- promocja
- W empik go
Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
19 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią - ebook
W czasach PRL-u, kiedy nawet śnieg wydawał się szary, byli tacy, którzy ową szarość próbowali pokolorować. To twórcy kultowych komedii, kabareciarze, ale także… autorzy komiksów. Komiksów, na których socjalistyczna władza nie zostawiała suchej nitki – wszak ich korzenie pochodziły z „imperialistycznego Zachodu”, czyhającego, aby wyprać do cna mózgi młodych czytelników.
Autorzy tego leksykonu (obaj rocznik 1979) ze znawstwem przypominają nie tylko kultowe tytuły doby PRL-u, jak choćby „Tytus, Romek i A’Tomek”, „Kajko i Kokosz” czy „Thorgal”, ale także te mniej popularne, a równie ciekawe. „Od Nerwosolka do Yansa…” to subiektywny przewodnik po najlepszym, co zdarzyło się polskiemu komiksowi w tych niewesołych czasach. Obowiązkowa pozycja przede wszystkim dla zagorzałych fanów opowieści z dymkami, ale również inspiracja dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z polską klasyką komiksową.
Daniel Koziarski
Urodzony w 1979 roku, gdynianin, z zawodu – prawnik, z zamiłowania – pisarz i czytelnik, pasjonat komiksów. Autor m.in. powieściowego cyklu „Socjopata”, współtwórca (wraz z Arturem Ruduchą) komiksowej serii „Kapitan Szpic”, znany również ze współpracy z Agnieszką Lingas-Łoniewską („Zbrodnie pozamałżeńskie”, „Klub niewiernych”).
Wojciech Obremski
Urodzony w 1979 roku w Bydgoszczy. Ojciec trzech synów. Absolwent politologii oraz dziennikarstwa Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, były redaktor naczelny lubuskiego miesięcznika „Przekrój Lokalny”. Rzecznik prasowy starosty słubickiego, przewodzący również tamtejszym „Wiadomościom Powiatowym”. Publikuje w czasopismach w całym kraju (w tym teksty poświęcone fenomenom popkultury w dziennikach grupy Polska Press).
Jest autorem książek: „Krótka historia sztuki komiksu w Polsce (1945-2003)” oraz „W krainie siedmiu słońc”, a także współautorem „Galerii osobowości z terenu Krainy Szlaków Turystycznych”. Nominowany do nagrody Osobowość Roku 2019 w kategorii Kultura w plebiscycie „Gazety Lubuskiej”.
Autorzy tego leksykonu (obaj rocznik 1979) ze znawstwem przypominają nie tylko kultowe tytuły doby PRL-u, jak choćby „Tytus, Romek i A’Tomek”, „Kajko i Kokosz” czy „Thorgal”, ale także te mniej popularne, a równie ciekawe. „Od Nerwosolka do Yansa…” to subiektywny przewodnik po najlepszym, co zdarzyło się polskiemu komiksowi w tych niewesołych czasach. Obowiązkowa pozycja przede wszystkim dla zagorzałych fanów opowieści z dymkami, ale również inspiracja dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z polską klasyką komiksową.
Daniel Koziarski
Urodzony w 1979 roku, gdynianin, z zawodu – prawnik, z zamiłowania – pisarz i czytelnik, pasjonat komiksów. Autor m.in. powieściowego cyklu „Socjopata”, współtwórca (wraz z Arturem Ruduchą) komiksowej serii „Kapitan Szpic”, znany również ze współpracy z Agnieszką Lingas-Łoniewską („Zbrodnie pozamałżeńskie”, „Klub niewiernych”).
Wojciech Obremski
Urodzony w 1979 roku w Bydgoszczy. Ojciec trzech synów. Absolwent politologii oraz dziennikarstwa Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, były redaktor naczelny lubuskiego miesięcznika „Przekrój Lokalny”. Rzecznik prasowy starosty słubickiego, przewodzący również tamtejszym „Wiadomościom Powiatowym”. Publikuje w czasopismach w całym kraju (w tym teksty poświęcone fenomenom popkultury w dziennikach grupy Polska Press).
Jest autorem książek: „Krótka historia sztuki komiksu w Polsce (1945-2003)” oraz „W krainie siedmiu słońc”, a także współautorem „Galerii osobowości z terenu Krainy Szlaków Turystycznych”. Nominowany do nagrody Osobowość Roku 2019 w kategorii Kultura w plebiscycie „Gazety Lubuskiej”.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-411-1 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„BAJKI DLA DOROSŁYCH” (SERIA)
Scenariusz i rysunki: Janusz Christa
Czy bajki muszą być przeznaczone wyłącznie dla dzieci? Absolutnie nie, co udowodnił Janusz Christa, przerabiając znane opowieści dla najmłodszych na historie dla „nieco” starszych czytelników. Takie historie, nierzadko z przysłowiowym pieprzykiem w tle, ukazywały się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych na łamach magazynu „Relax”.
Janusz Christa (1934–2008) to bez wątpienia jeden z gigantów polskiego komiksu, który zapisał się w jego historii przede wszystkim za sprawą serii „Kajtek i Koko” oraz „Kajko i Kokosz”, chociaż zaznaczyć trzeba, że również pozostała twórczość sopockiego autora zasługuje na to, żeby ją poznać. W tym opracowaniu, poza wzmiankowanymi wyżej tytułami, zdecydowaliśmy się wyróżnić jeszcze miniserię „Gucek i Roch”, która publikowana była w magazynie „Relax”, oraz właśnie nieco mniej znane „Bajki dla dorosłych”, także – jak wspomniano – wywodzące się z tego pisma.
Już sam fakt, że w pierwszym numerze „Relaxu”, magazynu przeznaczonego zasadniczo dla młodych czytelników, w roku 1976, a zatem wciąż jeszcze w czasach, w których w pewnych kręgach uważano, że komiks jest antysztuką propagującą bezeceństwa, ukazała się krótka opowieść o biuściastej cud-dziewicy Kumkali i pięknym księciu, który najpierw stoi jak zaczarowany, a potem, pod wpływem napierającej na niego kobiety, „odzyskuje władzę w członkach”, wydawał się czymś zaskakującym. To była pierwsza, obiecująca historia z cyklu „Bajki dla dorosłych”.
Na kolejną trzeba było poczekać do numeru czwartego, w której pojawiła się następna cud-dziewica, tym razem niejaka Leda. Na marginesie – był to numer dla fanów Christy ważny, bo oprócz jego bajki ukazała się w nim pierwsza część „Zamachu na Milusia” (oczywiście z serii „Kajko i Kokosz”) oraz humorystyczna opowieść (czy raczej zbiór zabawnych kadrów) pt. „Dżdżownica”, w której zaprezentował on humor absurdalny, niemal w odmianie wyróżniającej twórczość Tadeusza Baranowskiego. Podobnie było z numerem piątym „Relaxu”, w którym Christa pojawił się trzykrotnie, w tym w trzeciej odsłonie „Bajek dla dorosłych”. Tym razem jej bohaterem był ogrodnik Rozariusz, który zdecydował się – z opłakanym skutkiem – wyznać miłość księżnej Izobeldzie, by następnie, z równie niefortunnym efektem, tej miłości przed nią się wyprzeć.
Szósty „Relax” i czwarta bajka – tym razem Christa bawi się motywem Kopciuszka, przetwarzając opowieść o nim w przezabawny sposób. Jego Kopciuch Wykidajło gubi trzewik; znajduje go książę, który jest zachwycony młodzieńcem i postanawia odszukać go w pewnym celu, ujawnionym w puencie tej historii. Kolejny numer i kolejna bajka – znowu odwołująca się do klasyki, tym razem do opowieści o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach, niestroniąca od erotycznych podtekstów. W następnych bajkach, które ukazywały się nieregularnie, spotykamy m.in. postacie księżnej Jadwisi i księcia Kubusia, od lat cementujące swój związek podwójnym kłamstwem, nieznające jednak sekretu drugiej strony; zagubionego w lesie kierowcę, którego nawiedza duch inspektora nadzoru budowlanego; zdesperowanego ogrodnika zakochanego z wzajemnością w królewnie Balduranie, a także rycerza z obsesją śmierci oraz złego czarnoksiężnika Hokusa, który w decydującym momencie okaże zawstydzającą bezradność.
Łącznie opublikowano dziesięć krótkich komiksów z serii „Bajki dla dorosłych”.
Część tych historii pojawia się w wersji kolorowej, co – paradoksalnie – niekoniecznie im się przysłużyło.
Pod koniec cyklu scenariusze Chirsty nieco wytracają moc, co nie znaczy, że do końca „Bajki dla dorosłych”, z takich czy innych powodów, nie pozostają interesujące. Na przykład w opowieści o królewnie Balduranie, bodaj najsłabszej scenariuszowo ze wszystkich, ale ciekawej rysunkowo, pojawia się postać małego smoka, który do złudzenia przypomina Milusia z serii „Kajko i Kokosz”. W tym miejscu wypadałoby odnotować, że niemal wszystkie „Bajki dla dorosłych” są przepełnione dziwnymi postaciami – karłami, maszkaronami, potworami, mitycznymi czy bajkowymi stworami, hybrydami zwierząt. Podnoszą one niewątpliwie atrakcyjność cyklu, podobnie jak i cała pełna ciekawych detali warstwa graficzna poszczególnych odcinków.
Warto odnotować, że ostatnia opowieść w ramach „Bajek” zatytułowana „Obella” padła ofiarą cenzury – Hokus, który wie, że nie stanie w łóżku na wysokości zadania bez użycia czarów, okazał się nie do zaakceptowania nie tylko dla tytułowej bohaterki, ale i dla redakcji.
Dzisiaj, w czasach głęboko postmodernistycznych, może się wydawać, że w przerabianiu klasycznych bajek, motywów i postaci z nich się wywodzących nie ma niczego szczególnego czy oryginalnego. Jeszcze przed Christą dla potrzeb swoich książek w rewolucyjny (i rewelacyjny) sposób „zdekonstruował” smoka wawelskiego Stanisław Pagaczewski (twórca cyklu o Baltazarze Gąbce), ale jego szalona opowieść wciąż mieści się w ramach jakiejś konwencji. Za to tego rodzaju twórcze zabawy z podtekstami erotycznymi w czasach cenzury i w piśmie przeznaczonym dla młodych czytelników muszą budzić respekt dla odwagi Christy.
„Bajki dla dorosłych” przypomniał Egmont Polska – najpierw w zbiorze „Kajtek, Koko i inni”, a potem w antologiach zbierających komiksy z „Relaxu”.
Były one również inspiracją dla innych twórców – na przykład na łamach magazynu „Krakers” ukazały się „Bajka dla bezrobotnych” Marka Turka oraz „Bajka dla emerytów” Michała Antosiewicza i Jarosława Gacha.„BINIO BILL” (SERIA)
Scenariusz i rysunki: Jerzy Wróblewski
Polska też miała swojego Lucky Luke’a. Podczas gdy zachodni miłośnicy komiksu i westernu zaczytywali się w przygodach kowboja, który „strzelał szybciej od własnego cienia”, na łamy „Świata Młodych” wstrzelił się niezgorszy wirtuoz kolta i strzegący prawa bohater, w dodatku polskiego pochodzenia – Binio Bill, stworzony przez Jerzego Wróblewskiego.
Urodzony w 1941 roku Wróblewski fascynował się opowieściami z Dzikiego Zachodu (czy to literackimi, czy filmowymi) i to znalazło wyraz w całej jego twórczej karierze. Kiedy w 1959 roku rozpoczął współpracę z bydgoskim „Dziennikiem Wieczornym”, zyskał miejsce dla własnej twórczości umocowanej w tym gatunku – spośród kilkudziesięciu historii obrazkowych opublikowanych na przestrzeni niemal dwudziestu lat na łamach tej gazety bardzo duża część z nich to właśnie westerny (np. „Rycerze prerii”, „Tom Texas” „Szeryf miasta Hope”, „Ringo”, „Leworęki”). Parodiował też Lucky Luke’a w harcerskim piśmie młodzieżowym „Na Przełaj” (które to pismo zresztą w ogóle przedstawiło tę postać czytelnikom polskiej prasy). W 1981 roku Jerzy Wróblewski skontaktował się z amerykańskim wydawnictwem Marvel. Chcąc zainteresować je swoją twórczością, podesłał do Stanów Zjednoczonych stworzone na ten cel plansze komiksu „Rod Calm”. Niestety dostał odpowiedź odmowną. W 1984 roku nakładem Interpressu ukazał się już w Polsce komiks Wróblewskiego pt. „Przyjaciele Roda Taylora” (wychodzący od postaci Roda Calma). Ostatnim komiksem, nad którym pracował Wróblewski przed swoją nagłą śmiercią w 1991 roku, był również western – „My nigdy nie śpimy” (do scenariusza Andrzeja Janickiego).
W masowej pamięci czytelników komiksów w PRL-u Wróblewski zapisał się z wielu powodów, ale być może opowieści z Dzikiego Zachodu nie byłyby jednym z nich, gdyby nie stworzona przez niego seria „Binio Bill”, której bohaterem był tytułowy kowboj polskiego pochodzenia (naprawdę nazywał się Zbigniew Bilecki).
Początki wymyślonego jeszcze w latach siedemdziesiątych „Binio Billa” nie były łatwe. Wróblewski bezskutecznie próbował zainteresować tą postacią najpierw wydawnictwo Sport i Turystyka, a potem redakcję magazynu „Relax” (w tym ostatnim przypadku przeszkodą według niektórych stał się zapewne zbyt rozrywkowy charakter komiksu Wróblewskiego, w sytuacji kiedy według odgórnych wytycznych „Relax” miał nabrać ideologicznej krzepy). Udało się wreszcie na początku lat osiemdziesiątych, kiedy na propozycję Wróblewskiego przystał zasłużony w promocji komiksu w Polsce „Świat Młodych”.
Wróblewski drogą korespondencyjną w latach osiemdziesiątych dostarczał redakcji kolejne przygody „Binio Billa”. W roku 1980 ukazała się opowieść pt. „Rio Klawo”, a potem „Na szlaku bezprawia”. Rok później – „Binio Bill i 100 karabinów”, a w 1982 „Binio Bill kontra trojaczki Benneta”. Dalej, w roku 1983, „Binio Bill kręci western i… w kosmos”, a w 1984 jednoplanszowa historyjka pt. „Binio Bill i ciocia Patty”. W 1986 z kolei „Śladami Kida Walkera” (ta ostatnia historia, tuż po transformacji, była także publikowana w „Expressie Bydgoskim” oraz magazynie komiksowym „Awantura”).
Cała seria zyskała ogromną popularność – ukazujący się w nakładach sięgających nawet 450 tysięcy egzemplarzy „Świat Młodych” sprawił, że postać szeryfa wymyślonego przez Wróblewskiego zyskała status kultowej. I nikomu nie przeszkadzało podobieństwo bohatera do Lucky Luke’a (i odpowiednio analogia pomiędzy ich końmi – Cyklonem i Jolly Jumperem), choć wtedy po prawdzie Lucky Luke nie był jeszcze w Polsce szeroko znany. Większość spośród wymienionych części serii wydrukowano w „Świecie Młodych”, zresztą dwa razy – po raz drugi w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Żadna z nich nie doczekała się jednak za życia Wróblewskiego edycji albumowej, chociaż w 1990 roku ukazała się za to nowa, premierowa część pt. „Binio Bill… i skarb Pajutów” (Krajowa Agencja Wydawnicza). Wróblewski ukończył jeszcze jedną część „Binio Billa” pt. „Binio Bill… i szalony Heronimo”, ale i jego wydania nie doczekał (czarno-biała wersja komiksu wyszła w 2009 roku nakładem BB Team).
W 2016 roku wydawnictwo Kultura Gniewu zainicjowało wydawanie przygód Binio Billa znanych ze „Świata Młodych”, zbierając je ostatecznie w trzech albumach: „Binio Bill kręci western i… w kosmos!” (2016), „Rio Klawo” (2018), „Binio Bill i 100 karabinów” (2019). Potem jeszcze to samo wydawnictwo opublikowało „Binio Bill… i skarb Pajutów” (2019) i kolorową wersję „Binio Bill… i Szalony Heronimo” (2020). W ten sposób fani zarówno serii, jak i samego Wróblewskiego mogli odbyć sentymenatlną podróż w przeszłość i zebrać całą kolekcję przygód swojskiego kowboja, którą niegdyś wycinali ze „Świata Młodych” i układali w książeczki własnej produkcji. Z drugiej zaś strony umożliwiono poznanie fenomenu Binio Billa nowemu pokoleniu czytelników (nieprzypadkowo komiksy ukazały się w ramach serii Krótkie Gatki, stanowiącej linię wydawniczą przeznaczoną dla młodszych odbiorców).
Podobnie jak „Lucky Luke” Goscinnego i Morrisa, tak i „Binio Bill” był serią, która w przedstawieniu Dzikiego Zachodu odchodziła od realizmu i powagi na rzecz humoru, a bywało, że i karykatury. Najbardziej jaskrawym przykładem twórczej zabawy konwencją w przypadku omawianej serii jest międzygatunkowa, być może najbardziej udana część serii pt. „Binio Bill kręci western i… w kosmos!”, w której dzielny szeryf nie dość, że trafia do Hollywood, to jeszcze spotyka… kosmitów.
Kontynuacji przygód Binio Billa podjął się inowrocławski rysownik Jarosław Wojtasiński (publikacje w magazynie komiksowym „AKT”).„CZARNA RÓZA”
Scenariusz: Stefan Weinfeld
Rysunki: Jerzy Wróblewski
W dwudziestym pierwszym numerze „Relaxu” (1978 rok) pojawił się pierwszy odcinek „Czarnej róży” – sensacyjnego komiksu, który Jerzy Wróblewski narysował do scenariusza Stefana Weinfelda. Publikacja całości została zakończona w numerze dwudziestym piątym magazynu. Bohaterem „Czarnej róży” jest dziennikarz polskiego pochodzenia Piotr Bygocki, zamieszkujący Wielką Brytanię.
Żeby jednak „zgniły Zachód” nie miał przewagi nad Polską Rzeczpospolitą Ludową, w rozmowie bohaterów napomknięte zostaje, że Londyn jest pochmurny, a Bygocki najlepiej czuł się w Polsce, kraju swoich przodków. Akcja zaczyna się z przytupem – oto bowiem uzbrojona grupa napastników porywa samolot (jeszcze w tym samym odcinku nastąpi próba jego odbicia z rąk terrorystów). Jak słusznie zauważa Sebastian Chosiński na łamach książki „Czas na Relax” – komiks ukazuje się w latach siedemdziesiątych, kiedy to przez Europę przetaczała się fala terroryzmu przejawiającego się m.in. właśnie w porywaniu samolotów. Mimo wszystko czytelnik zadaje sobie pytanie: jakim cudem uzbrojeni po zęby napastnicy, przez nikogo nie niepokojeni, zdołali wejść na pokład?!
Z kolei w książce „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych” Maciej Jasiński prezentuje przykładowe materiały, jakie Wróblewski zgromadził, przygotowując się do „Czarnej róży”, chcąc oddać realistycznie poszczególne obszary lotniska czy wygląd samolotu, tym bardziej że sam nie miał wówczas doświadczenia z podróżowaniem drogą powietrzną. Nie do końca się to udało, biorąc pod uwagę bardzo przestronną (jak na latającą maszynę) toaletę, przez której drzwi strzelają do siebie blondynka terrorystka i antyterroryści. Nie czepiajmy się jednak Wróblewskiego o takie „szczegóły”, zwłaszcza że „Czarna róża” – z wielością miejsc akcji, kolorowymi, pełnymi reklamowych szyldów ulicami czy wnętrzami lśniącymi zachodnim przepychem, dalej: nowoczesnymi, iście bondowskimi gadżetami i rekwizytami występującymi w komiksie – musiała być dla rysownika nie lada wyzwaniem, któremu przecież ostatecznie znakomicie sprostał.
W każdym razie nietrudno się domyślić, że rozpędzona akcja „Czarnej róży” jest ważniejsza od logiki i realizmu przedstawianych w niej zdarzeń – w finale stawką jest już życie miliona niewinnych osób.
W 1983 roku ukazał się zbiór czarno-białych komiksów „Diamentowa rzeka” z pracami Jerzego Wróblewskiego, które pierwotnie przygotowywane były na potrzeby nieistniejącego już w chwili wydania tej antologii „Relaxu”. Był wśród nich komiks „Szklana kula Pani Księżyc” (również ze scenariuszem Stefana Weinfelda), który, jak wynika z zachowanej umowy, miał pierwotnie – pod tytułem „Madame Lune” – ukazać się w trzydziestym trzecim numerze „Relaxu” (do tego numeru jednak wspominany magazyn nie dotrwał). Powróciła w nim postać Piotra Bygockiego. Jest to jednak w porównaniu z „Czarną różą” komiks krótki, bo zawierający jedynie pięć plansz, i niezbyt zapadający w pamięć.
Schemat „Czarnej róży” z wielkim światem w tle, sensacyjną intrygą, dynamiczną akcją i bohaterami uwikłanymi w wielką aferę zagra jeszcze doskonale w dwóch komiksach narysowanych przez Jerzego Wróblewskiego: „Skradzionym skarbie” (do scenariusza Małgorzaty Rutkowskiej) i „Figurkach z Tilos” (ponownie do scenariusza Stefana Weinfelda), które zostały wydane odpowiednio w 1986 oraz 1987 roku. Zapewne wielki komercyjny sukces wyżej wymienionych albumów skłonił KAW do wydania albumowej wersji „Czarnej róży”, która opublikowana została ostatecznie w 1988 roku. Na jej potrzeby Wróblewski musiał przygotować okładkę oraz odtworzyć uszkodzone plansze (w konsekwencji w wyglądzie niektórych kadrów występują różnice). Publikacja okazała się sukcesem i jej dwustutysięczny nakład szybko się rozszedł. Pozycja została więc wznowiona w 1990 roku.
W 2016 roku ukazał się pierwszy tom publikacji „Relax. Antologia opowieści rysunkowych”, w którym Egmont przypomniał wybrane publikacje zamieszczone niegdyś w magazynie „Relax” – wśród nich znalazła się całość „Czarnej róży”.
Scenariusz i rysunki: Janusz Christa
Czy bajki muszą być przeznaczone wyłącznie dla dzieci? Absolutnie nie, co udowodnił Janusz Christa, przerabiając znane opowieści dla najmłodszych na historie dla „nieco” starszych czytelników. Takie historie, nierzadko z przysłowiowym pieprzykiem w tle, ukazywały się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych na łamach magazynu „Relax”.
Janusz Christa (1934–2008) to bez wątpienia jeden z gigantów polskiego komiksu, który zapisał się w jego historii przede wszystkim za sprawą serii „Kajtek i Koko” oraz „Kajko i Kokosz”, chociaż zaznaczyć trzeba, że również pozostała twórczość sopockiego autora zasługuje na to, żeby ją poznać. W tym opracowaniu, poza wzmiankowanymi wyżej tytułami, zdecydowaliśmy się wyróżnić jeszcze miniserię „Gucek i Roch”, która publikowana była w magazynie „Relax”, oraz właśnie nieco mniej znane „Bajki dla dorosłych”, także – jak wspomniano – wywodzące się z tego pisma.
Już sam fakt, że w pierwszym numerze „Relaxu”, magazynu przeznaczonego zasadniczo dla młodych czytelników, w roku 1976, a zatem wciąż jeszcze w czasach, w których w pewnych kręgach uważano, że komiks jest antysztuką propagującą bezeceństwa, ukazała się krótka opowieść o biuściastej cud-dziewicy Kumkali i pięknym księciu, który najpierw stoi jak zaczarowany, a potem, pod wpływem napierającej na niego kobiety, „odzyskuje władzę w członkach”, wydawał się czymś zaskakującym. To była pierwsza, obiecująca historia z cyklu „Bajki dla dorosłych”.
Na kolejną trzeba było poczekać do numeru czwartego, w której pojawiła się następna cud-dziewica, tym razem niejaka Leda. Na marginesie – był to numer dla fanów Christy ważny, bo oprócz jego bajki ukazała się w nim pierwsza część „Zamachu na Milusia” (oczywiście z serii „Kajko i Kokosz”) oraz humorystyczna opowieść (czy raczej zbiór zabawnych kadrów) pt. „Dżdżownica”, w której zaprezentował on humor absurdalny, niemal w odmianie wyróżniającej twórczość Tadeusza Baranowskiego. Podobnie było z numerem piątym „Relaxu”, w którym Christa pojawił się trzykrotnie, w tym w trzeciej odsłonie „Bajek dla dorosłych”. Tym razem jej bohaterem był ogrodnik Rozariusz, który zdecydował się – z opłakanym skutkiem – wyznać miłość księżnej Izobeldzie, by następnie, z równie niefortunnym efektem, tej miłości przed nią się wyprzeć.
Szósty „Relax” i czwarta bajka – tym razem Christa bawi się motywem Kopciuszka, przetwarzając opowieść o nim w przezabawny sposób. Jego Kopciuch Wykidajło gubi trzewik; znajduje go książę, który jest zachwycony młodzieńcem i postanawia odszukać go w pewnym celu, ujawnionym w puencie tej historii. Kolejny numer i kolejna bajka – znowu odwołująca się do klasyki, tym razem do opowieści o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach, niestroniąca od erotycznych podtekstów. W następnych bajkach, które ukazywały się nieregularnie, spotykamy m.in. postacie księżnej Jadwisi i księcia Kubusia, od lat cementujące swój związek podwójnym kłamstwem, nieznające jednak sekretu drugiej strony; zagubionego w lesie kierowcę, którego nawiedza duch inspektora nadzoru budowlanego; zdesperowanego ogrodnika zakochanego z wzajemnością w królewnie Balduranie, a także rycerza z obsesją śmierci oraz złego czarnoksiężnika Hokusa, który w decydującym momencie okaże zawstydzającą bezradność.
Łącznie opublikowano dziesięć krótkich komiksów z serii „Bajki dla dorosłych”.
Część tych historii pojawia się w wersji kolorowej, co – paradoksalnie – niekoniecznie im się przysłużyło.
Pod koniec cyklu scenariusze Chirsty nieco wytracają moc, co nie znaczy, że do końca „Bajki dla dorosłych”, z takich czy innych powodów, nie pozostają interesujące. Na przykład w opowieści o królewnie Balduranie, bodaj najsłabszej scenariuszowo ze wszystkich, ale ciekawej rysunkowo, pojawia się postać małego smoka, który do złudzenia przypomina Milusia z serii „Kajko i Kokosz”. W tym miejscu wypadałoby odnotować, że niemal wszystkie „Bajki dla dorosłych” są przepełnione dziwnymi postaciami – karłami, maszkaronami, potworami, mitycznymi czy bajkowymi stworami, hybrydami zwierząt. Podnoszą one niewątpliwie atrakcyjność cyklu, podobnie jak i cała pełna ciekawych detali warstwa graficzna poszczególnych odcinków.
Warto odnotować, że ostatnia opowieść w ramach „Bajek” zatytułowana „Obella” padła ofiarą cenzury – Hokus, który wie, że nie stanie w łóżku na wysokości zadania bez użycia czarów, okazał się nie do zaakceptowania nie tylko dla tytułowej bohaterki, ale i dla redakcji.
Dzisiaj, w czasach głęboko postmodernistycznych, może się wydawać, że w przerabianiu klasycznych bajek, motywów i postaci z nich się wywodzących nie ma niczego szczególnego czy oryginalnego. Jeszcze przed Christą dla potrzeb swoich książek w rewolucyjny (i rewelacyjny) sposób „zdekonstruował” smoka wawelskiego Stanisław Pagaczewski (twórca cyklu o Baltazarze Gąbce), ale jego szalona opowieść wciąż mieści się w ramach jakiejś konwencji. Za to tego rodzaju twórcze zabawy z podtekstami erotycznymi w czasach cenzury i w piśmie przeznaczonym dla młodych czytelników muszą budzić respekt dla odwagi Christy.
„Bajki dla dorosłych” przypomniał Egmont Polska – najpierw w zbiorze „Kajtek, Koko i inni”, a potem w antologiach zbierających komiksy z „Relaxu”.
Były one również inspiracją dla innych twórców – na przykład na łamach magazynu „Krakers” ukazały się „Bajka dla bezrobotnych” Marka Turka oraz „Bajka dla emerytów” Michała Antosiewicza i Jarosława Gacha.„BINIO BILL” (SERIA)
Scenariusz i rysunki: Jerzy Wróblewski
Polska też miała swojego Lucky Luke’a. Podczas gdy zachodni miłośnicy komiksu i westernu zaczytywali się w przygodach kowboja, który „strzelał szybciej od własnego cienia”, na łamy „Świata Młodych” wstrzelił się niezgorszy wirtuoz kolta i strzegący prawa bohater, w dodatku polskiego pochodzenia – Binio Bill, stworzony przez Jerzego Wróblewskiego.
Urodzony w 1941 roku Wróblewski fascynował się opowieściami z Dzikiego Zachodu (czy to literackimi, czy filmowymi) i to znalazło wyraz w całej jego twórczej karierze. Kiedy w 1959 roku rozpoczął współpracę z bydgoskim „Dziennikiem Wieczornym”, zyskał miejsce dla własnej twórczości umocowanej w tym gatunku – spośród kilkudziesięciu historii obrazkowych opublikowanych na przestrzeni niemal dwudziestu lat na łamach tej gazety bardzo duża część z nich to właśnie westerny (np. „Rycerze prerii”, „Tom Texas” „Szeryf miasta Hope”, „Ringo”, „Leworęki”). Parodiował też Lucky Luke’a w harcerskim piśmie młodzieżowym „Na Przełaj” (które to pismo zresztą w ogóle przedstawiło tę postać czytelnikom polskiej prasy). W 1981 roku Jerzy Wróblewski skontaktował się z amerykańskim wydawnictwem Marvel. Chcąc zainteresować je swoją twórczością, podesłał do Stanów Zjednoczonych stworzone na ten cel plansze komiksu „Rod Calm”. Niestety dostał odpowiedź odmowną. W 1984 roku nakładem Interpressu ukazał się już w Polsce komiks Wróblewskiego pt. „Przyjaciele Roda Taylora” (wychodzący od postaci Roda Calma). Ostatnim komiksem, nad którym pracował Wróblewski przed swoją nagłą śmiercią w 1991 roku, był również western – „My nigdy nie śpimy” (do scenariusza Andrzeja Janickiego).
W masowej pamięci czytelników komiksów w PRL-u Wróblewski zapisał się z wielu powodów, ale być może opowieści z Dzikiego Zachodu nie byłyby jednym z nich, gdyby nie stworzona przez niego seria „Binio Bill”, której bohaterem był tytułowy kowboj polskiego pochodzenia (naprawdę nazywał się Zbigniew Bilecki).
Początki wymyślonego jeszcze w latach siedemdziesiątych „Binio Billa” nie były łatwe. Wróblewski bezskutecznie próbował zainteresować tą postacią najpierw wydawnictwo Sport i Turystyka, a potem redakcję magazynu „Relax” (w tym ostatnim przypadku przeszkodą według niektórych stał się zapewne zbyt rozrywkowy charakter komiksu Wróblewskiego, w sytuacji kiedy według odgórnych wytycznych „Relax” miał nabrać ideologicznej krzepy). Udało się wreszcie na początku lat osiemdziesiątych, kiedy na propozycję Wróblewskiego przystał zasłużony w promocji komiksu w Polsce „Świat Młodych”.
Wróblewski drogą korespondencyjną w latach osiemdziesiątych dostarczał redakcji kolejne przygody „Binio Billa”. W roku 1980 ukazała się opowieść pt. „Rio Klawo”, a potem „Na szlaku bezprawia”. Rok później – „Binio Bill i 100 karabinów”, a w 1982 „Binio Bill kontra trojaczki Benneta”. Dalej, w roku 1983, „Binio Bill kręci western i… w kosmos”, a w 1984 jednoplanszowa historyjka pt. „Binio Bill i ciocia Patty”. W 1986 z kolei „Śladami Kida Walkera” (ta ostatnia historia, tuż po transformacji, była także publikowana w „Expressie Bydgoskim” oraz magazynie komiksowym „Awantura”).
Cała seria zyskała ogromną popularność – ukazujący się w nakładach sięgających nawet 450 tysięcy egzemplarzy „Świat Młodych” sprawił, że postać szeryfa wymyślonego przez Wróblewskiego zyskała status kultowej. I nikomu nie przeszkadzało podobieństwo bohatera do Lucky Luke’a (i odpowiednio analogia pomiędzy ich końmi – Cyklonem i Jolly Jumperem), choć wtedy po prawdzie Lucky Luke nie był jeszcze w Polsce szeroko znany. Większość spośród wymienionych części serii wydrukowano w „Świecie Młodych”, zresztą dwa razy – po raz drugi w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Żadna z nich nie doczekała się jednak za życia Wróblewskiego edycji albumowej, chociaż w 1990 roku ukazała się za to nowa, premierowa część pt. „Binio Bill… i skarb Pajutów” (Krajowa Agencja Wydawnicza). Wróblewski ukończył jeszcze jedną część „Binio Billa” pt. „Binio Bill… i szalony Heronimo”, ale i jego wydania nie doczekał (czarno-biała wersja komiksu wyszła w 2009 roku nakładem BB Team).
W 2016 roku wydawnictwo Kultura Gniewu zainicjowało wydawanie przygód Binio Billa znanych ze „Świata Młodych”, zbierając je ostatecznie w trzech albumach: „Binio Bill kręci western i… w kosmos!” (2016), „Rio Klawo” (2018), „Binio Bill i 100 karabinów” (2019). Potem jeszcze to samo wydawnictwo opublikowało „Binio Bill… i skarb Pajutów” (2019) i kolorową wersję „Binio Bill… i Szalony Heronimo” (2020). W ten sposób fani zarówno serii, jak i samego Wróblewskiego mogli odbyć sentymenatlną podróż w przeszłość i zebrać całą kolekcję przygód swojskiego kowboja, którą niegdyś wycinali ze „Świata Młodych” i układali w książeczki własnej produkcji. Z drugiej zaś strony umożliwiono poznanie fenomenu Binio Billa nowemu pokoleniu czytelników (nieprzypadkowo komiksy ukazały się w ramach serii Krótkie Gatki, stanowiącej linię wydawniczą przeznaczoną dla młodszych odbiorców).
Podobnie jak „Lucky Luke” Goscinnego i Morrisa, tak i „Binio Bill” był serią, która w przedstawieniu Dzikiego Zachodu odchodziła od realizmu i powagi na rzecz humoru, a bywało, że i karykatury. Najbardziej jaskrawym przykładem twórczej zabawy konwencją w przypadku omawianej serii jest międzygatunkowa, być może najbardziej udana część serii pt. „Binio Bill kręci western i… w kosmos!”, w której dzielny szeryf nie dość, że trafia do Hollywood, to jeszcze spotyka… kosmitów.
Kontynuacji przygód Binio Billa podjął się inowrocławski rysownik Jarosław Wojtasiński (publikacje w magazynie komiksowym „AKT”).„CZARNA RÓZA”
Scenariusz: Stefan Weinfeld
Rysunki: Jerzy Wróblewski
W dwudziestym pierwszym numerze „Relaxu” (1978 rok) pojawił się pierwszy odcinek „Czarnej róży” – sensacyjnego komiksu, który Jerzy Wróblewski narysował do scenariusza Stefana Weinfelda. Publikacja całości została zakończona w numerze dwudziestym piątym magazynu. Bohaterem „Czarnej róży” jest dziennikarz polskiego pochodzenia Piotr Bygocki, zamieszkujący Wielką Brytanię.
Żeby jednak „zgniły Zachód” nie miał przewagi nad Polską Rzeczpospolitą Ludową, w rozmowie bohaterów napomknięte zostaje, że Londyn jest pochmurny, a Bygocki najlepiej czuł się w Polsce, kraju swoich przodków. Akcja zaczyna się z przytupem – oto bowiem uzbrojona grupa napastników porywa samolot (jeszcze w tym samym odcinku nastąpi próba jego odbicia z rąk terrorystów). Jak słusznie zauważa Sebastian Chosiński na łamach książki „Czas na Relax” – komiks ukazuje się w latach siedemdziesiątych, kiedy to przez Europę przetaczała się fala terroryzmu przejawiającego się m.in. właśnie w porywaniu samolotów. Mimo wszystko czytelnik zadaje sobie pytanie: jakim cudem uzbrojeni po zęby napastnicy, przez nikogo nie niepokojeni, zdołali wejść na pokład?!
Z kolei w książce „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych” Maciej Jasiński prezentuje przykładowe materiały, jakie Wróblewski zgromadził, przygotowując się do „Czarnej róży”, chcąc oddać realistycznie poszczególne obszary lotniska czy wygląd samolotu, tym bardziej że sam nie miał wówczas doświadczenia z podróżowaniem drogą powietrzną. Nie do końca się to udało, biorąc pod uwagę bardzo przestronną (jak na latającą maszynę) toaletę, przez której drzwi strzelają do siebie blondynka terrorystka i antyterroryści. Nie czepiajmy się jednak Wróblewskiego o takie „szczegóły”, zwłaszcza że „Czarna róża” – z wielością miejsc akcji, kolorowymi, pełnymi reklamowych szyldów ulicami czy wnętrzami lśniącymi zachodnim przepychem, dalej: nowoczesnymi, iście bondowskimi gadżetami i rekwizytami występującymi w komiksie – musiała być dla rysownika nie lada wyzwaniem, któremu przecież ostatecznie znakomicie sprostał.
W każdym razie nietrudno się domyślić, że rozpędzona akcja „Czarnej róży” jest ważniejsza od logiki i realizmu przedstawianych w niej zdarzeń – w finale stawką jest już życie miliona niewinnych osób.
W 1983 roku ukazał się zbiór czarno-białych komiksów „Diamentowa rzeka” z pracami Jerzego Wróblewskiego, które pierwotnie przygotowywane były na potrzeby nieistniejącego już w chwili wydania tej antologii „Relaxu”. Był wśród nich komiks „Szklana kula Pani Księżyc” (również ze scenariuszem Stefana Weinfelda), który, jak wynika z zachowanej umowy, miał pierwotnie – pod tytułem „Madame Lune” – ukazać się w trzydziestym trzecim numerze „Relaxu” (do tego numeru jednak wspominany magazyn nie dotrwał). Powróciła w nim postać Piotra Bygockiego. Jest to jednak w porównaniu z „Czarną różą” komiks krótki, bo zawierający jedynie pięć plansz, i niezbyt zapadający w pamięć.
Schemat „Czarnej róży” z wielkim światem w tle, sensacyjną intrygą, dynamiczną akcją i bohaterami uwikłanymi w wielką aferę zagra jeszcze doskonale w dwóch komiksach narysowanych przez Jerzego Wróblewskiego: „Skradzionym skarbie” (do scenariusza Małgorzaty Rutkowskiej) i „Figurkach z Tilos” (ponownie do scenariusza Stefana Weinfelda), które zostały wydane odpowiednio w 1986 oraz 1987 roku. Zapewne wielki komercyjny sukces wyżej wymienionych albumów skłonił KAW do wydania albumowej wersji „Czarnej róży”, która opublikowana została ostatecznie w 1988 roku. Na jej potrzeby Wróblewski musiał przygotować okładkę oraz odtworzyć uszkodzone plansze (w konsekwencji w wyglądzie niektórych kadrów występują różnice). Publikacja okazała się sukcesem i jej dwustutysięczny nakład szybko się rozszedł. Pozycja została więc wznowiona w 1990 roku.
W 2016 roku ukazał się pierwszy tom publikacji „Relax. Antologia opowieści rysunkowych”, w którym Egmont przypomniał wybrane publikacje zamieszczone niegdyś w magazynie „Relax” – wśród nich znalazła się całość „Czarnej róży”.
więcej..