- W empik go
Okinawa. Lekcje z japońskiej wyspy długowieczności - ebook
Okinawa. Lekcje z japońskiej wyspy długowieczności - ebook
Na samym południu Japonii leży tajemniczy archipelag o zdumiewającej historii, o kulturze kolorowej i oryginalnej.
To Okinawa, jedna z tzw. blue zones, obszarów, gdzie żyje się dłużej niż w innych częściach świata, a wesołych stulatków spotyka się na każdym kroku.
Dzięki spokojnym falom pieniącym się na białych plażach, kolczastym liściom pandanów i czerwonym kwiatom hibiskusa czuć tu niesamowity wyspiarski klimat. Trochę jak na Hawajach, trochę jak na Filipinach, tylko surferzy idą tutaj na sushi, a salarymen noszą kolorowe koszule w kwiaty.
Nati Ishigaki snuje wciągającą opowieść o radościach i troskach codziennego życia na wyspie, oddając niejednokrotnie głos Uchinaanchu – Okinawiańczykom. Wspólnie opowiadają o lokalnych wierzeniach, fascynacji karate i tajemnicach długowieczności.
Mimo wielu trudności i problemów uśmiech zdaje się nie schodzić z twarzy Uchinaanchu. Zawsze bowiem można liczyć na rodzinę, przyjaciół, a nawet na sąsiadów i obcych ludzi wokół. Społeczność i związki międzyludzkie sprawiają, że najskromniejsze życie jest znośne, a ludzie nie mają tu wielkich oczekiwań. Dzieci nie muszą mieć własnych pokojów, nikt nie martwi się o kupno najnowszego modelu samochodu, a na stole zawsze jest coś do zjedzenia. Być może pogoda też pomaga. Słońce i ciepło, kwitnące kwiaty przez cały rok i spokojny tryb życia sprawiają, że mimo kłopotów ludzie wciąż potrafią tu być szczęśliwi.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788383173986 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na samym południu Japonii, daleko od głównych wysp Honsiu i Kiusiu, około 3 godziny samolotem z Tokio, leży tajemniczy archipelag, którego piękno oczarowało wielu podróżników. Wyspy te mają zdumiewająco bogatą historię, a kulturę kolorową i oryginalną. To Japonia, ale jednak trochę inaczej, Azja południowo-wschodnia, ale z japońską czystością i organizacją. Czuć tu wyspiarski klimat, trochę jak na Hawajach, trochę jak na Filipinach, gdzie surferzy idą na sushi, a _salarymen_1 noszą kolorowe koszule w kwiaty.
------------------------------------------------------------------------
1 Japońskie określenie ludzi (zwykle mężczyzn) pracujących w biurach i ubierających się zwykle w standardowe białe koszule oraz czarne garnitury.
To Okinawa. Okinawa o której mówi się ostatnio dużo, szczególnie w kontekście długiego życia. I faktycznie, jest to jedna z tzw. _blue zones_, obszarów, gdzie żyje się dłużej niż w innych częściach świata, a wesołych stulatków spotyka się na każdym kroku. Na 100 000 osób przypada tu 68 ludzi pamiętających lata 20., z których wielu jest całkiem sprawnych fizycznie i umysłowo. Na mojej ulicy średnia wieku wypada grubo ponad siedemdziesiątkę, choć nie wiem, czy nasza czwórka dzieciaków nie obniżyła tej średniej.
Moja rodzina mieszka na głębokiej wsi, na północy, w lasach Yanbaru. Wielu młodych ludzi uciekło stąd za pracą i wygodami, a izolacja sprawiła, że dawny, zdrowy tryb życia miał szansę przetrwać i przyczynił się do długowieczności mieszkańców.
W miastach życie toczy się innym rytmem. Ludzie się spieszą, pracują długo i intensywnie, często nie mają czasu na porządne posiłki, jedząc zupki chińskie sprawdzają swoje media społecznościowe lub czytają mangę w apkach na telefonie… Towarzyski duch budzi się w nich dopiero w weekendy, gdy spotykają się ze znajomymi i rodziną na plażowego grilla, a popijając lokalne piwo Orion, sięgają po _sanshin_2 i wznoszą kolejne toasty, wygłaszając przy tym przydługawe mowy. Tak na wsi jak i w mieście dookoła biegają dzieci, których śmiech przynosi ludziom szczęście. Ich rodzice wzdychają, patrząc w dalekie morze, którego turkusowy kolor jest moim zdaniem absolutnie najpiękniejszy w świecie. Jeśli miałabym zamknąć oczy i wyobrazić sobie Okinawę, to właśnie ten szeroki ocean przyszedłby mi na myśl jako pierwszy. Spokojne fale pieniące się na białych plażach, kolczaste liście pandanów i czerwone kwiaty hibiskusa – ten sielski obrazek nie przestaje mnie uwodzić, a codziennie zawożąc córki do szkoły, zatrzymuję się przy zatoce, której kolor zawsze zapiera mi dech w piersiach.
------------------------------------------------------------------------
2 _Sanshin_ – lokalny instrument muzyczny.
Rafa Okinawy jest przepiękna, bogata w kolorowe gatunki ryb i koralowców.
Na tej dalekiej ziemi jestem już od 12 lat i coraz mocniej czuję się związana z tą wyspą. Mąż-tubylec i dzieci będące częścią tej kultury to oczywiste kotwice mojego życia. Nie mogę już jak za dawnych czasów szwendać się po świecie, ale prawda jest taka, że coraz mniej chce mi się opuszczać mój wybrany dom. Czuję, że to moje miejsce, idealnie pasujące do mnie klimatem, charakterem, a nawet sposobem myślenia, mimo że dzieli mnie całe 9000 km od Poznania, w którym się urodziłam.
Pasjonuję się Okinawą. Interesuję się kulturą, historią, naturą i językiem, ale nawet te 12 lat nie uprawnia mnie do stawiania się w pozycji autorytetu. Ta niezwykle interesująca wyspa powinna być przedstawiona przez ludzi, którzy mają do tego pierwszeństwo, a którym ciągle odbiera się głos. To Uchinaanchu3 opowiedzą Wam w tej książce o swojej ojczyźnie, a ja dopowiem moją historią. Mam nadzieję, że oddam im sprawiedliwość, że uda mi się wyjaśnić, dlaczego aż tak bardzo kocham to miejsce, a czytelnik dobrnie do końca, poznając Okinawę nieco lepiej.
------------------------------------------------------------------------
3 Uchinaanchu – tak nazywają sami siebie Okinawiańczycy.HAWAJE JAPONII
ICHARIBA CHOODEE — Jeśli się spotkaliśmy, już na zawsze zostaniemy braćmi
Często wzdycham do siebie i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Patrzę na szerokie, dzikie plaże z białym piaskiem i jasny turkus oceanu z kontrastującymi plamkami w kolorze ciemnego indygo, oznaczającymi miejsca, gdzie rośnie koral. Moje ulubione hibiskusy bujają się na wietrze. Są czerwone, żółte, różowe i pomarańczowe, a wiele z nich osiąga wielkość dłoni dorosłego człowieka. Odwiedzająca nas znajoma spojrzała na mnie ze zdziwieniem, gdy poprosiłam ją o zerwanie paru dla żółwia, jakby niszczenie tak pięknych kwiatów było świętokradztwem. Nie zdawała sobie sprawy, że hibiskusy rosną u nas cały rok i kwitną codziennie w takich ilościach, że wykarmiłabym nimi całą armię żółwi.
Wychodzę przed dom i otacza mnie zieleń. Gęsta, nieprzenikniona, wielowymiarowa zieleń drzew i roślin tak egzotycznych, że wielu ich nazw jeszcze nie znam. Niby mieszkam na wsi, ale nie jest to do końca prawda. Żyję na skraju dżungli, nieprzeniknionej plątaniny palm, bambusów, drzew morwy i prehistorycznych paproci, z prywatnym wodospadem i rzeką, w której łowimy krewetki i małe węgorze rzeczne.
To moja Okinawa.
Miasto Urasoe, jedno z głównych miast południa. Przez 10 lat nazywałam je domem.
Archipelag Riukiu składa się z najbardziej południowych wysp japońskich, zaczynając od wysp Amami. W następnej kolejności są Okinawa, a potem archipelag Sakishima, podzielony na dwie grupy wysp: Miyako oraz Yaeyama (w tym Ishigaki, Iriomote i Yonaguni zaraz przy Tajwanie). Jeśli ktoś miałby okazję zejść z głównego szlaku, to każda z tych wysepek ma coś ciekawego do opowiedzenia. Na niektóre można się wybrać promem, na inne trzeba wziąć samolot. Każda jest piękna, a ich izolacja utworzyła unikatowe kultury.
Mimo że mieszkam tu już ponad dekadę, to odwiedziłam jedynie parę najbliższych wysp oraz Miyako, skąd pochodzi rodzina mojego męża. Często śmiejemy się, że jesteśmy Ishigaki z Miyako. Jako fanka antropologii i kultury riukiuańskiej z chęcią wybrałabym się na objazdową wycieczkę po prefekturze, ale sytuacja rodzinna nie bardzo mi na to pozwala. Pozostaje mi poznawanie najbliższej okolicy.
Mimo istnienia jako administracyjna jednostka, większość krajów wyspiarskich charakteryzuje się pewnym rozdrobnieniem, mniejszymi i większymi różnicami pomiędzy wyspami. Najlepiej oczywiście znam Okinawa Hontō, gdzie mieszkam, i którą zjeździłam wzdłuż i wszerz zarówno w przeróżnych sprawunkach, jak i w celach prywatnych oraz turystycznych.
Okinawa Hontō to mała wyspa, trochę mniejsza niż chociażby Teneryfa. Na jej szerszym południowym końcu znajdują się wszystkie główne miasta: stolica w Naha, przylegające do niej Urasoe, potem Ginowan, Okinawa City, Chatan, Uruma… Wszystkie razem tworzą jedną wielką aglomerację. Im dalej na północ, tym mniejsze miasteczka, z wyjątkiem miasta Nago, na granicy z lasem Yanbaru, który jest rajem dla entuzjastów natury. Gęste dżungle, last namorzynowe, dzikie plaże to największe atuty, cała wyspa jest otoczona piękną rafą koralową, a podwodne jaskinie przyciągają fanów nurkowania.
Na północy mieszkamy dopiero od dwóch lat. Wcześniej przez dekadę mieszkaliśmy na południu, w Urasoe, w pobliżu domu teściów. Ogarnia mnie nostalgia na samą myśl o tym mieście, w którym doświadczyłam tylu dobrych rzeczy. Żółte kwiaty allamandy, symbolu miasta, szare, betonowe budynki, do widoku których musiałam się przyzwyczaić, liczne małe parki, ulice, po których nieskończenie chodziłam na spacery z moimi dziećmi… To tam żyłam jako zakochana, narzeczona i młoda mężatka, z pierwszym, drugim, trzecim dzieckiem w brzuchu. Miasto to, doskonałe do mieszkania, nie ma za wiele do zaoferowania turystom. Większość brzegu morza jest zajęte przez Camp Kinser, rozległą bazę amerykańską. Graniczy ono jednak z miastem Naha, stolicą prefektury. Tam znajduje się mnóstwo atrakcji, od wspaniałego zamku Shuri, gdzie można przejść się ścieżkami, którymi chadzali królowie Riukiu, po ulicę Międzynarodową4 – serce miasta i turystyczne centrum wyspy.
------------------------------------------------------------------------
4 International Street (Kokusaidōri)
Ulica Międzynarodowa
Zaraz po wojnie, na mokradłach i kompletnie zniszczonych terenach dzisiejszego miasta Naha, powstała, być może po przejeździe czołgiem, prosta, jednomilowa droga. To tam złaknieni rozrywki amerykańscy żołnierze przychodzili się zabawić, a lokalni ludzie, pozbawieni innych źródeł dochodu, szybko podłapali okazję do zarobku i ich małe biznesy zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Znajdujący się przy niej Międzynarodowy Teatr Erniego Pyle’a (znanego amerykańskiego korespondenta wojennego, który poległ w bitwie o Okinawę) gromadził klientelę, która zaczęła nazywać całą ulicę _Ernie Pyle’s International Theatre Street_, w skrócie _International Street –_ ulica Międzynarodowa. Niezwykle szybki rozwój sprawił, że mówiono na nią również _Miracle Mile_, Cudowna Mila. Jest to raj miłośników zakupów, ale też miejsce, gdzie można poznać lokalne rzemiosło i kulturę Okinawy. Znajduje się tam bowiem Muzeum i Warsztaty Tradycyjnego Rzemiosła (Naha City Traditional Arts and Crafts Center), gdzie można zobaczyć, jak wytwarza się flagowe produkty prefektury, a także spróbować swych sił w rzemiośle. To na ulicy Międzynarodowej co roku gromadzą się dziesiątki tysięcy uczestników festiwalu, podczas którego pobito rekord Guinnessa, przeciągając ogromną, dwustumetrową i ważącą 43 tony linę.
Na całej długości ulicy można znaleźć mnóstwo restauracji i kafejek. My jednak z nich nigdy nie korzystamy – okropnie zawyżone ceny i bardzo turystyczna atmosfera zawsze nas odstraszają. Wystarczy zaszyć się w boczną uliczkę i po pięciu minutach znajduje się całkowicie autentyczny lokal z _okinawa sobą_5 czy doskonałą _izakayę_6. Jeśli chodzi o zakupy, to ulica Międzynarodowa nie ma sobie równych – mnóstwo sklepików z pamiątkami, jubilerzy specjalizujący się w koralu, perłach lub typowym okinawiańskim wyrobie z tzw. hotaru – niebieskiego szkiełka świecącego fluorescencyjnie. Do tego okinawiańskie kwieciste koszule _kariyushi_, wyroby z muszelek, _sanshiny_, kosmetyki naturalne z lokalnych składników, przepiękne szklanki z Ryukyu glass i oczywiście para piesków _shisa_7, symboli Okinawy. Te ostatnie (jak i jakiekolwiek wyroby garncarskie) lepiej kupić gdzie indziej. Dosłownie parę minut spacerem od głównej ulicy znajduje się dzielnica ceramiki zwana Tsuboya, na której znaleźć można sklepy prowadzone przez lokalnych rzemieślników tworzących kubki, miski czy talerze. Wolę zapłacić artyście, dla którego sprzedana parka psów-lwów to duża część dziennego dochodu, dostając w zamian oryginalny wyrób najwyższej jakości.
------------------------------------------------------------------------
5 _Okinawa soba_ to klasyk kuchni okinawiańskiej. Jest to pszenny makaron w aromatycznej zupie z żeberkami lub boczkiem.
6 _Izakaya_ – japoński pub.
7 _Shisa_ (czyt. sisa) to mityczne psy/lwy broniące domostw na Okinawie. Ich piękne odzwierciedlenia są popularnymi pamiątkami przywożonymi z wyspy. Więcej o _shisach_ w rozdziale _Uważaj na duszę_.
Samochód czy autobus?
Moje dzieci na ulicę Międzynarodową najbardziej lubią przyjeżdżać kolejką jednotorową. Yui Rail – jak czasami nazywa się te wagoniki – to jedyny pociąg, jaki znajdziemy na Okinawie. Przed wojną na naszej małej wyspie istniała nie tylko kolej, ale także tramwaje i tramwaje konne. Jednak bitwa o Okinawę zmiotła je z powierzchni ziemi i Uchinaanchu musieli czekać aż do 2003 roku, kiedy to otwarto uroczyście nową linię Okinawa Urban Monorail – kolejki jednotorowej. Do dziś jest to tylko jedna linia, dziewiętnaście przystanków, ale rozciąga się wygodnie od lotniska, poprzez Kokusaidōri, zamek Shuri, aż do stacji Tedako-Uranishii. Ta ostatnia może nie jest jakąś ogromną atrakcją turystyczną (choć jest stąd stosunkowo blisko do ruin zamku Urasoe), ale dla mojej rodziny ma specjalne znaczenie – tam właśnie mieszkają moi teściowie. Dzieci za przejazd nie płacą, więc od czasu do czasu zabierałam je na wycieczki, chociażby tylko na sąsiednią stację i z powrotem. Zwykle nie ma wielu pasażerów, choć im bliżej lotniska, tym robi się tłoczniej. Dużą zaletą Yui Rail jest jej punktualność, coś co w zakorkowanych miastach liczy się podwójnie.
W miastach znajdują się duże parki z ruinami dawnych zamków Królestwa Ryukyu.
Przyjeżdżając z Japonii kontynentalnej, człowiek jest przyzwyczajony do doskonałego, czystego i punktualnego transportu publicznego. Choć w moim sercu Okinawa wygrywa na większości frontów z Japonią, to w tej kwestii rozumiem kompletnie zawód turystów, gdy lądując na wyspie, próbują poruszać się naszymi autobusami. Mamy tu dość dużo prywatnych firm komunikacyjnych, które widocznie nie wpadły na pomysł koordynacji swoich rozkładów jazdy. Gdy pracowałam w szkole, miałam szczęście mieszkać przy głównej trasie. Przychodząc na przystanek, mogłam przebierać w numerach pojazdów, które przyjeżdżały tak gęsto, że nie mieściły się na przystanku. Standard autobusów zostawia dużo do życzenia, a wydane 800 jenów8 za półgodzinną jazdę w autobusie pamiętającym lata mojego dzieciństwa nie wprawia w dobry nastrój. Jeśli nie miałabym własnego auta, to wolałabym już wziąć taksówkę, która paradoksalnie nie wychodzi dużo drożej. Zresztą dla tych bez samochodu często nie ma innej opcji. Po przeprowadzce do innej dzielnicy nagle okazało się, że w pobliżu jeździ tylko jeden autobus, do tego co parę godzin. Kupienie auta stało się więc koniecznością. Na Okinawie każdy ma samochód. Jest to pierwsza rzecz, o którą starają się nowi przybysze, a tubylcy odzwyczaili się od chodzenia pieszo do tego stopnia, że chodniki potrafią być całkowicie puste. Ulice niestety odwrotnie – są zakorkowane i nieprzejezdne, choć powodem nie jest jedynie duża liczba aut, ale też i bazy amerykańskie położone w centrum miast i zajmujące spore połacie ziemi, które trzeba objeżdżać dookoła.
------------------------------------------------------------------------
8 800 jenów = ok. 21 zł.
Gdy przyjechałam tu po raz pierwszy, moja europejska, przyjazna środowisku natura burzyła się na używanie auta na najkrótsze dystanse, ale wraz ze zmianą pór roku zmieniła się i moja opinia w tym temacie. Od maja do października temperatury, wilgoć i rażące słońce potrafią wykończyć najmocniejszego piechura!
Zamiłowanie Okinawiańczyków do jazdy samochodem przeistoczyło się wręcz w sposób spędzania czasu. Ludzie robią tak zwane drive’y, wsiadając w swoje malutkie pojazdy ze znajomymi i jeżdżąc gdzie ich oczy poniosą. Tak zwane K-cars to malutkie auta-pudełka z małym silnikiem, które są bardzo popularne na wyspie, proste do zaparkowania i tanie w utrzymaniu. W środku potrafią być zdumiewająco przestronne, idealne dla rodziny na małe przejażdżki. Wiele razy moi znajomi zabierali mnie do „nowej, ślicznej kawiarni”, która okazywała się oddalona o dwie godziny jazdy. Dwie godziny w samochodzie nawet dla najlepszej kawy nie jest dla mnie optymalnym spędzeniem czasu.
Na drogach jest tu raczej bezpiecznie, choć nie brakuje niedzielnych kierowców. Takich delikwentów, zwykle turystów z Japonii kontynentalnej, rozpoznajemy od razu, niekoniecznie po dziwnych zachowaniach na drodze, lecz głównie po tablicy rejestracyjnej. Znaki hiragany わ (wa) oraz れ (re) są zarezerwowane dla samochodów z wypożyczalni. Trzeba na nie uważać, bo rozpuszczeni doskonałym transportem publicznym Japończycy często nie mają dużego doświadczenia na drodze. Większym zagrożeniem są jednak auta z czterokolorową koniczynką. Te kierowane są przez seniorów, których na wyspie nie brakuje. Znak _Kōreisha_9 jest obowiązkowy dla kierowców mających powyżej 75 lat (spora grupa). To duży problem w rejonach, gdzie bez samochodu ani rusz. Seniorzy nie mają wyboru: albo poprowadzą auto, albo zostaną na łasce innych. W 2022 wprowadzono nakaz zdawania dodatkowego testu dla ponad 75-latków z 11 wykroczeniami na koncie. Przekroczenie szybkości czy przejeżdżanie na czerwonym świetle lub wypadki przy parkowaniu zdarzają się niestety często, ale na co dzień seniorzy raczej denerwują innych kierowców swoim bardzo powolnym tempem jazdy i zatrzymywaniem się na drodze w najbardziej niespodziewanych miejscach. Najczęściej jednak przestrzega się przed autami z łacińską literą Y na rejestracji. To pojazdy personelu amerykańskich baz militarnych, ale oczywiście chodzi tu o ich prywatne samochody, nie o takie, którymi jeżdżą oficjalnie, z typowo amerykańskimi tablicami. Gdy wjeżdża się na bazę, to wszyscy prowadzą niezwykle ostrożnie. Panuje tam w końcu reżim militarny, a każdy dookoła może okazać się albo twoim przełożonym, albo kimś, kto temu przełożonemu nakabluje. Poza bazą jednak nie ma rygoru, a przekraczanie prędkości czy stłuczki, a także prowadzenie po spożyciu alkoholu zdarza się bardzo często. Aby pociągnąć winowajcę do odpowiedzialności, wymagane jest zaangażowanie jego dowódcy, a takie procedery często kończą się fiaskiem.
------------------------------------------------------------------------
9 Czterolistna koniczynka w kolorach czerwonym, żółtym, jasnozielonym i ciemnozielonym (高齢運転者標識, _kōrei untensha hyōshiki_).
American village
Na Okinawie istnieje tylko jedna autostrada, wiodąca od lotniska do miasta Nago na północy. Jako rodzice dziś decydujemy się na najszybszą drogę do domu, ale dawniej, młodzi i beztroscy, często wybieraliśmy się na romantyczne przejażdżki malowniczą Route 58 – główną drogą wiodącą z południa na samą północ przez całą Okinawę. Można wtedy leniwie mijać główne miasta i wskoczyć na zakupy w turystycznym Chatan, gdzie wakacyjna atmosfera panuje cały rok, a co druga osoba na ulicy to obywatel amerykański. To tam, w American Village, dużym kompleksie zakupowym z wymyślnymi kolorowymi budynkami i butikami czy restauracjami wszelkiej maści, człowiek może poczuć się jak w innym świecie. Mój mąż niedawno wspominał o spotkaniu z jednym z głównych inwestorów, który opowiadał o zamówieniu dość dużej ilości marmuru i specjalnej kostki brukowej nie do hotelowego lobby ale do upiększenia zwykłego parkingu. Zresztą, to właśnie nagromadzenie takich ciekawostek, murali, absurdalnych wręcz budynków, kiczowatych rzeźb i pięknych widoków sprawia, że to miejsce jest tak popularne. Nasza rodzina nie jest wyjątkiem i potrafimy spędzić długie godziny, biegając od jednego instaspota do drugiego, robiąc sobie miliony zdjęć. Jedną z największych i najmniej spodziewanych atrakcji jest świąteczny Christmas Land10, w którym święta trwają cały rok. Ten wspaniały sklep jest wyposażony w milion różnych ozdób świątecznych, choinek i lampek, a jego atmosfera stanowi tak rażący kontrast z tropikalną wyspą, że w każdym innym miejscu na Okinawie skończyłoby się to bankructwem. Na szczęście jakiś geniusz otworzył go w American Village. Zresztą, zdradzę Wam sekret: Święty Mikołaj właśnie na Okinawie spędza całe bezczynne lato!
------------------------------------------------------------------------
10 Kraina Świąt.
American Village zarówno zachwyca, jak i odstrasza swoją dziwacznością i specyficzną atmosferą.
W Chatan można leniuchować całe dnie wśród surfującej młodzieży, odwiedzając bary na plaży, czy spacerując długą promenadą na tzw. Seawall. Wielu ekspatów wybiera to miasto, gdyż na całej wyspie trudno o mniej japońskie miejsce. Ale Okinawa ma dużo więcej do zaoferowania, więc ruszamy dalej na północ.
Przejeżdżamy przez miasteczko Yomitan, w którym znajdują się dwa śliczne skanseny: Ryukyu Mura i Murasaki Mura. Skanseny to moje ulubione atrakcje, wypełnione muzyką _sanshinu_ i tradycyjną architekturą jednopiętrowych domków z szeroką werandą i charakterystycznym czerwonym dachem. Gdy ma się szczęście, to można trafić na tańce _eisa_11 czy warsztaty robienia nierafinowanego cukru _kokuto_, a zimą, w Murasaki Mura organizowany jest Festiwal Lampionów, podczas którego ciemną noc rozświetla milion latarni. Skansen ten to nie jedyne miejsce, gdzie można zobaczyć iluminacje świetlne. Lokalne zoo Kodomo no Kuni, nasz ogród botaniczny, a także wiele hoteli ma własne wystawy światełek w okresie świątecznym.
------------------------------------------------------------------------
11 _Eisa_ – tradycyjne tańce z bębnami.
Dalej ciągnie się najdłuższa wioska Okinawy – Onna. Zatrzymuje się tam zwykle mnóstwo turystów, hotele licytują się lepszym dojściem do piękniejszej plaży, mimo że tak naprawdę oprócz sportów wodnych nie ma w tej wiosce zbyt wiele do robienia. Zachodnia strona wyspy gwarantuje jednak najwspanialsze zachody słońca i to tam, na plaży 5-gwiazdkowego hotelu Busena Terrace, podczas jednego z tych spektakularnych widowisk, mój mąż i ja trzymaliśmy się za ręce po raz pierwszy. Oczywiście nie mogliśmy marzyć o nocy w takim luksusie, prześlizgnęliśmy się jedynie na plażę. W Japonii nie można kupić linii brzegowej, choć niektóre hotele sprytnie wykupują ziemię w strategicznych miejscach, praktycznie tworząc prywatne kąpieliska. Do Busena Terrace wracamy co jakiś czas, ale nie na romantyczne randki tylko z dziećmi, do podwodnego obserwatorium oraz na przejażdżki łodzią z przeźroczystym dnem. Czar ekskluzywnego resortu odrobinę pryska, gdy trzeba pilnować ruchliwego roczniaka, rozbrykanej trzylatki i dwóch kombinujących psiapsiółek.
Lato na Okinawie
Biały piasek i przejrzyste, czyste morze znajdziemy tu właściwie wszędzie. Okinawa znana jest ze swoich plaż, od tych zagospodarowanych, miejskich czy hotelowych, po całkowicie dzikie, na których nie ma żywej duszy. Te najpiękniejsze są na mniejszych wyspach, Miyako, Yaeyama, Tokashiki… Plaża Yonaha Maehama na Miyako (wyspie z której pochodzą moi teściowie) zdobyła nawet miejsce w Top 25 najpiękniejszych plaż świata na liście Tripadvisor Travellers’ Choice 2022, a piasek w kształcie gwiazdek12 znajdowany na wyspach Ishigaki i Iriomote to prawdziwa sensacja internetowa! Mimo ich piękna na większości plaż nie ma tłumów, azjatyccy turyści nie przepadają za leżeniem plackiem, a już na pewno nikt tu się nie opala. Bardzo zabudowane stroje (podobne do pianek, jakie noszą surferzy) chronią przed słońcem, a goliznę widzi się wyjątkowo rzadko – myślę, że turysta w samych kąpielówkach wchodzący do sklepu czy hotelowego lobby wzbudziłby niezłe poruszenie. Okinawiańczycy nie lubią pływać. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Wielu z nich tej sztuki w ogóle dobrze nie posiadło, a na słowo ‘plaża’ zapala im się w głowach jedynie lampka pod tytułem „beach BBQ”13. Nadmorskie grille to letni sport narodowy, całe rodziny gromadzą się w przygotowanych, zadaszonych od słońca miejscach (zabronione jest tu rozpalanie ogniska) i na ogromnym grillu gotują mięso, warzywa, _yakitori_ czy _yakisobę_. Ta ostatnia to smażony makaron pszenny (_okinawa soba_) z warzywami, mięsem i specjalnym sosem, którego smak to zdecydowanie smak lata. Do tego dodajemy koniecznie zimną puszkę lokalnego piwa Orion, a dla dzieci _kakigōri_ – tzw. _shaved ice_, starty lód ze słodkim syropem i mlekiem skondensowanym lub bardziej tradycyjnie z gotowanymi słodkimi fasolkami _azuki_ i kulkami mochi. Ten fasolowy deser znany jest tu jako _zenzai_, ale od potrawy serwowanej w Japonii różni się właśnie temperaturą – tam jadany na ciepło, tu z lodem. Innym typowym letnim deserem jest arbuz – często rozkrajany po rozbiciu go kijem w grze zwanej _suikawari_. Podobnie do piñaty, po zawiązaniu oczu uczestnik zabawy stara się trafić kijem po omacku w leżący na piasku owoc. Wieczorami często popularne są fajerwerki i zimne ognie. W gronie rodziny wystarczą mniejsze światełka i ogniki, ale ich pokazy (tzw. _hanabi_14) można zobaczyć w całej Japonii w okresie letnim. Zwykle organizują je miasta i miasteczka na swoich dorocznych festiwalach zwanych _matsuri_.
------------------------------------------------------------------------
12 Każda gwiazdka jest egzoszkieletem małych, jednokomórkowych organizmów znanych jako otwornice. Oznacza to, że chociaż piasek już nie żyje, kiedyś był częścią żywego organizmu na Oceanie Spokojnym. Jest to wyjątkowo rzadki typ piasku.
13 Beach BBQ – grillowanie na plaży.
14 _Hanabi_ – ogniste kwiaty, fajerwerki.
Eisa to taniec wykonywany na festiwalach okinawiańskich przy akompaniamencie bębnów taiko.
Na Okinawie największe _matsuri_ to m.in. _Zento Eisa Matsuri_ w Okinawa City, _Tedako Matsuri_ w Urasoe, _Naha_ _Ohtsunahiki Matsuri_ (podczas którego przeciąga się ogromną linę) czy _Naha Hari_, czyli wyścigi Smoczych Łodzi. Od maja do października w kalendarzu wyspy wpisane są liczne wydarzenia, podczas których uczestnicy ubierają się w _yukaty_, zajadają _yakitori_15, watę cukrową oraz tańczą w rytm _sanshinu_ i piosenek największych gwiazd lokalnej muzyki. Festyny te nie są ograniczone do pory letniej, organizuje się je przez cały rok.
------------------------------------------------------------------------
15 _Yakitori_ – szaszłyki z grilla ale z samym marynowanym mięsem, bez warzyw.
Nasze miasto Nago też ma oczywiście swoje _matsuri,_ a nawet dwa. W styczniu _Sakura Matsuri_ świętuje rozpoczęcie sezonu na kwitnącą wiśnię, najwcześniej w całej Japonii. Nasza _sakura_16 to inna odmiana niż ta najsłynniejsza, biała. Liczne drzewa w parku Nago pokrywają się ostrym różem, z intensywnością koloru jak na Okinawę przystało. Drugie _matsuri_ odbywa się latem i jest połączone z ogromnym pokazem fajerwerków. Odbywa się ono w głównym porcie nad Zatoką Delfinów.
------------------------------------------------------------------------
16 _Sakura_ – kwiaty wiśni.
Nago
Mój mąż pracuje w środy w mieście, a ja w ten dzień przyjeżdżam z dziećmi na zajęcia dodatkowe, które odbywają się dokładnie w tym samym budynku, w którym mieści się jego biuro. Chodzimy wtedy na pobliską łąkę przy plaży, z gotowymi pudełkami z jedzeniem, robiąc sobie kolację na świeżym powietrzu. Na pobliskim boisku do baseballa chłopcy krzyczą „_Homerun_!”, gdy piłka leci wysoko w siatkę okalającą teren ćwiczeń. Zaraz przy nas, na tle zachodzącego słońca grupa kobiet ćwiczy hawajski taniec hula. Moje dzieci przynoszą cukierki od jednej z tancerek, która okazuje się być naszą sąsiadką z wioski.
Życie w Nago jest dużo spokojniejsze niż na południu. Jest to tak naprawdę raczej miasteczko, bo choć rozmiarem prawie dorównuje Poznaniowi, to w ilości mieszkańców bliżej mu do Leszna. Poza tym spore części miasta to właściwie tereny wiejskie. Do naszego domu, jedzie się pół godziny przez góry. Czasem, gdy przejeżdżam przez tą dziewiczą dżunglę skąpaną we mgle, jestem pewna, że za chwilę zobaczę głowę brontozaura wystającą zza krzaków lub usłyszę ryk tyranozaura. Niektóre tutejsze rośliny faktycznie pamiętają prehistoryczne czasy. _Hego_, ogromne paprocie z rodziny _Hegodaceae_ pojawiły się około 100 milionów lat temu, ale ze względu na swoje rozmiary przypominają rośliny rosnące w epoce paleozoiku. Nic dziwnego, że Okinawa przywodzi na myśl Islę Nublar z _Parku Jurajskiego_!
Dinozaurów już tu nie ma, ale zaraz przy wjeździe do miasta stoi duży posąg delfina. Miejscowi mówią, że faktycznie te morskie ssaki żyją u wybrzeży wyspy, aczkolwiek sama nigdy nie miałam szczęścia ich zobaczyć. Być może coraz głośniejsza cywilizacja odstrasza je od brzegu, a może jest inny, ciemniejszy powód. Tak, miasto Nago ma smutną historię brutalnych polowań na delfiny i wieloryby. W dawnych czasach nie było to niczym dziwnym. Ludzie, szczególnie na małych wyspach na których innych zasobów często brakowało, korzystali z każdej okazji. Jednak nawet miejscowi rybacy zgadzają się, że polowania na te zwierzęta na dużą skalę należą już do przeszłości. W 2008 roku tylko sześć łodzi miało pozwolenie na takie połowy, a mięso delfinie i wielorybie jest dostępne jedynie w paru mniejszych restauracjach. Samo miasto Nago to raczej baza wypadowa do lasów Yanbaru, wodospadów i na ścieżki trekkingowe. Oczywiście znajdują się tu i atrakcyjny dla dzieci Park Ananasowy i Królestwo Owoców, małe ale ciekawe zoo zwane Neopark, a nawet idealnie wpasowujący się w lokalną roślinność Park Dinozaurów. Park Ananasowy, Pineapple Park darzymy szczególnym uczuciem. Dzieci przebierają nogami, czekając na podwózkę z parkingu do wejścia dużą kolejką, potem, podśpiewując w takt piosenki przewodniej, wchodzą do elektrycznego wózka golfowego w kształcie ananasa. Z ciekawością przyglądają się maleńkim ananaskom podczas jazdy przez pola ananasowe i ogródek botaniczny poświęcony tym owocom, a następnie, po spacerze wewnątrz szklarni, z duszą na ramieniu wchodzą do sali z… dinozaurami. To pewnie tylko chwyt marketingowy, nie ma przecież większego związku ananasów z tymi prehistorycznymi gadami, ale miejsce to sprawia, że cały park staje się dużo atrakcyjniejszy, szczególnie dla dzieci.
Churaumi Aquarium
Moja pierwsza randka z mężem nie odbyła się w romantycznej restauracji, na plaży czy w kinie. Dookoła nas były setki innych, podekscytowanych ludzi oraz ogromny gwar. Oczywiście nasze oczy widziały tylko siebie, no, może mój mąż od czasu do czasu zerkał też ukradkiem na ogromne ryby, ciekawe skorupiaki i smakowite muszle. Tak, idąc z Japończykiem do akwarium, trzeba być przygotowanym na głośne ocenianie jadalności i smaku każdego morskiego żyjątka. Nasza randka zakończyła się sukcesem, a Churaumi Aquarium stało się dla nas miejscem specjalnym.
To ogromne oceanarium w Motobu, jedynie pół godziny samochodem z Nago, to jedno z flagowych miejsc na Okinawie. Mimo że straciło pierwsze miejsce na liście największych akwariów świata, to i tak imponuje swoim głównym zbiornikiem zwanym Kuroshio Sea mieszczącym 7 500 000 litrów wody i wyposażonym w panel z akrylu o grubości 60 centymetrów. _Chura_ znaczy ‘piękno’, ‘wdzięk’, _umi_ to ‘morze’, a zbiorniki odzwierciedlają właśnie piękne morze dookoła wysp Riukiu. Nawet mimo tłumu turystów codziennie odwiedzających ten park, jest to dla mnie i mojej rodziny zawsze wielka przyjemność. Churaumi prowadzi liczne programy konserwacyjne i badawcze, nie jest to jedynie budynek z akwarium, ale również ogromny park ze skansenem, muzeum antropologicznym rejonu Pacyfik, obserwatorium, plażą, placami zabaw dla dzieci i pięknym ogrodem botanicznym, do którego mało kto chodzi. Tak naprawdę tylko główny budynek rozbrzmiewa kakofonią głosów turystów z całego świata. Cała reszta parku zwykle jest niedocenioną oazą spokoju. Cały ten obiekt jest pozostałością po Expo z 1975 roku, na które przyjechali pierwsi turyści. Od tego czasu co roku ilość odwiedzających wyspę zwiększała się, a dziś można powiedzieć, że turystyka to jeden z głównych filarów tutejszej ekonomii.
Największą rybą w Churaumi Aquarium jest rekin wielorybi, który stał się symbolem tego parku.
Jeden z moich ulubionych widoków na Okinawie rozciąga się właśnie z Churaumi, a właściwie z bardzo długich i szerokich schodów schodzących z parkingu do delfinarium. Można tam uchwycić (bez niechcianych fotobomberów) wyspę Ie i otaczające ją lazurowe morze z ciemnymi plamami rafy koralowej w kolorze indygo. Ie to mała wysepka, którą chyba każdy Okinawiańczyk odwiedził na wycieczce szkolnej, a jej główną cechą charakterystyczną jest 172-metrowa góra Tatchuu (inaczej Gusukuyama), wystająca z głównie płaskiej wyspy niczym wulkan.
Góra Tatchuu jest doskonale widoczna z parku Churaumi.
Prefektura Okinawa składa się ze 160 wysp. Aby przejechać się bawolim wozem na Ishigaki czy na własne oczy zobaczyć brzydką statuę policjanta Mamoru-kun na Miyako, trzeba lecieć ok. 40 min samolotem z Naha. Ale sama Okinawa też ma dużo do zaoferowania, jeśli chodzi o Island hopping. Raj dla nurków na Zamami, mistyczna i tajemnicza Kudaka czy turystyczna Kouri – na wiele wysepek można dojechać autem przez most, a na inne wystarczy skorzystać z promu.
Już niedługo do listy atrakcji turystycznych dojdzie duży park rozrywki zlokalizowany na dawnym polu golfowym w Nago. Jak można się domyślić Junglia będzie parkiem o tematyce związanej z naturą i dinozaurami, wykorzystując łudzące podobieństwo lasów Yanbaru do wyspy Nublar z _Parku Jurajskiego_. Mając czwórkę dzieci, z początku bardzo ucieszyłam się na tę wiadomość, lecz szybko oprzytomniałam – znając te rejony, zdaję sobie sprawę (jak każdy mieszkaniec naszego miasta), że infrastruktura w tym regionie jest kiepska. Jedna droga wyjazdowa nie będzie w stanie obsłużyć spodziewanych tłumów, generując ogromne korki w naszym spokojnym mieście. Gdy spotkałam się z panem Senem Tamaki z Okinawa Convention Center, dopiero uświadomiłam sobie skalę problemów związanych z tym projektem. Okinawa prężnie się rozwija i (z wyjątkiem lat pandemii) co roku więcej ludzi chce ją odwiedzić. Jednak sama wyspa ma ograniczone zasoby ludzkie i logistyczne. Wiele hoteli musi odmawiać nowym gościom mimo wolnego miejsca, ze względu na brak siły roboczej. Tamaki san17 twierdzi, że średnio aż 30% pokoi stoi pustych. Sam często dostaje telefony od organizatorów ogromnych konferencji pytających, czy może przyjąć imprezy na 2000 lub więcej osób i musi im niestety grzecznie odmawiać. Największe centrum konferencji na wyspie, w którym jest managerem, mieści maksymalnie 1000 uczestników. Oczywiście głównym winowajcą są bazy amerykańskie, zajmujące ogrom miejsca, które w innej rzeczywistości mogłoby być przeznaczone na hale handlowe, budynki użytkowe, fabryki, domy mieszkalne czy boiska i areny sportowe. Tamaki san zwrócił również uwagę na drugi aspekt, który ja zupełnie ignorowałam – logistykę. Większość ludzi porusza się tu samochodem własnym lub wypożyczonym. Istnieją dwie główne drogi: route 58 i ciągnąca się od lotniska do Nago dwupasmowa autostrada, na których już teraz robią się ogromne korki. „Dlaczego nie można by zbudować kolei?” – zapytałam. Kolej jest problematyczna. Gdy powstawała japońska sieć pociągów JR, budżet stworzono jedynie na potrzeby Japonii kontynentalnej. Właściciele firm japońskich nie chcą inwestować tak dużych pieniędzy na Okinawie. Dodatkowo dochodzi kwestia baz amerykańskich. Kolej prowadząca od Naha do chociażby Nago musiałaby przechodzić przez ich terytorium przynajmniej w niektórych odcinkach.
------------------------------------------------------------------------
17 _San_ to odpowiednik polskiego ‘pan’, ‘pani’. Na co dzień używamy tej formy bardzo często, zwracam się tak często nawet do męża czy dzieci. Zachowuję więc tę formę w całej książce.
Muzeum Prefekturalne w Naha jest doskonałym przykładem brutalizmu w architekturze.
Tamaki san poznał mojego męża w poprzedniej pracy dla Convention Bureau – agencji rządowej zajmującej się promocją turystyki na Okinawie. Choć pasja do ojczyzny, jak sam mówi, jest w nim bardzo silna, to martwi się, że ogromna liczba turystów zniszczy jego piękną wyspę. W wolnych chwilach ten zapalony surfer szuka fal na dzikich plażach północy i podziwia żółwie morskie na Zamami. To właśnie wyspy Kerama są jego ulubioną miejscówką. Tamtejsza plaża Furuzamami to jedna z najpiękniejszych plaż Okinawy, a kolor oceanu jest tak zachwycający, że mówi się nawet na jego odcień _Kerama blue_. Tamaki san studiował na Hawajach, odwiedził Australię i wyspy Pacyfiku, ale – jak twierdzi – „nie ma piękniejszego oceanu niż na Okinawie”.
Mieszkając nieopodal portu Tomarin, w jednym z pierwszych domów wybudowanych w okolicy, prom na Zamami ma zaraz pod oknem. To jego dziadek, prawdziwy Uminchu, jak nazywa się tu rybaków, zbudował to okazałe domostwo, by pomieścić swoją rodzinę i po dziś dzień mieszka tam wiele jego latorośli. Na dole kiedyś znajdował się zakład fryzjerski wujka i sklep z odzieżą ciotki. Z fryzjera zrobiła się _eikaiwa_18 brata pana Tamaki, a ze sklepu z modą – parking. Jedynie miłość do morza przesiąkła na tyle głęboko, że do dziś czuć ją w całym budynku. Dzisiaj otoczony jest licznymi sąsiadami, niskimi betonowymi blokami tak charakterystycznymi dla okinawiańskiej architektury.
------------------------------------------------------------------------
18 _Eikaiwa_ – szkoła angielskiego specjalizująca się w konwersacji.
Tak, beton króluje na wyspie i nie dzieje się to bez powodu. Szare mury doskonale chronią mieszkańców przez corocznymi silnymi tajfunami i uznawane są za dużo stabilniejsze niż tańsze i być może bardziej powabne drewniane konstrukcje. Oczywiście beton znajduje też swoich amatorów, a wiele budynków uznaje się za ikony brutalizmu – nurtu architektonicznego późnego modernizmu. Gołe ściany, wyeksponowana stalowa konstrukcja, nieotynkowane ceglane mury, odsłonięte belki stropowe i przewody instalacyjne to elementy większości głównych obiektów na wyspie, od pięknego muzeum prefekturalnego w Naha, po Urząd Miasta Nago i liczne budynki mieszkalne czy szkoły. Żyjący w mieście Nago fotograf Paul Tulett nazywa ten styl brutalizmem zen i dokumentuje architekturę Okinawy na swoim profilu na Instagramie19. Choć na pierwszy rzut oka szarzyzna szpeci, a brud miasta odpycha, to można w tym znaleźć artyzm i pewnego rodzaju piękno. Na tle surowych ścian odbijają się kwieciste koszule przechodzących _salarymenów_, bo wszystko inne na Okinawie wybija się kolorami. W przeciwieństwie do konserwatywnych biało-czarnych garniturów z Tokio, w południowej prefekturze przyjął się luźniejszy styl koszul z krótkim rękawkiem, noszonych bez krawata i marynarki. To obowiązujący standard w okresie letnim, pozwalający na obniżenie kosztów klimatyzacji w biurach i sklepach. Ich historia wywodzi się z czasów powojennych, a ich twórca, Teizo Miyazato nazywany jest czasem ojcem okinawiańskiej turystyki. To on na delegacji na Hawajach zobaczył po raz pierwszy tamtejsze koszule Aloha i zainspirowany zaczął promować podobny styl w swojej ojczyźnie. Choć z początku szło to dość opornie, to 30 lat później, w 1999 roku znormalizowano noszenie koszul _Kariyushi_ na co dzień w urzędach, a dziś noszą je wszyscy, włącznie z gubernatorem. _Kariyushi_ w języku Okinawy znaczy ‘pomyślny’, ‘przychylny’, ‘szczęśliwy’, a koszule te stały się nieodłącznym elementem prefektury.
------------------------------------------------------------------------
19 @brutal_zen.
Typowy okinawiański dom z otwartą werandą i czerwonymi dachówkami.
Z Hawajami Okinawa ma wiele wspólnego. Tamaki san, wspominając czasy studiów, zauważył, że w obu miejscach czas płynie inaczej. Amerykanie znają _Hawaii time_, a Japończycy kopiują mówiąc _Okinawa time_. Tak naprawdę, im cieplej na dworze, tym czas leci wolniej, a my, Europejczycy znamy to najlepiej z Grecji, Hiszpanii czy Włoch. Ale i Hawaje i Okinawa to części krajów, które również położone są w innych strefach klimatycznych. Dla Japończyków południowa prefektura to stan ducha. Z jednej strony nazywają Uchinaanchu niewychowanymi leniuchami, a z drugiej marzą o wyprowadzce z aglomeracji na tropikalną wyspę, gdzie nie musieliby tak ciągle gnać.
Tak, dla Mainlanderów Okinawa to raj, nie tylko na wakacje. Wiele osób, mając dosyć pracy w korporacjach, stresu i wycieńczenia, sprzedaje cały swój dobytek i przeprowadza się na południe. Tu, żyjąc w szortach i japonkach, otwierają modne kafejki i pensjonaty. Mogę od razu stwierdzić, czy dany przybytek należy do Japończyka, czy do Uchinaanchu – po jakości wykończenia i organizacji, po klimacie miejsca. Kawiarnie otwierane z kapitału tokijskiego zwykle są bardzo stylowe, mają świetny branding, ciekawe menu i zwarty image. Te lokalne często mają niepomalowane framugi, ulotki drukowane w domu i logo projektowane przez pięciolatka, ale i tak bardzo je lubię! Panuje w nich niepowtarzalny klimat, bo od wejścia człowiek czuje się chciany i zapraszany, jakby był tam stałym bywalcem mimo że to tylko pierwszy raz. To największy skarb Okinawy. Nie przepiękne morze, nie zachwycająca natura. Nie przepyszne jedzenie czy ciekawa kultura. To ludzie i ich wrodzona zdolność do zawierania przyjaźni, to ich głęboko zakorzenione przekonanie, że wszyscy jesteśmy braćmi, a pozornie przypadkowe spotkania wiążą nas na zawsze. _Ichariba Choodee!_PREFEKTURA OKINAWA
JIN TOO WARARAN KWA TU RU WARAARIIRU — Możemy śmiać się z naszymi dziećmi, ale nie z naszymi pieniędzmi
W japońskich supermarketach często odbywają się targi innych prefektur, na których można spróbować specjałów z dalekich zakątków kraju. Obecnie najlepiej sprzedają się produkty z Hokkaido, ale mało kto pamięta, że pionierem idei takiej wymiany handlowej była właśnie Okinawa. Co lepsze, przełożony mojego męża, pan Uechi, był pomysłodawcą i pierwszym właścicielem sklepiku z okinawiańską żywnością w Tokio. Tak się złożyło, że zostaliśmy zaproszeni na coroczny lunch dla kolegów i koleżanek z firmy, organizowany przez szefa w jego domu w miasteczku Yomitan. Gdy mój mąż wraz z żoną pana Uechi zaczynał gotować kraby na tradycyjną ucztę, ja zasiadłam przy herbatce jaśminowej i słuchałam zachwycającej opowieści o odnajdywaniu siebie.
Pan Okinawa
Gdy w 1972 roku Stany Zjednoczone oddały Okinawę, młody Uechi san właściwie nie wiedział, co to jest ta Japonia. Zaciekawiło go to na tyle, że postanowił wybrać się tam na studia, ale szybko okazało się, że nie tylko Amerykanie traktują Okinawiańczyków jako ludzi drugiej kategorii. Japończycy wyzywali go od świń i leniwych głupków, a warunki życia i płaca zostawiały dużo do życzenia. Najgorsza była…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej