Odkrywanie mindfulness. Szczerze o medytacji uważności - ebook
Odkrywanie mindfulness. Szczerze o medytacji uważności - ebook
MINDFULNESS – RATUNEK NA CZAS CHAOSU.
Jak praktykować, by uniknąć pułapek, fałszywych nauczycieli i rozczarowań?
Są setki książek o medytacji – ale nie wszystkie warto czytać. Jest wielu nauczycieli medytacji – ale nie wszyscy naprawdę potrafią uczyć.
Małgorzata Jakubczak medytuje od 2006 roku i jest nazywana nauczycielką nauczycieli. Zakładając Polski Instytut Mindfulness, wprowadziła tę praktykę do Polski.
Katarzyna Kędzierska to autorka największego w Polsce bloga o minimalizmie i mindfulness – – i certyfikowana nauczycielka medytacji.
Ta książkato naga prawda o mindfulness – odarta z instagramowych filtrów szczera rozmowa dwóch ekspertek, które zmieniły swoje życie dzięki medytacji uważności.
„Mindfulness podpowiada, jak przestać uciekać od kryzysu i uważnie poradzić sobie z tym, co przynosi nam życie”.
Małgorzata Jakubczak
„Regularna praktyka medytacji to spotkanie z jedną z najważniejszych osób na świecie
– z samą sobą”.
Katarzyna Kędzierska
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9592-6 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moment, gdy po raz pierwszy zetknęłam się z mindfulness, przypominam sobie ze wzruszeniem. Było to w 2006 roku, podczas medytacji pokojowych w dawnym obozie w Auschwitz, w których przez wiele lat brałam udział. Spotkałam wtedy Lindę Lehrhaupt, dyrektorkę europejskiego The Institute for Mindfulness-Based Approaches, i to ona zachęciła mnie do rozpoczęcia praktyki, a potem studiowania mindfulness. Gdy próbuję odtworzyć swój ówczesny nastrój, nie potrafię stwierdzić, co sprawiło, że odpowiedziałam na to zaproszenie – przecież nawet słowo „mindfulness” nic mi nie mówiło.
Czy zachwyciłam się osobą, która mnie zachęciła do podjęcia praktyki? Raczej nie… Linda stała się moją nauczycielką później, a moja postawa wobec niej nigdy nie była bezkrytyczna, choć zawsze pełna szacunku, przyjaźni i uznania.
Czy już wtedy przeczuwałam, że mindfulness stanie się moją ścieżką życiową, zapewni aktywność łączącą mój zawód, pasje, wartości i talenty? Że w tym właśnie obszarze znajdę osobiste i zawodowe spełnienie? Raczej nie… w tamtym czasie byłam w satysfakcjonującym momencie życia i nie szukałam zmiany.
Czy wyobrażałam sobie wtedy, jak zawrotną karierę zrobi w Polsce mindfulness za mojego życia? Czy mogłam przypuszczać, że w mediach pojawią się setki „ekspertów” wypowiadających się o mindfulness, gdzie się tylko da? Czy przeczuwałam, że słowo „mindfulness” okaże się magnesem mającym przyciągnąć klientów z różnych branż? I że w tak krótkim czasie narośnie wokół mindfulness tyle dziwnych opinii powstałych i pielęgnowanych dla celów komercyjnych? Na pewno nie.
Zainteresowałam się tym tematem z ciekawości, bez specjalnych oczekiwań. Dopiero gdy zanurzyłam się głębiej – zaczęłam regularnie praktykować, studiując pod okiem doświadczonych nauczycieli i mentorów, uświadomiłam sobie, jak mocne jest to narzędzie osobistej i społecznej zmiany. Zrobiłam swoje sto procent, aby się podzielić mocą i wartością praktyki. Wkrótce po uzyskaniu uprawnień nauczycielskich nawiązałam współpracę z The Institute for Mindfulness-Based Approaches, założyłam Polski Instytut Mindfulness – organizację, która promuje mindfulness, stwarza przestrzeń do praktyki i szkoli certyfikowanych nauczycieli MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction), czyli fundamentalnego programu rozwijania uważności w kontekście redukcji stresu. Szkolimy kadry według międzynarodowych standardów edukacyjnych, przykładamy ogromną wagę do profesjonalizmu i zasad etycznych. Jednak na temat mindfulness wypowiadają się setki „ekspertów” podążających za modą, którzy z powodu braku praktyki stwarzają różne fałszywe, choć w pewien sposób atrakcyjne, szybko rozprzestrzeniające się złudzenia. Niestety, wypaczają one sens i istotę mindfulness. Taka powierzchowna popularyzacja trywializuje i deprecjonuje regularną praktykę pod okiem odpowiedzialnego nauczyciela.
Uważam mindfulness za powierzone mi dobro o ogromnej wartości, więc dzielę się w tej książce moją prawdą o niej, prawdą wyrosłą z wieloletniej praktyki.
Jest to moja naga prawda, wolna od złudzeń.
_Małgorzata Jakubczak_Czym jest mindfulness?
KATARZYNA: Czy mindfulness jest kobietą?
MAŁGORZATA: Ciekawe pytanie, a moja spontaniczna, najkrótsza odpowiedź brzmi: „Ależ tak, mindfulness jest kobietą!”. No może nie jest kobietą, ale z całą pewnością reprezentuje kobiecość w różnorodnych formach… To dla mnie zupełnie oczywiste. Zdaję się na to, co mi mówi intuicja, a wraz z nią pozazmysłowe i pozarozumowe pojmowanie rzeczywistości. Wystarczy, że podążę za najprostszymi skojarzeniami…
Czym jest mindfulness? To uważność, świadomość, obecność, przytomność, czujność… Co praktykowanie mindfulness przynosi i wzmacnia? Harmonię, dobroć, czułość, empatię, wrażliwość, życzliwość, serdeczność, akceptację, kreatywność, odwagę.
Jest jeszcze więcej przykładów mindfulnessowych jakości rodzaju żeńskiego. Kojarzą mi się z esencją życia – żywotnością i nieskończonością – i pośrednio również z naturalnością i kobiecością. Dlatego gdy mówię lub piszę o mindfulness, używam rodzaju żeńskiego. Wprawdzie nie potrafię tego uzasadnić czy udowodnić, ale też nie czuję takiej potrzeby. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, bo wyobrażam sobie, że każdy praktyk jakoś czuje, pielęgnuje tę mindfulness czy tego mindfulnessa. Kasiu, wiem, że ty również używasz żeńskiej formy. Czy tak było od początku twojej przygody z mindfulness?
KATARZYNA: Tak! Intuicyjnie i najzupełniej nieświadomie od zawsze mówiłam o mindfulness tak, jakby była kobietą. Uświadomiłam to sobie dopiero wtedy, gdy w trakcie któregoś spotkania, a może twojego wykładu, jasno i wyraźnie powiedziałaś to na głos. Stało się to wtedy tak jasne, tak proste. Wiem oczywiście, że to niepoprawne, czy nie do końca poprawne językowo, ale może właśnie warto to zmienić? Nich to będzie ta mindfulness, z całą czułością, życzliwością i miękkością, które za sobą niesie. Z wartościami, które pielęgnuję w sobie od dawna, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy rozpoczęłam swoją przygodę z praktyką.
MAŁGORZATA: Właśnie dałaś mi okazję policzyć, jak długo praktykuję mindfulness. Otóż „po tylu latach” znaczy w moim przypadku szesnaście lat, bo z mindfulness spotkałam się w listopadzie 2006 roku. Wtedy od kilku lat praktykowałam zen, byłam zaangażowana w działalność Zen Peacemakers – międzynarodowej organizacji pokojowej założonej przez Berniego Glassmana, charyzmatycznego nauczyciela promującego społeczne zaangażowanie praktyków zen. Co roku w drugim tygodniu listopada organizowaliśmy medytacje na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz, w których uczestniczyli działacze pokojowi z całego świata.
Listopad 2006 był dla mnie szczególny – właśnie wracałam do sił po kryzysie zdrowotnym, miałam głębokie poczucie, że dostałam drugą szansę i że nadszedł czas znaczących zmian w moim życiu. Czekałam na nie ze spokojem. Zwiastunem, czy może zwiastunką tych zmian, okazała się Linda Lehrhaupt, Amerykanka z Nowego Jorku mieszkająca w Niemczech. Już podczas pierwszej rozmowy okazało się, że łączy nas członkostwo w Zen Peacemakers i pragnienie wniesienia własnego wkładu w bogactwo życia. To skłoniło Lindę do opowiedzenia mi o mindfulness, którą opisała jako ścieżkę rozwoju osobistego i narzędzie zmiany społecznej. Dała mi płytę CD ze swoimi instrukcjami do skanowania ciała i tak się zaczęła nowa epoka w moim życiu, która nosi tytuł „mindfulness”.
Zaczęłam od praktykowania medytacji formalnych wpisanych w program MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction). Nie mogłam wziąć udziału w kursie, bo w Polsce jeszcze nikt się tym nie zajmował. Dlatego postanowiłam zdobyć niezbędne kwalifikacje i od 2009 roku jestem certyfikowaną nauczycielką MBSR. Mindfulness okazała się moim powołaniem, zawodem i misją społeczną. W 2012 roku założyłam i przez wiele lat prowadziłam Polski Instytut Mindfulness, kształcący od lat kadry nauczycieli. Zajmuję się mindfulness we wszystkich moich rolach życiowych. Od szesnastu lat praktykuję osobiście, prowadzę innych w praktyce, uczę w studium nauczycielskim MBSR i wkładam wiele energii w promowanie uważności w szkołach, wśród nauczycieli i uczniów.
I nie nudzi mnie ta wszechobecność mindfulness. Przeciwnie – ożywia, fascynuje, inspiruje i każdego dnia zaprasza do wciąż nowych spotkań ze sobą. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że to mogłoby być nudne.
KATARZYNA: Wszechobecność mindfulness – podoba mi się to określenie, bardzo do mnie przemawia. Czuję, że przesiąkłam nim na wskroś. Trudno mi oddzielić uważność od innych rzeczy, które robię, i chyba wcale tego nie chcę!
Moja mindfulnessowa ścieżka nie jest aż tak długa, ale mam głębokie poczucie, że większość rzeczy, które w życiu robiłam, doświadczeń, które zbierałam, umiejętności, które nabywałam – nawet tak zaskakujących, jak nauka emisji głosu w liceum – prowadziła mnie do tej właśnie roli: nauczycielki czy trenerki mindfulness. Z zawodu i wykształcenia jestem prawniczką, z zamiłowania blogerką, ale zarówno moja mama, jak i babcia były nauczycielkami, i czasami żartuję sobie, że od przeznaczenia trudno uciec.
Moje początki z uważnością były zwyczajne. W 2015 roku pisałam swoją pierwszą książkę _Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce_. Poruszałam w niej wiele wątków związanych z dążeniem do prostoty, nie tylko w materialnym sensie. Dużo pisałam o minimalizmie cyfrowym, o uwolnieniu się od wirtualnych bodźców, informacji, które obciążają nas w przerażającym wręcz nadmiarze i niweczą coraz bardziej znikomą umiejętność skupienia się i prawdziwego odpoczynku. W ramach osobistych i książkowych poszukiwań natknęłam się wtedy na obco brzmiące słowo „mindfulness”. Nie miałam pojęcia, o co w tym chodzi! Rzecz jasna koncepcja bycia tu i teraz przemawiała do mnie mocno, ale bardziej traktowałam to wtedy jak jakiś intelektualny konstrukt. Zaczęłam medytować, korzystając z mniej lub bardziej przypadkowych youtube’owych nagrań oraz aplikacji, ale nie bardzo wiedziałam, co tak naprawdę robię, poza siedzeniem i słuchaniem. Dużo czytałam, lecz gubiłam się w wątkach buddyjsko-stoicko-newage’owych, bo na takie materiały pierwotnie natrafiałam, gdy szukałam wiedzy o uważności.
Kilka lat później przeżywałam kryzys w życiu osobistym. Niezmiennie bawi mnie to, że w niemal każdej osobistej historii związanej z mindfulness musi pojawić się jakiś kryzys. No i u mnie był. Zmusił mnie do podjęcia poszukiwań uważności na nowo, ale w zupełnie innej formie. Tym razem nie pragnęłam intelektualnych koncepcji, nie szukałam wiedzy. Szukałam lustra, w którym będę mogła się przejrzeć i zobaczyć prawdę o sobie, choćby najtrudniejszą. Chciałam odnaleźć siebie na nowo. Gdy uczeń jest gotowy, to i nauczyciel się pojawia. Tak trafiłam na ścieżkę bezpośrednio związaną z kursem MBSR. Gdy kończyłam w zachwycie swój kurs jako uczestniczka, całą swoją intuicją wiedziałam od razu, że to jest WARTOŚĆ. I moja droga, którą poszłam dziarsko, nie oglądając się zbytnio za siebie.
MAŁGORZATA: Mam szczerą ochotę podtrzymania wątku „kryzys a mindfulness”. Wyobrażam sobie, że kryzysy są egzaminem z umiejętności świadomego życia i radzenia sobie z wyzwaniami. Jeśli dysponujemy odpowiednimi narzędziami i nastawieniem, możemy z trudnościami zatańczyć, pozwolić się kilka razy obrócić i z ciekawością obejrzeć swoje życie z nowej perspektywy. Często pokazuję taką możliwość osobom w kryzysie, które przychodzą do mnie jako do mentorki mindfulness z prośbą o wsparcie.
Zdarza się jednak kryzys tak przerażający i paraliżujący, że o żadnych tańcach nie może być mowy. Wówczas zamiast stać się szansą, jest wyłącznie pułapką cierpienia. I tu wchodzi mindfulness – pełna zrozumienia, współczucia, dobroci i czułości, która najpierw koi, aby przywrócić przytomność, a potem otwiera możliwości i zachęca do transformacji sytuacji kryzysowej.
W ramach praktykowania mindfulness uzyskujemy ten cudny, odbarczający dystans do swoich doświadczeń, uwalniający od identyfikowania się z myślami, emocjami, cierpieniem.
Jak wiesz, są nawet konkretne ćwiczenia ukierunkowane na radzenie sobie z cierpieniem fizycznym i emocjonalnym, są badania naukowe, które potwierdzają, że praktycy mindfulness lepiej sobie radzą z bólem. Dlaczego? Jak to możliwe? Może dlatego, że szanują ból jako ważną informację, godzą się na jego nieuchronność, mają zgodę na to, że jest on częścią życia wszystkich żywych, czujących istot. Jest zmienny, jak wszystkie doświadczenia.
Dzięki treningowi nie dopuszczają do tego, aby umysł kreował dodatkowe cierpienie wynikające z poczucia bezradności i niezgody na to, że życie jest jakie jest. I w ten sposób zamiast ucieczki od kryzysu lub poddania się okolicznościom mindfulness podaje wskazówki, jak uważnie poradzić sobie z tym, co bez zamówienia przyniosło nam życie.
W moim osobistym doświadczeniu kryzysom zawsze towarzyszy wzmożona praktyka. Może to przejaw instynktownego poszukiwania wsparcia tam, gdzie ono jest najmocniejsze i niezależne od okoliczności – w głębi mojej istoty. I tak postrzegam praktykę mindfulness – jako spotkanie ze sobą. Za każdym razem przynoszące nowe doświadczenia, sygnały z ciała, myśli i emocje. Dla mnie najbardziej liczy się właśnie ta esencja, a ona w pewnym sensie jest niezależna od formy praktykowania.
KATARZYNA: O, tak!
Regularna, osobista praktyka medytacji to spotkanie z jedną z najważniejszych dla mnie osób na świecie – ze mną samą. Spotkanie, które przebiega w atmosferze akceptacji, życzliwości, czułości, cierpliwości i współczucia, których nieustannie uczę się od mindfulness. Te wartości mogę później nieść w świat, w relacje, w pracę, w życie, ale najpierw musiałam się ich nauczyć sama dla siebie. Tym TEŻ jest dziś dla mnie mindfulness.
Kiedyś trudno było mi zrozumieć, o co rzeczywiście chodzi w medytacji mindfulness, co mam robić w jej trakcie. Dziś to doświadczenie spotkania ze sobą jest mi bardzo bliskie.
Jak wygląda twoja praktyka na co dzień? Masz swoje rytuały, ulubione medytacje, miejsca czy pozycje? Zdarza ci się w ogóle jeszcze medytować z nagraniami czy prowadzeniem innych nauczycieli?
MAŁGORZATA: Zdarza mi się praktykować, siedząc, leżąc, chodząc, a nawet tańcząc. Formalnie i nieformalnie. Prowadząc samą siebie i innych. Wydaje się, że nie mam jakichś szczególnych preferencji, ale gdy poszukać głębiej, okazuje się, że jednak najczęściej medytuję, siedząc, i że najchętniej obserwuję swoje życie samodzielnie, bez prowadzenia przez innych, że największą radość przynosi mi kontakt z przyrodą, zanurzanie się w nią wszystkimi zmysłami.
Zdarza mi się praktykować minutę, godzinę, cały dzień lub kilka dni podczas odosobnienia.
Po wielu latach zajmowania się uczeniem mindfulness potrafię, prowadząc medytację dla innych, jednocześnie podążać za własną instrukcją i osobiście medytować z grupą. To taka szczególna forma praktyki, która przychodzi z czasem do każdego prawdziwego nauczyciela medytacji. Daje mi bardzo dużo, ale zawsze z wielką radością wypatruję możliwości bycia poprowadzoną przez innego nauczyciela. Tymi nauczycielami są moje koleżanki i koledzy z certyfikatami, ale również studenci na różnych etapach treningu. Staram się też przynajmniej raz w roku jako uczestniczka wziąć udział w odosobnieniu w ciszy prowadzonym przez nauczyciela bardziej doświadczonego ode mnie. Od początku mojej drogi było oczywiste, że jedyną możliwością jest wyjazd do Niemiec, Szwajcarii, Holandii, Irlandii lub zaproszenie do Polski kogoś z zagranicy. Mam wiele takich doświadczeń i kontynuuję je, choć od 2015 roku sama prowadzę odosobnienia jako przewodniczka.
I właśnie podczas tej intensywnej praktyki z grupą mam swój ulubiony rytuał. Jest nim medytacja siedząca nad ranem, wczuwanie się w dostojny obrót matki Ziemi, obserwowanie, jak powoli pojawia się światło dzienne, a wraz z nim szansa na nieprzebraną różność doświadczeń, kolejny cudownie niepowtarzalny dzień do przeżycia. Zawsze mnie to głęboko porusza, wywołuje zachwyt trudny do sprecyzowania i głęboko zapada w serce. Pamiętam nas obie siedzące kilka lat temu w kręgu gdzieś nad Biebrzą i czekające na dzień.
A ty, Kasiu, czy masz jakieś niezapomniane doświadczenie medytacyjne, którym chcesz się podzielić? Czasem są to przeżycia zbyt intymne, aby o nich opowiadać, ale często mają one moc inspirowania innych i w tym sensie podzielenie się nimi jest hojnością, dawaniem czegoś o wielkiej wartości.
KATARZYNA: O, tak, wiele medytacyjnych wspomnień właśnie do mnie przypłynęło. Uświadomiłam sobie, że większość wspomnień szczególnie dla mnie teraz żywych to takie momenty, które zupełnie nie były wyjątkowe w kontekście okoliczności, pory, towarzystwa czy szczególnej medytacji, ale takie, gdy w trakcie praktyki doświadczyłam niezwykłej jasności. Doskonale pamiętam zdumiewające uczucie, jakby coś, co chwilę wcześniej było trudne, obciążające, niezrozumiałe, nagle wyklarowało się w doskonałej prostocie. To poczucie lekkości i wolności jest tak trudne do opisania, ale tak żywe, że niemal fizycznie czuję je pod powierzchnią skóry.
Przychodzi do mnie jeszcze jedno wspomnienie. W 2021 roku, jesienią, razem z moimi przyjaciółkami byłyśmy na wyprawie w Meksyku. Tego dnia zwiedzałyśmy majestatyczne ruiny miasta Uxmal, dokąd dociera relatywnie mało turystów. Z jednego z budynków, tak zwanego Pałacu Gubernatora, rozpościera się niesamowity widok na pozostałe budowle i roślinność półwyspu Jukatan. Jest na tyle wysoko, że można poczuć w końcu powiew wiatru, który niesie ulgę w upale. Było późno, byłyśmy tam prawie same. Spontanicznie usiadłyśmy na trawie i zaczęłyśmy medytować. Pamiętam, że zamknęłam oczy i wyraźnie poczułam ciepło bijące od ziemi, dotyk chłodnego wiatru na skórze, palące promienie słońca na twarzy i wilgoć wody, której się napiłam, na ustach. Cztery żywioły. Uczucie bycia jednością ze wszystkim, co mnie otacza; bycie częścią przyrody, jej cyklów, nigdy nie było dla mnie tak wyraźne, tak wszechogarniające, tak niezwykłe.
Uśmiechnęłam się właśnie sama do siebie, bo pomyślałam, że po przeczytaniu zapisów takich doświadczeń łatwo przypiąć mindfulness łatkę mistyczności, a to zupełnie nie tak. Czasami bycie w medytacji wcale nie jest dla mnie łatwe.
Utrzymanie regularności medytacji bywa wyzwaniem.
Ale od dawna ciekawiło mnie coś, o czym powiedziałaś wcześniej. To, że zanim w twoim życiu pojawiła się mindfulness, była medytacja zen. Czym według ciebie różni się zen od mindfulness?
MAŁGORZATA: Kasiu, pytasz, czym moim zdaniem zen różni się od mindfulness. Dla mnie to dla mnie, czyli zakładam, że nie oczekujesz definicji i analizy porównawczej. Chcę i mogę się podzielić jedynie swoim pojmowaniem obu szkół medytacyjnych.
Przede wszystkim zen jest ścieżką buddyjską, religijną, wiąże się ze ślubowaniami i deklaracją, że będzie się podążało śladami Buddy Siakjamuniego, a za cel ostateczny praktyki medytacyjnej uznawało oświecenie.
Tylko nie pytaj mnie, proszę, co to konkretnie znaczy dostąpić oświecenia. Po pierwsze, nie wiem, bo tego nie doświadczyłam, po drugie, nie jestem buddystką, więc nawet mi się to nie marzy. Sama medytacja zen ma kilka form – zazen, czyli medytacja nieprowadzona w ciszy, pokłony i śpiewy. Jej istotą jest koncentracja i pielęgnowanie czystego umysłu oraz eliminowanie wszelakich osobistych pragnień, podtrzymywanie jedynie tych dotyczących wszystkich istot.
Mindfulness natomiast jest ścieżką świecką, to znaczy nie ma w niej elementów religijnych, oddawania czci czy podążania śladami jakichkolwiek istot wyższych. Medytacja formalna bywa prowadzona przez nauczyciela lub realizowana samodzielnie. Może mieć formę skanowania ciała, uważnego ruchu lub medytacji w pozycji siedzącej, która jest kilkuetapowym procesem poznawania bieżącego doświadczenia poprzez zarządzanie uwagą – jej celowe skupianie i rozszerzanie. Rozpoczyna się od kontaktu z ciałem – z jego pozycją i odczuwalnymi sygnałami życia organizmu – obserwacją oddechu. Następnie uwaga jest kierowana na wrażenia zmysłowe, najczęściej słuchanie dźwięków i ciszy. Potem jest etap obserwowania aktywności umysłu i emocjonalnych skutków ocennych myśli. Proces zmierza do niewybiórczego objęcia uwagą wszystkich sygnałów i wrażeń dostępnych praktykowi. Na koniec medytacji uwaga znowu jest kierowana na oddech i ciało.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_