Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików - ebook
Norman Ohler, autor bestsellera Trzecia Rzesza na haju, powraca z niekonwencjonalną historią powojennego świata. Bazując na archiwalnych źródłach, ujawnia powiązania między nazistami a początkami badań nad narkotykami w Ameryce.
Ohler śledzi historię LSD: od substancji stworzonej do celów medycznych, przez szwajcarską firmę farmaceutyczną Sandoz, oraz nazistowskie eksperymenty wojskowe, aż po amerykańskie. Badania te dały początek cieszącemu się złą sławą programowi MK-ULTRA, który dotyczył sposobów „prania mózgu” i tortur psychicznych. To on ukierunkował oficjalną politykę władz amerykańskich w sprawie psychodelików na następne kilkadziesiąt lat.
„Stosowanie najpotężniejszego wariantu tej nowej klasy substancji, właśnie takich jak LSD, rozpoczęto tuż przed końcem pierwszej wojny światowej. Wtedy, w czasie odbudowy Europy, pojawił się wzmożony głód kolorów: wszystko, co leżało w gruzach i popiołach, miało zostać odnowione i pomalowane. Świat na nowo miał błyszczeć”.
Ohler śledzi historię LSD: od substancji stworzonej do celów medycznych, przez szwajcarską firmę farmaceutyczną Sandoz, oraz nazistowskie eksperymenty wojskowe, aż po amerykańskie. Badania te dały początek cieszącemu się złą sławą programowi MK-ULTRA, który dotyczył sposobów „prania mózgu” i tortur psychicznych. To on ukierunkował oficjalną politykę władz amerykańskich w sprawie psychodelików na następne kilkadziesiąt lat.
„Stosowanie najpotężniejszego wariantu tej nowej klasy substancji, właśnie takich jak LSD, rozpoczęto tuż przed końcem pierwszej wojny światowej. Wtedy, w czasie odbudowy Europy, pojawił się wzmożony głód kolorów: wszystko, co leżało w gruzach i popiołach, miało zostać odnowione i pomalowane. Świat na nowo miał błyszczeć”.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368158991 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CZĘŚĆ I
LEKARSTWO
.
Gdy 8 kwietnia 1946 roku agent Federalnego Biura ds. Narkotyków (Federal Bureau of Narcotics) Arthur J. Giuliani obejmował stanowisko oficera ds. kontroli narkotyków (Narcotics Control Officer) w amerykańskim sektorze Berlina, miał 37 lat, mówił wprawdzie trochę po francusku i włosku, tyle co zasłyszał na ulicach Nowego Jorku, ale po niemiecku nie znał ani słowa. Dawna stolica Rzeszy trwała w zastoju, wszędzie widać było wojenne rany, zadane jej przez bomby brytyjskie i amerykańskie oraz ostrzał rosyjskiej artylerii. Gruzy tworzyły zaszyfrowaną panoramę, w której straszyły duchy przeszłości i jednocześnie rysowały się przyszłe konflikty światowej polityki, a ciężko doświadczeni mieszkańcy szukali cennego dobra, jakim była wówczas normalność. Berlin wymykał się spod kontroli, sprawiał wrażenie miejsca niemożliwego do poddania regulacjom, w którym kobietom oczyszczającym ulice z gruzów stopniowo udawało się przywracać ich przejezdność. W tej zrujnowanej metropolii tysiące ludzi żyło w ruinach, niemal wszyscy pozostawali bezrobotni i trwali w zawieszeniu pomiędzy wycieńczeniem a nadzieją towarzyszącą rozpoczynaniu życia od nowa.
Zrujnowana gospodarka tworzyła raj dla zdzierców i dilerów. Zaopatrzenie w najpotrzebniejsze artykuły pochodziło z czarnego rynku, na którym można było zdobyć właściwie wszystko, począwszy od protez, a na pończochach skończywszy. W ponad trzech tuzinach miejsc na wschodzie i zachodzie znajdowały się nielegalne targowiska. Panowała w nich atmosfera podejrzliwości, desperacji i coś z nastroju gorączki złota. Uznawano to za przejaw „całkowitego zamieszania i cynizmu panującego dziś w Berlinie”, jak relacjonował „Washington Daily News”.
Za dobra konsumpcyjne takie jak Hershey’s Bars, Graham Crackers, Oreo, Butterfinger, Mars, Jack Daniel’s ciężko doświadczeni wojną Niemcy gotowi byli oferować swoje aparaty fotograficzne marki Leica, a nawet oddać nerkę. Krzyż kawalerski za snickersa! Zegarek kieszonkowy za porcję margaryny. Kobiety pindrzyły się, traktując swoje ciała jak wystawę. Szczwane lisy w kapeluszach zawadiacko zsuniętych na kark, w miarę możności z petem w ustach, biegały tam i z powrotem, szepcząc coś do przechodniów, prezentując rzędy zegarków na swoich nadgarstkach i mnóstwo medali na podszewce długich płaszczy. Żołnierze alianccy przywoływali ich skinieniem ręki pełnej pieniędzy, których nie wolno im było wysyłać do domów. Współczesny kryminolog sformułował to precyzyjnie: „Zjawisko przestępczości przybrało rozmiary i formy niespotykane w historii cywilizowanych narodów Zachodu”. Dawało się też zauważyć zjawisko „deprofesjonalizacji przestępstwa”: „Każdy w tym mieście ma tajemnicę. Każdy kręci i oszukuje, bo inaczej nie przeżyje”. Machlojki stały się częścią życia codziennego szerokich mas społecznych, półświatek miał nieodpartą siłę przyciągania dla pozostałości społeczeństwa burżuazyjnego. Zasad już nie przestrzegano, surowa dyktatura Hitlera była w tym czasie passé, teraz wszystko wydawało się dozwolone: „środowisko, w którym transakcje na czarnym rynku stanowią normalną formę łamania prawa”. Zapożyczone z języka rosyjskiego słowo zapzarap, oznaczające „odebranie komuś czegoś”, szybko i niepostrzeżenie weszło do słownika. Cztery mocarstwa okupacyjne – USA, Związek Radziecki, Wielka Brytania i Francja – miały pełne ręce roboty w Berlinie rządzonym już nie przez nazistów, lecz przez pierwotne instynkty, wolę przetrwania. Pomiędzy aliantami tworzono „grupy robocze” zajmujące się różnymi tematami, wśród takich grup znalazła się też ta zajmująca się pilną kwestią uregulowania pozostającego dotychczas poza kontrolą handlu narkotykami.
Jeden z problemów stanowiły „ogromne ilości narkotyków”, skradzione z zapasów nieistniejącego już Wehrmachtu lub „wydobyte z ruin zbombardowanych budynków” i wprowadzone do obrotu; zawierający metamfetaminę Pervitin koncernu Temmler, heroina Bayera, kokaina firmy Merck z Darmstadt, podobno najlepsza na świecie, Eukodal, wywołujący stany euforyczne opioid, tego samego producenta, będący ulubionym narkotykiem Hitlera. Ze względu na trudne warunki życia coraz więcej osób sięgało po substancje, które pomagały przetrwać dzień lub noc. Podczas gdy w pierwszej połowie 1946 roku inna przestępczość zwiększyła się o 57 procent, to w wypadku przestępstw narkotykowych odnotowano wzrost o 103 procent. Na czarnym rynku obowiązywały „ogromne ceny za przemycane narkotyki”: „20 marek za strzykawkę morfiny, 2400 marek za pięćdziesiąt tabletek kokainy 0,003 g”. Te wysokie marże niepokoiły Giulianiego, ponieważ „zyski mogły zostać wykorzystane przez nazistowskie podziemie”.
„Gdyby tak można było wyobrazić sobie organizowanie sprawnego biura na Dzikim Zachodzie w 1776 roku, wówczas można by mieć jedynie mgliste pojęcie o dziczy, w jakiej tu działamy”, relacjonował jego poprzednik Samuel Breidenbach w swoim ostatnim liście do Waszyngtonu, po czym się poddał. Ale nowego człowieka nie tak łatwo było wytrącić z równowagi, postanowił zapewnić porządek i wprowadzić nowe ustawodawstwo narkotykowe – dla całych Niemiec. Oficer ds. kontroli narkotyków w swoim nowym amerykańskim mundurze wojskowym z radością przyjął to wyzwanie, zwłaszcza że Ministerstwo Wojny wypłacało mu pensję o jedną czwartą wyższą od tej, którą otrzymywałby na stanowisku cywilnym. Sprzeczne interesy różnych władz okupacyjnych, które próbowały przeciągnąć Berlin na swoją stronę, nie robiły na Giulianim większego wrażenia. W końcu jako Amerykanin przynosił pokój, dobrobyt i wolność, cóż mogło być w tym złego?
Nie wszyscy postrzegali chaos negatywnie. Siedemnastoletni pisarz Hans Magnus Enzensberger, który nie musiał w tym czasie chodzić do szkoły, bo jej jeszcze nie było, opisywał upadły świat jako instytucję edukacyjną:
Również bez szkoły daje się nauczyć wiele o polityce i społeczeństwie: na przykład tego, że kraj bez prawdziwego rządu może być bardzo przyjemny. Na czarnym rynku człowiek uczy się, że kapitalizm zawsze daje szansę ludziom zaradnym. Dowiaduje się, że społeczeństwo jest czymś, co potrafi organizować się samo, bez centralnego nakazu i sterowania. Dowiaduje się wiele o prawdziwych potrzebach ludzi w warunkach niedoboru. Uczy się, że ludzie potrafią być obrotni i najlepiej nie polegać na ich uroczystych przeświadczeniach. Jednym zdaniem: mimo trudności to wspaniały czas, jeśli jest się młodym i ciekawym – krótkie lato anarchii.
Nawet Arthur Giuliani, który miał swoje biuro w amerykańskiej kwaterze głównej w dzielnicy Zehlendorf, nie mógł zaprzeczyć swojej fascynacji niespotykanymi warunkami. „Po prostu nie można sobie wyobrazić zupełności zburzenia Berlina”, pisał do Waszyngtonu. „Być może za kilka lat uda się wydobyć wiele informacji z piwnic, gdzie obecnie wszystko leży pod tonami gruzu, który kiedyś tworzył budynki, ale ten moment nie rysuje się jeszcze na horyzoncie”. Tutaj skrupulatnie coś skonfiskował, tam kogoś aresztował, a na dowód swojej działalności przesyłał zdjęcia do siedziby FBN, czyli Federalnego Biura ds. Narkotyków. Na zdjęciach tych była para damskich butów z pustymi w środku obcasami, widok na drzwi samochodów, w których schowki w podłokietnikach wypełniono narkotykami, czy wydrążone ziemniaki. A także puszka kakao Hershey’s wypełniona kokainą, damskie majtki nasączone roztworem heroiny, książka, która dostarczała nie tylko intelektualnej pożywki dla mózgu.
Takie małe sukcesy śledcze dawały niewiele, problem miał bowiem charakter strukturalny. Po wyeliminowaniu starych władz nazistowskich powstała próżnia, którą wykorzystywali nielegalni handlarze. Jak Giuliani miałby temu zaradzić? Otóż pojawiła się nadzieja, choć z zupełnie nieoczekiwanej strony. Były funkcjonariusz gestapo nazwiskiem Werner Mittelhaus napisał list, w którym informował: „Od dawna nosiłem się z zamiarem napisania do Pana, ponieważ chciałbym opowiedzieć Panu o działalności Centralnego Urzędu Rzeszy ds. Zwalczania Przestępczości Narkotykowej (Reichszentrale zur Bekämpfung von Rauschgiftvergehen) w ostatnich latach wojny”.
Mittelhaus był tam zatrudniony i w swoim liście wyraził następujące życzenie: „Ja sam chciałbym ponownie pracować w strukturach ścigania przestępczości narkotykowej. Zakładam, że jest Pan zainteresowany taką działalnością w Niemczech i byłbym szczęśliwy, gdybym mógł być pomocny we wspólnej walce z przemytem narkotyków”. Swoją ofertę kończył słowami: „Nigdy nie byłem członkiem SS, jedynie członkiem NSDAP na polecenie mojego wydziału. Istnieją dowody na moje antynazistowskie stanowisko. Byłbym bardzo szczęśliwy, otrzymawszy od Pana odpowiedź”.
Oferta stawiała przed Giulianim problem natury etycznej: Czy chciał otrzymać pomoc od byłego nazisty, korzystać z jego ekspertyz i dowiedzieć się od niego, jak kontrolować ulice Berlina? Przed tym dylematem stanęli także inni zachodni sojusznicy, podczas gdy Rosjanie w tej kwestii odrzucali wszelki kompromis. Natomiast jego szef, Harry J. Anslinger, z którym Giuliani omawiał tę sprawę, nie miał skrupułów i dał zielone światło z Waszyngtonu: „Możecie wziąć pod lupę tego Mittelhausa, być może byłoby to dobre dla naszej organizacji”.
W istocie szef Federalnego Biura ds. Narkotyków podziwiał upadłe państwo nazistowskie za jego rygorystyczną politykę prohibicyjną: „Sytuacja w Niemczech była całkowicie zadowalająca”.
W porównaniu z chaotyczną Republiką Weimarską naziści zapewnili porządek: „Na przykład w 1939 roku, porównując z rokiem 1924, spadek konsumpcji morfiny wyniósł 25 procent, a kokainy – 10 procent”, notował Anslinger. Dzięki „skrupulatnej inwigilacji przemyt był praktycznie niemożliwy”, gdyż „ściganie karne środków odurzających w przedwojennych Niemczech było bardzo efektywne”. Już w listopadzie 1945 roku Anslinger wychwalał stare nazistowskie ustawy narkotykowe jako wzór dla Ameryki: były one „bardziej rygorystyczne” i miały „lepszą podstawę konstytucyjną niż nasze”, dlatego też zdecydował się przestudiować mechanizmy kontrolne stosowane w faszystowskich Niemczech i w krajach przez Niemcy okupowanych. Jego cel: „Stare i skuteczne ustawodawstwo niemieckie (powinno) ponownie wejść w życie tak szybko, jak to możliwe, i być stosowane z taką samą surowością jak w przeszłości”. Naziści błyskawicznie rozprawiali się z osobami zażywającymi narkotyki, wysyłając je do obozów koncentracyjnych – co dla Anslingera było procedurą godną pochwały. Tego wysokiego rangą amerykańskiego urzędnika najwyraźniej nie gorszył ideologiczny kierunek uderzenia nazistowskiej kampanii antynarkotykowej wymierzonej w Żydów, wśród których odsetek osób zażywających narkotyki rzekomo miał być większy. Zresztą Anslinger otwarcie przyznawał się do swojego rasizmu, a w okólniku do szefów stacji FBN nazwał afroamerykańskiego informatora „czarnuchem w kolorze imbiru”. Inna znamienna wypowiedź Anslingera przed Kongresem USA brzmiała: „Marihuana pozwala wierzyć ciemnoskórym, że są tak samo dobrzy jak biali”. Nic dziwnego, że w Waszyngtonie nadano mu pseudonim Mussolini – i to nie tylko ze względu na nieatrakcyjny wygląd.
Dla Giulianiego nawiązanie kontaktu z byłym policjantem gestapo okazało się trudne: ten dawny urzędnik budzącego niegdyś postrach Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt), podlegającego szefowi SS Himmlerowi, w międzyczasie przeniósł się bowiem do Kilonii, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo na wypadek wkroczenia Rosjan. Tam, na wybrzeżu, stacjonowało wojsko brytyjskie, które również wyrażało zainteresowanie współpracą z nim. „Rozmawiałem z oficerem bezpieczeństwa sektora brytyjskiego, który komunikował się ze swoim biurem w Kilonii”, pisał Giuliani do Anslingera, „Mittelhaus najprawdopodobniej jest zatrudniony przez policję kryminalną w brytyjskiej strefie okupacyjnej”. Anglicy przedstawiali pozyskanego informatora jako „niewątpliwie sprawnego i wiarygodnego, wydajnego i niezawodnego”, dysponującego „zadziwiającymi kontaktami”. Giuliani oświadczył, że oni „nie mają zamiaru go wypuszczać, co jest zarówno zrozumiałe, jak i rozsądne, biorąc pod uwagę problemy kadrowe w całych Niemczech”. Zachodni alianci szybko uwierzyli, że aby podtrzymać życie społeczne w Niemczech, potrzebują pomocy byłych funkcjonariuszy nazistowskich. Znalezienie personelu nie było wtedy łatwe. „Wielu zabitych leży pod gruzami i kamieniami Berlina, Frankfurtu i innych niemieckich miast”, jak lakonicznie ujął to Giuliani.
Ten oficer ds. kontroli narkotyków znalazł jednak rozwiązanie i zamiast z jednym spotkał się z innym byłym pracownikiem gestapo, o nazwisku Ackermann, „zdolnym, energicznym i inteligentnym” eksnazistą, który mógł mu ujawnić „wszystkie informacje, które przekazałby Mittelhaus”. Chodziło między innymi o informacje dotyczące narkotykowych przemytników, ich aktualnych miejscach pobytu, a także kopie formularzy gestapo służących do zgłaszania przestępstw narkotykowych oraz instrukcje dla nazistowskiej policji narkotykowej w służbie czynnej. Dokumenty te interesowały Amerykanów jako możliwe wzory dla ich własnych formularzy. Podczas spotkań Ackermann ubolewał, że stare nazistowskie ustawy „zostały wypaczone i w związku z tym traciły swoją skuteczność”. Giuliani zapewniał, że „działania grupy roboczej tutaj, w Berlinie, naprawią ten błąd”. Amerykanin żałował, że nie mógł zatrudnić Ackermanna, ale gdyby to zrobił, jego informator „nie przeszedłby w naszej strefie z powodu denazyfikacji”. Giulianiemu wydawało się czymś oczywistym, że: „Jedynym obiecującym sukces podejściem do opanowania rozrastającego się handlu narkotykami w Berlinie i Niemczech jest scentralizowany organ, za którego pośrednictwem przekazywane są informacje o handlu narkotykami, zarówno legalnym, jak i nielegalnym”. Taki organ, podobnie jak dawny Urząd Zdrowia Rzeszy (NS-Reichsgesundheitsamt), powinien mieć „zasięg ogólnokrajowy”, ponieważ „ze względu na charakter nielegalnego handlu narkotykami całkowite lekceważenie przez niego granic państwowych i często sprawną organizację na szczeblu międzynarodowym uważam, że żadne przedsięwzięcie bez scentralizowanej administracji krajowej nie może skutecznie zapobiegać rozwojowi nielegalnego handlu narkotykami na szeroką skalę w Niemczech. Każda próba niezależnej kontroli w różnych strefach , bez ścisłej inspekcji i kontroli wszelkiej poczty, handlu i podróży między strefami, byłaby niewystarczająca”. Anslinger tak opisał pilną konieczność podjęcia scentralizowanego działania: „Międzynarodowe doświadczenie pokazuje, że bezprawie w dziedzinie przemytu narkotyków nie zatrzymuje się na granicach. Gdyby rozwinął się nielegalny handel na dużą skalę, Stany Zjednoczone byłyby jedną z jego głównych ofiar, niezależnie od tego, w której strefie by się on rozpoczął”.
Giuliani sugerował następnie proste przejęcie nazistowskich ustaw oraz przepisów dotyczących narkotyków i zastąpienie niemieckich nazw ich angielskimi odpowiednikami. Sporządził następującą listę:
– Reichsgesundheitsamt (Urząd Zdrowia Rzeszy) powinien się nazywać The Central Narcotics Office for each Zone of Occupation (Centralny Urząd ds. Narkotyków dla każdej Strefy Okupacyjnej);
– Landesopiumstelle (Krajowy Urząd ds. Opium) powinien zostać przemianowany na Opium Office of the Land or Province (Urząd ds. Opium Kraju Związkowego lub Prowincji);
– Reichsrat (Rada Rzeszy) miała otrzymać nazwę Allied Control Authority (Sojuszniczy Urząd Kontroli);
– Reichstag powinien się stać Allied Control Authority (Aliancki Urząd Kontroli).
Anslingerowi podobało się to rozwiązanie, zwłaszcza pod przywództwem Stanów Zjednoczonych. Działania Giulianiego w Berlinie, zgodnie z jego planem, miały wpływać nie tylko na Niemcy. Głównym celem najwyższego amerykańskiego policjanta antynarkotykowego było przeforsowanie poprzez nowo utworzoną Organizację Narodów Zjednoczonych globalnej „zmiany polityki w kierunku polityki bardziej prohibicyjnej”, stworzenie ram prawnych dla zwalczania po wojnie handlu narkotykami na całym świecie. Kotynuacja rasistowskiego podejścia nazistów, którzy udoskonalili „zwalczanie środków odurzających” w celu uciskania mniejszości, idealnie wpasowywała się w jego światopogląd. Ze względu na wpływowy niemiecki przemysł farmaceutyczny przed wojną i połżenie geopolityczne w centrum Europy Niemcy odgrywały kluczową rolę i stanowiły swego rodzaju wzorzec. Gdyby udało się przywrócić ścisłe kontrole krajowe na obszarze między Renem a Odrą, pradopodobniejsze byłoby również wprowadzenie jednolitego systemu międzynarodowego. Podczas swojej wizyty inauguracyjnej w grudniu 1946 roku jako przedstawiciel USA w Komisji Narodów Zjednocznych ds. Narkotyków (UN Commission on Narcotic) Anslinger, bazując na doświadczeniach Giulianiego z Berlina, przedstawił glbalnie skalowalne, zdominowane przez Waszyngton, podejście do prohibicji narkotykowej. Zamierzał przekształcić Komisję Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków w organ wykonawczy, który miał wdrażać środki represyjne oraz jednolity protokół antynarkotykowy obowiązujący wszystkie kraje. W każdym razie chciał uniknąć sytuacji, w której Komisja stałaby się jedynie pluralistycznym forum dyskusyjnym pozwalającym na wyrażanie rozmaitych opinii na temat substancji o silnych właściwościach. Jego cel nie był łatwy do zrealizowania, ponieważ nie wszystkie kraje podzielały podejście polegające na wprowadzeniu międzynarodowego zakazu, opór stawiały zwłaszcza te, które produkowały bardzo dochodowe opium, wśród nich Iran, Turcja, Jugosławia czy Afganistan.
W Berlinie, który w planie Anslingera miał odgrywać rolę pioniera, sytuacja stała się wyzwaniem ze względu na podział na cztery sektory. Nawet jeśli alianci podkreślali, że chcą stworzyć narodowe ramy dla Niemiec, to jednak każdy kierował się własnym interesem, zwłaszcza gdy dotyczyło to polityki antynarkotykowej. Brytyjczykom zależało przede wszystkim na ograniczeniu rozwoju zniszczonego wojną przemysłu farmaceutycznego, podczas gdy Francuzi traktowali tę kwestię pobłażliwie. „Moje spotkanie z Francuzem było bardzo niezadowalające, ponieważ nic nie wiedział o propozycji, a tym bardziej o ustawie opiumowej”, skarżył się Giuliani po rozmowie ze swoim kolegą z Paryża. „Mówiłem i mówiłem, ale nie wyczuwałem u niego ani krzty inteligencji. Był niezwykle serdeczny , ale mówienie w obliczu jego ignorancji było zniechęcające”.
Plany Giulianiego przekreślali Rosjanie. Po prostu nie współpracowali przy planowanym przyjęciu nazistowskich rozwiązań. Każda próba Amerykanina, aby uzgodnić zakaz dla wszystkich stref okupacyjnych na spotkaniach Grupy Roboczej ds. Kontroli Narkotyków (Narcotic Control Working Party), odbywających się co kilka tygodni w pokoju 329 siedziby Sojuszniczych Władz Kontrolnych w parku Kleist w Berlinie, była odrzucana przez jego odpowiednika z czerwoną gwiazdą na wojskowej czapce.
Coraz bardziej sfrustrowany Giuliani, zwracając się do Waszyngtonu, pisał o „jawnym sabotażu ze strony Sowietów”. Prywatnie rozumiał się z majorem Karpowem i często jadał z nim lunch: „Nieformalnie dobrze dogaduję się z Sowietami. Jednak on jest ciężkim ideologiem i podąża za wyznaczoną linią z zadziwiającą monotonią”. Po rozpoczęciu posiedzeń „grupy roboczej”, Giulianiemu „trudno było załatwiać z nim interesy”. Zarówno Karpow, jak i jego kolega, generał dywizji Sidorow, regularnie odrzucali żądanie utworzenia międzysektorowej komisji antynarkotykowej oraz zaostrzenia ustawodawstwa. Doprowadzało to do gorących debat, podczas których delegaci ze wszystkich stron wzajemnie „obrzucali się nawet przekleństwami”. Giuliani mówił o „dobijającej frustracji”, która „stanowiła duże obciążenie dla jego nerwów”. Do Waszyngtonu pisał: „Zawsze było jasne, że sowiecki delegat od samego początku chciał sabotować każdą próbę wypracowania wspólnego stanowiska”. Dwa ostatnie spotkania nie przyniosły żadnego efektu.
Wkurzony Giuliani 14 listopada 1946 roku doszedł do wniosku: „Oczywiście, Sowieci mają wszelkie intencje zablokowania ogólnej propozycji. Wszystkie ich argumenty zostały wyrażone w kategoriach, które można określić tylko jako egoistyczne. Perwersja”. Anslinger zażądał wówczas od Giulianiego „raportu na temat sytuacji w Niemczech, pokazującego, co się dzieje w czterech strefach okupacyjnych w zakresie kontroli narkotyków i jak z powodu braku urzędu centralnego sytuacja ta stale się pogarsza. Proszę wskazać też rosyjską taktykę blokowania, jak również fakt, że grupa robocza jest nieskuteczna”.
Giuliani wziął się do pracy i sporządził wymagany raport z Berlina. Anslinger pobiegł z tym dokumentem do Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków, gdzie oskarżył Związek Radziecki o chęć zalewania Zachodu środkami odurzającymi w celu destabilizacji demokratycznych społeczeństw – twierdzenie to zniekształcało relację Giulianiego.
Również na tym poziomie uwidaczniała się niemożność utrzymania Berlina i Niemiec w całości oraz uchronienia przed rozpadem sektora zachodniego i wschodniego. Amerykanom nie udawało się narzucić jednolitej prohibicyjnej polityki narkotykowej, która obowiązywałaby wszystkich, ponieważ blokowała to Moskwa. Niemiecka stolica wciąż leżała w gruzach, podobnie jak wysiłki Giulianiego jako oficera ds. kontroli narkotyków (Narcotic Control Officer), a jego wnioski z działań w Berlinie pozostawały ambiwalentne: „Bez względu na to, co tu osiągnę, na zawsze zapamiętam to doświadczenie jako najbardziej niezwykłe w moim życiu”. Zdał sobie również sprawę, że jego szef Anslinger potrzebowałby dużej wytrwałości do przeprowadzenia globalnej wojny z narkotykami.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
LEKARSTWO
.
Gdy 8 kwietnia 1946 roku agent Federalnego Biura ds. Narkotyków (Federal Bureau of Narcotics) Arthur J. Giuliani obejmował stanowisko oficera ds. kontroli narkotyków (Narcotics Control Officer) w amerykańskim sektorze Berlina, miał 37 lat, mówił wprawdzie trochę po francusku i włosku, tyle co zasłyszał na ulicach Nowego Jorku, ale po niemiecku nie znał ani słowa. Dawna stolica Rzeszy trwała w zastoju, wszędzie widać było wojenne rany, zadane jej przez bomby brytyjskie i amerykańskie oraz ostrzał rosyjskiej artylerii. Gruzy tworzyły zaszyfrowaną panoramę, w której straszyły duchy przeszłości i jednocześnie rysowały się przyszłe konflikty światowej polityki, a ciężko doświadczeni mieszkańcy szukali cennego dobra, jakim była wówczas normalność. Berlin wymykał się spod kontroli, sprawiał wrażenie miejsca niemożliwego do poddania regulacjom, w którym kobietom oczyszczającym ulice z gruzów stopniowo udawało się przywracać ich przejezdność. W tej zrujnowanej metropolii tysiące ludzi żyło w ruinach, niemal wszyscy pozostawali bezrobotni i trwali w zawieszeniu pomiędzy wycieńczeniem a nadzieją towarzyszącą rozpoczynaniu życia od nowa.
Zrujnowana gospodarka tworzyła raj dla zdzierców i dilerów. Zaopatrzenie w najpotrzebniejsze artykuły pochodziło z czarnego rynku, na którym można było zdobyć właściwie wszystko, począwszy od protez, a na pończochach skończywszy. W ponad trzech tuzinach miejsc na wschodzie i zachodzie znajdowały się nielegalne targowiska. Panowała w nich atmosfera podejrzliwości, desperacji i coś z nastroju gorączki złota. Uznawano to za przejaw „całkowitego zamieszania i cynizmu panującego dziś w Berlinie”, jak relacjonował „Washington Daily News”.
Za dobra konsumpcyjne takie jak Hershey’s Bars, Graham Crackers, Oreo, Butterfinger, Mars, Jack Daniel’s ciężko doświadczeni wojną Niemcy gotowi byli oferować swoje aparaty fotograficzne marki Leica, a nawet oddać nerkę. Krzyż kawalerski za snickersa! Zegarek kieszonkowy za porcję margaryny. Kobiety pindrzyły się, traktując swoje ciała jak wystawę. Szczwane lisy w kapeluszach zawadiacko zsuniętych na kark, w miarę możności z petem w ustach, biegały tam i z powrotem, szepcząc coś do przechodniów, prezentując rzędy zegarków na swoich nadgarstkach i mnóstwo medali na podszewce długich płaszczy. Żołnierze alianccy przywoływali ich skinieniem ręki pełnej pieniędzy, których nie wolno im było wysyłać do domów. Współczesny kryminolog sformułował to precyzyjnie: „Zjawisko przestępczości przybrało rozmiary i formy niespotykane w historii cywilizowanych narodów Zachodu”. Dawało się też zauważyć zjawisko „deprofesjonalizacji przestępstwa”: „Każdy w tym mieście ma tajemnicę. Każdy kręci i oszukuje, bo inaczej nie przeżyje”. Machlojki stały się częścią życia codziennego szerokich mas społecznych, półświatek miał nieodpartą siłę przyciągania dla pozostałości społeczeństwa burżuazyjnego. Zasad już nie przestrzegano, surowa dyktatura Hitlera była w tym czasie passé, teraz wszystko wydawało się dozwolone: „środowisko, w którym transakcje na czarnym rynku stanowią normalną formę łamania prawa”. Zapożyczone z języka rosyjskiego słowo zapzarap, oznaczające „odebranie komuś czegoś”, szybko i niepostrzeżenie weszło do słownika. Cztery mocarstwa okupacyjne – USA, Związek Radziecki, Wielka Brytania i Francja – miały pełne ręce roboty w Berlinie rządzonym już nie przez nazistów, lecz przez pierwotne instynkty, wolę przetrwania. Pomiędzy aliantami tworzono „grupy robocze” zajmujące się różnymi tematami, wśród takich grup znalazła się też ta zajmująca się pilną kwestią uregulowania pozostającego dotychczas poza kontrolą handlu narkotykami.
Jeden z problemów stanowiły „ogromne ilości narkotyków”, skradzione z zapasów nieistniejącego już Wehrmachtu lub „wydobyte z ruin zbombardowanych budynków” i wprowadzone do obrotu; zawierający metamfetaminę Pervitin koncernu Temmler, heroina Bayera, kokaina firmy Merck z Darmstadt, podobno najlepsza na świecie, Eukodal, wywołujący stany euforyczne opioid, tego samego producenta, będący ulubionym narkotykiem Hitlera. Ze względu na trudne warunki życia coraz więcej osób sięgało po substancje, które pomagały przetrwać dzień lub noc. Podczas gdy w pierwszej połowie 1946 roku inna przestępczość zwiększyła się o 57 procent, to w wypadku przestępstw narkotykowych odnotowano wzrost o 103 procent. Na czarnym rynku obowiązywały „ogromne ceny za przemycane narkotyki”: „20 marek za strzykawkę morfiny, 2400 marek za pięćdziesiąt tabletek kokainy 0,003 g”. Te wysokie marże niepokoiły Giulianiego, ponieważ „zyski mogły zostać wykorzystane przez nazistowskie podziemie”.
„Gdyby tak można było wyobrazić sobie organizowanie sprawnego biura na Dzikim Zachodzie w 1776 roku, wówczas można by mieć jedynie mgliste pojęcie o dziczy, w jakiej tu działamy”, relacjonował jego poprzednik Samuel Breidenbach w swoim ostatnim liście do Waszyngtonu, po czym się poddał. Ale nowego człowieka nie tak łatwo było wytrącić z równowagi, postanowił zapewnić porządek i wprowadzić nowe ustawodawstwo narkotykowe – dla całych Niemiec. Oficer ds. kontroli narkotyków w swoim nowym amerykańskim mundurze wojskowym z radością przyjął to wyzwanie, zwłaszcza że Ministerstwo Wojny wypłacało mu pensję o jedną czwartą wyższą od tej, którą otrzymywałby na stanowisku cywilnym. Sprzeczne interesy różnych władz okupacyjnych, które próbowały przeciągnąć Berlin na swoją stronę, nie robiły na Giulianim większego wrażenia. W końcu jako Amerykanin przynosił pokój, dobrobyt i wolność, cóż mogło być w tym złego?
Nie wszyscy postrzegali chaos negatywnie. Siedemnastoletni pisarz Hans Magnus Enzensberger, który nie musiał w tym czasie chodzić do szkoły, bo jej jeszcze nie było, opisywał upadły świat jako instytucję edukacyjną:
Również bez szkoły daje się nauczyć wiele o polityce i społeczeństwie: na przykład tego, że kraj bez prawdziwego rządu może być bardzo przyjemny. Na czarnym rynku człowiek uczy się, że kapitalizm zawsze daje szansę ludziom zaradnym. Dowiaduje się, że społeczeństwo jest czymś, co potrafi organizować się samo, bez centralnego nakazu i sterowania. Dowiaduje się wiele o prawdziwych potrzebach ludzi w warunkach niedoboru. Uczy się, że ludzie potrafią być obrotni i najlepiej nie polegać na ich uroczystych przeświadczeniach. Jednym zdaniem: mimo trudności to wspaniały czas, jeśli jest się młodym i ciekawym – krótkie lato anarchii.
Nawet Arthur Giuliani, który miał swoje biuro w amerykańskiej kwaterze głównej w dzielnicy Zehlendorf, nie mógł zaprzeczyć swojej fascynacji niespotykanymi warunkami. „Po prostu nie można sobie wyobrazić zupełności zburzenia Berlina”, pisał do Waszyngtonu. „Być może za kilka lat uda się wydobyć wiele informacji z piwnic, gdzie obecnie wszystko leży pod tonami gruzu, który kiedyś tworzył budynki, ale ten moment nie rysuje się jeszcze na horyzoncie”. Tutaj skrupulatnie coś skonfiskował, tam kogoś aresztował, a na dowód swojej działalności przesyłał zdjęcia do siedziby FBN, czyli Federalnego Biura ds. Narkotyków. Na zdjęciach tych była para damskich butów z pustymi w środku obcasami, widok na drzwi samochodów, w których schowki w podłokietnikach wypełniono narkotykami, czy wydrążone ziemniaki. A także puszka kakao Hershey’s wypełniona kokainą, damskie majtki nasączone roztworem heroiny, książka, która dostarczała nie tylko intelektualnej pożywki dla mózgu.
Takie małe sukcesy śledcze dawały niewiele, problem miał bowiem charakter strukturalny. Po wyeliminowaniu starych władz nazistowskich powstała próżnia, którą wykorzystywali nielegalni handlarze. Jak Giuliani miałby temu zaradzić? Otóż pojawiła się nadzieja, choć z zupełnie nieoczekiwanej strony. Były funkcjonariusz gestapo nazwiskiem Werner Mittelhaus napisał list, w którym informował: „Od dawna nosiłem się z zamiarem napisania do Pana, ponieważ chciałbym opowiedzieć Panu o działalności Centralnego Urzędu Rzeszy ds. Zwalczania Przestępczości Narkotykowej (Reichszentrale zur Bekämpfung von Rauschgiftvergehen) w ostatnich latach wojny”.
Mittelhaus był tam zatrudniony i w swoim liście wyraził następujące życzenie: „Ja sam chciałbym ponownie pracować w strukturach ścigania przestępczości narkotykowej. Zakładam, że jest Pan zainteresowany taką działalnością w Niemczech i byłbym szczęśliwy, gdybym mógł być pomocny we wspólnej walce z przemytem narkotyków”. Swoją ofertę kończył słowami: „Nigdy nie byłem członkiem SS, jedynie członkiem NSDAP na polecenie mojego wydziału. Istnieją dowody na moje antynazistowskie stanowisko. Byłbym bardzo szczęśliwy, otrzymawszy od Pana odpowiedź”.
Oferta stawiała przed Giulianim problem natury etycznej: Czy chciał otrzymać pomoc od byłego nazisty, korzystać z jego ekspertyz i dowiedzieć się od niego, jak kontrolować ulice Berlina? Przed tym dylematem stanęli także inni zachodni sojusznicy, podczas gdy Rosjanie w tej kwestii odrzucali wszelki kompromis. Natomiast jego szef, Harry J. Anslinger, z którym Giuliani omawiał tę sprawę, nie miał skrupułów i dał zielone światło z Waszyngtonu: „Możecie wziąć pod lupę tego Mittelhausa, być może byłoby to dobre dla naszej organizacji”.
W istocie szef Federalnego Biura ds. Narkotyków podziwiał upadłe państwo nazistowskie za jego rygorystyczną politykę prohibicyjną: „Sytuacja w Niemczech była całkowicie zadowalająca”.
W porównaniu z chaotyczną Republiką Weimarską naziści zapewnili porządek: „Na przykład w 1939 roku, porównując z rokiem 1924, spadek konsumpcji morfiny wyniósł 25 procent, a kokainy – 10 procent”, notował Anslinger. Dzięki „skrupulatnej inwigilacji przemyt był praktycznie niemożliwy”, gdyż „ściganie karne środków odurzających w przedwojennych Niemczech było bardzo efektywne”. Już w listopadzie 1945 roku Anslinger wychwalał stare nazistowskie ustawy narkotykowe jako wzór dla Ameryki: były one „bardziej rygorystyczne” i miały „lepszą podstawę konstytucyjną niż nasze”, dlatego też zdecydował się przestudiować mechanizmy kontrolne stosowane w faszystowskich Niemczech i w krajach przez Niemcy okupowanych. Jego cel: „Stare i skuteczne ustawodawstwo niemieckie (powinno) ponownie wejść w życie tak szybko, jak to możliwe, i być stosowane z taką samą surowością jak w przeszłości”. Naziści błyskawicznie rozprawiali się z osobami zażywającymi narkotyki, wysyłając je do obozów koncentracyjnych – co dla Anslingera było procedurą godną pochwały. Tego wysokiego rangą amerykańskiego urzędnika najwyraźniej nie gorszył ideologiczny kierunek uderzenia nazistowskiej kampanii antynarkotykowej wymierzonej w Żydów, wśród których odsetek osób zażywających narkotyki rzekomo miał być większy. Zresztą Anslinger otwarcie przyznawał się do swojego rasizmu, a w okólniku do szefów stacji FBN nazwał afroamerykańskiego informatora „czarnuchem w kolorze imbiru”. Inna znamienna wypowiedź Anslingera przed Kongresem USA brzmiała: „Marihuana pozwala wierzyć ciemnoskórym, że są tak samo dobrzy jak biali”. Nic dziwnego, że w Waszyngtonie nadano mu pseudonim Mussolini – i to nie tylko ze względu na nieatrakcyjny wygląd.
Dla Giulianiego nawiązanie kontaktu z byłym policjantem gestapo okazało się trudne: ten dawny urzędnik budzącego niegdyś postrach Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt), podlegającego szefowi SS Himmlerowi, w międzyczasie przeniósł się bowiem do Kilonii, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo na wypadek wkroczenia Rosjan. Tam, na wybrzeżu, stacjonowało wojsko brytyjskie, które również wyrażało zainteresowanie współpracą z nim. „Rozmawiałem z oficerem bezpieczeństwa sektora brytyjskiego, który komunikował się ze swoim biurem w Kilonii”, pisał Giuliani do Anslingera, „Mittelhaus najprawdopodobniej jest zatrudniony przez policję kryminalną w brytyjskiej strefie okupacyjnej”. Anglicy przedstawiali pozyskanego informatora jako „niewątpliwie sprawnego i wiarygodnego, wydajnego i niezawodnego”, dysponującego „zadziwiającymi kontaktami”. Giuliani oświadczył, że oni „nie mają zamiaru go wypuszczać, co jest zarówno zrozumiałe, jak i rozsądne, biorąc pod uwagę problemy kadrowe w całych Niemczech”. Zachodni alianci szybko uwierzyli, że aby podtrzymać życie społeczne w Niemczech, potrzebują pomocy byłych funkcjonariuszy nazistowskich. Znalezienie personelu nie było wtedy łatwe. „Wielu zabitych leży pod gruzami i kamieniami Berlina, Frankfurtu i innych niemieckich miast”, jak lakonicznie ujął to Giuliani.
Ten oficer ds. kontroli narkotyków znalazł jednak rozwiązanie i zamiast z jednym spotkał się z innym byłym pracownikiem gestapo, o nazwisku Ackermann, „zdolnym, energicznym i inteligentnym” eksnazistą, który mógł mu ujawnić „wszystkie informacje, które przekazałby Mittelhaus”. Chodziło między innymi o informacje dotyczące narkotykowych przemytników, ich aktualnych miejscach pobytu, a także kopie formularzy gestapo służących do zgłaszania przestępstw narkotykowych oraz instrukcje dla nazistowskiej policji narkotykowej w służbie czynnej. Dokumenty te interesowały Amerykanów jako możliwe wzory dla ich własnych formularzy. Podczas spotkań Ackermann ubolewał, że stare nazistowskie ustawy „zostały wypaczone i w związku z tym traciły swoją skuteczność”. Giuliani zapewniał, że „działania grupy roboczej tutaj, w Berlinie, naprawią ten błąd”. Amerykanin żałował, że nie mógł zatrudnić Ackermanna, ale gdyby to zrobił, jego informator „nie przeszedłby w naszej strefie z powodu denazyfikacji”. Giulianiemu wydawało się czymś oczywistym, że: „Jedynym obiecującym sukces podejściem do opanowania rozrastającego się handlu narkotykami w Berlinie i Niemczech jest scentralizowany organ, za którego pośrednictwem przekazywane są informacje o handlu narkotykami, zarówno legalnym, jak i nielegalnym”. Taki organ, podobnie jak dawny Urząd Zdrowia Rzeszy (NS-Reichsgesundheitsamt), powinien mieć „zasięg ogólnokrajowy”, ponieważ „ze względu na charakter nielegalnego handlu narkotykami całkowite lekceważenie przez niego granic państwowych i często sprawną organizację na szczeblu międzynarodowym uważam, że żadne przedsięwzięcie bez scentralizowanej administracji krajowej nie może skutecznie zapobiegać rozwojowi nielegalnego handlu narkotykami na szeroką skalę w Niemczech. Każda próba niezależnej kontroli w różnych strefach , bez ścisłej inspekcji i kontroli wszelkiej poczty, handlu i podróży między strefami, byłaby niewystarczająca”. Anslinger tak opisał pilną konieczność podjęcia scentralizowanego działania: „Międzynarodowe doświadczenie pokazuje, że bezprawie w dziedzinie przemytu narkotyków nie zatrzymuje się na granicach. Gdyby rozwinął się nielegalny handel na dużą skalę, Stany Zjednoczone byłyby jedną z jego głównych ofiar, niezależnie od tego, w której strefie by się on rozpoczął”.
Giuliani sugerował następnie proste przejęcie nazistowskich ustaw oraz przepisów dotyczących narkotyków i zastąpienie niemieckich nazw ich angielskimi odpowiednikami. Sporządził następującą listę:
– Reichsgesundheitsamt (Urząd Zdrowia Rzeszy) powinien się nazywać The Central Narcotics Office for each Zone of Occupation (Centralny Urząd ds. Narkotyków dla każdej Strefy Okupacyjnej);
– Landesopiumstelle (Krajowy Urząd ds. Opium) powinien zostać przemianowany na Opium Office of the Land or Province (Urząd ds. Opium Kraju Związkowego lub Prowincji);
– Reichsrat (Rada Rzeszy) miała otrzymać nazwę Allied Control Authority (Sojuszniczy Urząd Kontroli);
– Reichstag powinien się stać Allied Control Authority (Aliancki Urząd Kontroli).
Anslingerowi podobało się to rozwiązanie, zwłaszcza pod przywództwem Stanów Zjednoczonych. Działania Giulianiego w Berlinie, zgodnie z jego planem, miały wpływać nie tylko na Niemcy. Głównym celem najwyższego amerykańskiego policjanta antynarkotykowego było przeforsowanie poprzez nowo utworzoną Organizację Narodów Zjednoczonych globalnej „zmiany polityki w kierunku polityki bardziej prohibicyjnej”, stworzenie ram prawnych dla zwalczania po wojnie handlu narkotykami na całym świecie. Kotynuacja rasistowskiego podejścia nazistów, którzy udoskonalili „zwalczanie środków odurzających” w celu uciskania mniejszości, idealnie wpasowywała się w jego światopogląd. Ze względu na wpływowy niemiecki przemysł farmaceutyczny przed wojną i połżenie geopolityczne w centrum Europy Niemcy odgrywały kluczową rolę i stanowiły swego rodzaju wzorzec. Gdyby udało się przywrócić ścisłe kontrole krajowe na obszarze między Renem a Odrą, pradopodobniejsze byłoby również wprowadzenie jednolitego systemu międzynarodowego. Podczas swojej wizyty inauguracyjnej w grudniu 1946 roku jako przedstawiciel USA w Komisji Narodów Zjednocznych ds. Narkotyków (UN Commission on Narcotic) Anslinger, bazując na doświadczeniach Giulianiego z Berlina, przedstawił glbalnie skalowalne, zdominowane przez Waszyngton, podejście do prohibicji narkotykowej. Zamierzał przekształcić Komisję Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków w organ wykonawczy, który miał wdrażać środki represyjne oraz jednolity protokół antynarkotykowy obowiązujący wszystkie kraje. W każdym razie chciał uniknąć sytuacji, w której Komisja stałaby się jedynie pluralistycznym forum dyskusyjnym pozwalającym na wyrażanie rozmaitych opinii na temat substancji o silnych właściwościach. Jego cel nie był łatwy do zrealizowania, ponieważ nie wszystkie kraje podzielały podejście polegające na wprowadzeniu międzynarodowego zakazu, opór stawiały zwłaszcza te, które produkowały bardzo dochodowe opium, wśród nich Iran, Turcja, Jugosławia czy Afganistan.
W Berlinie, który w planie Anslingera miał odgrywać rolę pioniera, sytuacja stała się wyzwaniem ze względu na podział na cztery sektory. Nawet jeśli alianci podkreślali, że chcą stworzyć narodowe ramy dla Niemiec, to jednak każdy kierował się własnym interesem, zwłaszcza gdy dotyczyło to polityki antynarkotykowej. Brytyjczykom zależało przede wszystkim na ograniczeniu rozwoju zniszczonego wojną przemysłu farmaceutycznego, podczas gdy Francuzi traktowali tę kwestię pobłażliwie. „Moje spotkanie z Francuzem było bardzo niezadowalające, ponieważ nic nie wiedział o propozycji, a tym bardziej o ustawie opiumowej”, skarżył się Giuliani po rozmowie ze swoim kolegą z Paryża. „Mówiłem i mówiłem, ale nie wyczuwałem u niego ani krzty inteligencji. Był niezwykle serdeczny , ale mówienie w obliczu jego ignorancji było zniechęcające”.
Plany Giulianiego przekreślali Rosjanie. Po prostu nie współpracowali przy planowanym przyjęciu nazistowskich rozwiązań. Każda próba Amerykanina, aby uzgodnić zakaz dla wszystkich stref okupacyjnych na spotkaniach Grupy Roboczej ds. Kontroli Narkotyków (Narcotic Control Working Party), odbywających się co kilka tygodni w pokoju 329 siedziby Sojuszniczych Władz Kontrolnych w parku Kleist w Berlinie, była odrzucana przez jego odpowiednika z czerwoną gwiazdą na wojskowej czapce.
Coraz bardziej sfrustrowany Giuliani, zwracając się do Waszyngtonu, pisał o „jawnym sabotażu ze strony Sowietów”. Prywatnie rozumiał się z majorem Karpowem i często jadał z nim lunch: „Nieformalnie dobrze dogaduję się z Sowietami. Jednak on jest ciężkim ideologiem i podąża za wyznaczoną linią z zadziwiającą monotonią”. Po rozpoczęciu posiedzeń „grupy roboczej”, Giulianiemu „trudno było załatwiać z nim interesy”. Zarówno Karpow, jak i jego kolega, generał dywizji Sidorow, regularnie odrzucali żądanie utworzenia międzysektorowej komisji antynarkotykowej oraz zaostrzenia ustawodawstwa. Doprowadzało to do gorących debat, podczas których delegaci ze wszystkich stron wzajemnie „obrzucali się nawet przekleństwami”. Giuliani mówił o „dobijającej frustracji”, która „stanowiła duże obciążenie dla jego nerwów”. Do Waszyngtonu pisał: „Zawsze było jasne, że sowiecki delegat od samego początku chciał sabotować każdą próbę wypracowania wspólnego stanowiska”. Dwa ostatnie spotkania nie przyniosły żadnego efektu.
Wkurzony Giuliani 14 listopada 1946 roku doszedł do wniosku: „Oczywiście, Sowieci mają wszelkie intencje zablokowania ogólnej propozycji. Wszystkie ich argumenty zostały wyrażone w kategoriach, które można określić tylko jako egoistyczne. Perwersja”. Anslinger zażądał wówczas od Giulianiego „raportu na temat sytuacji w Niemczech, pokazującego, co się dzieje w czterech strefach okupacyjnych w zakresie kontroli narkotyków i jak z powodu braku urzędu centralnego sytuacja ta stale się pogarsza. Proszę wskazać też rosyjską taktykę blokowania, jak również fakt, że grupa robocza jest nieskuteczna”.
Giuliani wziął się do pracy i sporządził wymagany raport z Berlina. Anslinger pobiegł z tym dokumentem do Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków, gdzie oskarżył Związek Radziecki o chęć zalewania Zachodu środkami odurzającymi w celu destabilizacji demokratycznych społeczeństw – twierdzenie to zniekształcało relację Giulianiego.
Również na tym poziomie uwidaczniała się niemożność utrzymania Berlina i Niemiec w całości oraz uchronienia przed rozpadem sektora zachodniego i wschodniego. Amerykanom nie udawało się narzucić jednolitej prohibicyjnej polityki narkotykowej, która obowiązywałaby wszystkich, ponieważ blokowała to Moskwa. Niemiecka stolica wciąż leżała w gruzach, podobnie jak wysiłki Giulianiego jako oficera ds. kontroli narkotyków (Narcotic Control Officer), a jego wnioski z działań w Berlinie pozostawały ambiwalentne: „Bez względu na to, co tu osiągnę, na zawsze zapamiętam to doświadczenie jako najbardziej niezwykłe w moim życiu”. Zdał sobie również sprawę, że jego szef Anslinger potrzebowałby dużej wytrwałości do przeprowadzenia globalnej wojny z narkotykami.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
więcej..