- W empik go
Odczyty o cywilizacyi w Polsce - ebook
Odczyty o cywilizacyi w Polsce - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 237 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
J. I. Kraszewskiego. '
Warszawa.
W Drukarni Gazety Polskiej,
1861.
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
Warszawa, dnia 12 (24) Lipca 1861r.
Starszy Cenzor, Antoni Funkenstein .
Mówić mamy o oświacie i cywilizacyi tego kraju, który nas zrodził i wychował, którego jesteśmy cząstką w teraźniejszości, a przeszłości wychowańcami: więc o rzeczy, która dla nas wszystkich tak jest drogą, że z miłością Boga i z uczuciem religijnem łączy się i brata, że z niem idzie w parze. Mówić mamy o tem, co nam najdroższego pozostało z przeszłości i przesnuć część tego różańca jasnych pamiątek, z którego pacierz dziejów naszych się składa.
Tak jest, bo dzieje są modlitwą ludzkości do Boga, są skarbnicą, z której wszystko spada spuścizną na potomków.
Z tych dziejów my cząstkę tylko wziąć mamy, ale najprzedniejszą; stronę jedną, ale tę, która jest, mogę powiedzieć, twarzą narodu obróconą ku wiekuistej jasności.
Historya oświaty i cywilizacyi kraju, nie mylmy się naprzód, nie jest wcale historyą samą jego literatury: ta w niej jest częścią tylko małą i ostatecznym wyrazem. Wiara, obyczaje, myśli, czyny, wszystko co o wewnętrznem życiu duchowem kraju potwierdza, składa się na historyą jego cywilizacyi. Cywilizacya nie w jednej pieśni, ani w pisanem mieści się słowie; wyraża się w pojęciach, które spowodowały czyny, w toku dziejów, w życiu pojedynczych ludzi, w jego wierze, w powszedniej sprawie, w charakterze, rzekłbym w fizyognomii ludu, którą wyrabia i przekształca, w stroju, którym się on okrywa. Jestli więc łatwo odmalować to, co z tylu drobnych cząstek się składa?
Nie wcale, a trudności zadania jakie mamy przed sobą, nikt lepiej nademnie nie pojmuje. Nie pochlebiam też sobie, bym obraz tak szerokich rozmiarów mógł wam skreślić cały i wykończony; ale dam rys przynajmniej, którego kształty, sami będziecie mogli wypełnić.
Dzieje cywilizacyi w Polsce rozpocząć się właściwie powinny od chwili, w której Polska ochrzczona weszła w społeczność chrześciańską i krzyż wzięła na ramiona i piersi; ale dalej nieco sięgnąć potrzeba, aby pojąć lepiej jako się wyrobiła tym narodem wielkim w dziejach, choć nieznanym połowie świata, co stał milczący na kresach od barbarzyństwa i pogaństwa.
Nie będziemy się zapuszczać w dalekie Słowian dzieje: dość jest przywieść tu kilka rysów malujących to plemię, z którego łona powstała narodowość nasza. Słowianie, jak wiemy, zamieszkiwali wielką część Europy od prastarych czasów; ciśnieni i parci przez różne ludy wędrowne w epoce migracyi narodów, zmieszani z niemi poczęści, w walkach o ziemię rodzinną, nie nabrali wszakże dzikości charakteru innych ludów: nie postradali znamionującej ich łagodności, prostoty i tej wiekuistej tęsknicy, rozlanej w pieśniach, widocznej w obyczajach, która ducha ich nieustannie podnosiła ku niebiosom.
Wszystko co wiemy o bycie dawnych Słowian potwierdza, że naród ten od Boga nie był upośledzony, że w podziale darów wiekuistych, otrzymał przeczucie gorące prawdy, poryw ku ideałom, miłość ludzkości, i serce szlachetnym uczuciom dostępne.
Słowianie mieli pojęcie o jednym Bogu, lecz zmieszane z tysiącem dodatkowych idei o jego siłach, symbolizowanych widomie różnemi kształty; co więcej, mieli wiarę w życie przyszłe i nieśmiertelność ducha.
Pieśń, ta tęsknica duszy, muzyka, ten jęk serca, były ich najmilszem zajęciem.
W gościnności Słowian, którą przejęli Polacy, widoczne jest wielkie pojęcie braterstwa ludzi.
Wyżej też stali co do wewnętrznego urządzenia kraju, niż inne nieochrzczone narody. To co nam ułamkowo pozostało z urządzeń gminy, ze stosunków do siebie jej członków, świadczy samo dostatecznie o stopniu wykształcenia na jakiem stało to plemię. Prawo zwane prawda w tych starych wiekach, już także istniało głęboko pojęte jako przymiot bóstwa, a jedność wyrazów na oznaczenie prawdy i prawa, domyślać się każe jak je szanować umiano. Sądy, prawo wyborowe zastosowane do wszystkich posad, małżeństwo obowiązujące religijnie, razem z mnóstwem innych dowodów, o tej epoce wydają świadectwo, które żałować każe, iż tak niedostateczny obraz jej kreślić musimy.
Słowianom znane było pismo, znana sztuka, której na ozdobę swych świątyń i rzeźbienie bóstw używali; ale najpotężniejszym pomnikiem epoki, która po sobie mało innych zostawiła pamiątek, jest język, są słowa przedwieczne, których używali na oznaczenie pojęć i nazwanie rzeczy, do dni dzisiejszych niosące świadectwo dziejowe o duchu, co je utworzył.
Jak wykopywane z mogił siekiery kamienne, wyrazy mowy widomie nam przeszłe malują życie.
Przez jakiś czas chciano Słowian uważać za świeżych przybyszów do Europy; ale dziś wątpliwości nie ulega, że oni są jednymi z najstarszych jej mieszkańców: opisy Herodotowe już nam się tu ich za jego czasów domyślać każą. Podbijani i podbijający, zmieszani z różnemi ludy, ciśnieni w różne strony, pozostawili po sobie niezatarte ślady swojego przejścia. Dziś jeszcze na całej prawie przestrzeni Europy z kośćmi wojowników rozsiane są pomniki ich mowy przyległe do boków gór, do wód strumieni, do pustkowia i dolin.
Od tego zmierzchem okrytego przyjścia do Europy, do chwili, w której Polska wydzieliła się z łona słowiańszczyzny, minęły wieki niepoliczone, i Słowianie pod wpływy różnemi rozszczepili się na mnogie plemiona, a w części ich już było nasienie przyszłej Polski.
Powtarzam, że ze chrztem, który te ludy obmył: rodzi się dopiero Polska, –nie było jej przedtem, jeno materyał nieożywiony i martwy.
Narody lechickie, z których zrodzić się miała, rozciągały się około środkowej Wisły szeroko, siedziały przy Bałtyku, od Odry do Wisły, około Gopła, w dzisiejszych Kujawach, Mazowszu, około Łęczycy i Sieradza. Ale nie różniły się one jeszcze tak dalece od sąsiednich plemion Łużyczan, Slężan, Polan nadDnieprowych, od Drewlan i Łuczan, że inne pominę – by już wówczas osobną gruppę narodowości stanowić miały.
Chrzest dopiero, a za nim idąca zmiana form rządu, pojęć o nim, zakreśliły pierwsze granice państwa i rzuciły nasienie jednolitości. Udzielność więc Polski jest owocem zespolenia się ze społeczeństwem chrześciańskiem.
Może być, że na wiek lub półtora wprzódy przed Mieczysławem, już ludy lechickie i z niemi pobratymcze, skupiać się zaczęły pod jedną władzę i jedną, opasywać granicą; ale idea narodu nie uwydatnia się aż w blasku krzyża, który przynosi z sobą Dąbrówka, który Mieczysław zatyka na tej ziemi.
Dzieje się to w dziesiątym wieku, w tej epoce, którą przeczucie Chrześcian i źle pojęte proroctwa, za koniec czasów i ostatni dzień ziemi głosiły. Spojrzenie pobieżne na stan Europy ówczesnej, lepiej nam da poznać tę chwilę narodzin naszych.
Wiek dziesiąty chociaż nie był wcale chwilą szczęśliwą dla Europy, jest jednak peryodem ważnym w jej dziejach: chwilą przesilenia, w której stary jeden świat się kończy, a nowy poczyna. Wspomnieliśmy już, że źle wytłumaczone proroctwa nie dawały ziemi więcej życia nad tysiąc lat po Chrystusie, a dobieganie tej mety, o której straszna wieść rozeszła się jak zwiastun zagłady i zniszczenia, wywarło niezmierne wrażenie. Wystawmy sobie społeczność bez przyszłości i jutra, która chwyta dzień dzisiejszy nie troszcząc się wcale co nastąpić może, bo nie wierzy, żeby dłużej żyć miała. Chwila zaprawdę straszna. To też ku końcowi Xgo wieku odrętwienie jest powszechne, zaniedbanie spraw wszelkich zupełne; zrozpaczenie jakieś opanowuje świat rzucający się do klasztorów, na pustynie, i nie wierzący by jutro słońce jeszcze wstać miało.
Wszędzie zamęt, nieład, rozkiełznane namiętności, lub przerażone umysły: kościół w najsmutniejszym stanie z powodu fakcyj które wyborem głowy jego kierowały; duchowieństwo mało przygotowane do spełnienia swych wielkich obowiązków; papieztwo zajęte raczej świeckiemi sprawy i sporami, które kraj szarpały, niż sprawą wiary, – czekało na reformatorską dłoń Hildebranda.
Z łona instytucyj dawnych a strupieszałych i nowych urządzeń, które z wojen powstały, rodził się feudalizm i ten łańcuch, którego ostatnie ogniwo cały ciężar społeczeństwo dźwigało. Ottonowie i Niemcy panowali światu, rządzili się w nim, zdając nowe ogromne państwo zakładać, które prędko rozpaść się imało. Ale epoka ta nic trwałego jeszcze utworzyć nie mogła, zuchwale rzucając się i zakreślając rozpaczliwe, niezmierzone czynu granice.
Na całej Słowiańszczyznie południowo-zachodniej ciężyli także Niemcy, cisnący się ze wszech stron dla jej podbicia, a kraj ten dopiero wyrabiał w sobie siły do oparcia się ich potędze.
Prócz Polski, która najwaleczniej murem stanąć miała przeciwko nim i zaprzeć im drogę dalszych podbojów, wszystko ulegało tej sile roznamiętnionej, zajadłej, ale podpierającej się na krzyżu razem i mieczu. W dziesiątym wieku Cyryli i Metody pierwszy blask prawdy rzucają na ziemię słowiańską: w dziesiątym już Polska, i Ruś wreszcie, chrzest przyjmują. Ale Polska nie poddaje się wpływowi Niemiec i chrzci się tylko, aby samoistniej stanęła.
Chwilowo uchyla głowy, aby ją podnieść wraz z mieczem.
Stan oświaty Europejskiej nie był kwitnący: spuścizna po starożytnym świecie rozpierzchniona, rozerwana; nić tradycyj, które ją z żywym światem łączyły, sprawiały, że więcej było w nich słów niżeli ducha. Zbierano, kompilowano, układano wierszami wszystko aż do elementarzów, dowcipkowano, spierano się o drobnostki, ale w tem wszystkiem była niezmierna czczość i próżnia. Wielki geniusz Arystotelesowy, niezrozumiany i nie pojęty górował po nad nauk gmachem, w którego pustkach rozlegały się wykłady siedmiu nauk wyzwolonych, mające całą mądrość ludzką zawierać. Brakło wszakże nie materyałów do pracy, ani ochoty do niej, ani nawet talentów, ale tego niezbadanej natury tchu, co ożywia, co wprawia w ruch, co znaczenie daje martwej literze i życie pustemu słowu.
W nauce wiary, dogmat jeszcze i najgłówniejsze prawdy nie przyszły do stanowczego wyrobienia; tłumaczono wiele rzeczy z zuchwałą śmiałością młodości niedoświadczonej i ocierano się o kacerstwo wcale o tem niewiedząc. Kościół często zawyrokować nie śmiał między Platonem i Arystotelesem, których powagą podpierali się teologowie. Gdzieniegdzie wśród tych ruin moralnych, powstawał geniusz samotny bez ojca i dzieci, błysnął jak Jan Scott i zginął bez wieści; gdzieniegdzie wykwitła biała róża jak Hroswitha, i zwiędła w cieniu klasztornym.
We Francyi brakło nieraz rękopismów klassycznych, które z trudnością aż z Włoch dostawać musiano.
Część znaczna duchownych nie umiała więcej nad pacierz, formułę chrztu i kilka psalmów; gdzieindziej rękopisma leżały stosami bez użytku lub wertowane na to, aby z nich niedołężne tworzono kompendia.
Z kronikarzy ledwie Luitprand i Richer mnich zakonu S. Remigiusza, na wzmiankę zasługują. Ostatni z nich opisał dość dobrze upadek Karlowingów.
Szkoły tu i owdzie istniały, ale nie żyły; forma wszędzie cisnęła treść i wygniotła z niej ducha: latały słowa czcze a dobierane jak paciorki. Nauki stały nizko, mając się za skończone i pełne, a jedne tylko matematyczne w tym odmęcie zupełnie nie znikły, stojąc w gotowości Ho dalszego a blizkiego pochodu.
Medycyna cała skupiała się w empirycznej szkole Salermitańskiej, która swe aforystyczne prawidła zdrowia, streszczała wedle obyczaju w barbarzyńskich teoryach. Przyczyną tej stagnacyi było jedno fałszywe pojęcie, że wrota mądrości ludzkiej zamknęły się na wieki za ostatnim gościem, że nic już przyjść nie miało. Nie wierzono w postęp, uspokajano się gospodarząc w tem, co pozostało z dawnego świata: – siedziano spokojnie.