Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Okinawa. Lekcje z japońskiej wyspy długowieczności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Okinawa. Lekcje z japońskiej wyspy długowieczności - ebook

Na samym południu Japonii leży tajemniczy archipelag o zdumiewającej historii, o kulturze kolorowej i oryginalnej.

To Okinawa, jedna z tzw. blue zones, obszarów, gdzie żyje się dłużej niż w innych częściach świata, a wesołych stulatków spotyka się na każdym kroku.

Dzięki spokojnym falom pieniącym się na białych plażach, kolczastym liściom pandanów i czerwonym kwiatom hibiskusa czuć tu niesamowity wyspiarski klimat. Trochę jak na Hawajach, trochę jak na Filipinach, tylko surferzy idą tutaj na sushi, a salarymen noszą kolorowe koszule w kwiaty.

Nati Ishigaki snuje wciągającą opowieść o radościach i troskach codziennego życia na wyspie, oddając niejednokrotnie głos Uchinaanchu – Okinawiańczykom. Wspólnie opowiadają o lokalnych wierzeniach, fascynacji karate i tajemnicach długowieczności.

Mimo wielu trudności i problemów uśmiech zdaje się nie schodzić z twarzy Uchinaanchu. Zawsze bowiem można liczyć na rodzinę, przyjaciół, a nawet na sąsiadów i obcych ludzi wokół. Społeczność i związki międzyludzkie sprawiają, że najskromniejsze życie jest znośne, a ludzie nie mają tu wielkich oczekiwań. Dzieci nie muszą mieć własnych pokojów, nikt nie martwi się o kupno najnowszego modelu samochodu, a na stole zawsze jest coś do zjedzenia. Być może pogoda też pomaga. Słońce i ciepło, kwitnące kwiaty przez cały rok i spokojny tryb życia sprawiają, że mimo kłopotów ludzie wciąż potrafią tu być szczęśliwi.

 

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788383173986
Rozmiar pliku: 15 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Na sa­mym po­łud­niu Ja­po­nii, da­le­ko od głów­nych wysp Hon­siu i Kiu­siu, oko­ło 3 go­dzi­ny sa­mo­lo­tem z To­kio, leży ta­jem­ni­czy ar­chi­pe­lag, któ­re­go pi­ęk­no ocza­ro­wa­ło wie­lu pod­ró­żni­ków. Wy­spy te mają zdu­mie­wa­jąco bo­ga­tą hi­sto­rię, a kul­tu­rę ko­lo­ro­wą i ory­gi­nal­ną. To Ja­po­nia, ale jed­nak tro­chę ina­czej, Azja po­łu­dnio­wo-wschod­nia, ale z ja­po­ńską czy­sto­ścią i or­ga­ni­za­cją. Czuć tu wy­spiar­ski kli­mat, tro­chę jak na Ha­wa­jach, tro­chę jak na Fi­li­pi­nach, gdzie sur­fe­rzy idą na su­shi, a _sa­la­ry­men_1 no­szą ko­lo­ro­we ko­szu­le w kwia­ty.

------------------------------------------------------------------------

1 Ja­po­ńskie okre­śle­nie lu­dzi (zwy­kle mężczyzn) pra­cu­jących w biu­rach i ubie­ra­jących się zwy­kle w stan­dar­do­we bia­łe ko­szu­le oraz czar­ne gar­ni­tu­ry.

To Oki­na­wa. Oki­na­wa o któ­rej mówi się ostat­nio dużo, szcze­gól­nie w kon­te­kście dłu­gie­go ży­cia. I fak­tycz­nie, jest to jed­na z tzw. _blue zo­nes_, ob­sza­rów, gdzie żyje się dłu­żej niż w in­nych częściach świa­ta, a we­so­łych stu­lat­ków spo­ty­ka się na ka­żdym kro­ku. Na 100 000 osób przy­pa­da tu 68 lu­dzi pa­mi­ęta­jących lata 20., z któ­rych wie­lu jest ca­łkiem spraw­nych fi­zycz­nie i umy­sło­wo. Na mo­jej uli­cy śred­nia wie­ku wy­pa­da gru­bo po­nad sie­dem­dzie­si­ąt­kę, choć nie wiem, czy na­sza czwór­ka dzie­cia­ków nie ob­ni­ży­ła tej śred­niej.

Moja ro­dzi­na miesz­ka na głębo­kiej wsi, na pó­łno­cy, w la­sach Yan­ba­ru. Wie­lu mło­dych lu­dzi ucie­kło stąd za pra­cą i wy­go­da­mi, a izo­la­cja spra­wi­ła, że daw­ny, zdro­wy tryb ży­cia miał szan­sę prze­trwać i przy­czy­nił się do dłu­go­wiecz­no­ści miesz­ka­ńców.

W mia­stach ży­cie to­czy się in­nym ryt­mem. Lu­dzie się spie­szą, pra­cu­ją dłu­go i in­ten­syw­nie, często nie mają cza­su na po­rząd­ne po­si­łki, je­dząc zup­ki chi­ńskie spraw­dza­ją swo­je me­dia spo­łecz­no­ścio­we lub czy­ta­ją man­gę w ap­kach na te­le­fo­nie… To­wa­rzy­ski duch bu­dzi się w nich do­pie­ro w week­en­dy, gdy spo­ty­ka­ją się ze zna­jo­my­mi i ro­dzi­ną na pla­żo­we­go gril­la, a po­pi­ja­jąc lo­kal­ne piwo Orion, si­ęga­ją po _san­shin_2 i wzno­szą ko­lej­ne to­a­sty, wy­gła­sza­jąc przy tym przy­dłu­ga­we mowy. Tak na wsi jak i w mie­ście do­oko­ła bie­ga­ją dzie­ci, któ­rych śmiech przy­no­si lu­dziom szczęście. Ich ro­dzi­ce wzdy­cha­ją, pa­trząc w da­le­kie mo­rze, któ­re­go tur­ku­so­wy ko­lor jest moim zda­niem ab­so­lut­nie naj­pi­ęk­niej­szy w świe­cie. Je­śli mia­ła­bym za­mknąć oczy i wy­obra­zić so­bie Oki­na­wę, to wła­śnie ten sze­ro­ki oce­an przy­sze­dłby mi na myśl jako pierw­szy. Spo­koj­ne fale pie­ni­ące się na bia­łych pla­żach, kol­cza­ste li­ście pan­da­nów i czer­wo­ne kwia­ty hi­bi­sku­sa – ten siel­ski ob­ra­zek nie prze­sta­je mnie uwo­dzić, a co­dzien­nie za­wo­żąc cór­ki do szko­ły, za­trzy­mu­ję się przy za­to­ce, któ­rej ko­lor za­wsze za­pie­ra mi dech w pier­siach.

------------------------------------------------------------------------

2 _San­shin_ – lo­kal­ny in­stru­ment mu­zycz­ny.

Rafa Okinawy jest przepiękna, bogata w kolorowe gatunki ryb i koralowców.

Na tej da­le­kiej zie­mi je­stem już od 12 lat i co­raz moc­niej czu­ję się zwi­ąza­na z tą wy­spą. Mąż-tu­by­lec i dzie­ci będące częścią tej kul­tu­ry to oczy­wi­ste ko­twi­ce mo­je­go ży­cia. Nie mogę już jak za daw­nych cza­sów szwen­dać się po świe­cie, ale praw­da jest taka, że co­raz mniej chce mi się opusz­czać mój wy­bra­ny dom. Czu­ję, że to moje miej­sce, ide­al­nie pa­su­jące do mnie kli­ma­tem, cha­rak­te­rem, a na­wet spo­so­bem my­śle­nia, mimo że dzie­li mnie całe 9000 km od Po­zna­nia, w któ­rym się uro­dzi­łam.

Pa­sjo­nu­ję się Oki­na­wą. In­te­re­su­ję się kul­tu­rą, hi­sto­rią, na­tu­rą i języ­kiem, ale na­wet te 12 lat nie upraw­nia mnie do sta­wia­nia się w po­zy­cji au­to­ry­te­tu. Ta nie­zwy­kle in­te­re­su­jąca wy­spa po­win­na być przed­sta­wio­na przez lu­dzi, któ­rzy mają do tego pierw­sze­ństwo, a któ­rym ci­ągle od­bie­ra się głos. To Uchi­na­an­chu3 opo­wie­dzą Wam w tej ksi­ążce o swo­jej oj­czy­źnie, a ja do­po­wiem moją hi­sto­rią. Mam na­dzie­ję, że od­dam im spra­wie­dli­wo­ść, że uda mi się wy­ja­śnić, dla­cze­go aż tak bar­dzo ko­cham to miej­sce, a czy­tel­nik do­brnie do ko­ńca, po­zna­jąc Oki­na­wę nie­co le­piej.

------------------------------------------------------------------------

3 Uchi­na­an­chu – tak na­zy­wa­ją sami sie­bie Oki­na­wia­ńczy­cy.HAWAJE JAPONII

ICHARIBA CHOODEE — Jeśli się spotkaliśmy, już na zawsze zostaniemy braćmi

Często wzdy­cham do sie­bie i nie mogę uwie­rzyć w swo­je szczęście. Pa­trzę na sze­ro­kie, dzi­kie pla­że z bia­łym pia­skiem i ja­sny tur­kus oce­anu z kon­tra­stu­jący­mi plam­ka­mi w ko­lo­rze ciem­ne­go in­dy­go, ozna­cza­jący­mi miej­sca, gdzie ro­śnie ko­ral. Moje ulu­bio­ne hi­bi­sku­sy bu­ja­ją się na wie­trze. Są czer­wo­ne, żó­łte, ró­żo­we i po­ma­ra­ńczo­we, a wie­le z nich osi­ąga wiel­ko­ść dło­ni do­ro­słe­go czło­wie­ka. Od­wie­dza­jąca nas zna­jo­ma spoj­rza­ła na mnie ze zdzi­wie­niem, gdy po­pro­si­łam ją o ze­rwa­nie paru dla żó­łwia, jak­by nisz­cze­nie tak pi­ęk­nych kwia­tów było świ­ęto­kradz­twem. Nie zda­wa­ła so­bie spra­wy, że hi­bi­sku­sy ro­sną u nas cały rok i kwit­ną co­dzien­nie w ta­kich ilo­ściach, że wy­kar­mi­ła­bym nimi całą ar­mię żó­łwi.

Wy­cho­dzę przed dom i ota­cza mnie zie­leń. Gęsta, nie­prze­nik­nio­na, wie­lo­wy­mia­ro­wa zie­leń drzew i ro­ślin tak eg­zo­tycz­nych, że wie­lu ich nazw jesz­cze nie znam. Niby miesz­kam na wsi, ale nie jest to do ko­ńca praw­da. Żyję na skra­ju dżun­gli, nie­prze­nik­nio­nej pląta­ni­ny palm, bam­bu­sów, drzew mor­wy i pre­hi­sto­rycz­nych pa­pro­ci, z pry­wat­nym wo­do­spa­dem i rze­ką, w któ­rej ło­wi­my kre­wet­ki i małe węgo­rze rzecz­ne.

To moja Oki­na­wa.

Miasto Urasoe, jedno z głównych miast południa. Przez 10 lat nazywałam je domem.

Ar­chi­pe­lag Riu­kiu skła­da się z naj­bar­dziej po­łu­dnio­wych wysp ja­po­ńskich, za­czy­na­jąc od wysp Ama­mi. W na­stęp­nej ko­lej­no­ści są Oki­na­wa, a po­tem ar­chi­pe­lag Sa­ki­shi­ma, po­dzie­lo­ny na dwie gru­py wysp: Miy­ako oraz Yaey­ama (w tym Ishi­ga­ki, Irio­mo­te i Yona­gu­ni za­raz przy Taj­wa­nie). Je­śli ktoś mia­łby oka­zję ze­jść z głów­ne­go szla­ku, to ka­żda z tych wy­se­pek ma coś cie­ka­we­go do opo­wie­dze­nia. Na nie­któ­re mo­żna się wy­brać pro­mem, na inne trze­ba wzi­ąć sa­mo­lot. Ka­żda jest pi­ęk­na, a ich izo­la­cja utwo­rzy­ła uni­ka­to­we kul­tu­ry.

Mimo że miesz­kam tu już po­nad de­ka­dę, to od­wie­dzi­łam je­dy­nie parę naj­bli­ższych wysp oraz Miy­ako, skąd po­cho­dzi ro­dzi­na mo­je­go męża. Często śmie­je­my się, że je­ste­śmy Ishi­ga­ki z Miy­ako. Jako fan­ka an­tro­po­lo­gii i kul­tu­ry riu­kiu­ańskiej z chęcią wy­bra­ła­bym się na ob­jaz­do­wą wy­ciecz­kę po pre­fek­tu­rze, ale sy­tu­acja ro­dzin­na nie bar­dzo mi na to po­zwa­la. Po­zo­sta­je mi po­zna­wa­nie naj­bli­ższej oko­li­cy.

Mimo ist­nie­nia jako ad­mi­ni­stra­cyj­na jed­nost­ka, wi­ęk­szo­ść kra­jów wy­spiar­skich cha­rak­te­ry­zu­je się pew­nym roz­drob­nie­niem, mniej­szy­mi i wi­ęk­szy­mi ró­żni­ca­mi po­mi­ędzy wy­spa­mi. Naj­le­piej oczy­wi­ście znam Oki­na­wa Hon­tō, gdzie miesz­kam, i któ­rą zje­ździ­łam wzdłuż i wszerz za­rów­no w prze­ró­żnych spra­wun­kach, jak i w ce­lach pry­wat­nych oraz tu­ry­stycz­nych.

Okinawa Hontō to mała wyspa, trochę mniejsza niż chociażby Teneryfa. Na jej szerszym południowym końcu znajdują się wszystkie główne miasta: stolica w Naha, przylegające do niej Urasoe, potem Ginowan, Okinawa City, Chatan, Uruma… Wszystkie razem tworzą jedną wielką aglomerację. Im dalej na północ, tym mniejsze miasteczka, z wyjątkiem miasta Nago, na granicy z lasem Yanbaru, który jest rajem dla entuzjastów natury. Gęste dżungle, last namorzynowe, dzikie plaże to największe atuty, cała wyspa jest otoczona piękną rafą koralową, a podwodne jaskinie przyciągają fanów nurkowania.

Na pó­łno­cy miesz­ka­my do­pie­ro od dwóch lat. Wcze­śniej przez de­ka­dę miesz­ka­li­śmy na po­łud­niu, w Urasoe, w pobliżu domu teściów. Ogarnia mnie nostalgia na samą myśl o tym mieście, w którym doświadczyłam tylu dobrych rzeczy. Żółte kwiaty allamandy, symbolu miasta, szare, betonowe budynki, do widoku których musiałam się przyzwyczaić, liczne małe parki, ulice, po których nieskończenie chodziłam na spacery z moimi dziećmi… To tam żyłam jako zakochana, narzeczona i młoda mężatka, z pierwszym, drugim, trzecim dzieckiem w brzuchu. Miasto to, doskonałe do mieszkania, nie ma za wiele do zaoferowania turystom. Większość brzegu morza jest zajęte przez Camp Kinser, rozległą bazę amerykańską. Graniczy ono jednak z miastem Naha, stolicą prefektury. Tam znajduje się mnóstwo atrakcji, od wspaniałego zamku Shuri, gdzie można przejść się ścieżkami, którymi chadzali królowie Riukiu, po ulicę Międzynarodową4 – ser­ce mia­sta i tu­ry­stycz­ne cen­trum wy­spy.

------------------------------------------------------------------------

4 In­ter­na­tio­nal Stre­et (Ko­ku­sa­idōri)

Ulica Międzyna­rodowa

Za­raz po woj­nie, na mo­kra­dłach i kom­plet­nie znisz­czo­nych te­re­nach dzi­siej­sze­go mia­sta Naha, powstała, być może po przejeździe czołgiem, prosta, jednomilowa droga. To tam złaknieni rozrywki amerykańscy żołnierze przychodzili się zabawić, a lokalni ludzie, pozbawieni innych źródeł dochodu, szybko podłapali okazję do zarobku i ich małe biznesy zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Znajdujący się przy niej Międzynarodowy Teatr Erniego Pyle’a (znanego amerykańskiego korespondenta wojennego, który poległ w bitwie o Okinawę) gromadził klientelę, która zaczęła nazywać całą ulicę _Er­nie Pyle’s In­ter­na­tio­nal The­atre Stre­et_, w skró­cie _In­ter­na­tio­nal Stre­et –_ uli­ca Mi­ędzy­na­ro­do­wa. Nie­zwy­kle szyb­ki roz­wój spra­wił, że mó­wio­no na nią rów­nież _Mi­rac­le Mile_, Cu­dow­na Mila. Jest to raj mi­ło­śni­ków za­ku­pów, ale też miej­sce, gdzie mo­żna po­znać lo­kal­ne rze­mio­sło i kul­tu­rę Oki­na­wy. Znaj­du­je się tam bo­wiem Mu­zeum i Warsz­ta­ty Tra­dy­cyj­ne­go Rze­mio­sła (Naha City Tra­di­tio­nal Arts and Cra­fts Cen­ter), gdzie mo­żna zo­ba­czyć, jak wy­twa­rza się fla­go­we pro­duk­ty pre­fek­tu­ry, a ta­kże spró­bo­wać swych sił w rze­mio­śle. To na uli­cy Mi­ędzy­na­ro­do­wej co roku gro­ma­dzą się dzie­si­ąt­ki ty­si­ęcy uczest­ni­ków fe­sti­wa­lu, pod­czas któ­re­go po­bi­to re­kord Gu­in­nes­sa, prze­ci­ąga­jąc ogrom­ną, dwu­stu­me­tro­wą i wa­żącą 43 tony linę.

Na ca­łej dłu­go­ści uli­cy mo­żna zna­le­źć mnó­stwo re­stau­ra­cji i ka­fe­jek. My jed­nak z nich ni­g­dy nie ko­rzy­sta­my – okrop­nie za­wy­żo­ne ceny i bar­dzo tu­ry­stycz­na at­mos­fe­ra za­wsze nas od­stra­sza­ją. Wy­star­czy za­szyć się w bocz­ną ulicz­kę i po pi­ęciu mi­nu­tach znaj­du­je się ca­łko­wi­cie au­ten­tycz­ny lo­kal z _oki­na­wa sobą_5 czy do­sko­na­łą _iza­kayę_6. Je­śli cho­dzi o za­ku­py, to uli­ca Mi­ędzy­na­ro­do­wa nie ma so­bie rów­nych – mnó­stwo skle­pi­ków z pa­mi­ąt­ka­mi, ju­bi­le­rzy spe­cja­li­zu­jący się w ko­ra­lu, per­łach lub ty­po­wym oki­na­wia­ńskim wy­ro­bie z tzw. ho­ta­ru – nie­bie­skie­go szkie­łka świe­cące­go flu­ore­scen­cyj­nie. Do tego oki­na­wia­ńskie kwie­ci­ste ko­szu­le _ka­riy­ushi_, wy­ro­by z mu­sze­lek, _san­shi­ny_, ko­sme­ty­ki na­tu­ral­ne z lo­kal­nych skład­ni­ków, prze­pi­ęk­ne szklan­ki z Ry­ukyu glass i oczy­wi­ście para pie­sków _shi­sa_7, sym­bo­li Oki­na­wy. Te ostat­nie (jak i ja­kie­kol­wiek wy­ro­by garn­car­skie) le­piej ku­pić gdzie in­dziej. Do­słow­nie parę mi­nut spa­ce­rem od głów­nej uli­cy znaj­du­je się dziel­ni­ca ce­ra­mi­ki zwa­na Tsu­boya, na któ­rej zna­le­źć mo­żna skle­py pro­wa­dzo­ne przez lo­kal­nych rze­mie­śl­ni­ków two­rzących kub­ki, mi­ski czy ta­le­rze. Wolę za­pła­cić ar­ty­ście, dla któ­re­go sprze­da­na par­ka psów-lwów to duża część dzien­ne­go do­cho­du, do­sta­jąc w za­mian ory­gi­nal­ny wy­rób naj­wy­ższej ja­ko­ści.

------------------------------------------------------------------------

5 _Oki­na­wa soba_ to kla­syk kuch­ni oki­na­wia­ńskiej. Jest to pszen­ny ma­ka­ron w aro­ma­tycz­nej zu­pie z że­ber­ka­mi lub bocz­kiem.

6 _Iza­kaya_ – ja­po­ński pub.

7 _Shi­sa_ (czyt. sisa) to mi­tycz­ne psy/lwy bro­ni­ące do­mostw na Oki­na­wie. Ich pi­ęk­ne od­zwier­cie­dle­nia są po­pu­lar­ny­mi pa­mi­ąt­ka­mi przy­wo­żo­ny­mi z wy­spy. Wi­ęcej o _shi­sach_ w roz­dzia­le _Uwa­żaj na du­szę_.

Samochód czy autobus?

Moje dzie­ci na uli­cę Mi­ędzy­na­ro­do­wą naj­bar­dziej lu­bią przy­je­żdżać ko­lej­ką jed­no­to­ro­wą. Yui Rail – jak cza­sa­mi na­zy­wa się te wa­go­ni­ki – to je­dy­ny po­ci­ąg, jaki znaj­dzie­my na Oki­na­wie. Przed woj­ną na na­szej ma­łej wy­spie ist­nia­ła nie tyl­ko ko­lej, ale ta­kże tram­wa­je i tram­wa­je kon­ne. Jed­nak bi­twa o Oki­na­wę zmio­tła je z po­wierzch­ni zie­mi i Uchi­na­an­chu mu­sie­li cze­kać aż do 2003 roku, kie­dy to otwar­to uro­czy­ście nową li­nię Oki­na­wa Urban Mo­no­ra­il – ko­lej­ki jed­no­to­ro­wej. Do dziś jest to tyl­ko jed­na li­nia, dzie­wi­ęt­na­ście przy­stan­ków, ale roz­ci­ąga się wy­god­nie od lot­ni­ska, po­przez Ko­ku­sa­idōri, za­mek Shu­ri, aż do sta­cji Te­da­ko-Ura­ni­shii. Ta ostat­nia może nie jest ja­kąś ogrom­ną atrak­cją tu­ry­stycz­ną (choć jest stąd sto­sun­ko­wo bli­sko do ruin zam­ku Ura­soe), ale dla mo­jej ro­dzi­ny ma spe­cjal­ne zna­cze­nie – tam wła­śnie miesz­ka­ją moi te­ścio­wie. Dzie­ci za prze­jazd nie pła­cą, więc od cza­su do cza­su za­bie­ra­łam je na wy­ciecz­ki, cho­cia­żby tyl­ko na sąsied­nią sta­cję i z po­wro­tem. Zwy­kle nie ma wie­lu pa­sa­że­rów, choć im bli­żej lot­ni­ska, tym robi się tłocz­niej. Dużą za­le­tą Yui Rail jest jej punk­tu­al­no­ść, coś co w za­kor­ko­wa­nych mia­stach li­czy się po­dwój­nie.

W miastach znajdują się duże parki z ruinami dawnych zamków Królestwa Ryukyu.

Przy­je­żdża­jąc z Ja­po­nii kon­ty­nen­tal­nej, czło­wiek jest przy­zwy­cza­jo­ny do do­sko­na­łe­go, czy­ste­go i punk­tu­al­ne­go trans­por­tu pu­blicz­ne­go. Choć w moim ser­cu Oki­na­wa wy­gry­wa na wi­ęk­szo­ści fron­tów z Ja­po­nią, to w tej kwe­stii ro­zu­miem kom­plet­nie za­wód tu­ry­stów, gdy lądu­jąc na wy­spie, pró­bu­ją po­ru­szać się na­szy­mi au­to­bu­sa­mi. Mamy tu dość dużo pry­wat­nych firm ko­mu­ni­ka­cyj­nych, któ­re wi­docz­nie nie wpa­dły na po­my­sł ko­or­dy­na­cji swo­ich roz­kła­dów jaz­dy. Gdy pra­co­wa­łam w szko­le, mia­łam szczęście miesz­kać przy głów­nej tra­sie. Przy­cho­dząc na przy­sta­nek, mo­głam prze­bie­rać w nu­me­rach po­jaz­dów, któ­re przy­je­żdża­ły tak gęsto, że nie mie­ści­ły się na przy­stan­ku. Stan­dard au­to­bu­sów zo­sta­wia dużo do ży­cze­nia, a wy­da­ne 800 je­nów8 za pó­łgo­dzin­ną jaz­dę w au­to­bu­sie pa­mi­ęta­jącym lata mo­je­go dzie­ci­ństwa nie wpra­wia w do­bry na­strój. Je­śli nie mia­ła­bym wła­sne­go auta, to wo­la­ła­bym już wzi­ąć tak­sów­kę, któ­ra pa­ra­dok­sal­nie nie wy­cho­dzi dużo dro­żej. Zresz­tą dla tych bez sa­mo­cho­du często nie ma in­nej opcji. Po prze­pro­wadz­ce do in­nej dziel­ni­cy na­gle oka­za­ło się, że w po­bli­żu je­ździ tyl­ko je­den au­to­bus, do tego co parę go­dzin. Ku­pie­nie auta sta­ło się więc ko­niecz­no­ścią. Na Oki­na­wie ka­żdy ma sa­mo­chód. Jest to pierw­sza rzecz, o któ­rą sta­ra­ją się nowi przy­by­sze, a tu­byl­cy od­zwy­cza­ili się od cho­dze­nia pie­szo do tego stop­nia, że chod­ni­ki po­tra­fią być ca­łko­wi­cie pu­ste. Uli­ce nie­ste­ty od­wrot­nie – są za­kor­ko­wa­ne i nie­prze­jezd­ne, choć po­wo­dem nie jest je­dy­nie duża licz­ba aut, ale też i bazy ame­ry­ka­ńskie po­ło­żo­ne w cen­trum miast i zaj­mu­jące spo­re po­ła­cie zie­mi, któ­re trze­ba ob­je­żdżać do­oko­ła.

------------------------------------------------------------------------

8 800 je­nów = ok. 21 zł.

Gdy przy­je­cha­łam tu po raz pierw­szy, moja eu­ro­pej­ska, przy­ja­zna śro­do­wi­sku na­tu­ra bu­rzy­ła się na uży­wa­nie auta na naj­krót­sze dy­stan­se, ale wraz ze zmia­ną pór roku zmie­ni­ła się i moja opi­nia w tym te­ma­cie. Od maja do pa­ździer­ni­ka tem­pe­ra­tu­ry, wil­goć i ra­żące sło­ńce po­tra­fią wy­ko­ńczyć naj­moc­niej­sze­go pie­chu­ra!

Za­mi­ło­wa­nie Oki­na­wia­ńczy­ków do jaz­dy sa­mo­cho­dem prze­isto­czy­ło się wręcz w spo­sób spędza­nia cza­su. Lu­dzie ro­bią tak zwa­ne dri­ve’y, wsia­da­jąc w swo­je ma­lut­kie po­jaz­dy ze zna­jo­my­mi i je­żdżąc gdzie ich oczy po­nio­są. Tak zwa­ne K-cars to ma­lut­kie auta-pu­de­łka z ma­łym sil­ni­kiem, któ­re są bar­dzo po­pu­lar­ne na wy­spie, pro­ste do za­par­ko­wa­nia i ta­nie w utrzy­ma­niu. W środ­ku po­tra­fią być zdu­mie­wa­jąco prze­stron­ne, ide­al­ne dla ro­dzi­ny na małe prze­ja­żdżki. Wie­le razy moi zna­jo­mi za­bie­ra­li mnie do „no­wej, ślicz­nej ka­wiar­ni”, któ­ra oka­zy­wa­ła się od­da­lo­na o dwie go­dzi­ny jaz­dy. Dwie go­dzi­ny w sa­mo­cho­dzie na­wet dla naj­lep­szej kawy nie jest dla mnie opty­mal­nym spędze­niem cza­su.

Na dro­gach jest tu ra­czej bez­piecz­nie, choć nie bra­ku­je nie­dziel­nych kie­row­ców. Ta­kich de­li­kwen­tów, zwy­kle tu­ry­stów z Ja­po­nii kon­ty­nen­tal­nej, roz­po­zna­je­my od razu, nie­ko­niecz­nie po dziw­nych za­cho­wa­niach na dro­dze, lecz głów­nie po ta­bli­cy re­je­stra­cyj­nej. Zna­ki hi­ra­ga­ny わ (wa) oraz れ (re) są za­re­zer­wo­wa­ne dla sa­mo­cho­dów z wy­po­ży­czal­ni. Trze­ba na nie uwa­żać, bo roz­pusz­cze­ni do­sko­na­łym trans­por­tem pu­blicz­nym Ja­po­ńczy­cy często nie mają du­że­go do­świad­cze­nia na dro­dze. Wi­ęk­szym za­gro­że­niem są jed­nak auta z czte­ro­ko­lo­ro­wą ko­ni­czyn­ką. Te kie­ro­wa­ne są przez se­nio­rów, któ­rych na wy­spie nie bra­ku­je. Znak _Kōre­isha_9 jest obo­wi­ąz­ko­wy dla kie­row­ców ma­jących po­wy­żej 75 lat (spo­ra gru­pa). To duży pro­blem w re­jo­nach, gdzie bez sa­mo­cho­du ani rusz. Se­nio­rzy nie mają wy­bo­ru: albo po­pro­wa­dzą auto, albo zo­sta­ną na ła­sce in­nych. W 2022 wpro­wa­dzo­no na­kaz zda­wa­nia do­dat­ko­we­go te­stu dla po­nad 75-lat­ków z 11 wy­kro­cze­nia­mi na kon­cie. Prze­kro­cze­nie szyb­ko­ści czy prze­je­żdża­nie na czer­wo­nym świe­tle lub wy­pad­ki przy par­ko­wa­niu zda­rza­ją się nie­ste­ty często, ale na co dzień se­nio­rzy ra­czej de­ner­wu­ją in­nych kie­row­ców swo­im bar­dzo po­wol­nym tem­pem jaz­dy i za­trzy­my­wa­niem się na dro­dze w naj­bar­dziej nie­spo­dzie­wa­nych miej­scach. Naj­częściej jed­nak prze­strze­ga się przed au­ta­mi z ła­ci­ńską li­te­rą Y na re­je­stra­cji. To po­jaz­dy per­so­ne­lu ame­ry­ka­ńskich baz mi­li­tar­nych, ale oczy­wi­ście cho­dzi tu o ich pry­wat­ne sa­mo­cho­dy, nie o ta­kie, któ­ry­mi je­żdżą ofi­cjal­nie, z ty­po­wo ame­ry­ka­ński­mi ta­bli­ca­mi. Gdy wje­żdża się na bazę, to wszy­scy pro­wa­dzą nie­zwy­kle ostro­żnie. Pa­nu­je tam w ko­ńcu re­żim mi­li­tar­ny, a ka­żdy do­oko­ła może oka­zać się albo two­im prze­ło­żo­nym, albo kimś, kto temu prze­ło­żo­ne­mu na­ka­blu­je. Poza bazą jed­nak nie ma ry­go­ru, a prze­kra­cza­nie pręd­ko­ści czy stłucz­ki, a ta­kże pro­wa­dze­nie po spo­ży­ciu al­ko­ho­lu zda­rza się bar­dzo często. Aby po­ci­ągnąć wi­no­waj­cę do od­po­wie­dzial­no­ści, wy­ma­ga­ne jest za­an­ga­żo­wa­nie jego do­wód­cy, a ta­kie pro­ce­de­ry często ko­ńczą się fia­skiem.

------------------------------------------------------------------------

9 Czte­ro­list­na ko­ni­czyn­ka w ko­lo­rach czer­wo­nym, żó­łtym, ja­sno­zie­lo­nym i ciem­no­zie­lo­nym (高齢運転者標識, _kōrei unten­sha hy­ōshi­ki_).

American village

Na Oki­na­wie ist­nie­je tyl­ko jed­na au­to­stra­da, wio­dąca od lot­ni­ska do mia­sta Nago na pó­łno­cy. Jako ro­dzi­ce dziś de­cy­du­je­my się na naj­szyb­szą dro­gę do domu, ale daw­niej, mło­dzi i bez­tro­scy, często wy­bie­ra­li­śmy się na ro­man­tycz­ne prze­ja­żdżki ma­low­ni­czą Ro­ute 58 – głów­ną dro­gą wio­dącą z po­łud­nia na samą pó­łnoc przez całą Oki­na­wę. Mo­żna wte­dy le­ni­wie mi­jać głów­ne mia­sta i wsko­czyć na za­ku­py w tu­ry­stycz­nym Chatan, gdzie wakacyjna atmosfera panuje cały rok, a co druga osoba na ulicy to obywatel amerykański. To tam, w American Village, dużym kompleksie zakupowym z wymyślnymi kolorowymi budynkami i butikami czy restauracjami wszelkiej maści, człowiek może poczuć się jak w innym świecie. Mój mąż niedawno wspominał o spotkaniu z jednym z głównych inwestorów, który opowiadał o zamówieniu dość dużej ilości marmuru i specjalnej kostki brukowej nie do hotelowego lobby ale do upiększenia zwykłego parkingu. Zresztą, to właśnie nagromadzenie takich ciekawostek, murali, absurdalnych wręcz budynków, kiczowatych rzeźb i pięknych widoków sprawia, że to miejsce jest tak popularne. Nasza rodzina nie jest wyjątkiem i potrafimy spędzić długie godziny, biegając od jednego instaspota do drugiego, robiąc sobie miliony zdjęć. Jedną z największych i najmniej spodziewanych atrakcji jest świąteczny Christmas Land10, w któ­rym świ­ęta trwa­ją cały rok. Ten wspa­nia­ły sklep jest wy­po­sa­żo­ny w mi­lion ró­żnych ozdób świ­ątecz­nych, cho­inek i lam­pek, a jego at­mos­fe­ra sta­no­wi tak ra­żący kon­trast z tro­pi­kal­ną wy­spą, że w ka­żdym in­nym miej­scu na Oki­na­wie sko­ńczy­ło­by się to ban­kruc­twem. Na szczęście ja­kiś ge­niusz otwo­rzył go w Ame­ri­can Vil­la­ge. Zresz­tą, zdra­dzę Wam se­kret: Świ­ęty Mi­ko­łaj wła­śnie na Oki­na­wie spędza całe bez­czyn­ne lato!

------------------------------------------------------------------------

10 Kra­ina Świ­ąt.

American Village zarówno zachwyca, jak i odstrasza swoją dziwacznością i specyficzną atmosferą.

W Chatan można leniuchować całe dnie wśród surfującej młodzieży, odwiedzając bary na plaży, czy spacerując długą promenadą na tzw. Seawall. Wielu ekspatów wybiera to miasto, gdyż na całej wyspie trudno o mniej japońskie miejsce. Ale Okinawa ma dużo więcej do zaoferowania, więc ruszamy dalej na północ.

Prze­je­żdża­my przez mia­stecz­ko Yomitan, w którym znajdują się dwa śliczne skanseny: Ryukyu Mura i Murasaki Mura. Skanseny to moje ulubione atrakcje, wypełnione muzyką _san­shi­nu_ i tra­dy­cyj­ną ar­chi­tek­tu­rą jed­no­pi­ętro­wych dom­ków z sze­ro­ką we­ran­dą i cha­rak­te­ry­stycz­nym czer­wo­nym da­chem. Gdy ma się szczęście, to mo­żna tra­fić na ta­ńce _eisa_11 czy warsz­ta­ty ro­bie­nia nie­ra­fi­no­wa­ne­go cu­kru _ko­ku­to_, a zimą, w Mu­ra­sa­ki Mura or­ga­ni­zo­wa­ny jest Fe­sti­wal Lam­pio­nów, pod­czas któ­re­go ciem­ną noc roz­świe­tla mi­lion la­tar­ni. Skan­sen ten to nie je­dy­ne miej­sce, gdzie mo­żna zo­ba­czyć ilu­mi­na­cje świetl­ne. Lo­kal­ne zoo Ko­do­mo no Kuni, nasz ogród bo­ta­nicz­ny, a ta­kże wie­le ho­te­li ma wła­sne wy­sta­wy świa­te­łek w okre­sie świ­ątecz­nym.

------------------------------------------------------------------------

11 _Eisa_ – tra­dy­cyj­ne ta­ńce z bęb­na­mi.

Da­lej ci­ągnie się naj­dłu­ższa wio­ska Oki­na­wy – Onna. Zatrzymuje się tam zwykle mnóstwo turystów, hotele licytują się lepszym dojściem do piękniejszej plaży, mimo że tak naprawdę oprócz sportów wodnych nie ma w tej wiosce zbyt wiele do robienia. Zachodnia strona wyspy gwarantuje jednak najwspanialsze zachody słońca i to tam, na plaży 5-gwiazdkowego hotelu Busena Terrace, podczas jednego z tych spektakularnych widowisk, mój mąż i ja trzymaliśmy się za ręce po raz pierwszy. Oczywiście nie mogliśmy marzyć o nocy w takim luksusie, prześlizgnęliśmy się jedynie na plażę. W Japonii nie można kupić linii brzegowej, choć niektóre hotele sprytnie wykupują ziemię w strategicznych miejscach, praktycznie tworząc prywatne kąpieliska. Do Busena Terrace wracamy co jakiś czas, ale nie na romantyczne randki tylko z dziećmi, do podwodnego obserwatorium oraz na przejażdżki łodzią z przeźroczystym dnem. Czar ekskluzywnego resortu odrobinę pryska, gdy trzeba pilnować ruchliwego roczniaka, rozbrykanej trzylatki i dwóch kombinujących psiapsiółek.

Lato na Okinawie

Bia­ły pia­sek i przej­rzy­ste, czy­ste mo­rze znaj­dzie­my tu wła­ści­wie wszędzie. Oki­na­wa zna­na jest ze swo­ich plaż, od tych za­go­spo­da­ro­wa­nych, miej­skich czy ho­te­lo­wych, po ca­łko­wi­cie dzi­kie, na któ­rych nie ma ży­wej du­szy. Te naj­pi­ęk­niej­sze są na mniej­szych wy­spach, Miy­ako, Yaey­ama, To­ka­shi­ki… Pla­ża Yonaha Maehama na Miyako (wyspie z której pochodzą moi teściowie) zdobyła nawet miejsce w Top 25 najpiękniejszych plaż świata na liście Trip­advisor Travellers’ Choice 2022, a piasek w kształcie gwiazdek12 znaj­do­wa­ny na wy­spach Ishi­ga­ki i Irio­mo­te to praw­dzi­wa sen­sa­cja in­ter­ne­to­wa! Mimo ich pi­ęk­na na wi­ęk­szo­ści plaż nie ma tłu­mów, azja­tyc­cy tu­ry­ści nie prze­pa­da­ją za le­że­niem plac­kiem, a już na pew­no nikt tu się nie opa­la. Bar­dzo za­bu­do­wa­ne stro­je (po­dob­ne do pia­nek, ja­kie no­szą sur­fe­rzy) chro­nią przed sło­ńcem, a go­li­znę wi­dzi się wy­jąt­ko­wo rzad­ko – my­ślę, że tu­ry­sta w sa­mych kąpie­lów­kach wcho­dzący do skle­pu czy ho­te­lo­we­go lob­by wzbu­dzi­łby nie­złe po­ru­sze­nie. Oki­na­wia­ńczy­cy nie lu­bią pły­wać. Nie mam po­jęcia, dla­cze­go tak jest. Wie­lu z nich tej sztu­ki w ogó­le do­brze nie po­sia­dło, a na sło­wo ‘pla­ża’ za­pa­la im się w gło­wach je­dy­nie lamp­ka pod ty­tu­łem „be­ach BBQ”13. Nad­mor­skie gril­le to let­ni sport na­ro­do­wy, całe ro­dzi­ny gro­ma­dzą się w przy­go­to­wa­nych, za­da­szo­nych od sło­ńca miej­scach (za­bro­nio­ne jest tu roz­pa­la­nie ogni­ska) i na ogrom­nym gril­lu go­tu­ją mi­ęso, wa­rzy­wa, _yaki­to­ri_ czy _yaki­so­bę_. Ta ostat­nia to sma­żo­ny ma­ka­ron pszen­ny (_oki­na­wa soba_) z wa­rzy­wa­mi, mi­ęsem i spe­cjal­nym so­sem, któ­re­go smak to zde­cy­do­wa­nie smak lata. Do tego do­da­je­my ko­niecz­nie zim­ną pusz­kę lo­kal­ne­go piwa Orion, a dla dzie­ci _ka­ki­gōri_ – tzw. _sha­ved ice_, star­ty lód ze słod­kim sy­ro­pem i mle­kiem skon­den­so­wa­nym lub bar­dziej tra­dy­cyj­nie z go­to­wa­ny­mi słod­ki­mi fa­sol­ka­mi _azu­ki_ i kul­ka­mi mo­chi. Ten fa­so­lo­wy de­ser zna­ny jest tu jako _zen­zai_, ale od po­tra­wy ser­wo­wa­nej w Ja­po­nii ró­żni się wła­śnie tem­pe­ra­tu­rą – tam ja­da­ny na cie­pło, tu z lo­dem. In­nym ty­po­wym let­nim de­se­rem jest ar­buz – często roz­kra­ja­ny po roz­bi­ciu go ki­jem w grze zwa­nej _su­ika­wa­ri_. Po­dob­nie do pi­ña­ty, po za­wi­ąza­niu oczu uczest­nik za­ba­wy sta­ra się tra­fić ki­jem po omac­ku w le­żący na pia­sku owoc. Wie­czo­ra­mi często po­pu­lar­ne są fa­jer­wer­ki i zim­ne ognie. W gro­nie ro­dzi­ny wy­star­czą mniej­sze świa­te­łka i ogni­ki, ale ich po­ka­zy (tzw. _ha­na­bi_14) mo­żna zo­ba­czyć w ca­łej Ja­po­nii w okre­sie let­nim. Zwy­kle or­ga­ni­zu­ją je mia­sta i mia­stecz­ka na swo­ich do­rocz­nych fe­sti­wa­lach zwa­nych _mat­su­ri_.

------------------------------------------------------------------------

12 Ka­żda gwiazd­ka jest eg­zosz­kie­le­tem ma­łych, jed­no­ko­mór­ko­wych or­ga­ni­zmów zna­nych jako otwor­ni­ce. Ozna­cza to, że cho­ciaż pia­sek już nie żyje, kie­dyś był częścią ży­we­go or­ga­ni­zmu na Oce­anie Spo­koj­nym. Jest to wy­jąt­ko­wo rzad­ki typ pia­sku.

13 Be­ach BBQ – gril­lo­wa­nie na pla­ży.

14 _Ha­na­bi_ – ogni­ste kwia­ty, fa­jer­wer­ki.

Eisa to taniec wykonywany na festiwalach okinawiańskich przy akompaniamencie bębnów taiko.

Na Oki­na­wie naj­wi­ęk­sze _mat­su­ri_ to m.in. _Zen­to Eisa Mat­su­ri_ w Okinawa City, _Te­da­ko Mat­su­ri_ w Ura­soe, _Naha_ _Oht­su­na­hi­ki Mat­su­ri_ (pod­czas któ­re­go prze­ci­ąga się ogrom­ną linę) czy _Naha Hari_, czy­li wy­ści­gi Smo­czych Ło­dzi. Od maja do pa­ździer­ni­ka w ka­len­da­rzu wy­spy wpi­sa­ne są licz­ne wy­da­rze­nia, pod­czas któ­rych uczest­ni­cy ubie­ra­ją się w _yuka­ty_, za­ja­da­ją _yaki­to­ri_15, watę cu­kro­wą oraz ta­ńczą w rytm _san­shi­nu_ i pio­se­nek naj­wi­ęk­szych gwiazd lo­kal­nej mu­zy­ki. Fe­sty­ny te nie są ogra­ni­czo­ne do pory let­niej, or­ga­ni­zu­je się je przez cały rok.

------------------------------------------------------------------------

15 _Yaki­to­ri_ – sza­szły­ki z gril­la ale z sa­mym ma­ry­no­wa­nym mi­ęsem, bez wa­rzyw.

Na­sze mia­sto Nago też ma oczywiście swoje _mat­su­ri,_ a na­wet dwa. W stycz­niu _Sa­ku­ra Mat­su­ri_ świ­ętu­je roz­po­częcie se­zo­nu na kwit­nącą wi­śnię, naj­wcze­śniej w ca­łej Ja­po­nii. Na­sza _sa­ku­ra_16 to inna od­mia­na niż ta naj­słyn­niej­sza, bia­ła. Licz­ne drze­wa w par­ku Nago po­kry­wa­ją się ostrym ró­żem, z in­ten­syw­no­ścią ko­lo­ru jak na Oki­na­wę przy­sta­ło. Dru­gie _mat­su­ri_ od­by­wa się la­tem i jest po­łączo­ne z ogrom­nym po­ka­zem fa­jer­wer­ków. Od­by­wa się ono w głów­nym por­cie nad Za­to­ką Del­fi­nów.

------------------------------------------------------------------------

16 _Sa­ku­ra_ – kwia­ty wi­śni.

Nago

Mój mąż pra­cu­je w śro­dy w mie­ście, a ja w ten dzień przy­je­żdżam z dzie­ćmi na za­jęcia do­dat­ko­we, któ­re od­by­wa­ją się do­kład­nie w tym sa­mym bu­dyn­ku, w któ­rym mie­ści się jego biu­ro. Cho­dzi­my wte­dy na po­bli­ską łąkę przy pla­ży, z go­to­wy­mi pu­de­łka­mi z je­dze­niem, ro­bi­ąc so­bie ko­la­cję na świe­żym po­wie­trzu. Na po­bli­skim bo­isku do ba­se­bal­la chłop­cy krzy­czą „_Ho­me­run_!”, gdy pi­łka leci wy­so­ko w siat­kę oka­la­jącą te­ren ćwi­czeń. Za­raz przy nas, na tle za­cho­dzące­go sło­ńca gru­pa ko­biet ćwi­czy ha­waj­ski ta­niec hula. Moje dzie­ci przy­no­szą cu­kier­ki od jed­nej z tan­ce­rek, któ­ra oka­zu­je się być na­szą sąsiad­ką z wio­ski.

Ży­cie w Nago jest dużo spo­koj­niej­sze niż na po­łud­niu. Jest to tak na­praw­dę ra­czej mia­stecz­ko, bo choć roz­mia­rem pra­wie do­rów­nu­je Po­zna­nio­wi, to w ilo­ści miesz­ka­ńców bli­żej mu do Lesz­na. Poza tym spo­re części mia­sta to wła­ści­wie te­re­ny wiej­skie. Do na­sze­go domu, je­dzie się pół go­dzi­ny przez góry. Cza­sem, gdy prze­je­żdżam przez tą dzie­wi­czą dżun­glę skąpa­ną we mgle, je­stem pew­na, że za chwi­lę zo­ba­czę gło­wę bron­to­zau­ra wy­sta­jącą zza krza­ków lub usły­szę ryk ty­ra­no­zau­ra. Nie­któ­re tu­tej­sze ro­śli­ny fak­tycz­nie pa­mi­ęta­ją pre­hi­sto­rycz­ne cza­sy. _Hego_, ogrom­ne pa­pro­cie z ro­dzi­ny _He­go­da­ce­ae_ po­ja­wi­ły się oko­ło 100 mi­lio­nów lat temu, ale ze względu na swo­je roz­mia­ry przy­po­mi­na­ją ro­śli­ny ro­snące w epo­ce pa­le­ozo­iku. Nic dziw­ne­go, że Oki­na­wa przy­wo­dzi na myśl Islę Nu­blar z _Par­ku Ju­raj­skie­go_!

Di­no­zau­rów już tu nie ma, ale za­raz przy wje­ździe do mia­sta stoi duży po­sąg del­fi­na. Miej­sco­wi mó­wią, że fak­tycz­nie te mor­skie ssa­ki żyją u wy­brze­ży wy­spy, acz­kol­wiek sama ni­g­dy nie mia­łam szczęścia ich zo­ba­czyć. Być może co­raz gło­śniej­sza cy­wi­li­za­cja od­stra­sza je od brze­gu, a może jest inny, ciem­niej­szy po­wód. Tak, mia­sto Nago ma smut­ną hi­sto­rię bru­tal­nych po­lo­wań na del­fi­ny i wie­lo­ry­by. W daw­nych cza­sach nie było to ni­czym dziw­nym. Lu­dzie, szcze­gól­nie na ma­łych wy­spach na któ­rych in­nych za­so­bów często bra­ko­wa­ło, ko­rzy­sta­li z ka­żdej oka­zji. Jed­nak na­wet miej­sco­wi ry­ba­cy zga­dza­ją się, że po­lo­wa­nia na te zwie­rzęta na dużą ska­lę na­le­żą już do prze­szło­ści. W 2008 roku tyl­ko sze­ść ło­dzi mia­ło po­zwo­le­nie na ta­kie po­ło­wy, a mi­ęso del­fi­nie i wie­lo­ry­bie jest do­stęp­ne je­dy­nie w paru mniej­szych re­stau­ra­cjach. Samo mia­sto Nago to ra­czej baza wy­pa­do­wa do la­sów Yan­ba­ru, wo­do­spa­dów i na ście­żki trek­kin­go­we. Oczy­wi­ście znaj­du­ją się tu i atrak­cyj­ny dla dzie­ci Park Ana­na­so­wy i Kró­le­stwo Owo­ców, małe ale cie­ka­we zoo zwa­ne Neo­park, a na­wet ide­al­nie wpa­so­wu­jący się w lo­kal­ną ro­ślin­no­ść Park Di­no­zau­rów. Park Ana­na­so­wy, Pi­ne­ap­ple Park da­rzy­my szcze­gól­nym uczu­ciem. Dzie­ci prze­bie­ra­ją no­ga­mi, cze­ka­jąc na pod­wóz­kę z par­kin­gu do we­jścia dużą ko­lej­ką, po­tem, podśpie­wu­jąc w takt pio­sen­ki prze­wod­niej, wcho­dzą do elek­trycz­ne­go wóz­ka gol­fo­we­go w kszta­łcie ana­na­sa. Z cie­ka­wo­ścią przy­gląda­ją się ma­le­ńkim ana­na­skom pod­czas jaz­dy przez pola ana­na­so­we i ogró­dek bo­ta­nicz­ny po­świ­ęco­ny tym owo­com, a na­stęp­nie, po spa­ce­rze we­wnątrz szklar­ni, z du­szą na ra­mie­niu wcho­dzą do sali z… di­no­zau­ra­mi. To pew­nie tyl­ko chwyt mar­ke­tin­go­wy, nie ma prze­cież wi­ęk­sze­go zwi­ąz­ku ana­na­sów z tymi pre­hi­sto­rycz­ny­mi ga­da­mi, ale miej­sce to spra­wia, że cały park sta­je się dużo atrak­cyj­niej­szy, szcze­gól­nie dla dzie­ci.

Churaumi Aquarium

Moja pierw­sza rand­ka z mężem nie od­by­ła się w ro­man­tycz­nej re­stau­ra­cji, na pla­ży czy w ki­nie. Do­oko­ła nas były set­ki in­nych, pod­eks­cy­to­wa­nych lu­dzi oraz ogrom­ny gwar. Oczy­wi­ście na­sze oczy wi­dzia­ły tyl­ko sie­bie, no, może mój mąż od cza­su do cza­su zer­kał też ukrad­kiem na ogrom­ne ryby, cie­ka­we sko­ru­pia­ki i sma­ko­wi­te musz­le. Tak, idąc z Ja­po­ńczy­kiem do akwa­rium, trze­ba być przy­go­to­wa­nym na gło­śne oce­nia­nie ja­dal­no­ści i sma­ku ka­żde­go mor­skie­go ży­jąt­ka. Na­sza rand­ka za­ko­ńczy­ła się suk­ce­sem, a Chu­rau­mi Aqu­arium sta­ło się dla nas miej­scem spe­cjal­nym.

To ogrom­ne oce­ana­rium w Motobu, jedynie pół godziny samochodem z Nago, to jedno z flagowych miejsc na Okinawie. Mimo że straciło pierwsze miejsce na liście największych akwariów świata, to i tak imponuje swoim głównym zbiornikiem zwanym Kuroshio Sea mieszczącym 7 500 000 litrów wody i wyposażonym w panel z akrylu o grubości 60 centymetrów. _Chu­ra_ zna­czy ‘pi­ęk­no’, ‘wdzi­ęk’, _umi_ to ‘mo­rze’, a zbior­ni­ki od­zwier­cie­dla­ją wła­śnie pi­ęk­ne mo­rze do­oko­ła wysp Riu­kiu. Na­wet mimo tłu­mu tu­ry­stów co­dzien­nie od­wie­dza­jących ten park, jest to dla mnie i mo­jej ro­dzi­ny za­wsze wiel­ka przy­jem­no­ść. Chu­rau­mi pro­wa­dzi licz­ne pro­gra­my kon­ser­wa­cyj­ne i ba­daw­cze, nie jest to je­dy­nie bu­dy­nek z akwa­rium, ale rów­nież ogrom­ny park ze skan­se­nem, mu­zeum an­tro­po­lo­gicz­nym re­jo­nu Pa­cy­fik, ob­ser­wa­to­rium, pla­żą, pla­ca­mi za­baw dla dzie­ci i pi­ęk­nym ogro­dem bo­ta­nicz­nym, do któ­re­go mało kto cho­dzi. Tak na­praw­dę tyl­ko głów­ny bu­dy­nek roz­brzmie­wa ka­ko­fo­nią gło­sów tu­ry­stów z ca­łe­go świa­ta. Cała resz­ta par­ku zwy­kle jest nie­do­ce­nio­ną oazą spo­ko­ju. Cały ten obiekt jest po­zo­sta­ło­ścią po Expo z 1975 roku, na któ­re przy­je­cha­li pierw­si tu­ry­ści. Od tego cza­su co roku ilo­ść od­wie­dza­jących wy­spę zwi­ęk­sza­ła się, a dziś mo­żna po­wie­dzieć, że tu­ry­sty­ka to je­den z głów­nych fi­la­rów tu­tej­szej eko­no­mii.

Największą rybą w Churaumi Aquarium jest rekin wielorybi, który stał się symbolem tego parku.

Je­den z mo­ich ulu­bio­nych wi­do­ków na Oki­na­wie roz­ci­ąga się wła­śnie z Chu­rau­mi, a wła­ści­wie z bar­dzo dłu­gich i sze­ro­kich scho­dów scho­dzących z par­kin­gu do del­fi­na­rium. Mo­żna tam uchwy­cić (bez nie­chcia­nych fo­to­bom­be­rów) wy­spę Ie i otaczające ją lazurowe morze z ciemnymi plamami rafy koralowej w kolorze indygo. Ie to mała wysepka, którą chyba każdy Okinawiańczyk odwiedził na wycieczce szkolnej, a jej główną cechą charakterystyczną jest 172-metrowa góra Tatchuu (inaczej Gusukuyama), wystająca z głównie płaskiej wyspy niczym wulkan.

Góra Tatchuu jest doskonale widoczna z parku Churaumi.

Pre­fek­tu­ra Oki­na­wa skła­da się ze 160 wysp. Aby prze­je­chać się ba­wo­lim wo­zem na Ishi­ga­ki czy na wła­sne oczy zo­ba­czyć brzyd­ką sta­tuę po­li­cjan­ta Ma­mo­ru-kun na Miy­ako, trze­ba le­cieć ok. 40 min sa­mo­lo­tem z Naha. Ale sama Oki­na­wa też ma dużo do za­ofe­ro­wa­nia, je­śli cho­dzi o Is­land hop­ping. Raj dla nur­ków na Za­ma­mi, mi­stycz­na i ta­jem­ni­cza Ku­da­ka czy tu­ry­stycz­na Ko­uri – na wie­le wy­se­pek mo­żna do­je­chać au­tem przez most, a na inne wy­star­czy sko­rzy­stać z pro­mu.

Już nie­dłu­go do li­sty atrak­cji tu­ry­stycz­nych doj­dzie duży park roz­ryw­ki zlo­ka­li­zo­wa­ny na daw­nym polu gol­fo­wym w Nago. Jak mo­żna się do­my­ślić Junglia będzie parkiem o tematyce związanej z naturą i dinozaurami, wykorzystując łudzące podobieństwo lasów Yanbaru do wyspy Nublar z _Par­ku Ju­raj­skie­go_. Ma­jąc czwór­kę dzie­ci, z po­cząt­ku bar­dzo ucie­szy­łam się na tę wia­do­mo­ść, lecz szyb­ko oprzy­tom­nia­łam – zna­jąc te re­jo­ny, zda­ję so­bie spra­wę (jak ka­żdy miesz­ka­niec na­sze­go mia­sta), że in­fra­struk­tu­ra w tym re­gio­nie jest kiep­ska. Jed­na dro­ga wy­jaz­do­wa nie będzie w sta­nie ob­słu­żyć spo­dzie­wa­nych tłu­mów, ge­ne­ru­jąc ogrom­ne kor­ki w na­szym spo­koj­nym mie­ście. Gdy spo­tka­łam się z pa­nem Se­nem Ta­ma­ki z Oki­na­wa Co­nven­tion Cen­ter, do­pie­ro uświa­do­mi­łam so­bie ska­lę pro­ble­mów zwi­ąza­nych z tym pro­jek­tem. Oki­na­wa prężnie się roz­wi­ja i (z wy­jąt­kiem lat pan­de­mii) co roku wi­ęcej lu­dzi chce ją od­wie­dzić. Jed­nak sama wy­spa ma ogra­ni­czo­ne za­so­by ludz­kie i lo­gi­stycz­ne. Wie­le ho­te­li musi od­ma­wiać no­wym go­ściom mimo wol­ne­go miej­sca, ze względu na brak siły ro­bo­czej. Ta­ma­ki san17 twier­dzi, że śred­nio aż 30% po­koi stoi pu­stych. Sam często do­sta­je te­le­fo­ny od or­ga­ni­za­to­rów ogrom­nych kon­fe­ren­cji py­ta­jących, czy może przy­jąć im­pre­zy na 2000 lub wi­ęcej osób i musi im nie­ste­ty grzecz­nie od­ma­wiać. Naj­wi­ęk­sze cen­trum kon­fe­ren­cji na wy­spie, w któ­rym jest ma­na­ge­rem, mie­ści mak­sy­mal­nie 1000 uczest­ni­ków. Oczy­wi­ście głów­nym wi­no­waj­cą są bazy ame­ry­ka­ńskie, zaj­mu­jące ogrom miej­sca, któ­re w in­nej rze­czy­wi­sto­ści mo­gło­by być prze­zna­czo­ne na hale han­dlo­we, bu­dyn­ki użyt­ko­we, fa­bry­ki, domy miesz­kal­ne czy bo­iska i are­ny spor­to­we. Ta­ma­ki san zwró­cił rów­nież uwa­gę na dru­gi aspekt, któ­ry ja zu­pe­łnie igno­ro­wa­łam – lo­gi­sty­kę. Wi­ęk­szo­ść lu­dzi po­ru­sza się tu sa­mo­cho­dem wła­snym lub wy­po­ży­czo­nym. Ist­nie­ją dwie głów­ne dro­gi: ro­ute 58 i ci­ągnąca się od lot­ni­ska do Nago dwu­pa­smo­wa au­to­stra­da, na któ­rych już te­raz ro­bią się ogrom­ne kor­ki. „Dla­cze­go nie mo­żna by zbu­do­wać ko­lei?” – za­py­ta­łam. Ko­lej jest pro­ble­ma­tycz­na. Gdy po­wsta­wa­ła ja­po­ńska sieć po­ci­ągów JR, bu­dżet stwo­rzo­no je­dy­nie na po­trze­by Ja­po­nii kon­ty­nen­tal­nej. Wła­ści­cie­le firm ja­po­ńskich nie chcą in­we­sto­wać tak du­żych pie­ni­ędzy na Oki­na­wie. Do­dat­ko­wo do­cho­dzi kwe­stia baz ame­ry­ka­ńskich. Ko­lej pro­wa­dząca od Naha do cho­cia­żby Nago mu­sia­ła­by prze­cho­dzić przez ich te­ry­to­rium przy­naj­mniej w nie­któ­rych od­cin­kach.

------------------------------------------------------------------------

17 _San_ to od­po­wied­nik pol­skie­go ‘pan’, ‘pani’. Na co dzień uży­wa­my tej for­my bar­dzo często, zwra­cam się tak często na­wet do męża czy dzie­ci. Za­cho­wu­ję więc tę for­mę w ca­łej ksi­ążce.

Muzeum Prefekturalne w Naha jest doskonałym przykładem brutalizmu w architekturze.

Ta­ma­ki san po­znał mo­je­go męża w po­przed­niej pra­cy dla Co­nven­tion Bu­re­au – agen­cji rządo­wej zaj­mu­jącej się pro­mo­cją tu­ry­sty­ki na Oki­na­wie. Choć pa­sja do oj­czy­zny, jak sam mówi, jest w nim bar­dzo sil­na, to mar­twi się, że ogrom­na licz­ba tu­ry­stów znisz­czy jego pi­ęk­ną wy­spę. W wol­nych chwi­lach ten za­pa­lo­ny sur­fer szu­ka fal na dzi­kich pla­żach pó­łno­cy i po­dzi­wia żó­łwie mor­skie na Za­ma­mi. To wła­śnie wy­spy Kerama są jego ulubioną miejscówką. Tamtejsza plaża Furuzamami to jedna z najpiękniejszych plaż Okinawy, a kolor oceanu jest tak zachwycający, że mówi się nawet na jego odcień _Ke­ra­ma blue_. Ta­ma­ki san stu­dio­wał na Ha­wa­jach, od­wie­dził Au­stra­lię i wy­spy Pa­cy­fi­ku, ale – jak twier­dzi – „nie ma pi­ęk­niej­sze­go oce­anu niż na Oki­na­wie”.

Miesz­ka­jąc nie­opo­dal por­tu To­ma­rin, w jed­nym z pierw­szych do­mów wy­bu­do­wa­nych w oko­li­cy, prom na Za­ma­mi ma za­raz pod oknem. To jego dzia­dek, praw­dzi­wy Umin­chu, jak na­zy­wa się tu ry­ba­ków, zbu­do­wał to oka­za­łe do­mo­stwo, by po­mie­ścić swo­ją ro­dzi­nę i po dziś dzień miesz­ka tam wie­le jego la­to­ro­śli. Na dole kie­dyś znaj­do­wał się za­kład fry­zjer­ski wuj­ka i sklep z odzie­żą ciot­ki. Z fry­zje­ra zro­bi­ła się _eika­iwa_18 bra­ta pana Ta­ma­ki, a ze skle­pu z modą – par­king. Je­dy­nie mi­ło­ść do mo­rza prze­si­ąkła na tyle głębo­ko, że do dziś czuć ją w ca­łym bu­dyn­ku. Dzi­siaj oto­czo­ny jest licz­ny­mi sąsia­da­mi, ni­ski­mi be­to­no­wy­mi blo­ka­mi tak cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi dla oki­na­wia­ńskiej ar­chi­tek­tu­ry.

------------------------------------------------------------------------

18 _Eika­iwa_ – szko­ła an­giel­skie­go spe­cja­li­zu­jąca się w kon­wer­sa­cji.

Tak, be­ton kró­lu­je na wy­spie i nie dzie­je się to bez po­wo­du. Sza­re mury do­sko­na­le chro­nią miesz­ka­ńców przez co­rocz­ny­mi sil­ny­mi taj­fu­na­mi i uzna­wa­ne są za dużo sta­bil­niej­sze niż ta­ńsze i być może bar­dziej po­wab­ne drew­nia­ne kon­struk­cje. Oczy­wi­ście be­ton znaj­du­je też swo­ich ama­to­rów, a wie­le bu­dyn­ków uzna­je się za iko­ny bru­ta­li­zmu – nur­tu ar­chi­tek­to­nicz­ne­go pó­źne­go mo­der­ni­zmu. Gołe ścia­ny, wy­eks­po­no­wa­na sta­lo­wa kon­struk­cja, nie­otyn­ko­wa­ne ce­gla­ne mury, od­sło­ni­ęte bel­ki stro­po­we i prze­wo­dy in­sta­la­cyj­ne to ele­men­ty wi­ęk­szo­ści głów­nych obiek­tów na wy­spie, od pi­ęk­ne­go mu­zeum pre­fek­tu­ral­ne­go w Naha, po Urząd Mia­sta Nago i licz­ne bu­dyn­ki miesz­kal­ne czy szko­ły. Ży­jący w mie­ście Nago fo­to­graf Paul Tu­lett na­zy­wa ten styl bru­ta­li­zmem zen i do­ku­men­tu­je ar­chi­tek­tu­rę Oki­na­wy na swo­im pro­fi­lu na In­sta­gra­mie19. Choć na pierw­szy rzut oka sza­rzy­zna szpe­ci, a brud mia­sta od­py­cha, to mo­żna w tym zna­le­źć ar­tyzm i pew­ne­go ro­dza­ju pi­ęk­no. Na tle su­ro­wych ścian od­bi­ja­ją się kwie­ci­ste ko­szu­le prze­cho­dzących _sa­la­ry­me­nów_, bo wszyst­ko inne na Oki­na­wie wy­bi­ja się ko­lo­ra­mi. W prze­ci­wie­ństwie do kon­ser­wa­tyw­nych bia­ło-czar­nych gar­ni­tu­rów z To­kio, w po­łu­dnio­wej pre­fek­tu­rze przy­jął się lu­źniej­szy styl ko­szul z krót­kim rękaw­kiem, no­szo­nych bez kra­wa­ta i ma­ry­nar­ki. To obo­wi­ązu­jący stan­dard w okre­sie let­nim, po­zwa­la­jący na ob­ni­że­nie kosz­tów kli­ma­ty­za­cji w biu­rach i skle­pach. Ich hi­sto­ria wy­wo­dzi się z cza­sów po­wo­jen­nych, a ich twór­ca, Te­izo Miy­aza­to na­zy­wa­ny jest cza­sem oj­cem oki­na­wia­ńskiej tu­ry­sty­ki. To on na de­le­ga­cji na Ha­wa­jach zo­ba­czył po raz pierw­szy tam­tej­sze ko­szu­le Alo­ha i za­in­spi­ro­wa­ny za­czął pro­mo­wać po­dob­ny styl w swo­jej oj­czy­źnie. Choć z po­cząt­ku szło to dość opor­nie, to 30 lat pó­źniej, w 1999 roku znor­ma­li­zo­wa­no no­sze­nie ko­szul _Ka­riy­ushi_ na co dzień w urzędach, a dziś no­szą je wszy­scy, włącz­nie z gu­ber­na­to­rem. _Ka­riy­ushi_ w języ­ku Oki­na­wy zna­czy ‘po­my­śl­ny’, ‘przy­chyl­ny’, ‘szczęśli­wy’, a ko­szu­le te sta­ły się nie­odłącz­nym ele­men­tem pre­fek­tu­ry.

------------------------------------------------------------------------

19 @bru­ta­l_zen.

Typowy okinawiański dom z otwartą werandą i czerwonymi dachówkami.

Z Ha­wa­ja­mi Oki­na­wa ma wie­le wspól­ne­go. Ta­ma­ki san, wspo­mi­na­jąc cza­sy stu­diów, za­uwa­żył, że w obu miej­scach czas pły­nie ina­czej. Ame­ry­ka­nie zna­ją _Ha­wa­ii time_, a Ja­po­ńczy­cy ko­piu­ją mó­wi­ąc _Oki­na­wa time_. Tak na­praw­dę, im cie­plej na dwo­rze, tym czas leci wol­niej, a my, Eu­ro­pej­czy­cy zna­my to naj­le­piej z Gre­cji, Hisz­pa­nii czy Włoch. Ale i Ha­wa­je i Oki­na­wa to części kra­jów, któ­re rów­nież po­ło­żo­ne są w in­nych stre­fach kli­ma­tycz­nych. Dla Ja­po­ńczy­ków po­łu­dnio­wa pre­fek­tu­ra to stan du­cha. Z jed­nej stro­ny na­zy­wa­ją Uchi­na­an­chu nie­wy­cho­wa­ny­mi le­niu­cha­mi, a z dru­giej ma­rzą o wy­pro­wadz­ce z aglo­me­ra­cji na tro­pi­kal­ną wy­spę, gdzie nie mu­sie­li­by tak ci­ągle gnać.

Tak, dla Ma­in­lan­de­rów Oki­na­wa to raj, nie tyl­ko na wa­ka­cje. Wie­le osób, ma­jąc do­syć pra­cy w kor­po­ra­cjach, stre­su i wy­cie­ńcze­nia, sprze­da­je cały swój do­by­tek i prze­pro­wa­dza się na po­łud­nie. Tu, ży­jąc w szor­tach i ja­pon­kach, otwie­ra­ją mod­ne ka­fej­ki i pen­sjo­na­ty. Mogę od razu stwier­dzić, czy dany przy­by­tek na­le­ży do Ja­po­ńczy­ka, czy do Uchi­na­an­chu – po ja­ko­ści wy­ko­ńcze­nia i or­ga­ni­za­cji, po kli­ma­cie miej­sca. Ka­wiar­nie otwie­ra­ne z ka­pi­ta­łu to­kij­skie­go zwy­kle są bar­dzo sty­lo­we, mają świet­ny bran­ding, cie­ka­we menu i zwar­ty ima­ge. Te lo­kal­ne często mają nie­po­ma­lo­wa­ne fra­mu­gi, ulot­ki dru­ko­wa­ne w domu i logo pro­jek­to­wa­ne przez pi­ęcio­lat­ka, ale i tak bar­dzo je lu­bię! Pa­nu­je w nich nie­po­wta­rzal­ny kli­mat, bo od we­jścia czło­wiek czu­je się chcia­ny i za­pra­sza­ny, jak­by był tam sta­łym by­wal­cem mimo że to tyl­ko pierw­szy raz. To naj­wi­ęk­szy skarb Oki­na­wy. Nie prze­pi­ęk­ne mo­rze, nie za­chwy­ca­jąca na­tu­ra. Nie prze­pysz­ne je­dze­nie czy cie­ka­wa kul­tu­ra. To lu­dzie i ich wro­dzo­na zdol­no­ść do za­wie­ra­nia przy­ja­źni, to ich głębo­ko za­ko­rze­nio­ne prze­ko­na­nie, że wszy­scy je­ste­śmy bra­ćmi, a po­zor­nie przy­pad­ko­we spo­tka­nia wi­ążą nas na za­wsze. _Icha­ri­ba Cho­odee!_PREFEKTURA OKINAWA

JIN TOO WARARAN KWA TU RU WARAARIIRU — Możemy śmiać się z naszymi dziećmi, ale nie z naszymi pieniędzmi

W ja­po­ńskich su­per­mar­ke­tach często od­by­wa­ją się tar­gi in­nych pre­fek­tur, na któ­rych mo­żna spró­bo­wać spe­cja­łów z da­le­kich za­kąt­ków kra­ju. Obec­nie naj­le­piej sprze­da­ją się pro­duk­ty z Hok­ka­ido, ale mało kto pa­mi­ęta, że pio­nie­rem idei ta­kiej wy­mia­ny han­dlo­wej była wła­śnie Oki­na­wa. Co lep­sze, prze­ło­żo­ny mo­je­go męża, pan Uechi, był po­my­sło­daw­cą i pierw­szym wła­ści­cie­lem skle­pi­ku z oki­na­wia­ńską żyw­no­ścią w To­kio. Tak się zło­ży­ło, że zo­sta­li­śmy za­pro­sze­ni na co­rocz­ny lunch dla ko­le­gów i ko­le­ża­nek z fir­my, or­ga­ni­zo­wa­ny przez sze­fa w jego domu w mia­stecz­ku Yomi­tan. Gdy mój mąż wraz z żoną pana Uechi za­czy­nał go­to­wać kra­by na tra­dy­cyj­ną ucztę, ja za­sia­dłam przy her­bat­ce ja­śmi­no­wej i słu­cha­łam za­chwy­ca­jącej opo­wie­ści o od­naj­dy­wa­niu sie­bie.

Pan Okinawa

Gdy w 1972 roku Sta­ny Zjed­no­czo­ne od­da­ły Oki­na­wę, mło­dy Uechi san wła­ści­wie nie wie­dział, co to jest ta Ja­po­nia. Za­cie­ka­wi­ło go to na tyle, że po­sta­no­wił wy­brać się tam na stu­dia, ale szyb­ko oka­za­ło się, że nie tyl­ko Ame­ry­ka­nie trak­tu­ją Oki­na­wia­ńczy­ków jako lu­dzi dru­giej ka­te­go­rii. Ja­po­ńczy­cy wy­zy­wa­li go od świń i le­ni­wych głup­ków, a wa­run­ki ży­cia i pła­ca zo­sta­wia­ły dużo do ży­cze­nia. Naj­gor­sza była…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: