Okudżawa. Życie, piosenki, legenda - ebook
Okudżawa. Życie, piosenki, legenda - ebook
„Okudżawa” Dmitrija Bykowa to pierwsza w Polsce obszerna biografia rosyjskiego śpiewającego poety (obrażał się, gdy nazywano go bardem). Chociaż od lat sześćdziesiątych piosenki Okudżawy (1924–1997) cieszą się w Polsce niezmiennym powodzeniem, prawie nic nie wiemy o życiu ich autora. Sam starał się mówić o nim jak najmniej. A jest to życiorys tragiczny, będący odzwierciedleniem całej epoki porewolucyjnej Rosji od lat represji stalinowskich po epokę "zastoju" Breżniewa i upadek ZSRR. Rozstrzelany ojciec, matka dwukrotnie skazana na łagier i zesłanie, wojna, szykany, cenzura, bezustanne zmaganie się z nagonką "prawdziwych partyjnych patriotów" na poezję, która tylko broniła prawa człowieka do bycia uczciwym, niezależnym i myślącym… Kilkanaście piosenek, od lat znanych polskiemu słuchaczowi, nie oddaje tragizmu losów ich twórcy, rozpaczliwie broniącego swojego człowieczeństwa w nieludzkim ustroju. Tę lukę wypełnia ponad sto wierszy, po raz pierwszy prezentowanych w książce Bykowa - wielu z nich nigdy nie publikowano nawet w Rosji, zachowały się tylko w rękopisach, przechowywanych przez przyjaciół Okudżawy. Za każdym kryje się pasjonująca historia, która pozwala zagłębić się w sowiecką codzienność, poznać donosy na poetę, a także jego burzliwe życie osobiste - od łobuzerskiej młodości na podwórku moskiewskiego Arbatu po liczne romanse i działalność opozycyjną. Bułat był wielkim przyjacielem Polski. To w Polsce ukazała się jego pierwsza płyta, a „Modlitwy François Villona” z niezmiennym zachwytem słuchają kolejne pokolenia. Niech więc biografia poety wzbogaci naszą wiedzę o nim i o Rosji, a Czytelników umocni w przekonaniu, że „trzy siostry”, wierne towarzyszki twórczości Okudżawy – Wiara, Nadzieja i Miłość – zawsze zwyciężają.
Dmitrij Bykow (ur. 1967), rosyjski poeta i prozaik, obrazoburczy satyryk, kontrowersyjny dziennikarz oraz popularny publicysta, znakomity propagator kultury i sztuki, autor programów literackich na kanale telewizyjnym Deszcz. Jego prelekcje o literaturze gromadzą tłumy słuchaczy we wszystkich miastach Rosji. Zagorzały antystalinowiec, dwukrotnie odmówił spotkania z prezydentem Putinem. Uczestniczył w wielu akcjach opozycji. Jest autorem książek z dziedziny literaturoznawstwa, m.in. dyskusyjnych biografii Borysa Pasternaka, Maksyma Gorkiego, Włodzimierza Majakowskiego i Bułata Okudżawy.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-568-1 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Daniel OlbrychskiOD AUTORA
Bułat Okudżawa żył wśród nas niedawno – jedenaście lat to dla Historii żaden przedział czasowy. Wielu z nas – w tym autor – miało szczęście słuchać Okudżawy i rozmawiać z nim (powiedzieć „znaliśmy go” mają prawo tylko najbliżsi krewni i wąskie grono przyjaciół). Jego życie było ściśle związane z historią rosyjskiego XX wieku, kilkakrotnie historia ta przetoczyła się przez życiorys poety niczym walec drogowy, z jednoznaczną zaś oceną doniosłych i tragicznych wydarzeń, których bezpośrednim świadkiem i czynnym uczestnikiem wypadło mu być, nie uporają się zapewne nawet potomni. Wszystko jest jeszcze gorące – i raczej nie ostygnie, zwłaszcza jeśli będzie wciąż odgrzewane.
Osoba innego twórcy z pewnością nie wywołałaby takiej polemiki. Okudżawa jest jednak przypadkiem wyjątkowym: każdy uważa go za swoją własność. Dzięki skomplikowanym, bardzo indywidualnym sposobom tworzył ramy, w które słuchacz może wpisać siebie i swój los – można rzec, nasycić wiersze, pieśni i nawet prozę własnymi doświadczeniami życiowymi.
Efekt jest taki, że prawie każdy słuchacz Okudżawy ma własną wersję jego życiorysu i tajemnego sensu jego utworów, a na wszelkie próby interpretacji czy po prostu opisania losów poety reaguje emocjonalnie i z zawiścią. Taka reakcja nie jest normalnym zjawiskiem, choć jest zarazem szczęściem dla Okudżawy, gdyż świadczy o stałym zainteresowaniu czytelników.
Nie mam nadziei, że przedstawię czytelnikom rzecz bez zarzutu. Pisząc tę książkę, bardzo często musiałem przypominać sobie słowa z autorskiej przedmowy Okudżawy do powieści Jeszcze pożyjesz… – „Wszystkim dogodzić nie sposób”1. Przy całej swej prostocie poważnie ułatwiają pracę.
Moskwa, wrzesień 2008
1 B. Okudżawa, Jeszcze pożyjesz…, tłum. Z. Fedecki, PIW, Warszawa 1962 – przyp. tłum.1
Czwartego października 1993 roku kryzys rządowy w Rosji zakończył się ostrzałem „Białego Domu” – gmachu parlamentu, zajętego przez opozycję. Efektem długotrwałej rywalizacji między prezydentem Jelcynem a wiceprezydentem Ruckojem (po którego stronie opowiedział się parlament z przewodniczącym Rady Najwyższej Rusłanem Chasbułatowem) był dekret prezydenta z 21 września o rozwiązaniu Rady Najwyższej. W odpowiedzi deputowani zaczęli zbroić swoich stronników, przybywających pod „Biały Dom” równie ochoczo jak w sierpniu 1991 roku. Pod sztandarem obrony prawa i demokracji gromadzili się ludzie, którzy w razie przejęcia władzy nie zostawiliby zbyt wiele ani prawa, ani demokracji. Parlament rosyjski stopniowo stawał się centrum oporu wobec jelcynizmu – pod tym pojęciem kryły się równocześnie grabieżcze reformy, anarchiczne rozbuchanie swobód obywatelskich i korupcja – wszystkie elementy rosyjskiej rewolucji lat dziewięćdziesiątych.
Trzeciego października opozycja przeszła do ataku. Doszło do strzelaniny z ochroną siedziby mera Moskwy, którą rozpoczęli albo prowokatorzy demokraci, strzelający z budynku, albo prowokatorzy patrioci, którym rozdano już broń. A jak wiadomo, rozdana broń prędzej czy później zaczyna strzelać, często wbrew woli tych, którzy weszli w jej posiadanie. Tak czy owak, Moskwa stała się tego dnia areną prawdziwej wojny domowej. Wojsko odmawiało wykonywania rozkazów. Powtórzyła się à rebours sytuacja z 1991 roku. Wtedy armia też odmówiła udziału w konflikcie politycznym i nie otworzyła ognia do współobywateli, dzięki czemu zyskała chwałę i uznanie. Jednakże Jelcyn, w przeciwieństwie do Państwowego Komitetu ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, dysponował legalną, a nie przechwyconą władzą; rozkaz otwarcia ognia wydał właśnie on, będąc gwarantem wolności i demokracji, jak uważała większość jego zwolenników. Dywizja tamańska po kilku godzinach namów, szantażu i po prostu przekupstwa ruszyła na Moskwę.
W nocy z 3 na 4 października inteligencja rosyjska bardzo się podzieliła. Największy paradoks tej sytuacji polegał na tym, że broniąc władzy Jelcyna, każdy Rosjanin automatycznie stawał się obrońcą i częściowo winowajcą wszystkich późniejszych wyczynów prezydenta, a co do tego, że takie będą, stało się jasne już pod koniec lat osiemdziesiątych. Zwolennik Jelcyna i obrońca wolności automatycznie stawał się wrogiem praworządności – odwieczna rosyjska sprzeczność między wolnością a prawem zyskała kolejną odsłonę. Nikt nie miał szans, żeby w tym konflikcie zachować przyzwoitość, ale neutralność też pozostawała moralnie wątpliwą, chociażby dlatego, że cała ówczesna inteligencja, tak się złożyło, była zakładnikiem władzy. Jadła tej władzy z ręki (co można powiedzieć niemal o wszystkich jej przedstawicielach, wyjątkami były tylko jednostki). Ta władza broniła inteligencji – także czołgami. Ta władza de facto kupiła inteligencję za wolność – słowa, druku, sumienia i jego braku – a teraz trzymała ją na tej wolności jak na haczyku wbitym w ciało. W 1993 roku nie istniała bezpieczna pozycja etyczna i trzeba było przeżyć jeszcze wiele lat, żeby zrozumieć prostą prawdę: w cyklicznej, mechanicznie powtarzającej się historii zachowanie pozycji moralnej jest zwyczajnie niemożliwe, istnieją jedynie pozycje wygodne lub niewygodne, samodzielne lub konformistyczne. Oto cały i jedyny wybór.
W rosyjskiej dwuaktówce, odegranej dwukrotne w latach 1991–1993 (przedostatni spektakl odbywał się w lutym–październiku 1917 roku), w roli bolszewików przejmujących władzę i tłumiących teraz jakikolwiek opór wystąpiła główna siła nowej rewolucji, czyli Jelcyn i jego rozmaici swojacy. Byli wśród nich zarówno komsomolscy karierowicze, spragnieni dóbr materialnych, jak i „nawróceni” partyjniacy, a także kombinatorzy z radzieckiej szarej strefy gospodarczej oraz szczerzy obrońcy praw i wolności plus zwolennicy „zapadniczestwa” – zwycięstwa kursu prozachodniego, nienawidzący rosyjskich rozterek patriotycznych. W roli bohaterów stłumionego ludowego ruchu oporu, który w 1917 roku jeszcze nie przekształcił się w ruch Białych i pozostał (podobnie jak w 1993 roku) na poziomie odosobnionych wystąpień i głuchych pomruków, wystąpiły marionetki w osobach Ruckoja i Chasbułatowa, śmiertelnie przerażone własną odpowiedzialnością i oczekiwaniami narodu. W sztuce tej jedną z najtragiczniejszych ról okazała się rola Poety, który opowiedział się po stronie zwycięzców. W 1917 roku rolę tę zagrał Aleksander Błok, w 1993 – Bułat Okudżawa.
W 1917 roku Błok powiedział Zinaidzie Gippius, że widzi w bolszewikach nie tylko siłę, lecz także prawdę; w 1918 opublikował poemat Dwunastu, a w ankiecie na pytanie, czy inteligencja może współpracować z bolszewikami, odpowiedział krótko: „Może i powinna”. Na przełomie 1917 i 1918 roku opublikował dwa swoje najbardziej pryncypialne artykuły: Inteligencja i rewolucja oraz Kultura i rewolucja, w których ogłosił prostą i wyrazistą prawdę: „Żałosna sytuacja. Z całą rozkoszą obłudy dorzucaliśmy suche szczapki do sterty zastygłych pod śniegami i deszczami bierwion, a kiedy płomień nagle wybuchł i wzbił się ku niebu jak sztandar, zaczęliśmy biegać wokół niego z krzykiem: ach, ach, spalimy się!”.
Ten cytat jest najbardziej wyrazisty. Nie chodzi o to, by uznać słuszność racji bolszewizmu: dla Błoka słuszność i niesłuszność to rzeczy względne, ceni on nie tych, którzy mają rację, lecz konsekwentnych w swej estetyce i nieustraszonych w ofiarności. Chodzi o współodpowiedzialność. Podkładaliście patyczki, podsycaliście ogień? Rozbudzaliście świadomość ludu? Rozmawialiście o wolności, przeklinaliście władzę, czekaliście na zmiany? No to proszę bardzo, macie! Uznajcie swoją winę za to, co się stało. Nie zarzekajcie się, że nie nawoływaliście do tego, jeśli nawet żaden sztandar i płomień nie jawił się wam w najbardziej koszmarnych snach, a chcieliście jedynie wolności zgromadzeń i zniesienia cenzury.
Czwartego października 1993 roku Bułat Okudżawa podpisał „List czterdziestu dwóch” z wyrazami poparcia i akceptacji działań władzy. Podpis nie oznaczał, że popiera i akceptuje władzę. Oznaczał jedynie, że poeta poczuwa się do osobistej współodpowiedzialności za rozwój wypadków.
Okudżawa to swoista reinkarnacja Aleksandra Błoka. Oczywiście każdy poeta to indywidualność, każdy wyraża własną prawdę (lub nieprawdę). Jednakże Okudżawę i Błoka łączy tyle wspólnego, że opisywane przez nas paralele nie są niczym odkrywczym. Dostrzegli je także inni – pierwszy uczynił to Aleksander Żołkowski, w którego artykule Poetycki świat Bułata Okudżawy (1979) czytamy: „Mamy przed sobą pewną popularną wersję symbolizmu, z jego alegorycznym prześwitywaniem idei przez ziemskie powłoki oraz z preferowaniem całej przeszłości, przyszłości i nadrealności wobec tego, co jest rzeczywiste tu i teraz. Analogie podkreślają też bardziej bezpośrednie podobieństwa obrazów, kreślonych w utworach Okudżawy i Błoka (piękne damy, rycerze, postaci ze świata baśni i zabawek, muzyka itd.). Powszechnej dostępności tego neosymbolizmu sprzyjają jego filozoficzne uproszczenia, demokratyzm i prostota tematyki, a także fakt, że Okudżawa łączy go z muzyką miejskiego romansu, zarówno w sensie dosłownym, jak i symbolicznym, nasycając swoje wiersze odpowiednimi motywami, obrazami oraz stosowną leksyką. Można powiedzieć, że z tego punktu widzenia Okudżawa zajmuje w poezji rosyjskiej miejsce, będące lustrzanym odbiciem twórczości Błoka. Jeśli Błok, zgodnie ze spostrzeżeniem Szkłowskiego, kanonizował (tj. wprowadził na wyższy poziom literacki) i podporządkował symbolizmowi gatunek cygańskiego romansu, to Okudżawa jak gdyby popularyzował osiągnięcia symbolizmu i «wysokiej» poezji w ogóle, wzbogacając nimi pieśniarsko-poetycką publicystykę współczesnych bardów i minstreli”.
Leonid Dubszan, autor prawdopodobnie najlepszego przekrojowego artykułu na temat twórczości Okudżawy (O naturze rzeczy, 2001, przedmowa do tomiku Wielkiej Serii „Biblioteki Poety”), zacytował ten fragment równie obszernie jak ja; wniosek był niepodważalny – nic dodać, nic ująć. Jednakże w innym miejscu Żołkowski wypowiada się bardziej pryncypialnie, co pozwala definitywnie zbliżyć do siebie dwie strategie poetyckie, dwa temperamenty: „Pod względem treści poezja Okudżawy jest swoistym stopem składników wojennych i pacyfistycznych, heroiczno-rewolucyjnych i chrześcijańsko-miłosiernych, surowych i łagodnych, wypowiadanych z pozycji mężnej siły i ludzkiej słabości (…); mamy tu zarówno chrześcijańską gotowość miłowania nieprzyjaciół i pewność zmartwychwstania, jak i cementującą ten stop ofiarność bohatera i jego ofiarny «inicjujący» gest (zrywania okularów i karabinu) – optymistyczny i beznadziejny zarazem”.
Błoka i Okudżawę łączy poetyka. Porównajmy:
Pociemniały, poblakły sale,
W oknach ciemność spłynęła po szkle,
I u drzwi szeptali wasale:
„Źle z królową musi być, bardzo źle”.
Ze zmarszczonym czołem i brwiami
Kroczył król bez paziów, bez sług,
I zgadywali dworzanie,
Czy śmierć przestąpiła już próg.
(Błok, 1905)
Потемнели, поблекли залы.
Почернела решетка окна.
У дверей шептались вассалы:
«Королева, королева больна».
И король, нахмуривший брови,
Проходил без пажей и слуг.
И в каждом брошенном слове
Ловили смертельный недуг.
(Блок, 1905)
Dzień w okopach, bitwy zawierucha,
I nagle, nie wiadomo skąd,
Dziewczynka, na imię jej Otucha,
Przyniosła uśmiech swój na front.
Co też robi tu, na pierwszej linii,
Gdzie ziemia dudni cały czas,
Ciepła ufność rąk jakże niewinnych,
Cisza uśmiechu wokół nas?
(Okudżawa, 1960)
В будни нашего отряда,
В нашу окопную семью
девочка по имени Отрада
принесла улыбку свою.
И откуда на переднем крае,
где даже земля сожжена,
теплых рук доверчивость такая
И улыбки такая тишина?
(Окуджава, 1960)
To Chrystus – On – w więzach i kwiatach
Moją celę widzi zza krat,
To Baranek w białych szatach
W okno więzienia patrzy zza krat.
Jedyny, jasny, smutny, zmartwiony,
Za nim wzrastają łany zbóż,
Na wzgórzu bielą się kapusty zagony,
Do wąwozu zbiega las choin i brzóz.
(Błok, 1905)
Вот он – Христос – в цепях и розах
3а решеткой моей тюрьмы.
Вот агнец кроткий в белых ризах
Пришел и смотрит в окно тюрьмы.
Единый, светлый, немного грустный –
За ним восходит хлебный злак,
На пригорке лежит огород капустный,
И березки и елки бегут в овраг.
(Блок, 1905)
Piątka głodnych synów i córeczek,
Nożu, ogniem rozgorzej i płoń!
Ciął wobłę ten nóż – masz, zjedz kawałeczek,
Dzwonko ryby suszonej w swą suchą weź dłoń.
Wicher wojny nas ze sobą porywał
I szczęśliwi byliśmy, że
Płynęła po stole ofiara szczęśliwa
Na ratunek rodzeństwu i mnie.
(Okudżawa, 1957)
Пятеро голодных сыновей и дочек.
Удар ножа горяч, как огонь.
Вобла ложилась кусочек в кусочек –
по сухому кусочку в сухую ладонь.
Hас покачивало военным ветром,
и, наверное, потому
плыла по клеенке счастливая жертва
навстречу спасению моему.
(Окуджава, 1957)
Po mieście czarny człowiek biegał raz,
Gasił latarnie, wspinając się na drabinę,
Nadchodził biały, powolny brzask,
Razem z człowiekiem wspinał się na drabinę.
Zamiast cichych miękkich cieni,
Wieczornych latarni żółtych pasm
Poranny zmierzch wpełzł na schody, do sieni,
Wplótł się w firanki, w drzwi trzask.
Jakże blade jest miasto o tej porze!
Czarny człowiek płacze na dworze.
(Błok, 1903)
По городу бегал черный человек.
Гасил он фонарики, взбираясь на лестницу.
Медленный, белый подходил рассвет,
Вместе с человеком взбирался на лестницу.
Там, где были тихие, мягкие тени –
Желтые полоски вечерних фонарей.
Утренние сумерки легли на ступени,
Забрались в занавески, в щелки дверей.
Ах, какой бледный город на заре!
Черный человечек плачет на дворе.
(Блок, 1903)
Płacze dziewczynka: balon uciekł jej.
Ludzie mówią „Nie płacz”, a balonik hen…
Płacze dziewczyna: chłopca trzeba jej.
Ludzie mówią „Nie płacz!”, a balonik hen…
Płacze kobieta: „Mąż porzucił mnie”,
Ludzie mówią: „Nie płacz!”, a balonik hen…
Płacze staruszka: „Mamo, dosyć łez!”.
A balonik wrócił i niebieski jest…2
(Okudżawa, 1957)
Девочка плачет – шарик улетел.
Ее утешают, а шарик летит.
Девушка плачет – жениха все нет.
Ее утешают, а шарик летит.
Женщина плачет – муж ушел к другой.
Eе утешают, а шарик летит.
Плачет старуха – мало пожила…
А шарик вернулся, а он голубой.
(Окуджава, 1957)
Przytoczmy jeszcze jeden wiersz z 1967 roku, w którym zadziwiająco zbiegły się motywy czarnego człowieka Błoka i niebieskiego balonika Okudżawy:
Niebieski człowiek w rękawiczkach,
W śmiesznej czapce wspina się
Po drabinie prosto w górę,
Mówi, że do domu chce.
Patrzcie, dotarł już do dachu,
Ale wciąż się wyżej pnie,
Niestrudzenie i uparcie;
Mówi, że do domu chce.
Nie ma już drabiny, dachu,
Tylko niebo z wszystkich stron,
Dokąd spieszysz, nieszczęśniku?
Mówi: „Idę, gdzie mój dom!”.
Nawet niebo też zniknęło,
Wokół sfer niebiańskich krąg,
Cisza, prawie nic nie widać,
Ziemię można by wziąć w dłoń…
– Stój, szaleńcze, to twój dom!
– Gdzie mój dom?
– Tam jest twój dom!
Kula ziemska już jak kropka,
Ledwo, ledwo widać ją.
Hej, zabłądzisz, nie dasz rady,
Sam na szyję kręcisz sznur!
A on wspina się i mruczy:
„Nie opowiadajcie bzdur!”.
Голубой человек в перчатках,
В красной шапочке смешной
Поднимается по лестнице,
Говорит: – Иду домой.
Вот до верха он добрался,
Вот – под крышею самой,
Но упрямо лезет выше,
Говорит: – Иду домой.
Вот – ни крыши и ни лестниц,
Oн у неба на виду.
Ты куда, куда, несчастный?!
Говорит: – Домой иду.
Вот растаяло и небо,
Мирозданья тишь да мрак,
Ничего почти не видно,
И земля-то вся – с кулак.
– Cумасшедший, вон твой дом!
– Где мой дом?
– Да вон твой дом!... –
Шар земной совсем уж крошечный,
Различается с трудом.
Эй, заблудишься, заблудишься!
Далеко ли до беды?
Он карабкается, бормочет:
– Непоритеерунды…
Tekstualnych i kompozycyjnych podobieństw jest u Błoka i Okudżawy tyle, że trudno uznać je za przypadek, chociaż ja nie mam wątpliwości, że pisząc swój Romans, Okudżawa w żadnym wypadku nie myślał o Legendzie Błoka:
I była ta dziewczyna w białym, w białym cała,
A druga w czarnym – twoja to córka czy nie?
Pierwsza całym ciałem słabiutkim drżała,
Druga ze śmiechem w nocnej skryła się mgle.
(Błok, 1905)
И была эта девушка в белом… в белом,
А другая – в черном… Твоя ли дочь?
И одна – дрожала слабеньким телом,
А другая – смеялась, бежала в ночь…
(Блок, 1905)
Coraz częściej i częściej widuję we śnie
Damy dwie, damy złe w śnie koszmarnym,
Jedną damę na koniu białym, białym jak śnieg,
Drugą damę na czarnym, na czarnym.
W oczach damy na białym nie widzi się nic,
Jakby już nie cieszyła się światem,
Jakby w życiu pozostał jej kwadrans, by żyć,
Potem tylko utraty, utraty.
W oczach damy na czarnym ból zdaje się tkwić,
Jakby mękę chłonęły jak gąbka,
Jakby w życiu pozostał jej kwadrans, by żyć,
Potem tylko rozłąka, rozłąka.
(Okudżawa, 1988)
Стала чаще и чаще являться ко мне
С видом пасмурным и обреченным
Одна дама на белом, на белом коне,
А другая на черном, на черном.
И у той, что на белом, такие глаза,
будто белому свету не рады,
будто жизни осталось на четверть часа,
а потом все утраты, утраты.
А у той, что на черном, такие глаза,
Будто это – вместилище муки,
Будто жизни осталось на четверть часа,
А потом – все разлуки, разлуки.
(Окуджава, 1988)
Można powiedzieć, że to tylko typowo romantyczna sztampa. Gdyby jednak wszystko rzeczywiście sprowadzało się do typowo romantycznych akcesoriów poetyckich, nie warto byłoby wyważać otwartych drzwi. Istotna jest zbieżność szczegółów, kąt widzenia, złagodzone (co odnotował także Żołkowski), lecz wcale przez to nie mniej istotne przeciwstawienie „wysokiej” sztuki i żałosnej kondycji człowieka. Widać to we wszystkich poetyckich autoportretach Błoka i Okudżawy. Obaj lubili podkreślać kruchość swego ludzkiego istnienia na dowód, że tylko sztuka zapewnia człowiekowi złudzenie nieśmiertelności i racji tegoż istnienia. Nawet w autorskich opisach swego wyglądu – często delikatnych, autoironicznych, chociaż zarówno Okudżawa, jak i Błok byli rosłymi, przystojnymi, kędzierzawymi mężczyznami (co prawda, Okudżawa wcześnie wyłysiał i najczęściej widzimy go na zdjęciach jako starego lub w najlepszym razie mocno dojrzałego człowieka) – dostrzegamy uderzające podobieństwo:
Za parawanem siedzę sam,
Nóżkę mam kruchą tak i cienką,
I rączki takie cienkie mam,
I takie cienkie jest okienko.
(…)
Ale te rączki… Kocham się
W marszczonej jak bibułka skórze,
Mógłbym zobaczyć słodki sen,
Lecz błogiej ciszy nie zaburzę,
W okienku plamki słońca śpią…
Nie zbudzę ich, nie zdenerwuję,
Krzyżują rączki – dłoń na dłoń,
I nóżki sobie też krzyżuję.
(Błok, 1903)
Сижу за ширмой. У меня
Такие крохотные ножки…
Такие ручки у меня,
Такое темное окошко.
(…)
Но эти ручки… Я влюблен
В мою морщинистую кожу…
Могу увидеть сладкий сон,
Но я себя не потревожу:
Не потревожу забытья
Вот этих бликов на окошке.
И ручки скрещиваю я,
И также скрещиваю ножки.
(Блок, 1903)
Nie osądzam pani gniewnie, nie pozwalam płynąć łzom,
Tylko godnie i spokojnie swą laseczkę biorę w dłoń,
I na dumnych cienkich nóżkach drepczę sobie w siną dal,
Skoro wszystko się rozpada, niech rozpadnie się… Choć żal.
(Okudżawa, 1988)
Не сужу о вас с пристрастьем, не рыдаю, не ору,
со спокойным вдохновеньем в руку тросточку беру
и на гордых тонких ножках семеню в святую даль.
Видно, все должно распасться. Распадайся же… Ажаль.
(Окуджава, 1988)
Wątek „cienkonogości”, subtelności i nadwrażliwości pojawia się u Okudżawy na tyle często, że Walerij Sażin w artykule Łza dobosza dolicza się co najmniej dziesięciu przykładów na ten temat.
Miał też Okudżawa swoją Nieznajomą – wiersz napisany w innej formie, lecz też oparty na rymach daktylicznych:
Ciemno tu jak za roletą
I cisza niczym na dnie;
Wasza wysokość, kobieto,
Jak pani wybrała mnie?
Mdłe światło spływa posoką,
Przepuszcza dach strugi dżdżu,
Kobieto, wasza wysokość,
Skąd pani akurat tu?
Тьмою здесь все занавешено
И тишина, как на дне.
Ваше величество, женщина,
Как вы решились ко мне?
Тусклое здесь электричество,
С крыши сочится вода.
Женщина, ваше величество,
Как вы решились сюда?
„Kim pani jest? Skąd?” – to pytanie mógłby zadać Błok swojej Nieznajomej, gdyby interesowała go odpowiedź. Również u Okudżawy jest to pytanie czysto retoryczne. Wątek nagłego pojawienia się zagadkowego, nieziemskiego piękna w specjalnie podkreślonej, przyziemnej prozie życia codziennego Okudżawa kreśli zgodnie z poetyką Błoka, jedynie podmiejską restaurację zastępuje obskurne mieszkanie komunalne. Dekoracji się nie wybiera.
I wreszcie jedno z najważniejszych podobieństw – temat pozłacanego anioła, ozdoby na choince. W wierszu Okudżawy zamienia się (ironicznie urealniony) w temat papierowego żołnierzyka, też choinkowego („A sam wisiał na niteczce”). Oba wiersze kończą się, bynajmniej nie zabawkową, śmiercią w płomieniach.
Najpierw spływają skrzydeł strużki,
Główkę schyloną ogień zjadł,
Złamały się cukrowe nóżki,
W słodkiej kałuży tracąc kształt…
(Błok, 1908)
Сначала тают крылья крошки,
Головка падает назад,
Сломались сахарные ножки
И в сладкой лужице лежат…
(Блок, 1908)
„Chcesz w ogień?” „Chcę!” „Idź, czemu nie?”
I poszedł jak natchniony,
I spalił się – zapomniał, że
Z papieru był zrobiony.
(Okudżawa, 1958)
В огонь? Ну что ж! Иди! Идешь?
И он шагнул однажды,
И там сгорел он ни за грош:
Ведь был солдат бумажный.
(Окуджава, 1958)
Cała ta długa dygresja służy nie tyle zilustrowaniu tezy o cykliczności historii Rosji, o tym dramacie, który powtarza się w coraz to nowych dekoracjach, ile uzasadnieniu najważniejszej analogii, że w rosyjskiej rzeczywistości lat 1950–1990 Bułatowi Okudżawie przypadł w udziale ten sam los, co wcześniej Błokowi. Objął wakujący etat. Właśnie z tego typologicznego podobieństwa wynika taki sam odbiór Błoka i Okudżawy przez czytelników i słuchaczy: uwielbiano ich jak żadnego innego ze współczesnych im poetów. Jedynie Wysocki mógł liczyć na podobną reakcję, ale to raczej pokłosie jesieninowskiego samozatracenia, skandali i burzliwego życia, a więc czynników pozaliterackich. Błoka i Okudżawę ludzie odbierali przede wszystkim jako poetów i byli szczęśliwi, że mieli możliwość zobaczyć ich, uścisnąć im dłoń, zdobyć absolutnie zdawkowy autograf – Błok po prostu składał podpis, Okudżawa zawsze dodawał „serdeczności”… Nawiasem mówiąc, stosunek Okudżawy do Wysockiego przypominał sympatię Błoka do Jesienina – nieco pobłażliwy, ale zawsze pełen szacunku. „Wiersze świeże, czyste, melodyjne, wielosłowne” – słowa te równie dobrze mogłyby odnosić się do twórczości Wysockiego, zwłaszcza wczesnej. W tym miejscu znów nie daje o sobie zapomnieć ta sama typologia i zdumiewająca zbieżność motywów: Amerykanka Isadora Duncan Jesienina, Francuzka Marina Vlady Wysockiego, spóźnione i bezpłodne próby obu poetów zatrzymania się, przystopowania. Co prawda, w nowym wcieleniu starszemu bardowi – powtarza się nawet czternastoletnia różnica wieku – sądzone było przeżyć młodszego i poświęcić jego pamięci dwie piosenki.
Błok i Okudżawa byli żywymi dowodami niebiańskiej harmonii. Przekazywali nam dźwięki tej harmonii, nie psując jej i nie skażając własnymi osobowościami, autorskim stosunkiem do treści tego przekazu. Oczywiście odbiornik łowi nie tylko falę, lecz także „szum”, i tego szumu sporo jest zarówno u Błoka, jak i u Okudżawy, wczesnych i późnych. Niekiedy zdarzają się im ewidentne bzdury, wszelka dyżurna, narzucona „urzędowa” radość życia. Wtedy Okudżawa pisze coś w rodzaju swoich wierszy z okresu Kaługi, przy czym pisze szczerze, gdyż w tym czasie rzeczywiście tak myśli. Obaj piszą dużo, chociaż Okudżawa, w odróżnieniu od Błoka, miewał okresy poetyckiego milczenia. U Błoka zaczęły się one, kiedy skończył trzydzieści pięć lat. Co prawda, życie nie było dla niego zbyt surowe – nękało duszę, ale nie ruszało najbliższych. Do obu pasują słowa Majakowskiego o Błoku: „U mnie na dziesięć wierszy pięć jest dobrych, u niego dwa. Ale takich jak te dwa napisać nie umiem”. Słabe lub niedopracowane wiersze zdarzają się w wyborze poezji Okudżawy, lecz na ich tle arcydzieła błyszczą jeszcze jaśniej.
Po Dwunastu wielu ludzi przestało podawać Błokowi rękę. Po „Liście czterdziestu dwóch” i wywiadzie, jakiego Okudżawa udzielił Andriejowi Kryłowowi – rozumianym niekiedy jako pochwałę użycia siły – na występie w Mińsku zorganizowano poecie prawdziwy bojkot, a znakomity artysta, Władimir Gostiuchin, człowiek o poglądach umiarkowanie patriotycznych, publicznie połamał i podeptał jego płytę. Błok po feralnym i nieuniknionym dla siebie kroku został wciągnięty do prac Literatury Świata, komisji, która selekcjonowała arcydzieła światowej kultury, tłumaczyła je na nowo i opatrywała komentarzami pod kątem nowej rzeczywistości rosyjskiej. Sumiennie chodził na posiedzenia komisji, otwarcie nudził się na nich, pisywał żartobliwe wierszyki do albumu Czukowskiego albo po prostu na kartkach papieru. Okudżawa od 1991 roku wchodził w skład Komisji ds. Ułaskawień przy prezydencie Rosji; jej wpływ na władzę był mniej więcej taki sam jak komisji Literatury Świata na politykę kulturalną bolszewików, chociaż kilku niewinnych ludzi komisji pod kierownictwem Anatolija Pristawkina udało się jednak uratować. Okudżawa też nudził się na tych zebraniach i zabijał czas pisaniem żartobliwych liścików do kolegów.
Zaśpiewał kiedyś proroczo: „A ja i tak polegnę tu, na tej jedynej, tej domowej…”. Duszban chyba właściwie zinterpretował te słowa: „Czy nie znaczy to, że każda wojna, wojna w ogóle, jest domowa, a więc taka, na której zabijają i są zabijani zwykli obywatele, uczniacy i dyletanci wojenni, a nie jacyś specjalni ludzie wojny?”. Można jednak spojrzeć na to szerzej: czy nie znaczy to, że jakakolwiek wojna w Rosji jest właśnie domowa, gdyż prowadzi do zaostrzenia jednego i tego samego, nierozwiązywalnego konfliktu umownych białych i umownych czerwonych, których wizje kraju są tak różne, że nigdy się nie pokryją? Czy nie znaczy to, że każda wojna w tym kraju to tylko wstęp do samozagłady? I że każda śmierć w Rosji to śmierć na wojnie domowej?
W 1993 roku Okudżawa pierwszy i jedyny raz w życiu stanął po stronie państwa – on, który powiedział: „Władza to administracja, a nie świętość”. Po czterech latach poległ na tej wojnie domowej, kiedy wyruszył na tournée po Europie i zaraził się grypą od Lwa Kopielewa, który przeżył go o dwa tygodnie. Miał dopiero 73 lata – nie tak wiele według dzisiejszych kryteriów; dużo chorował, ale był jeszcze krzepkim człowiekiem. Jego siły nadwątliła śmierć starszego syna, który zmarł w wieku czterdziestu trzech lat w styczniu 1997 roku, ale załamanie czuło się już od października dziewięćdziesiątego trzeciego – trudno tu o pomyłkę. Co prawda, w przeciwieństwie do Błoka Okudżawa nadal pisał wiersze. Jednak te wiersze, pisane od 1993 do 1996 roku, nie podobały mu się. Przyczyn było wiele: wiek, choroba, poczucie sytuacji bez wyjścia i kompromitacji wszystkich dawniejszych wartości. Dopiero tuż przed śmiercią napisał kilka wstrząsających, tragicznych, proroczych tekstów:
Życie niż śmierć jest lepsze – rzecz wiadoma,
Lecz z wiekiem człowiek coraz lepiej wie –
Jeśli umierać, to we własnym domu,
Pola bitewne już nie kuszą mnie.
Что жизнь прекрасней смерти – аксиома,
Осознанная с возрастом вдвойне,
Но если умирать – то только дома:
Поля сражений нынче не по мне.
To odpowiedź dawnemu przyjacielowi Dawidowi Samojłowowi, nieżyjącemu w tym czasie już od sześciu lat. W jego wczesnym wierszu znalazła się taka strofa: „Żal mi tych, co umierają w domu”. Autor uważał, że lepiej skonać na polu walki, bo to jakoś lżej, łatwiej. Okudżawa już wie, że każdy udział w wojnie to nic dobrego, nawet jeśli kończy się piękną śmiercią. Pięknych śmierci po prostu nie ma. Sprawiedliwe, uzasadnione wojny zapewne bywają, ale w 1996 roku Okudżawa już w to nie wierzył:
Już wymiera moje pokolenie,
Już się tłoczy u wyjściowych drzwi,
Może wyczerpało się natchnienie,
Może nie ma już nadziei. Ani krzty.
Вымирает мое поколение,
Собралось у дверей проходной.
То ли нету уже вдохновения,
То ли нету надежд. Ни одной.
2 Balonik, tłum. A. Osiecka – przyp. tłum.