- W empik go
Ogród Rajski i inne baśnie - ebook
Ogród Rajski i inne baśnie - ebook
Zbiór przepięknych baśni Andersena w przekładzie Aleksandra Szczęsnego, zawierający utwory: Prawdziwa Księżniczka. Ogród Rajski. Syrena. Królowa Śniegu: O Czarodziejskim zwierciedle i jego szczątkach, O Janku i Zosi, Ogródek staruszki, która umiała zadawać czary, Książę i księżniczka, Córeczka rozbójników, Laponka i Finka, Co było w zamku Królowej Śniegów i co się potem stało, Opowiadanie wiatru. Słowik. Nowe szaty królewskie.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-256-1 |
Rozmiar pliku: | 200 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był raz pewien książę, który zapragnął pojąć za żonę prawdziwą, wedle swego wyobrażenia, księżniczkę. Ale jego własne pojęcia tak mu utrudniały wybór odpowiedniej małżonki, że udał się w podróż po całym świecie, myśląc, iż przecież kiedyś taką znajdzie. Jednak biedny książę podróżował napróżno; wiele spotykał księżniczek, żadna jednak jakoś nie odpowiadała jego chęciom. To też powrócił wreszcie utrudzony do domu, ale choć go to smuciło, nie porzucił swego zamiaru.
Pewnego wieczora na dworze była nawałnica: grzmiało, błyskało się i padał ulewny deszcz. Nagle ktoś zapukał do wrót zamkowych i tak się jakoś złożyło, że sam stary król ojciec poszedł przybyszowi otworzyć.
We wrota, jak się okazało, pukała księżniczka. Lecz, o..............................OGRÓD RAJSKI.
Był niegdyś na świecie syn książęcy; nikt nie miał tylu pięknych książek, co on. Wszystko, cokolwiek się stało, mógł z ich kart, ozdobionych różnemi malowidłami, wyczytać.
I dlatego wiedział o wszystkich ludach i krajach. Ale w książkach nie było nigdzie ani słowa o ogrodzie rajskim, o którym mały książę myślał najczęściej. Chcielibyście wiedzieć, dlaczego tak sobie głowę zaprzątał rajskim ogrodem?... Oto, gdy był maleńki i zaczynał się uczyć, babka jego opowiadała mu, że niektóre z kwiatów w tym ogrodzie są najsmaczniejszemi ciastkami, kielichy zaś innych napełnia doskonałe wino. Każdy przytem z kwiatów zawiera jakieś wiadomości, potrzebne dzieciom do nauki. I wystarczy tylko jeść owe ciastka i zapijać je kwiatowem winem, aby coraz więcej posiadać przeróżnych potrzebnych mądrości.
Dopóki królewicz był mały, wierzył święcie w to, co mu dobra babka opowiadała, lecz w miarę, jak rósł i czytał dużo, stawał się coraz mądrzejszy i zaczął pojmować, że wspaniałości raju zupełnie na czemś innem polegały.
– O, dlaczegóż Ewa zerwała owoc z drzewa wiadomości? Dlaczego Adam go skosztował? Gdybym był na jego miejscu, nigdyby mi się to nie wydarzyło; nie przyczyniłbym się do powstania grzechu na świecie! –
I odtąd myślał o tem często królewicz. Myślał choć, był już siedemnastoletnim młodzieńcem, a ogród rajski zaprzątał mu ciągle najskrytsze myśli i marzenia.
Pewnego razu poszedł królewicz do lasu; poszedł sam, ponieważ kochał bardzo samotność. A tymczasem zbliżył się wieczór, nadciągnęły obłoki, wreszcie rozpadał się deszcz tak rzęsisty, jakby niebo było jednym, wielkim upustem. Zapadła mroczna noc. Wkrótce królewicz zaczął się poślizgiwać na mokrych trawach, potykać o wilgotne kamienie. Wszystko ociekało wodą, a na księciu nie było już dawno suchej nitki. Musiał przytem przedzierać się przez zwały kamieni, z których woda strumykami się sączyła. Nagle usłyszał królewicz jakieś niezwykłe trzeszczenie i ujrzał przed sobą obszerną, jaskrawo oświetloną jaskinię. Pośrodku płonął ogień tak wielki, że możnaby przy nim upiec całego wołu. Ogień ten rzeczywiście służył do czegoś podobnego, bo obracał się nad nim na rożnie, wspartym na dwuch jodłowych pniakach, wspaniały jeleń. Niemłoda kobieta tak wysoka i tęga, że wydawała się raczej mężczyzną, siedziała przy nim i dorzucała szczapy drzewa, jedną po drugiej.
– Zbliż się – rzekła, gdy zauważyła księcia – siadaj przy ogniu i osusz się.
– Jakiż tu przeciąg – powiedział książę, siadając na ziemi.
– Poczekaj, będzie jeszcze gorszy, gdy powrócą moi synowie. Jesteś w jaskini wiatrów, a synowie moi to wichry czterech stron świata.
– Gdzież są twoi synowie? – zapytał książę.
– Głupiec potrafi pytaniami swemi zadać robotę dziesięciu mędrcom – odparła na to kobieta. – Synowie moi są dojrzali i nigdy nie opowiadają............................SYRENA.
Daleko stąd, na pełnem morzu woda jest błękitna, jak najpiękniejsze bławatki i tak przejrzysta, jak najczystsze szkło, ale głębi, jaka się tam rozpościera, nie zmierzyłaby żadna kotwiczna lina; trzebaby chyba wiele wież kościelnych ustawić jedne na drugich, aby sobie podobną głębię wyobrazić. Tam to właśnie mieszka lud morski.
Nie należy jednak przypuszczać, że na dnie leży szczery bieluteńki piasek; jak z ziemi, wyrastają z dna wody, najdziwniejsze jakby drzewa i rośliny, tak giętkie i wijące się, że przy najlżejszym podwodnym prądzie poruszają się, jak żywe stworzenia. Między ich gałęźmi przemykają się najprzeróżniejsze ryby małe i duże, zupełnie taksamo, jak ptaki w powietrzu.
Na najgłębszem miejscu stoi tam zamek króla mórz; ma on koralowe mury a wysokie, ostrołukowe okna z przeczystego bursztynu, dach zaś składa się z samych żywych muszel, które od prądu wody otwierają się i zamykają. Taki dach wygląda wspaniale, bo w muszlach spoczywają lśniące perły, z których każda mogłaby być na ziemi ozdobą, godną królewskiej korony.
Zdarzyło się przed laty, że władca tych wspaniałości, król morski, owdowiał i stara jego matka zajmowała się wszystkiemi sprawami królewskiego domu. Była to mądra kobieta, dumna jedynie z tego, że jej wiek i obowiązki pozwalały ozdabiać ogon aż dwunastoma skorupkami ostryg, co było najwyższą odznaką, gdyż wszystkie inne znakomite osoby nosiły ich tylko po sześć. Matka króla mórz zasługiwała na największy szacunek choćby dlatego, że opiekowała się z jaknajczulszą miłością i bacznością maleńkiemi księżniczkami morza, swojemi wnuczkami.
Było ich sześć, prześlicznych dziewczynek, lecz najpiękniejszą była najmłodsza, o ciele różowem, jak płatek róży i oczach koloru głębin morskich; tylko że i ona tak, jak wszyscy nie miała nóżek i ciało jej zwężało się ku dołowi w wysmukły rybi ogon.
Dzieci mogły cały boży dzień bawić się w rozległych salach zamku, gdzie wszędzie ze ścian wyrastały żywe morskie kwiaty. Wielkie, bursztynowe okna rozwarte były na oścież i przez nie zapędzały się do wnętrza ryby tak, jak jaskółki, które wpadają czasem przez okna do pokoju. Ryby te podpływały do maleńkich księżniczek, pozwalały karmić się z ręki i głaskać.
Na zewnątrz zamku znajdował się wielki ogród, pełen ciemnobłękitnych i ognistych drzew, owoce ich błyszczały, jak złoto, a kwiaty jarzyły się jak płomienie przy nieustannem zginaniu się i ruchu wiotkich gałęzi. Rosły one z piaskowego dna, które było błękitne, jak płomyki siarki; nad wszystkiem zaś unosił się osobliwy, błękitnawy blask. Było tam tak, jak gdyby człowiek się unosił wysoko w powietrzu i nie widział naokoło siebie nic, prócz nieba. Gdy cisza zupełna panowała wysoko na powierzchni wody, wtedy widać było ze dna słońce. Przeglądało ono przez głębiny, niby wielki purpurowy kwiat, z którego kielicha lało się złagodzone światło.
Każda z maleńkich księżniczek miała swoje miejsce w ogrodzie, gdzie podług swojej chęci i pomysłu mogła uprawiać grządki i sadzić morskie kwiaty. Jedna więc nadała swej grządce kształt wieloryba: ciało jego składało się z ciemnych porostów wodnych, a z głowy wyrastały dwie wspaniałe błękitne, chwiejne rośliny, piętrzące się, jak strumienie wody nad prawdziwem zwierzęciem. Grządka innej znów miała kształt pięknej syreny. Tylko najmłodsza uczyniła swoją okrąglutką, na kształt słońca, a kwiaty, które ją pokrywały, lśniły tak purpurowo, jak ono.
Najmłodsza księżniczka znacznie odróżniała się od pozostałych sióstr. Było to ciche, zamyślone dziecko......................KRÓLOWA ŚNIEGU.
1. O CZARODZIEJSKIEM ZWIERCIEDLE I JEGO SZCZĄTKACH.
OOpowiem wam teraz o złej sprawce pewnego najgorszego pod słońcem czarownika. Był on nietylko najgorszym, ale i najpotężniejszym śród innych i z tego już domyślić się można, że mowa tu o jego najciemniejszej mości – djable. Pewnego dnia wpadł on w doskonały humor, bo udało mu się sporządzić zwierciadło, ślepe na wszystko, co było na ziemi dobre i piękne, ale zato odbijające z przesadną dokładnością wszystko, co tylko złego gdziekolwiek się stać mogło. Dlatego to najwspanialsze widoki wyglądały w niem, jak rozgotowana zielenina, a najlepsi ludzie brzydli nie do poznania. Djabłu sprawiało to niesłychaną przyjemność. Wszyscy, którzy uczyli się w jego czarciej szkole, opowiadali długo i szeroko o tym cudzie swego mistrza, mówiąc, że teraz dopiero będzie można światu i ludziom pokazać, jak się wszystko dziać powinno. I uczniowie djabła wciskali się wszędzie ze swem zwierciadłem, aż wkrótce nie było na ziemi prawie żadnego człowieka, którego myśli i zamiary nie byłyby z ich przyczyny zeszpecone. Wtedy to czarcie plemię umyśliło dostać się aż do nieba, aby i tam praktykować swoje sztuczki wobec dobrego Boga i aniołów. Ale oto stało się coś dziwnego. Bo, im wyżej wznosili się ze zwierciadłem, tem silniej drżało i chybotało się im w djablich łapskach, aż wreszcie upuszczone spadło na ziemię i rozbiło się na niezliczoną ilość kawałków. I teraz dopiero zaczęły się dla ludzi najgorsze czasy. Niektóre z szczątków zwierciadła, drobniejsze od ziaren piasku, rozniósł wiatr po całym świecie, a gdy który z nich trafił człowiekowi do oka, pozostawał tam niepostrzeżony, zachowując dawniejsze własności całego zwierciadła. Niektórym dostały się takie szczątki aż do serca i zamieniły je na nieczułe bryłki lodu. Inne znów, większe kawałki, użyte zamiast szyb do okien, zohydziły patrzącym przez nie cały świat. A te, z których zrobiono okulary, nie pozwoliły już żadnemu z sędziów, gdy je na nos włożył, sądzić sprawiedliwie. Djabeł cieszył się z tego i śmiał aż do rozpuku. Bo niektóre z tych brzydkich szkiełek jeszcze dotąd wiatr nosi po świecie. Posłuchajcie, ile złego narobiło jedno z nich.
2. O JANKU I ZOSI.
W wielkiem mieście tak jest ciasno wśród domów, że ludzie nie mogą sobie często pozwolić...................OPOWIADANIE WIATRU.
Gdy wiatr przebiega nad trawami lub zbożem, faluje je jak powierzchnię morza. To jest właśnie taniec wiatru. Źdźbła roślin uginają się pod nim, rozchylają się, szemrzą, a wiatr, ledwo je tykając, pędzi już dalej. Ale trzebaby go wam posłuchać opowiadającego. Bo wiatr opowiada ciągle; co innego mówi śród drzew leśnych, a co innego śród ruin starych budowli. Spojrzyjcie tylko, jak wiatr pędzi obłoki niby posłuszne stado, posłuchajcie, jak dmie przez niedomknięte drzwi, niby strażnik, grający z daleka na rogu. Lubi on szczególniej dostawać się przez komin do pieca, a tam chwieje i zgina czerwony płomień, który wybucha wtedy aż na pokój, świecąc jaskrawo i mile grzejąc. Dobrze jest wtedy słuchać go i grzać się. Posłuchajcie więc, co wiatr opowiada. Zna on więcej opowiadań i bajek, niż my wszyscy razem... Uuu, przelatuuję – to jest ciągle powtarzający się jego przyśpiew. A potem już można się wsłuchać i odróżnić słowa, z których składa się następujące opowiadanie:
Daleko stąd nad morską cieśniną stoją czerwone mury starego zamku. Znam tam każdy kamień, znałem je dawniej, kiedy jeszcze tkwiły w wieżach i murach starej nadmorskiej strażnicy. Ale ta rozpadła się z czasem w gruzy i z jej szczątków dopiero zbudowano dotąd stojący zamek. Widziałem w nim szlachetnych panów i ich żony, widziałem całe ich pokolenia, a teraz opowiem o Waldemarze Daa i jego córkach, bo historya ich jest naprawdę zadziwiająca. Waldemar Daa był dumny, nie darmo szczycił się pochodzeniem z królewskiego rodu. Umiał on nie tylko polować i opróżniać puhary. – To się jeszcze zobaczy – zwykł mawiać o swoich zamiarach.
Żona jego, odziana w tkane złotem suknie, umiała pięknie przyjmować gości we wspaniałych komnatach zamkowych śród rzeźbionych sprzętów i wspaniałych obić. Wszyscy jedli tam i pili ze złotych i srebrnych naczyń, piwnice pełne były starych win, w stajniach rżały ogniste rumaki. Cały zamek był szczodry, dopóki gnieździło się...........SŁOWIK.
Dziwną jest historya o cesarzu chińskim i jego słowiku, którą teraz będę wam opowiadał. Działa się ona tak dawno, że napewno z zajęciem jej wysłuchacie. Otóż wtedy zamek cesarski, który uważano za najpiękniejszy na świecie, miał mury całe z chińskiej porcelany, bardzo kosztownej i tak kruchej, że aż strach było jej dotknąć, nie pomyślawszy o tem zawczasu.
Naokoło w ogrodach rosły przeróżne kwiaty, a najpiękniejsze z nich były obwieszone srebrnemi brzękadełkami, drżącemi od najlżejszego wiatru tak, aby nikt nie minął ich niepostrzeżenie.
Zresztą wszystko, co znajdowało się w cesarskich ogrodach, mogło zaspokoić niebylejaką wyobraźnię, a ogrody ciągnęły się tak daleko we wszystkie strony, że nawet główny ogrodnik nie zdawał sobie dobrze sprawy z ich rozległości.
Wiadomem tylko było, że gdzieś daleko stykały się one z wielkim lasem, pełnym wyniosłych drzew i szmaragdowych, głębokich jeziorek; las zaś..................NOWE SZATY KRÓLEWSKIE.
Przed wielu laty żył na świecie król, który się tak lubił stroić, że na zakupywanie coraz to nowych, wspaniałych szat wydawał prawie wszystkie dochody, jakie mu przynosiło królestwo. Zamiłowanie jego do strojów było tak wielkie, że przestał się wreszcie troszczyć o sprawy państwa. Nie naradzał się z ministrami, nie odbywał przeglądów wojsk, ani podróżował, jak to królom się zdarza po swoim kraju. Jedynem jego pragnieniem było pokazywać się poddanym w coraz to innych strojach, których miał już takie mnóstwo, że co godzinę mógłby się w inny przebierać. Jeżeli zaś król przebywał w pałacu, wszyscy mieszkańcy wiedzieli napewno, że król jest zajęty w garderobie.
Stolica królestwa była ludnem, rozległem miastem, w którem wrzało życie. Gdyby..................