- W empik go
Ody Horacyusza (wybrane) - ebook
Ody Horacyusza (wybrane) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 242 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poświęcając tę pracę nad rzymskim poetą
Tobie Panie, który czujesz i znasz war-
tość klasycznych tworów starożytnych, a
umiesz patrzyć na sprawy świata z tej
wysokości, jaką daje nauka i doświad-
czenie długiego wieku – składam tylko
częściowy hołd zasłudze, której pamięć na
długo Jagiellońska Szkoła przechowa.
JÓZEFOWI
Drowi BRODOWICZOWI
NA 50-LETNIĄ ROCZNICĘ
ZASŁUŻONEGO PUBLICZNEGO ZAWODU.
O ŻYCIU I PISMACH HORACYUSZA.
Horacyusz urodził się na 65 lat przed Chrystusem w Wenuzyi, starożytnem mieście na pograniczu Apulii i Lukani, w dzisiejszym Bazylikacie, w okolicy bogatej i żyznej, otoczonej górami. Tam przeszła pierwsza jego młodość; słusznie tai ma Sidoniusz Apollinary i Marcialis, że mu dają przydomek: Kalabryjczyka. Wszystkie miejsca, które przechował we wspomnieniach dzieciństwa, leżą w bliskości Wenuzyi; ów wulkaniczny szczyt Wulturu, owa mieścina Ferontum, roskoszny las Bancyi, Acheroncya podobna do orlego gniazda na skale; nakoniec szumiący Aufidus, dzisiejsza rzeka Ofanto. Z temi miejscami wiąże się i przygoda, o której rozpowiada w odzie swojej do Kaliopy (Ks. III od. 3).
Raz, będąc dzieckiem gdym pośród zabawek,
Usnął, odbiegłszy od domu daleko,
Tam, na Wulturze – stadko mię turkawek
Liściami nakryło lekko.
Wypadek ten, przez wszystkich mieszkańców prawie za cud poczytany:
że od niedźwiedzi, od żmij, oczywiście
Nietknięte chłopię tak bezpiecznie spało;
Snać je ochraniał ten mirt i te liście
Lauru, i Bóstwo, czuwało.
Z przypadku tego wyprowadza Horacyusz wrodzone swoje powołanie do poezyi i szczególną opiekę Muz, którym przez cale życie wiernie służył.
Ojciec jego miał kawał gruntu i sprawował dość dochodny urząd coactora, czyli poborcy; był on wyzwoleńcem ciemnego pochodzenia, bo nawet niewiadomo, jak się nazywał. Zdaje się jednak, że go zwano Flaccus Horatius; albowiem z trzech imion jakie miał poeta, to jest; Quintus Horatius Flaccus, pierwsze, zwyczajem rzymskim, było imieniem, to jest oznaczającem osobę; drugie miało oznaczać ród; lecz gdy wyzwoleniec niemiał innej rodziny tylko swego pana, zdaje się, że Horacyuszem zwał się Rzymianin do którego należał; Flaccusem zaś mogli go byli przezwać jako niewolnika, który zostawszy wyzwoleńcem, synowi ten przydomek zostawił.
W swobodzie wiejskiej, w niewinnych rozrywkach, w uroczej okolicy, dorósł Horacy tych lat, gdzie staranne wychowanie powinno zastąpić niefrasobliwe bujanie młodości. Ani wątpić, że w chłopięciu z bystrem objęciem, odzywała się ciekawość do nauk, co nieuszło baczności ojca, który postanowił nieszczędzić ofiar z mienia i osoby swojej, aby synowi dać wyższe nad stan wychowanie. Nieposyłał go już do miejscowej bakalarni, utrzymywanej przez niejakiego Flawiusa, gdzie niewieleby korzystał, lecz udał się z nim do Rzymu, i tam ciągnąc się z ostatniego, chciał aby syn pobierał nauki odpowiedne dzieciom ekwitów i senatorów.
Chłopięciem przybywszy z ojcem do Rzymu, zaczął uczęszczać do szkoły. A kiedy go, jak sam powiada w jednej satyrze (ks. I, sat. 6) widziano idącego w chędogiej sukience, w orszaku niewolników niosących za nim tekę z książkami i tabliczką, każdy byłby go wziął co najmniej, za dziecko senatorskie. Poczciwy ojciec, zrobił się dla syna czujnym, niezłomnym dozorcą; nigdy go z oczu nietracił, i nietylko niedopuścił, aby jakakolwiek skaza padła na niewinność dziecka, lecz jeszcze strzegł od przystępu złych myśli. Wdzięczność dla togo dawcy dni swoich w czułych wyrazach złożył Horacy, pisząc w tejże satyrze:
"Nigdy, dopóki mam rozum zdrowy, takiego się ojca wstydzić niebędę… bo gdyby zacząć kazała natura życic ubiegłe na nowo od lat pewnych, i innych wybrać dla dumy rodziców, niech tam kto zechce wybiera!… z moich szczęśliwy, niechciałbym ich mieć ni krzesłem kurulnem, ani liktorów wiązkami zaszczyconych." (Tłum. Dr. M. Mottego).
Wzmiankę o szkole do której uczęszczał, zostawił w jednym z poetyckich listów (lis. II, list 1) gdzie jak mówi: "uczył mię Orbil plag nieszczędny." Ów tedy plagosus Orbilius wkładał młodzież przedewszystkiem do trutynowania starych łacińskich autorów, między którymi Liwius Andronikus pierwszą grał rolę. Zresztą uczono w niej poetyki, gramatyki, retoryki, początków prawa, filozofii, niemniej, a może najwięcej języka i literatury greckiej. Niewątpliwie Horacy spoufalił się już wtedy z Homerem, jak to wiemy od niego (list 2, ks. II).
Jam w Rzymie wychowany; tamem się nauczył
Do Grekom zawzięty Achiles dokuczył.
Po ukończeniu tych nauk, zapewne koło 20 roku życia, wyprawił go ojciec do Aten, idąc za zwyczajem ówczesnej patrycyuszowskiej młodzieży, która tam, jak dzi,ś do Paryża, udawała się dla nabycia wyższego poloru i światła. Jakim zaś sposobem podołał wielkim kosztom, które ta podróż i utrzymanie wyciągały, niewiadomo; dość, że Horacyusz udał się do Grecyi i zastał w Atenach wielu rówienników należących do pierwszych rodzin, jak: Bibulus, Acidinus, Messala, syn Cycerona. Jego ujmujący charakter, żywość, dowcip bystry, gładkość w zachowaniu się, z łatwością przełamały te zapory, jakie wysokie urodzenie mogło stawić między synem wyzwoleńca, a potomkami znakomitych rodów, Na tej to klasycznej ziemi, gdzie sztuka zdaje się być płodem zawsze pięknego nieba i malowniczej natury, Horacy uczuł potrzebę tłumaczenia swych wrażeń i natchnień rytmiczną mową, i już próbował pisać w języku Homera, jak to sam mówi:
"Wszak ci ja greckie wierszyki, gdy chciałem klecić, choć z tej tu strony morzam się urodził, Kwiryn zakazał mi temi słowy, zjawiwszy się w drugiej nocy połowie (gdy we śnie prawda się mieści): niemniejsze głupstwo byłoby pomnażać Greków tak liczne zastępy, jak drwa znosić do lasu." (ks. I, sat. 10).
Po tej przestrodze, która mu wskazywała właściwą drogę, a oraz odwracała od niewolniczego i jałowego naśladowania, zapewniającego tylko podrzędne miejsce, pozostał on wprawdzie wierny Grekom, lecz brat ich za wzór budzący w nim iskrę jeniuszu, i wyzywający do swobodnego, samodzielnego współzawodnictwa.
W Horacym mamy przykład oryginalnego naśladowcy, w tym stosunku, jak Horacego naśladowcą był u uas Jan Kochanowski, który żył własnem życiem, i bezsprzecznie poezyi naszej wytknął drogę, po której szła coraz dalej.
Podczas kiedy w Atenach przebywał, świat rzymski pogrążony był w głuchym spokoju pod dyktaturą Cezara, będącą jakby przestankiem miedzy jedną wojną domową, co się skończyła pod Farsalą, a drugą, która miała wybuchnąć i ua zawsze zadać cios Rzeczypospolitej. Wtem Cezar pada w senacie pod sztyletami Brutusa i spiskowców. W niejaki czas Brutus i Kasyusz jadąc na objęcie danych im w zarząd prowincyj, zjawiają się w Atenach, a przybycie ich miesza ciche naukowe zajęcia zgromadzonej tam rzymskiej młodzieży, pałającej dla sprawy wolności. Horacy porwany przykładem rówienników, a i krwią gorącą uniesion, przylgnął do Brutusa i w kąt rzuciwszy księgi i uczone rozprawy w ogrodach Akadema, stanął pod sztandarem politycznego stronnictwa. Około Brutusa, który w oczach młodzieży uchodził za bohatyra – bo któż w latach dwódziestu niemarzy o republice? – skupiało się wszystko. Jak każdy przewódzca partyi, tak i on, starał się o zjednanie umysłów; a gdzież łatwiej znaleść zwolenników jakiego zuchwałego przedsięwzięcia, jeźli nie w gronie wrażliwem głów młodych, prędko zapalających się dla rozgłosu i sławy? Zdaje się że Horacy używał niemałego znaczenia między współuczniami, kiedy Brutus wziął go ze sobą do Macedonii, i tam wynagradzając zasługi, a zapewne chcąc przykładem drugich pociągnąć, zrobił go półkowodzcą legii (tribunus militum), który to stopień w hierarchii wojskowej zwykle dostawał się synom senatorskim, i upoważniał do noszenia złotego pierścienia, odznaczającego ekwitów, czyli stan rycerski. Odtąd Horacy trzyma! sią boku Brutusa; brał udział w jego wyprawach przeciw zbuntowanym Łykom, i nieraz znajdował się w niebezpieczeństwie życia. Widać to z niektórych napomknień w jego pismach, gdzie o wielu miastach i wyspach małej Azyi, mówi, jak o miejscach dobrze sobie znanych.
Przez parę lat, w których partya republikanów zbierała siły i zasoby do wojny, Horacy miał sposobność ćwiczyć się w wojennem rzemiośle; aż nareszcie, wodzowie stronnictwa: Brutus i Kassyus, połączywszy swe wojska, wyruszyli przeciw ciągnącym na nich z Hiryi zastępom Antoniusa i Oktawiana. W Macedonii, w porze jesiennej, na polach filippińskich przyszło nakoniec do walnej bitwy, w której republikanie do szczętu rozbici, ratowali się ucieczką, a dwaj hetmani, niemogąc przeżyć tej klęski, sami sobie życie odjęli. Ze śmiercią Brutusa i Kassyusa skonała dawna Republika.
Horacyusz w pięknej swej odzie, witającej powrót Pompejusa Warusa z wygnania (ks. II, oda 7) wspomina o okolicznościach tej bitwy:
Poranisz, jak śmierci w oczy my patrzali
Z bliska, gdy Brutus hetmanił szeregom –
… My pod Filippi walczyliśmy razem
Gdzie tak sromotnie zgubiłem w popłochu
Tarczę; gdy męztwo naszych pod żelazem
Padło, w skrwawionym tarzając się prochu.
Niektórzy komentatorowie, wywodzą z tych slów poety, przyznanie się do tchórzostwa; tymczasem jestto tylko gorzki sarkazm, lekkim żartem zaprawny, na los okrutny, który odmówił tryumfu sprawie wolności.
Jeżeli tedy poeta – żołnierz po filippińskiej klęsce nieschronił się z przyjacielem swoim Pompejusem Varusem, na flotę Sexta Pompeja, aby bój, który niepowiódł się na lądzie, dalej prowadzić na morzu, to z drugiej strony nieposzedł za przykładem tych, co się przerzucili do nieprzyjacielskiego obozu – tylko, po cichu, jak ptaszek, któremu podcięto skrzydełka, wcisnął się do Rzymu, gdzie było jego właściwe miejsce, gdzie go czekało powołanie i sława.
Jak zwykle dzieje się w wojnach domowych, on, rozbitek pokonanego stronnictwa, uczuł się dotknięty represyjnemi środkami stronnictwa.
przy którem było zwycięztwo. Wróciwszy ze wschodu, nieznalazł już dziedzicznego forwarczku w Wenusium. Skonfiskowano go i dano jakiemuś wysłużonemu żołnierzowi. Niemając zatem swojego gniazdka, gdzieby mógł był wytchnąć po trudach, niewidział dla siebie nic lepszego, jak w stolicy próbować szczęścia. Młody, choć ubogi, – dotego czujący w sobie poetyczną żyłkę, nietracił nadziei, że chlubną przyszłość zdobędzie. Za gotowy grosz, jaki mu jeszcze pozostał, kupił urząd pisarza przy kwestorze, a jakby dzisiejszym powiedzieć językiem, miejsce sekretarza przy ministrze finansów; i mając ten punkt oparcia, wziął się jak sam mówi, do wierszy:
Paupertas impullit audax
Ut versus fecerem.
"Odważne ubóstwo pchnęło mię do robienia wierszy." – Myślałby kto, że zaczął pisać aby pochlebstwem i przymileniami ująć sobie możne stronnictwo, i tym sposobem wypłynąć na wierzch; lecz właśnie przeciwną poszedł drogą: bo pierwsze jego próby miały charakter satyry dowcipnie chłoszcząccj przeciwników politycznych, a najwięcej potworności towarzyskie. Ówczesny bowiem stan społeczeństwa dostarcza! obfitego materyału… gdy wstrząśnienia rewolucyjne i wojna domowa niepozostały bez wpływu na życie domowe i publiczne. Tylu znakomitych ludzi śmierć zmiotła, tylu poszło na wygnanie; mnóstwo dawniej zamożnych obywateli popadło w nędzę; natomiast wiele nędznych kreatur wdrapało się na wyższe szczeble godności. Cnota i szlachetność w ubóstwie i poniżeniu; występek nurzający się w zbytkach i wysoko zadzierający głowę. Mianowicie obyczaje publiczne zbyt nisko upadły w wyższych warstwach; wierność małżeńska była rzadkością; chciwość i chęć błyszczenia pędziła zarówno niższe jak wyższe stany, do gonitwy za zyskiem pieniężnym. Jawny występek, głupstwo, swawola – te męty, jakie każda rewolucya ua wierzch wyrzuca, szeroko się rozsiadły na opróżnionych miejscach. W ciżbie ulicznej spotykałeś same sprzeczności i potworności. Byt tam Trybun, przed niedawnym czasem przyprowadzony jak niewolnik, z plecyma pokrajanemi od batogów, teraz dziarskiemi szpakami kłusuje po via Appia, albo w ogoniastym płaszczu przechadza się po via Sacra i z wysokości swojej wzgardliwie patrzy na drugich. Lutnista, śpiewak, otoczony sług tłumem, w kilku dniach zarabia i rosprasza ogromne sumy; brudny pamfleciarz zaczepiający tych, o których wie, że mu nieodpłacą z nasyjłką; stoik z długą wychudłą twarzą, co zmarnowawszy majątek na miłostki i fraszki, teraz ubrał się w płaszcz filozofa i prawi morały; Epikurejczyk umiejętnie rozprawiający o sztuce kucharskiej; nakoniec całe stado awanturników i szarlatanów, w których liczbie polujący na posażne panienki, nienajpośledniejszą odgrywali rolę, równie jak między płcią piękną, rufianki i trucicielki. Widok tej społeczeńskiej maskarady dostarczał nieprzebranej treści do satyr. Horacy z życia brał swoje wzorki i nicował je w poważnym lub żartobliwym tonie.
Pierwsze jego poetyczne próby doznały powodzenia; niektóre wiersze wyśmiewające znane w mieście figury, jak ów: Pastillos Rufillus olet, Gorgonius hircum (piżmem pachnie Rufillus, śmierdzi jak kozieł Gorgoni)
obiegały z ust do ust, popularyzując imie młodego poety.
Czy już był w zażyłości z Wirgilim i Wariusem, czy zażyłość z temi zuajiomitościami poczęła się dopiero z obiegiem jego wierszy? nieda się ściśle oznaczyć; to pewna, że około tego czasu zawiązała się przyjaźń między tymi trzema poetami, i trwała do końca życia. Trójka ta… stała się niejako zarodem nowej szkoły poetycznej, mającej za cel przeniesienie do łacińskiej poezyi tej elegancyi i wdzięku, jaka była przymiotem uwielbianych greckich mistrzów. Wirgili pisał wtedy Ziemiaństwo; Warius układał trajedye; a Horacy jambami i satyrą robił sobie miejsce w opinii literackiego świata. Dwaj pierwsi mieli już wstęp do Mecenasa tego polityka, co jak wirtuoz umiał grać na organach słabości, namiętności i eutuzyazmów ludzkich. Używając zaś jego protekcyi, a raczej przyjaźni, a z Horacym będąc w ścisłej zażyłości, z łatwością usunęli te uprzedzenia i podejrzenia, jakie mógł mieć minister Oktawiana względem Brutusowego trybuna; a ten, względem ministra nienawistnej rządzącej partyi. Nastąpiło poznanie się. Okoliczność tę opowiedział sam w jednej z swych satyr (ks. I, sat. 6) do Mecenasa.
"Najpierw zacny Wirgilius, potem zaś Warius, czem jestem powiedzieli ci. Gdym stanął przed tobą, ledwo słów kilka wyjąkać mogąc, bo skromność mi więcej mówić niedała, niełgałem, jak to niejeden, żem ojca synem sławnego, że moje na saturejskim wierzchowcu włości objeżdżam; lecz sobie prawię po prostu, czem byłem. Na to, jak zwykłeś, króciuchną dajesz odpowiedź; odchodzę; w dziewięć miesięcy zwoławszy, każesz mi w gronie przyjacioł zasiąść. O wielkie to dla mnie szczęście, żem przypadł do smaku tobie, co łotrów odróżniasz od uczciwych, ze sławy rodu niesądząc, lecz z serca nieskalanego i życia."
Mecenas, jak widzimy, zawsze przezorny, zostawił go na próbie przez dziewięć miesięcy; coby dowodziło, że niebył lekkomyślnie skwapliwym w doborze osób zaufanych. Dopiero po upływie tego czasu przysłał mu zaproszenie do swego stołu i przyjął go in amicorum numerum.
Minister ów, prawa ręka Oktawiana, w cywilnym zarządzie państwa, podobnie jak Agryppa w rzeczach wojskowych, był rzeczywiście szczerym opiekunem sztuk wyzwolonych, i osobliwym przyjacielem poetów, którzy tyle blasku rzucili na wiek Augusta. Miał on to do siebie że nigdy względem nich nieprzybierał postawy chełpliwego protektora, ale im zostawiał wszelką swobodę, i obchodził się jak z najpoufniejszymi; prawda i to, że umiał zrobić najlepszy wybór, kiedy się otoczył takiemi znakomitościami, jak Wirgili, Warius i Horacy.
Ze wszystkich tych jednak poetów przypuszczonych do poufałości, ku żadnemu tak blisko i serdecznie nieprzylgnął, jak ku Horacemu, co mogło mieć źródło w tożsamości usposobień tak co do smaku w tworach fantazyi, jak i sposobu widzenia w sprawach życia. Pomimo różnicy stanu i charakteru, zachodziło przecież niemałe podobieństwo między dawnym trybunom z pod chorągwi Brutusa, a statystą i ulubieńcem Augusta. Horacy, syn wyzwoleńca; Mecenas, choć królów etruskich potomek, w Rzymie homo novus; oba więc, niezwiązani tradycyami przeszłości, hołdowali temu przekonaniu, że osobisty talent i zasługa więcej znaczy nad tytuły i rodowody, to ich zbliżało do siebie, łączyło z łatwością, jak to zwykle się dzieje w czasach, kiedy samowładztwo panującego na wszystkich ciężąc, wszystkich równa pod sobą, a tem samem osobistym wpływom daje więcej znaczenia, niż zaszczytom rodowym. Przyjaźń ta przechowała się między ministrem a poetą do końca życia; Horacy wielbił w Mecenasie swego dobroczyńcę i dawał mu dowody wdzięczności, poświęcając mu pierwszą i ostatnią swoją odę; Mecenas kochał w Horacym najwybrańszego z przyjacioł; przy jego sercu otwartem, jasnym rozumie, podniosłym i obejmującym duchu i smaku delikatnym, często pokrzepiał się, ogrzewał i pocieszał.
Poznanie się z Mecenasem otwiera nowy okres w życiu poety.
Przypuszczony do jego towarzystwa, znalazł się w kole wszystkich znamienitości ówczesnych, i prędko zbliżył się z takim Messala pierwszym swego czasu krasomówcą, z Asiniusem Pollionem łączącym talent wodza i polityka, z Agryppą hetmanem wielkiej stawy, nielicząc tylu innych, którzy, oprócz swoich urzędów i zajęć państwowych, lubili uprawiać umiejętności, kochać się w sztukach pięknych. W obcowaniu z tym światem, pozbył się Horacy wielu uprzedzeń, datujących z czasu wojen domowych; poznał lepiej stan rzeczywisty i przekonał się, ze tylko błogi pokój i praca mogłaby wyrównać te szczerby i zagoić blizny, jakie ojczyźnie jego zadały tyloletnie wewnętrzne boje. Z drugiej strony nabył tej wyższej ogłady towarzyskiej, która diament wrodzonego talentu oczyszcza z grubych naleciałości i umie z niego wydobyć tęczowe iskry, nieustannie grające powagą i wdziękiem a powszedniość zaprawiające dowcipem, co jednak nieuchroniło go od zarazy epikurejskiej panującej w pańskich pałacach, a odzywającej się tak często w jego poezyach.
Serdeczna przyjaźń łącząca Mecenasa z Oktawianem, usposobiła i poetę do przychylniejszego zapatrywania się na czynności i osobę tego Tryumwira. Zdaje się jednak, że długo jeszcze trzymał się w oddaleniu od człowieka, przeciw któremu niegdyś orężem wojował, a wzdrygał się na wspomnienie jego proskrybcyi i oficyalnych mordów. W pierwszych swoich sermonach, czyli satyrach, raz tylko i to mimochodem wspomniał Coś o nim. Dopiero po dziesięciu latach od filippińskiej klęski, gdy Antoniusz groził wojną domową przychodzącej do siebie Italii, gdy egipska Kleopatra pożądliwym wzrokiem połykała kapitol, a trwoga obejmowała mieszkańców Romy na widok gotujących się nieszczęść – w poecie uczucie narodowe wzięło górę, ogarnął go zapal wojenny i gotów już byt przy boku Mecenasa walczyć w morskiej wyprawie pod sztandarem Oktawiana.
Jużbym to niezniósł trudów, jak przystoi
Na męża, co się niczego nieboi?
Zniosę i mężnie: przez alpejskie szczyty
Nawet przez Kaukaz przejdę nieużyty,
I do dalekiej zachodniej zatoki
Pójdę za tobą wciąż równemi kroki. (Epod I).
Zmienił się jednak plan; wyprawą dowodził kto inny, a Mecenas został się w Rzymie, gdzie pod nieobecność Oktawiana miał sobie powierzone wielkorządztwo nad Italią. Gdy zaś niebawem przyszła wiadomość o zwycięstwie pod Aktium i o ucieczce Antoniusza i Kleopatry, Horacy dzieląc powszechne uniesienie radości, wylał uczucia swoje w dwóch odach; w jednej do Mecenasa, w drugiej do towarzyszy. Odtąd dawny przeciwnik Oktawiana stal się gorącym zwolennikiem Cezara Augusta.
To przejście z republikańskiego do cezaryańskiego obozu, niebyło u Horacego wynikiem chwiejności charakteru, lecz dziełem ogólnej zmiany położenia. Rzecz pewna, że August zostawszy imperatorem, stał się godnym tego najwyższego zaszczytu. Wspaniałomyślność odznaczająca go w każdym czynie, kazała zapomnieć o okrucieństwach, jakiemi się splamił, zasiadając w tryumwiracie. Rządy jego zwiastowały Rzymowi przyjście dawno spodziewanego złotego wieku. Sława i groza rzymskiego imienia doszła do najoddaleńszych ludów; w dochodach skarbu zaprowadzono ład i oszczędność; w obyczajach publicznych karność; obrzędom religijnym przywrócono powagę. Sztuki i umiejętności, handel, i przemysł, zakwitły jak nigdy przedtem – a świątynia Janusa pierwszy raz zamkniętą została na znak powszechnego pokoju. Ostatnia oda księgi IV żywemi barwami maluje ten stan błogości. Nie więc dziwnego, że Rzym i reszta świata tak długo trapiona wojnami, uczuły się szczęśliwemi i przylgnęły do rządów imperatorskich.
W żadnym razie niemożna zarzucić Horacemu, żeby się natrętnie cisnął do dworu; owszem długo trzymał się w oddaleniu, choć pogodzony z nową formą rządu. Pierwsze kroki do bliższego poznania, wyszły być może ze strony Augusta; i prezentacya nastąpiła w Prenescie, gdzie Horacy jakiś czas bawił, a imperator często tam przyjeżdżał. W jednym z żywotów Horacego, który Vanderburg wydał był ze starego manuskryptu, stoi ten szczegół, że poeta przedstawiony był Augustowi przez Mecenasa i Polliona. Jeżeli opiekowanie się Mecenasa satyrycznym wierszopisem ubezpieczało imperatora przed jego pociskami, to znowu szacunek, jaki mu Pollion okazywał, mógł go był ostrzedz, że nieznajdzie w nim łatwego wielbiciela i pochlebcę, ale czystej krwi Rzymianina, przechowującego w sobie resztki wolnej i niepodległej buty dawnych republikanów.
Poznał się imperator na nim i wszelkiemi sposobami usiłował zbliżyć go do swojej osoby.
W liście do Mecenasa takie miał dla niego widoki: "Dotychczas sam pisaniu listów do przyjacioł wystarczałem; teraz nader jestem obciążony i chory; pragnę Horacyusza naszego od Ciebie odciągnąć. Niechże tedy od owego pasibrzuchów stołu do królewskiego przychodzi, a mnie w pisaniu listów dopomaga."
Poeta, przekładając swoją niezależność, podziękował za ten zaszczyt. August nagabywał go jeszcze wprost swymi listami, wymawiając mu, że kiedy do tylu innych osób pisywał poetyczno epistoły, o nim zapomniał:
"Trzeba Ci wiedzieć, że mam urazę do Ciebie, o to, iż w pismach tego rodzaju wolisz z innymi rozmawiać, niż zemną. Obawiasz-że się przez to zaszkodzić sobie u potomności, gdy się pokażesz moim przyjacielem?"
W innym znowu liście takie robi wymówki:
"Że niezapominam o tobie, mógłby ci powiedzieć nasz kochany Septimius, a także i inni.
Miałem bowiem sposobność mówić z nim o twojej osobie. Jeżeli uważałeś za konieczne gardzić moją przyjaźnią, to ja z swojej strony nieodpłacam ci tem samem."
W tych ujmujących listach właściwa rola piszącego zmienia się: imperator nadskakuje poecie.
Najbliższy czasów Horacego, Suetoniusz, zachował nam te piękne listy. Jedno to świadectwo jużby wystarczyło, żeby poetę obronić od robionego mu często zarzutu, że stał się oficyalnym panegirystą Augusta. Tymczasem, wglądnąwszy w istotę rzeczy, skombinowawszy okoliczności, pochwały te miały za sobą wielką część prawdy, a nawet pożytku, pod względem politycznym. Pomoc moralna, jaką poeta daje Imperatorowi w naprawie obyczajów, dźwignięciu ołtarzy, w uspokojeniu państwa i utrwaleniu jego bytu, niebyła wcale wyrazem sztucznej i urzędowej wdzięczności, lecz przekonaniem obywatela objawionem przez usta poety. Horacy sercem prawego Rzymianina brzydzi się wojną domową, a przyklaskuje zwycięztwom Augusta i jego reformom; bo jeżeli mała część Rzymian sarka na nowy rzeczy porządek i widzi w nim upadek wolności a początek ciężkiej niewoli, to nierównie większa część widzi w Auguście zesłańca niebios, przywracającego ład i pokój na ziemi; w uzurpatorze szczęśliwego hetmana, prawodawcę, niemal półboga, co rozsypującą się społeczność związał na nowo i w silne wziął kluby:
Efersu juvenem succurrere saeclo.
Lecz wróćmy do zajęć poety.
Na dwa lat blisko przed sławną bitwą pod Akcyum, Horacy wydał pierwszą księgę swych Sermonów. Było to pierwsze jego publiczno wystąpienie. Mecenas powodowany przyjaźnią i uwielbieniem dla poety, obdarzył go zaraz folwarczkiem, który miał mu wynagrodzić stratę skonfiskowanego majątku po ojcu, a oraz zapewnić ua resztę życia byt niekłopotliwy. Wioseczka Sabinum, niedaleko od Rzymu, w malowniczej okolicy położona, tylekroć opisywana dolinka, zasłonięta od północy i południa łańcuchem wzgórzów porosłych lasem i krzakami, z wyborną paszą dla bydła i trzody. W pobliżu dąbrowa i rzeźwiący strumyk Digentii, wijący się po dolinie, dawały mile schronienie w dniach kanikuły; a widok na starą świątynię Wakuny już w ruinie, malowniczym krajobrazem bawił oko. Folwarczek ten oprócz dworku z gospodarskiemi zabudowaniami, miał jeszcze pięciu zamożnych czynszowych kmieci, którzy znaczny dochód robili właścicielowi.
W urocze to wiejskie siedlisko zawsze z miasta uciekał Horacy, ilekroć znużył się spłacaniem długów swoim miejskim znajomościom, stosunkom i obowiązkom publicznym. Tam on dzielił godziny między gospodarskie zajęcia i naukę, która zasadzała się najwięcej na czytaniu greckich i łacińskich autorów, już na pisaniu wierszy. Widać to z różnych napomknień w jego pismach, że z Greków smakował najbardziej, oprócz ubóstwionego Homera, w Alceuszu i Safonie, w Archilochu i Eupolisie, toż w Platonie i Menandrze. Talent jego nietylko nieleniwiał w zaciszy sabińskiej, lecz owszem rozbudzał się. Wkrótce bowiem ogłosił drugą księgę Sermonów, a tuż za nią księgę Epodów, rodzaj liryczno-satycznych próbek.
Zastanawiając się nad temi dwoma księgami Sermonów, czyli satyr, uderza różnica między pierwszemi a ostatniemi kawałkami; w których znać i więcej sztuki i wytrawniejszego smaku. Cierpka złośliwość targająca się na osobistości, toż gruba zmysłowość, ustępują późniejszym delikatniejszym cieniowaniem, lekkiemu dowcipowi i mniej rubasznemu wysłowienia, jakby szczerze to czuł, co sam na innem miejscu powiedział:
Ridiculum acri
Fortius ac melius magnas plerumque secat res.
"Śmieszność rozstrzyga częstokroć dzielniej i lepiej, choć ważne sprawy, niż ostra powaga."
Z puszczeniem w świat Satyr i Epodów zamyka się pierwszy, a rozpoczyna nowy okres poetycznego zawodu Horacego.
Swoboda wiejska, niezależność położenia, natchnęły go zapałem lirycznym; chwycił za lutnię i chęć go wzięła zostać pierwszym i ostatnim rzymskim lirykiem. Byt to szczęśliwy i wrodzonemu usposobieniu odpowiedny wybór, o wiele trafniejszy, niż żeby poszedł był za zdaniem tych, co go namawiali do bohaterskiej epopei. Umysłu żywość, wrażliwość uczucia, serce otwarte łatwo dające się porwać i unieść, wreszcie jakaś melodya wewnętrzna – wszystko to robiło go sposobnym dc tej poezyi, która wrażenia, myśli, usposobienie chwili, lubi chwytać i w ożywionych oddawać obrazach. Aczkolwiek niema wątpliwości, że Horacy za młodych już lat pokazywał skłonność do poezyi lirycznej, to przecież dopiero w 35 roku życia zaciągnął się pod chorągiew Klii i tyle zdobył sobie natem polu, że go nazwano fidicen lirae Latinae.
Ody jego w całem znaczeniu są okolicznościowe, bo je bądź przelotne wrażenie jakiego wypadku, niezwykła okoliczność, stan duszy, tak w prywatnym jak publicznym względzie, natchnęły. Są tam strapienia i cierpienia, przyjemności i gorycze, nadzieje i zawody, przebiegające przez nas, a pochodzące od otaczającego świata, czy nam uśmiecha się miłością i przyjaźnią, czy nas truje swojemi złościami lub głupstwem. Są tam sceny domowych i publicznych uroczystości, wypadków politycznych, zmian losu, towarzyskich zdarzeń, miłosnych i biesiadnych przygód – zgoła to, czego sam poeta doświadczył, lub na co patrzał, a to go silniej wstrząsnęło.
Wszystkie formy lirycznej poezyi znajdziemy w jego pismach: ody, hymny, piosenki, tak rozmaite treścią, jak rozmaicie płynie życic, jak rozmaitym bywa głos słowika przechodzący z najwyższych do najniższych tonów, z wesołych do smętnych.
Jakikolwiek ton weźmie na lutni, umie wygrać go po mistrzowsku. Jego to tajemnica wydobywać ze strun dźwięki rzewne, miłosne, i wzruszać niemi; jak znowu wpadać w akordy męzkie, nastrajające duszę słuchacza do dzieł obywatelskich. Lubo wielu zgadza się na to, w czem nieróżnię się zdaniem, że Horacy z natury swej miał więcej usposobienia do wesołości i dowcipu, niż do powagi i wzniosłości; aczkolwiek czarującemi są te lekkie pustacze jego piosenki – to przecież otworzywszy trzecią księgę ód, niepodobna zaprzeczyć mu jako treścią, tonem, kolorytem tych wzniosłych liryków, pokazuje się nam prawdziwym muz kapłanem.
Dość wymienić odę, zaczynającą się od owych gromkich słów: Odi profanum vulgus, aby się nam przedstawił w białej szacie, natchniony wieszcz, na którego czoło spuszcza się promień niebieski.
Wprawdzie największa część pieśni Horacynszowych opiewa Amora i Bachusa pustoty; lecz brać mu za złe niemożna, że śpiewał to, co go otaczało; rzeczywistość ta cenniejszą dla nas, niż gdyby byt gonił za wymarzonym ideałem, którego niemiał świat rzymski. Właśnie to służy za zaletę tych pieśni, że nas przenoszą w kółko poufne wesołych towarzyszy, którzy troski odpędzają winem, lub na huczniejsze gody, gdzie przy szumiącym falernie otwierają się serca, a wesołość ubarwia się obecnością jakiej pięknej heterki, rozżarzającej dusze dźwiękami cytary. Któż zliczy te wszystkie piękności, przesuwające się w pieśniach Horacego? Owe Lydie, Pyrry, Glicery, Lalagi, Baryny, Filisy i Lyce! Tej wynurza miłosne zapały, a innej niestateczność wyrzuca; ta go ujmuje paplaniem i trzpiotostwem; owej kokietce wróży smutną starość; tej grozi zapomnieniem i wzgardą wielbicieli;
z tą się droczy obudzając w niej zazdrość, a z tamtą pragnąłby żyć do śmierci…
Długi to rejestr tych piękności, którym poeta szle swoje prośby, zaklęcia, groźby i wyrzuty, kończące się często płaczliwą palinodią. Wielu surowych moralistów nienajpochlebniejsze ztąd dla Horacego wyprowadzało wnioski, robiąc r niego niemal drugiego Don Juana. Jakiś średniowieczny mnich przepisujący jego ody, dołożył na końcu manuskryptu taką uwagę: "]ixplicit opus divini Flacci Venusini, viri ebriosissimi, Epicuraei voluptuosissimi." Robiąc go pijakiem, rozpustnikiem, i wyuzdanym epikurejcem, ów mnich miał słuszność zapewne, gdy go sądził podług swojej reguły; lubo z drugiej strony możnaby zapytać, pocóż te erotyki przepisywał? W każdym razie, jak malowidłu musisz dać odpowiednie światło, tak i utworom poezyi, choćby te wieki przetrwały, należy się tło ówoczesnych wyobrażeń, uczuć, wierzeń i obyczajów. Bez tego tła staną się albo niezrozumiale, albo potworne, przed kratkami trybunału potomności, wychowanej w innych zasadach i wyobrażeniach.
że w życiu poety był jeden okres, w którym oddał się roskoszom, i więcej niżby przystało na takiego męża, opanowała go mollis inertia – zaprzeczyć trudno. Takim paroksyzmem jakże często podlegają niepospolici ludzie, może dlatego, aby tem silniej stali potem przy wyższych celach, lub raz obrawszy drogę doskonalenia się niezbaczali z niej.
Przychodzi tu jeszcze i ten wcale nieobojętny wzgląd, że poezya wiążąc się ze swoim przedmiotem, bywa od panującego smaku zależną. W każdym czasie i w każdej świata stronie zawsze w lirykach główną rolę grał Amor, ten najpotężniejszy z demonów, jak go zwali starożytni; miłość, bądź obleczona w mistyczną, bądź w idealną lub naturalną szatę, duszą jest każdej pieśni.
Horacemu za wzór służyli liryczni poeci greccy, taki Alceusz, Safona, erotyczny Anakreon, a ci, jak wiadomo, palili kadzidła na cześć bogini Afrodyty, Erosa, i bożka opiekującego się winną macicą. Jeżeli przeto chciał zarobić na imię lirycznego poety, musiał się koniecznie stosować do swoich mistrzów, nad których nic wyższego wówczas nieznano, i jak oni śpiewać na różne tony miłość oplecioną liściem winogradu.
Któż są, spytajmy, te piękności przesuwające się w jego pieśniach?
Byłyżby to arkadyjskie pasterki, urojone heroiny? Bynajmniej – są to istoty z życia codziennego wzięte, a tem samem mogące więcej zająć prawdą swojej rzeczywistości, niż gdyby były płodem samej wyobraźni, lub jakiegoś konwencyonalnego smaku.
Czy może być co ckliwszego, jak heroiny Trubadurów, te idealne kochanki, ubrane w tak jednostajne przymioty doskonałości, że wszystkie kropla w kroplę do siebie podobne, a w niczem niepodobne do rzeczywistych kobiet? Zdawałoby się, że każdy z tych średniowiecznych pieśniarzy, miał gotową foremkę, w którą odlewał panie swych myśli tajemnych, nietroszcząc się jak w rzeczywistości wygląda. Przeciwnie, Horacego kobiety wzięte są z natury, i ze znajomością serca niewieściego wymodelowane.
Wprawdzie brat je bez wyjątku niemal ze stanu libertynek (wyzwolonych niewolnic), klasy niezmiernie podówczas rozmnożonej w Rzymie, iakto zwykle się dzieje tam, gdzie wykwintna i wiele wymagająca cywilizacya wielkich stolic, unikając kosztownych nakładów na utrzymanie domu, uchyla się od więzów małżeńskich, i poprzestaje na tańszem bezżeństwie, sztukując takowe stosunkiem z wolną kobietą, który jak łatwo zawiązać, tak i rozplatać łatwo. W liczbie tych libertynek spotykały się czasem kobiety, które los wojny zrobił niewolnicami, chociaż w nich płynęła krew królewska, jak w owej Filis Xanthiowej (ks. II, oda 4); było teł i takich niemało, co pięknością i talentami, a i sztuką podobania się, gasiły obywatelskich domów żony i córki, tem łatwiej, że małżeńska wierność, obyczajność i pobożność ówczesnych rzymskich matron, może tak samo należała do wyjątków, jak cnota czystości u libertynek. Za Horacego, Rzymianki inne były niż za czasów starej republiki, kiedy w ciągu pięciuset dwódziestu lat, niezdarzyło się ani jednego rozwodu. Za tryumwiratu i cesarstwa największa łatwość rozwodzenia się stadeł, odjęta matronie rzymskiej tę cześć, jaką dawniej ją otaczano, lada powód, między innymi niezgodność hu mora, wystarczał do porzucenia żony. Głośni w dziejach mężowie, jak Paulus Emilius, Katon, Ciceron, szli do rozwodu i to z dość błahych przyczyn; a Mecenas, ów mądry Mecenas, aczkolwiek zakochany w swej żonie, lecz nieustannie; kaprysami jej dręczony, raz wraz z nią się rozwodził i zawsze do niej wracał, co zrodziło o nim przypowieść, iż tysiąc razy się żenił, a miał tylko jedną żonę. W następstwie, gdy lekceważono wszystkie prawa i zasady życia, powódź zepsucia rozlała się na społeczeństwo; a tak zwana wolna kobieta posiadła tron matki i żony.
Horacy, człowiek lubiący używać, do togo bezżenny, w tym tylko świecie, a jak dziś mówią Francuzi: półświatku,szukał przedmiotów swojej miłości, i wątku do pieśni. Sfera ta najwięcej pociągała jego fantazyę i w grę wprawiała namiętność. To jednak pewna, że nieprzekroczył on tych granic, poza któremi niema nic, tylko najgrubsza i najbrudniejsza zmysłowość, w jakiej grzęzło wielu natenczas. Ustrzegło go od tego delikatniejsze poetyczne uczucie, i ten zmysł piękna, który zawsze ma od zwierzęcości odrazę. Spłaciwszy dług krewkiej młodości, w dojrzalszych latach dal pokój tym igraszkom, jak to sam wyznaje (ks. I, ep. 14).
I niewstyd mię żem igrał, ale igrać jeszcze.
Lubownik wesołości i żartów, osobliwie w dobrem towarzystwie, zapominał o troskach i puszczał wodze szałowi; z tem wszystkiem niemożna powiedzieć, żeby był ebriosus, a tem więcej libibinosus, bo temu zaprzecza nietylko jego życie, lecz i sposób, w jaki się człowiek i poeta rozwijał. Od młodości miał on wstręt do tak zwanych: mala lustra, tych jaskiń rozpusty. Jakkolwiek umiał być wylanym dla przyjacioł, i na ich usługi otwierał skarby swojej piwnicy, to w życiu codziennem zachowywał największe umiarkowanie. Nierzadko do białego dnia przesiedział on noc przy lampie, zatopiony w umysłowej pracy; śniadanie jego było skromne; obiad składał się z jarzynek i owoców; groch, cykorya, malwy, sałatka, oliwki, to jego ulubione przysmaki, skropione szklanką miejscowego wina. Mówi o tem bez pretensyi uchodzenia za anachoretę; z czego pokazuje się, że z ust jego wyszłe: vivitur parvo bene, niebyło czczem słowem. Zresztą człowiek, który się nienudzi sam z sobą, i owszem za samotnością tęskni, niemoże być miłośnikiem rozrzuconego życia; a jeżeli czasem w ten odmęt wskoczy, to żeby z rdzy domatorstwa się opłukał.
Podobnie, jak większa połowa ód daje poznać sposób myślenia poety o zadaniach żywota ludzkiego, i o umiejętności życia, tak znowu w odach okolicznościami politycznemi natchnionych, przeglądają jego wyobrażenia i zasady o cnotach obywatelskich i rozumie stanu.
Jakiego rodzaju był polityczny sposób myślenia Horacego? Wytłuszczymy to. W całym tym zawodzie człowieka i poety, górowała skłonność do niepodległości w połączeniu z samodzielnością ducha, mającą wyraźny wstręt do gonitw za łaskami i względami możnych, kiedy, jak to widzieliśmy, zarówno niepchał się na Forum, jak w progi pałacu Cezarów; toż zgromadzenia ludowe, jak i mobilium turba Quiritium niemiały dlań wielkiego powabu. Odkąd patrzał na Republikę dokonywającą na sobie samobójstwa, a rzymskie imie, niegdyś tak świetne i czczone, wydano na urągowisko barbarzyńców – i nawzajem, gdy pod berłem Augusta Rzym potęgą swoją zaimponował światu, a wewnątrz wrócił do ładu i roskwitu – dawny republikanin stał się monarchistą, nieprzeczuwając zapewne, że pod rządami nikczemnych następców Augusta ustrój ten wyda opłakane owoce.
Te wyobrażenia przeglądają w każdej jego odzie. Kocha on wielkość i sławę Romy, i nic mu więcej niecięży na sercu, jak żeby cześć dla ojczyzny wzbudzić między narodami; słowem, uczucie narodowości stawia tak wysoko, że nawet bije czołem przed zasługą, chociaż ta do przeciwnego mu stronnictwa należy. Przykładu dostarcza 12ta oda księgi Iszej, w której obok Bogów i bohatyrów, wymienia znakomitych mężów różnego koloru i nieskąpi im pochwał. Między tymi jaśnieje imie Katona obok Numy i Tarkwiniusza; na końcu przychodzi uwielbienie dla rodu Cezara, wybranego, aby był namiestnikiem Jowisza na ziemi.
Trzecia księga mieszcząca ody poświęcone cnotom przodków, którzy założyli kamień węgielny wielkości Komy, jest jakby gorzką przy mówką do tych niecnotliwych potomków, co państwo przyprawili o upadek. Cnotami temi są; umiarkowanie i skromność, odwaga i ofiara ze siebie, stateczność, mądrość i bojaźń Boża; poleca on je ludowi i panującemu; pierwszemu jako źródło pomyślności wewnętrznej, drugiemu jako filary państwa. W pierwszych wierszach naczelnej ody księgi trzeciej tak określa władzę:
Nad ludem twardzi panują królowie,
A królów Jowisz powściąga prawicą.
Ztąd uszanowanie dla monarchy uważa za alfę cnoty obywatelskiej, i za warunek trwałości państwowej budowy. Wyniesienie Augusta łączy się u niego z przeznaczeniem rzymskiego ludu; jestto jakby konieczność wynikła z wyższego rzeczy porządku. W swoim poetyczno-religijnym poglądzie, wychodzi z tego wyobrażenia, panującego u starożytnych, że wszelkie nieszczęścia i zbrodnie są odwetem winy przodków, ciążącej na potomkach; i tak, w okropnościach wojny domowej widzi expijacyę za krew dawniej niewinnie w Rzymie przelaną; pierwszą winą, będącą zarodkiem następnych nieszczęść, jest u niego zamordowanie Bema przez Romulusa, a odwetem za tę zbrodnię zabójstwo Juliusza Cezara. Lecz kiedy się już wypełniła miara pomsty Bożej, zsyła teraz Jowisz zbawcę mającego gniew niebios przebłagać. Tym zbawcą jest August, posłannik pokoju, ład przywracający, i otwierający nową erę dla Romy. Jądrem tych poetycznych obrazów, jest ta prosta myśl że republika zgubiła się z własnej winy, i że dla Rzymu niema innego ratunku, tylko w monarchicznym rządzie; w czem na razie poeta się nieomylił.
W każdym wierszu tych ód politycznych, widać wyraźną dążność spopularyzowania i umocnienia władzy Augusta. Poeta dopomagał mu wszystkiemi środkami swego talentu, szczególniej przez obrazy malujące surowość starego obyczaju i podniesienie religijnego ducha; wszakże i sam zaczął od nawrócenia siebie, gdy mówi: