Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
14 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików - ebook

Norman Ohler, autor bestsellera  Trzecia Rzesza na haju, powraca z niekonwencjonalną historią powojennego świata. Bazując na archiwalnych źródłach, ujawnia powiązania między nazistami a początkami badań nad narkotykami w Ameryce.
Ohler śledzi historię LSD: od substancji stworzonej do celów medycznych, przez szwajcarską firmę farmaceutyczną Sandoz, oraz nazistowskie eksperymenty wojskowe, aż po amerykańskie. Badania te dały początek cieszącemu się złą sławą programowi MK-ULTRA, który dotyczył sposobów „prania mózgu” i tortur psychicznych. To on ukierunkował oficjalną politykę władz amerykańskich w sprawie psychodelików na następne kilkadziesiąt lat.
„Stosowanie najpotężniejszego wariantu tej nowej klasy substancji, właśnie takich jak LSD, rozpoczęto tuż przed końcem pierwszej wojny światowej. Wtedy, w czasie odbudowy Europy, pojawił się wzmożony głód kolorów: wszystko, co leżało w gruzach i popiołach, miało zostać odnowione i pomalowane. Świat na nowo miał błyszczeć”.
Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368158991
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I

LE­KAR­STWO

.

Gdy 8 kwiet­nia 1946 roku agent Fe­de­ral­nego Biura ds. Nar­ko­ty­ków (Fe­de­ral Bu­reau of Nar­co­tics) Ar­thur J. Giu­liani obej­mo­wał sta­no­wi­sko ofi­cera ds. kon­troli nar­ko­ty­ków (Nar­co­tics Con­trol Of­fi­cer) w ame­ry­kań­skim sek­to­rze Ber­lina, miał 37 lat, mó­wił wpraw­dzie tro­chę po fran­cu­sku i wło­sku, tyle co za­sły­szał na uli­cach No­wego Jorku, ale po nie­miecku nie znał ani słowa. Dawna sto­lica Rze­szy trwała w za­stoju, wszę­dzie wi­dać było wo­jenne rany, za­dane jej przez bomby bry­tyj­skie i ame­ry­kań­skie oraz ostrzał ro­syj­skiej ar­ty­le­rii. Gruzy two­rzyły za­szy­fro­waną pa­no­ramę, w któ­rej stra­szyły du­chy prze­szło­ści i jed­no­cze­śnie ry­so­wały się przy­szłe kon­flikty świa­to­wej po­li­tyki, a ciężko do­świad­czeni miesz­kańcy szu­kali cen­nego do­bra, ja­kim była wów­czas nor­mal­ność. Ber­lin wy­my­kał się spod kon­troli, spra­wiał wra­że­nie miej­sca nie­moż­li­wego do pod­da­nia re­gu­la­cjom, w któ­rym ko­bie­tom oczysz­cza­ją­cym ulice z gru­zów stop­niowo uda­wało się przy­wra­cać ich prze­jezd­ność. W tej zruj­no­wa­nej me­tro­po­lii ty­siące lu­dzi żyło w ru­inach, nie­mal wszy­scy po­zo­sta­wali bez­ro­botni i trwali w za­wie­sze­niu po­mię­dzy wy­cień­cze­niem a na­dzieją to­wa­rzy­szącą roz­po­czy­na­niu ży­cia od nowa.

Zruj­no­wana go­spo­darka two­rzyła raj dla zdzier­ców i di­le­rów. Za­opa­trze­nie w naj­po­trzeb­niej­sze ar­ty­kuły po­cho­dziło z czar­nego rynku, na któ­rym można było zdo­być wła­ści­wie wszystko, po­cząw­szy od pro­tez, a na poń­czo­chach skoń­czyw­szy. W po­nad trzech tu­zi­nach miejsc na wscho­dzie i za­cho­dzie znaj­do­wały się nie­le­galne tar­go­wi­ska. Pa­no­wała w nich at­mos­fera po­dejrz­li­wo­ści, de­spe­ra­cji i coś z na­stroju go­rączki złota. Uzna­wano to za prze­jaw „cał­ko­wi­tego za­mie­sza­nia i cy­ni­zmu pa­nu­ją­cego dziś w Ber­li­nie”, jak re­la­cjo­no­wał „Wa­shing­ton Da­ily News”.

Za do­bra kon­sump­cyjne ta­kie jak Her­shey’s Bars, Gra­ham Crac­kers, Oreo, But­ter­fin­ger, Mars, Jack Da­niel’s ciężko do­świad­czeni wojną Niemcy go­towi byli ofe­ro­wać swoje apa­raty fo­to­gra­ficzne marki Le­ica, a na­wet od­dać nerkę. Krzyż ka­wa­ler­ski za snic­kersa! Ze­ga­rek kie­szon­kowy za por­cję mar­ga­ryny. Ko­biety pin­drzyły się, trak­tu­jąc swoje ciała jak wy­stawę. Szczwane lisy w ka­pe­lu­szach za­wa­diacko zsu­nię­tych na kark, w miarę moż­no­ści z pe­tem w ustach, bie­gały tam i z po­wro­tem, szep­cząc coś do prze­chod­niów, pre­zen­tu­jąc rzędy ze­gar­ków na swo­ich nad­garst­kach i mnó­stwo me­dali na pod­szewce dłu­gich płasz­czy. Żoł­nie­rze alianccy przy­wo­ły­wali ich ski­nie­niem ręki peł­nej pie­nię­dzy, któ­rych nie wolno im było wy­sy­łać do do­mów. Współ­cze­sny kry­mi­no­log sfor­mu­ło­wał to pre­cy­zyj­nie: „Zja­wi­sko prze­stęp­czo­ści przy­brało roz­miary i formy nie­spo­ty­kane w hi­sto­rii cy­wi­li­zo­wa­nych na­ro­dów Za­chodu”. Da­wało się też za­uwa­żyć zja­wi­sko „de­pro­fe­sjo­na­li­za­cji prze­stęp­stwa”: „Każdy w tym mie­ście ma ta­jem­nicę. Każdy kręci i oszu­kuje, bo ina­czej nie prze­żyje”. Ma­chlojki stały się czę­ścią ży­cia co­dzien­nego sze­ro­kich mas spo­łecz­nych, pół­świa­tek miał nie­od­partą siłę przy­cią­ga­nia dla po­zo­sta­ło­ści spo­łe­czeń­stwa bur­żu­azyj­nego. Za­sad już nie prze­strze­gano, su­rowa dyk­ta­tura Hi­tlera była w tym cza­sie passé, te­raz wszystko wy­da­wało się do­zwo­lone: „śro­do­wi­sko, w któ­rym trans­ak­cje na czar­nym rynku sta­no­wią nor­malną formę ła­ma­nia prawa”. Za­po­ży­czone z ję­zyka ro­syj­skiego słowo za­pza­rap, ozna­cza­jące „ode­bra­nie ko­muś cze­goś”, szybko i nie­po­strze­że­nie we­szło do słow­nika. Cztery mo­car­stwa oku­pa­cyjne – USA, Zwią­zek Ra­dziecki, Wielka Bry­ta­nia i Fran­cja – miały pełne ręce ro­boty w Ber­li­nie rzą­dzo­nym już nie przez na­zi­stów, lecz przez pier­wotne in­stynkty, wolę prze­trwa­nia. Po­mię­dzy alian­tami two­rzono „grupy ro­bo­cze” zaj­mu­jące się róż­nymi te­ma­tami, wśród ta­kich grup zna­la­zła się też ta zaj­mu­jąca się pilną kwe­stią ure­gu­lo­wa­nia po­zo­sta­ją­cego do­tych­czas poza kon­trolą han­dlu nar­ko­ty­kami.

Je­den z pro­ble­mów sta­no­wiły „ogromne ilo­ści nar­ko­ty­ków”, skra­dzione z za­pa­sów nie­ist­nie­ją­cego już We­hr­machtu lub „wy­do­byte z ruin zbom­bar­do­wa­nych bu­dyn­ków” i wpro­wa­dzone do ob­rotu; za­wie­ra­jący me­tam­fe­ta­minę Per­vi­tin kon­cernu Tem­m­ler, he­ro­ina Bay­era, ko­ka­ina firmy Merck z Darm­stadt, po­dobno naj­lep­sza na świe­cie, Eu­ko­dal, wy­wo­łu­jący stany eu­fo­ryczne opioid, tego sa­mego pro­du­centa, bę­dący ulu­bio­nym nar­ko­ty­kiem Hi­tlera. Ze względu na trudne wa­runki ży­cia co­raz wię­cej osób się­gało po sub­stan­cje, które po­ma­gały prze­trwać dzień lub noc. Pod­czas gdy w pierw­szej po­ło­wie 1946 roku inna prze­stęp­czość zwięk­szyła się o 57 pro­cent, to w wy­padku prze­stępstw nar­ko­ty­ko­wych od­no­to­wano wzrost o 103 pro­cent. Na czar­nym rynku obo­wią­zy­wały „ogromne ceny za prze­my­cane nar­ko­tyki”: „20 ma­rek za strzy­kawkę mor­finy, 2400 ma­rek za pięć­dzie­siąt ta­ble­tek ko­ka­iny 0,003 g”. Te wy­so­kie marże nie­po­ko­iły Giu­lia­niego, po­nie­waż „zy­ski mo­gły zo­stać wy­ko­rzy­stane przez na­zi­stow­skie pod­zie­mie”.

„Gdyby tak można było wy­obra­zić so­bie or­ga­ni­zo­wa­nie spraw­nego biura na Dzi­kim Za­cho­dzie w 1776 roku, wów­czas można by mieć je­dy­nie mgli­ste po­ję­cie o dzi­czy, w ja­kiej tu dzia­łamy”, re­la­cjo­no­wał jego po­przed­nik Sa­muel Bre­iden­bach w swoim ostat­nim li­ście do Wa­szyng­tonu, po czym się pod­dał. Ale no­wego czło­wieka nie tak ła­two było wy­trą­cić z rów­no­wagi, po­sta­no­wił za­pew­nić po­rzą­dek i wpro­wa­dzić nowe usta­wo­daw­stwo nar­ko­ty­kowe – dla ca­łych Nie­miec. Ofi­cer ds. kon­troli nar­ko­ty­ków w swoim no­wym ame­ry­kań­skim mun­du­rze woj­sko­wym z ra­do­ścią przy­jął to wy­zwa­nie, zwłasz­cza że Mi­ni­ster­stwo Wojny wy­pła­cało mu pen­sję o jedną czwartą wyż­szą od tej, którą otrzy­my­wałby na sta­no­wi­sku cy­wil­nym. Sprzeczne in­te­resy róż­nych władz oku­pa­cyj­nych, które pró­bo­wały prze­cią­gnąć Ber­lin na swoją stronę, nie ro­biły na Giu­lia­nim więk­szego wra­że­nia. W końcu jako Ame­ry­ka­nin przy­no­sił po­kój, do­bro­byt i wol­ność, cóż mo­gło być w tym złego?

Nie wszy­scy po­strze­gali chaos ne­ga­tyw­nie. Sie­dem­na­sto­letni pi­sarz Hans Ma­gnus En­zens­ber­ger, który nie mu­siał w tym cza­sie cho­dzić do szkoły, bo jej jesz­cze nie było, opi­sy­wał upa­dły świat jako in­sty­tu­cję edu­ka­cyjną:

Rów­nież bez szkoły daje się na­uczyć wiele o po­li­tyce i spo­łe­czeń­stwie: na przy­kład tego, że kraj bez praw­dzi­wego rządu może być bar­dzo przy­jemny. Na czar­nym rynku czło­wiek uczy się, że ka­pi­ta­lizm za­wsze daje szansę lu­dziom za­rad­nym. Do­wia­duje się, że spo­łe­czeń­stwo jest czymś, co po­trafi or­ga­ni­zo­wać się samo, bez cen­tral­nego na­kazu i ste­ro­wa­nia. Do­wia­duje się wiele o praw­dzi­wych po­trze­bach lu­dzi w wa­run­kach nie­do­boru. Uczy się, że lu­dzie po­tra­fią być ob­rotni i naj­le­piej nie po­le­gać na ich uro­czy­stych prze­świad­cze­niach. Jed­nym zda­niem: mimo trud­no­ści to wspa­niały czas, je­śli jest się mło­dym i cie­ka­wym – krót­kie lato anar­chii.

Na­wet Ar­thur Giu­liani, który miał swoje biuro w ame­ry­kań­skiej kwa­te­rze głów­nej w dziel­nicy Ze­hlen­dorf, nie mógł za­prze­czyć swo­jej fa­scy­na­cji nie­spo­ty­ka­nymi wa­run­kami. „Po pro­stu nie można so­bie wy­obra­zić zu­peł­no­ści zbu­rze­nia Ber­lina”, pi­sał do Wa­szyng­tonu. „Być może za kilka lat uda się wy­do­być wiele in­for­ma­cji z piw­nic, gdzie obec­nie wszystko leży pod to­nami gruzu, który kie­dyś two­rzył bu­dynki, ale ten mo­ment nie ry­suje się jesz­cze na ho­ry­zon­cie”. Tu­taj skru­pu­lat­nie coś skon­fi­sko­wał, tam ko­goś aresz­to­wał, a na do­wód swo­jej dzia­łal­no­ści prze­sy­łał zdję­cia do sie­dziby FBN, czyli Fe­de­ral­nego Biura ds. Nar­ko­ty­ków. Na zdję­ciach tych była para dam­skich bu­tów z pu­stymi w środku ob­ca­sami, wi­dok na drzwi sa­mo­cho­dów, w któ­rych schowki w pod­ło­kiet­ni­kach wy­peł­niono nar­ko­ty­kami, czy wy­drą­żone ziem­niaki. A także puszka ka­kao Her­shey’s wy­peł­niona ko­ka­iną, dam­skie majtki na­są­czone roz­two­rem he­ro­iny, książka, która do­star­czała nie tylko in­te­lek­tu­al­nej po­żywki dla mó­zgu.

Ta­kie małe suk­cesy śled­cze da­wały nie­wiele, pro­blem miał bo­wiem cha­rak­ter struk­tu­ralny. Po wy­eli­mi­no­wa­niu sta­rych władz na­zi­stow­skich po­wstała próż­nia, którą wy­ko­rzy­sty­wali nie­le­galni han­dla­rze. Jak Giu­liani miałby temu za­ra­dzić? Otóż po­ja­wiła się na­dzieja, choć z zu­peł­nie nie­ocze­ki­wa­nej strony. Były funk­cjo­na­riusz ge­stapo na­zwi­skiem Wer­ner Mit­tel­haus na­pi­sał list, w któ­rym in­for­mo­wał: „Od dawna no­si­łem się z za­mia­rem na­pi­sa­nia do Pana, po­nie­waż chciał­bym opo­wie­dzieć Panu o dzia­łal­no­ści Cen­tral­nego Urzędu Rze­szy ds. Zwal­cza­nia Prze­stęp­czo­ści Nar­ko­ty­ko­wej (Re­ich­szen­trale zur Be­kämp­fung von Rau­sch­gi­ftver­ge­hen) w ostat­nich la­tach wojny”.

Mit­tel­haus był tam za­trud­niony i w swoim li­ście wy­ra­ził na­stę­pu­jące ży­cze­nie: „Ja sam chciał­bym po­now­nie pra­co­wać w struk­tu­rach ści­ga­nia prze­stęp­czo­ści nar­ko­ty­ko­wej. Za­kła­dam, że jest Pan za­in­te­re­so­wany taką dzia­łal­no­ścią w Niem­czech i był­bym szczę­śliwy, gdy­bym mógł być po­mocny we wspól­nej walce z prze­my­tem nar­ko­ty­ków”. Swoją ofertę koń­czył sło­wami: „Ni­gdy nie by­łem człon­kiem SS, je­dy­nie człon­kiem NSDAP na po­le­ce­nie mo­jego wy­działu. Ist­nieją do­wody na moje an­ty­na­zi­stow­skie sta­no­wi­sko. Był­bym bar­dzo szczę­śliwy, otrzy­maw­szy od Pana od­po­wiedź”.

Oferta sta­wiała przed Giu­lia­nim pro­blem na­tury etycz­nej: Czy chciał otrzy­mać po­moc od by­łego na­zi­sty, ko­rzy­stać z jego eks­per­tyz i do­wie­dzieć się od niego, jak kon­tro­lo­wać ulice Ber­lina? Przed tym dy­le­ma­tem sta­nęli także inni za­chodni so­jusz­nicy, pod­czas gdy Ro­sja­nie w tej kwe­stii od­rzu­cali wszelki kom­pro­mis. Na­to­miast jego szef, Harry J. An­slin­ger, z któ­rym Giu­liani oma­wiał tę sprawę, nie miał skru­pu­łów i dał zie­lone świa­tło z Wa­szyng­tonu: „Mo­że­cie wziąć pod lupę tego Mit­tel­hausa, być może by­łoby to do­bre dla na­szej or­ga­ni­za­cji”.

W isto­cie szef Fe­de­ral­nego Biura ds. Nar­ko­ty­ków po­dzi­wiał upa­dłe pań­stwo na­zi­stow­skie za jego ry­go­ry­styczną po­li­tykę pro­hi­bi­cyjną: „Sy­tu­acja w Niem­czech była cał­ko­wi­cie za­do­wa­la­jąca”.

W po­rów­na­niu z cha­otyczną Re­pu­bliką We­imar­ską na­zi­ści za­pew­nili po­rzą­dek: „Na przy­kład w 1939 roku, po­rów­nu­jąc z ro­kiem 1924, spa­dek kon­sump­cji mor­finy wy­niósł 25 pro­cent, a ko­ka­iny – 10 pro­cent”, no­to­wał An­slin­ger. Dzięki „skru­pu­lat­nej in­wi­gi­la­cji prze­myt był prak­tycz­nie nie­moż­liwy”, gdyż „ści­ga­nie karne środ­ków odu­rza­ją­cych w przed­wo­jen­nych Niem­czech było bar­dzo efek­tywne”. Już w li­sto­pa­dzie 1945 roku An­slin­ger wy­chwa­lał stare na­zi­stow­skie ustawy nar­ko­ty­kowe jako wzór dla Ame­ryki: były one „bar­dziej ry­go­ry­styczne” i miały „lep­szą pod­stawę kon­sty­tu­cyjną niż na­sze”, dla­tego też zde­cy­do­wał się prze­stu­dio­wać me­cha­ni­zmy kon­tro­lne sto­so­wane w fa­szy­stow­skich Niem­czech i w kra­jach przez Niemcy oku­po­wa­nych. Jego cel: „Stare i sku­teczne usta­wo­daw­stwo nie­miec­kie (po­winno) po­now­nie wejść w ży­cie tak szybko, jak to moż­liwe, i być sto­so­wane z taką samą su­ro­wo­ścią jak w prze­szło­ści”. Na­zi­ści bły­ska­wicz­nie roz­pra­wiali się z oso­bami za­ży­wa­ją­cymi nar­ko­tyki, wy­sy­ła­jąc je do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych – co dla An­slin­gera było pro­ce­durą godną po­chwały. Tego wy­so­kiego rangą ame­ry­kań­skiego urzęd­nika naj­wy­raź­niej nie gor­szył ide­olo­giczny kie­ru­nek ude­rze­nia na­zi­stow­skiej kam­pa­nii an­ty­nar­ko­ty­ko­wej wy­mie­rzo­nej w Ży­dów, wśród któ­rych od­se­tek osób za­ży­wa­ją­cych nar­ko­tyki rze­komo miał być więk­szy. Zresztą An­slin­ger otwar­cie przy­zna­wał się do swo­jego ra­si­zmu, a w okól­niku do sze­fów sta­cji FBN na­zwał afro­ame­ry­kań­skiego in­for­ma­tora „czar­nu­chem w ko­lo­rze im­biru”. Inna zna­mienna wy­po­wiedź An­slin­gera przed Kon­gre­sem USA brzmiała: „Ma­ri­hu­ana po­zwala wie­rzyć ciem­no­skó­rym, że są tak samo do­brzy jak biali”. Nic dziw­nego, że w Wa­szyng­to­nie nadano mu pseu­do­nim Mus­so­lini – i to nie tylko ze względu na nie­atrak­cyjny wy­gląd.

Dla Giu­lia­niego na­wią­za­nie kon­taktu z by­łym po­li­cjan­tem ge­stapo oka­zało się trudne: ten dawny urzęd­nik bu­dzą­cego nie­gdyś po­strach Głów­nego Urzędu Bez­pie­czeń­stwa Rze­szy (Re­ichs­si­cher­he­it­shaup­tamt), pod­le­ga­ją­cego sze­fowi SS Him­m­le­rowi, w mię­dzy­cza­sie prze­niósł się bo­wiem do Ki­lo­nii, aby za­pew­nić so­bie bez­pie­czeń­stwo na wy­pa­dek wkro­cze­nia Ro­sjan. Tam, na wy­brzeżu, sta­cjo­no­wało woj­sko bry­tyj­skie, które rów­nież wy­ra­żało za­in­te­re­so­wa­nie współ­pracą z nim. „Roz­ma­wia­łem z ofi­ce­rem bez­pie­czeń­stwa sek­tora bry­tyj­skiego, który ko­mu­ni­ko­wał się ze swoim biu­rem w Ki­lo­nii”, pi­sał Giu­liani do An­slin­gera, „Mit­tel­haus naj­praw­do­po­dob­niej jest za­trud­niony przez po­li­cję kry­mi­nalną w bry­tyj­skiej stre­fie oku­pa­cyj­nej”. An­glicy przed­sta­wiali po­zy­ska­nego in­for­ma­tora jako „nie­wąt­pli­wie spraw­nego i wia­ry­god­nego, wy­daj­nego i nie­za­wod­nego”, dys­po­nu­ją­cego „za­dzi­wia­ją­cymi kon­tak­tami”. Giu­liani oświad­czył, że oni „nie mają za­miaru go wy­pusz­czać, co jest za­równo zro­zu­miałe, jak i roz­sądne, bio­rąc pod uwagę pro­blemy ka­drowe w ca­łych Niem­czech”. Za­chodni alianci szybko uwie­rzyli, że aby pod­trzy­mać ży­cie spo­łeczne w Niem­czech, po­trze­bują po­mocy by­łych funk­cjo­na­riu­szy na­zi­stow­skich. Zna­le­zie­nie per­so­nelu nie było wtedy ła­twe. „Wielu za­bi­tych leży pod gru­zami i ka­mie­niami Ber­lina, Frank­furtu i in­nych nie­miec­kich miast”, jak la­ko­nicz­nie ujął to Giu­liani.

Ten ofi­cer ds. kon­troli nar­ko­ty­ków zna­lazł jed­nak roz­wią­za­nie i za­miast z jed­nym spo­tkał się z in­nym by­łym pra­cow­ni­kiem ge­stapo, o na­zwi­sku Ac­ker­mann, „zdol­nym, ener­gicz­nym i in­te­li­gent­nym” eks­na­zi­stą, który mógł mu ujaw­nić „wszyst­kie in­for­ma­cje, które prze­ka­załby Mit­tel­haus”. Cho­dziło mię­dzy in­nymi o in­for­ma­cje do­ty­czące nar­ko­ty­ko­wych prze­myt­ni­ków, ich ak­tu­al­nych miej­scach po­bytu, a także ko­pie for­mu­la­rzy ge­stapo słu­żą­cych do zgła­sza­nia prze­stępstw nar­ko­ty­ko­wych oraz in­struk­cje dla na­zi­stow­skiej po­li­cji nar­ko­ty­ko­wej w służ­bie czyn­nej. Do­ku­menty te in­te­re­so­wały Ame­ry­ka­nów jako moż­liwe wzory dla ich wła­snych for­mu­la­rzy. Pod­czas spo­tkań Ac­ker­mann ubo­le­wał, że stare na­zi­stow­skie ustawy „zo­stały wy­pa­czone i w związku z tym tra­ciły swoją sku­tecz­ność”. Giu­liani za­pew­niał, że „dzia­ła­nia grupy ro­bo­czej tu­taj, w Ber­li­nie, na­pra­wią ten błąd”. Ame­ry­ka­nin ża­ło­wał, że nie mógł za­trud­nić Ac­ker­manna, ale gdyby to zro­bił, jego in­for­ma­tor „nie prze­szedłby w na­szej stre­fie z po­wodu de­na­zy­fi­ka­cji”. Giu­lia­niemu wy­da­wało się czymś oczy­wi­stym, że: „Je­dy­nym obie­cu­ją­cym suk­ces po­dej­ściem do opa­no­wa­nia roz­ra­sta­ją­cego się han­dlu nar­ko­ty­kami w Ber­li­nie i Niem­czech jest scen­tra­li­zo­wany or­gan, za któ­rego po­śred­nic­twem prze­ka­zy­wane są in­for­ma­cje o han­dlu nar­ko­ty­kami, za­równo le­gal­nym, jak i nie­le­gal­nym”. Taki or­gan, po­dob­nie jak dawny Urząd Zdro­wia Rze­szy (NS-Re­ichs­ge­sun­dhe­it­samt), po­wi­nien mieć „za­sięg ogól­no­kra­jowy”, po­nie­waż „ze względu na cha­rak­ter nie­le­gal­nego han­dlu nar­ko­ty­kami cał­ko­wite lek­ce­wa­że­nie przez niego gra­nic pań­stwo­wych i czę­sto sprawną or­ga­ni­za­cję na szcze­blu mię­dzy­na­ro­do­wym uwa­żam, że żadne przed­się­wzię­cie bez scen­tra­li­zo­wa­nej ad­mi­ni­stra­cji kra­jo­wej nie może sku­tecz­nie za­po­bie­gać roz­wo­jowi nie­le­gal­nego han­dlu nar­ko­ty­kami na sze­roką skalę w Niem­czech. Każda próba nie­za­leż­nej kon­troli w róż­nych stre­fach , bez ści­słej in­spek­cji i kon­troli wszel­kiej poczty, han­dlu i po­dróży mię­dzy stre­fami, by­łaby nie­wy­star­cza­jąca”. An­slin­ger tak opi­sał pilną ko­niecz­ność pod­ję­cia scen­tra­li­zo­wa­nego dzia­ła­nia: „Mię­dzy­na­ro­dowe do­świad­cze­nie po­ka­zuje, że bez­pra­wie w dzie­dzi­nie prze­mytu nar­ko­ty­ków nie za­trzy­muje się na gra­ni­cach. Gdyby roz­wi­nął się nie­le­galny han­del na dużą skalę, Stany Zjed­no­czone by­łyby jedną z jego głów­nych ofiar, nie­za­leż­nie od tego, w któ­rej stre­fie by się on roz­po­czął”.

Giu­liani su­ge­ro­wał na­stęp­nie pro­ste prze­ję­cie na­zi­stow­skich ustaw oraz prze­pi­sów do­ty­czą­cych nar­ko­ty­ków i za­stą­pie­nie nie­miec­kich nazw ich an­giel­skimi od­po­wied­ni­kami. Spo­rzą­dził na­stę­pu­jącą li­stę:

– Re­ichs­ge­sun­dhe­it­samt (Urząd Zdro­wia Rze­szy) po­wi­nien się na­zy­wać The Cen­tral Nar­co­tics Of­fice for each Zone of Oc­cu­pa­tion (Cen­tralny Urząd ds. Nar­ko­ty­ków dla każ­dej Strefy Oku­pa­cyj­nej);

– Lan­de­so­pium­stelle (Kra­jowy Urząd ds. Opium) po­wi­nien zo­stać prze­mia­no­wany na Opium Of­fice of the Land or Pro­vince (Urząd ds. Opium Kraju Związ­ko­wego lub Pro­win­cji);

– Re­ich­srat (Rada Rze­szy) miała otrzy­mać na­zwę Al­lied Con­trol Au­tho­rity (So­jusz­ni­czy Urząd Kon­troli);

– Re­ich­stag po­wi­nien się stać Al­lied Con­trol Au­tho­rity (Aliancki Urząd Kon­troli).

An­slin­ge­rowi po­do­bało się to roz­wią­za­nie, zwłasz­cza pod przy­wódz­twem Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Dzia­ła­nia Giu­lia­niego w Ber­li­nie, zgod­nie z jego pla­nem, miały wpły­wać nie tylko na Niemcy. Głów­nym ce­lem naj­wyż­szego ame­ry­kań­skiego po­li­cjanta an­ty­nar­ko­ty­ko­wego było prze­for­so­wa­nie po­przez nowo utwo­rzoną Or­ga­ni­za­cję Na­ro­dów Zjed­no­czo­nych glo­bal­nej „zmiany po­li­tyki w kie­runku po­li­tyki bar­dziej pro­hi­bi­cyj­nej”, stwo­rze­nie ram praw­nych dla zwal­cza­nia po woj­nie han­dlu nar­ko­ty­kami na ca­łym świe­cie. Ko­ty­nu­acja ra­si­stow­skiego po­dej­ścia na­zi­stów, któ­rzy udo­sko­na­lili „zwal­cza­nie środ­ków odu­rza­ją­cych” w celu uci­ska­nia mniej­szo­ści, ide­al­nie wpa­so­wy­wała się w jego świa­to­po­gląd. Ze względu na wpły­wowy nie­miecki prze­mysł far­ma­ceu­tyczny przed wojną i po­łże­nie geo­po­li­tyczne w cen­trum Eu­ropy Niemcy od­gry­wały klu­czową rolę i sta­no­wiły swego ro­dzaju wzo­rzec. Gdyby udało się przy­wró­cić ści­słe kon­trole kra­jowe na ob­sza­rze mię­dzy Re­nem a Odrą, pra­do­po­dob­niej­sze by­łoby rów­nież wpro­wa­dze­nie jed­no­li­tego sys­temu mię­dzy­na­ro­do­wego. Pod­czas swo­jej wi­zyty in­au­gu­ra­cyj­nej w grud­niu 1946 roku jako przed­sta­wi­ciel USA w Ko­mi­sji Na­ro­dów Zjed­nocz­nych ds. Nar­ko­ty­ków (UN Com­mis­sion on Nar­co­tic) An­slin­ger, ba­zu­jąc na do­świad­cze­niach Giu­lia­niego z Ber­lina, przed­sta­wił glbal­nie ska­lo­walne, zdo­mi­no­wane przez Wa­szyng­ton, po­dej­ście do pro­hi­bi­cji nar­ko­ty­ko­wej. Za­mie­rzał prze­kształ­cić Ko­mi­sję Na­ro­dów Zjed­no­czo­nych ds. Nar­ko­ty­ków w or­gan wy­ko­naw­czy, który miał wdra­żać środki re­pre­syjne oraz jed­no­lity pro­to­kół an­ty­nar­ko­ty­kowy obo­wią­zu­jący wszyst­kie kraje. W każ­dym ra­zie chciał unik­nąć sy­tu­acji, w któ­rej Ko­mi­sja sta­łaby się je­dy­nie plu­ra­li­stycz­nym fo­rum dys­ku­syj­nym po­zwa­la­ją­cym na wy­ra­ża­nie roz­ma­itych opi­nii na te­mat sub­stan­cji o sil­nych wła­ści­wo­ściach. Jego cel nie był ła­twy do zre­ali­zo­wa­nia, po­nie­waż nie wszyst­kie kraje po­dzie­lały po­dej­ście po­le­ga­jące na wpro­wa­dze­niu mię­dzy­na­ro­do­wego za­kazu, opór sta­wiały zwłasz­cza te, które pro­du­ko­wały bar­dzo do­cho­dowe opium, wśród nich Iran, Tur­cja, Ju­go­sła­wia czy Afga­ni­stan.

W Ber­li­nie, który w pla­nie An­slin­gera miał od­gry­wać rolę pio­niera, sy­tu­acja stała się wy­zwa­niem ze względu na po­dział na cztery sek­tory. Na­wet je­śli alianci pod­kre­ślali, że chcą stwo­rzyć na­ro­dowe ramy dla Nie­miec, to jed­nak każdy kie­ro­wał się wła­snym in­te­re­sem, zwłasz­cza gdy do­ty­czyło to po­li­tyki an­ty­nar­ko­ty­ko­wej. Bry­tyj­czy­kom za­le­żało przede wszyst­kim na ogra­ni­cze­niu roz­woju znisz­czo­nego wojną prze­my­słu far­ma­ceu­tycz­nego, pod­czas gdy Fran­cuzi trak­to­wali tę kwe­stię po­błaż­li­wie. „Moje spo­tka­nie z Fran­cu­zem było bar­dzo nie­za­do­wa­la­jące, po­nie­waż nic nie wie­dział o pro­po­zy­cji, a tym bar­dziej o usta­wie opiu­mo­wej”, skar­żył się Giu­liani po roz­mo­wie ze swoim ko­legą z Pa­ryża. „Mó­wi­łem i mó­wi­łem, ale nie wy­czu­wa­łem u niego ani krzty in­te­li­gen­cji. Był nie­zwy­kle ser­deczny , ale mó­wie­nie w ob­li­czu jego igno­ran­cji było znie­chę­ca­jące”.

Plany Giu­lia­niego prze­kre­ślali Ro­sja­nie. Po pro­stu nie współ­pra­co­wali przy pla­no­wa­nym przy­ję­ciu na­zi­stow­skich roz­wią­zań. Każda próba Ame­ry­ka­nina, aby uzgod­nić za­kaz dla wszyst­kich stref oku­pa­cyj­nych na spo­tka­niach Grupy Ro­bo­czej ds. Kon­troli Nar­ko­ty­ków (Nar­co­tic Con­trol Wor­king Party), od­by­wa­ją­cych się co kilka ty­go­dni w po­koju 329 sie­dziby So­jusz­ni­czych Władz Kon­tro­l­nych w parku Kle­ist w Ber­li­nie, była od­rzu­cana przez jego od­po­wied­nika z czer­woną gwiazdą na woj­sko­wej czapce.

Co­raz bar­dziej sfru­stro­wany Giu­liani, zwra­ca­jąc się do Wa­szyng­tonu, pi­sał o „jaw­nym sa­bo­tażu ze strony So­wie­tów”. Pry­wat­nie ro­zu­miał się z ma­jo­rem Kar­po­wem i czę­sto ja­dał z nim lunch: „Nie­for­mal­nie do­brze do­ga­duję się z So­wie­tami. Jed­nak on jest cięż­kim ide­olo­giem i po­dąża za wy­zna­czoną li­nią z za­dzi­wia­jącą mo­no­to­nią”. Po roz­po­czę­ciu po­sie­dzeń „grupy ro­bo­czej”, Giu­lia­niemu „trudno było za­ła­twiać z nim in­te­resy”. Za­równo Kar­pow, jak i jego ko­lega, ge­ne­rał dy­wi­zji Si­do­row, re­gu­lar­nie od­rzu­cali żą­da­nie utwo­rze­nia mię­dzy­sek­to­ro­wej ko­mi­sji an­ty­nar­ko­ty­ko­wej oraz za­ostrze­nia usta­wo­daw­stwa. Do­pro­wa­dzało to do go­rą­cych de­bat, pod­czas któ­rych de­le­gaci ze wszyst­kich stron wza­jem­nie „ob­rzu­cali się na­wet prze­kleń­stwami”. Giu­liani mó­wił o „do­bi­ja­ją­cej fru­stra­cji”, która „sta­no­wiła duże ob­cią­że­nie dla jego ner­wów”. Do Wa­szyng­tonu pi­sał: „Za­wsze było ja­sne, że so­wiecki de­le­gat od sa­mego po­czątku chciał sa­bo­to­wać każdą próbę wy­pra­co­wa­nia wspól­nego sta­no­wi­ska”. Dwa ostat­nie spo­tka­nia nie przy­nio­sły żad­nego efektu.

Wku­rzony Giu­liani 14 li­sto­pada 1946 roku do­szedł do wnio­sku: „Oczy­wi­ście, So­wieci mają wszel­kie in­ten­cje za­blo­ko­wa­nia ogól­nej pro­po­zy­cji. Wszyst­kie ich ar­gu­menty zo­stały wy­ra­żone w ka­te­go­riach, które można okre­ślić tylko jako ego­istyczne. Per­wer­sja”. An­slin­ger za­żą­dał wów­czas od Giu­lia­niego „ra­portu na te­mat sy­tu­acji w Niem­czech, po­ka­zu­ją­cego, co się dzieje w czte­rech stre­fach oku­pa­cyj­nych w za­kre­sie kon­troli nar­ko­ty­ków i jak z po­wodu braku urzędu cen­tral­nego sy­tu­acja ta stale się po­gar­sza. Pro­szę wska­zać też ro­syj­ską tak­tykę blo­ko­wa­nia, jak rów­nież fakt, że grupa ro­bo­cza jest nie­sku­teczna”.

Giu­liani wziął się do pracy i spo­rzą­dził wy­ma­gany ra­port z Ber­lina. An­slin­ger po­biegł z tym do­ku­men­tem do Ko­mi­sji Na­ro­dów Zjed­no­czo­nych ds. Nar­ko­ty­ków, gdzie oskar­żył Zwią­zek Ra­dziecki o chęć za­le­wa­nia Za­chodu środ­kami odu­rza­ją­cymi w celu de­sta­bi­li­za­cji de­mo­kra­tycz­nych spo­łe­czeństw – twier­dze­nie to znie­kształ­cało re­la­cję Giu­lia­niego.

Rów­nież na tym po­zio­mie uwi­dacz­niała się nie­moż­ność utrzy­ma­nia Ber­lina i Nie­miec w ca­ło­ści oraz uchro­nie­nia przed roz­pa­dem sek­tora za­chod­niego i wschod­niego. Ame­ry­ka­nom nie uda­wało się na­rzu­cić jed­no­li­tej pro­hi­bi­cyj­nej po­li­tyki nar­ko­ty­ko­wej, która obo­wią­zy­wa­łaby wszyst­kich, po­nie­waż blo­ko­wała to Mo­skwa. Nie­miecka sto­lica wciąż le­żała w gru­zach, po­dob­nie jak wy­siłki Giu­lia­niego jako ofi­cera ds. kon­troli nar­ko­ty­ków (Nar­co­tic Con­trol Of­fi­cer), a jego wnio­ski z dzia­łań w Ber­li­nie po­zo­sta­wały am­bi­wa­lentne: „Bez względu na to, co tu osią­gnę, na za­wsze za­pa­mię­tam to do­świad­cze­nie jako naj­bar­dziej nie­zwy­kłe w moim ży­ciu”. Zdał so­bie rów­nież sprawę, że jego szef An­slin­ger po­trze­bo­wałby du­żej wy­trwa­ło­ści do prze­pro­wa­dze­nia glo­bal­nej wojny z nar­ko­ty­kami.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: