Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Odczyty o cywilizacyi w Polsce - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odczyty o cywilizacyi w Polsce - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 237 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEZ

J. I. Kra­szew­skie­go. '

War­sza­wa.

W Dru­kar­ni Ga­ze­ty Pol­skiej,

1861.

Wol­no dru­ko­wać, pod wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

War­sza­wa, dnia 12 (24) Lip­ca 1861r.

Star­szy Cen­zor, An­to­ni Fun­ken­ste­in .

Mó­wić mamy o oświa­cie i cy­wi­li­za­cyi tego kra­ju, któ­ry nas zro­dził i wy­cho­wał, któ­re­go je­ste­śmy cząst­ką w te­raź­niej­szo­ści, a prze­szło­ści wy­cho­wań­ca­mi: więc o rze­czy, któ­ra dla nas wszyst­kich tak jest dro­gą, że z mi­ło­ścią Boga i z uczu­ciem re­li­gij­nem łą­czy się i bra­ta, że z niem idzie w pa­rze. Mó­wić mamy o tem, co nam naj­droż­sze­go po­zo­sta­ło z prze­szło­ści i prze­snuć część tego ró­żań­ca ja­snych pa­mią­tek, z któ­re­go pa­cierz dzie­jów na­szych się skła­da.

Tak jest, bo dzie­je są mo­dli­twą ludz­ko­ści do Boga, są skarb­ni­cą, z któ­rej wszyst­ko spa­da spu­ści­zną na po­tom­ków.

Z tych dzie­jów my cząst­kę tyl­ko wziąć mamy, ale naj­przed­niej­szą; stro­nę jed­ną, ale tę, któ­ra jest, mogę po­wie­dzieć, twa­rzą na­ro­du ob­ró­co­ną ku wie­ku­istej ja­sno­ści.

Hi­sto­rya oświa­ty i cy­wi­li­za­cyi kra­ju, nie myl­my się na­przód, nie jest wca­le hi­sto­ryą samą jego li­te­ra­tu­ry: ta w niej jest czę­ścią tyl­ko małą i osta­tecz­nym wy­ra­zem. Wia­ra, oby­cza­je, my­śli, czy­ny, wszyst­ko co o we­wnętrz­nem ży­ciu du­cho­wem kra­ju po­twier­dza, skła­da się na hi­sto­ryą jego cy­wi­li­za­cyi. Cy­wi­li­za­cya nie w jed­nej pie­śni, ani w pi­sa­nem mie­ści się sło­wie; wy­ra­ża się w po­ję­ciach, któ­re spo­wo­do­wa­ły czy­ny, w toku dzie­jów, w ży­ciu po­je­dyn­czych lu­dzi, w jego wie­rze, w po­wsze­dniej spra­wie, w cha­rak­te­rze, rzekł­bym w fi­zy­ogno­mii ludu, któ­rą wy­ra­bia i prze­kształ­ca, w stro­ju, któ­rym się on okry­wa. Je­stli więc ła­two od­ma­lo­wać to, co z tylu drob­nych czą­stek się skła­da?

Nie wca­le, a trud­no­ści za­da­nia ja­kie mamy przed sobą, nikt le­piej na­de­mnie nie poj­mu­je. Nie po­chle­biam też so­bie, bym ob­raz tak sze­ro­kich roz­mia­rów mógł wam skre­ślić cały i wy­koń­czo­ny; ale dam rys przy­najm­niej, któ­re­go kształ­ty, sami bę­dzie­cie mo­gli wy­peł­nić.

Dzie­je cy­wi­li­za­cyi w Pol­sce roz­po­cząć się wła­ści­wie po­win­ny od chwi­li, w któ­rej Pol­ska ochrzczo­na we­szła w spo­łecz­ność chrze­ściań­ską i krzyż wzię­ła na ra­mio­na i pier­si; ale da­lej nie­co się­gnąć po­trze­ba, aby po­jąć le­piej jako się wy­ro­bi­ła tym na­ro­dem wiel­kim w dzie­jach, choć nie­zna­nym po­ło­wie świa­ta, co stał mil­czą­cy na kre­sach od bar­ba­rzyń­stwa i po­gań­stwa.

Nie bę­dzie­my się za­pusz­czać w da­le­kie Sło­wian dzie­je: dość jest przy­wieść tu kil­ka ry­sów ma­lu­ją­cych to ple­mię, z któ­re­go łona po­wsta­ła na­ro­do­wość na­sza. Sło­wia­nie, jak wie­my, za­miesz­ki­wa­li wiel­ką część Eu­ro­py od pra­sta­rych cza­sów; ci­śnie­ni i par­ci przez róż­ne ludy wę­drow­ne w epo­ce mi­gra­cyi na­ro­dów, zmie­sza­ni z nie­mi po­czę­ści, w wal­kach o zie­mię ro­dzin­ną, nie na­bra­li wszak­że dzi­ko­ści cha­rak­te­ru in­nych lu­dów: nie po­stra­da­li zna­mio­nu­ją­cej ich ła­god­no­ści, pro­sto­ty i tej wie­ku­istej tę­sk­ni­cy, roz­la­nej w pie­śniach, wi­docz­nej w oby­cza­jach, któ­ra du­cha ich nie­ustan­nie pod­no­si­ła ku nie­bio­som.

Wszyst­ko co wie­my o by­cie daw­nych Sło­wian po­twier­dza, że na­ród ten od Boga nie był upo­śle­dzo­ny, że w po­dzia­le da­rów wie­ku­istych, otrzy­mał prze­czu­cie go­rą­ce praw­dy, po­ryw ku ide­ałom, mi­łość ludz­ko­ści, i ser­ce szla­chet­nym uczu­ciom do­stęp­ne.

Sło­wia­nie mie­li po­ję­cie o jed­nym Bogu, lecz zmie­sza­ne z ty­sią­cem do­dat­ko­wych idei o jego si­łach, sym­bo­li­zo­wa­nych wi­do­mie róż­ne­mi kształ­ty; co wię­cej, mie­li wia­rę w ży­cie przy­szłe i nie­śmier­tel­ność du­cha.

Pieśń, ta tę­sk­ni­ca du­szy, mu­zy­ka, ten jęk ser­ca, były ich naj­mil­szem za­ję­ciem.

W go­ścin­no­ści Sło­wian, któ­rą prze­ję­li Po­la­cy, wi­docz­ne jest wiel­kie po­ję­cie bra­ter­stwa lu­dzi.

Wy­żej też sta­li co do we­wnętrz­ne­go urzą­dze­nia kra­ju, niż inne nie­ochrz­czo­ne na­ro­dy. To co nam ułam­ko­wo po­zo­sta­ło z urzą­dzeń gmi­ny, ze sto­sun­ków do sie­bie jej człon­ków, świad­czy samo do­sta­tecz­nie o stop­niu wy­kształ­ce­nia na ja­kiem sta­ło to ple­mię. Pra­wo zwa­ne praw­da w tych sta­rych wie­kach, już tak­że ist­nia­ło głę­bo­ko po­ję­te jako przy­miot bó­stwa, a jed­ność wy­ra­zów na ozna­cze­nie praw­dy i pra­wa, do­my­ślać się każe jak je sza­no­wać umia­no. Sądy, pra­wo wy­bo­ro­we za­sto­so­wa­ne do wszyst­kich po­sad, mał­żeń­stwo obo­wią­zu­ją­ce re­li­gij­nie, ra­zem z mnó­stwem in­nych do­wo­dów, o tej epo­ce wy­da­ją świa­dec­two, któ­re ża­ło­wać każe, iż tak nie­do­sta­tecz­ny ob­raz jej kre­ślić mu­si­my.

Sło­wia­nom zna­ne było pi­smo, zna­na sztu­ka, któ­rej na ozdo­bę swych świą­tyń i rzeź­bie­nie bóstw uży­wa­li; ale naj­po­tęż­niej­szym po­mni­kiem epo­ki, któ­ra po so­bie mało in­nych zo­sta­wi­ła pa­mią­tek, jest ję­zyk, są sło­wa przed­wiecz­ne, któ­rych uży­wa­li na ozna­cze­nie po­jęć i na­zwa­nie rze­czy, do dni dzi­siej­szych nio­są­ce świa­dec­two dzie­jo­we o du­chu, co je utwo­rzył.

Jak wy­ko­py­wa­ne z mo­gił sie­kie­ry ka­mien­ne, wy­ra­zy mowy wi­do­mie nam prze­szłe ma­lu­ją ży­cie.

Przez ja­kiś czas chcia­no Sło­wian uwa­żać za świe­żych przy­by­szów do Eu­ro­py; ale dziś wąt­pli­wo­ści nie ule­ga, że oni są jed­ny­mi z naj­star­szych jej miesz­kań­ców: opi­sy He­ro­do­to­we już nam się tu ich za jego cza­sów do­my­ślać każą. Pod­bi­ja­ni i pod­bi­ja­ją­cy, zmie­sza­ni z róż­ne­mi ludy, ci­śnie­ni w róż­ne stro­ny, po­zo­sta­wi­li po so­bie nie­za­tar­te śla­dy swo­je­go przej­ścia. Dziś jesz­cze na ca­łej pra­wie prze­strze­ni Eu­ro­py z ko­ść­mi wo­jow­ni­ków roz­sia­ne są po­mni­ki ich mowy przy­le­głe do bo­ków gór, do wód stru­mie­ni, do pust­ko­wia i do­lin.

Od tego zmierz­chem okry­te­go przyj­ścia do Eu­ro­py, do chwi­li, w któ­rej Pol­ska wy­dzie­li­ła się z łona sło­wiańsz­czy­zny, mi­nę­ły wie­ki nie­po­li­czo­ne, i Sło­wia­nie pod wpły­wy róż­ne­mi roz­sz­cze­pi­li się na mno­gie ple­mio­na, a w czę­ści ich już było na­sie­nie przy­szłej Pol­ski.

Po­wta­rzam, że ze chrztem, któ­ry te ludy ob­mył: ro­dzi się do­pie­ro Pol­ska, –nie było jej przed­tem, jeno ma­te­ry­ał nie­oży­wio­ny i mar­twy.

Na­ro­dy le­chic­kie, z któ­rych zro­dzić się mia­ła, roz­cią­ga­ły się oko­ło środ­ko­wej Wi­sły sze­ro­ko, sie­dzia­ły przy Bał­ty­ku, od Odry do Wi­sły, oko­ło Go­pła, w dzi­siej­szych Ku­ja­wach, Ma­zow­szu, oko­ło Łę­czy­cy i Sie­ra­dza. Ale nie róż­ni­ły się one jesz­cze tak da­le­ce od są­sied­nich ple­mion Łu­ży­czan, Slę­żan, Po­lan nad­Dnie­pro­wych, od Drew­lan i Łu­czan, że inne po­mi­nę – by już wów­czas osob­ną grup­pę na­ro­do­wo­ści sta­no­wić mia­ły.

Chrzest do­pie­ro, a za nim idą­ca zmia­na form rzą­du, po­jęć o nim, za­kre­śli­ły pierw­sze gra­ni­ce pań­stwa i rzu­ci­ły na­sie­nie jed­no­li­to­ści. Udziel­ność więc Pol­ski jest owo­cem ze­spo­le­nia się ze spo­łe­czeń­stwem chrze­ściań­skiem.

Może być, że na wiek lub pół­to­ra wprzó­dy przed Mie­czy­sła­wem, już ludy le­chic­kie i z nie­mi po­bra­tym­cze, sku­piać się za­czę­ły pod jed­ną wła­dzę i jed­ną, opa­sy­wać gra­ni­cą; ale idea na­ro­du nie uwy­dat­nia się aż w bla­sku krzy­ża, któ­ry przy­no­si z sobą Dą­brów­ka, któ­ry Mie­czy­sław za­ty­ka na tej zie­mi.

Dzie­je się to w dzie­sią­tym wie­ku, w tej epo­ce, któ­rą prze­czu­cie Chrze­ścian i źle po­ję­te pro­roc­twa, za ko­niec cza­sów i ostat­ni dzień zie­mi gło­si­ły. Spoj­rze­nie po­bież­ne na stan Eu­ro­py ów­cze­snej, le­piej nam da po­znać tę chwi­lę na­ro­dzin na­szych.

Wiek dzie­sią­ty cho­ciaż nie był wca­le chwi­lą szczę­śli­wą dla Eu­ro­py, jest jed­nak pe­ry­odem waż­nym w jej dzie­jach: chwi­lą prze­si­le­nia, w któ­rej sta­ry je­den świat się koń­czy, a nowy po­czy­na. Wspo­mnie­li­śmy już, że źle wy­tłu­ma­czo­ne pro­roc­twa nie da­wa­ły zie­mi wię­cej ży­cia nad ty­siąc lat po Chry­stu­sie, a do­bie­ga­nie tej mety, o któ­rej strasz­na wieść ro­ze­szła się jak zwia­stun za­gła­dy i znisz­cze­nia, wy­war­ło nie­zmier­ne wra­że­nie. Wy­staw­my so­bie spo­łecz­ność bez przy­szło­ści i ju­tra, któ­ra chwy­ta dzień dzi­siej­szy nie trosz­cząc się wca­le co na­stą­pić może, bo nie wie­rzy, żeby dłu­żej żyć mia­ła. Chwi­la za­praw­dę strasz­na. To też ku koń­co­wi Xgo wie­ku odrę­twie­nie jest po­wszech­ne, za­nie­dba­nie spraw wszel­kich zu­peł­ne; zroz­pa­cze­nie ja­kieś opa­no­wu­je świat rzu­ca­ją­cy się do klasz­to­rów, na pu­sty­nie, i nie wie­rzą­cy by ju­tro słoń­ce jesz­cze wstać mia­ło.

Wszę­dzie za­męt, nie­ład, roz­kieł­zna­ne na­mięt­no­ści, lub prze­ra­żo­ne umy­sły: ko­ściół w naj­smut­niej­szym sta­nie z po­wo­du fak­cyj któ­re wy­bo­rem gło­wy jego kie­ro­wa­ły; du­cho­wień­stwo mało przy­go­to­wa­ne do speł­nie­nia swych wiel­kich obo­wiąz­ków; pa­piez­two za­ję­te ra­czej świec­kie­mi spra­wy i spo­ra­mi, któ­re kraj szar­pa­ły, niż spra­wą wia­ry, – cze­ka­ło na re­for­ma­tor­ską dłoń Hil­de­bran­da.

Z łona in­sty­tu­cyj daw­nych a stru­pie­sza­łych i no­wych urzą­dzeń, któ­re z wo­jen po­wsta­ły, ro­dził się feu­da­lizm i ten łań­cuch, któ­re­go ostat­nie ogni­wo cały cię­żar spo­łe­czeń­stwo dźwi­ga­ło. Ot­to­no­wie i Niem­cy pa­no­wa­li świa­tu, rzą­dzi­li się w nim, zda­jąc nowe ogrom­ne pań­stwo za­kła­dać, któ­re pręd­ko roz­paść się ima­ło. Ale epo­ka ta nic trwa­łe­go jesz­cze utwo­rzyć nie mo­gła, zu­chwa­le rzu­ca­jąc się i za­kre­śla­jąc roz­pacz­li­we, nie­zmie­rzo­ne czy­nu gra­ni­ce.

Na ca­łej Sło­wiańsz­czy­znie po­łu­dnio­wo-za­chod­niej cię­ży­li tak­że Niem­cy, ci­sną­cy się ze wszech stron dla jej pod­bi­cia, a kraj ten do­pie­ro wy­ra­biał w so­bie siły do opar­cia się ich po­tę­dze.

Prócz Pol­ski, któ­ra naj­wa­lecz­niej mu­rem sta­nąć mia­ła prze­ciw­ko nim i za­przeć im dro­gę dal­szych pod­bo­jów, wszyst­ko ule­ga­ło tej sile roz­na­mięt­nio­nej, za­ja­dłej, ale pod­pie­ra­ją­cej się na krzy­żu ra­zem i mie­czu. W dzie­sią­tym wie­ku Cy­ry­li i Me­to­dy pierw­szy blask praw­dy rzu­ca­ją na zie­mię sło­wiań­ską: w dzie­sią­tym już Pol­ska, i Ruś wresz­cie, chrzest przyj­mu­ją. Ale Pol­ska nie pod­da­je się wpły­wo­wi Nie­miec i chrzci się tyl­ko, aby sa­mo­ist­niej sta­nę­ła.

Chwi­lo­wo uchy­la gło­wy, aby ją pod­nieść wraz z mie­czem.

Stan oświa­ty Eu­ro­pej­skiej nie był kwit­ną­cy: spu­ści­zna po sta­ro­żyt­nym świe­cie roz­pierzch­nio­na, ro­ze­rwa­na; nić tra­dy­cyj, któ­re ją z ży­wym świa­tem łą­czy­ły, spra­wia­ły, że wię­cej było w nich słów ni­że­li du­cha. Zbie­ra­no, kom­pi­lo­wa­no, ukła­da­no wier­sza­mi wszyst­ko aż do ele­men­ta­rzów, dow­cip­ko­wa­no, spie­ra­no się o drob­nost­ki, ale w tem wszyst­kiem była nie­zmier­na czczość i próż­nia. Wiel­ki ge­niusz Ary­sto­te­le­so­wy, nie­zro­zu­mia­ny i nie po­ję­ty gó­ro­wał po nad nauk gma­chem, w któ­re­go pust­kach roz­le­ga­ły się wy­kła­dy sied­miu nauk wy­zwo­lo­nych, ma­ją­ce całą mą­drość ludz­ką za­wie­rać. Bra­kło wszak­że nie ma­te­ry­ałów do pra­cy, ani ocho­ty do niej, ani na­wet ta­len­tów, ale tego nie­zba­da­nej na­tu­ry tchu, co oży­wia, co wpra­wia w ruch, co zna­cze­nie daje mar­twej li­te­rze i ży­cie pu­ste­mu sło­wu.

W na­uce wia­ry, do­gmat jesz­cze i naj­głów­niej­sze praw­dy nie przy­szły do sta­now­cze­go wy­ro­bie­nia; tłu­ma­czo­no wie­le rze­czy z zu­chwa­łą śmia­ło­ścią mło­do­ści nie­do­świad­czo­nej i ocie­ra­no się o ka­cer­stwo wca­le o tem nie­wie­dząc. Ko­ściół czę­sto za­wy­ro­ko­wać nie śmiał mię­dzy Pla­to­nem i Ary­sto­te­le­sem, któ­rych po­wa­gą pod­pie­ra­li się teo­lo­go­wie. Gdzie­nieg­dzie wśród tych ruin mo­ral­nych, po­wsta­wał ge­niusz sa­mot­ny bez ojca i dzie­ci, bły­snął jak Jan Scott i zgi­nął bez wie­ści; gdzie­nieg­dzie wy­kwi­tła bia­ła róża jak Hro­swi­tha, i zwię­dła w cie­niu klasz­tor­nym.

We Fran­cyi bra­kło nie­raz rę­ko­pi­smów klas­sycz­nych, któ­re z trud­no­ścią aż z Włoch do­sta­wać mu­sia­no.

Część znacz­na du­chow­nych nie umia­ła wię­cej nad pa­cierz, for­mu­łę chrztu i kil­ka psal­mów; gdzie­in­dziej rę­ko­pi­sma le­ża­ły sto­sa­mi bez użyt­ku lub wer­to­wa­ne na to, aby z nich nie­do­łęż­ne two­rzo­no kom­pen­dia.

Z kro­ni­ka­rzy le­d­wie Lu­it­prand i Ri­cher mnich za­ko­nu S. Re­mi­giu­sza, na wzmian­kę za­słu­gu­ją. Ostat­ni z nich opi­sał dość do­brze upa­dek Kar­lo­win­gów.

Szko­ły tu i owdzie ist­nia­ły, ale nie żyły; for­ma wszę­dzie ci­snę­ła treść i wy­gnio­tła z niej du­cha: la­ta­ły sło­wa czcze a do­bie­ra­ne jak pa­cior­ki. Na­uki sta­ły niz­ko, ma­jąc się za skoń­czo­ne i peł­ne, a jed­ne tyl­ko ma­te­ma­tycz­ne w tym od­mę­cie zu­peł­nie nie zni­kły, sto­jąc w go­to­wo­ści Ho dal­sze­go a bliz­kie­go po­cho­du.

Me­dy­cy­na cała sku­pia­ła się w em­pi­rycz­nej szko­le Sa­ler­mi­tań­skiej, któ­ra swe afo­ry­stycz­ne pra­wi­dła zdro­wia, stresz­cza­ła we­dle oby­cza­ju w bar­ba­rzyń­skich teo­ry­ach. Przy­czy­ną tej sta­gna­cyi było jed­no fał­szy­we po­ję­cie, że wro­ta mą­dro­ści ludz­kiej za­mknę­ły się na wie­ki za ostat­nim go­ściem, że nic już przyjść nie mia­ło. Nie wie­rzo­no w po­stęp, uspo­ka­ja­no się go­spo­da­rząc w tem, co po­zo­sta­ło z daw­ne­go świa­ta: – sie­dzia­no spo­koj­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: