Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opinia parafialna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opinia parafialna - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 309 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ.

Âàðøàâà, 13 (25) Ńåíòÿáðÿ 1872 ãîäà.

SPIS ROZ­DZIA­ŁÓW

L Pa­ra­fia…….

II. Ary­sto­krat­ka Pa­ra­fial­na.

III. Alo­dya…….

IV. Pa­ra­fian­ka……

V. Fi­gle sza­ta­na…..

VI. Ma­rze­nia……

VII. Ma­jor.

VIII. Dwaj dy­plo­ma­ci….

IX. Pro­sper.

X. Błęd­ne ogni­ki…..

XI. Stra­te­gia ma­jo­ra…. XII. Nie­dzie­la w pa­ra­fii…

XIII. Ko­ściół pa­ra­fial­ny…

XIV. Wiel­ki nie­zna­jo­my… XV. Przed ko­ścio­łem i na ryn­ku

XVI. W pa­ła­cu……

XVII. Kon­tra­marsz ma­jo­ra…

XVIII. Nie­spo­dzian­ka…..

XIX. lu­acya……

XX. Kto – wi­nien?….. XXI. Nowe ma­rze­nia…. XXII. Daw­na po­ku­sa….

JI

Stron.

XXIII. Za­pro­si­ny

XXIV. Kło­po­ty pa­ra­fial­ne

XXV. Mały nie­zna­jo­my

XXVI. No­wi­ny

XXVII Her­ba­ta z hra­bią

XXVIII Pieśń bez słów

XXIX. Książ­ki

XXX. Za­gra­ni­cą

XXXI. Kan­dy­dat

XXXII. Na stat­ku

XXXIII. Przy ru­inie

XXXIV. Ka­ta­stro­fa

XXXV. W Szczaw­ni­cy

XXXVI. Daw­ny nie­zna­jo­my

XXXVII. Zna­jo­mość z nie­zna­jo­mym

XXXVIII. Mat­ka i cór­ka

XXXIX. W pa­ra­fii

XL. Wi­zy­ta…………

XLI. Mała bo­ha­ter­ka………

XLII. Plan ta­jem­ni­czy……..

XLIII. Skut­ki bu­rzy……..

XLIV. Lau­ry ma­jo­ra……..

XLV. We­se­le i smu­tek…….

I.

0

PA­RA­FIA.

Pa­ra­fia na­sza, któ­ra w ni­niej­szej po­wie­ści wy­stę­pu­je, jest pa­ra­fia w szer­szem zna­cze­niu tego sło­wa. Nie ogra­ni­cza się ona na jed­nej miej­sco­wo­ści, ale zaj­mu­je spo­ry ka­wał po­wia­tu, cho­ciaż do niej prze­waż­nie tyl­ko tak zwa­ni wła­ści­cie­le więk­szych po­sia­dło­ści na­le­żą.

Punk­tem środ­ko­wym tej pa­ra­fii jest małe, pra­wie zu­peł­nie ży­dow­skie mia­stecz­ko z bia­łym, mu­ro­wa­nym ko­ściół­kiem, w któ­rym go­spo­da­rzy sę­dzi­wy pro­boszcz ła­ciń­skie­go ob­rząd­ku.

Lud oko­licz­ny jest ob­rząd­ku grec­ko­ka­to­lic­kie­go i w każ­dej pra­wie wsi ma swo­je cer­kwie pa­ra­fial­ne. Dwo­ry zaś, ob­rząd­ku ła­ciń­skie­go, mają ko­ściół pa­ra­fial­ny w mia­stecz­ku.

Ztącl też po­cho­dzi, że oko­licz­ni dwor­ków miesz­kań­cy w pro­mie­niu wię­cej niż mi­lo­wym, mają je­den ko­ściół pa­ra­fial­ny w mia­stecz­ku, i two­rzą do­syć spo­rą licz­bę.

Z taką to pa­ra­fią mamy się te­raz za­po­znać.

Opi­nia Pa­ra­fial­na.

Ktoś po­wie­dział, że chcąc po­znać spo­łe­czeń­stwo, trze­ba po­znać jed­ne jego cząst­kę, któ­ra pew­ne ca­ło­so sta­no­wi, bo w tej czą­st­ce, jak­by w mi­nia­tu­rze oba­czy pra­wic wszyst­kie do­bre i złe stro­ny spo­łe­czeń­stwa.

Do ta­kich za­mknię­tych w so­bie czą­stek bez­przecz­nir na­le­ży – pa­ra­fia.

W pa­ra­fii jest w sku­pio­nych ry­sach to wszyst­ko, cze­go w sze­ro­kiej sfe­rze spo­łe­czeń­stwa do­pie­ro z tru­dem i oględ­no­ścią szu­kać po­trze­ba.

Ujem­ne oso­bli­wie stro­ny spo­łe­czeń­stwa, któ­re na szer­szej oce­nie przy bla­sku wyż­szej cy­wi­li­za­cyi i wszech­wład­ne­go po­stę­pu nie bar­dzo rażą pa­trzą­ce oko… wy­stę-piją tu­taj w pier­wot­nej swo­jej świet­no­ści i są nie­ja­ko zbior­ni­kiem ty ch sił ciem­nych, któ­re tam gdzieś po za pa­ra­fią wal­czą z now­sze­mi wy­obra­że­nia­mi.

Otóż z tego sta­no­wi­ska pa­trząc na na­szą pa­ra­fię w i-dzi­my w niej na­przód same pięk­ne i do­dat­nie stro­ny, któ­re mniej wię­cej każ­da pa­ra­fia po­sia­da.

Do tych stron na­le­ży przedew­szyst­kiem ry­gor sądu, i wza­jem­na, nie­ubła­ga­na kon­tro­la.

To też za­słu­żyć so­bie na praw­dzi­wą cześć – w pa­ra­fii, na­le­ży pra­wie do rze­czy nie­moż­li­wy ch.

Po za pa­ra­fią moż­na jed­nym, świet­niej­szym epi­zo­dem ży­cia zy­skać so­bie waw­rzy­ny i opi­nią pu­blicz­ną przy­chy­li… na swo­ją stro­nę. Na szer­szej bo­wiem oce­nie ży­cia wi­dzi się tyl­ko czło­wie­ka jak ak­to­ra w tej lub owej roli i sto­sow­nie do ode­gra­nia tej­że daje się mu po­klask lub spę­dza sy­kiem z wi­dow­ni.

*

W pa­ra­fii o syk ła­two, ale o po­klask bar­dzo trud­no!

Tam bo­wiem zna sic wszyst­kie mo­men­ty ży­cia czło­wie­ka, tam pa­trzy się na nie­go i wte­dy, gdy on wca­le nie po­zu­je, alo jest tém, czém jest w isto­cie. Tam wid­no sa naj­sub­tel­niej­sze po­bud­ki tych lub owych czy­nów, i z ap­te­kar­ską sub­tel­no­ścią od­wa­żo­ne. Ak­tor­skie sza­ty po­zna­ją tam od­ra­ził, a kto­by mimo to chciał się choć na chwi­lę w nie ubrać, niech bę­dzie pew­ny, że zo­sta­nie wy­śmia­nym!

To też pa­ra­tia jest wię­cej skłon­ną do ostra­cy­zmu ni­że­li.do roz­da­wa­nia waw­rzy­nów i to sta­no­wi cza­sem uje mną jej stro­nę.

Wy­da­rza się bo­wiem cza­sem, że pa­ra­tia pew­no nie-po­ro­zu­mia­ła się jesz­cze do­sta­tecz­nie z po­stę­pem cza­su i żyje so­bie spo­koj­nie w swo­ich przed­po­to­po­wych wy­obra­że­niach. W ta­kiej to pa­ra­fii bia­da każ­de­mu wyż­sze­mu umy­sło­wi, każ­de­mu ru­chliw­sze­mu czło­wie­ko­wi, któ­ry chciał­by pa­ra­fię swo­ją pchnąć na lep­sze tory! Uka­mie-no­wan bę­dzie i wy­świe­con nie ma­jąc jed­nej ca­łej nit­ki na so­bie!

Pa­ra­fia bo­wiem taka nie lubi żad­nych wy­róż­nień i'orm tych, ja­kie z sobą przy­nio­sły wie­ko­we tra­dy­cye; jest ona przedew­szyst­kićm za­sad naj­ści­ślej za­cho­waw­czych.

Z ta­kiej pa­ra­fii wy­cho­dzą czę­sto na na­szą are­nę spo­łe­czeń­stwa lu­dzie wiel­kiej siły i ener­gii, aby wal­czyć prze­ciw wszyst­kie­mu, cze­go ich pa­ra­fia nie uzna­je! Taką, wiel­ką pa­ra­fią była w swo­im cza­sie Ven­dea, wal­czą­ca za Bur­bo­na­mi!

Już to co do wy­obra­żeń wie­ko­wych, któ­re tam gdzieś w pierw­szych sze­re­gach ludz­ko­ści z sobą wal­czą, po­stę­pu­je cza­sem pa­ra­fia o wiek w tyle i bro­ni się prze­ciw wszel­kim no­wo­ściom z he­ro­icz­ną od­wa­gą.

Je­że­li pa­ra­na taka w okrę­gu wy­bor­czym górę weź­mie to wy­sy­ła do sej­mu po­sła z pa­ra­fial­nym sztan­da­rem, któ­ry tam nie da się zbić z toru ani na­wo­ły­wa­niom dzien­ni­ka­rzy ani lio­me­rycz­nym śmie­chom ga­le­ryi.

Po­seł ta­kiej pa­ra­fii nie wi­dzi w sej­mie ogól­nych ko­rzy­ści kra­ju, ale drob­ne in­te­re­sa swe­go ką­ci­ka.

Przy roz­pra­wach o usta­wie dro­go­wej, he­ro­icz­nie wal­czyć bę­dzie o uzna­nie dro­gi prze­rzy­na­ją­cej pa­ra­fię za dro­gę kra­jo­wą, a je­że­li ma wyż­sze zdol­no­ści, to po­ka­że się na­wet wy­ka­zać, że ta dro­ga ma zna­cze­nie stra­te­gicz­ne i dla tego jako dro­ga pań­stwo­wa ma być bu­do­wa­ną z fun­du­szów pań­stwo­wych.

Da­lej przy tej­że usta­wie dro­go­wej gło­su­je taki po­seł za pa­ra­gra­fem, któ­ry orze­ka że ro­bot­ni­ka do dróg ma do­star­czać gmi­na miej­ska, a po­trzeb­ne­go ma­te­ry­ału – dwo­ry. Czy­ni on to z tem lek­szem su­mie­niem, że dro­gi w pa­ra­fii nie mają mo­stów, a tem sa­mem dwo­ry uwol­nio­ne są od do­star­cza­nia ma­te­ry­ałów!…

Je­że­li zaś w roz­pra­wach sej­mo­wych z po­rząd­ku rze­czy na­stą­pią roz­pra­wy o szkół­kach dla ludu i roz­po­wszech­nie­nia oświa­ty, po­seł pa­ra­fial­ny je­że­li ma od­wa­gę, wy­stę­pu­je wte­dy za­żar­cie prze­ciw ta­kim bez­boż­nym rze­czom, któ­re ro­bot­ni­ka na wsi po­dro­ża­ją, albo za­błysz­czy nie­obec­no­ścią, je­że­li ta nie­obec­ność jego nad­we­rę­ża kom­plet po­trzeb­nych do uchwa­ły gło­sów.

W ogó­le po­seł ta­kiej pa­ra­fii bez wzglę­du na to, ja­kiej bar­wy jest obec­ne mi­ni­ste­ry­um, za­sia­da za­wsze na pra­wej stro­nie, bo jemu się zda­je, że przedew­szyst­kiem bro­nić musi ist­nie­ją­ce­go po­rząd­ku rze­czy prze­ciw któ­re­mu spi­sku­ją ad­wo­ka­ci i pro­fes­so­ro­wie!

Je­że­li po­seł pa­ra­fial­ny prze­szedł­szy przez alem­bik sej­mo­wy do­sta­nie się jako de­le­gat do Wied­nia, to już go ztam­tąd żad­na siła opi­nii nie wy­prze. Wy­ro­zu­mo­waw­szy bo­wiem so­bie, że le­piej jest sie­dzieć w Wied­niu ni­że­li w Ko­ło­mei lub Bo­ze­ża­nach, bę­dzie tam sie­dział choć­by sam je­den, choć­by cały kraj mu po­wie­dział, że tam nic ro­bić nie ma!…

Je­że­li zaś rze­czy­wi­ście z Wied­nia wy­je­dzie to bądź­cie pew­ni, że nie wy­jeż­dża tak na su­cho. Ko­rzy­sta­jąc z dłu­giej ka­den­cyi rady pań­stwa, wy­ro­bił so­bie bie­da­czy­sko małą kon­ces­syj­kę na ko­lej że­la­zną, albo jaki bank eks­plo­ata­cyj­ny, albo przy­najm­niej uzy­skał za wyż­szą in-stan­cyę ty­tuł i pła­co radz­cy ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go, czy­li mó­wiąc ulu­bio­uym ję­zy­kiem ga­li­cyj­skim – Ver­wal­tung­sra­ta ja­kie­goś to­wa­rzy­stwa, cho­ciaż­by w Be­sa­ra­bii!…

Po­seł bo­wiem pa­ra­fial­ny jest przedew­szyst­kiem pa-try­otą prak­tycz­nym i z iro­nicz­nym uśmie­chem za­po­zna­ne­go męża sta­nu czy­ta ra­mo­ty dzien­ni­kar­skie, w któ­rych oso­ba jego nie przed­sta­wia się w świe­tle bar­dzo ko­rzyst­nem.

Gdy wra­ca z lau­ra­mi do swo­jej pa­ra­ni, wte­dy po­trze­ba mu wiel­kiej ostroż­no­ści!

Pa­ra­fia bo­wiem dla swo­ich man­da­ta­ry­uszów jest cza­sem okrót­nie nie­ubła­ga­ną.

By­wa­ły wy­pad­ki, że po­seł z po­dob­nej ale chłop­skiej pa­ra­fii, gdy wró­cił do pa­ra­fii z wie­deń­skiej rady pań­stwa nie za­ła­twiw­szy tam kwe­styi obie­ca­nych ko­mit­ten­tom łąk i la­sów do­mi­nial­nych, po­oią­gnio­ny był w spo­sób bar­dzo pro­sty i pa­try­ar­chal­ny do od­po­wie­dzial­no­ści i do­pie­ro po wy­li­cze­niu kil­ku­na­stu plag na ła­wie kar­czem­nej otrzy­mał ab­so­lu­to­rium za swo­je czyn­no­ści po­sel­skie.

Po­seł z dwor­skiej pa­ra­fii nie ma się wpraw­dzie po­dob­ne­go trak­ta­men­tu oba­wiać, ale za to wisi nad nim ni* mniej za­stra­sza­ją­ca zmo­ra plag mo­ral­nych.

W pa­ra­fii, jak w sej­mie lwow­skim i jak wszę­dzie na świe­cie jest tak­że i opo­zy­cya, któ­ra sta­no­wi tak zwa­ne pra­wo mniej­szo­ści.

Wra­ca­ją­cy z ja­kim ko­rzyst­nym dla sie­bie na­byt­kiem po­seł do pa­ra­fii, ma przedew­szyst­kiem na oku tę krzy­kli­wą kli­kę lu­dzi, któ­rych czemś udo­bru­chać po­trze­ba.

Naj­przód wy­pra­wić pa­ra­fii smacz­ny, wy­śmie­ni­ty obia­dek pod po­zo­rem po­ro­zu­mie­nia się z swy­mi wy­bor­ca­mi. Obia­dy wy­pra­wia­li naj­więk­si dy­plo­ma­ci, na obia­dach ra­dzo­no o lo­sach Eu­ro­py, bo obia­dy skła­nia­ją lu­dzi do zgo­dy.

Jaki taki po obie­dzie już nie krzy­czał na po­sła, a je­że­li zna­leź­li się jesz­cze jacy, któ­rzy nie­przy­chyl­nie po­stę­po­wa­nie po­sła oce­nia­li, to w obec gło­sów ca­łej pa­ra­ni zo­sta­li w nie­zna­czą­cej mniej­szo­ści i od­gry­wa­li co naj­wię­cej ta­kie role, jaką przy każ­dej ka­no­ni­za­cyi od­gry­wa tak zwa­ny „ad­ro­ca­tor dia­bo­li.”

Prze­cho­dząc z pola po­li­tycz­ne­go na pole czę­sto pry­wat­ne, tak zwa­na pa­ra­fia od­zwier­cie­dla nam tu­taj żywo to wszyst­ko, co w sze­ro­kiej sfe­rze spo­łe­czeń­stwa z sobą wal­czy lub się łą­czy.

Głow­nem tęt­nem ży­cia w pa­ra­ni jest ta sama wal­ka o byt, na któ­rej Dar­win, Vogi i Ha­ec­kel osnu­li swo­je da­le­ko­no­śne teo­rye.

samo

Jak wszyst­ko co żyje, wal­czy o swój byt, tak każ­dy pa­ra­fia­nin wal­czy o swój byt – w "pa­ra­fii.

Sło­wo to jed­nak „byt” ma tu­taj wca­le inne zna­cze­nie od po­dob­ne­go sło­wa, ja­kie­go uży­wa­ją wyż wspo­mnia­ne tory apo­sto­ło­wie re­ali­zmu i nia­te­ryi.

„Byt” na­przy­kład u pana Mi­cha­ła zna­czy czy­sta hi­po­te­ka i wy­gra­ny pro­ces o ka­wał lasu… któ­ry mu są­siad w nie­świa­do­mo­ści złe­go za­gar­nął!

Zona zaś pana Mi­cha­ła pod tem jed­no­zgło­sko­wem sło­wem ro­zu­mie: nową suk­nie je­dwab­ną na każ­dą wi­zy­tę, wierzch ak­sa­mit­ny do wy­praw­nych jesz­cze so­bo­lów, nowa ka­re­ta wie­deń­ska i nie­uda­nie się mał­żeń­stwa mię­dzy Al­fon­sem i Ma­ryą, któ­re jej an­ta­go­nist­ka pani Mar­ci­no­wa pro­te­gu­je.

Po­nie­waż zaś pan Mi­chał do­tąd hi­po­te­ki oczy­ścić ani do lasu przyjść nie może – a pani Mi­cha­ło­wa w sku­tek tego tak­że od ma­rzo­nych ide­ałów jest od­da­lo­ną, prze­to wal­ka ich obo­pól­na o ten „byt” w pa­ra­fii trwa cią­gle.

Do „bytu” pana Mar­ci­na po­trzeb­ny jest ko­niecz­nie ty­tuł mar­szał­ka po­wia­to­we­go. Pan Mar­cin jest jak­by stwo­rzo­ny na mar­szał­ka. Sil­ny, bar­czy­sty, o ru­mia­nych po­licz­kach prze­no­si gło­wą wszyst­kich pa­ra­fian, a kuch­nia jego i piw­ni­ca mają do­brą re­pu­ta­cyę w ca­łej pa­ra­fii. Prócz tego pani Mar­ci­no­wa jest uro­dzo­ną hra­bian­ką i po­sia­da wszel­kie przy­mio­ty damy wiel­kie­go świa­ta. Pa­ląc z ma­lo­wa­nym da­chem i cho­rą­giew­ką her­bo­wą, ogród an­giel­ski i służ­ba w li­be­ryi są… dal­sze ak­ces­so­rya, tak wio­le-przy­dał­ne do la­ski mar­szał­kow­skiej! Wpraw­dzie szwan­ku­je temu coś co do po­wszech­nej es­ty­my pa­ra­fian, dla tego pan Mar­cin mimo znacz­nych wy­dat­ków na tru­nek i afek­ty są­siedz­kie do­pro­wa­dził tyl­ko do wice-mar­szał-kow­stwa a wal­czy do­tąd o cały ty­tuł!

Roz­pacz­li­wie a na­wet pra­wie z.re­zy­gna­cyą wal­czy w pa­ra­fii o „byt” swój – li­te­rat pa­ra­fial­ny!

Bied­ny ten czło­wiek jest praw­dzi­wym mę­czen­ni­kiem w swo­jej pa­ra­ni, jest jed­nym z owych pro­ro­ków, któ­rych za­zwy­czaj ka­mie­nu­je – pa­ra­fia.

Je­że­li ten czło­wiek z szer­sze­go ob­sza­ru świa­ta nie przy­niósł do pa­ra­fii już go­to­we­go swe­go na­zwi­ska, tyl­ko tam się go do­ra­bia, to może już na­przód zro­bić krzy­żyk nad sobą!

Pa­ra­fia nie lubi żad­nych wy­róż­nień.

– Zkąd jemu do li­te­ra­tu­ry? woła pan Paf­nu­cy.

– Zda­je się, że bzi­ka do­stał! mówi pan Piotr.

– Bie­dak! Pew­nie ban­kru­tu­je! są­dzi pan Wa­len­ty.

– Czy czy­ta­łeś co on tam gry­zmo­li? pyta po­pra­wia­jąc szkieł­ko w oku dan­dys pa­ra­fial­ny.

– An­dro­ny! od­po­wia­da lu­bow­nik po­lo­wa­nia z char­ta­mi!

Je­że­li zaś li­te­rat nie na­le­ży do lu­dzi pro­duk­cyj­nych ale jest pro­stym kon­su­men­tem li­te­rac­kim, to jest: ku­pu­je, zbie­ra, i czy­ta kstąż­ki, wte­dy opi­nia pa­ra­fial­na jest dla nie­go mniej groź­ną. Oso­bli­wie za­stęp płci pięk­nej, ko­rzy­sta­jąc „w nud­nych wie­czo­rach” z jego ksią­żek, bie­rze czę­sto oso­bę w obro­nę, cho­ciaż ta obro­na nig­dy pew­nej li­nii nie prze­kra­cza, p0 za któ­rą leży – sym­pa­tya ser­ca.

Cza­sem li­te­rat ma w ca­łym kra­ju opi­nię pi­sa­rza pierw­sze­go rzę­du – pa­ra­fia w to nig­dy wie­rzyć nie bę­dzie!

–- Jak­to! woła żona radz­cy po­wia­to­we­go – to ten pan X*** co to mat­ka jego była ro­dzo­ną sio­strą pani Ma-cie­jo­wéj, a bab­ka stry­jecz­ną ciot­ką Św. pa­mię­ci Szy­mo­na, któ­ry był bra­tem… i ten pan X… miał­by na raz tak mą­drym zo­stać?… Zna­łam prze­cież do­brze jego cio­tecz­ne­go bra­ta, któ­ry dzier­ża­wił ma­ją­tek po moim stry­ju a cio­tecz­nym bra­cie pana Lam­ber­ta i na­wet dru­giej raty nie miał z cze­go za­pła­cić, prze­zco mu­sia­no go są­dow­nie wy­rzu­cać… i ten pari X… ma dzi­siaj być sław­nym czło­wie­kiem?… Czy świat się koń­czy czy co?…

To jed­nak wie­le nie prze­szka­dza ma­rzyć pani radz-czy­ni, że gdy jéj mąż w pa­ra­fii na po­sła wy­bra­nym zo­sta­nie, to ła­two z po­sła prze­mie­ni się w de­le­ga­ta, a z de­le­ga­ta wyj­dzie na mi­ni­stra bez teki dla spraw ga­li­cyj­skich!….'.

Pani rad­czy­ni czę­sto na­wet upa­ja się po­dob­ném ma­rze­niem…

Naj­trud­niej­szą rolę w pa­ra­fii mają mło­dzi lu­dzie, któ­rzy jesz­cze ma­rzą o ide­ałach ży­cia -– o mę­żach i żo­nach!

Dla pa­nien i ka­wa­le­rów jest nie­ubła­ga­ną pa­ra­tia.

Wszyst­ko u tych za­wa­dza. Jest pan­na pięk­na, to pa­ra­tìa wy­naj­dzie, że ma jed­ną ło­pat­kę wyż­szą i że uży­wa dla zrów­na­nia sznó­rów­ki or­to­pe­dycz­nej.

Jest pan­na bo­ga­ta, to pa­ra­tìa wy­naj­dzie ja­kieś dłu­gi za­ku­li­so­we, któ­re jéj po­sag bar­dzo oszczu­plą. W bra­ku zaś dłu­gów wy­naj­dzie ja­kieś nie­do­stat­ki mo­ral­ne, albo ro­do­we się­ga­jąc cza­sem na­wet do pra­bab­ki!

Je­że­li dla płci pięk­nej opi­nia pa­ra­fii jest tak bez­względ­ną, ja­kąż więc być może dla tych bied­nych lu­dzi, któ­rzy za­pi­sa­ni w pa­ra­fii jak oka­zy w sali ana­to­micz­nej! Nic się tam przed mą nie ukry­je! Za­pi­su­je ona skro­pu­lat­nie ile pan Piotr ze­szłej nie­dzie­li w kar­ty prze­grał, po­cze­mu Sil­ber­ma­no­wi z mia­stecz­ka, żyto sprze­dał, aby pew­ny dług za­pła­cić, i na jaki ter­min pod­pi­sał we­ksel Gold­ma­no­wi, ekwi­pu­jąc się jako kon­ku­rent do pan­ny Bin­ci!

Pa­ra­na są­dzi naj­czę­ściej lu­dzi tyl­ko z re­al­nych ich sto­sun­ków. Na nie więc zwra­ca przo­dew­szyst­kiem całą swo­ją uwa­gę.

A te re­al­ne sto­sun­ki bada z ana­to­micz­ną ści­sło­ścią. Przed jej mi­kro­sko­pem i skal­pe­lem nic się nie ukry­je, cho­ciaż­by było tak ma­łem – jak try­chi­ny! -

To też pa­ra­fia nie ma pra­wie nig­dy u sie­bie ide­ałów dla sie­bie. *

Naj­zac­niej­szy mło­dzie­niec nie bę­dzie nig­dy w pa­ra­fii ide­ałem dla pa­nien – wy­jąw­szy je­śli jest sro­mot­nie bo­ga­ty lub na­le­ży do tak zwa­nej wyż­szej war­stwy to­wa­rzy­stwa.

I od­wrot­nie, naj­zac­niej­sza pan­na nie przed­sta­wi się ka­wa­le­rom pa­ra­fii jako ide­ał ży­cia – wy­jąw­szy je­śli ma po­sag zna­ko­mi­ty lub z pa­ren­te­lą, da­ją­cą sta­no­wi­sko w to­wa­rzy­stwie.

Po­nie­waż jed­nak za­zwy­czaj każ­dy ka­wa­ler pa­ra­fii, je­śli ma­ja­ki ma­ją­te­czek, chce uda­wać że ma dzie­sięć razy wię­cej i do tego pre­ten­sye swo­je na­stra­ja; po­nie­waż to samo dzie­je się rów­nież i ze stro­ny pa­nien – dla tego w pa­ra­fii rzad­ko się kie­dy ci ko­cha­ją, a tern rza­dziej za­wie­ra­ją mał­żeń­stwa.

Jed­no bo­wiem i dru­gie jest przy ta­kich wa­run­kach pra­wie nie­po­dob­ne. Każ­dy chce się za lep­sze­go sprze­dać, jak jest w isto­cie, a tu trud­no o taką sprze­daż, bo wza­jem­nie o so­bie wszyst­ko wie­dzą.

Zda­je się, że daw­niej było in­a­czej. Praw­do­po­dob­nie nie chcia­no sie­bie wza­jem oszu­ki­wać, je­że­li za wa­ru­nek do­bre­go oże­nie­nia się po­ło­żo­no, aby żona była z bliz­ka.

Przy­sło­wie bo­wiem daw­ne po­wia­da, że ko­nia i żonę trze­ba brać z są­siedz­twa.

Dzi­siaj ta mak­sy­ma nie­po­dob­na jest do za­apli­ko­wa­nia.

Przy obo­pól­nej chę­ci sprze­da­nia się wy­żej ceny rze­czy­wi­stej po­upa­da­ły daw­ne zwy­cza­je że­nie­nia się w są śledz­twach.

Na­stą­pi­ła emi­gra­cya z pa­ra­fii do sto­lic róż­nych dziel­nic pol­skich, do wód mi­ne­ral­nych, do in­nych kra­jów, gdzie za­zwy­czaj spo­ty­ka się róż­nych tu­ry­stów już samo przez się bo­ga­tych, je­śli mają za co po­dró­żo­wać.

Zy­cie więc w pa­ra­fii, któ­ra daw­niej była ca­łym świa­tem na­szych pra­ba­bek i pra­dzia­dów, była po­lem ich cnót oby­wa­tel­skich i róż­nych prak­tyk,mi­ło­sier­dzia chrze­ści­jań­skie­go – ży­cie to dzi­siej­sze w pa­ra­fii zre­du­ko­wa­ło się do ja­kichś po­nie­wol­nych re­kolck­cyj, któ­ro przed i po wy­ciecz­ce w świat szer­szy od­być ko­niecz­nie po­trze­ba!

Dla jed­nych po­byt w pa­ra­fii ma ta­kie samo zna­cze­nie, jak dla Pa­ry­ża­ni­na po­byt kil­ko­inie­sięcz­ny w wiej­skiej wil­li! Miesz­ka on tam dla po­wie­trza, dla wi­do­ku zie­lo­nych drzew, dla śpie­wu sło­wi­ka. Ota­cza­ją­cy jego wil­lę lu­dzie nic go nie ob­cho­dzą, są jemu zu­peł­nie obcy, nie wi­dzi ich na­wet! Żad­ne sto­sun­ki bliż­sze­go ży­cia z nimi go nie wią­żą, on dla nich nie ma żad­ne­go obo­wiąz­ku! Prze­mi­nie pora go­rą­ca, on wy­je­dzie z ich stron, i zo­sta­wi po so­bie ja­kąś nie­do­sta­tecz­ną po­wieść, jaką so­bie o nim lu­dzie uro­bią.

Dla dru­gich po­byt w pa­ra­fii jest skut­kiem po­trzeb nia­te­ry­al­nych. Od­da­ją się tym za­ję­ciom o tyle, o ile z nich wy­pły­ną środ­ki dla po­rzu­ce­nia czem­prę­dzej pa­ra­fii, aby nie­ja­kiś czas po­mię­dzy ob­cy­mi lu­dzi po­zo­wać – na coś lep­sze­go, cze­go pa­ra­fia uznać nie chce!

Ztąd też owo łącz­ne ży­cie pa­ra­fii usta­je z każ­dym dniem co­raz wię­cej, bo w pa­ra­fii wszy­scy – za­do­brze się zna­ją.

Ka­wa­le­ro­wie i pan­ny cią­gną po żony i mę­żów do miejsc jak naj­bar­dziej od pa­ra­fii od­da­lo­nych i lę­ka­ją się tyl­ko, aby ich tam kto z pa­ra­fii nie spo­tkał!

W ta­kim bo­wiem ra­zie cała na­przód wy­stu­dy­owa­na rola upa­da!

Pan­na, któ­ra przez cały kar­na­wał mia­ła mieć pięć kroć sto ty­się­cy po­sa­gu, aby przed po­piel­cem wyjść za ta­kie­go co ma mi­lion, spa­da na­gle w ta­kim ra­zie do kil­ku­na­stu ty­się­cy albo na­wet i ni­żej i naj­roz­sąd­niej jesz­cze uczy­ni, je­śli czem­prę­dzej wy­je­dzie.

Ka­wa­ler, któ­ry sto mil od swo­jej pa­ra­fii miał uda­wać por­t­sma­na i mó­wić cią­gle o swo­ich bie­gu­nach, któ­re w Lon­dy­nie pierw­sze na­gro­dy wy­gra­ły, ma­le­je na­gle w obec świad­ka z pa­ra­fii dó za­dłu­żo­ne­go wła­ści­cie­la ma­łe­go fol­war­ku, na któ­rym ma wszyst­kie­go trzy ko­nie for­nal­skie, dwa ku­la­we a trze­cie­go śle­pe­go.

Sta­ty­sty­ka mał­żeństw z ostat­nich lat, ja­sno oka­zu­je zu­peł­ny upa­dek ży­cia w pa­ra­fii.

Mał­żeń­stwa bar­dzo rzad­ko za­wią­zuj, się w pa­ra­fii. Na sze­ro­kim swa­cie, u wód za­gra­nicz­nych, na brze­gach mórz prze­ciw­le­głych szu­ka­ją sie­bie tę­sk­ną­ce za sobą ide­aly i pa­da­ją so­bie w ob­ję­cia – w ko­stiu­mach przy­bra­nych ról swo­ich!

Mniej­sza o to, co po­tem na­stą­pi, ale jest efekt, a wi­dzo­wie dali oklask!

A ja­kiż to efekt spra­wi w pa­ra­fii! Cóż po­wie pan

Piotr, jaką minę zro­bi pani Paw­ło­wa, a jak się zmar­twi pan­na Eu­ta­lia, któ­ra tak lubi do góry swój no­sek mały no­sić!…

Ty czar­no­oka pa­nien­ko z tym dzie­cię­cym uśmie­chem na twa­rzy, któ­ra wsia­dasz do wa­go­nu aby na skrzy­dłach pary ule­cić na wy­brze­ża mo­rza, za­trzy­maj się na chwi­lę!… Oto ba­bu­nia daje ci bu­kiet do ręki, abyś w po­dró­ży wy­glą­da­ła jak na balu!… I roz­trop­na ba­bu­nia nie rohi tego bez pew­nej my­śli!… Oto patrz! Tam na pe­ro­nie stoi ten mło­dy bru­ne­cik z cie­lę­cą to­reb­ką przez ra­mię… Kupi! wła­śnie bi­let tej sa­mej kla­sy i pa­trzy gdzie ty z ma­nia usią­dziesz… Patrz! Zbli­ża się do kon­duk­to­ra… coś mówi do nie­go… kon­duk­tor nie­zgrab­ny… pa­trzy na was. idzie z nim. otwie­ra drzwicz­ki…

_ Przy­jem­ny męż­czy­zna, szep­ce do cór­ki mat­ka, ma po­rząd­ne ku­fry i tło­mo­ki… wi­dać że coś po­rząd­ne­go… ma­nie­ry do­bre na­wet dys­tyn­go­wa­ne.

Cór­ka przy­ty­ka bu­kiet do twa­rzy i po­nad, róże i goź­dzi­ki wy­sy­ła ma­rzą­ce wej­rze­nie do przy­jem­ne­go towa-

Z

r zy­sza po­dró­ży!…

Po­czci­wa ba­bu­nia! Jak też ona w porę dała ten bu – kietL.

II.

ARY­STO­KU­ATK A PA­RA­FIAL­NA.

Po tym ogól­nym ob­ra­zie przejdź­my do na­szej pa­ra­fii, w któ­rej ocze­ku­ją nas nasi przy­szli zna­jo­mi.

Pa­ra­na ta roz­cią­ga się w mi­lo­wem pół­ko­lu po obu stro­nach rze­ki nad któ­rą leży małe mia­stecz­ko.

Naj­bli­żej mia­stecz­ka, pra­wie o ćwierć mili tyl­ko, wi­dać ma­low­ni zą gru­pę drzew sta­rych z po­mię­dzy któ­rych bie­le­ją ścia­ny dwo­ru. Sze­ro­ka uli­ca wy­sa­dza­na li­pa­mi pro­wa­dzi z mia­sta aż do sa­me­go ogro­du, do któ­re­go wcho­dzi się przez mi­ster­ną bra­mę, po­ma­lo­wa­ną na czer­wo­no.

W sa­mym środ­ku ogro­du jest dwór sta­ry, się­ga­ją­cy co naj­mniej siedm­na­ste­go wie­ku. Gmach do­syć nie­zgrab­ny, ale ob­szer­ny i bu­do­wa­ny na wie­ki. Póź­niej­sze ge-ne­ra­eye pierw­sze­go za­ło­ży­cie­la pra­co­wa­ły usil­nie nad tern, aby go ja­koś w du­chu cza­su czemś przy­ozdo­bić, ale usi­ło­wa­nia ich, za­miast upra­gnio­nych ko­rzy­ści, przy­nio­sły mu tyl­ko wi­docz­ny uszczer­bek. Ła­la­ni­ny i przy­staw­ki zro­bi­ły z pier­wot­ne­go gma­chu ja­kąś dziw­ną ka­ry­ka­tu­rę pre-ten­sy­onal­ne­go pa­ła­cu.

Naj­wię­cej do tego przy­czy­ni­ła się dzi­siej­sza wła­ści­ciel­ka ma­jąt­ku, wdo­wa po Św. p. Be­ne­dyk­cie, na­zy­wa­na w pa­ra­fii po­wszech­nie: pani Pa­try­cya.

Dwór ten był ma­jąt­kiem nie­bosz­czy­ka męża, bo pani Pa­try­cya… nic mu do domu nie wnio­sła, jak o tera bar­dzo do­brze wie­dzia­no w pa­ra­fii.

Pani Pa­try­cya jed­nak była in­ne­go zda­nia. Nie kry­ła się z tern by­najm­niej w pa­ra­fii, a oso­bli­wie panu Be­ne­dyk­to­wi czę­sto to po­wta­rza­ła, że zo­staw­szy jego żoną wnio­sła mu w dom to, cze­go żad­na inna żona w ca­łej pa­ra­fii mę­żo­wi nie wnio­sła – to jest, swo­je lep­sze uro­dze­nie.

Stry­jen­ka pani Pa­try­cyi ro­dzi­ła się z bab­ki Ra­dzi­wił­ło­wej, a cio­tecz­ny jej brat był przez sio­strę żony swo­jej skol­li­ga­co­ny z Od­ro­wą­ża­mi, a na­wet wiel­kie było po­dej­rze­nie, że przy­rod­nia sio­stra jej mat­ki żyła w mor­ga-na­tycz­nem mał­żeń­stwie z księ­ciem Al­ber­tem ***.

Pa­ren­te­la taka była zna­ko­mi­tym po­sa­giem pani Pa­try­cyi, jak to trzy razy dzien­nie do­wo­dzi­ła św. pa­mię­ci panu Be­ne­dyk­to­wi.

Pan Be­ne­dykt strzegł zra­zu tro­skli­wie te skar­by do­mo­we i czy­nił co mógł, aby im nadać jak naj­lepsz;i Dpra­wę. Ubrał lo­ka­je w sutą li­be­ryę, ku­pił w "Wie-luiu oka­za­łą ka­re­tę i po­wóz po­dróż­ny, po­sta­wił ośm koni cu­go­wych i trzy wierz­chow­ce na staj­ni, wy­ciął sad stu­let­ni, aby z okna bu­du­aru żony otwo­rzyć wi­dok na rze­kę i wszyst­kie gum­na, któ­re z gan­ku mógł daw­niej nad­zo­ro­wa­ł1, zmiótł z przed pa­ła­cu, jak się zmia­ta śmie­cie.

Dwór sam otrzy­mał te­raz na­zwę pa­ła­cu, i ję­czał bie­dak pra­wie przez dwa lata pod cio­sa­mi mu­la­rzy, któ­rzy m W bo­kach wy­bi­ja­li dziu­ry, i róż­ne przy­czep­ki do nie­go przy­kle­ja­li.

Gdy tym spo­so­bem pani Pa­try­eya pań­ska, at­mos­fe­rę już do­sta­tecz­nie w koło sie­bie przy­go­to­wa­ła, wte­dy za­pra­gnę­ła tę at­mos­fe­rę czemś god­nem za­lud­nić.

W pa­ra­fii jed­nak trud­na była na to rada. Człon­ko­wie pa­ra­fii byli lu­dzie za­cni i po­czci­wi, ale uro­dze­niem swo­jem nie­od­po­wia­da­li wy­so­kim pre­ten­sy­om pani Pa­try-cyi. Zro­bi­ło się wpraw­dzie dla pa­iti­fii coś, co było ko­niecz­no­ścią wy­pły­wa­ją­cą z sto­sun­ków są­siedz­kich, ale ma­rze­nia pani Pa­try­cyi się­ga­ły da­le­ko, bar­dzo da­le­ko po nad te sto­sun­ki.

Za­ra­dza­jąc tym ma­rze­niom, we­szła na szcze­gól­ną dro­gę, któ­ra dla pana Be­ne­dyk­ta była do­syć cier­ni­stą.

Wy­szu­ki­wa­ła po róż­nych książ­kach i pi­smach na­zwi­ska, o któ­rych jej się zda­wa­ło, że z jej fa­mi­lią mu­szą być w po­kre­wień­stwie i pi­sy­wa­ła do nich jako ku­zyn­ka dłu­gie, fran­cuz­kie li­sty.

Na więk­szą część tych li­stów nie było żad­nej od­po­wie­dzi, ale za­wsze zo­sta­ła do­syć spo­ra ko­re­spon­den­cya. Prócz tego za mło­dych lat po­dró­żo­wa­li tro­chę po za gra­ni­cą pań­stwo Be­ne­dyk­to­wie. W po­dró­żach, przy wo­dach mi­ne­ral­nych spo­ty­ka się bar­dzo wie­le lu­dzi. Pani Bene – dyk­to­wej jed­nak zo­sta­li tyl­ko ci w pa­mię­ci, któ­rzy do tak zwa­ne­go wyż­sze­go to­wa­rzy­stwa na­le­że­li., Z tymi roz­po­czę­ła na­tych­miast ko­re­spon­den­cyę pi­sem­ną i co kil­ka ty­go­dni wy­sy­ła­ła spo­ry pęk li­stów na pocz­tę.

Zda­wa­ło się jej, że tym spo­so­bem żyje na więk­szym świe­cie, że ma re­la­cyę z całą ary­sto­kra­cyą, i że tym spo­so­bem dom swój pro­wa­dzi w spo­sób od­po­wied­ni swe­mu sta­no­wi­sku to­wa­rzy­skie­mu.

Były to jed­nak tyl­ko ma­rze­nia!

Bliż­sze są­siedz­twa tak zwa­ne­go wyż­sze­go to­wa­rzy­stwa, któ­rym na­rzu­ca­ła się swo­ją kor­re­spon­den­cyą, nic nie od­po­wia­da­ły – da­le­kie zaś nie mo­gły swe­go afek­tu stwier­dzić od­wie­dzi­na­mi, bo z Li­twy albo z Ukra­iny trud­no było z pro­stą wi­zy­tą przy­jeż­dżać.

Dwór więc pań­stwa Be­ne­dyk­tów mimo tak licz­nych z świa­tem re­la­cyj, był w rze­czy­wi­sto­ści do­syć pu­sty, bo pa­ra­fial­ne zna­jo­mo­ści od­stra­szo­no tak wy­gó­ro­wa­ne­mi pre-ten­sy­ami.

Panu Be­ne­dyk­to­wi nie po­do­ba­ły się te pust­ki w domu. Chciał na­po­wrót wejść wr sto­sun­ki z naj­bliż­szy­mi są­sia­da­mi, ale pani Pa­try­cya umia­ła z taką wy­ra­fi­no­wa­ną dumą pa­ra­fial­nych go­ści przyj­mo­wać, że po kil­ku ta­kich prób­kach pra­wie za­prze­sta­no tam by­wać.

Zmar­twi­ło to pana Be­ne­dyk­ta, a gdy razu jed­ne­go o tern z żoną swo­ją na sery o mó­wić za­czął, za­sy­pa­ła go pani Pa­try­cya tak gę­stym gra­dem naj wy­bor­niej szych swo­ich fra­ze­sów, że pan Be­ne­dykt syt sła­wy i ży­cia po­ło­żył się do łóż­ka, wy­spo­wia­dał się ze skru­chą pro­bosz­czo­wi z grze­chu swe­go oże­nie­nia i po tej spo­wie­dzi na za­wsze po­wie­ki za­mknął.

Pani Pa­try­cya zo­sta­ła te­raz wdo­wą, mimo to nie zmie­ni­ła wca­le daw­ne­go try­bu ży­cia.

Prze­ciw­nie nie ma­jąc męża przy boku ani go­spo­dar­stwa, któ­re zda­ła na rządz­cę, mia­ła tern wię­cej cza­su dla swo­ich roz­licz­nych kor­re­spon­den­cyj.

Opi­nia Pa­ra­fial­na.

Kor­re­spon­den­cy­om tym od­da­wa­ła się te­raz z ca­łym za­pa­łem. Po ca­łych dniach i no­cach sie­dzia­ła przy bior-ku w ele­ganc­kim ne­gli­ży­ku. Zda­wa­ło się jej, źe roz­ma­wia z księ­ciem Jó­ze­fem, z hra­bi­ną Edwar­do­wą, z baro – nową..

I1U II Ifc."

Stwo­rzy­ła so­bie dziw­ne, sztucz­ne ży­cie. Próż­ne po­ko­je daw­ne za­lud­ni­ła le­gio­na­mi hra­biów i ksią­żąt i wie­rzy­ła na­wet, że żyje u ich sfe­rze.

Pod­nie­tą do tych licz­nych kor­re­spon­den­cyj była jesz­cze jed­na oko­licz­ność. Pocz­ta dla ca­łej pa­ra­ni była w mia­stecz­ku. Na tę pocz­tę cho­dzi­ła i jeź­dzi­ła pa­ra­na przy­najm­niej dwa razy na ty­dzień. Pocz­t­mistrz czło­wiek roz­mow­ny i świa­to­wy, żył w przy­jaź­ni z całą pa­ra­fią i po­sia­dał wie­le jej se­kre­tów. Przez jego ręce prze­cho­dzi­ły róż­ne li­sty, któ­re cie­ka­we świa­tło rzu­ca­ły na sto­sun­ki pa­ra­fii. Nie­któ­rzy więc cie­kaw­si z pa­ra­fii przy­jeż­dża­li oso­bi­ście na pocz­tę aby tam skon­tro­lo­wać ko­re­spon­den­cyę pa­ra­fii i z pocz­t­mi­strzem kil­ka słów po­ga­wę­dzić.

Pani Pa­try­cya wie­dzia­ła o tern i to do­da­wa­ło jej no-weg obodź­ca do pod­trzy­niy­wa­nia róż­nych kor­re­spon­den­cyj z oso­ba­mi tak zwa­ne­go wyż­sze­go to­wa­rzy­stwa.

Tym spo­so­bem roz­cho­dzi­ła się po ca­łej pa­ra­fii opi­nia na­der świet­na o jej sto­sun­kach i do­da­wa­ła jej chu­dej i wy­nio­słej po­sta­ci tern więk­sze­go bla­sku.

Zda­je się, że oprócz oso­bi­stej przy­jem­no­ści mia­ła pani Pa­try­cya jesz­cze inne po­wo­dy do pod­trzy­my­wa­nia tak zna­ko­mi­tych, cho­ciaż czę­sto tyl­ko fik­cyj­nych sto­sun­ków z wyż­szym świa­tem.

Bo­daj czy nie głów­nym do tego po­wo­dem była pan­na Aio­dya, jej je­dy­nacz­ka.

hra­biów i ksią­żąt, z któ­ry­mi mat­ka kor­re­spon­dw­je, a któ­rych ani pani Pa­try­cya ani Alo­dya nig­dy na żywe oczy nie wi­dzia­ły. Do nich to uśmie­cha się pięk­na je­dy­nacz­ka, a uśmie­cha się smut­no i rzed­nie, jak się uśmie­cha bied­ny po­eta do wy­śnio­nych swo­ich ide­ałów, na któ­re tyl­ko oczy­ma du­szy pa­trzy!

III.

A L O D Y A.

Alo­dya "była je­dy­nacz­ką. Przy­szła na świat w tćj sztucz­nej, przez pa­nią Pa­try­cyą stwo­rzo­nej at­mos­fe­rze, któ­ra jej at­mos­fe­rą po­zo­stać mia­ła.

To też za­raz w kil­ka mie­się­cy przy­nio­sła mat­ka do ko­ły­ski spo­ry pa­kiet li­stów i po­ło­ży­ła pod małą głów­kę dzie­cię­cia, z tem prze­mó­wie­niem, aby słod­ko za­sy­pia­ło na tylu ser­decz­nych afek­tach, któ­re jej na­de­sła­li z róż­nych stron zna­jo­mi.

I w obec niań­ki i bony wy­li­cza­ła ty­tu­ły gra­tu­lu­ją­cych do­da­jąc do każ­de­go krót­kie ko­men­ta­rze.

Niań­ka i bona słu­cha­ły w sku­pie­niu du­cha dłu­gie­go re­ge­stru imion zna­ko­mi­tych i za­zdro­ści­ły szczę­ścia ma­łej dzie­ci­nie, któ­ra kie­dyś tak wy­so­ko sta­nie, jak ich ma­rze­nia nig­dy nie do­się­gną.

Za­raz przy ko­ły­sce nu­co­no jej piosn­ki o przy­szłych zna­ko­mi­tych ka­wa­le­rach, któ­re przy­ja­dą w zło­tych ka­re­tach i klę­kać będą przed nią!,..

W na­stro­jo­nej z pań­ska at­mos­fe­rze nie mo­gła być służ­ba inną. Do­ga­dza­ła ona tym spo­so­bem am­bi­cyi pani Pa­try­cy i i z tem było jej do­brze.

Bied­na Alo­dya od­osob­nio­na chiń­skim mu­rem od resz­ty świa­ta, do któ­re­go kie­dyś przy­sto­so­wy­wać sio mia­ła, ro­sła srod tych piesz­czot i pod­chlebstw sług za­pła­co­nych jak wą­tła eg­zo­tycz­na ro­śli­na w ogrza­nem po­wie­trzu treb-hau­zu. Po­wie­trze poza szy­ba­mi było jej obce. Nie zna­ła na­wet, że tam mogą być wi­chry i bu­rze, i ze do tego trze­ba się za­wcza­su przy­zwy­cza­ić. My­śla­ła, ze cały świat jest taki jak at­mos­fe­ra tre­bhau­zu, że po za­tem nic ma dla niej nic, wca­le nic! My­śla­ła rów­nież, że po za tym treb-hau­zem nie ma od niej pięk­niej­szej i lep­szej, bo koło niej rze­czy­wi­ście nie było ani lep­szej ani pięk­niej­szej!…

Bied­na je­dy­nacz­ka ro­sła śród tych ka­dzi­deł bon i gu­wer­nan­tek, po pani Pa­try­cya lu­bi­ła ta­kie ka­dzi­dła i nie­mi się ota­cza­ła.

Pan Be­ne­dykt chciał zra­zu tro­cha prze­wie­trzyć tę won­ną nie­zdro­wą at­mos­fe­rę, ale otrzy­mał za to taką na­ukę od pani Pa­try­cyi, że już się wię­cej o to nie ku­sił.

Gdy Alo­dya już zu­peł­nie do­ro­sła, wte­dy wcia­vga­ła ją pani Pa­try­cya w sfe­rę swo­ich kor­re­spon­den­cyj i czę­sto z li­stem w ręku zwy­kła z nią roz­ma­wiać o swo­ich my­tycz-nych zna­jo­mych. Raz rze­kła do niej:

– Wiesz Lo­dziu, ksią­żę Mar­cin każe cię uści­skać!…. Po­czci­wy ksią­żę!… Gdy­byś go po­zna­ła, to­byś po­ko­cha­ła jak ojca!…. Pa­mię­tam po­zna­li­śmy się w wa­go­nie ja­dąc do Wro­cła­wia… Ja­kiż to czło­wiek miły! Wie­leż fa­ce­cy­jek na­opo­wia­dał nam w tej krót­kiej po­dró­ży!…

_ Czyż go mama po­tem wi­dzia­ła? py­ta­ła Alo­dya.

– Nie ma che­re – od­tąd nig­dy nie spo­tka­łam go! Ale lu­dzie tacy za­pi­su­ją się głę­bo­ko w na­szej pa­mię­ci i są tego god­ni!

–. Czy pi­sał po­tom do mamy? __Nie pi­sał, ale wy­szu­ka­łam ad­res do nie­go, przy­po­mnia­łam mu na­szą roz­mo­wę, i od­tąd je­ste­śmy z sobą w bar­dzo czę­stej kor­re­spon­den­cyi. Po­sła­łam mu nie­daw­no two­ją fo­to­gra­fię!… Jaki grzecz­ny czło­wiek! Od­pi­su­je mi że po ta­kiej mat­ce spo­dzie­wał się ta­kiej cór­ki….

Alo­dya spoj­rza­ła do zwier­cia­dła a do księ­cia Mar­ci­na uśmiech­nę­ła się jak­by do wid­ma swo­im smut­nym me­lan­cho­lij­nym uśmie­chem.

– A tu hra­bi­na Lu­dwi­ka pyta się o two­je zdro­wie przy­po­mi­nasz so­bie tę sta­rusz­kę z du­żym no­sem któ­rą po­zna­li­śmy na pa­ro­wym stat­ku ja­dąc przez Sa­ską Szwaj­ca­ryą?

– Zką­dże ona so­bie o mnie przy­po­mnia­ła? Wte­dy na­wet nie­wie­le mó­wi­ły­śmy z sobą!

– Któż śród tak pięk­nych wi­do­ków mówi wie­le?… Pi­sa­łam do niej nie­daw­no i po­zdra­wia­łam ją tak­że od cie­bie. Przez grzecz­ność więc pi­szę o to­bie!… A czy nie przy­po­mi­nasz so­bie tego nie­osza­co­wa­ne­go jak go na­zy­wa­no Bzi-bzi?

– Bzi-bzi?… Nie przy­po­mi­nam so­bie!

– Jak­to! Hra­bia Aha­rver!

– Hra­bia Aha­rver?… A te­raz przy­po­mi­nam so­bie, że to chciał ko­niecz­nie mo­jej bia­łej róży!…

– Otóż wiesz… w se­kre­cie po­sła­łam jemu kil­ka za­su­szo­nych list­ków tej bia­łej róży…

– Ale zli­tuj się mama – ta bia­ła róża wpa­dła mi wte­dy ze stat­ku do wody i prze­pa­dła!

– To wszyst­ko jed­no! Al­boż on po­zna że to inna róża?… A zresz­tą o tym przy­pad­ku z różą zda­je się że nic nie wie…

– Jak­to ma­mecz­ko! Wszak sam ją ra­to­wał!

– Wi­dać, że na szczę­ście za­po­mniał! Nic a nic o tem nie pi­sze! Prze­ciw­nie uno­si się nad uschłe­mi list­ka­mi, któ­re mu po­sła­łam i pi­sze ta­kie cu­dow­ne rze­czy' Patrz! 1 '

Alo­dya wzię­ła list do ręki i wska­za­ne miej­sce kil­ka razy od­czy­ta­ła. Jej twarz za­ru­mie­ni­ła się ja­kiemś na­der przy­jem­nem uczu­ciem.

Hra­bia Aha­rver pi­sał bo­wiem, że tej chwi­li nig­dy w ży­ciu nie za­po­mni, że od­tąd po­lu­bił wszyst­kie bia­łe róże i wszyst­kie pola swo­je nie­mi ob­sa­dził, i był­by jesz­cze da­le­ko szczę­śliw­szym, gdy­by nie miał od lat dzie­się­ciu swo­jej przy­bocz­nej Hoży, któ­rej po­przy­siągł być wier­nym aż do śmier­ci… Ale nie wąt­pi, że znaj­dzie się po­dob­ny jemu czło­wiek (mat­ka czy­ta­ła tu: hra­bia) któ­ry tym sa­mym afek­tem roz­go­re co i on wte­dy i bę­dzie o tyle szczę­śliw­szym, że mu wol­no bę­dzie z tą bia­łą różą uklęk­nąć na ślub­nym ko­bier­cu…

– Dow­cip­nie pi­sze! rze­kła po chwi­li Alo­dya,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: