- W empik go
Odsiecz Wiednia: obraz dramatyczny w V aktach z prologiem i epilogiem - ebook
Odsiecz Wiednia: obraz dramatyczny w V aktach z prologiem i epilogiem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 255 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JANOWI MATEJCE
W HOŁDZIE GŁĘBOKIEJ CZCI I UWIELBIENIA
AUTOR
OSOBY:
Cesarz Leopold I
Król Jan III
Elektor saski
Elektor bawarski
Książę lotaryngski
Wielki wezyr Kara-Mustafa
Selim Gerej hau tatarski
Tekeli, wódz wojsk węgierskich
Królewicz Jakób
Krzysztof Pac, kanclerz w. lit.; Sieniawski hetman; Koniecpolski.; Sapieha – Panowie polscy
Proski, poseł do Turek
Jerzy Franciszek Kulczycki
Miecznik kowelski.; Stanisław, syn jego.; Rubinkowski.; Diakowski.; Rączkowski. – Szlachta.
Pallavicini, nuncyusz papiezki
Hrabia Waldstein; Hrabia Schawgotsch; Silberglück – Panowie niemieccy
Ks. Marek Aviano, Kapucyn
Kasztelan–Podkomorzy–Wojski-Podskarbi–Burmistrz Wiednia–Rajca–Minister–Marszałek Cesarza–Poseł Hana–Kichaja – Wołoszyn–Mufty–Frytz–Baszowie–Janczarowie–Czauszowie – Panowie polscy i niemieccy–Lud wiedeński–Szlachta polska
Królowa Marya Kazimiera
Miecznikowa.
Hanna Konarska.
Kamieniecka, polka; Zelia, bułgarka; Jaryna, serbka; Prakseda, bośniaczka – w haremie wezyrskim
Stara Elżbieta; Liza – mieszczanki wiedeńskie
Rzecz w roku 1683.
PROLOG
w Willanowie – Ogrod w stylu Ludwika XIV.
SCENA I.
Podskarbi,–Miecznik,–Stanisław z prawej wchodzą.
Podskarbi. Prowadzę was tym wirydarzykiem, gdzie tylko wybranym iść się godzi. Nasz Mars nieśmiertelny Florze i Ceres składa ofiary. Zobaczysz tu, Mieczniku, bohatyra z pod Chocima i Lwowa, jak rydlem i grabiami przewodzi. Czekajcież tu. Tam w posłuchalnej izbie nic docisnąłbyś się wasze, tu zobaczycie pana rychło.
Miecznik. Bóg płać miłości waszej. Od żurawińskiej okazyi nic widziałem oblicza Króla Jegomości, tęskno rai jak za widokiem słońca, a szabla też pordzewiała mi w pochwie i waszmość dobrodziej się dziwi, że ja stary tak siarczyście dzwonie na to kazanie. Podskarbi. Bo czasby odpocząć, mój Mieczniku-Miecznik. Albożto tam mało odpoczynku mieć będę? Wiekuisty to odpoczynek. Lecz nim on przyjdzie trzeba jeszcze krwi niepożałować i ot (wskazuje na Stanisława) wykrzesać tego, aby godnym był następcą po ojcu.
Podskarbi. To już tylko jeden ci pozostał?
Miecznik. Jedyny. Na niego spadnie cała puścizna ojcowska, i ta trocha poczciwej sławy, jaką mam u ludzi i odwieczna zemsta nasza dla wroga.
Podskarbi. Cenna to puścizna, mój Mieczniku, na niebieskiej odważona szali aleć i o ziemskiej zapominać nie trzeba. Co ci Tatar nie spalił, toś na ołtarzu ojczyzny złożył i zaledwie ci zostało tyle, że masz gdzie głowę położyć.
Miecznik. Nigdym się nie wlókł za kapryśnem kołem fortuny. Bała, dobrze; wzięła, drugie dobrze. Świętej sprawie służyłem życie całe, i mój następca pójdzie tym szlakiem.
Podskarbi. Choć czołem biję przed cnotami waszmości, wolałbym jednak, aby cię tą razą ominęła wojenna okazya. Skarb pusty. Rzeczpospolita spokoju pragnie, tego spokoju tak drogo okupionego. Po co nam włazić w rakuską ligę Ciągnąć gdzieś w kraj niemiecki z posiłkami i na niepewną szalę rzucać całą narodu przyszłość.
Miecznik. Nic rakuskie to sprawy, panie Podkomorzy, to odwieczna sprawa Chrześciaństwa z wrogiem wiary świętej. To bój, co od tylu wieków poczęty a do końca mu daleko. Kto żyw, niech staje, kto żyw niech prosi Wszechmocnego, aby mu dano szczęścia oglądać tryumf krzyża świętego i kości swoje złożyć na polu chwały. Jakiżto spokój wasza miłość chciałbyś zgotować Rzeczypospolitej? Spokój w więzach pohańca, który się nam naigrawa, dzierżąc najprzedniejsze warownie nasze.
Podskarbi. No, no, widzę że u waści rycerskiego animuszu nie zaspokoić perswazyą, trudna to sprawa, spierać się też z wami nie myślę jak i z całą falangą, co od miesiąca oblega wilanowski dziedziniec. Dam znać o was królowi, który rad będzie staremu towarzyszowi z pod Chocima, ale jeszcze raz wam powiem, że słaba nadzieja tej pomocy. Litwa wręcz iść nic chce–i w senacie zgody nie ma a o kozakach ani myśleć. Trudno z garstką koroniarzy iść przeciw całej Osmanów potędze. (Odchodzi).
SCENA 2.
Miecznik. –Stanisław.
Miecznik. Tak, wam zawsze trudno dźwignąć się z wygodnych stołków dworskich. Żal rzucać tłustych kęsków, co lecą z pańskiego stołu. Aż dopiero pożoga zrumieni niebo i poleje się krew, aż Jedykułu więzienia zapełnią jasyrem i haremy sułtańskie kwiatem naszych dziewic… Aż wreszcie zagrożą pierzynom waszym. Tfu! I takiż człek piękny zaprzepaścił się w tej intryganckiej zgrai. Ale choćbyście z waszym Morsztynem i całą francuzką Spółką taką górę ukuli intryg jak wieża Maryacką; król pójdzie z nami na turczyna. (Do Stanisława). Czegożeś się aść tak zamedytował? Popatrz na te kwiecia i drzewa ręką pańską sadzone i pielęgnowane. Zda się i woń i kolor u nich piękniejsze jak gdzieindziej. Cóż? Tęskno ci za bogdanką i za matuli rańtuchem?
Stanisław. Nie to, mój ojcze.
Miecznik. Więc nie trać mi fantazyi. Zobaczysz tu takie rzeczy, jakichbyś tam za piecem siedząc nie widział. Powrócisz mądrzejszy niż żebyś stosy ksiąg przewertował. Ja, nim matkę twoję pojąłem, w sześciu potrzebach z wrogiem się starłem, a minowałem równie gorąco jak ty swoje. Wyszedłem z domu ojcowskiego ni do tańca ni do różańca, a wróciłem mężem doświadczonym; bo w polu tylko hartuje się rycerska dusza.
Stanisław. Matka wciąż mi na oczach stoi. Żegnała nas z takim wielkim żalem.
Miecznik. Ano, biedna ona nieboga. Sama jedna, ale nic, frasuj głowy; tyle krzyży w życiu swojem zniosła mężnie, że gdyby ją |
jeszcze Bóg chciał doświadczyć jednym, to i ten znieść potrafi. Nic położyłbym głowy spokojnie, gdybym praojców gniazdo zostawił na kresach bez obrońcy i mściciela. Rozpoczniesz zawód rycerski pod doświadczonym okiem ojca. Bug jeden wie, jaka ci się przyszłość uśmiecha, mój chłopcze. Może nim umrę, zobaczę jak świetny wawrzyn do ojcowskich dodajesz zasług. Tymczasem Bóg cię błogosław, Stasiu. Rozpogódź czoło i z miłością a wiarą, w świętą sprawę idź z ojcem twoim.
Stanisław. O! drogi ojcze
Miecznik. Jać wiem, mój chłopcze, jak to trudno wydrzeć z duszy niepokój, co nas trapi, za temi, którzy doma zostali na Bożej opiece; ale na to nieporadzić. Siła męża w wytrwaniu. Ale baczność, ktoś nadchodzi, patrz i ucz się. ( Wchodzi Diakowski).
SCENA 3.
Miecznik.–Stanisław.–Diakowski.
Diakowski. To ja, panie Mieczniku,
Miecznik. Aści wszędzie pełno; jakżeś tu się dostał?
Diakowski. Jak mysz, przez szparę. Dobre nowiny.
Miecznik. Gadaj.
Diakowski. Uwięziono nam posła w Stambule.
Miecznik. Bierz cię licho z takiemi dobremi.
Diakowski. Dobry polityk wrzekomo złe na dobre obrócić potrafi.
Miecznik. Złe, jest złem zawsze i wszędzie. Biedny pan Proski! Nie daj, Panie, aby głową nałożył tę ekspedycyą. I jakiż waść dobry omen z tego wyciąga?
Diakowski. Prędzej ruszym na Turka. Wzburzenie straszne w chorągwiach; wszyscy drą się by iść naprzód. Hetman Jabłonowski posunął się ku Tarnowu, Sieniawski już stanął w Krakowie.
Miecznik. Chwała Ci Panie!
Diakowski. Pacowie wichrzą straszliwie. Mówią że Litwin nie głupi wyciągać Niemcom kasztany z pieca. Sapiehy tylko nam życzliwi.
Miecznik. Bez Litwy pójdziemy. A o poselstwie wiedeńskiem co mówią?
Diakowski. Dziś ma być posłuchanie.
Miecznik. Bogu niech będzie chwała.
Diakowski. Całe zastępy deputacyi z Morawy i Szlązka zalega dziedziniec pałacowy. Poseł francuzki wyjechał wyśmiany i obrzucony błotem.
Miecznik. Farmazony.
Diakowski. Mówią, że królowa jejmość słyszeć nie chce o francuzach. Stary d'Arquien dostał pedogry. Nuncyusz i hrabia Wald – stein ciągle przesiadują u jejmości. Konszachty straszliwe układa pani nasza; przy tym ogniu kilka pieczeni chciałaby upiec. Miecznik. Niech piecze i my upieczemy swoje.
Diakowski. Aio o najważniejszej rzeczy byłbym zapomniał. Gdym tu biegł, przyleciało z Warszawy trzech kuryerów i wciągnięto ich zaraz do królowej jejmości, więc nic mogłem złapać języka. Otoż macie wszystko. Gęba mi się wystrzępiła–niech odsapnę. Miłościwy Mieczniku, czy dostąpię tego splendoru, abym uzyskał protekcyą waszą?
Miecznik. Bądź aść spokojny! Nadchodzą. (Wrhodzi król Jan w żupanie, w ręku nożyce do obcinania drzew i sucha gałąź, za nim ogrodnik, z którym król rozmawia, dalej Podskarbi).
SCENA 4.
Król Jan.–Miecznik.–Stanisław.–Diakowski.–Podskarbi.–Ogrodnik.
Król Jan (do Ogrodnika). Gadaj co chcesz, te cebulki flamandzkie całkiem nam się nie udały.
Ogrodnik. Niech tylko deszczu trochę, Miłościwy Panie.
Król Jan. Daj aść pokój deszczowi, nam tu pogody potrzeba. (Do Miecznika), Nieprawdaż Mieczniku kochany? Dobra nasza, kiedyś i ty tu stary.
Miecznik (chyląc się do nóg króla): Umierałem z tęsknoty, Miłościwy Panie! Całuję nogi W. Kr. Mości.
Król Jan. Bądźże mi pozdrowiony Brutusie. Czy aść pakta zawarł z starością? a toć od lat dziesięciu ani jednej zmarszczki ci nic przybyło.
Miecznik. Niema już miejsca dla nich ua mojej twarzy, za to lice Miłościwego Pana kraśnieje rai zdrowiem i humorem wesołym, a on ogródek niby raj ziemski się uśmiecha.
Król Jan. Kiedy i w raju są węże, mój Mieczniku.
Miecznik. Gdzież ich niema. Szczęśliwy ten, kto się pod archanielskie skrzydła W. Kr. Mości Pana mego miłościwego skryć może.
Król Jan. Czyżbyśty, towarzyszu stary, mój mentorze, skrzydeł mych potrzebował,ty, któryś ich uczył lotu? Ach! przez Bóg żywy, niechże laz w życiu mam to szczęście, że ci usłużyć moge. Boćto nie daremnie zwą aści Cyncynatem. Krom od Boga, nic od nikogo nie przyjmujcsz.
Miecznik. Po Bogu tylko od Was, Miłościwy Panie, przyjąć mogę. Udziel mi łaski, abym jeszcze jedne odbył z wami wiktoryą. Juzem był starą szablę zawiesił i smutnie spuścił głowę, żyjąc tylko wspomnieniem lat ubiegłych, gdy do mego zaścianku doleciały wieści, co stare serce rozradowały niewymownie. Panie Najmiłościwszy toć takiej okazyi nigdy Polska nie miała, jaka się jej dziś gotuje. "Wezyr, słyszę, z całą potęgą idzie na dom Cesarski. Europa cała krom Francuza spieszy na pomoc, i na czele chce mieć bohatera z pod Chocima i Lwowa. Chrześciaństwo całe obróciło oczy na Pomazańca Pańskiego, bo wierzy, że w jego tylko dłoni zwycięstwo pewne, jedyne. Oh! słysząc to wszystko, zdawało mi się, że mogiły nasze, tam rozsiane ua stepie, w zieleńszą, piękniejszą barwę się przybrały, a w wichrze stepowym słychać radosne wycia: Yictoria! Victoria!
Król Jan. Szlachetny starcze, czemuż cię słyszeć nie mogą ci wszyscy, coby mi radzi zatruć każdą godzinę życia zwątpieniem i odmową, pójdziemy, da Bóg, i nowy wawrzyn wywalczym orężowi polskiemu.
Miecznik. Amen, Królu miłościwy! Już teraz jak pies wierny w progu ci się położę, dopóki surma wojenna nie zagrzmi.
Król Jan (patrząc na Stanisława): To twój Syn. W szkole rycerskiej chcesz go ćwiczyć?
Stanisław (rzucając się do nóg Królowi): W ślady ojca wstąpić pragnę, aby służyć wiernie W. Kr. Mości i Rzeczypospolitej.
Król Jan. Znajdziesz aść we mnie takiego przyjaciela, jakim dla ojca twego jestem, ('lo Diakowskiego, który stoi na stronie): A waść kto taki?
Diakowski (padając na kolana): Jędrzej Diakowski do usług W. Kr. Mości. Byłem skrybentem w starostwie wyszogrodzkiem, ale powiedziałem sobie: żyć marnie na świecie przy ornym inkauście, i słuchać spraw żydowskich, a nie widzieć, co się na świecie dzieje, kiedy Bóg dał i swady trochę i głowę nie do pozłoty; żyć pod panowaniem Najmiłościwszego Króla i bohatera, Jana III, i nie widzieć nigdy Jego oblicza, nie módz Mu służyć wiernie, kiedy serce i dusza rwie się do niego, toć lepiej z kamieniem do Wisły. I gdy zrozpaczony już miałem grzech śmiertelny wykonać, sam nie wiem jakim sposobem czarnoksięzkim znalazłem się na statku, co właśnie do Warszawy płynął z piernikami z Torunia, i miasto gorącej smoły, znalazłem się w pośród słodkości i przybiłem szczęśliwie do przystani. Panie Miłościwy! toć czasem i myszka mała może lwu oddać usługi. Jara tą myszą. Rozkaż, Miłościwy Panie a wpełznę wszędzie, byle mieć to szczęście, że służbę dla Was pełnię.
Miecznik. I ja się do W. Kr. Mości za nim wstawiam. Człek obrotny, umie się dobrze znaleść w potrzebie.
Król Jan. To mu z oczu patrzy. No, zostaniesz przy moim dworze, Mości Diakowski. A pamięć aść ma dobrą?
Diakowski. Jak kalendarz Krakowski.
Król Jan. Daj go katu! Otóż na trzy rzeczy pamiętać będziesz; mało mówić, prędko robić, o nic nie pytać.
Diakowski. I oddać życie za W. Kr. Mość.
Król Jan. To obowiązek szlachcica, a Waść szlachcic przecię?
Diakowski. Herbu Mądrostki, a mamy naturę cichą) „ skromną, lubo nie kapuścianą głowę, jak o tem Długosz jeszcze szeroko pisze.
Król Jan. To się pokaże. Idź do Marszałka, niech cię w regestr mych dworzan wpisze.
Diakowski. Sługa Waszej Królewskiej Mości. (Odchodzi;