Opowiastki do przemyślenia - ebook
Opowiastki do przemyślenia - ebook
Pisarz i psychoterapeuta Jorge Bucay jest znany polskim czytelnikom dzięki swojej antologii Pozwól, że Ci opowiem..., w której mistrzowsko pokazał, jak opowiadanie bajek i przypowieści może zmienić nasze nastawienie do życia. Opowieści jest o wiele łatwiej zrozumieć niż ćwiczenia czy psychoterapeutyczne komentarze, a ich moc jest znana ludzkości od wieków. Dzięki nim rzeczy pozornie skomplikowane stają się prostsze, a między autorem i czytelnikiem nawiązuje się szczególna więź, która sprawia, że wspólnie starają się znaleźć odpowiedzi na nurtujące każdego z nas pytania.
Opowiastki do przemyślenia – to kolejny zbiór pouczających historii, które Bucay od lat wykorzystuje w swojej praktyce, by pomóc ludziom lepiej zrozumieć siebie i zastanowić się nad źródłem swoich problemów i zmartwień.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8202-464-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Buenos Aires, 27 marca 1997
Paradoksalnie ta moja trzecia książka, wcale nie jest moją trzecią książką.
Niemal dwadzieścia lat temu, gdy bawiłem się w pisanie i zamęczałem swoich ówczesnych pacjentów moimi historyjkami, nie podejrzewałem, że któryś z tych tekstów stanie się kiedyś częścią książki, a ściślej mówiąc dwóch książek.
Zarówno Listy do Klaudii, jak i Pozwól, że ci opowiem mają wspólnego poprzednika: zeszyt z notatkami, w którym na papierze milimetrowym zuchwały (i dużo młodszy!) Jorge Bucay zapisywał swoje myśli i spostrzeżenia między 1978 a 1989 rokiem.
Notatki te, przepisane na maszynie, a następnie skserowane i spięte, przyjęły w rękach moich przyjaciół i pacjentów postać „książki domowego wyrobu”, która krążyła pomiędzy nimi pod nazwą Opowiastki do przemyślenia.
Choć faktycznie pośród tych zapisków znajdowało się wiele wymyślonych przeze mnie opowiadań, większości tekstów nie można było nazwać opowiadaniami w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Dość chaotycznie przeplatały się na tych stronach jakieś techniczne uwagi, dokumentacja sterowanych marzeń i osobistych poszukiwań; kilka białych wierszy i wreszcie parę tekstów w formie skierowanych do moich pacjentów listów, w których starałem się zawrzeć myśli sprzyjające ich rozwojowi1.
Wszystko to spontanicznie zanotowane w istocie w jednym tylko celu: żebym nie zapomniał o takim czy innym spojrzeniu na pewne sprawy.
W 1994 roku w księgarniach ukazał się tom Pozwól, że ci opowiem — moja druga książka — i wtedy zaczerpnąłem z mojego starego zeszytu dwa opowiadania: Joroska i Skrzydła służą do latania2.
Na ostatnich sttronach tamtej książki znajdował się alfabetyczny indeks źródeł bibliograficznych, gdzie podawałem pochodzenie każdego z opowiadań. Dla tych dwóch naturalnie były to Opowiastki do przemyślenia Jorge Bucaya…
I wówczas zdarzyło się coś niezwykłego: wielu czytelników pytało w księgarniach o tę wcześniejszą książkę.
Księgarze, którzy niewiele o mnie wiedzieli, a jeszcze mniej o owych Opowiastkach…, dzwonili do wydawcy, żeby zamówić ten tytuł…
No i wydawnictwo zaczęło się domagać ode mnie egzemplarza tej nieistniejącej książki, żeby zrobić jej „reedycję”…
A ja… ja… wprost nie mogłem w to uwierzyć!!!
To, co trzymasz w rękach, drogi Czytelniku, jest rynkowym debiutem większości tekstów z Opowiastek do przemyślenia3, uzupełnionym o kilka nowszych tekstów, których pokusie wydania nie zdołałem się oprzeć.
Muszę się przyznać, że publikacja tej książki wzbudziła we mnie niemało wątpliwości.
Przede wszystkim trochę mi wstyd wydawać teksty napisane tak dawno temu przez Jorge Bucaya, którym już nie jestem.
Ponadto, co męczy mnie jeszcze bardziej, trafiają się w nich niekiedy ustępy (w Nekrologu… na przykład), których nie planowałem nigdy publikować.
A wreszcie, jakby tego było mało, opowiadania te nie wywodzą się od historii przekazywanych z ust do ust od niepamiętnych czasów (jak to było w przypadku Pozwól, że ci opowiem). Niemal wszystkie zamieszczone tu opowieści pochodzą ode mnie i dlatego mam, nawet dziś, wiele wątpliwości co do ich faktycznej wartości i użyteczności.
Wszystkim tym wahaniom przeciwstawiłem jeden tylko argument — satysfakcję, jaką wzbudził we mnie fakt, że niektórzy czytelnicy poszukiwali Opowiastek do przemyślenia…
Książka, którą macie teraz w rękach, istnieje więc przede wszystkim i zasadniczo dzięki sile sprawczej niektórych z Was — Czytelników.
Prolog Listów do Klaudii zakończyłem takim zdaniem:
„Jeśli doczytałeś aż do tego miejsca, stanowisz już część tej książki i Twoje zdanie jest dla mnie ważne”.
Dziś mogę zamknąć ten prolog słowami:
Jeśli odpowiedziałeś, jak wielu innych, na tamto zaproszenie i napisałeś do mnie, jeśli planowałeś to zrobić, choć jeszcze nie zmobilizowałeś się, by faktycznie napisać, jeśli doczytałeś aż dotąd, czując, że zwracam się do Ciebie, chcę, żebyś wiedział, że jestem Ci wdzięczny, bo w znacznej mierze pomogłeś mi stać się tym, kim jestem obecnie… a Twoje zdanie nadal jest dla mnie ważne!
UWAGA DO OBECNEGO WYDANIA
Pragnę wypowiedzieć teraz jeszcze jedno życzenie. Chciałbym, żebyś wysłał mi jakąś krótką historię, napisaną przez Ciebie lub taką, którą ktoś Ci opowiedział.
Być może, kto wie, któregoś dnia wspólnie ją opublikujemy…
WSTĘP
(trzy prawdy)
Wszyscy — nie wyłączając mnie samego — którzy szukali kiedykolwiek prawdy, napotkali na swojej drodze wiele idei, które ich urzekły i zapadły im w serca wystarczająco głęboko, by wpłynąć na przekonania.
Jednak po pewnym czasie wiele prawd musieliśmy odrzucić, bo nie wytrzymały naporu naszych wewnętrznych wątpliwości lub też jakaś „nowa prawda”, nie do pogodzenia z wcześniejszymi, walczyła w nas o tę samą przestrzeń. Innym razem określone prawdy zwyczajnie przestawały być prawdziwe.
Tak czy inaczej te koncepcje, które uważaliśmy za nasze punkty odniesienia, przestawały nimi być i nagle odkrywaliśmy, że dryfujemy niesieni prądem — nadal trzymając w rękach ster statku i świadomi własnych możliwości, jednak niezdolni wyznaczyć godnego zaufania kursu.
Gdy piszę te słowa, przypomina mi się nagle Mały Książę Antoine’a de Saint-Exupéry:
Podczas podróży po małych planetach swojej galaktyki chłopiec spotkał geografa, który zapisywał w wielkiej księdze góry, rzeki i gwiazdy.
Mały Książę chciał zarejestrować kwiat (który pozostawił na swojej planecie), ale geograf powiedział mu:
— O kwiatach nie piszemy, bo nie można traktować jako punktu odniesienia rzeczy efemerycznych.
I geograf wyjaśnił Małemu Księciu, że efemeryczny to znaczy zagrożony rychłym wyginięciem.
Kiedy Mały Książę to usłyszał, bardzo się zasmucił. Zdał sobie bowiem sprawę, że jego róża jest efemeryczna…4.
Wobec tego z jednej strony zadaję sobie pytanie: Czy istnieją prawdy twarde niczym skały i niewzruszone niczym zjawiska geograficzne? A może prawda to tylko koncepcja, która ze swej natury nieuchronnie przypomina przemijający i delikatny kwiat?
Z drugiej zaś strony, patrząc na rzecz z perspektywy kosmicznej: Czy aby góry, rzeki i gwiazdy nie są także zagrożone rychłym wyginięciem?
Co znaczy „szybko” wobec wieczności?
Może w takim ujęciu góry również są efemeryczne?
Dziś chętnie napisałbym o prawdach-górach, prawdach-rzekach i prawdach-gwiazdach, które napotkałem na swojej drodze.
Prawdach, które z pewnością czasem są dyskusyjne dla innych i któregoś dnia będą takie również dla mnie, jednak dziś, jak mi się zdaje, posiadają trwałość i wiarygodność wynikające z niekwestionowanej perspektywy zdrowego rozsądku.
I. Pierwsza z tych godnych zaufania myśli stanowi nieodłączną część filozofii Gestalt i sprowadza się do świadomości, że:
To co jest, jest.
(Pisząc to, przeczuwam rozczarowanie Czytelnika. „To co jest, jest!”… I to ma być ta prawda?)
Ze sformułowania tego — które choć tak oczywiste, wcale nie wszystkim wydaje się jasne — można wysnuć trzy wnioski, które, jak sądzę, warto tu przytoczyć.
Świadomość, że „to co jest, jest” pociąga za sobą akceptację tego, że zdarzenia, rzeczy, sytuacje są takie, a nie inne.
Rzeczywistość NIE jest taka, jak bym chciał.
NIE jest taka, jaka powinna być.
NIE jest taka, jak mi mówiono.
NIE jest taka, jaka była.
NIE jest taka, jaka będzie jutro.
Otaczająca mnie rzeczywistość JEST, JAKA JEST.
Pacjenci i uczniowie, którzy słyszą, jak wciąż powtarzam tę myśl, dostrzegają w niej niekiedy smak rezygnacji, skłonność do sentencji, uśpioną czujność.
Dlatego warto chyba przypomnieć, że zmiana może nastąpić tylko wówczas, gdy zdajemy sobie sprawę z aktualnej sytuacji. Jak moglibyśmy zaplanować podróż do Nowego Jorku, nie wiedząc, w jakim punkcie świata znajdujemy się obecnie?
Mogę wyruszyć tylko z tego miejsca, w którym właśnie jestem, a to oznacza pogodzenie się z tym, że rzeczy są takie, jakie są.
Drugi wniosek bezpośrednio powiązany z tą koncepcją brzmi:
Jestem tym, kim jestem.
I znów:
Nie jestem tym, kim chciałbym być.
Nie jestem tym, kim powinienem być.
Nie jestem tym, kim moja mama chciała, żebym był.
Nie jestem nawet tym, kim byłem.
Jestem tym, kim jestem.
Nawiasem mówiąc, sądzę, że wszystkie nasze psychologiczne problemy wynikają z negowania tej prawdy.
Wszystkie neurozy zaczynają się, gdy próbujemy być kimś innym, niż w istocie jesteśmy.
W Pozwól, że ci opowiem napisałem o braku samoakceptacji:
…Wszystko zaczęło się tamtego ponurego dnia,
w którym przestałeś mówić z dumą
JESTEM…
I tyleż speszony co zlękniony
spuściłeś głowę i zmieniłeś
swoje słowa i czyny
kierowany straszliwą myślą
POWINIENEM BYĆ…
…A jeśli trudno mi się pogodzić z tym, że jestem, kim jestem, o ileż trudniej będzie przyjąć czasem do wiadomości trzeci wniosek płynący z założenia: „To co jest, jest”:
Ty… jesteś, jaki jesteś.
To znaczy:
Nie jesteś tym, kim ja chciałbym, żebyś był.
Nie jesteś tym, kim byłeś.
Nie jesteś taki, jak mi by odpowiadało.
Nie jesteś taki, jak ja chcę.
Jesteś, jaki jesteś.
Zaakceptowanie tej prawdy oznacza szacunek do ciebie i rezygnację z oczekiwania, że się zmienisz.
Ostatnio zacząłem definiować prawdziwą miłość jako bezinteresowny trud tworzenia przestrzeni, w której drugi człowiek może być tym, kim jest.
Ta pierwsza „prawda” stanowi źródło (a więc początek i podstawę) każdej dojrzałej relacji.
Urzeczywistnia się, kiedy ja akceptuję ciebie takim, jakim jesteś, i czuję, że ty także akceptujesz mnie takim, jakim jestem.
II. Drugą prawdę, którą uważam za nieodzowną, zaczerpnąłem z mądrości sufickiej.
Nic, co dobre… nie jest za darmo.
Można z tego, moim zdaniem, wywieść przynajmniej dwa kolejne wnioski.
Po pierwsze: jeśli pragnę czegoś, co jest dla mnie dobre, powinienem wiedzieć, że zapłacę za to pewną cenę. Oczywiście ta cena nie zawsze będzie wyrażona w pieniądzach (gdyby chodziło tylko o pieniądze, wszystko byłoby dużo prostsze!).
Koszt czasem jest wysoki, innym razem bardzo niski, ale zawsze istnieje. Nie ma dobrych rzeczy za darmo.
Po drugie: świadomość, że jeśli coś dostaję od świata, jeśli przydarza mi się coś dobrego, jeśli przeżywam przyjemne i satysfakcjonujące sytuacje, to dlatego, że je zdobyłem; zapłaciłem za nie, zasługuję na to.
(Pragnąc uprzedzić obawy pesymistów i zniechęcić cwaniaków, muszę tu uściślić, że opłaty te są zawsze wnoszone z góry; dobre rzeczy, które teraz przeżywam, już opłaciłem, nie ma późniejszych rat kredytu!!!).
Niektórzy wobec tego zapytają:
A złe rzeczy?
Czy przypadkiem na złe rzeczy także nie trzeba sobie zapracować?
Jeśli przydarza mi się coś złego, czyż nie wynika to również z tego, co zrobiłem, a więc czy w jakiś sposób nie zasłużyłem sobie na to?
Możliwe. Jednak mówię tu o prawdach, które uważam za niepodważalne, bez wyjątków, prawdach uniwersalnych, a moim zdaniem stwierdzenie, że „zasługuję na wszystko, co mi się przydarza, włącznie ze złem”, nie zawsze jest prawdziwe.
Zapewniam, że znam osoby, które spotkały poważne nieszczęścia, które wiele wycierpiały, mimo że wcale na to nie zasługiwały!!!
Przyswojenie sobie tej reguły (nie ma nic dobrego za darmo) oznacza porzucenie na zawsze infantylnego przeświadczenia, że ktoś jest mi coś winien, bo tak, bo ja tego chcę; że życie musi dać mi to, czego pragnę właśnie dlatego, że tego pragnę, czystym fuksem, cudem.
III. Trzecią myśl, która, jak sadzę, może być punktem odniesienia, mógłbym wyrazić w następujący sposób:
To prawda, że nikt nie może robić wszystkiego, co chce, ale zarazem każdy może NIE robić NIGDY tego, czego NIE chce.
Powtarzam:
Nigdy nie robić tego, czego nie chcę.
Przyswojenie sobie tej prawdy jako rzeczywistego punktu odniesienia, a więc życie w myśl tej zasady nie jest proste, a przede wszystkim, ma swoją cenę.
(Jak wszystko, co dobre, a to jest dobre).
A zatem utrzymuję tu, że kiedy jestem dorosły, nikt nie może mnie zmusić, żebym zrobił to, czego nie chcę zrobić. W najgorszym razie ceną za to będzie moje życie.
(Nie znaczy to, bym uważał śmierć za błahy koszt, ale nadal upieram się przy tym, że czym innym jest sądzić, że nie mogę czegoś zrobić, niż wiedzieć, że ceną za zrobienie tego będzie moje życie).
Jednak zazwyczaj, w naszych codziennych okolicznościach, ceny są dużo niższe. W sumie trzeba jedynie umieć pogodzić się z tym, że część ludzi mnie nie zaakceptuje, nie poprze, nie polubi.
(Cena, jak to zwykłem mawiać, jest taka, że gdy odważysz się powiedzieć NIE, poznasz pewne nowe strony twoich przyjaciół: kark, plecy i wszystkie te części, które widać, gdy ktoś odchodzi).
Te trzy zasady są dla mnie prawdą-górą, prawdą-rzeką i prawdą-gwiazdą.
Prawdami, które pozostają nienaruszone pomimo upływu czasu i zmieniających się okoliczności.
Prawdami, które nie są relatywne i uzależnione od kontekstu, lecz sprawdzają się zawsze i wszędzie, w każdej z tych chwil, które zsumowane składają się na nasze życie.
PRAWDA-GÓRA… byśmy mogli wybudować nasz dom na skale.
PRAWDA-RZEKA… byśmy mogli zaspokoić nasze pragnienie i płynąć po niej w poszukiwaniu nowych horyzontów.
PRAWDA-GWIAZDA… która posłuży nam za przewodnika, nawet podczas najciemniejszych nocy naszego życia…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 Zamysł i źródło Listów do Klaudii, mojej pierwszej wydanej książki (przyp. aut.).
2 Opowiadanie Las alas son para volar ukazało się pod tytułem Skrzydła służą do latania w polskim wydaniu książki Pozwól, że Ci opowiem… W tym wydaniu ukazuje się w nowym tłumaczeniu pod tytułem Odwaga latania, ze względu na zmianę oryginalnego tytułu na Animarse a volar (przyp. tłum.).
3 Podobnie jak u bliźniąt — ostatni, który się rodzi, to ten, który począł się jako pierwszy i z prawnego punktu widzenia najstarszy — tak samo ta, obecnie moja ostatnia, świeżo narodzona książka, w istocie jest pierwszą (przyp. aut.).
4 Nie jest to dosłowny cytat z Małego Księcia (przynajmniej nie z wersji znanej w Polsce), a jedynie streszczenie jednego z wątków (przyp. tłum.).