- W empik go
Okno czasu - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
17 września 2021
Ebook
4,99 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Okno czasu - ebook
Rozpoczyna się druga dekada XX wieku. Ernst Fipkin bezskutecznie poszukuje pracy. Z niespodziewaną pomocą przychodzi mu dawna znajoma, którą Ernst był zainteresowany zanim zawarł niesatysfakcjonujące go małżeństwo. Praca w prestiżowym banku zdaje się otwierać przed nim niedostępne dotąd możliwości.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-1314-4 |
Rozmiar pliku: | 270 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ernst Fipkin otworzył oczy i westchnął w duchu.
„Jeszcze tylko pięć minut – obiecał sobie. – Potem policzę do dziesięciu i wstanę.”
Zerknął w stronę budzika na szafce nocnej. Wskazówki zatrzymały się przed północą. Znów. A przecież przyniósł go z naprawy zaledwie wczoraj. Myśl, że dał się oszukać na kilkanaście szylingów ostatecznie odegnała resztki snu.
Pójdzie do zakładu Bowleya i zrobi dziką awanturę. W końcu pieniędzy nie znalazł na ulicy. Na szczęście nauczył się już budzić o piątej rano bez pomocy zegarka.
Zerknął na ścianę na wprost, gdzie jeszcze wisiała girlanda sprzed dwóch tygodni. Pod nią widniała przyklejona do tapety kartka z napisem: Nowy 1920 Rok. Nigdy nie przypuszczał, że czas może biec tak szybko. Nie zdejmował ozdób celowo. Dzięki nim każdego ranka oszukiwał się, że właśnie zaczyna się nowy rok, który wreszcie przyniesie wyczekiwaną odmianę. No i stało się.
Jednak ostatnie miesiące były ciężkie. Chodził od banku do banku i pytał o wolną posadę. Za każdym razem spoglądały na niego niewidzące oczy urzędnika, jakby ten patrzył na coś przeźroczystego. Potem padało sakramentalne: „Proszę zgłosić się w przyszłym tygodniu. Może wówczas…” Na tym mówiący urywał zdanie i nadal gapił się gdzieś przez niego w nieistnienie. Gdyby on był jego szefem, natychmiast wylałby takiego gamonia na zbity pysk. Gdzie szacunek dla petenta? Przecież, do jasnej cholery, skończył Oxford.
Biorąc pod uwagę dobre stopnie ze wszystkich semestrów, ostatni rok zaliczył na trzecim miejscu wśród ogółu studentów. W takich wypadkach absolwenci wydziału ekonomicznego otrzymywali propozycje pracy z najlepszych londyńskich banków. Tylko że on właściwie był nikim. Pan byle kto, który uczył się dzięki stypendium.
Na czwartym roku ożenił się z Elizabeth. To był wielki zawód, bo trafił nie na tą, którą sobie upatrzył. Na roku były dwie dziewczyny o tym imieniu. Jedna bogata, z koneksjami. Przyjaciel podpowiedział, żeby zagiął na nią parol. Miał oczarować brzydulę elokwencją, brązowymi oczami, gęstą czupryną i najlepszymi stopniami na ostatni semestr. Uznał, że to świetny pomysł.
Spotkali się niby przypadkiem, nieopodal jego wydziału na Manor Road. Kiedy po raz pierwszy ją zobaczył, uznał, że dziewczyna nie jest znowu aż tak nieciekawa, jak opowiadano. Niepewny uśmiech, prawie niewidoczny nierówny zgryz, prawie niebieskie oczy, prawie gęste włosy, krótko przystrzyżone na modną chłopczycę. Nie podobała mu się nowa moda. Żal mu było dawnej, podkreślającej kobiecą tajemniczość, powab i urok skrywany wśród haftów, koronek i falbanek. Jednak po wojnie w błyskawiczną niepamięć odszedł szelest długich sukien i spojrzenia rzucane spod wielkich kapeluszy z woalką.
Wszystko uległo gwałtownej przemianie. Spódnice i sukienki uległy skróceniu, a co odważniejsze kobiety zaczęły nawet, o zgrozo, nosić spodnie. Zniknęły gorsety, za to powszechne stały się sukienki i luźne bluzki, które pozbawiały kobietę talii.
Również dawne fryzury odeszły w zapomnienie. Podziwiane przez niego wymyślnie ułożone loki zastąpiły proste chłopięce kosmyki. Dlaczego kobiety dobrowolnie godziły się tak oszpecać? Wszystko przez obłąkanego polskiego fryzjera, który zamieszkał w Paryżu. Dobrze zapamiętał jego nazwisko, Antoine Cierplikowski, szaleniec, który zasługiwał na francuski wynalazek, czyli gilotynę.
A jednak Elizabeth mimo tych zewnętrznych, jak je nazywał, ułomności, od razu przypadła mu do serca. Przynajmniej tak sobie skutecznie wmówił.
Zaprosił dziewczynę na spacer. Szli obok siebie w odległości co najmniej kroku, jak nakazywał dobry obyczaj. Starając się zrobić dobre wrażenie, zaczął omawiać Bismarckowski model emerytalny. Według opinii Ernsta, w rzeczywistości była to finansowa piramida, która w niedalekiej przyszłości doprowadzi Niemcy do bankructwa.
Elizabeth nie do końca podzielała jego pogląd. Niekiedy dla grzeczności przytakiwał dziewczynie. Kiedy wreszcie odprowadził ją pod akademik, był pewien, że zawojował jej serce, czego dowodem miał być krótki uścisk dłoni.
Dwa tygodnie później koledzy uświadomili mu, że ulokował uczucia pod niewłaściwym adresem. Prawdziwa Elizabeth numer jeden była nieco brzydsza od Elizabeth numer dwa. Kiedy próbował umówić się z nią na spacer, odmówiła, twierdząc, że nie chce wchodzić w drogę przyjaciółce (tej z numerem drugim), której Ernst wyjątkowo się podoba. A może nawet już się w nim zakochała. A na koniec dobiła go odważnym wyznaniem:
– Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Taki uroczy chłopak mnie również od pierwszej chwili zawróciłby w głowie.
Był zły. Sam siebie złapał w pułapkę, z której nie potrafił się wyzwolić. Brnął więc w romans z niewłaściwą Betty z coraz większym przerażeniem, który w końcu przerodził się w obojętną rezygnację.ROZDZIAŁ DRUGI
Elizabeth przypadła do gustu matce Ernsta. Pod koniec jednego z pierwszych obiadów, gdy oficjalna narzeczona została przy stole, żeby poplotkować z przyszłą teściową, stryj wziął go pod ramię. Przeszli do drugiego pokoju. Nazywano go gabinetem palarnianym. W rzeczywistości pełnił jeszcze kilka innych ról w zależności od pory dnia i domowej potrzeby.
Stryj Wildmore wręczył mu szklaneczkę z odrobiną whisky na dnie.
– Czas najwyższy, chłopcze, byśmy porozmawiali jak mężczyzna z mężczyzną. Twój ojciec, a mój biedny brat, niestety tego nie dożył. Zatem w jego zastępstwie… – Pociągnął tęgi łyk i dolał sobie kolejną porcję. – Zatem jakby w jego zastępstwie…
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Ernst Fipkin otworzył oczy i westchnął w duchu.
„Jeszcze tylko pięć minut – obiecał sobie. – Potem policzę do dziesięciu i wstanę.”
Zerknął w stronę budzika na szafce nocnej. Wskazówki zatrzymały się przed północą. Znów. A przecież przyniósł go z naprawy zaledwie wczoraj. Myśl, że dał się oszukać na kilkanaście szylingów ostatecznie odegnała resztki snu.
Pójdzie do zakładu Bowleya i zrobi dziką awanturę. W końcu pieniędzy nie znalazł na ulicy. Na szczęście nauczył się już budzić o piątej rano bez pomocy zegarka.
Zerknął na ścianę na wprost, gdzie jeszcze wisiała girlanda sprzed dwóch tygodni. Pod nią widniała przyklejona do tapety kartka z napisem: Nowy 1920 Rok. Nigdy nie przypuszczał, że czas może biec tak szybko. Nie zdejmował ozdób celowo. Dzięki nim każdego ranka oszukiwał się, że właśnie zaczyna się nowy rok, który wreszcie przyniesie wyczekiwaną odmianę. No i stało się.
Jednak ostatnie miesiące były ciężkie. Chodził od banku do banku i pytał o wolną posadę. Za każdym razem spoglądały na niego niewidzące oczy urzędnika, jakby ten patrzył na coś przeźroczystego. Potem padało sakramentalne: „Proszę zgłosić się w przyszłym tygodniu. Może wówczas…” Na tym mówiący urywał zdanie i nadal gapił się gdzieś przez niego w nieistnienie. Gdyby on był jego szefem, natychmiast wylałby takiego gamonia na zbity pysk. Gdzie szacunek dla petenta? Przecież, do jasnej cholery, skończył Oxford.
Biorąc pod uwagę dobre stopnie ze wszystkich semestrów, ostatni rok zaliczył na trzecim miejscu wśród ogółu studentów. W takich wypadkach absolwenci wydziału ekonomicznego otrzymywali propozycje pracy z najlepszych londyńskich banków. Tylko że on właściwie był nikim. Pan byle kto, który uczył się dzięki stypendium.
Na czwartym roku ożenił się z Elizabeth. To był wielki zawód, bo trafił nie na tą, którą sobie upatrzył. Na roku były dwie dziewczyny o tym imieniu. Jedna bogata, z koneksjami. Przyjaciel podpowiedział, żeby zagiął na nią parol. Miał oczarować brzydulę elokwencją, brązowymi oczami, gęstą czupryną i najlepszymi stopniami na ostatni semestr. Uznał, że to świetny pomysł.
Spotkali się niby przypadkiem, nieopodal jego wydziału na Manor Road. Kiedy po raz pierwszy ją zobaczył, uznał, że dziewczyna nie jest znowu aż tak nieciekawa, jak opowiadano. Niepewny uśmiech, prawie niewidoczny nierówny zgryz, prawie niebieskie oczy, prawie gęste włosy, krótko przystrzyżone na modną chłopczycę. Nie podobała mu się nowa moda. Żal mu było dawnej, podkreślającej kobiecą tajemniczość, powab i urok skrywany wśród haftów, koronek i falbanek. Jednak po wojnie w błyskawiczną niepamięć odszedł szelest długich sukien i spojrzenia rzucane spod wielkich kapeluszy z woalką.
Wszystko uległo gwałtownej przemianie. Spódnice i sukienki uległy skróceniu, a co odważniejsze kobiety zaczęły nawet, o zgrozo, nosić spodnie. Zniknęły gorsety, za to powszechne stały się sukienki i luźne bluzki, które pozbawiały kobietę talii.
Również dawne fryzury odeszły w zapomnienie. Podziwiane przez niego wymyślnie ułożone loki zastąpiły proste chłopięce kosmyki. Dlaczego kobiety dobrowolnie godziły się tak oszpecać? Wszystko przez obłąkanego polskiego fryzjera, który zamieszkał w Paryżu. Dobrze zapamiętał jego nazwisko, Antoine Cierplikowski, szaleniec, który zasługiwał na francuski wynalazek, czyli gilotynę.
A jednak Elizabeth mimo tych zewnętrznych, jak je nazywał, ułomności, od razu przypadła mu do serca. Przynajmniej tak sobie skutecznie wmówił.
Zaprosił dziewczynę na spacer. Szli obok siebie w odległości co najmniej kroku, jak nakazywał dobry obyczaj. Starając się zrobić dobre wrażenie, zaczął omawiać Bismarckowski model emerytalny. Według opinii Ernsta, w rzeczywistości była to finansowa piramida, która w niedalekiej przyszłości doprowadzi Niemcy do bankructwa.
Elizabeth nie do końca podzielała jego pogląd. Niekiedy dla grzeczności przytakiwał dziewczynie. Kiedy wreszcie odprowadził ją pod akademik, był pewien, że zawojował jej serce, czego dowodem miał być krótki uścisk dłoni.
Dwa tygodnie później koledzy uświadomili mu, że ulokował uczucia pod niewłaściwym adresem. Prawdziwa Elizabeth numer jeden była nieco brzydsza od Elizabeth numer dwa. Kiedy próbował umówić się z nią na spacer, odmówiła, twierdząc, że nie chce wchodzić w drogę przyjaciółce (tej z numerem drugim), której Ernst wyjątkowo się podoba. A może nawet już się w nim zakochała. A na koniec dobiła go odważnym wyznaniem:
– Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Taki uroczy chłopak mnie również od pierwszej chwili zawróciłby w głowie.
Był zły. Sam siebie złapał w pułapkę, z której nie potrafił się wyzwolić. Brnął więc w romans z niewłaściwą Betty z coraz większym przerażeniem, który w końcu przerodził się w obojętną rezygnację.ROZDZIAŁ DRUGI
Elizabeth przypadła do gustu matce Ernsta. Pod koniec jednego z pierwszych obiadów, gdy oficjalna narzeczona została przy stole, żeby poplotkować z przyszłą teściową, stryj wziął go pod ramię. Przeszli do drugiego pokoju. Nazywano go gabinetem palarnianym. W rzeczywistości pełnił jeszcze kilka innych ról w zależności od pory dnia i domowej potrzeby.
Stryj Wildmore wręczył mu szklaneczkę z odrobiną whisky na dnie.
– Czas najwyższy, chłopcze, byśmy porozmawiali jak mężczyzna z mężczyzną. Twój ojciec, a mój biedny brat, niestety tego nie dożył. Zatem w jego zastępstwie… – Pociągnął tęgi łyk i dolał sobie kolejną porcję. – Zatem jakby w jego zastępstwie…
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
więcej..