- promocja
- W empik go
Odpowiedni moment - ebook
Odpowiedni moment - ebook
Alexandra Winslow, porzucona przez matkę jako siedmiolatka, szuka pokrzepienia w kryminałach czytanych wspólnie z kochającym ojcem. Wkrótce sama zaczyna pisać opowiadania i okazuje się, że ma literacki talent. Po przedwczesnej śmierci ojca dziewczynę biorą pod opiekę zakonnice, które zachęcają ją do podążania za marzeniami.
Alex pisze w każdej wolnej chwili. Podczas studiów kończy pierwszą powieść. Szybko znajduje wydawcę, pamiętając jednak rady zmarłego ojca, decyduje się ukryć pod męskim pseudonimem, a prawdziwą tożsamość ujawnia tylko nielicznym.
Sukces przychodzi jej z łatwością, ale cena za niego jest wysoka. Dziewczyna spotyka się z zazdrością, arogancją, obłudą Hollywoodu, gdzie nikt nie wie, kim jest tajemniczy Alexander Green, lecz odpowiedni moment, by to wyjawić, wciąż się nie pojawia. Jeśli tożsamość pisarki zostanie ujawniona, prawda może ją zniszczyć.
Danielle Steel
To jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych autorek na świecie, a jej powieści sprzedano w blisko miliardzie egzemplarzy. Do licznych międzynarodowych bestsellerów Steel należą: Romans, Sąsiedzi, To, co bezcenne, Pegaz i inne wysoko oceniane powieści. Jest również autorką książek: Światło moich oczu: historia życia Nicka Trainy, opowiadającej o losach jej syna; Życie na ulicy, wspomnień z pracy z bezdomnymi; Expect a Miracle, zbioru jej ulubionych cytatów niosących inspirację i pocieszenie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67406-78-9 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Alexandra Cortez Winslow miała siedem lat, długie proste czarne włosy, kremowobiałą skórę i duże zielone oczy. Teraz skrywała je pod zaciśniętymi powiekami, leżąc w swoim łóżku z twarzą w pościeli i starając się nie słuchać kłótni rodziców. Czasami ich sprzeczki trwały godzinami. Zawsze kończyły się trzaśnięciem drzwiami, a potem tata przychodził na górę, do jej sypialni, i zapewniał, że wszystko jest w porządku.
Tym razem kłócili się całą godzinę. Alex słyszała krzyki matki, kobiety o gorącym latynoskim temperamencie. Odkąd Alex sięgała pamięcią, rodzice zawsze się kłócili. W ciągu ostatniego roku czy dwóch zrobiło się jeszcze gorzej. Po wszystkim mama znikała na kilka dni, czasami nawet tygodni, a gdy wracała, przez jakiś czas było spokojnie. A potem znów się zaczynało – tak jak dzisiaj. Przy kolacji matka powiedziała, że chce na kilka dni polecieć do Miami, by spotkać się z przyjaciółmi. Ojciec przypomniał jej ze smutkiem, że dopiero co stamtąd wróciła, po czym posłali Alex na górę. Matki nie obchodziło, kto słyszy ich kłótnię, ale ojciec zawsze nakazywał córce iść do swojego pokoju. Zasłaniała głowę poduszką i starała się niczego nie słyszeć, ale krzyki niosły się po wszystkich pokojach. Mieszkali na osiedlu domków jednorodzinnych w Bostonie, czasami znajomi Alex z sąsiedztwa mówili, że też słyszeli jej rodziców. Krzyczała głównie matka – czasem też rzucała różnymi przedmiotami – a ojciec Alex starał się ją uspokoić, zanim coś zniszczy albo któryś z sąsiadów zadzwoni po policję. Dotąd się to nie zdarzyło, ale bał się, że któregoś dnia do tego dojdzie.
Carmen Cortez i Eric Winslow poznali się w Miami, podczas jego podróży służbowej. Był szefem firmy budowlanej, która zajmowała się wznoszeniem budynków biurowych, zwłaszcza dla banków. Pojechał tam w związku z przetargiem, a pierwszego wieczoru po przylocie poszedł sam na kolację do gwarnej restauracji. Zobaczył, jak do środka wchodzi grupa atrakcyjnych młodych ludzi. Gdy usiedli przy stoliku obok, usłyszał, że rozmawiają po hiszpańsku, a jego wzrok od razu przyciągnęła zjawiskowo piękna młoda kobieta. Ona wyczuła, że Eric się jej przygląda, więc zerknęła w jego stronę i się uśmiechnęła. I wtedy było już po nim.
Eric był rozsądnym mężczyzną wiodącym spokojne życie. Jego pierwsza żona, nauczycielka akademicka, zmarła na raka piersi dwa lata wcześniej, po dzielnej walce o życie. Nie mieli dzieci – sami o tym zdecydowali ze względu na długoletnie problemy zdrowotne kobiety. Nigdy nie żałowali swojej decyzji, uznali ją za odpowiednią w tej sytuacji.
Eric dobrze sobie radził w pracy, Barbara lubiła wykładać historię Ameryki na Uniwersytecie Bostońskim, uwielbiali też swój dom. Po jej śmierci uznał, że budynek jest dla niego za duży. Oczekiwał, że spędzą w nim razem jesień życia, i nie spodziewał się, że owdowieje w wieku czterdziestu ośmiu lat. Tego nie mieli w planach. Gdy Barbara odeszła, uświadomił sobie, że czuje się jak kamyk w pudełku po butach – przetaczał się z kąta w kąt, zagubiony we własnym domu, albo czytał w samotności, zaszyty w swoim gabinecie. Bez niej wszystko straciło znaczenie. Często wyjeżdżał w podróże służbowe, ale w domu nikt na niego nie czekał, nie miał komu opowiedzieć o projektach, nad którymi pracował. Myślał, że podróż do Miami niczego nie zmieni. Spodziewał się, że po powrocie zastanie w domu ogłuszającą ciszę. Elena, ich gosposia, nadal przychodziła kilka razy w tygodniu i przygotowywała posiłki, które zostawiała dla niego w zamrażarce. On odgrzewał je w mikrofalówce, gdy wracał z pracy. Nie miał rodziny, rodzeństwa ani dzieci. Wychodząc z przyjaciółmi, czuł się jak piąte koło u wozu, dlatego większość wieczorów i weekendów spędzał w samotności. Jedynym, co sprawiało mu przyjemność i odwracało uwagę, były kryminały, które uwielbiał czytać. Miał ich całą biblioteczkę.
W wieczór, gdy poznał Carmen, zdziwił się, słysząc, jak podczas kolacji w restauracji rozbrzmiewa salsa grana przez zespół muzyczny. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że kobieta wstała i zaprosiła go do tańca. Miała na sobie krótką sukienkę z głębokim dekoltem opinającą jej idealne ciało. Powiedziała mu, że jest modelką, a od czasu do czasu gra w filmach. Cztery lata wcześniej, jako osiemnastolatka, przyleciała tu z Kuby. Tańczyli przez parę minut, a potem ona uśmiechnęła się ciepło i wróciła do przyjaciół. Nie miał pojęcia, co w niego wstąpiło, gdy zgodził się na taniec z nią – to było do niego niepodobne, ale kobieta była tak oszałamiająca, że gdy do niego podeszła, nie mógł odmówić. Potem skupiła uwagę na przyjaciołach, a on zauważył, że dużo się śmieją. Poczuł się absurdalnie, ale wychodząc z restauracji, dał jej swoją wizytówkę i powiedział, w którym hotelu się zatrzymał. Był pewien, że taka młoda, żywiołowa kobieta jak Carmen nigdy do niego nie zadzwoni.
– Jeśli będziesz kiedyś w Bostonie... – zaczął.
Sam wiedział, jak głupio to brzmi. Był od niej ponad dwa razy starszy, dzieliło ich dwadzieścia osiem lat. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak stary musiał się wydawać jej i jej przyjaciołom, jednak nigdy wcześniej nie spotkał tak ekscytującej kobiety. Miała czarne włosy i zielone oczy, jasnooliwkową skórę, opaleniznę i ciało bez skazy. Myślał o niej przez całą noc i prawie oniemiał, gdy następnego ranka zadzwoniła do jego hotelu, zanim wyszedł na spotkanie. Zaprosił ją na kolację, a ona powiedziała mu, gdzie się spotkają. Cały dzień nawiedzały go wyobrażenia o niej.
Gdy zobaczył ją w restauracji, wyglądała fantastycznie – miała na sobie krótką czarną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Po kolacji poszli potańczyć, a potem do baru, który poleciła, gdzie rozmawiali do czwartej nad ranem. Był nią zafascynowany. Wyjaśniła mu, że pracuje jako hostessa na targach produktów, a jej marzeniem jest wyjazd do Los Angeles albo Nowego Jorku i kariera aktorki. Póki co, odkąd przybyła z Hawany, pracowała jako kelnerka, modelka, barmanka i tancerka, by związać koniec z końcem. Po angielsku mówiła świetnie, choć z wyraźnym akcentem. Uważał, że jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widział. Następnego dnia wracał do Bostonu, jednak powiedział jej, że jeśli jego firma dostanie projekt w Miami, często będzie wracał. Dwa tygodnie później przyleciał tam znowu tylko po to, by się z nią zobaczyć. Spędzili wspaniały weekend, a po miesiącu był w niej zadurzony po same uszy. W jego wieku wydawało się to głupotą, ale nic sobie z tego nie robił.
Eric zabierał Carmen do restauracji, o których słyszała, ale wcześniej nie odwiedziła, wybierali się też na długie spacery po plaży. Gdy po raz drugi przyleciał na weekend, by ją odwiedzić, spędziła z nim noc w hotelu. Był przystojnym, zadbanym mężczyzną o atletycznej budowie, a ona twierdziła, że nie przeszkadza jej jego wiek. Wiedział o jej problemach finansowych i proponował, że jej pomoże, Carmen jednak zawsze dziękowała i odmawiała. Jego firma nie wygrała przetargu w Miami, ale po trzech miesiącach związku, pod wpływem nietypowego dla siebie szalonego impulsu, poprosił Carmen, by za niego wyszła. Zgodziła się.
Ślubu udzielił im sędzia pokoju w Miami. Chociaż matka Carmen nie mogła opuścić Hawany, przyszła grupka jej przyjaciół, a on zorganizował uroczysty ślubny obiad w hotelu Fontainebleau, który uwielbiała jego ukochana. Gdy weekend się skończył, Carmen zabrała trzy walizki wypchane całym jej dobytkiem i po raz pierwszy poleciała z nim do Bostonu. Kiedy dotarli, przeniósł swoją latynoską żonę przez próg, do świata, którego zupełnie nie znała. Przez pierwsze miesiące zmagała się z ciężkim szokiem kulturowym. Pogoda była zimna i szara, często padał śnieg, którego nie znosiła. Ciągle było jej zimno, nudziła się, gdy on był w pracy, tęskniła za przyjaciółmi. Po paru miesiącach zabrał ją do Miami, by mogła się spotkać ze znajomymi. Wszyscy zazdrościli jej nowego wygodnego życia, chociaż wiek jej męża budził ich wątpliwości. Po sześciu miesiącach małżeństwa z zaskoczeniem odkryli, że Carmen jest w ciąży. Doszło do tego przypadkiem, ale po zastanowieniu Eric uznał, że był to szczęśliwy traf. Ze względu na zdrowie Barbary posiadanie potomstwa było dla niego wcześniej niemożliwe, a teraz był zachwycony myślą o dziecku i miał nadzieję, że będzie to syn, który przedłuży linię rodu. Eric uwielbiał sport, więc nauczyłby go grać w baseball i chodziliby razem na mecze. Może nawet zostałby jego trenerem w Małej Lidze. Liczył, że dzięki dziecku Carmen poczuje się z nim bardziej związana, ponieważ wciąż czuła się nie na miejscu w jego konserwatywnym bostońskim świecie i nie miała tu przyjaciół. Nie lubiła jego znajomych i uważała ich za nudziarzy, więc spędzali czas we dwoje.
Carmen znacznie mniej cieszyła się na myśl o dziecku, w wieku dwudziestu dwóch lat nie czuła się gotowa na macierzyństwo. Na rok musiałaby zapomnieć o karierze modelki, chociaż w Bostonie i tak nie mogła znaleźć pracy, więc tkwiła tam bezczynnie całymi dniami. Oglądała w telewizji hiszpańskie seriale aż do powrotu Erica z pracy i czekała na narodziny dziecka. Rozwiązanie miało nastąpić w lutym. Ponieważ nabrali przekonania, że to chłopiec, urządzili pokój dziecięcy na niebiesko. Eric był tak podekscytowany, że prawie wychodził z siebie. Kupił nawet pudełko cygar, by rozdawać je w tym wspaniałym dniu.
Alexandra urodziła się w nocy, gdy w Bostonie szalała burza. Poród przerósł najgorsze wyobrażenia i obawy Carmen. Lekarz powiedział, że pierwszy poród zwykle jest długi i właśnie taki ciężki. Gdy już urodziła, nie chciała nawet oglądać dziecka. Eric był razem z nią w sali porodowej, a gdy lekarz oznajmił, że to dziewczynka, zapadła pełna zaskoczenia cisza. Dopiero po kilku godzinach Eric otrząsnął się z rozczarowania, ale gdy wziął córeczkę w ramiona, od razu się w niej zakochał. Carmen była wtedy pod wpływem znieczulenia i już spała, nie oswoiła się też tak łatwo z obecnością dziecka jak on. Gosposia Elena zajęła się Alexandrą, gdy wrócili do domu. Carmen mówiła tylko o odzyskaniu dawnej sylwetki i odwiedzinach u przyjaciół w Miami. Nie była tam od miesięcy, bo Eric nie chciał, by podróżowała w zaawansowanej ciąży.
Ponieważ codziennie chodziła do pobliskiej siłowni i stosowała dietę, a poza tym była młoda, szybko odzyskała sylwetkę. Gdy Alexandra miała trzy miesiące, Carmen poleciała do Miami na trzy dni i została tam dwa tygodnie, imprezując z przyjaciółmi. Po powrocie była w znacznie lepszym nastroju. Gdy jej nie było, Eric i Elena zajmowali się dzieckiem.
Potem Carmen co miesiąc latała na Florydę, zostawiając małą z Erikiem, a nawet podjęła parę zleceń jako hostessa. W Bostonie wciąż nie miała żadnych przyjaciół, a ich małżeńskie życie było dla niej zbyt nudne i tradycyjne. Eric szybko zrozumiał, że Carmen nie jest stworzona do macierzyństwa. Najchętniej cały swój czas spędzałaby ze znajomymi w Miami. Kiedy Alex miała rok, odkrył, że Carmen ma w Miami romans z tancerzem z Puerto Rico. Kobieta rozpłakała się i obiecała, że to się nie powtórzy.
Mimo to zdarzyło jej się parę kolejnych wpadek i przez lata popełniła wiele głupstw. W Bostonie czuła się samotna, nużyło ją życie Erica i on sam. Pomimo jej zachowania Eric robił, co w jego mocy, by małżeństwo się nie rozpadło – dla dobra dziecka i własnego. Przez pierwsze lata małżeństwa wciąż był bardzo zakochany w żonie, aż w końcu, gdy Alex miała trzy lata, dotarło do niego, że Carmen nigdy się nie ustatkuje i go nie kocha. Być może trwała przy nim ze względów praktycznych, dla korzyści związanych z jego stylem życia, ale nie była w nim zakochana. Eric najbardziej obawiał się, że Carmen zabierze małą i go zostawi. Nie chciał stracić Alex ani nawet godzić się na naprzemienną opiekę nad dzieckiem. Wiedział, że gdyby Carmen go zostawiła i zabrała Alex do Miami, byłoby to dla małej dziewczynki nieprzyjemne życie – w otoczeniu znajomych matki o swobodnych obyczajach. Alex była jego córką, chciał, by wychowywała się w zdrowych, tradycyjnych warunkach, nie w niestabilnym, podejrzanym środowisku, w jakim obracała się jej matka, gdy wracała do świata, który znała.
Małżeństwo nie rozpadło się tylko dzięki temu, że Eric pozwalał Carmen robić, co chciała, wyjeżdżać i wracać, kiedy jej się podobało, oraz przymykał oko na jej romanse. Zawsze jednak wyczuwał, kiedy w jej życiu pojawiał się nowy mężczyzna. Bez przerwy rozmawiała przez telefon i radośnie się uśmiechała, gdy do niej dzwonił.
Kiedy wracała do miasta, toczyli wściekłe kłótnie rodem z koszmaru. Gdy zabierał ją na przyjęcia biznesowe, za dużo piła i flirtowała ze wszystkimi facetami wokół. Bardzo źle się zachowywała, ale była niezwykle piękna, a gdy wchodzili razem do sali, przyciągała wzrok wszystkich. Związek z nią napawał Erica swoistą dumą, jednak była dzika i wolna, a on wiedział, że nigdy nie zdoła jej poskromić i że z trudem udaje mu się utrzymać ją przy sobie. Znikała, kiedy chciała, wracała, kiedy jej to odpowiadało, zaniedbywała dziecko. Nigdy nie chciała zabierać Alex w podróż do Miami. Chętnie zostawiała ją z ojcem, a on przyjmował to z ulgą.
Alex dorastała, przysłuchując się ich kłótniom albo spędzając czas z ojcem, gdy matki nie było w domu. Eric wspaniale się nią opiekował z pomocą Eleny. Gosposia była dla dziewczynki jak kochająca babcia. Carmen bardzo jej się nie podobała, ostro wypowiadała się o niej po hiszpańsku. Również do Alex zwracała się po hiszpańsku, podobnie jak Carmen. Jako trzylatka dziewczynka mówiła płynnie w obu językach, poza tym była uroczym, pełnym miłości dzieckiem. Uwielbiała ojca i kochała matkę, wiedziała też jednak, że nie może na niej polegać. Na tatę zawsze mogła liczyć.
Rano Eric zawoził córkę do szkoły, a Elena odbierała ją po lekcjach, nawet wtedy, gdy Carmen była na miejscu – zwykle była wtedy na zakupach, u kosmetyczki albo godzinami rozmawiała przez telefon z przyjaciółmi z Florydy. Kiedy przebywała z rodziną w Bostonie, miało się wrażenie, że tak naprawdę jest nieobecna. Alex próbowała robić dla mamy różne miłe rzeczy, by ją uszczęśliwić, by rodzice aż tak bardzo się nie kłócili, ale to niczego nie zmieniało. Czasami Alex myślała, że jeśli będzie bardzo, bardzo grzeczna, mama nie będzie się na nich złościć, ale i tak się wściekała. Nawet dla Alex stało się oczywiste, że matka nie znosi z nimi przebywać.
Kłótnia, przez którą Alex chowała się pod poduszką, nie różniła się od innych, ale długo trwało, zanim się skończyła. W końcu dziewczynka usłyszała znajome trzaśnięcie drzwiami, po którym na jakiś czas miała zapaść cisza. Tego popołudnia widziała, jak matka pakuje walizkę. Domyślała się, dokąd wyjeżdża. Parę minut później ojciec wszedł na górę i otworzył drzwi jej pokoju. Jego ściany wciąż były pomalowane na jasnoniebieski kolor, a Alex wiedziała dlaczego. Tata opowiadał, że przed jej narodzinami był głupi i życzył sobie synka, nie mając pojęcia, jakie to szczęście mieć córeczkę.
Gdy miała pięć lat, zaczął zabierać ją ze sobą na mecze, uczył nazwisk zawodników i zasad gry. Wiedziała o baseballu więcej niż większość chłopaków, od lat grała też z ojcem na podwórku, odbijając piłkę pałką. Chwalił się znajomym, że jest świetną pałkarką, ma doskonałą koordynację ręka-oko, umie uderzyć piłkę mocniej niż inne dzieci, a do tego świetnie rzuca.
Wieczorem przed pójściem spać Eric zawsze jej czytał. Był uzależniony od powieści detektywistycznych i kryminałów, zachęcał też Alex do czytania w wolnym czasie. Poznała dzięki niemu wszystkie klasyczne książki dla dzieci w jej wieku, Pajęczynę Charlotty, Stuarta Malutkiego, książki o Kubusiu Puchatku, których słuchała jako małe dziecko, oraz Anię z Zielonego Wzgórza. Niedawno zaczął jej czytać książki o Nancy Drew, choć była na nie trochę za mała, ona jednak je uwielbiała. Czytanie było dla niej ucieczką od napięcia między rodzicami i humorów matki. Książki były jej przyjaciółmi.
Zaczęła już drugą powieść o Nancy Drew, którą co wieczór czytał jej tata – po jednym rozdziale każdego dnia. Uwielbiała zagadki rozwiązywane przez Nancy oraz jej niezwykłą spostrzegawczość.
– Gotowa na Nancy Drew? – spytał ją z uśmiechem, wchodząc do jej pokoju.
Alex wyjrzała spod poduszki z potarganymi włosami i szeroko otwartymi oczami, a potem skinęła głową.
– Poszła sobie? – spytała Alex ze ściśniętym gardłem.
– Wróci za parę dni – zapewnił ją tata.
Alex wiedziała, że to prawda, chociaż ciągle się martwiła, że któregoś dnia mama nie wróci. Carmen miała trudny charakter, często się złościła i nie lubiła czytać bajek ani się bawić. Mimo wszystko była jej matką, a czasami malowała Alex paznokcie u stóp, co dziewczynce bardzo się podobało. Raz nałożyła jej złoty lakier, a ona zdjęła w szkole skarpetki i pochwaliła się koleżankom.
Eric sięgnął po książkę leżącą na półce w pokoju Alex, a potem usiedli obok siebie na jej łóżku, opierając się o poduszki. Zaczęli od książki The Hidden Staircase. Ojciec powiedział Alex, że te powieści napisano wiele lat temu, ale wciąż są bardzo dobre. Teraz czytali The Secret at Shadow Ranch, którą Alex była zachwycona. Podobał jej się sposób czytania taty – w jego głosie było mnóstwo dramatyzmu. Dzięki niemu historia była naprawdę ekscytująca.
Objął ją, gdy usiedli na łóżku, a potem przeczytali dwa rozdziały i Alex musiała iść spać. Następnego dnia szła do szkoły. Gdy skończyli czytać, dziewczynka spojrzała na tatę swoimi wielkimi zielonymi oczami.
– Myślisz, że zadzwoni z Miami?
– Nie wiem – odparł szczerze.
Trudno było przewidzieć, co zrobi Carmen, a czasami wydawało się, że zupełnie o nich zapominała. Tak zresztą zazwyczaj było.
– Była bardzo zła, kiedy wychodziła? – spytała Alex cichym, pełnym niepokoju głosem.
Skinął głową, starając się ukryć zdenerwowanie, ona jednak je wyczuwała. To było jak życie u stóp wulkanu – dla obojga trudne do zniesienia.
– Chcesz się ze mną wybrać na przedsezonowe rozgrywki? – spytał, by odwrócić jej uwagę.
Lubiła jeździć z nim na wycieczki. Już wcześniej zabrał ją na przedsezonowe rozgrywki baseballowej drużyny Red Sox. Skinęła głową z uśmiechem.
Przebrała się w piżamę, umyła zęby i położyła się do łóżka. Otulił ją kołdrą i ucałował, zgasił światło, a potem na chwilę przystanął w drzwiach.
– Wszystko będzie dobrze, Alex. Zawsze dobrze się kończy. Mamusia będzie szczęśliwa, gdy wróci do domu.
Alex jednak dobrze wiedziała, że szczęście nie potrwa długo.
– Słodkich snów. Kocham cię – dodał jak co wieczór jej ojciec.
– Ja też cię kocham, tato.
Zamknęła oczy, myśląc o Nancy Drew i zagadce, którą próbowała rozwiązać w czytanej przez nich książce. Nancy Drew była taka mądra. Zawsze udawało jej się wszystko odgadnąć, jak gdyby miała magiczną moc. Alex chciałaby mieć taką samą moc, by wiedzieć, kiedy mama wróci.
Może jeszcze zanim skończą czytać książkę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------