Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Opowiem Ci moją historię - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowiem Ci moją historię - ebook

Mam na imię Maja i byłam w związku z psychopatą. Od sześciu lat odradzam się każdego dnia. Jedna niewłaściwa znajomość zniszczyła mnie i zmieniła moje życie w piekło. Wiem, że blizny, które powstały zostaną ze mną na całe życie, są moją historią. Byłam w piekle, ale udało mi się znaleźć resztkami sił drogę powrotną.
Dziś potrafię stworzyć dokładną mapę z zaznaczonymi pułapkami, jakie ofiara psychopaty może spotkać na swojej drodze. Pragnę pokazać kobietom, jak ominąć te zasadzki i jak odzyskać siebie i swoje życie. Przestrzec, pokazując wszelkie techniki, jakie stosuje mistrz manipulacji - psychopata, by nie wpaść w jego sprytnie utkaną sieć.
Jestem głosem wszystkich poniżanych i upokarzanych kobiet zamkniętych za drzwiami przemocy. A to jest czas, by kobiety przestały się bać.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7685-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OPOWIEM CI MOJĄ HISTORIĘ

Uro­dzi­łam się dawno temu, w latach 70. Mam wra­że­nie, że było to w cał­kiem innej epoce. Dora­sta­łam w cudow­nym domu, peł­nym rodzin­nego cie­pła. W domu, w któ­rym był spo­kój i obo­wiąz­kowo wspólny rodzinny obiad, pod­czas któ­rego opo­wia­da­li­śmy sobie, jak nam minął dzień, co faj­nego się przy­da­rzyło. Gdy mia­łam pro­blem, zawsze mogłam się z nim zwró­cić do moich rodzi­ców i za każ­dym razem otrzy­ma­łam od nich wspar­cie. Two­rzy­li­śmy małą super­ro­dzinkę. Miesz­ka­li­śmy w bloku z wiel­kiej płyty i choć byłam jedy­naczką, czu­łam się niczym w wiel­kiej wło­skiej rodzi­nie. Wokół mnie było cią­gle pełno ludzi.

To były czasy, gdy osie­dla nie były gro­dzone. Drzwi do wszyst­kich blo­ków były zawsze otwarte, a każda sąsiadka była cio­cią. Wszy­scy z bloku wspól­nie opie­ko­wali się wszyst­kimi dziećmi. Tu nikt ni­gdy nie był sam. Do wie­czora bie­ga­li­śmy po piw­ni­cach, bawiąc się w cho­wa­nego, pod­chody lub wisie­li­śmy na trze­paku do póź­nych godzin wie­czor­nych.

Do szkoły za ulicę cho­dzi­li­śmy z klu­czem na szyi. Nie było kom­pu­te­rów, kablówki, a w wielu domach nawet tele­wi­zo­rów. Sku­pia­li­śmy się na życiu tu i teraz. Bez sen­sa­cji medial­nych o świe­cie i o życiu innych. Budo­wa­li­śmy praw­dziwe rela­cje kole­żeń­skie, nie­za­leżne od liczby like’ów w social mediach jak teraz. To był praw­dziwy świat. Auten­tyczni ludzie i zwy­czajne życie. W szkole nie było prze­mocy. Trzy­ma­li­śmy się razem. Nie było też szkol­nej rewii mody. Pomi­ja­jąc fakt, że nosi­li­śmy far­tuszki szkolne, i tak wszy­scy ubie­ra­li­śmy się w jedy­nym skle­pie odzie­żo­wym. Nie było rywa­li­za­cji i podzia­łów na bied­niej­szych i bogat­szych.

Wydaje mi się, że wszy­scy wyglą­da­li­śmy tak samo. Pamię­tam, gdy kie­dyś zimą był szał na jaskrawe, różowe lub zie­lone kom­plety – czapkę i sza­lik – to cała szkoła w nich wtedy śmi­gała. Wspo­mi­nam też ogromne kolejki w skle­pach i radość z „upo­lo­wa­nego” towaru. Praw­dzi­wym polo­wa­niem na eks­klu­zywne pro­dukty, jak poma­rań­cze, banany czy man­da­rynki, był zwłasz­cza czas przed­świą­teczny. Myślę, że wła­śnie dzięki tej nie­do­stęp­no­ści róż­nych pro­duk­tów w tam­tych cza­sach święta były bar­dziej magiczne. To był czas wyjąt­kowy. Cze­ka­łam na święta, na pre­zenty. Na ten spe­cy­ficzny, wypeł­nia­jący cały dom zapach świą­tecz­nych pysz­no­ści. I tak sobie w mojej spo­łecz­no­ści lokal­nej żyłam i dora­sta­łam. Czu­łam się bez­piecz­nie i byłam szczę­śliwa.

Będąc jesz­cze w liceum, zdo­by­łam upraw­nie­nia instruk­torki fit­ness. Zaję­cia fit­ness obej­mo­wały wtedy głów­nie dwie formy ruchu: aero­bic i cal­la­ne­tics, a miej­scem zajęć były osie­dlowe domy kul­tury. Roz­po­czy­na­jąc stu­dia, jed­no­cze­śnie pod­ję­łam pracę w klu­bie kul­tury. To było całe moje „doro­słe” życie. W tygo­dniu do póź­nych godzin praca z kobie­tami, a w week­endy stu­dia. Uwiel­bia­łam ten czas. Na stu­diach byłam praw­dziwą pry­mu­ską. Mia­łam sty­pen­dium naukowe i pięć lat stu­diów zro­bi­łam w cztery. To był okres, kiedy spie­szy­łam się do doro­sło­ści, samo­dziel­no­ści i nie­za­leż­no­ści. Gdy po edu­ka­cji zakoń­czo­nej z wyróż­nie­niem otrzy­ma­łam pro­po­zy­cję pozo­sta­nia na uczelni jako pra­cow­nik i dok­to­rantka, byłam w siód­mym nie­bie.

Wiesz, w liceum nie byłam orłem, nie lubię uczyć się cze­goś, czego nie czuję. Wku­wać coś na pamięć ze świa­do­mo­ścią, że ni­gdy mi się to w życiu nie przyda. Nie­stety w liceum uczy­li­śmy się wielu nie­po­trzeb­nych bzdur, a naj­gor­sze jest to, że nie uczono nas kre­atyw­no­ści i samo­dziel­nego myśle­nia. Było bez­ro­zumne wku­wa­nie regu­łek. Obo­wią­zy­wała zasada trzy razy „Z” – zakuć, zdać i zapo­mnieć.

Tak więc dopiero na stu­diach odkry­łam swój praw­dziwy poten­cjał. Zaczę­łam chło­nąć wie­dzę, która mnie inte­re­so­wała i która mogła mi się przy­dać w życiu. Zosta­łam na uczelni, pro­wa­dząc zaję­cia ze stu­den­tami w week­endy, a w tygo­dniu na­dal pra­co­wa­łam w klu­bie. Nie byłam samotna i czu­łam się speł­niona. Klub kul­tury bar­dzo szybko stał się moim dru­gim domem, a moje klientki kole­żan­kami, które przy­cho­dziły do mnie już nie tylko poćwi­czyć, ale czę­sto rów­nież po to, by zwie­rzyć się ze swo­ich pro­ble­mów rodzin­nych czy zawo­do­wych. Zawsze mia­łam dla nich czas i zawsze każ­dej wysłu­cha­łam.

W klu­bie powstała fajna nie­for­malna grupa kobiet. Przez wiele lat przy­cho­dziły do mnie na zaję­cia i bar­dzo się zży­ły­śmy. Wszystko o sobie wie­dzia­ły­śmy, zna­ły­śmy się na wylot. Czę­sto po ćwi­cze­niach mimo póź­nej pory zosta­wa­ły­śmy w klu­bie i godzi­nami roz­ma­wia­ły­śmy o życiu, o związ­kach, o rodzi­nie. Czu­łam się zre­ali­zo­wana i szczę­śliwa. Naprawdę, z ręką na sercu, myśla­łam, że tak wła­śnie chcę się zesta­rzeć. Uwiel­bia­łam pra­co­wać nad pięk­nem kobiet, wydo­by­wać z nich pew­ność sie­bie, wiarę we wła­sne siły. Pro­wa­dząc zaję­cia fit­ness, pra­co­wa­łam nad ich cia­łami, ale zawsze też wsłu­chi­wa­łam się w ich dusze.

W week­endy wcho­dzi­łam w inny świat, w śro­do­wi­sko stu­den­tów. Ależ oni dawali mi kopa, zastrzyk ener­gii! Kocha­łam ten okres. Twier­dzi­łam wów­czas, że nie chcę mieć dzieci. Nie chcia­łam nic zmie­niać w swoim życiu. Mia­łam swo­jego cudow­nego pie­ska Dafi, który cho­dził ze mną do pracy – nasza klu­bowa maskotka, a w domu cze­kała na nas kochana kocica Gizma. Pomimo mło­dego wieku mia­łam wła­sne miesz­ka­nie, wspa­niałą pracę i swoją oso­bi­stą kudłatą rodzinkę. To było naprawdę bar­dzo dobre życie.

Pra­co­wa­łam na wyso­kich obro­tach, ale ni­gdy nie narze­ka­łam na zmę­cze­nie. Wyni­kało to z faktu, że kocha­łam to, co robi­łam. Praca była moją pasją. Zawsze sumien­nie pod­cho­dzi­łam do swo­ich obo­wiąz­ków. W klu­bie pra­co­wa­łam od 14:00, rano sie­dzia­łam więc w biblio­tece, szu­ka­jąc cie­ka­wo­stek dla stu­den­tów, albo bawi­łam się w didżeja i nagry­wa­łam skoczną muzykę na zaję­cia. Na moje tre­ningi przy­jeż­dżały osoby z dru­giego końca mia­sta. Pamię­tam, jak kie­dyś parę godzin przed zaję­ciami przy­je­chała dziew­czyna, żeby zare­zer­wo­wać miej­sce na zaję­cia u mnie. Dowie­działa się, że tu jest fajna babka, która daje ostry wycisk. Uwiel­bia­łam mocne bity i całe zaję­cia, ćwi­cząc z dziew­czynami, mówi­łam, a nawet krzy­cza­łam do nich, moty­wu­jąc je.

Kocha­łam to moje życie. Widzia­łam też dumę w oczach moich rodzi­ców. Ciężko pra­cu­jąc, bar­dzo wcze­śnie sta­łam się cał­ko­wi­cie samo­dzielna. Czu­łam się cudow­nie, moje życie było ide­alne. I tak bym pew­nie ide­al­nie sobie żyła do dziś, gdyby nie jeden tele­fon, który zmie­nił wszystko.

Do klubu zadzwo­nił mój stary zna­jomy (nazwijmy go P, w dal­szej czę­ści wytłu­ma­czę Ci, dla­czego wła­śnie tak) z cza­sów szkol­nych. Od jed­nej z moich klien­tek dowie­dział się, gdzie pra­cuję. Mówił, że aktu­al­nie prze­bywa w Rosji i od czasu do czasu chęt­nie by zadzwo­nił, poroz­ma­wiać w języku pol­skim o wszyst­kim, co się dzieje w kraju. Byłam zasko­czona tym tele­fo­nem, ale w sumie nie widzia­łam w tym nic złego. To były czasy, gdy dzwo­niło się przede wszyst­kim na tele­fony sta­cjo­narne, bo połą­cze­nia komór­kowe kosz­to­wały for­tunę, zwłasz­cza te zza gra­nicy. Jeżeli dobrze pamię­tam, 5 sekund połą­cze­nia komór­kowego było za darmo. Zada­wało się krót­kie pyta­nie, następ­nie się roz­łą­czało i cze­kało na pię­cio­se­kun­dową odpo­wiedź. Co to były za emo­cje, żeby tylko nie prze­kro­czyć dar­mo­wego czasu!

Z tego powodu P zawsze dzwo­nił na sta­cjo­narny tele­fon klu­bowy. Były to spo­ra­dyczne roz­mowy, raz na mie­siąc. Wtedy czu­łam, że roz­ma­wiamy o wszyst­kim, ale teraz, z per­spek­tywy czasu wiem, że to ja opo­wia­da­łam o wszyst­kim. On zbie­rał infor­ma­cje. Inte­re­so­wało go całe moje życie, co lubię, co mi prze­szka­dza, czego ocze­kuję od życia, jakie war­to­ści cenię. Wypy­ty­wał mnie o moje związki, czemu się roz­pa­dły, co było w nich nie tak, czego mi w nich bra­ko­wało. Trak­to­wa­łam P jak star­szego brata, może to efekt uboczny „wol­nego chowu” w bloku z wiel­kiej płyty. Zawsze do każ­dego pod­cho­dzi­łam z ser­cem na dłoni i z peł­nym zaufa­niem.

Kocha­łam ludzi i gdy kogoś pozna­wa­łam, wie­rzy­łam w jego dobre inten­cje. Wtedy było podob­nie. Wiesz, taki star­szy brat, który pra­cuje za gra­nicą i dzwoni raz na mie­siąc, a Ty jed­nym tchem opo­wia­dasz mu wszystko, co się wyda­rzyło w ciągu tego czasu. Naprawdę lubi­łam te nasze roz­mowy. Nie wyczu­wa­łam w nich nic złego. Mogłam się wyga­dać przed zaję­ciami, przed plot­kami z dziew­czy­nami. Poga­dać o sobie, o swo­ich prze­my­śle­niach. Opo­wia­da­łam o wszyst­kim, o każ­dej mojej myśli. Trak­to­wa­łam go jak praw­dzi­wego przy­ja­ciela, który liczy się z tym, co mówię i co czuję.

W tym cza­sie rów­nież pró­bo­wa­łam zna­leźć miłość mojego życia, ale moje związki się roz­pa­dały. W sumie to ni­gdy nie mia­łam na nie czasu. Tak naprawdę w mie­siącu mia­łam 4 dni wol­nego, co drugi week­end (gdy nie pro­wa­dzi­łam zajęć na uczelni). Cóż, tro­chę mało na budo­wa­nie trwa­łej rela­cji. Mia­łam kon­kretne ocze­ki­wa­nia wobec mojego przy­szłego męża. Chcia­łam, żeby tak jak ja był nie­za­leżny finan­sowo i pra­co­wity. Marzy­łam o sil­nym męskim ramie­niu, o które w momen­tach sła­bo­ści mogła­bym się oprzeć, przy jed­no­cze­snym part­ner­skim ukła­dzie. Jed­nak z per­spek­tywy czasu stwier­dzam, że przy­cią­ga­łam cał­kiem inne typy. Marzy­łam o miło­ści jak z filmu, na całe życie, peł­nej zaufa­nia i zro­zu­mie­nia. Chcia­łam poczuć strzałę Amora, wbi­ja­jącą się w moje serce, i osza­leć z miło­ści. Mieć te przy­sło­wiowe motyle w brzu­chu. Pra­gnę­łam stwo­rzyć magiczną rela­cję, która prze­trwa­łaby każde trzę­sie­nie ziemi. Wiem, wysoko posta­wi­łam poprzeczkę, ale kto mi zabroni marzyć.

Zna­jomy sys­te­ma­tycz­nie dzwo­nił i zapew­niał mnie, że praw­dziwa miłość jest jesz­cze przede mną. Twier­dził, że jestem wspa­niałą kobietą i jesz­cze nie zna­la­złam tego, który by to doce­nił, bo zasłu­guję na wszystko, co naj­lep­sze. Słowa jak miód na moje serce. Słu­cha­łam ich i cze­ka­łam na swo­jego księ­cia z bajki.

Kolega zwięk­szył czę­sto­tli­wość tele­fo­nów, dzwo­nił co drugi czwar­tek pomię­dzy moimi zaję­ciami w klu­bie. Łapa­łam się na tym, że zaczy­nam cze­kać na ten wyzna­czony przez niego czas kon­taktu. Roz­ma­wia­li­śmy o wszyst­kim, mie­li­śmy podobne poczu­cie humoru i czę­sto rozumie­li­śmy się w poło­wie zda­nia. Kilka razy pod­czas naszych roz­mów zażar­to­wał, że byli­by­śmy ide­alną parą. Skwi­to­wa­łam to, że trak­tuję go jak star­szego brata, więc zwią­zek nie wcho­dzi w grę. Nasze roz­mowy były dla mnie faj­nym prze­ryw­ni­kiem w zawo­do­wym życiu. Naprawdę dobrze mi się z nim roz­ma­wiało. Był jedy­nym męż­czy­zną, który inte­re­so­wał się moim życiem, moim zda­niem na różne tematy, moim podej­ściem do świata, do życia. I w dodatku rozu­miał to i podzi­wiał.

Był inte­li­gentny i oczy­tany. Mogli­śmy roz­ma­wiać na każdy temat. Dzięki roz­mo­wom z nim mogłam poznać męski punkt widze­nia na wiele spraw. Jego rów­nież inte­re­so­wały moje poglądy. Wypy­ty­wał mnie dosłow­nie o wszystko, co doty­czyło mojego życia, mojego dzie­ciń­stwa, mojej rodziny. Pytał o moich rodzi­ców i moje rela­cje z nimi, o moje marze­nia, suk­cesy i porażki. W gło­wie poja­wiały mi się cza­sami myśli, co by było, gdyby wró­cił do Pol­ski. Przy­je­chałby na bia­łym rumaku i ura­to­wał mnie z wieży klubu, po dro­dze wal­cząc ze smo­kami, a potem żyli­by­śmy długo i szczę­śli­wie.

Mijały dni, tygo­dnie, mie­siące, lata. Nasza zna­jo­mość prze­ro­dziła się w przy­jaźń. Był dla mnie naprawdę dobrym kum­plem tele­fo­nicz­nym. Wpra­wio­nym słu­cha­czem, a chyba tego wtedy bar­dzo potrze­bo­wa­łam. Pra­gnę­łam uwagi. Całymi dniami słu­cha­łam o życiu innych, wspie­ra­łam w trud­nych momen­tach, cie­szy­łam się suk­ce­sami innych, a tu cza­sami ktoś chciał posłu­chać, co u mnie sły­chać, co myślę na jakiś temat, co czuję. Zawsze szcze­rze z nim roz­ma­wia­łam i wprost nazy­wa­łam swoje myśli, emo­cje i uczu­cia. Czy­ta­łam mu sie­bie jak książkę. Mówi­łam pro­sto z serca o wszyst­kim, co lubię, a co mnie iry­tuje. Czego pra­gnę, o czym marzę. Opo­wia­da­łam o swo­jej wizji part­nera, z któ­rym chcia­ła­bym stwo­rzyć dom rodzinny, rów­nież o tym, jakby ten dom miał wyglą­dać i jak wyobra­żam sobie życie z uko­cha­nym. Dokład­nie opi­sy­wa­łam każde moje marze­nie, każdą wizję.

Któ­re­goś dnia pod­czas roz­mowy powie­dział mi, że w pew­nej kwe­stii mnie okła­mał i chciałby teraz to spro­sto­wać. Powie­dział, że prze­bywa w zakła­dzie kar­nym i jeśli mam z tym pro­blem, usza­nuje to i prze­sta­nie dzwo­nić. A jeśli chcę, to opo­wie mi, czemu tam się zna­lazł. Byłam w szoku, popro­si­łam, żeby jed­nak nie dzwo­nił. Byłam na niego bar­dzo zła. Zaufa­łam mu. Otwo­rzy­łam się przed nim, a on ponad dwa lata mnie oszu­ki­wał. Pierw­szy raz zawio­dłam się na nim.

Dzwo­nił i opo­wia­dał o pracy, o tym, jak minął mu dzień, jakie inte­resy robi w Rosji, a tak naprawdę w tym cza­sie odsia­dy­wał wyrok w zakła­dzie kar­nym. Kła­mał bez zająk­nię­cia. Opo­wia­dał wymy­ślone na pocze­ka­niu histo­rie. Pamię­tam, jak kie­dyś zapy­ta­łam, jaka jest u niego pogoda, bo sły­sza­łam, że w Rosji jest sroga zima – od razu, bez chwili zasta­no­wie­nia opo­wie­dział mi o fatal­nych warun­kach tam panu­ją­cych.

Opo­wia­dał mi o dro­gach w Rosji i o tym, jak dzień wcze­śniej prze­ku­pił poli­cjanta, bo jechał, dwu­krot­nie prze­kra­cza­jąc dozwo­loną pręd­kość.

Innego dnia snuł opo­wie­ści na temat imprezy sprzed tygo­dnia i ze szcze­gó­łami opi­sy­wał, jak wyglą­dają balangi w Rosji.

To wszystko rela­cjo­no­wał mi z budki tele­fo­nicz­nej na wię­zien­nym kory­ta­rzu, a ja kom­plet­nie nic nie podej­rze­wa­łam. Słu­cha­łam i wie­rzy­łam.

Czar prysł, nie mogłam zro­zu­mieć, jak mógł mnie tyle czasu oszu­ki­wać. Cisza trwała kilka mie­sięcy. Łapa­łam się na tym, że cza­sami bra­ko­wało mi naszych roz­mów. Wypra­co­wał we mnie rutynę. Teraz wiem, że już wtedy zaczął mnie pro­gra­mo­wać na cze­ka­nie na kon­takt z nim. W pewien spo­sób przy­zwy­czaił mnie do sie­bie. Zasta­na­wia­łam się, jak to moż­liwe, że się nie zorien­to­wa­łam, że byłam oszu­ki­wana. Uwa­ża­łam go za faj­nego i wraż­li­wego czło­wieka. Wspo­mi­na­łam nasze roz­mowy. Lubi­łam ten nasz wspólny tele­fo­niczny czas.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: