- promocja
- W empik go
Opowieści pana Rożka - ebook
Opowieści pana Rożka - ebook
Małgorzata Gutowska-Adamczyk, autorka bestsellerowej sagi "Cukiernia Pod Amorem", tym razem przygotowała rarytas dla najmłodszych czytelników. Pan Rożek, wędrowny sprzedawca lodów o smaku baśni, opowiada dzieciom trzy niezwykłe historie. O marzeniach, które nadają życiu sens, o pragnieniu bycia potrzebnym oraz o tym, że szczęście czasem jest na wyciągnięcie ręki – wystarczy tylko je dostrzec.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7625-4 |
Rozmiar pliku: | 888 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nasze osiedle leży na skraju miasta, pod samym lasem. Musicie przejechać przez największy most i podążać dalej, wciąż prosto i prosto. Możecie minąć wiadukt albo wysiąść i popatrzeć z góry na przejeżdżające pociągi. Po jego drugiej stronie, tuż za torami kolejowymi, zaczyna się osiedle.
Poznacie je od razu.
Domy w mieście są tak ogromne, że słońce bawi się za nimi w chowanego, a na osiedlu to drzewa sięgają najwyżej. Miasto jest szare, osiedle zaś zielone. W mieście łatwo się zgubić, osiedle to tylko kilkanaście wąskich uliczek. Tam jest głośno, bo samochody, autobusy i tramwaje terkocą i trąbią. Tu słychać śpiew ptaków, aut zobaczycie niewiele. Prawie wszystkie spieszą się rano do pracy w mieście, a wracają dopiero wieczorem bardzo zmęczone i senne. Dlatego na osiedlu możecie spacerować nawet po jezdni. Oczywiście jeśli zachowacie ostrożność.
Z pewnością zauważycie, że samochody nie robią u nas takiego zamieszania jak w mieście. Jadą cicho, wolno, jakby nie chciały opuścić wąskich zielonych uliczek, lubiły rozglądać się na boki i oczekiwały, że ktoś je zatrzyma.
Jeśli wpadniecie tu kiedyś, wybierzcie się na spacer. Gdy dotrzecie do placyku zabaw, być może usłyszycie coś niespotykanego w mieście – radosną melodię, która popłynie ulicą:
– Ta, ta, ta, ta, ta, ta, ta…
Tuż za nią, nieco ospale, będzie wolno sunąć żółta furgonetka z wymalowanym na budce ogromnym lodowym rożkiem.
Któż z was nie westchnie wtedy cicho:
– O, gdyby lody mogły być tak duże! Jadłoby się je i jadło aż do samej kolacji!
Nim zdążycie policzyć do trzech, samochód się zatrzyma, a uśmiechnięty kierowca w żółtym fartuchu spojrzy pytająco. Nie zastanawiajcie się wtedy, czy macie ochotę na bananowe, czekoladowe, śmietankowe czy kiwi. Bez względu na to, jakie lubicie najbardziej, musicie koniecznie powiedzieć:
– Poproszę o smaku baśni!
Jeśli o tym zapomnicie, dostaniecie zwyczajnego rożka: słodkiego lub kwaskowego, posypanego orzechami albo polanego czekoladą, a sprzedawca, wydając wam resztę, powie po prostu: „Smacznego!”.
Jeśli jednak poprosicie o lody o smaku baśni, nim się spostrzeżecie, sprzedawca przestanie być zwyczajnym lodziarzem. Na jego głowie pojawi się nagle czarny cylinder, na ramionach peleryna, a w oczach rozbłysną gwiazdy. Bo pan Rożek najbardziej na świecie lubi sprzedawać baśnie.WYCIECZKA PIERWSZA
Prawdopodobnie była to jakaś wiosenna sobota. Maciek lubił soboty, bo jeśli tylko pogoda dopisywała, chodził z tatą na boisko. Miał co prawda dopiero pięć lat, ale już świetnie strzelał gole i tacie rzadko kiedy udawało się obronić karnego. Napawało to Maćka dumą.
Dlatego teraz tak się śpieszył, przełykał po dwa kęsy naraz. Chciał jak najszybciej pobiec do sypialni i przypomnieć tacie, że świeci słońce, jest sobota i nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaraz pójść do parku na ich ulubioną łączkę.
Zdziwił się bardzo, kiedy zobaczył, że tata właśnie kończy się golić!
– Co tam, smyku? – powiedział radośnie.
– Pakować nasze rzeczy? – zapytał Maciek.
Tata jednak pokręcił głową.
– Nie, jedziemy dziś razem z mamą na wycieczkę za miasto!
Maciek kochał mamę, ale sobotnie ranki najbardziej lubił spędzać sam na sam z tatą. Dlatego nie potrafił ukryć rozczarowania.
– Ejże! – Tata od razu odgadł powód smutku syna. – Zobaczysz, będzie przyjemnie! Spędzimy ze sobą trochę czasu i… Nie obiecuję, ale, kto wie, może przeżyjemy jakąś przygodę?
– Jaką? – zapytał naburmuszony Maciek. Uwielbiał przygody, jednak zupełnie nie kojarzyły mu się z obecnością mamy.
– Nie wiem, niczego nie obiecuję. Wszystko sprawdzimy razem, zgoda?
Maciek nie zdążył zapytać, co znaczy owo wszystko, bo do łazienki weszła mama.
– Gotowi?
Ona jak zwykle była już gotowa.
– Dokąd właściwie jedziemy? – chciał wiedzieć Maciek, ale mama tylko spojrzała na tatę, a on lekko pokręcił głową.
– Jedziemy obejrzeć osiedle – wyjaśnił, jakby to miało być coś niezwykle ekscytującego.
Rozczarowany Maciek westchnął.
„Dobrze przynajmniej, że nie na zakupy!” – pomyślał, ponieważ zakupów nie cierpiał nawet bardziej niż szpinaku.
Kiedy szli na parking, starał się zapomnieć o rozczarowaniu. Miał nadzieję, że tata mu je zrekompensuje jakimś popołudniowym spacerem lub meczem.
Podróż trwała dość długo. Minęli rzekę i domy zaczęły robić się coraz niższe, jakby miasto rosło tylko w centrum. Potem Maciek zauważył wiadukt. Jeden pociąg zagłębił się w jego wnętrzu, a drugi się z niego wysunął. Kiedy zjechali z wiaduktu, tata skręcił w pierwszą wąską uliczkę i zawołał radośnie:
– Jesteśmy na miejscu!
Wysiedli.
„Dziwnie tu – pomyślał Maciek. – Takie niskie domy… I puste ulice”.
– Podoba ci się? – zapytał tata, a Maciek tylko przez grzeczność nie zaprzeczył.
Co miało mu się tu podobać? Mama za to zachwycała się wszystkim.
– Słyszycie? Ptaki śpiewają! Czujecie zapach lasu? Zobaczcie, tam, w ogródku, kwitną tulipany!
– Po co tu przyjechaliśmy? – wyjęczał Maciek.
– Spójrz, synku, widzisz to miejsce? – zapytał tata jakoś tak poważnie.
Maciek popatrzył we wskazanym kierunku, ale niczego szczególnego nie zauważył. Trochę trawy, jakieś drzewo, parę krzaków. Podniósł wzrok na tatę, który jednym ramieniem przyciągnął go do siebie, a drugą ręką obejmował mamę.
– Chcemy tu wybudować dom – powiedział uroczyście.
Maciek nie zrozumiał.
– Przecież mamy dom! W mieście. Nie chcę mieszkać na wsi! – krzyknął rozpaczliwie. – Tam mam kolegów i boisko, i mój pokój! – Wyślizgnął się z objęć taty i skrzyżował ręce na piersi. Odwrócił się od miejsca, na które rodzice wciąż patrzyli prawie z czułością.
Niemal w tej samej chwili usłyszeli jakiś dziwny dźwięk:
„Tra, ta, ta, ta, ta, ta, ta…”.
„Ktoś gra na trąbce?” – pomyślał Maciek.
Dźwięk znów zabrzmiał, ale chłopiec wciąż nie wiedział, jakie jest źródło melodii. I chociaż zaraz potem spostrzegł żółtą furgonetkę z ogromnym wymalowanym lodowym rożkiem, nie chciało mu się wierzyć, że właśnie z niej dobiega ta muzyka.
Rodzice również zauważyli samochód, który zatrzymał się nieopodal, i wysokiego, tęgiego pana w żółtym fartuchu.
– Dzień dobry! – Uśmiechnął się na powitanie. – Jestem pan Rożek, może macie ochotę na lody?
Podobnej propozycji nie trzeba było Maćkowi dwa razy powtarzać. Spojrzał błagalnie na mamę, a ona pokiwała głową. Podeszła do auta. Pan Rożek właśnie otwierał drzwiczki do chłodni, na których wymalowano lody we wszystkich smakach, jakie tylko moglibyście sobie wymarzyć.
– Coś się stało, kawalerze? – zagadnął Maćka pan Rożek. – Widzę, że nie masz humoru.
Maciek milczał. Pan Rożek dobrze odgadł jego nastrój, a on nie chciał kłamać.
– Proszę, oto twój lód. Ma smak baśni, jedyny, jaki może pokonać zły nastrój. – Sprzedawca podał mu kolorowe opakowanie,
Maciek nigdy jeszcze nie próbował niczego o takim smaku. Odwinął powoli papierek, ale nim zdążył dotknąć łakocia językiem, mężczyzna zamknął drzwiczki i patrząc gdzieś w dal, powiedział:
– W twoim lodzie jest zamrożona baśń o Piotrusiu. Chcesz posłuchać?PIOTRUŚ I PRAGNIENIE
Piotruś mieszkał przy ulicy Willowej, w dużym domu o jasnych ścianach i dachu błyskającym wesołymi powyginanymi dachówkami. Dookoła rozciągał się starannie wypielęgnowany ogród, gdzie trawa zawsze była pięknie przystrzyżona, a na starannie zagrabionych klombach nie wyrastał żaden chwast.
Piotruś miał wszystko, co chłopcu w jego wieku jest potrzebne. Kochający rodzice niczego mu nie zabraniali i w mig spełniali najskrytsze marzenia synka. Starsze rodzeństwo otaczało go opieką i sprawiało, że nigdy nie czuł się samotny ani bezsilny, zaś liczne ciotki i wujkowie zawsze z chęcią służyli mu radą, pomocą i uwagą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki