- W empik go
Odyseusze. Postrach Siedmiu Mórz. Tom 2 - ebook
Odyseusze. Postrach Siedmiu Mórz. Tom 2 - ebook
W drugim tomie Matylda i Daniel odnaleźli swoich rodziców, których uważali za bezpowrotnie utraconych.
Cała rodzina w komplecie wypływa w dalszy rejs badając jaskinie Jukatanu i przemierzając olbrzymią dżunglę, a wszystko to po to, aby odnaleźć zaginioną piramidę i odkryć sekret Majów.
Niestety awaria łodzi zmusza ich do dłuższego postoju.
W zimnej i wietrznej Patagonii natrafiają na kolejny element łamigłówki, która zbliża ich do jej rozwiązania.
Matylda i Daniel stają u wrót królestwa umarłych.
Czy są bezpieczni? Czy uda im się rozwiązać zagadkę Majów?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8073-643-6 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Pelagia...? – wydusiła dziewczyna z przestrachem, cofając się o krok.
Tajemnicze widziadło zaśmiało się chrapliwie.
– Wiedziałam, że ty jedna zrozumiesz...
– Wręcz przeciwnie, niczego nie rozumiem. Jak to się stało, że...? Dlaczego...? Kim jesteś?
W tym momencie do kajuty wpadł Tim, za nim John King, a na końcu kapitan Black Shadow.
Zjawa powaliła ich jednym ledwo zauważalnym ruchem szponiastej dłoni.
– Zatrzymać ją! Łapać poczwarę! – krzyknął kapitan, lecz żaden z zabobonnych piratów, którzy tłoczyli się pod pokładem, nie kwapił się, by wykonać rozkaz.
Zjawa tymczasem zwróciła się do Matyldy.
– Nie zabiję cię tylko dlatego, że mnie uwolniłaś. Jestem ci wdzięczna. – Uśmiechnęła się i na moment przybrała postać Pelagii. W następnej sekundzie jej oblicze wykrzywiło się, a ciało znowu zamieniło się w przerażającą istotę. – Masz coś, czego pragnę! – Wymierzyła w dziewczynę koślawy paluch. – Wrócę po to, gdy nadejdzie pora. A ty, kapitanie, spójrz: czy nie tego szukałeś? – Poczwara rozwarła dłoń i ukazała mieniący się srebrnymi drobinkami minerał.
– Okruch Gwiazdy Morza! – powiedział Shadow z żądzą w oczach.
– Ha, ha! – zaśmiała się Pelagia. – Nigdy go nie dostaniesz!
Na powrót zacisnęła pięść.
– Dopadnę cię! I sam go sobie wezmę! – Kapitan potrząsnął kordem.
Zjawa zlekceważyła jego groźbę. Chwyciła Matyldę za włosy i przyciągnęła do siebie.
– Jeszcze tu wrócę! – wyszeptała jej do ucha. – Tymczasem bywaj! – rzekła, po czym zniknęła.
Na moment zapadła pełna konsternacji cisza. Potem piraci, którzy zebrali się u wejścia do kajuty, jeden przez drugiego zaczęli głośno komentować zdarzenie.
– Rozejść się! – wrzasnął kapitan. – Do roboty! Na co się tak gapicie?
Załoga z ociąganiem odeszła, rozglądając się lękliwie na wszystkie strony. Nikt nie był pewien, czy za chwilę nie padnie ofiarą zmory.
Tymczasem Tim i John próbowali zaopiekować się wystraszoną Matyldą. Przysunęli jej krzesło, by mogła usiąść, a John przyniósł kubek wody.
Black Shadow badał twarz dziewczyny przenikliwym wzrokiem.
– Czego ona od ciebie chciała? – zapytał szorstko.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Matylda cichym głosem.
Kapitan zmarszczył brwi.
– Gdy tu wróci, musimy ją schwytać! – zwrócił się do bosmana.
– Ale jak? – Willy Barret wybałuszył oczy. – Wróci? – zająknął się. – Jej nie da się pochwycić – przypomniał.
– Fernandezowi się jakoś udało. Myślałem, że ją ukrywał na okręcie, ale on ją uwięził! To był jego najcenniejszy skarb. Jak tego dokonał? – głowił się Black, chodząc w kółko i drapiąc się po brodzie.
– Może nie trzeba go było wyrzucać z okrętu? – wtrąciła złośliwie Matylda.
Shadow zagryzł wargę, aż ukazała się na niej kropelka krwi.
Rzeczywiście, popełnił spory błąd, pozbywając się kapitana Diega Fernandeza. Wiedział, że okruch Gwiazdy Morza jest ukryty na Españoli, ale sądził, że spoczywa w tajnej skrytce, szkatule albo kufrze i że wystarczy dobrze poszukać. Nie wziął pod uwagę innych możliwości, ponieważ nie posiadał zbyt precyzyjnych wskazówek.
„Nie wszystko jeszcze stracone – pomyślał. – Ona wróci do dziewczyny. Czegoś od niej chce. – Spojrzał na Matyldę. – A wtedy muszę być gotowy!” – postanowił, zaciskając pięści.Gdy zjawa opuściła okręt, życie na statku powoli wracało do normy. Chorzy piraci zdrowieli, lecz atmosfera nadal była podszyta nieufnością, zatruta niepewnością i obawami. Załoga szeptała między sobą, że upiór wróci i nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy to nastąpi. Matyldę otaczały niechętne spojrzenia i groźne szepty. Czuła się jak trędowata, gdy na jej widok piraci spluwali lub omijali ją szerokim łukiem. Uważali, że jest przeklęta, i nikt nie chciał przebywać w jej towarzystwie, gdy zmora znowu się pojawi.
A może wciąż była na Españoli? Kto mógłby zaświadczyć, że Pelagia naprawdę odeszła, skoro potrafiła pojawiać się, kiedy tylko chciała?
– Najlepiej byłoby wyrzucić tę małą za burtę! – szeptali piraci, patrząc ze strachem na Matyldę. – To ona uwolniła upiora.
– Może jest z nim w zmowie? Dlaczego zjawa nic jej nie zrobiła? – zapytał ktoś przy kuflu grogu w kubryku.
– Ta dziewucha sama jest wiedźmą! – odpowiedział mu szczerbaty Roy Bates. – Mówię wam: trzeba się jej pozbyć! Powiesić na rei albo utopić, a przedtem wbić osikowy kołek w serce!
– Co ty bredzisz? – zaoponował rudobrody Platt, który zachował odrobinę zdrowego rozsądku.
– To czarownica! – przekonywał Bates. – Wszyscy przez nią zginiemy. Jest w zmowie ze złymi demonami.
– Sam jesteś demon! Do tego głupi! – rzekł Tim, czym zasłużył sobie na parę dosadnych przekleństw i kilka kuksańców od kamratów.
– Patrzcie, jego też już omotała swoimi czarami! – Roy skierował złość na Rogersa.
– Nie słuchajcie tego durnia! Matylda nie zrobiła nic złego – przekonywał Tim.
Na próżno. Raz posiane w umysłach załogi ziarno niepewności i strachu padło na podatny grunt i prędko zaczęło kiełkować.
– Dziewczyna karmiła i ukrywała zjawę, która wysysała z nas krew! – wykrzykiwali zajadle piraci, głusi na wszelkie argumenty. Jak gąbka chłonęli jad sączony im przez Roya.
Atmosfera wokół Matyldy gęstniała z każdym dniem. Nawet John King zaczął się obawiać o jej życie, a także o swoje, bo jako jej przyjaciel znalazł się na celowniku otumanionych piratów. Niektórzy poszturchiwali chłopca i również pod jego adresem kierowali oskarżenia o czary. Każde, nawet błahe zdarzenie tłumaczyli sobie teraz działaniem złych mocy i wymyślali różne dziwne teorie spiskowe. Tak właśnie działają plotki, kłamstwa i oszczerstwa sączone do uszu gawiedzi. Nawet rozsądny bosman zaczął tracić zdolność logicznego myślenia.
Pewnego dnia ustał wiatr, do tego zacięło się koło steru i okręt zaczął dryfować niesiony prądem morskim. Załoga i w tych zdarzeniach upatrywała nieczystej siły. Wystarczył więc niezbyt groźny incydent, by długo tłumione lęki i złość wybuchnęły ze zdwojoną mocą.
Kiedy wydawano posiłek, okazało się, że zepsuł się spory zapas sucharów.
– To wina tej małej czarownicy! – zakrzyknął Roy. – To ona sprawiła, że suchary spleśniały.
– I ustał wiatr! – dorzucił ktoś inny.
– I zaciął się ster! – wrzasnął kolejny pirat.
– Pozbądźmy się jej!
– A co powie kapitan? – wtrącił ktoś nieśmiałą uwagę.
– On też jest we władaniu jej czarów! – Natychmiast znaleziono właściwe wytłumaczenie.
– Trzeba się jej pozbyć! – dobitnie powtórzył Bates.
Piraci naradzali się jeszcze przez chwilę w kubryku, aż wreszcie wzburzona załoga ruszyła na rufę, gdzie Matylda szorowała pokład. Zaniepokojona gniewnymi okrzykami odwróciła się i ujrzała groźne, wykrzywione nienawiścią twarze.
Tim domyślił się, co się święci. W paru susach przyskoczył do niej i rozstawił szeroko ramiona, by ją osłonić, lecz kilku osiłków brutalnie odepchnęło chłopca, a brudne łapska pochwyciły Matyldę.
– Puśćcie mnie! Czego chcecie? Odczepcie się! – Stawiała opór, ale bezskutecznie. Dużo silniejsi mężczyźni związali ją grubym sznurem.
– Precz z czarownicą! Za burtę! – wrzeszczeli w amoku piraci.
– Dosyć! – rozległ się nagle zdecydowany, donośny głos kapitana.
Morscy rabusie na moment zastygli w bezruchu. Tim wykorzystał konsternację załogi i razem z Johnem rzucił się, by pomóc Matyldzie, którą postawiono przy burcie. Drżącymi palcami rozsupłali krępujące ją więzy.
Buntownicy mamrotali pod nosem, lecz żaden z nich nie odważył się zaprotestować głośno. Czyjeś ręce boleśnie szturchnęły Tima i wymierzyły kuksańca Johnowi.
– Co to ma znaczyć? – wycedził Shadow głosem, w którym pulsowała wściekłość. – Ech, psubraty! Gadać, zakute pały! – wrzasnął.
– Chcieliśmy utopić czarownicę! – odezwał się buńczucznie Roy Bates. – To przez nią – wskazał Matyldę – ustał wiatr i spleśniały suchary! Dryfujemy, a zapasy żywności się kończą. To jej sprawka!
Wśród załogi przebiegł głęboki pomruk.
Kąciki ust Blacka zadrgały nerwowo. Tim wiedział, że jest to oznaka najwyższej irytacji i zapowiedź jego gniewu.
– Ta dziewczyna jest pod moją opieką – powiedział kapitan z naciskiem. – Każdy, kto będzie ją chciał skrzywdzić, odpowie za to!
Matylda spojrzała z ukosa na Blacka. Przecież on sam nie raz, nie dwa zalazł jej za skórę, a teraz kreuje się na jej obrońcę? Dlaczego?
– Kapitanie! Ona rzuciła na ciebie czar! Chcemy cię od niego uwolnić! – ośmielił się Roy.
Shadow zmierzył go pogardliwym spojrzeniem.
– Co takiego? Twój zakuty łeb wie, czego mi trzeba, tak? A może to ciebie omotały czarne moce? Hę? Zastanówmy się... Doprowadziłeś do buntu, może również sprawiłeś, że suchary zamokły i spleśniały?
– Nie, to nie tak... – Bates zaczął się bronić, pojął bowiem, że sam znalazł się w opałach. Łatwo było rzucać oszczerstwa w stronę dziewczyny i podburzać przeciwko niej załogę, ale teraz zrozumiał, że broń, którą władał, była obosieczna. Shadow prędko zwrócił jej ostrze w pierś Roya.
– To ty jesteś zakałą na tym okręcie! Ty i kilku tobie podobnych – zagrzmiał kapitan. – Przyjrzyjcie się im dobrze, kamraci – zwrócił się do załogi. – Czy w tych małych kaprawych oczkach nie dostrzegacie wyrachowania? Chciał was wykorzystać! Kto wie, może planował otruć? Żeby przejąć waszą część łupu. Albo narazić was na mój gniew. Zaczarował was!
– Racja, kapitanie! Ja wcale nie chciałem wyrzucać tej małej, ale on zrobił coś takiego, że mu uwierzyłem. To musiały być czary! – kajał się kuternoga Safron.
– Tak, to czary! – Również inni załoganci prędko zaczęli się wycofywać, licząc, że uda im się jeszcze wyjść cało z tej opresji.
Wokół Batesa zostali już tylko jego najwierniejsi zwolennicy. Tim domyślił się, że szykuje się rozliczenie, a ci, którzy podnieśli bunt, srogo za to zapłacą.
– To dziewczę nie przebywa na tym okręcie bez przyczyny. Pomoże nam zdobyć niewyobrażalną wprost sławę i majątek. – Black wskazał Matyldę. – A on – skierował czubek korda na Roya – chciał was pozbawić tego splendoru.
– Na reję z nim! – rozległy się wrzaski.
– Jestem waszym kapitanem! Dzięki mnie macie tyle złota, że do końca życia go nie wydacie, a możecie mieć jeszcze więcej! Tego dla was pragnę i przysięgam na Posejdona, że sprawię, że będziecie żeglować po morzach przedwiecznych!
– Ooooo... – rozległ się jęk zachwytu i niedowierzania zarazem.
Jakby na poparcie słów kapitana, lekki podmuch wydął żagle, potem kolejny, aż wreszcie okręt zaczął płynąć.
– Koło steru naprawione! – zameldował tymczasem cieśla. – Ktoś celowo je zablokował – oświadczył.
Kapitan powiódł po członkach załogi triumfalnym spojrzeniem i zatrzymał je na twarzy Roya.
Wiatr tymczasem wzmógł się i okręt nabierał prędkości.
– Posejdon nam sprzyja! – zakrzyknęli piraci. – Kapitan ma rację!
Shadow nie zamierzał poprzestać jedynie na połajance. Musiał wyegzekwować posłuszeństwo oraz przywrócić nadszarpnięty honor i status kapitana.
– Skoro tak świetnie znacie się na czarach, na pewno poradzicie sobie na waszej nowej łajbie! – Zaśmiał się szyderczo, po czym kazał Batesa i jego popleczników wsadzić do szalupy i spuścić na morze.
Kwadrans później pomachał na pożegnanie grupie piratów błagających o litość.
– Do zobaczenia! – zawołał z lekceważącym uśmieszkiem.
Matylda z drżeniem serca obserwowała rozgrywającą się scenę. Patrzyła, jak łódka z buntownikami znika jej z oczu. Zastanawiała się, jak długo będzie trwał kaprys kapitana, który stał się jej obrońcą. Nie łudziła się; wiedziała, że ma w tym swój interes. Potrzebował okruchu Gwiazdy Morza, który był w posiadaniu Pelagii, a Matylda była przynętą dla zjawy.
„Muszę koniecznie coś wymyślić. Długo tego nie wytrzymam!” – postanowiła, lecz przez kilka najbliższych dni nie wydarzyło się nic szczególnego, co by wpłynęło na poprawę jej losu.
Dalszy rejs odbywał się bez większych zakłóceń.
Pewnego dnia Shadow wezwał Matyldę i oznajmił:
– Chyba ucieszy cię informacja, że jesteśmy blisko bezludnej wyspy, na której powinien być twój brat... O ile jeszcze żyje – dodał z lekkim sarkazmem.
Matylda poczuła bolesny skurcz serca. Jednocześnie jej myśli opanowała ożywcza nadzieja na uratowanie Daniela.
– Powinnaś podziękować Timowi, że dokładnie zapamiętał położenie wysepki. Bez jego wskazówek moglibyśmy do końca świata szukać jej pośród fal oceanu.
– Dobrze, podziękuję – szepnęła Matylda.
W istocie, czuła ogromną wdzięczność dla Tima, który zachował zimną krew, gdy ona poddała się rozpaczy w chwili rozstania z bratem i mimo swoich zdolności nawigacyjnych i świetnej pamięci niemal zupełnie straciła głowę i nie zapamiętała dokładnego położenia wyspy. Zresztą zdarzenia potoczyły się wtedy tak prędko i tak zaskakująco, że zbyt późno uzmysłowiła sobie, że powinna była na jakiejś mapie jak najdokładniej oznaczyć miejsce, w którym pozostał Daniel.
– Widzisz? Mówiłem, że Black spełni obietnicę i wrócimy po twojego brata – ucieszył się Tim, gdy przekazała mu tę wiadomość i podziękowała.
Matylda nie odpowiedziała. O tak, Shadow dotrzymał słowa, ale na pewno nie zrobił tego bezinteresownie. Zastanawiała się, jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić, lecz na razie postanowiła się tym zbytnio nie martwić. Z niecierpliwością wypatrywała cienkiej linii lądu – bezludnej wyspy, na której wysadził Daniela okrutny Czarny Sam.
Noc poprzedzającą spotkanie z bratem spędziła na bezsennych rozmyślaniach i układaniu planów na przyszłość. Priorytetem było uratowanie rodziców, a potem wspólny powrót na Mellody i ucieczka z Republiki Piratów.
Gdy nastał świt, Matylda zerwała się na nogi i wybiegła na pokład.
– Ziemia! Ziemia na horyzoncie! – zabrzmiał okrzyk z bocianiego gniazda.
W tej samej chwili dziewczyna dostrzegła upragniony skrawek lądu wynurzający się z porannych mgieł.
Rozpoznała długi, piaszczysty cypel, na którym pozostał jej brat.
Życie na pokładzie pirackiego okrętu nie należało do łatwych. Wymagało siły i hartu. Towarzyszyły mu stałe poczucie zagrożenia i niepewność jutra. Śmiertelność wśród załogi była wysoka, a przyczyniały się do tego nie tylko rany zadane w czasie bitwy, ale przede wszystkim złe warunki bytowe.
Niechcianymi pasażerami na większości okrętów były szczury. Przenosiły wiele tropikalnych chorób, które nieraz dziesiątkowały załogę. To wszystko sprawiało, że piraci zwykle nie dożywali sędziwego wieku.
OBOWIĄZKI
Załoga zawsze miała wiele pracy, dlatego funkcjonował całodobowy system wacht. Należało utrzymywać pokład w czystości, dokonywać bieżących napraw, obserwować morze i kierunek wiatru, wypatrywać innych statków i niebezpiecznych raf koralowych. Każdy miał przydzielone zadania i musiał je sumiennie wykonywać.
DIETA
Długość rejsu zależała od ilości jedzenia. Mało urozmaicone posiłki przyczyniały się do wielu chorób – jedną z nich był szkorbut, spowodowany niedoborem witaminy C. Przechowywana na okręcie żywność często się psuła, a w sucharach, będących stałym elementem diety, łatwo lęgło się robactwo, jak choćby wołki zbożowe. Sporą część zapasów stanowiły baryłki piwa i rumu, dlatego na większości okrętów szerzyło się pijaństwo.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------