- promocja
Okupowana Polska w liczbach - ebook
Okupowana Polska w liczbach - ebook
Po dużym sukcesie „Przedwojennej Polski w liczbach” jej autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka, Kamil Janicki, Dariusz Kaliński i Rafał Kuzak, wzięli „na warsztat” statystyczne dzieje Polski z dramatycznych lat drugiej wojny światowej 1939-1945. Otrzymaliśmy tragiczne wyliczenia dotyczące obywateli polskich walczących na frontach, poległych, zamordowanych w wyniku terroru okupantów niemieckiego i sowieckiego, wywiezionych na roboty przymusowe do Rzeszy i w głąb ZSRS. Książka zawiera też wiele nieznanych lub mało znanych szczegółów dotyczących okupacyjnej codzienności, jak choćby pensje i dochody różnych grup zawodowych, ceny produktów żywnościowych i towarów czy wielkości przydziałów kartkowych. Jej atutem jest to, że informacje są pogrupowane według tematów i podane przystępnie dla każdego. Na pozór wydaje sie, że książka statystyczna nie może się obyć bez dużej liczby tabel, zestawień i wykresów, tymczasem autorzy „Okupowanej Polski w liczbach” udowodnili, że jest to możliwe.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16551-9 |
Rozmiar pliku: | 8,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie miejcie litości. Bądźcie brutalni. Słuszność jest po stronie silniejszego. Działajcie z największym okrucieństwem. Całkowite zniszczenie Polski jest naszym celem wojskowym”. Tak brzmiały słowa wypowiedziane przez Adolfa Hitlera 22 sierpnia 1939 roku podczas odprawy z dowództwem Wehrmachtu w Obersalzbergu. Podwładni brunatnego dyktatora wzięli je sobie do serca. Efektem było morze przelanej krwi polskich żołnierzy i cywilów oraz ogromne straty materialne.
Najeźdźcy od samego początku inwazji na II Rzeczpospolitą z pełną premedytacją prowadzili wojnę totalną, za nic mając konwencje chroniące ludność cywilną i jeńców. Jako pierwsi ofiarą niemieckiego bestialstwa padli mieszkańcy 16-tysięcznego Wielunia. Miasto zostało zbombardowane o świcie 1 września. Samoloty Luftwaffe zrzucały swój śmiercionośny ładunek nawet na oznaczone czerwonym krzyżem szpitale. W wyniku ataku z powietrza, przeprowadzonego w dwóch falach, w gruzach legło około 70% miejskiej zabudowy. Według różnych szacunków w nalocie zginęło od kilkuset do nawet 1200 bezbronnych cywilów.
Wkrótce w tej samej sytuacji co Wieluń znalazły się inne polskie ośrodki. Łącznie w trakcie działań zbrojnych prowadzonych nad Wisłą celem dla samolotów Luftwaffe stało się około 160 miast i osiedli. Szczególnie mocno ucierpiały między innymi Garwolin, Kurów i Sulejów, gdzie zniszczenia sięgały 50–70%.
Niemieckie bomby siały terror również w oblężonej Warszawie. Najbardziej niszczycielskie okazały się naloty dywanowe z 25 września. W tak zwany „lany poniedziałek” przeszło 400 maszyn z czarnymi krzyżami na skrzydłach przez 10 godzin zrzuciło na polską stolicę blisko 560 ton bomb burzących oraz ponad 70 ton bomb zapalających. Tego dnia życie straciło około 10 000 osób. Dalsze 35 000 zostało rannych.
Łącznie w trakcie oblężenia miasta zginęło najprawdopodobniej 25 000 cywilów (głównie w wyniku nalotów oraz ostrzału artyleryjskiego). Drugie tyle zostało rannych. Ponadto poległo około 6000 polskich żołnierzy, a blisko 16 000 odniosło rany, w gruzach legło zaś 12% budynków. Nawet nazistowski minister propagandy Joseph Goebbels był pod wrażeniem skali zniszczeń. 12 listopada 1939 roku zanotował w swoim _Dzienniku_, że Warszawa „sprawia ponure wrażenie. Nie ma domu, który by nie ucierpiał. Całe dzielnice leżą w gruzach lub pozostały po nich tylko zgliszcza”.
Podczas inwazji na Polskę masowych zbrodni dopuścili się nie tylko piloci Luftwaffe bombardujący bezbronne miasta i atakujący tłoczących się na drogach uciekinierów oraz pracujących na polach rolników. Niemieckie siły lądowe miały na sumieniu jeszcze więcej ofiar.
Według powojennych obliczeń we wrześniu 1939 roku na trasie przemarszu Wehrmachtu spalono co najmniej 467 polskich wsi. Znaczna ich część poszła z dymem w odwecie za rzekomą działalność partyzancką mieszkańców. Oprawcy spod znaku swastyki nie zadowalali się jednak jedynie niszczeniem mienia. W ramach wcześniej zaplanowanych represji oraz akcji odwetowych oddziały frontowe, jak również poruszające się ich śladem Einsatzgruppen dokonały przynajmniej 615 zbiorowych egzekucji, w których zginęło ponad 12 000 ludzi.
Zniszczone centrum Wielunia po tym jak bezbronne miasto stało się obiektem ataku Luftwaffe
Zdarzało się, że jednego dnia mordowano kilkadziesiąt, a w skrajnych przypadkach nawet kilkaset osób. Przykładowo w Częstochowie 4 września Niemcy zastrzelili 227 ofiar. Z kolei w rozpoczętej 16 września kilkudniowej masakrze ludności żydowskiej Przemyśla zginęło około 600 ludzi.
Jednak najbardziej znaną niemiecką zbrodnią z tego okresu stała się masakra mieszkańców Bydgoszczy. Według niemieckiej wersji – którą usilnie powtarzała goebbelsowska propaganda – była to kara za wydarzenia, do jakich doszło w mieście 3 września. Polska armia miało się wówczas rzekomo dopuścić masowego mordu na bezbronnej, cywilnej ludności niemieckiej.
Nie ulega wątpliwości, że 3 września w Bydgoszczy rzeczywiście zginęli Niemcy: zdaniem polskiego historyka Pawła Kosińskiego ofiar po ich stronie było około 250. Tyle tylko, że w świetle polskiej historiografii – a także dokumentacji sporządzonej przez Wojsko Polskie – byli to przede wszystkim członkowie bojówek, którzy podjęli się akcji dywersyjnej jeszcze przed wkroczeniem do miasta oddziałów Wehrmachtu.
„Europa walcząca”. Mapa wydana w Wilnie prawdopodobnie w 1939 roku.
Niezależnie od tego ilu niemieckich cywilów straciło życie w Bydgoszczy, a ilu zabito bojówkarzy, odwet najeźdźców był zupełnie nieproporcjonalny. W odpowiedzi na „krwawą niedzielę” (tak wydarzenia z 3 września określała propaganda) hitlerowcy wymordowali do końca 1939 roku około 5000 mieszkańców miasta i okolic. Z tego 243 osoby rozstrzelano po pokazowych procesach, łamiących nawet nazistowskie prawo.
Historycy oceniają, że łączne straty ludności cywilnej II Rzeczpospolitej we wrześniu 1939 roku wyniosły około 100 000 zabitych. Z tego około ¼ przypadło na samą Warszawę. Dla porównania we Francji przez cały okres II wojny światowej życie straciło 108 000 cywilów.
Pisząc o tragicznym bilansie niemieckiego najazdu na Polskę należy oczywiście pamiętać też o 67 000 zabitych i około 135 000 rannych żołnierzach. Najkrwawsza okazała się bitwa nad Bzurą i późniejsza próba przebicia się oddziałów Armii „Poznań” i „Pomorze” do broniącej się Warszawy. Poległo wtedy około 17 000 polskich wojskowych, a kolejne 50 000 odniosło rannych.
Jednak nie wszyscy polscy żołnierze, którzy stracili życie od 1 września do 6 października 1939 roku zginęli na polu walki. Przynajmniej kilka tysięcy jeńców padło ofiarą zbrodni wojennych. Do masakr, które pociągnęły za sobą od kilkudziesięciu do ponad 100 ofiar doszło między innymi w Topolnie, Piasecznie, Majdanie Wielkim, Serocku, Zambrowie, Szczucinie czy Śladowie. W tej ostatniej miejscowości najeźdźcy rozstrzelali z broni maszynowej 150 żołnierzy armii „Poznań” i „Pomorze”, wziętych do niewoli w czasie bitwy nad Bzurą. Zamordowano wtedy także 150 cywilów.
Słynne zdjęcie Juliena Bryana przedstawiające dziewięcioletniego Ryszarda Pajewskiego siedzącego na gruzach jednej z warszawskich kamienic.
Dysponujemy świadectwami o paleniu żywcem w stodołach i innych budynkach całych grup schwytanych Polaków. Do takiego zdarzenia doszło między innymi w Uryczu niedaleko Drohobycza. Niezidentyfikowany po dziś dzień oddział Wehrmachtu pod koniec września 1939 roku spalił tam około 100 żołnierzy 4. Pułku Strzelców Podhalańskich.Przeciwko konającej Polsce Sowieci wykorzystali ogromne siły. Tylko w pierwszym rzucie liczyły one 620 000 żołnierzy, 5000 dział i moździerzy, ponad 4700 czołgów oraz 3300 samolotów. Przed frontem działały jeszcze oddolne bojówki i bandy, chętne skorzystać na chaosie i rwące się do akcji pod płaszczykiem czerwonego odwetu.
Jednocześnie z inwazją Armii Czerwonej, przeciwko Polakom zamieszkującym wschodnie połacie Rzeczpospolitej zaczęli licznie występować członkowie lokalnych mniejszości narodowych: Żydzi, Białorusini i Ukraińcy. Sowiecka propaganda wzywała ich wprost do czystki klasowej i brania „odwetu” na burżuazyjnych „ciemiężcach”. Komunistyczne bojówki, złożone często z miejscowego elementu, przyjmowały szumne nazwy „czerwonej milicji” czy „gwardii robotniczej”. Nie brakowało przypadków, gdy ich członkowie wykazywali się okrucieństwem większym niż żołnierze napastniczej armii. Mnożyły się bezkarne zbrodnie, których ofiarami padały nawet kilkumiesięczne dzieci. Jak zanotowano w materiałach z Archiwum Zakładu Historii Ruchu Ludowego:
W niektórych powiatach Małopolski Wschodniej, a zwłaszcza w Brzeżańskim i Podhajeckim, doszło do rzezi, rabowania i palenia majątków, osadników polskich. W powiecie brzeżańskim na kolonii Jakóbowce spalono 53 domy i zamordowano 24 osoby. Znęcano się nad ofiarami przez wrzucanie do ognia i zakopywanie w ziemi żywcem… W domach mieszkalnych pozostawiono tylko gołe ściany. Stodoły i stogi ze zbożem palono.
Według danych szacunkowych same tylko ukraińskie grupy, które częściowo uaktywniły się już po 1 września 1939 roku, zamordowały wówczas od 1400 do ponad 3000 Polaków, w tym około tysiąca na Wołyniu. Ofiar prawdopodobnie było dużo więcej, być może nawet kilkanaście tysięcy.
Cechą charakterystyczną tych „spontanicznych” – jak głosiła sowiecka propaganda – wystąpień była powszechna grabież majątku polskich obywateli, zwłaszcza ziemian i zamożniejszych gospodarzy. Podburzana przez Sowietów miejscowa ludność rabowała wszystko bez jakichkolwiek skrupułów. Dworki, domy i zabudowania gospodarcze były powszechnie dewastowane a ich wyposażenie rozkradane. W jednym tylko majątku w Wielkich Sołecznikach w ciągu trzech godzin litewscy sąsiedzi wyszabrowali 400 krów, 300 jałówek, 95 macior i 400 tuczników. Można też przytoczyć przykład kolonii nieopodal wsi Lipniki w powiecie pińskim, gdzie znajdowało się 28-hektarowe gospodarstwo Pawła Domanowskiego. Kiedy wkroczyli Sowieci, natychmiast pojawili się u niego miejscowi Białorusini i zabrali się za „rozkułaczanie” sąsiada, kradnąc mu dwie świnie, całą żywność i odzież. Wszystko to w przy akompaniamencie krzyków, obelg i kopniaków. Według danych sowieckich podobny los spotkał na tak zwanej Zachodniej Białorusi 3170 majątków ziemskich i gospodarstw.
Sowieckie czołgi na ulicach Brześcia nad Bugiem podczas wspólnej defilady Armii Czerwonej i Wehrmachtu. 22 września 1939 roku.
Bestialskich mordów, gwałtów i kradzieży na żołnierzach Wojska Polskiego i ludności cywilnej dopuszczali się również czerwonoarmiści oraz enkawudziści z grup operacyjnych. Polscy badacze oceniają, że w toku inwazji zamordowano około 2500 jeńców oraz co najmniej kilkuset cywilów. Do zbrodni na największą skalę doszło w Wilnie, gdzie rozstrzelano 300 obrońców miasta, w Grodnie i okolicach, gdzie również zamordowano około 300 polskich cywili i żołnierzy oraz koło folwarku Berducha w rejonie Sarn, gdzie najeźdźcy uśmiercili 280 wziętych do niewoli żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Inne znane miejsca kaźni polskich obywateli na Kresach znajdowały się m.in. w Kosowie Poleskim, Mołodecznie, Nowogródku, Oszmianie, Rohatynie, Świsłoczy, Tarnopolu i Wołkowysku.
Według szacunkowych danych opór przeciwko Sowietom we wrześniu 1939 roku kosztował Polaków około 6000–7000 poległych żołnierzy. 250 000 członków Wojska Polskiego, w tym około 10 000 oficerów, trafiło do niewoli. Armia Czerwona miała stracić około 2500–3000 zabitych i 6000–7000 rannych, 150 wozów pancernych i 15–25 samolotów.
Od początku października Sowieci zaczęli zwalniać część jeńców szeregowców, z tym że około 25 000 skierowali do budowy dróg, a około 12 000 trafiło do kombinatów metalurgicznych i kooperujących z nimi przedsiębiorstw w charakterze robotników przymusowych. Nieznaną liczbę polskich jeńców zesłano do obozów pracy wchodzących w skład Gułagu. Jednocześnie sowiecka wierchuszka podjęła decyzję o utworzeniu dwóch „obozów oficerskich” w Starobielsku i Kozielsku oraz osobnego obozu dla funkcjonariuszy policji, więziennictwa i straży granicznej w Ostaszkowie. Był to wstęp do zbrodni katyńskiej.Zgodnie z zawartym w nocy z 23 na 24 sierpnia 1939 roku paktem Ribbentrop-Mołotow planowany podział polskich ziem między III Rzeszę i Związek Sowiecki miał przebiegać wzdłuż linii rzek Pisy, Narwi, Wisły i Sanu. Dodatkowo w sowieckiej strefie wpływów znalazły się Finlandia, Estonia, Łotwa i rumuńska Besarabia. Dokument nie zawierał jednak szczegółów na temat podziału administracyjnego podbitych terenów. Przed rozpoczęciem inwazji na wschodniego sąsiada Hitler nie miał całkowicie sprecyzowanych poglądów w tym zakresie.
Oile nazistowski przywódca zamierzał przyłączyć do III Rzeszy ziemie, które Niemcy utracili po I wojnie światowej, to już sprawa losu reszty terytorium II Rzeczpospolitej przez kilka tygodni pozostawała otwarta. Jak podkreśla doktor Tomasz Ceran z Instytutu Pamięci Narodowej „we wrześniu i w pierwszych dniach października 1939 roku władze hitlerowskie poważnie zastanawiały się nad możliwością utworzenia marionetkowego państwa polskiego. Decydującym momentem wydaje się 3 września i wypowiedzenie wojny III Rzeszy przez Francję i Wielką Brytanię”.
Planując napaść na Polskę brunatny dyktator liczył na to, że mocarstwa po raz kolejny będą się biernie przyglądać jego poczynaniom. Do samego końca łudził się, że sojusznicy II Rzeczpospolitej tylko blefują i nie wypowiedzą wojny agresorowi. Gdy jednak formalny konflikt między III Rzeszą a Francją i Wielką Brytanią stał się faktem, zaczęto myśleć o utworzeniu polskiego państwa szczątkowego (_Restpolen)_, które mogłoby się stać „kartą przetargową w grze dyplomatycznej” z Zachodem.
Podpisanie _Traktatu o granicach i przyjaźni III Rzesza – ZSRS_.
Nad Sprewą rozpatrywano różne opcje także z uwagi na wyczekującą postawę Sowietów. Zanim Stalin wysłał do walki Armię Czerwoną długo obserwował rozwój sytuacji na froncie. Nic więc dziwnego, że podczas przeprowadzonej 7 września w Berlinie narady jeden z omawianych scenariuszy – na wypadek gdyby Sowieci jednak nie wkroczyli – zakładał rozmowy pokojowe z władzami nad Wisłą.
W zamian za odstąpienie od sojuszu z Anglią i Francją zamierzano zaoferować Polakom pozostawienie na mapie kadłubowej ojczyzny z Krakowem i Warszawą. Druga Rzeczpospolita, poza terenami, do których rościli sobie prawa Niemcy, miała jednak utracić również Kresy południowo-wschodnie. Weszłyby one w skład nowopowstałego państwa ukraińskiego. Zgodnie z tym, co podaje doktor Ceran, pięć dni później:
Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych Rzeszy, zarysował trzy możliwe scenariusze podziału ziem polskich: niemiecko-sowiecki rozbiór Polski, stworzenie polskiego państwa kadłubowego oraz rozczłonkowanie ziem polskich na różne obszary narodowościowe z utworzeniem odrębnego państwa zachodnioukraińskiego.
Trzeci wariant byłby możliwy do zrealizowania tylko w przypadku zawarcia pokoju z Zachodem, co spowodowałoby, że Związek Sowiecki jako sojusznik III Rzeszy przestałby być potrzebny.
Mogłoby się wydawać, że w momencie, gdy 17 września rozpoczęła się sowiecka inwazja na Polskę drugi oraz trzeci wariant straciły rację bytu. Stalin jasno komunikował swoją niechęć wobec pozostawienia na mapie kadłubowej Polski. Uważał, że taki twór stanowiłby zarzewie przyszłych konfliktów na linii Berlin-Moskwa. A jednak istnieją przesłanki przemawiające za tym, że Hitler jeszcze przez jakiś czas nie porzucał koncepcji polskiego państwa szczątkowego. Świadczy o tym między innymi spotkanie ze szwedzkim przemysłowcem Birgerem Dahlerusem.
Podczas rozmowy przeprowadzonej 26 września wódz III Rzeszy twierdził, że Niemcy wcale nie zamierzają „połknąć” całej Polski, a jedynie odebrać te tereny, które im się „należą”. Według słów brunatnego dyktatora podjęte działania służyły też temu, by na przyszłość zabezpieczyć Niemców przed Polakami. Kanclerz dodał jednocześnie, że na ziemiach centralnej Polski zostanie utworzony azyl dla ludności żydowskiej.
Rzecz jasna należy przyjmować te słowa z duża ostrożnością. Miały dotrzeć do uszu Anglików oraz Francuzów i skłonić oba mocarstwa do negocjacji pokojowych. Szybko zresztą przestały być aktualne. Stalinowi zależało na definitywnym uregulowaniu kwestii podziału stref wpływu. Czerwony car zasugerował, że w zamian za przekazanie Sowietom Litwy III Rzesza otrzyma polskie ziemie aż do Bugu. W odpowiedzi na taką propozycję 27 września do Moskwy poleciał Joachim von Ribbentrop. Nazistowski minister spraw zagranicznych chętnie przyklasnął przesunięciu granicy na wschód. Jednocześnie próbował wynegocjować przekazanie Niemcom terenów roponośnych w Galicji. Na to jednak czerwony car nie wyraził zgody. Zadeklarował jedynie, że sprzeda sojusznikowi połowę wydobywanej ropy naftowej lub wymieni ją na węgiel.
Grabarze II Rzeczpospolitej przypieczętowali podział polskich ziem w nocy z 28 na 29 września. Na mocy _Traktatu o granicach i przyjaźni III Rzesza – ZSRS_ linię graniczną wytyczono wzdłuż rzek Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Przy takim podziale Niemcom przypadło 188 500 kilometrów kwadratowych terytorium, które zamieszkiwało ponad 22 mln ludzi. Z kolei Sowieci zyskali 201 000 kilometrów kwadratowych i ponad 13 mln byłych polskich obywateli. III Rzesza zagarnęła więc 48% ziem II Rzeczpospolitej z 63% mieszkańców. Sowieci – 52% terytorium i 37% ludności. Spośród 14 największych polskich miast – zamieszkiwanych przez ponad 100 000 osób – 11 znalazło się pod okupacją niemiecką, a tylko 3 pod sowiecką.
Gdy dokonał się czwarty rozbiór Polski najeźdźcy przystąpili do ustanawiania nowych porządków na podbitych ziemiach. Nazistowski minister propagandy Joseph Goebbels 30 września 1939 roku zanotował w swoim _Dzienniku_:
Führer chce podzielić zdobyte tereny na 3 strefy:
1. stary niemiecki obszar: ulegnie znowu całkowitej germanizacji, a mianowicie z pomocą prawdziwych niemieckich rodzin chłopskich, weteranów Wehrmachtu i volksdeutschów z krajów, których nie możemy zdobywać. Te prowincje wschodnie będą stanowić niemieckie jądro terytorialne. Tam stworzymy zagrody chłopskie do 200 mórg i osadzimy na nich niemieckich chłopów-obrońców.
2. Strefa aż po Wisłę. Tam będzie zamieszkiwał dobry polski element. Protektorat z autonomią. Na jego granicy zbudujemy nową linię umocnień. To ostatecznie odizoluje Niemcy od Rosji.
3. Strefa: kraj przylegający do tamtego brzegu Wisły. Również należący do Protektoratu. Tam wtłoczymy najgorszy polski element i Żydów, także tych z Rzeszy. Mają wtedy pokazać, czy w ogóle potrafią coś stworzyć.
Nasze osadnictwo rozwija się planowo i jest obliczone na długi czas. Kiedy będzie gotowa pierwsza strefa, wtedy przyjdzie pora na następną. W każdym razie zaznaczy się w ten sposób nowy zwrot w historii Niemiec, który zaprzątnie uwagę 2 pokoleń niemieckiego narodu.
Ziemie wcielone
Plan zaczęto wprowadzać w życie 8 października. Tego dnia Hitler wydał zarządzenie, na mocy którego do Rzeszy zamierzano wcielić tereny przedwojennych województw śląskiego, poznańskiego i pomorskiego, jak również część białostockiego, kieleckiego, krakowskiego i warszawskiego. Przesunięcie granic miało nastąpić 1 listopada. W rzeczywistości jednak zarządzenie weszło w życie już 26 października. Wkrótce na listę terenów włączanych w obszar hitlerowskiego mocarstwa dopisano także większość województwa łódzkiego.
Łącznie dawało to około 92 500 kilometrów kwadratowych, czyli blisko dwa razy więcej niż powierzchnia ziem utraconych przez Niemcy w wyniku I wojny światowej. Aneksji podległy obszary najbardziej uprzemysłowione i najlepiej rozwinięte rolniczo. Zamieszkiwało je ponad 10 mln ludzi (88% stanowili Polacy, 6% Żydzi, również 6% Niemcy).
Aby zunifikować anektowane ziemie z resztą państwa niemieckiego utworzono Okręg Gdańsk-Prusy Zachodnie (Reichsgau Danzig-Westpreussen) oraz Okręg Poznań (Reichsgau Posen), przemianowany następnie na Kraj Warty (Reichsgau Wartheland). Ich gauleiterami, partyjnymi zwierzchnikami, zostali Albert Forster oraz Arthur Greiser. Rejencja katowicka została z kolei włączona do Prowincji Śląskiej (Provinz Schlesien), a rejencja ciechanowska i Suwalszczyzna do Prus Wschodnich.
Po inwazji III Rzeszy na ZSRS obszar wcielony powiększył się do ponad 123 000 kilometrów kwadratowych, do Niemiec włączono bowiem nowoutworzony Okręg Białostocki (Bezirk Bialystok).
Generalne Gubernatorstwo
Na mocy dekretu Hitlera z 12 października (wszedł w życie dwa tygodnie później) z pozostałych polskich ziem powstało Generalne Gubernatorstwo (GG). Zajmowało obszar około 95 500 kilometrów kwadratowych, a więc niespełna ¼ przedwojennego terytorium Rzeczpospolitej. Zamieszkiwało je około 12 mln osób. W 80,5% byli to Polacy, w 12,5% Żydzi, w 6,2% Ukraińcy, a w 0,8% Niemcy. Poza tym 770 kilometrów kwadratowych polskiego terytorium w Tatrach oraz na Spiszu i Orawie przekazano władzom słowackim, które wspomogły hitlerowską inwazję.
Niemiecka mapa Generalnego Gubernatorstwa wykonana już po inwazji III Rzeszy na ZSRS.
Obszar Generalnego Gubernatorstwa został podzielony początkowo na cztery dystrykty: krakowski, lubelski, radomski oraz warszawski. W ich skład wchodziło 56 powiatów wiejskich oraz 7 miejskich. Po wybuchu wojny z Sowietami teren GG powiększył się o dystrykt Galicja. Obejmował on obszar ponad 52 000 kilometrów kwadratowych przedwojennych województw stanisławowskiego i tarnopolskiego oraz części lwowskiego.
Obawiając się buntowniczej postawy mieszkańców Warszawy „stolicą” Generalnego Gubernatorstwa ustanowiono Kraków. To właśnie w grodzie Kraka urzędował generalny gubernator Hans Frank, który już 3 października stwierdził, że „Polska ma być traktowana jak kolonia, a Polacy staną się niewolnikami Wielkiej Rzeszy Niemieckiej”.
Status prawny i międzynarodowy Generalnego Gubernatorstwa nigdy nie został precyzyjnie określony. Jak pisał profesor Czesław Madajczyk w klasycznej już pracy _Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce_:
Powstała Generalna Gubernia nie była tworem państwowym, gdyż władzę zwierzchnią wykonywała Rzesza. Nie była jednocześnie częścią Rzeszy Niemieckiej, jak tereny włączone. Utrzymywała się tymczasem między nimi granica celna, walutowa, dewizowa, policyjna.
Uczony dodawał ponadto, że „prawo wydane przez władze okupacyjne zastąpiło polskie prawo państwowe i administracyjne, prawo pracy i finansowe”. Jedynie przedwojenne prawo cywilne pozostało nadal w znacznej mierze w mocy.
Profesor Andrzej Leon Sowa podkreśla, że „administracja GG miała charakter typowo kolonialny. Tylko jej część centralną i wyższe funkcje w terenie (około 10%) obsadzali Niemcy”. Cztery lata po wybuchu wojny we władzach cywilnych Generalnego Gubernatorstwa (z wyłączeniem kolei i poczty) pracowało zaledwie 11 000 Niemców. Dla porównania w całym aparacie państwowym GG znalazło zatrudnienie ponad 40 000 Polaków. Można dodać, za Martinem Winstonem i jego książką _Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy_, że w 1944 roku na 1512 stanowisk burmistrzów i wójtów wciąż aż 717 (47% wszystkich) obsadzali Polacy. 463, a więc 31%, znajdowało się w rękach Ukraińców. Ponadto, jak zauważa profesor Sowa:
Przeniesienie na Wschód członkowie administracji cywilnej często traktowali jako szykanę. Na ogół byli to zresztą ludzie o miernych kwalifikacjach zawodowych. Także nieobce tej grupie były korupcja, alkoholizm i utrzymywanie stosunków przyjacielskich i seksualnych z Polakami.
W krótkiej perspektywie okupant traktował podbite polskie ziemie jako rezerwuar taniej siły roboczej oraz źródło surowców i żywności, którą polscy chłopi musieli dostarczać w ramach obowiązkowych kontyngentów. Sam Hans Frank w maju 1943 roku zanotował w swoim _Dzienniku,_ że do tego momentu wartość „niepłaconych przez Rzeszę” dostaw surowców z Generalnego Gubernatorstwa miała wynosić aż pół miliarda marek. Co istotne suma ta nie obejmowała wszystkiego, co Niemcy swobodnie określali jako zdobycz wojenną.
Po wygranej wojnie planowano przeprowadzić całkowitą germanizację ziem GG. Dowodzą tego wypowiedzi samego Hitlera. Po spotkaniu Hansa Franka z brunatnym dyktatorem, do którego doszło w marcu 1943 roku, generalny gubernator relacjonował swoim podwładnym: „Führer jest zdecydowany uczynić z tego kraju w przeciągu 15–20 lat kraj czysto niemiecki. Określenie siedziba narodu polskiego nie będzie odtąd używane w odniesieniu do GG i obszarów przyległych”.
Okupacja sowiecka
Obszary zagarnięte przez Związek Sowiecki początkowo zostały podzielone na Zachodnią Białoruś ze stolicą w Białymstoku oraz Zachodnią Ukrainę ze stolicą we Lwowie. Rzekomo były to samodzielne organizmy polityczne, zdolne decydować o swoim przyszłym losie. W skład pierwszego weszły województwa białostockie, nowogródzkie, poleskie, wileńskie oraz skrawek warszawskiego. Z kolei druga jednostka administracyjna wchłonęła województwa tarnopolskie, stanisławowskie, wołyńskie oraz część lwowskiego.
Na generalnego gubernatora wyznaczono Hansa Franka.
Był to jedynie stan przejściowy, ponieważ Stalin od początku zamierzał anektować tereny II Rzeczpospolitej do ZSRS. Dla usankcjonowania takiego kroku 22 października przeprowadzono wybory do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy. Głosowania stanowiły rzecz jasna czystą farsę. Udział był obowiązkowy, na listach kandydatów znalazły się jednie starannie wyselekcjonowane osoby, a wyniki zostały z góry ustalone. W efekcie frekwencja wyniosła rzekomo 97% na Zachodniej Białorusi i 93% na Zachodniej Ukrainie, a kremlowscy nominaci ubiegający się o mandaty uzyskali blisko 91% poparcia.
Obrady nowo powołanych Zgromadzeń Ludowych odbyły się w Białymstoku w dniach 26–28 października oraz we Lwowie od 28 do 30 października. W ich trakcie wystosowano apel (przygotowany zawczasu w Moskwie) do Rady Najwyższej ZSRS oraz Rad Najwyższych Białoruskiej i Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej z „prośbą” o włączenie Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy do rzeczonych republik związkowych.
Oferta została oczywiście wspaniałomyślnie przyjęta i w połowie listopada oficjalnie przypieczętowano aneksję. W granicach Związku Sowieckiego w tym czasie nie znalazło się tylko Wilno wraz z przyległym obszarem. Ziemie te zostały przekazane Litwie kowieńskiej. W czerwcu kolejnego roku Sowieci zajęli jednak wszystkie trzy państwa bałtyckie, a więc także Wileńszczyznę.Już w pierwszych tygodniach okupacji, do listopada 1939 roku, niemieccy najeźdźcy wywieźli z naszego kraju 10 000 wagonów kolejowych załadowanych zdobyczą, między innymi maszynami rolniczymi, żywnością czy meblami. Do lutego 1941 roku liczba ta wzrosła do 41 000 wagonów. Wartość łupów szła w miliardy złotych.
Tylko z Generalnego Gubernatorstwa wywiezione zostały surowce wartości około 1 mld przedwojennych polskich złotych, a więc przynajmniej 12 mld w dzisiejszych pieniądzach. Należy też wziąć pod uwagę, że znacząca część zagrabionych zasobów pozostała na miejscu i miała zostać wykorzystana w przejętych polskich zakładach przemysłowych pracujących teraz na rzecz niemieckiej gospodarki.
Z polskich składów zagrabiono około 1 mln ton samego tylko węgla. Konfiskacie podległy ponadto 262 000 ton stali, żelaza i złomu. Szczególnie cenną zdobyczą było 5 mln sztuk podkładów kolejowych, mających posłużyć do rozbudowy linii, jak również cały tabor Polskich Kolei Państwowych: 2600 parowozów i 95 000 wagonów. Do zagarniętych środków transportu należy doliczyć jeszcze ponad 1000 wagonów tramwajowych oraz około 900 rzecznych i 75 morskich jednostek pływających.
W celu przejęcia i systematycznej eksploatacji zasobów gospodarczych okupowanej Polski Niemcy utworzyli specjalne struktury administracyjne. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy podstawowym instrumentem tej łupieskiej polityki był Haupttreuhandstelle Ost (HTO) – Główny Urząd Powierniczy Wschód z siedzibą w Berlinie oraz z oddziałami rejonowymi w Gdańsku, Poznaniu, Ciechanowie i Katowicach, później zaś także w Białymstoku.
W tej części okupowanej Polski zarekwirowano 940 000 w pełni wyposażonych mieszkań oraz blisko 900 000 gospodarstw rolnych o łącznej powierzchni 9,2 mln hektarów. Poza tym Niemcy przejęli 200 000 fabryk, przedsiębiorstw, zakładów rzemieślniczych i handlowych. Wszystkie wraz z całym wyposażeniem i wyrobami. Właścicieli najczęściej wypędzano do Generalnego Gubernatorstwa wyłącznie z podręcznym, symbolicznym bagażem. Nielicznym pozwolono pozostać na miejscu w charakterze taniej siły roboczej. W polskich rękach wciąż znajdowały się jedynie najlichsze zakłady rzemieślnicze i usługowe. Firmy żydowskie zostały przejęte w całości. Łączna wartość zarekwirowanego mienia samych tylko przedsiębiorców szacowana jest na około 12–14 mld przedwojennych złotych, a więc od niespełna 150 do 170 mld w dzisiejszych pieniądzach.
Sklepy odebrane Polakom. Poznański Plac Wolności, przemianowany w trakcie okupacji na Plac Wilhelma.
Na usunięciu obywateli polskich z ziem wcielonych do III Rzeszy naziści ubili znakomity interes. Miejsce wypędzonych zajęło pół miliona Niemców ze wschodu: krajów bałtyckich, Ukrainy i Besarabii. Volksdeutsche, rzekomo powracający do ojczyzny, jako „odszkodowanie” otrzymywali majątek wysiedlonych Polaków i Żydów. Ponieważ zaś ziemia, budynki i przedsiębiorstwa tych Niemów, zamieszkujących wcześniej w strefie wpływów sowieckich lub wprost na obszarze ZSRS, przeszły na własność władz stalinowskich, III Rzesza otrzymała od Kremla dodatkowy ekwiwalent w postaci dostaw żywności i surowców.
Ponadto władze okupacyjne skonfiskowały wszystkie wkłady bankowe, niezależnie od tego, czy należały do Polaków czy Żydów, a także depozyty w postaci obcej waluty, papierów wartościowych i biżuterii. Same placówki bankowe zostały oddane najpierw w zarząd powierniczy a następnie zlikwidowane. Deutsche Bank w jednym tylko polskim banku – Banku Handlowym SA – przejął papiery o wartości niemal 20 mln przedwojennych złotych, depozyty wartości około 800 000 złotych i wkłady gotówkowe w wysokości 300 000 złotych.
W Generalnym Gubernatorstwie, inaczej niż na ziemiach wcielonych, nie prowadzono powszechnych wywłaszczeń, ale destrukcja gospodarki i tak przyjęła ogromną skalę. Skonfiskowany został przede wszystkim cały majątek państwowy oraz majątek obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Ponieważ w myśl początkowych planów okupanta tereny te miały uzyskać charakter rolniczy i nie przewidywano podjęcia tam znaczącej produkcji przemysłowej, wszelkie przydatne urządzenia były wywożone na Zachód. Z samej tylko Warszawy w latach 1940–1941 wyruszyło 700 wagonów wypełnionych maszynami przemysłowymi. Czytelny jest chociażby przykład przemysłu włókienniczego. W Warszawie zamknięto 200 z 300 zakładów zajmujących się tą gałęzią produkcji, a ich wyposażenie powędrowało do Rzeszy.
Zarząd nad własnością skonfiskowaną w Generalnym Gubernatorstwie przejęło nowo powołane Biuro Powiernicze. W 1942 roku pod jego nadzorem znajdowało się 1659 zakładów przemysłowych, 1036 placówek handlowych i rzemieślniczych, 2600 majątków ziemskich i 49 185 nieruchomości. Między 1939 a 1942 rokiem skonfiskowanych zostało również około 217 000 żydowskich sklepów i zakładów rzemieślniczych, z których ponad 100 000 natychmiast zamknięto. Jak wyjaśniał profesor Czesław Madajczyk, bezmyślne unicestwienie tak wielkiej części gospodarki miało bezpośrednie przełożenie na warunki egzystencji społeczeństwa. Braki były odczuwalne zwłaszcza „w tych gałęziach, które były najsilniej obsadzone przez Żydów”, ale które wciąż dysponowały surowcami. Zmagano się więc chociażby z poważnym niedoborem szklarzy, blacharzy czy rymarzy. Według stanu na 1943 rok wszystkie skonfiskowane majątki i gospodarstwa rolne miały powierzchnię około 800 000 hektarów.
Najlepsze, najbardziej dochodowe przedsiębiorstwa były przejmowane przez wielkie niemieckie koncerny i wpływowych przemysłowców z Rzeszy, jak choćby głośnego Oskara Schindlera. Ogółem Niemcy zagarnęli około 1/3 całego majątku znajdującego się na terenie Generalnego Gubernatorstwa.
W trakcie wojny produkcja przemysłowa w Generalnym Gubernatorstwie spadła, natomiast okupanci w znacznym stopniu zintensyfikowali wydobycie surowców. Łącznie w latach 1939–1945 pozyskano między innymi 1,7 mln ton ropy naftowej, 3,8 mln m3 gazu ziemnego, 803 000 ton rudy żelaza i 873 000 ton soli potasowej. Wszystkie te surowce miały wspierać wysiłek zbrojny III Rzeszy i utrzymywać w działaniu coraz bardziej kulejącą gospodarkę hitlerowskiego imperium.
Kalendarz z czasów okupacji zachęcający polskich rolników do wypełniania narzuconych przez Niemców kontyngentów.
W końcowym okresie wojny, pod wpływem niepowodzeń na froncie, Niemcy przystąpili do wielkiej ewakuacji na zachód urządzeń produkcyjnych z ziem polskich. Infrastrukturę, której nie dało się wymontować i przewieźć celowo niszczono. Tylko od czerwca do grudnia 1944 roku z Generalnego Gubernatorstwa, Okręgu Białystok i Rejencji Ciechanowskiej okupanci zrabowali ponad 150 000 ton maszynerii przemysłowej.
Do grabieży na ogromną skalę doszło też w Warszawie w trakcie i po zdławieniu Powstania. Według ostrożnych obliczeń Niemcy wywieźli wówczas nie mniej niż 50 000 wagonów z dobytkiem odebranym mieszkańcom stolicy.
W kontekście okupacji niemieckiej rzadko się wspomina, że przedmiotem masowej, dobrze zorganizowanej grabieży była też odzież. Zwłaszcza po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki Niemcy rozpaczliwie potrzebowali ciepłych ubrań dla żołnierzy walczących na froncie wschodnim – wysyłanych tam w przekonaniu, że cała kampania zakończy się przed nadejściem pierwszej zimy. Historycy obliczają, że w toku wojny ludność okupowanej Rzeczpospolitej została okradziona z kilku milionów sztuk futer, kożuchów i innych futrzanych części garderoby, których wartość szła w setki milionów złotych. Cenną odzież rabowano zwłaszcza w gettach żydowskich oraz w obozach masowej zagłady. Do początku lutego 1943 roku z Auschwitz i Majdanka zostało wysłanych 211 wagonów kolejowych ubrań, nie tylko dla żołnierzy, ale też dla niemieckich osadników na wschodzie. Transporty zawierały między innymi 132 000 męskich koszul, 119 000 damskich sukienek i 15 000 dziecięcych płaszczyków. Pod koniec działalności Auschwitz, między 1 grudnia 1944 roku a 15 stycznia 1945 roku, wyekspediowano jeszcze 514 843 kompletów ubrań, tym razem do Rzeszy.
W niemieckich fabrykach śmierci ludzi idących na zagładę odzierano dosłownie z wszystkiego: oprócz ubrań i butów także z kosztowności, rzeczy osobistych czy złotych zębów. Według zachowanego raportu na przykład w drugiej połowie maja 1944 roku Niemcy uzyskali z zębów pomordowanych około 40 kilogramów złota i białego metalu. Kobiety po śmierci były strzyżone, a ich włosy wykorzystywane do produkcji filcu i nici. Na Majdanku od września 1942 roku do czerwca 1944 roku uzyskano tą drogą 730 kilogramów włosów. Ogółem szacuje się, że łączna wartość łupów uzyskanych przez Niemców w Auschwitz i na Majdanku przekraczała 400 mln dolarów w dzisiejszych pieniądzach.
Niezwykle łupieżczą politykę Niemcy prowadzili także w rolnictwie. Różnymi drakońskimi środkami – drogą przymusowych kontyngentów, skupów oraz konfiskat – okupant starał się zagarnąć jak największą część produkcji rolnej i hodowlanej. Polskim wsiom narzucono urzędowy system cen i ekwiwalentów za odstawione płody rolne. Ponieważ jednak stawki zostały trwale zamrożone na poziomie z 1939 roku, w żaden sposób nie odzwierciedlały one rzeczywistej wartości dóbr. W wolnym, czarnorynkowym obrocie obowiązywały ceny kilkadziesiąt razy wyższe.
Problemy były potęgowane przez rozkład przemysłu rolnego. Od chłopów oczekiwano nadzwyczajnej wydajności, ale tylko w pierwszym roku okupacji doszło do zamknięcia 39,5% młynów pozwalających uzyskiwać mąkę, nieodzowną zarówno na wsi, jak i w głodujących miastach. Ogółem w latach 1939–1942 z ziem włączonych do III Rzeszy wyekspediowano 1,7 mln ton zboża i 1,9 mln ton ziemniaków. Z Generalnego Gubernatorstwa w latach 1940–1945 w ramach przymusowych kontyngentów pojechało na zachód 4 mln ton zboża, 4,5 mln ton ziemniaków, 2,8 mln ton buraków cukrowych, 698 mln litrów mleka, ponad 12 mln sztuk jajek i kilkaset tysięcy sztuk zwierząt rzeźnych.Obawy przed wybuchem wojny sprawiły, że w instytucjach państwowych, kościelnych, ale też prywatnych latem 1939 roku podjęto prace w kierunku zabezpieczenia i ukrycia najcenniejszych zbiorów. Dzięki temu udało się uratować i wywieźć za granicę na przykład arrasy wawelskie. Nikt jednak nie był w stanie przewidzieć, jak wielka okaże się skala grabieży prowadzonej przez niemieckiego okupanta.
Przygotowania do zagarnięcia dzieł sztuki o największej wartości władze niemieckie prowadziły jeszcze przed inwazją na Polskę. W tym celu nad Wisłę wysyłano ekspertów, by pod płaszczykiem akademickiej współpracy prowadzili wstępne oceny i inwentaryzacje.
Po upadku II Rzeczpospolitej Niemcy nie ograniczali się jednak tylko do wywożenia zbiorów najcenniejszych. Rozkradano lub niszczono wszystkie kolekcje. Jeśli nie robiło tego państwo, to na własną rękę działali niemieccy urzędnicy czy oficerowie.
„Okupanci rabowali dobra kultury z naszych zbiorów, czasem z zimną krwią niszczyli bezcenne skarby” – komentują Włodzimierz Kalicki i Monika Kuhnke na kartach książki _Sztuka zagrabiona 2. –_ „Szczytem barbarzyństwa było metodyczne spalenie najcenniejszych ksiąg z narodowych zbiorów i innych bibliotek przechowywanych w magazynie Biblioteki Krasińskich przy ulicy Okólnik w Warszawie”.
Podaje się, że straty wojenne nad Wisłą obejmują pół miliona dzieł sztuki. Tomasz Śliwiński z Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu przytacza też inny szacunek, według którego Polska straciła łącznie 70% całego dorobku kulturowego. Trzeba jednak mieć na uwadze, że liczby te są niemożliwe do weryfikacji. Przedwojenne placówki muzealne najczęściej nie posiadały inwentarzy, albo ich dokumentacja uległa zniszczeniu. Nie ma nawet zgody co do tego, ile dokładnie muzeów, galerii i innych instytucji kultury działało w Polsce przed wybuchem wojny. Niektóre źródła mówią o 130 muzeach. Inne – o prawie 300. Nawet tam, gdzie dzieła zostały spisane, rzadko je fotografowano. Było też rzeczą zwyczajną, że w dokumentach pomijano dorobek najnowszy – obrazy czy rzeźby XIX-wieczne lub z okresu międzywojnia.
Wśród zrabowanych przez Niemców dzieł sztuki, które nie zostały odzyskane znajduje się między innymi _Portret młodzieńca_ Rafaela Santi.
W bazie danych, którą od początku lat 90. XX wieku prowadzi Ministerstwo Kultury, znajduje się nie pół miliona rekordów, ale 63 000. Tylko tyle zrabowanych dzieł sztuki udało się wyszczególnić. Ledwie 10 000 z nich posiada fotografie. W tej liczbie znajduje się około 13 000 utraconych obrazów, 8700 rycin i rysunków, 3500 rzeźb czy 45 000 mebli i wyrobów z drewna. Ponad 40% tych dzieł zrabowano ze zbiorów państwowych. Należy dodać, że szczególnie dotkliwe straty poniosły polskie biblioteki. Szacuje się, że ich księgozbiór skurczył się w wyniku wojny o 50 mln tomów. W tym było około 1,2 mln książek uznawanych za zabytki piśmiennictwa o wyjątkowym znaczeniu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki