Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Okruchy lęku - ebook

Data wydania:
28 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Okruchy lęku - ebook

Östen Jonzon powinien korzystać z zasłużonej emerytury. Okazuje się to jednak niemożliwe, ponieważ bohater skrywa kilka dobrze strzeżonych tajemnic. Pewnego dnia, podczas szczerej rozmowy ze sporo młodszą od siebie żoną – Bodil – mężczyzna wyjawia jeden ze swoich najgłębszych sekretów. Puszka Pandory zostaje otwarta. Na wieść, że Östen ma dorosłego syna, którego nigdy nie poznał, Bodil reaguje – przynajmniej w oczach męża – z nieracjonalną przesadą. Mimo to decyduje się on nawiązać kontakt z mającym już ponad trzydzieści lat synem Tobiasem.

 

Ponadto w okolicy wprowadzają się nowi sąsiedzi, którzy stanowią klucz do kolejnej tajemnicy Östena. Pętla wokół jego szyi zaczyna się niebezpiecznie zacieśniać.

 

„Okruchy lęku” to porywająca opowieść o ludzkich słabościach. Annika Sjögren zręcznie buduje atmosferę nieustającego napięcia i skutecznie wprawia czytelnika w stan przeszywającego niepokoju.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-87-0237-362-2
Rozmiar pliku: 705 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Östen Jon­zon spoj­rzał na sto­jący po dru­giej stro­nie ulicy dom, do któ­rego nie­wiele po­nad mie­siąc temu wpro­wa­dzili się nowi są­sie­dzi. Po­se­sja wy­da­wała się opu­sto­szała, tak było prak­tycz­nie od dnia, w któ­rym się zja­wili. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach za­pu­kałby do ich drzwi i po­wi­tał ich w są­siedz­twie. Wie­dział, że prę­dzej czy póź­niej bę­dzie mu­siał sta­nąć z nimi twa­rzą w twarz. Spoj­rzeć jej w oczy. Nie roz­po­znał jej, gdy wno­sili kar­tony, do­niczki z ro­śli­nami i inne sprzęty. O dziwo, naj­pierw zwró­cił uwagę na niego, cho­ciaż wcze­śniej wi­dział go za­le­d­wie kilka razy. Wy­glą­dał pra­wie tak samo jak wtedy, pod­czas gdy z nią czas nie ob­szedł się rów­nie ła­ska­wie. Przy­brała na wa­dze, i to sporo, i ogól­nie wy­dała mu się za­nie­dbana. Jej pół­dłu­gie rude włosy zwi­sały w prze­tłusz­czo­nych strą­kach. Östen nie mógł się po­wstrzy­mać i od razu za­czął po­rów­ny­wać ją do Bo­dil, wciąż dość zgrab­nej i wy­pie­lę­gno­wa­nej, choć obie były mniej wię­cej w tym sa­mym wieku. Tak czy ina­czej, tym dwojgu mu­siało się nie­źle po­wo­dzić, bo na taki sa­mo­chód – Range Ro­ver Sport – nie było stać każ­dego. Mu­sieli też nie­źle za­bu­lić za ten świeżo wy­re­mon­to­wany, im­po­nu­jący dom.

Czy wie­działa, że on mieszka po dru­giej stro­nie ulicy?

Czy też był to tak nie­zwy­kły zbieg oko­licz­no­ści? A je­śli był, to jak za­re­aguje, gdy zda so­bie sprawę, kto jest jej no­wym są­sia­dem? Na pewno nie pod­sko­czy z ra­do­ści. Östen ode­rwał wzrok od na po­zór opusz­czo­nego domu i po­sęp­nie do­pił resztkę kawy.

Mimo że przy­ja­ciele i ko­le­dzy z daw­nej pracy ostrze­gali go, iż ży­cie na eme­ry­tu­rze nie za­wsze oka­zuje się tak bez­stre­sowe, jak można by się spo­dzie­wać, Östen przez długi czas są­dził, że jego opty­mi­styczne uspo­so­bie­nie po­zwoli mu się upo­rać z pustką, jaka wkra­dła się w jego ży­cie już pierw­szej wio­sny po za­koń­cze­niu ka­riery za­wo­do­wej. Tym­cza­sem w wieku sześć­dzie­się­ciu sied­miu lat prze­ży­wał coś na kształt de­pre­sji. By­wały okresy, że dni wle­kły się w nie­skoń­czo­ność, a jego do­pa­dało po­czu­cie bez­na­dziei.

Miesz­kał ze swoją o dwa­na­ście lat młod­szą żoną Bo­dil przy Grön­fin­kvägen w dziel­nicy do­mów jed­no­ro­dzin­nych Sten­ham­mar w Här­nösand. W pierw­szym roku po przej­ściu na eme­ry­turę, gdy był jesz­cze pe­łen ener­gii i za­pału, zaj­mo­wał się głów­nie re­mon­tem. Uznał, że nad­szedł naj­wyż­szy czas, by od­no­wić po­koje i ła­zienkę, a po­nie­waż miał od­po­wied­nie kwa­li­fi­ka­cje – jak by nie pa­trzeć, z za­wodu był bu­dow­lań­cem – więk­szość prac wy­ko­nał sa­mo­dziel­nie. Opróż­nił piw­nicę z gra­tów, które w niej za­le­gały, ro­biąc wiele kur­sów z przy­czepką do naj­bliż­szego punktu se­lek­cji od­pa­dów przy Jakt­sti­gen. Zro­bił też po­rzą­dek w ogro­dzie. Przy­ciął ja­bło­nie i krzewy bzu, ściął kilka brzó­zek, a na ko­niec, ku wiel­kiej ucie­sze Bo­dil, za­sa­dził trzy nowe pi­wo­nie. Cha­dzał na kil­ku­na­sto­ki­lo­me­trowe spa­cery, bie­gał, a pierw­szej zimy co naj­mniej trzy razy w ty­go­dniu urzą­dzał so­bie wy­cieczki na bie­gów­kach. Po­cząt­kowo od­czu­wał sa­tys­fak­cję z faktu, że tak dużo zmie­nił w domu i do tego po­pra­wił kon­dy­cję fi­zyczną, bo za­nie­dby­wał to przez dłu­gie lata pracy jako kie­row­nik re­fe­ratu or­ga­ni­za­cyjno-ad­mi­ni­stra­cyj­nego w urzę­dzie mia­sta. Z cza­sem jed­nak jego za­pał za­czął się wy­czer­py­wać. Aż tego lata Bo­dil miała pre­ten­sje, że nie chciało mu się na­wet sko­sić traw­nika.

Gdy za­tem ran­kiem żona zo­sta­wiła go przy stole śnia­da­nio­wym ze sło­wami „zrób ja­kiś po­ży­tek z tego dnia”, spra­wia­jąc wra­że­nie nieco za­zdro­snej o to, że Östen może so­bie da­lej sie­dzieć w spo­koju z ga­zetą, po­słał jej swój naj­bar­dziej prze­ko­nu­jący uśmiech i dał do zro­zu­mie­nia, że ma w pla­nach mnó­stwo za­jęć. Jed­nak za­raz po tym, jak wy­co­fała au­tem z ga­rażu i po­je­chała otwo­rzyć swój skle­pik z rę­ko­dzie­łem ar­ty­stycz­nym, Östen po­padł w apa­tię i za­czął się po­sęp­nie ga­pić przez okno. Czuł, że na­wet uprząt­nię­cie stołu po śnia­da­niu, ogar­nię­cie się w ła­zience i wło­że­nie czy­stego ubra­nia wy­ma­ga­łoby zmo­bi­li­zo­wa­nia wszyst­kich sił. Nie roz­po­zna­wał sam sie­bie.

Przed­po­łu­dnie wle­kło się w nie­skoń­czo­ność. Przez chwilę oglą­dał te­le­wi­zję, choć wcze­śniej rzadko to ro­bił. Po obie­dzie zde­cy­do­wał, że wy­bie­rze się cho­ciaż na długi spa­cer. Może to go tro­chę po­bu­dzi i wy­rwie z otę­pie­nia? I dzięki temu póź­niej ła­twiej mu bę­dzie roz­strzy­gnąć bo­daj naj­więk­szy dy­le­mat w ca­łym swoim do­tych­cza­so­wym ży­ciu. Wie­dział, że je­śli od­pu­ści, wszy­scy będą da­lej żyli w spo­koju. Bał się jed­nak, że wów­czas sam bę­dzie za­drę­czał się tą sprawą w nie­skoń­czo­ność. Nie mógł prze­stać my­śleć o tam­tym dniu na po­czątku sierp­nia. Wy­brał się do mar­ketu bu­dow­la­nego Clas Ohl­son w Sund­svall i w mo­men­cie zro­zu­miał, kto stoi przy jed­nym z re­ga­łów z na­rzę­dziami.

Gdyby wów­czas wie­dział, jak to się skoń­czy, po pro­stu ku­piłby to, po co przy­je­chał, i wró­cił pro­sto do domu.

Pod­jął już jedną próbę roz­mowy z Bo­dil, ty­dzień temu, pod­czas gór­skiej wę­drówki. Wy­prawa za­częła się wspa­niale, a skoń­czyła małą ka­ta­strofą…

Wy­ru­szyli z miej­sco­wo­ści Nik­ka­lu­okta do schro­ni­ska pod szczy­tem Keb­ne­ka­ise, po­tem wę­dro­wali da­lej, do gór­skiej chaty w Singi, a na­stęp­nie szla­kiem Kung­sle­den do Abi­sko. Słońce świe­ciło na osza­ła­mia­jąco nie­bie­skim nie­bie. Z ra­do­ścią spo­glą­dali na po­kryte lo­dow­cem gór­skie szczyty i wcią­gali do płuc kry­sta­licz­nie czy­ste po­wie­trze. W trak­cie co­dzien­nych kil­ku­na­sto­ki­lo­me­tro­wych eta­pów wę­drówki mieli oka­zję po­roz­ma­wiać w spo­sób, w jaki nie roz­ma­wiali ze sobą od lat, i wła­śnie to skło­niło Östena do wy­ja­wie­nia Bo­dil swo­jej wiel­kiej ta­jem­nicy.

Póź­niej gorzko tego po­ża­ło­wał.

Czwar­tego dnia, po kilku go­dzi­nach uda­nej wę­drówki, po­ko­naw­szy urze­ka­jąco piękną do­linę, zbli­żyli się do prze­łę­czy Tjäk­tja­pas­set. Słońce to­wa­rzy­szyło im wier­nie przez całą trasę od pa­sma Sälka, a pod­czas prze­rwy na lunch zło­żony z lio­fi­li­zo­wa­nego po­siłku po­de­szło do nich stadko re­ni­fe­rów. W pew­nym mo­men­cie zwie­rzęta wy­ło­niły się zza pa­górka, przy­glą­dały im się po­nad pięć mi­nut swo­imi wiel­kimi, okrą­głymi oczami, a po­tem spo­koj­nie po­wę­dro­wały da­lej w dół zbo­cza. Pod wpły­wem chwili, gdy za­trzy­mali się na na­stępną prze­rwę po­prze­dza­jącą wspi­naczkę na naj­wyż­szy punkt na ca­łej tra­sie, Östen ze­brał się wresz­cie na od­wagę.ROZ­DZIAŁ 2

Znaj­do­wali się na wy­so­ko­ści dzie­wię­ciu­set me­trów nad po­zio­mem mo­rza. Bo­dil wsu­nęła na czoło oku­lary prze­ciw­sło­neczne i usia­dła na tra­wie. Östen za­jął miej­sce obok niej i roz­sz­nu­ro­wał buty trek­kin­gowe marki Me­indl. Na­de­szła pora na zmianę skar­pe­tek, by unik­nąć od­ci­sków.

– Jest coś, o czym chciał­bym ci po­wie­dzieć – oznaj­mił w chwili, gdy Bo­dil piła wodę z bu­telki.

W na­stęp­nej se­kun­dzie zdał so­bie sprawę, że za­brzmiało to tak, jakby za­mie­rzał jej wy­znać, że po­znał inną ko­bietę i żąda roz­wodu. Do­strzegł jej py­ta­jącą, nieco za­nie­po­ko­joną minę.

– Za­brzmiało zło­wiesz­czo – od­parła.

Östen się za­śmiał.

– To nie to, co my­ślisz.

– Skąd wiesz, co my­ślę? – rzu­ciła ostrzej­szym to­nem, któ­rego w ostat­nich la­tach uży­wała co­raz czę­ściej.

Östen nie sły­szał go, od­kąd wy­je­chali z Här­nösand. Nie od­po­wie­dział.

– Skąd wiesz, co my­ślę? – po­wtó­rzyła i wzięła na­stępny łyk.

W cza­sie wę­drówki Bo­dil za­wsze pierw­sza piła wodę, bo nio­sła bu­telkę w bocz­nej kie­szonce swo­jego ple­caka, a na­stęp­nie po­da­wała ją Öste­nowi. Lecz po tym, jak wy­po­wie­dział ostat­nie zda­nie, wciąż trzy­mała w dłoni woj­skową ma­nierkę w ko­lo­rze khaki i spo­glą­dała na męża py­ta­ją­cym wzro­kiem.

– Je­śli się po­wie­działo A, trzeba po­wie­dzieć B! – rzu­ciła.

– Wiem, wiem… – od­parł Östen. – Dasz mi się na­pić?

Po­dała mu bu­telkę, ale zro­biła to tak, jakby wcale nie miała ochoty się nią dzie­lić. Östen za­czął już ża­ło­wać, że się ode­zwał, lecz było za późno. Zdą­żył uło­żyć w my­ślach całe zda­nia, na­wet sta­ran­nie je oszli­fo­wał, lecz gdy te­raz sie­dział na tra­wie i ucie­kał przed spoj­rze­niami Bo­dil, wszyst­kie gdzieś się ulot­niły.

– Mam dziecko, o któ­rym nie wiesz – wy­krztu­sił wresz­cie.

Bo­dil nie od­po­wie­działa, tylko wciąż wpa­try­wała się w niego ze zmarsz­czo­nymi brwiami. Chwilę póź­niej zsu­nęła oku­lary na nos.

– Oczy­wi­ście nie cho­dzi o małe dziecko – pod­jął. – Przy­szło na świat, za­nim się po­zna­li­śmy. – Od­zy­skał re­zon i przy­po­mniał so­bie wy­uczone zda­nia. Mocno ści­snął bu­telkę i ba­daw­czo spoj­rzał na Bo­dil. Nie po­tra­fił jed­nak ni­czego wy­czy­tać z wy­razu jej twa­rzy.

– Ro­zu­miem – od­parła krótko. – To wszystko czy masz mi jesz­cze coś do po­wie­dze­nia?

– Yyy… wszystko… to zna­czy… nie­ła­two mi o tym mó­wić. – Nie spo­dzie­wał się ta­kiej re­ak­cji, cho­ciaż miał świa­do­mość, że nie może li­czyć na pełne zro­zu­mie­nie. – Jak wspo­mnia­łem, to było, za­nim się po­zna­li­śmy. Kiedy jesz­cze by­łem mę­żem Agnety. – Upił łyk w na­dziei, że w ten spo­sób zy­ska kilka se­kund na za­sta­no­wie­nie.

– Dla­tego się roz­sta­li­ście? – spy­tała Bo­dil. – Czy _to_ była praw­dziwa przy­czyna?

– Nie – za­prze­czył. – Nie dla­tego… Agneta też nic nie wie­działa.

– Co ta­kiego? Chyba nie mó­wisz po­waż­nie?

– Ow­szem… to się zda­rzyło w… jak by to po­wie­dzieć… w dość nie­prze­wi­dzia­nych oko­licz­no­ściach i…

– I nie wspo­mnia­łeś o tym przez tyle lat? – prze­rwała mu Bo­dil.

Usły­szał w jej gło­sie wiel­kie wzbu­rze­nie.

– Po­zwól mi wszystko wy­ja­śnić… – za­czął, lecz znów nie dała mu do­koń­czyć.

– Kurwa mać, Östen! Chyba nie mam te­raz ochoty tego słu­chać.

Prze­kleń­stwa do niej nie pa­so­wały, ale w zło­ści za­wsze wy­rzu­cała z sie­bie ja­kieś blu­zgi. Ze­rwała się na równe nogi.

– Bo­dil! – za­wo­łał, pró­bu­jąc ją za­trzy­mać.

Na­wet na niego nie spoj­rzała, tylko wło­żyła ple­cak, za­pięła pas na bio­drach, po­tem na pier­siach i ru­szyła przed sie­bie. Za­sznu­ro­waw­szy buty, Östen rów­nież pod­niósł się z miej­sca. Z cięż­kim wes­tchnie­niem za­rzu­cił ple­cak i wciąż ści­ska­jąc w dłoni bu­telkę, roz­po­czął wspi­naczkę ku prze­łę­czy.

Po­łu­dniowe wej­ście na Tjäk­tja­pas­set było naj­więk­szym wy­zwa­niem ca­łej wy­prawy. Za­równo Östen, jak i Bo­dil cie­szyli się względ­nie do­brą formą, on wręcz, choć sporo od niej star­szy, był o wiele le­piej wy­tre­no­wany. Mimo to do­go­nił ją do­piero w po­ło­wie trasy, w do­datku nie­źle zzia­jany. Po­tem z wy­sił­kiem trzy­mał się tuż za nią. Sły­szał, że Bo­dil także ciężko od­dy­chała. Po­ko­naw­szy ko­lejny od­ci­nek, w końcu zrów­nał się z nią w mar­szu. Za­chwiał się, na­stą­piw­szy na duży chy­bo­tliwy ka­mień, i od­ru­chowo przy­trzy­mał się jej ra­mie­nia.

– Nie do­ty­kaj mnie! – wy­sy­czała i znów się wy­sfo­ro­wała.

Östen zmo­bi­li­zo­wał w so­bie resztkę sił w na­dziei, że gdy tylko do­trą na górę, usiądą, by od­po­cząć, i wów­czas bę­dzie mógł jej wszystko wy­tłu­ma­czyć. Za­brnął już tak da­leko, że te­raz Bo­dil _mu­siała_ po­znać całą prawdę.

Do­tarł­szy do miej­sca, które uznał za ko­niec wspi­naczki, uj­rzał Bo­dil na wy­so­ko­ści chaty sto­ją­cej w naj­wyż­szym punk­cie prze­łę­czy i zro­zu­miał, że do­brnął tylko do nie­wiel­kiego wy­płasz­cze­nia i ma przed sobą jesz­cze tro­chę mar­szu pod górę. Po chwili stra­cił Bo­dil z oczu. Gdy wresz­cie do­wę­dro­wał do celu, do­strzegł jej ple­cak oparty o ścianę wy­chodka. Od­wró­cił się i spoj­rzał na roz­po­ście­ra­jącą się na po­łu­dniu za­chwy­ca­jącą do­linę Tjäk­tja­vagge i wi­doczny u jej końca szczyt Stuor Jiertta. Na­raz po­czuł się tak oszo­ło­miony wi­do­kiem, że uznał, iż po­stą­pił jak ostatni idiota, w ta­kim mo­men­cie wy­ja­wia­jąc Bo­dil swój se­kret. Dla­czego nie za­cze­kał, aż wrócą do domu?

Pod­czas mar­szu się roz­grzał, lecz już po chwili prze­szył go zimny wiatr pę­dzący przez prze­łęcz. Wciąż jesz­cze lekko po­sa­pu­jąc, wło­żył na głowę czapkę i kap­tur. Po­tem usiadł obok chaty, żeby za­cze­kać na Bo­dil. Się­gnął do kie­szeni w po­szu­ki­wa­niu to­rebki z orze­chami i ka­wał­kami cze­ko­lady, ale po krót­kim na­my­śle pod­jął de­cy­zję, że wstrzyma się z je­dze­niem do po­wrotu Bo­dil. Od dru­giej strony na­de­szła sied­mio­oso­bowa grupka tu­ry­stów. Wy­mie­nił z nimi kilka zdań – spy­tał, do­kąd idą, czy będą no­co­wali w na­mio­tach czy w schro­ni­sku i tak da­lej. W in­nych oko­licz­no­ściach opo­wie­działby im o na­po­tka­nym stadku re­ni­fe­rów, ale kiedy uj­rzał, jak otwie­rają się drzwi wy­chodka i jak Bo­dil z za­ciętą miną za­czyna cze­goś szu­kać w ple­caku, szybko za­koń­czył roz­mowę i bez en­tu­zja­zmu ży­czył tu­ry­stom mi­łej wę­drówki. Wy­glą­dało na to, że Bo­dil nie pla­no­wała dłu­giej prze­rwy. Chwilę póź­niej ru­szyła szyb­kim kro­kiem ku dal­szej czę­ści szlaku. Na­wet nie zwró­ciła na niego uwagi. Östen po­dą­żył za nią. Po ja­kimś cza­sie, gdy znaj­do­wała się około pięć­dzie­się­ciu me­trów przed nim, na­gle się za­trzy­mała. Do­go­nił ją z po­czu­ciem ulgi i za­py­tał, czy ma ochotę na ka­wa­łek cze­ko­lady.

Po­krę­ciła głową.

– Po­wiedz mi wię­cej na te­mat tego… dziecka… To chło­pak czy… Chło­pak, prawda?

Usły­szał, że z tru­dem wy­po­wie­działa ostat­nie słowa. Ro­zu­miał, dla­czego chciała się do­wie­dzieć. I dla­czego tak trudno było jej za­dać to py­ta­nie. Bo choć obec­nie już pra­wie ni­gdy nie roz­ma­wiali o Jes­sice, Bo­dil mu­siała wie­dzieć, czy jej mąż ma jesz­cze jedną córkę.

– Chło­pak – po­twier­dził.

Mina Bo­dil lekko zła­god­niała.

Tylko na kró­ciutką chwilę, bo za mo­ment jej oczy na po­wrót zmie­niły się w wą­ziut­kie szparki.

– Niech cię szlag, Östen! – rzu­ciła. – Sły­szysz? Niech cię szlag!

Ru­szyła z miej­sca. Prze­miesz­czała się po du­żych gła­zach o wiele szyb­ciej niż on. Ka­mie­nie po­kry­wały całą czte­ro­ki­lo­me­trową trasę aż do wi­szą­cej kładki pro­wa­dzą­cej do schro­ni­ska Tjäk­tja­stu­gan znaj­du­ją­cego się po dru­giej stro­nie wą­wozu. Östen przez cały czas mu­siał pa­trzyć pod nogi. Bał się, że się wy­wróci, je­śli nie za­chowa ostroż­no­ści, zwłasz­cza że był oszo­ło­miony re­ak­cją Bo­dil. Nie ocze­ki­wał, że żona okaże zro­zu­mie­nie, lecz nie spo­dzie­wał się po niej ta­kiego za­cho­wa­nia. Prze­czu­wał, że nie po­mo­głaby mu, gdyby upadł i zro­bił so­bie krzywdę. Zresztą dy­stans mię­dzy nimi stale się po­więk­szał i osta­tecz­nie Bo­dil do­tarła do celu pół go­dziny przed nim. Gdy wresz­cie kom­plet­nie wy­cień­czony do­brnął do schro­ni­ska, kie­row­nik pla­cówki po­wi­tał go uści­skiem dłoni i oznaj­mił, że zja­wiło się wielu tu­ry­stów, więc on i Bo­dil mu­szą się za­do­wo­lić miej­scami w dwóch osob­nych po­ko­jach czte­ro­oso­bo­wych. Östen po­czuł się bez­gra­nicz­nie sa­motny. Pod­czas gdy kie­row­nik wciąż prze­pra­szał za nie­do­god­no­ści, Bo­dil wy­da­wała się cał­kiem za­do­wo­lona z ob­rotu wy­da­rzeń. Östen zro­zu­miał, że nie bę­dzie mógł z nią po­mó­wić rów­nież tego wie­czoru.

Mimo wszystko po­zo­stałe trzy dni wę­drówki udało im się spę­dzić na jako tako neu­tral­nych roz­mo­wach. At­mos­fera bli­sko­ści bez­pow­rot­nie się jed­nak ulot­niła. Żadne z nich nie wspo­mniało o dziecku. A wła­ści­wie o do­ro­słym męż­czyź­nie spło­dzo­nym przez Östena.ROZ­DZIAŁ 3

Po po­łu­dniu Östen za­brał się do go­to­wa­nia obiadu. Ostat­nio ro­bił to pra­wie co­dzien­nie. Na po­czątku, gdy zo­stał świeżo upie­czo­nym eme­ry­tem, uzna­wał to za do­brą za­bawę, ale od ja­kie­goś czasu bra­ko­wało mu już po­my­słów. Tego dnia zde­cy­do­wał się na zupę, którą po­tra­fił przy­rzą­dzić bez zer­ka­nia do prze­pisu. Bo­dil wró­ciła do domu w chwili, kiedy za­czął na­kry­wać do stołu. Za­ma­chała mu przed no­sem ulotką wy­jętą ze skrzynki na li­sty.

– Zbliża się sur­ström­mings­fest, do­roczna de­gu­sta­cja sfer­men­to­wa­nego śle­dzia – oznaj­miła. – Tym ra­zem od­bę­dzie się u Wi­klan­de­rów.

– Pew­nie chcą się po­chwa­lić tą swoją wy­pa­sioną al­taną w ogro­dzie – od­parł Östen, do­da­jąc śmie­tanę do kremu z po­rów.

– Nie bądź taki, Östen. Prze­cież wy­szła świet­nie i na­wet je­śli na przy­ję­ciu zjawi się cała ulica, spo­koj­nie się zmie­ścimy i nie bę­dziemy mu­sieli się uże­rać z usta­wia­niem na­miotu. Wy­ślesz im ese­mesa z po­twier­dze­niem na­szego udziału czy ja mam to zro­bić?

– Wy­ślę – od­parł, kła­dąc na stole chleb roz­mro­żony w mi­kro­fa­lówce.

Od­kąd wró­cili z gór, wszyst­kie ich roz­mowy krą­żyły wo­kół co­dzien­nych spraw. Ich re­la­cja wsko­czyła na utarty tor. Od­no­sili się do sie­bie z uprzej­mo­ścią gra­ni­czącą ze znu­że­niem. In­ten­sywne po­ży­cie dawno prze­mi­nęło, po­zo­stał tylko spo­ra­dyczny seks, je­śli Bo­dil miała aku­rat do­bry hu­mor. Östen był za­do­wo­lony z ta­kiego układu i li­czył, że zwią­zek nie skoń­czy się tak dra­ma­tycz­nie, jak mał­żeń­stwo z Agnetą.

Bo­dil nie mo­gła jed­nak za­po­mnieć o tam­tej peł­nej na­pię­cia roz­mo­wie.

Kilka go­dzin póź­niej, tuż przed za­śnię­ciem, Östen za­czął roz­my­ślać, co by było, gdyby pod­czas gór­skiej wę­drówki za­cho­wał mil­cze­nie. Gdyby się zde­cy­do­wał nie wy­ja­wiać swo­jej wiel­kiej ta­jem­nicy. Choć tak na­prawdę nie wy­znał Bo­dil wszyst­kiego. Wów­czas wy­dało mu się to naj­prost­szym roz­wią­za­niem. Nie po­wie­dział żo­nie, że już kie­dyś po­znał tych no­wych są­sia­dów. Po­sta­no­wił to prze­mil­czeć. Był cie­kaw, czy przyjdą na przy­ję­cie do Wi­klan­de­rów.

Za­czął okła­my­wać Bo­dil rów­nież w bła­hych spra­wach. Choćby przed kil­koma dniami, kiedy za­dzwo­niła w po­rze lun­chu i za­py­tała, co robi, od­po­wie­dział, że wła­śnie wró­cił z prze­bieżki, a tak na­prawdę sie­dział w domu i prze­glą­dał zdję­cia z dzie­ciń­stwa Pon­tusa i Jes­siki. Po­tem się­gnął do jesz­cze daw­niej­szych fo­to­gra­fii, z po­czątku lat osiem­dzie­sią­tych. Był wtedy w wieku swo­jego star­szego syna. Tego, któ­rego zo­ba­czył w mar­ke­cie bu­dow­la­nym kilka dni przed wy­prawą w góry. Chło­pak był do niego ude­rza­jąco po­dobny, zu­peł­nie ina­czej niż Pon­tus, który nie odzie­dzi­czył jego wy­glądu i za­pewne z wie­kiem też nie miał się do niego upodob­nić.

Uj­rzaw­szy go, Östen prze­żył praw­dziwy szok. Nie od­niósł co prawda wra­że­nia, że spo­tkał swo­jego so­bo­wtóra młod­szego o po­nad trzy­dzie­ści lat, lecz uczu­cie, które go ogar­nęło, nie było od tego da­le­kie. W pierw­szej chwili zwró­cił uwagę na wy­gląd męż­czy­zny. Wiele ich, rzecz ja­sna, od sie­bie róż­niło: fry­zura, ko­lor wło­sów – Östen w tym wieku miał ciem­niej­szą czu­prynę, był też nieco peł­niej­szy na twa­rzy. Chło­pak był mu­sku­larny, sze­roki w bar­kach i miał wy­ta­tu­owane ra­miona. Wy­da­wał się o wiele po­tęż­niej­szy od Östena. Östen naj­pierw mu się przyj­rzał, z za­cie­ka­wie­niem, choć dość obo­jęt­nie, i do­piero po chwili przy­szło mu do głowy, że ten młody męż­czy­zna mógł być jego sy­nem. Wów­czas do­znał szoku. Ner­wowo li­czył w gło­wie lata i cho­ciaż trudno było mu się sku­pić, w końcu do­szedł do wnio­sku, że wiek chło­paka się zga­dza. Serce mu wa­liło jak młot. Z roz­tar­gnie­niem odło­żył na półkę ku­chenkę tu­ry­styczną i licz­nik ener­gii, sta­ra­jąc się nie spusz­czać z oczu chło­paka. Dys­kret­nie po­dą­żył za nim mię­dzy re­ga­łami, uda­jąc, że ogląda to­wary na pół­kach. W pew­nym mo­men­cie ich spoj­rze­nia się skrzy­żo­wały i Östen po­czuł, jak ob­lewa się ru­mień­cem. Czy ten drugi rów­nież do­strzeże po­do­bień­stwo i po­my­śli, że ma przed sobą ojca? Chło­pak jed­nak, nie oka­zaw­szy Öste­nowi żad­nego za­in­te­re­so­wa­nia, po chwili ode­rwał od niego wzrok, za­brał z półki ja­kieś na­rzę­dzie i ru­szył do kasy. Östen trzy­mał się na dy­stans, ale wciąż, w wiel­kim sku­pie­niu, śle­dził każdy ruch męż­czy­zny.

– Cześć, Östen! – wy­krzyk­nął za nim ja­kiś głos.

Östen od­wró­cił się i uj­rzał ko­le­żankę z działu ad­mi­ni­stra­cji w urzę­dzie gminy Här­nösand.

– Jak ci się żyje na eme­ry­tu­rze? – Ko­le­żanka po­de­szła do niego i ob­jęła go ser­decz­nie na po­wi­ta­nie.

Od­parł krótko, że do­brze, i dość nie­uprzej­mie ją zbył. Nie ob­cho­dziło go, czy dawna zna­joma uzna go za gbura.

– Mu­szę le­cieć – rzu­cił i od­szedł, czu­jąc na ple­cach jej wzrok.

Gdy zer­k­nął w stronę kasy i uj­rzał tam tylko ka­sjerkę, wy­stra­szył się, że zgu­bił chło­paka. Nie ku­piw­szy ni­czego, po co przy­je­chał, wy­szedł ze sklepu i omiótł wzro­kiem par­king. Ni­g­dzie nie do­strze­gał męż­czy­zny. Za mo­ment jed­nak wresz­cie zo­ba­czył go przy sza­rej hon­dzie ci­vic za­par­ko­wa­nej tuż przy spo­rych roz­mia­rów mi­ni­bu­sie.

Chło­pak usiadł za kie­row­nicą i za­czął co­fać. Östen nie miał żad­nych szans, by do­biec do swo­jego auta i po­je­chać za hondą, choć wła­śnie na to miał naj­więk­szą ochotę.

Za­pi­sał za to nu­mer re­je­stra­cyjny.ROZ­DZIAŁ 4

W pią­tek Östen i Bo­dil od­wie­dzili zna­jo­mych, z któ­rymi spę­dzali cał­kiem sporo czasu. Wy­brali się mię­dzy in­nymi na kilka wspól­nych wy­cie­czek au­to­bu­so­wych do Sztok­holmu. Tego wie­czoru miło ga­wę­dzili, je­dli, pili i grali w grę plan­szową Car­cas­sonne, do­póki Bo­dil nie ode­brała te­le­fonu od mło­dej ko­biety, która w week­endy pra­co­wała w jej bu­tiku. Dziew­czyna na­gle się roz­cho­ro­wała i na­za­jutrz nie mo­gła przy­pil­no­wać in­te­resu. Pod­su­mo­wali więc punk­ta­cję w grze i chwilę póź­niej Östen i Bo­dil wró­cili do domu. Bo­dil była nie­za­do­wo­lona, bo li­czyła na le­niwy so­botni po­ra­nek, w do­datku miała pre­ten­sje do Östena, że wy­stroił się dla go­spo­dyni. Męż­czy­zna nie miał po­ję­cia, o czym mówi jego żona.

Na­stęp­nego wie­czoru wró­cili do roz­mowy roz­po­czę­tej pod­czas gór­skiej wę­drówki.

Bo­dil zo­stała w bu­tiku jesz­cze tro­chę po za­mknię­ciu, a po­tem, po dro­dze do domu, ku­piła mro­żone kre­wetki i inne sma­ko­łyki na ko­la­cję. W pierw­szej chwili po po­wro­cie wy­da­wała się za­do­wo­lona, po­chwa­liła się Öste­nowi, że sprze­dała dużą par­tię kub­ków z pod­staw­kami wy­pro­du­ko­wa­nych przez lo­kal­nego ar­ty­stę, a po po­łu­dniu na­słu­chała się kom­ple­men­tów od pary Ho­len­drów prze­jeż­dża­ją­cych przez Här­nösand. Kiedy kre­wetki się roz­mro­ziły, Östen otwo­rzył bu­telkę bia­łego wina. I już po pierw­szej lampce, gdy po­now­nie na­peł­niał kie­li­szek Bo­dil, a ona szy­ko­wała so­bie drugą ka­napkę, wy­czuł, że coś jest nie tak.

– No więc… – ode­zwała się, wy­ci­ska­jąc strużkę ma­jo­nezu na kre­wetki i pla­sterki jajka na twardo. – Może po­wiedz mi coś o tym… twoim synu. Ile on ma lat?

Östen był za­sko­czony, że tak długo z tym zwle­kała, ale ucie­szył się, że chciała o tym po­roz­ma­wiać. Jed­no­cze­śnie przy­po­mniał so­bie, jak bar­dzo ten te­mat za­truł at­mos­ferę na wy­cieczce. Miał ochotę spę­dzić z żoną miły wie­czór. W do­datku ta druga sprawa… Gdyby od­krył wszyst­kie karty, by­łoby jesz­cze go­rzej. Ale w rze­czy­wi­sto­ści wcale nie było ku temu po­wodu.

– Czy to na pewno do­bry mo­ment? – spy­tał ostroż­nie.

– A dla­czego nie? – Bo­dil spoj­rzała na niego z nie­po­ko­ją­cym bły­skiem w oku.

Wie­dział, że nie po­wi­nien się z nią draż­nić.

– Może po­roz­ma­wiamy o tym kiedy in­dziej?

– Nie chcesz mi po­wie­dzieć?

– Ow­szem, chcę… ale może nie w tej chwili. – Upił łyk wina i się­gnął do mi­ski z kre­wet­kami.

– Sie­dzimy w spo­koju i mamy dużo czasu, więc to chyba do­bra oka­zja? – upie­rała się Bo­dil.

Östen wes­tchnął i wzru­szył ra­mio­nami.

– Okej, skoro ko­niecz­nie chcesz. – Wy­ci­snął na ka­napkę sok z ćwiartki cy­tryny i urwał kilka ga­łą­zek ko­perku. Za mo­ment ge­stem dał Bo­dil znak, że jest go­towy. – No to co chcesz wie­dzieć? – spy­tał, spo­glą­da­jąc na nią spo­nad kie­liszka.

– Już ci za­da­łam py­ta­nie. Ile on ma lat?

– Trzy­dzie­ści cztery. – Kilka dni temu Östen do­kład­nie ob­li­czył wiek swo­jego do­mnie­ma­nego syna. Wcze­śniej tylko sza­co­wał.

– Trzy­dzie­ści cztery… – po­wtó­rzyła po­woli Bo­dil.

Östen mil­czał. Nie po­tra­fił oce­nić, czy chciała po pro­stu wie­dzieć, czy też wstą­piła już na ścieżkę wo­jenną. Po chwili jej oczy się zwę­ziły. Zro­zu­miał, że jed­nak nie czeka go spo­kojny wie­czór.

– Czy mnie też kie­dyś zdra­dzi­łeś?

– Co ta­kiego? – Aż pod­sko­czył ze zdzi­wie­nia.

– Sły­sza­łeś.

– Nie, ni­gdy – od­parł z na­ci­skiem.

– Dla­czego mia­ła­bym ci uwie­rzyć?

– Ni­gdy, prze­nigdy cię nie zdra­dzi­łem, Bo­dil. Mo­żesz mi za­ufać.

Sie­działa w mil­cze­niu, nie tknąw­szy dru­giej ka­napki. Za to raz za ra­zem upi­jała z kie­liszka.

– A Agneta ci ufała?

Östen nie od­po­wie­dział.

– No po­wiedz, ufała ci?

– Nie ro­zu­miem, dla­czego mu­simy o niej roz­ma­wiać.

– Nie mo­żesz mi po pro­stu od­po­wie­dzieć?

– Nie mam po­ję­cia. Szcze­rze mó­wiąc, chyba miała to gdzieś.

– Co masz na my­śli? – Bo­dil spoj­rzała na niego wy­zy­wa­jąco.

Ner­wowo po­pra­wił się na krze­śle i na­pił się wina, nim od­po­wie­dział.

– Na­sze mał­żeń­stwo było już wtedy mar­twe. A przy­naj­mniej… pra­wie mar­twe.

– Więc spra­wi­łeś so­bie ko­chankę? To chcesz po­wie­dzieć?

Oczy Bo­dil ci­skały bły­ska­wice.

– Nie, nie spra­wi­łem so­bie żad­nej… _ko­chanki_, jak to na­zy­wasz. Mój Boże, przy­tra­fiło mi się kilka krót­kich ro­man­sów, nic jed­nak nie zna­czyły. Agneta wszyst­kiego się do­my­śliła, ale jej to nie wzru­szyło.

Czuł, że musi ja­koś za­koń­czyć tę roz­mowę. Nie chciał roz­trzą­sać z Bo­dil pro­ble­mów swo­jego pierw­szego mał­żeń­stwa. Uło­żył w my­ślach zda­nie, ze­brał się na od­wagę i spoj­rzał żo­nie w oczy.

– Przy­rze­kam na… wszyst­kie świę­to­ści, je­śli wolno mi tak po­wie­dzieć, że za­wsze by­łem ci wierny.

Z tru­dem za­cho­wy­wał spo­kój. Bo­dil była zła. Wi­dział to wy­raź­nie. Miała do tego wszel­kie prawo. Za­nim się ode­zwała, się­gnęła po bu­telkę i na­peł­niła swój kie­li­szek.

– Spo­tka­łeś się z nim? Tym swoim sy­nem?

– Nie – od­parł zgod­nie z prawdą.

– I na­prawdę ni­gdy go nie po­zna­łeś?

– Nie. – To też była w grun­cie rze­czy prawda.

– A _my­ślisz_ o tym, żeby się z nim spo­tkać?

Za­prze­czył po raz trzeci i na krótką chwilę na­wet sam w to uwie­rzył. Próba na­wią­za­nia kon­taktu z chło­pa­kiem za­kra­wała na sza­leń­stwo, skoro już sama roz­mowa o nim spo­wo­do­wała taki za­targ.

– Dla­czego zde­cy­do­wa­łeś się po­wie­dzieć mi o tym po tylu la­tach?

To było uza­sad­nione py­ta­nie, na które Östen nie miał od­po­wie­dzi. Cie­ka­wiło go, czy Bo­dil by wo­lała, żeby ni­gdy jej o tym nie po­wie­dział. Za­py­tał ją o to, a ona się za­sta­no­wiła.

– Szcze­rze mó­wiąc, nie wiem – od­parła po chwili. – W każ­dym ra­zie cie­szę się, że to nie córka. Tego bym nie wy­trzy­mała.

Co mógł na to po­wie­dzieć? Bo­dil wstała i oznaj­miła, że idzie przed dom za­pa­lić pa­pie­rosa. Trzy­mała w dłoni kie­li­szek z wi­nem.

Gdyby Jes­sica żyła, w kwiet­niu tego roku skoń­czy­łaby dwa­dzie­ścia je­den lat.

Kiedy miała dwa­na­ście, wy­je­chała na kilka dni do domu let­ni­sko­wego z ro­dziną swo­jej przy­ja­ciółki. Dziew­czynki wy­brały się ro­we­rami nad je­zioro, po dro­dze za­stała je bu­rza i po­peł­niły błąd, cho­wa­jąc się pod drze­wem. Pio­run ude­rzył w pień, za­bi­ja­jąc Jes­sicę, pod­czas gdy jej przy­ja­ciółka wy­szła z tego bez szwanku. Do­znała jed­nak tak wiel­kiego szoku, że uda­jąc się do domu po po­moc, za­po­mniała, że miała ze sobą ro­wer, i prze­bie­gła całą drogę. Gdy na miej­sce wy­padku wresz­cie do­tarła ka­retka, Jes­sica była mar­twa.

Bo­dil i Östena ogar­nęła roz­pacz. Co gor­sza, Bo­dil wbiła so­bie do głowy, że Jes­sica wró­ci­łaby do domu cała i zdrowa, gdyby ro­dzice przy­ja­ciółki nie oka­zali się tak nie­roz­ważni. Uwa­żała, że po­winni byli prze­wi­dzieć na­dej­ście bu­rzy i za­trzy­mać dziew­czynki w domu. Nie­stety wy­krzy­czała to w twarz tym zszo­ko­wa­nym, ob­cią­żo­nym wy­rzu­tami su­mie­nia lu­dziom. Östen pró­bo­wał ją po­wstrzy­mać, ale Bo­dil nie dało się opa­no­wać. Na do­bitkę wy­po­mniała przy­ja­ciółce swo­jej córki, że nie spro­wa­dziła po­mocy na czas. Le­karz, który stwier­dził zgon Jes­siki, orzekł, że dziew­czynka zgi­nęła na miej­scu, lecz Bo­dil nie chciała tego słu­chać. Po­trze­bo­wała ko­goś, kogo mo­gła obar­czyć winą. Ona i Jes­sica były so­bie bar­dzo bli­skie i po śmierci córki Bo­dil pra­wie rok spę­dziła na zwol­nie­niu le­kar­skim. W tym cza­sie Östen mu­siał nie tylko ra­dzić so­bie ze swoim ża­lem sam, ale rów­nież dźwi­gać ża­łobę Bo­dil, przy­bie­ra­jącą nie­raz ta­kie formy, że po­waż­nie się oba­wiał o stan jej zdro­wia psy­chicz­nego. Czuł się też zo­bo­wią­zany ła­go­dzić ból ro­dziny, którą Bo­dil uczy­niła ko­złem ofiar­nym. Setki razy pró­bo­wał prze­ko­ny­wać swoją żonę, że śmierć Jes­siki była nie­szczę­śli­wym wy­pad­kiem i nie można o nią ni­kogo ob­wi­niać. Ow­szem, jemu rów­nież prze­mknęło przez myśl, że ro­dzice przy­ja­ciółki ich córki po­winni byli spraw­dzić pro­gnozę po­gody i za­trzy­mać dziew­czynki w domu. Ale je­śli miałby być cał­kiem szczery, nie wie­dział na pewno, czy sam by to zro­bił na ich miej­scu. Je­den je­dyny raz, gdy za­py­tał Bo­dil, czy ona by tę pro­gnozę spraw­dziła, wpa­dła w dziki szał.

Po chwili drzwi wej­ściowe się otwo­rzyły, Bo­dil wró­ciła do kuchni i usia­dła przy stole. Ugry­zła kęs ka­napki, wy­jęła z ust ka­wa­łek pan­ce­rzyka kre­wetki i odło­żyła go na spodek. Po­tem wes­tchnęła i znów na­peł­niła swój kie­li­szek. Zgar­biła się lekko, ale za mo­ment znów się wy­pro­sto­wała.

– Spraw­dza­łeś w ga­ze­cie, czy jest dziś coś cie­ka­wego do obej­rze­nia w te­le­wi­zji? – za­py­tała na­gle ta­kim to­nem, jakby cał­kiem za­po­mniała o roz­mo­wie sprzed chwili.

– Nie, ale mo­żemy spraw­dzić.

Östen wstał i przy­niósł do kuchni naj­śwież­sze wy­da­nie „Tid­nin­gen Ån­ger­man­land”. Chwilę póź­niej usta­lili, że obej­rzą film, na który Östen tak na­prawdę wcale nie miał ochoty. Wie­dział jed­nak, że le­piej po­zwo­lić zde­cy­do­wać Bo­dil, choć i tak uśnie w po­ło­wie. Ro­biła tak w każdy week­end.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: