajmującego się większością spraw związanych z technologią. Nie mam smykałki ani cierpliwości do tych rzeczy, brak mi też czasu na myślenie o nich, ale są niezbędne, a moim bohaterskim asystentom udaje się je za mnie zrobić. Uff i uff! Zlecanie zadań innym nie musi też kosztować dużo pieniędzy, a w rozdziale 4 przygotowałam dla ciebie ćwiczenia poświęcone wygospodarowaniu wolnych środków, abyś mógł przestać zajmować się wszystkimi nudnymi obowiązkami.
Zrobienie tego, co masz do zrobienia, zrezygnowanie z tego, co zbędne, i zlecanie innym prac na podstawi kwadrantu D-M-U-N nie sprawi, że wszystko stanie się idealne, i nie przyniesie ci wielkiego sukcesu oraz spełnienia z dnia na dzień. Jednak rezultaty przemyślanych kroków zmieniających to, jak żyjesz i pracujesz, _będą_ się z czasem kumulować i już wkrótce przekonasz się, że stworzyłeś życie, które bardziej odpowiada temu, kim naprawdę jesteś, zamiast codziennie zbierać kary za to, kim nie jesteś.
Będziesz zaskoczony, jak dużo czasu (och, tak dużo czasu), energii mentalnej (och, tyle energii) i możliwości (och, tak wiele możliwości!) zyskasz dzięki tym małym zmianom. Wszystkie te siły i środki możesz wówczas wykorzystać, by stać się lepszy w tym, na czym ci zależy, skupić się na robieniu rzeczy, które cenisz, i realizowaniu _swojej_ Misji.
Misja wykonana: przestrzeń została zwolniona.
INSTRUKCJA SŁUŻBOWA: kiedy zaczniesz stosować trzy Z, aby pozbyć się ze swojego życia szumu i bałaganu i aby szanować siebie, poczujesz pokusę, by od delegowania obowiązków płynnie przejść do rezygnacji z dalszego interesowania się nimi. Ja jej uległam, podobnie jak wszyscy moi klienci i prawie każdy lider, z którym pracowałam. To kusząca pułapka. Ostrzegam cię teraz, żebyś w nią nie wpadł. Powtarzam: NIE RÓB TEGO!
Ulga i euforia wywołane powierzeniem komuś innemu jednego ze swoich obowiązków skłonią cię do myślenia, że już nigdy nie będziesz musiał martwić się o to zadanie. BŁĄD. Samo to, że ten ktoś teraz _powinien_ je wykonać, nie oznacza, że sobie z nim _poradzi_. Musisz mieć pewność, że to, co trzeba, zostało zrobione, nawet jeśli ty już się tym nie zajmujesz. Lub jak powiedzielibyśmy w CIA: ufaj, ALE SPRAWDZAJ.
Osobowości
Teraz, kiedy znaleźliśmy się na dobrej drodze do uhonorowania tego, kim jesteś, a ty pracujesz nad tym, by mieć więcej czasu, mentalnej przestrzeni i energii na rzeczy przynoszące ci spełnienie, zajmijmy się odkrywaniem, jak wykorzystać wiele twoich tożsamości. Szpiedzy dla swoich celów wcielają się w różne osobowości i posługują się rozmaitymi aliasami w różnych sytuacjach, i także ty możesz używać tego potężnego narzędzia. Nie chodzi tu o udawanie czegoś lub kogoś; wszyscy jesteśmy wielowymiarowymi ludźmi, a różne aspekty naszej osobowości uaktywniają się lub wyciszają w konkretnych środowiskach. Cała sztuka polega na WYBRANIU OSOBOWOŚCI ODPOWIEDNIEJ DO MISJI, a następnie wejściu w tę rolę.
Weźmy na przykład twoją OSOBOWOŚĆ CZŁOWIEKA SUKCESU. Przypomnij sobie czasy, kiedy w pracy wymiatałeś, wróć myślami do świetnej prezentacji, trudnej rozmowy, której nie unikałeś, momentów, w których byłeś niepowstrzymany. Co miałeś na sobie? Co robiłeś? Z kim byłeś? Co czułeś? Jakie cechy twojego charakteru się ujawniły? Jakie nowe umiejętności mogą pomóc tej osobowości pojawiać się częściej? Jakie rytuały lub ubranie mogą pomóc ci łatwiej wejść w rolę twojej Osobowości Człowieka Sukcesu? (Czy zauważasz echa swojej Historii w tych odpowiedziach? Mówiłam ci, że te wzorce i motywy tam były!)
Najwybitniejsi sportowcy, artyści sceniczni, dyrektorzy najwyższego szczebla i przedstawiciele wszystkich dziedzin, którzy osiągają najlepsze wyniki, wchodzą w swoje Osobowości Człowieka Sukcesu, korzystając z narzędzi takich jak wizualizacje, energetyzująca muzyka, medytacja, techniki oddechowe i ćwiczenia fizyczne. Kiedy analizujesz siebie, staraj się odkryć, w jaki sposób możesz wejść w swoją najlepszą osobowość – Osobowość Rodzica, Osobowość Negocjatora, Osobowość Radzącą Sobie z Trudnymi Ludźmi, Osobowość Występującą Publicznie i tak dalej – na potrzeby aktualnej Misji.
I pamiętaj, że możesz się _pozbyć_ mniej sympatycznych osobowości. Ucisz je i odrzuć, zanim przejmą nad tobą kontrolę. Czy masz Wybuchową Osobowość, która przeszkadza ci w pracy lub niszczy twoje relacje z najbliższymi? Kiedy poczujesz, jak się w tobie budzi, szybko ją uśpij. Czy twoja Osobowość Zawsze Muszę Mieć Rację włącza się podczas ważnej rozmowy? Kopnij ją mocno jak karateka i zostaw na ziemi. (Dam ci wskazówki, jak zresetować niektóre z naszych negatywnych zachowań, w rozdziale 3, ale na razie po prostu przyjmij do wiadomości, że każdą osobowość – tę gorszą albo tę dobrą – można równie łatwo przybrać, jak odrzucić).
Możesz także dostosować swoje osobowości do różnych celów. Jeśli jesteś utalentowanym biegaczem, pomyśl o sukcesach odniesionych w ostatnich wyścigach, o chwilach, kiedy pobiłeś swój życiowy rekord, mięśniach i sile uzyskanej dzięki treningom i poświęć kilka minut na wizualizację swojego triumfu na torze, aby poczuć się tak jak wtedy, gdy poprawiłeś swój najlepszy dotąd wynik. Niech zaleje cię fala hormonów sukcesu, zanim będziesz musiał zwyciężyć na innej arenie (w pracy, na ważnym spotkaniu, jako prelegent na konferencji). Twoja Osobowość Najlepszego Biegacza jest częścią ciebie, więc nie zostawiaj jej, kiedy zdejmiesz buty do biegania. Zabierz ją ze sobą do wszystkich dziedzin swojego życia.
Jeśli jesteś świetną negocjatorką umów i przynosisz swoim klientom stałe zyski, przypomnij sobie o pochwałach, które od nich otrzymałaś, o tym, z jaką łatwością i wdziękiem potrafisz przekonać rozmówców do swoich racji, i zabierz tę pewną siebie twardzielkę, gdy następnym razem będziesz musiała przeprowadzić trudną rozmowę z mężem lub przyjacielem, któremu zwykle ustępujesz. Twoja Osobowość Mistrzyni Negocjacji jest częścią ciebie, więc nie zostawiaj jej w biurze, wychodząc z pracy. Wykorzystaj ją we wszystkich dziedzinach życia (ale odpuść sobie korporacyjną gadkę!).
A jeśli jesteś osobą rozważną, która potrzebuje czasu na zastanowienie się i przyjrzenie sprawie ze wszystkich stron, zanim sformułuje opinię i się nią podzieli, zabierz to rozważne podejście na posiedzenie zarządu, zamiast dać się wciągnąć w grę „najgłośniejszy wygrywa”. Twoja Głęboko Myśląca Osobowość jest częścią ciebie, więc nie porzucaj jej, kiedy wejdziesz do pokoju pełnego bezrefleksyjnych krzykaczy. Niech pomaga ci we wszystkich dziedzinach życia.
Nie jesteś osobą, która mieści się w jednej szufladce, więc wykorzystaj to. Zrób użytek ze swoich licznych, potężnych osobowości, kiedy tylko będziesz ich potrzebować, zabieraj je ze sobą, dokądkolwiek się udasz, i dostosowuj do potrzeb aktualnej Misji.
Profilowanie
Żadna dyskusja na temat tożsamości i osobowości nie byłaby kompletna bez wzmianki o profilach. Agenci CIA tworzą szczegółowe profile obiektów swojego zainteresowania, zawierające informacje o tym, na czym im zależy, co ich kręci, jakie są ich słabe punkty, o ich sposobie myślenia i cechach osobowości. Być może w swojej karierze zawodowej lub życiu osobistym zetknąłeś się z popularnymi testami służącymi do profilowania, takimi jak kwestionariusze Myers-Briggs, Strengths Finder, Love Languages czy Human Design.
Warto po nie sięgnąć, ponieważ mogą pomóc ci zidentyfikować wyraźne wzorce i motywy (znowu one!), z których istnienia nie do końca zdajesz sobie sprawę, więc może by tak wypróbować wszystkie te narzędzia i stworzyć jak najbardziej precyzyjny wizerunek obiektu obserwacji w postaci samego siebie? Choć żadnego człowieka nie można zredukować do jednego typu, każdy test profilu osobowościowego odkryje lub potwierdzi jakiś aspekt twojej tożsamości i zobaczysz wyłaniające się wzorce, które pomogą ci zrozumieć lub udoskonalić to, jak przewodzisz i żyjesz. Możesz nawet poczuć, że dzięki tej wiedzy odnajdujesz swoje prawdziwe ja.
Na przykład kiedy zrobiłam test Love Languages , odkryłam, że jednym z moich „języków” jest wspólne spędzanie czasu. Oczywiście wykorzystałam ten wgląd, by zmienić relacje z najbliższymi, lecz także swoje kontakty zawodowe. Nienawidzę rozmawiać przez telefon, sprawdzanie poczty głosowej mnie stresuje, a bycie zawsze dostępną przeszkadza mi w skupieniu się na pracy i spędzaniu czasu z samą sobą lub z rodziną. Korzystam więc z usługi odbierania połączeń, która obejmuje wszystkie moje rozmowy służbowe, i zmieniłam powitanie w poczcie głosowej na informację, że dzwoniący nie powinni zostawiać wiadomości, bo ich nie odsłuchuję, a jeśli chcą się ze mną skontaktować, mogą wysłać SMS-a lub mejla. (Założycielka firmy, której doradzam, przyjęła moje podejście do poczty głosowej i po jakimś czasie powiedziała mi, że od wielu osób usłyszała, że szanują jej decyzję i także rozważają wyłączenie swojej poczty głosowej. Cudowną dodatkową korzyścią życia w zgodzie z tym, kim jesteśmy, może być podsunięcie rozwiązania innym i zainspirowanie ich do zrobienia tego, co my!)
To niby drobnostka, ale dzięki uwolnieniu się od rozmów telefonicznych i odsłuchiwania poczty głosowej moje życie i praca stały się mniej uciążliwe i mogę skupić się tylko na rozmowach, które naprawdę muszę lub chcę przeprowadzić. Gdybym nie odkryła swoich „języków miłości”, nigdy nie dokonałabym takich zmian ani nie dowiedziałabym się, że tak dobrze mi posłużą.
Kiedy zaczniesz używać technik profilowania samego siebie, spróbuj wykorzystać wszystkie uzyskane wyniki w każdym aspekcie życia. Ostatecznie twoja tożsamość i Historia – fundamenty tego, kim jesteś, co kochasz, z czym się zmagasz, wszystkie wzorce – towarzyszą ci niezależnie od tego, dokąd się udasz i jaka jest twoja Misja.
INSTRUKCJA SŁUŻBOWA: zanim przejdziesz do rozdziału 2, znajdź kilka chwil na zatrzymanie się i wykonanie zadania. Musisz być dla siebie na tyle ważny, by zainwestować w siebie czas, więc nie przeglądaj tej książki, kiwając głową, by na tym poprzestać. Poświęć czas na zrobienie ćwiczeń, stwórz ku temu warunki i przemyśl wszystko gruntownie. Teraz może być dobry moment, by wziąć się do tej pracy. Lub, powiedzmy, dwadzieścia minut przed położeniem się dzisiaj do snu. Ale cokolwiek zrobisz, nie ograniczaj się do biernego chłonięcia. Zaangażuj się. To jest rozkaz.
_Dalsza część w wersji pełnej_