Orłowe Gniazdo - ebook
Orłowe Gniazdo - ebook
Ciebie Orle na patrona godła swojego sobie biorę. To ja mu na to tak powiadam: Takoż sobie gadasz kniaziu, jakobyś mnie to kupił sobie. A czyś ty godzien jest, aby to mój wizerunek w godle i na chorągwiach swoich nosić?. A Lech na to tak prędko powiada: Przysięgę Ci, Orle Biały, zaraz na to złożę. I tak powiedział, rękę na sercu położywszy: Ciebie, Orle Biały, jako patrona i godło państwa Polan na wieki sobie biorę i przysięgam honorem swoim, że nie opuszczę Cię w potrzebie ni w boju, a wolności twojej i ziemi tej będę wierny do ostatniej krwi kropli żywota mojego
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8041-038-1 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest tysięczny rok Pański. Zapowiadał się cichy i miły dzień w państwie Polan. Na polach topniały śniegi, spod nich czerniła się ziemia. Śnieg w kałuże się zamieniał szybko i strumykami płynął wesoło i świeciły się złoto we wstającym brzasku. Słońce wielkie wschodziło czerwonym blaskiem i zalało cały widnokrąg światłem poranka, świat budził się ze snu po nocy mroźnej jeszcze. W zagrodach okolicznych bydło porykiwało, z kniei leżącej w pobliżu basowy ryk tura się potoczył i odbił echem po okolicy. Kmiecie szli raźno do krówek swoich po mleko dla dziatwy, ptaki ćwierkały głośniej niż zwykle, z kominów chałup strzechą krytych dymy ciągnęły się do nieba leniwie, miły i piękny widok rozpościerał się z wysokich drzew na całą okolicę, spokój i cisza naokoło panowała błoga, gród budził się ze snu do pracy i życia właśnie. Tam też jeszcze jakiś widok był ciekawy, dla oczu dwojga bystrych, co z góry okolicę przeglądały z uwagą i orlim wzrokiem, bo na pobliskim i dość wysokim wzgórzu w prastarej stolicy państwa polskiego siedział w olbrzymim gnieździe orzeł cały biały w koronie i rozglądał się dookoła. W grodzie grubą palisadą otoczonym, co Gniezno się zowie, od wieków wielu stoi ogromna katedra, imieniem świętego Wojciecha nazwana. Dzwony zaczęły bić właśnie na jutrznię, i mnisi sznureczkiem wchodzili do jej wnętrza. A horał gregoriański popłynął dostojnie i donośnie wysoko do nieba. Przy katedrze rosną dęby rozłożyste, stare jak ona sama albo i starsze od niej samej. Któż to tam wie? Na dębie jednym właśnie, a największym ze wszystkich, u samej góry, wysoko gniazdo orła jest misternie i pięknie z gałęzi splecione. W gnieździe tym Król ptaków, największy i najodważniejszy ze wszystkich, mieszka tam z królową i orlętami Książętami.
Król i królowa oboje w płaszczach z piór bielutkich, jak śniegiem przyprószonych, co właśnie na polach topniał. Orzeł Biały siedzi tam dostojnie w koronie złocistej, dziób ma ogromny złoty i szpony ze złota, a wzrok bystry i groźny. Patrzy on właśnie na okolicę, daleko i czujnie, wzrokiem ogarnia swoje królestwo, aby nikt nieproszony nie wlazł w jego granice. Akurat i ten władca przestrzeni niebieskich ze snu się obudził przed chwilą. Skrzydłami ogromnymi machnął, popatrzył dokoła i zakrzyknął w języku orłów coś ostro, aż głos po okolicy echem znowu się odbił, jakby głos tura chciał zagłuszyć i powrócił do niego. Służba dworska przyfrunęła prędko do Pana, pytać, czy mu czego nie trzeba, ale temu władcy dziś co innego było w głowie niźli poranne ziewania, co niejednemu z dworzan było pierwsze w zwyczaju. Ten król ptaków, który od samego zarania tej ziemi był tu panem, władcą i godłem w herbie, przymknął oczy na chwilę i przypomniał sobie, jak tu się wszystko poczęło. A pamiętał o tym, że samemu z orlętami Książętami trudno mu było ogarniać i osłaniać wielkie połacie kraju naszego, a od plemienia pierwszych Polan, Polską zwane. Myślał i teraz nad tym, jak to lepiej uczynić, a że mądrości był wielkiej kazał z samego ranka orlikowi, pacholi-kowi swemu, wołać wojewodów.
— Lećże, mój Maćku miły, jastrzębiów i sokołów przywołaj. A niechaj mi szybciej przylatują, bo to i rady ich potrzebuję.
— Juże pędzę, miłościwy Panie — odparł Maćko rezolutnie. Kiedy ptaki szybko na wezwanie królewskie przybyły, powiada
Orzeł do nich miło:
— Siadajcie, moi druhowie wierni, wygodnie na gałęzi przy mnie, jeno zważajcie, coby który nie zleciał z niej z hukiem.
Sokół i jastrzębie popatrzały po sobie, jakby rzec chciały do Króla, co też to orzeł powiada do nich, co to lotnikami byli wśród ptaków najlepszymi. Zmilczeli jednak, coby nie wysłuchać od pana swego historyjki jakiej, a uszom wojewodów niemiłej. Orzeł popatrzał bystro na zebranych i powiedział:
— Wezwałem was, bo pilna jest sprawa. Musimy tu o państwa Polan i naszej przyszłości pomówić, coby obce wrony nam tu nie lazły, jako do tej pory właziły, kiedy tylko oczy od nich odwrócę. A czujność naszą z nieba sprawdzają codziennie, dość mocno mnie to już rozgniewało a rady na to na razie nie powziąłem żadnej. Wiecie na pewno moi mości panowie wojewodowie, jak trudno nam samym granice ziemi naszej polskiej opatrzyć, bo przeogromna to kraina, a wiecie i to pewno, że ja sam z wami nie upilnuję ziem naszych, bo to i przecie na wschodniej granicy naszej mieszka nasz kuzyn daleki, co orle dwie — zamiast jednej — głowy posiada, a że potężne ziemie ma pod władaniem i bardzo jest przebiegły, spogląda chciwie w nasze strony, raz jedną, to znów drugą głową i podpatruje, czy czegoś zabrać się nie uda. Z zachodniej zaś strony, od Odry, rzeki naszej granicznej mieszka nasz sąsiad najgorszy ze wszystkich, drapieżny, co to z czarnych orłów się wywodzi i tylko patrzy niecierpliwie, aby na nas napaść niespodzianie i wydrzeć nam, co nie jego, co nieraz przecie widzieliście. A pewna to rzecz, że dalej tak będzie, jako drzewiej bywało, bo to i sam Książę Mieszko Pierwszy ciągle miał z nimi robotę, choć chrzest przyjął w 966 roku, to pod Cedynią Hodona zastępy znosić musiał, bo czarny orzeł ciągle wymawiał, że pogański nasz kraj i mieczem go chciał krzyża nauczać. A od czasów Ziemowita i pierwszych Polan, ciągle napady na nas czyni. Nieużyty to naród, co jeno szybko szwargota, aż mnie mierzi, i czarnego orła wielbi, a nas zaś za nic mając. A i podstępny jest jako mało kto we świecie, a na Polan już od niepamiętnych czasów nastaje i mnie samemu sen z powiek nieustannie spędza.
— Toście już, Panie, nam przed chwilą rzekli — przerwał sokół.
— A powtarzam wam, żebyście dobrze to spamiętali sobie i nie przerywaj mi wasze, bo cię berłem przez pióro huknę. Dość mam naprawdę tego, chociażem nie bardzo strachliwy. Nieraz, jakom leciał granic naszych z góry bezpieczeństwa patrzyć, ułowić mnie kruki czarnego orła chcieli, a rozdziobać w strzępy, ale choć było ich zawsze wielu, pierzchali śpiesznie, skrzydłami w miejscu machając od strachu, a hilfe krakali, kiedym popędził którego co odważniej-szego. Przed setnikiem udawał, że orła pogoni, gdzie pieprz rośnie, ale bali się mnie i boją do dziś dnia. Choć udają, że prawda to nie jest żadna, a to, co mówię to dla nich bajka jakaś.
Kiwali głowami wojewodowie, ale nic nie mówili, bo było w zwyczaju raczej, że nikt właściwie bez pozwoleństwa i niepytany dzioba w tym królestwie nie otwierał i bez potrzeby nim nie kłapał i cicho był, kiedy orzeł mówi. Ale Jastrzębiec siwy najwyższą godność wśród dworzan Orła Białego czyniący, zapytał znienacka i nagle:
— Wasza miłość, powiadajcie nam, jako to od początku samego bywało? Co i gdzie? Ano tutaj, jakoście, Panie, te ziemie w posiadanie objęli? Jak było? Odparł Orzeł:
— Ano całkiem zwyczajnie było, jam tu zawsze gniazdo swoje miał i orły z rodu mojego, i zawsze tu gniazdo nasze było, bo i gród na dole tak się samo przecież zowie. Jeno jak przyszedł tu kniaź Lech z braćmi swymi, rozglądnął się dokoła i spojrzał na drzewo do góry. Jak mnie zobaczył, to zaniemówił przez chwilę. I zakrzyknął do mnie z dołu: „Orle Bieluteńki, coś ty taki inny jakiś i biały cały? Do orłów innych nie jesteś nic podobny. A bialusieńki jako śnieg na polu?". Ja mu na to powiadam: „A tobie co do tego? Takim już mnie matka moja w gnieździe poczęła, a jak obaczyła, że moi bracia innej maści są niźli ja, powiada do ojca mego: »Dziw ten syn nasz jakiś i do innych orłów nie przystaje«. Na to ociec mój powiada jejmości: »Pewnie wielkim kimś ma być i taki jakiś orzeł nam się począł, cały biały, a nie jako my, co głowy białe jeno mamy«". Na co Kniaź Lech zakrzyknął do mnie z dołu: „Mnie się barwa tam twoja bardzo podoba, a dziób i szpony, czemu też masz złote?". „A bo co?" — powiadam mu znowu na to. „Bom to nie widział nigdy orła białego z dziobem złotym i z takimi szponami". „Toś pewno i nie za dużo w życiu widział, co?" — mówię mu. „A na wojownika niezgorszego wyglądasz, co to niejednemu łupnia dać może" — mówi mi on.
Czym, powiadam wam, ujął mnie sobie od razu i polubiłem ja tego Lecha od pierwszego spojrzenia. I powiada do mnie dalej, w te słowa: „Chciałbym i ja tu przy tobie gniazdo swoje mieć. A co ty na to, Orle Biały?". To powiadam ja do niego: „Podobają ci się moje szpony złote i dziób mój złoty i korona?". „Ano, i to jak jeszcze! Jak w bajce jakiej wygląd masz orle" — tak on mi powiada. „Normalna to rzecz, wygląd mój" — mówię mu. „Jakże to?" — pyta on. — „To chyba czary jakieś?". „Żadne to cuda" — mówię mu, że aż trochę zgłupiał i patrzył jak zaczarowany. To mu na odwagę powiadam tak: „Jeśli wola Ci, kniaziu miły, taka to możesz zamieszkać sobie pod dębem moim. Jeno nie przemyślaj sobie czasem w szkodę mi włazić, bo szpony mam ostre, a dziób mocny". Takem mu powiedział.
— A on, co na to? Powiadajcie Panie.
— Popatrzył się na mnie bystro spod oka, zaśmiał się, wąsa zakręcił i powiada: „Będziem razem tu mieszkać i razem gospodarzyć, a pod takim Orłem śmiałym jako widzę, kraj nasz kwitnąć będzie i Ciebie Orle na patrona godła swojego sobie biorę". To ja mu na to tak powiadam: „Takoż sobie gadasz kniaziu, jakobyś mnie to kupił sobie. A czyś ty godzien jest, aby to mój wizerunek w godle i na chorągwiach swoich nosić?". A Lech na to tak prędko powiada: „Przysięgę Ci, Orle Biały, zaraz na to złożę". I tak powiedział, rękę na sercu położywszy: „Ciebie, Orle Biały, jako patrona i godło państwa Polan na wieki sobie biorę i przysięgam honorem swoim, że nie opuszczę Cię w potrzebie ni w boju, a wolności twojej i ziemi tej będę wierny do ostatniej krwi kropli żywota mojego". No tom powiedział mu tak: „Osiądź więc tu przy mnie na wieki, a przysięgę twoją przyjmuję. Bo to z gęby dobrze Ci patrzy i wiarę na przysięgę twoją dać mogę. Jak onemu Cygarowi, co mnie rysuje". To on się mnie pyta: „Jakiemu znowu Pygarowi, Orle?". „A co ci do tego, jakiemu? Nie masz go tu jeszcze. A nie będę ci gadał po próżnicy, bo i tak nie pojmiesz tego. Jeno to wiedz, że ja przeszłość i przyszłość widzę i wiem, jaka będzie". „A jak to będzie, Orle Biały, tu z nami na ziemi tej?". „Powiem ci jeno kniaziu, że lekko nie będzie tu nigdy". Zmartwił się nieco. Ale powiada: „Damy radę, pod godłem twoim" To jeszcze bardziej mi się spodobał. Jak przyszedł, to i ostał się tu na zawsze. Ród jego aż do dnia dzisiejszego ziemie te zamieszkuje razem z nami. Zaś później, po Lechu, porodził się Piast, kmieć ubogi i od niego poczyna się cała Piastów dynastia, zasię kniaź z Piastów rodu, Siemowit, ten ci to był, który złego kniazia Popiela przepędził, aż później go myszy we wieży opadły. Potem nastał kniaź Lestek alibo Leszek był zwany, zasię był Siemomysł, syn Leszkowy, ojciec Mieszka Pierwszego. No i sam Książę Mieszko Pierwszy, co na wieki sławą w kronikach się wpisał. A Książę Bolesław Chrobry, co teraz nam panuje, to i syn jest samego Księcia Mieszka Pierwszego i czeskiej księżny Dobrawy, co to i Krzyż Święty do Polski przyniosła. A roku 966 Mieszko Pierwszy chrzest przyjął jako i ta ziemia cała. I tak to szło sobie, aże do dnia dzisiejszego, tego, com was przyzwał do narady. A ja zawsze przy tym byłem. Ale o tym powiem wam, kiedy dnia inszego, bom się to rozgadał jak przekupień jaki, aże mi się język w gębie w kołek zamienił. Maćko, daj mnie wody łyczek, prędko, bo mi w dziobie od gadania zaschło. — Maćko migiem rozkaz spełnił. — Takoście mnie to opadli nagle z historią naszą, jakbyście tacy ciekawi zaprawdę jej byli. Na to Jastrząb dodał:
— Mądrego to i godzinami bym słuchał.
— Żebyś ty mnie to zawsze tak słuchał chętnie, jako to teraz gadasz. Lepiej by było. Wy mnie tu nie kręćcie teraz w głowie, bom was wezwał tu zgoła z innej przyczyny. — Król Orzeł przestąpił ze szpony jednej na drugą i tak dalej prawił, z tym, że popatrzał wpier-wej bystro na wojewodów czy słuchają, ale słuchali raczej pilnie.
— Patrzajcie oto, mili moi, jako wszędy niecnoty nas otaczają. Wszyscyśmy przeciw nim przecie w boju stawali. Choć nie wszystkie bitwy moje pamiętacie, boście to ode mnie wszyscy wiele młodsi.
— I mówił dalej, z troską w obliczu, wzrokiem patrząc daleko, jakby nie do wojewodów mówił, a w myśli swej. — Za morzem naszym, Bałtykiem, i Gdańskiem mieszkają, jako wiecie, plemiona wszelakiego morskiego a krzykliwego rodzaju, jak mewy białe, rybitwy wszelakie a te aż trzy korony mają w swym herbie, a napastliwe są i nienasycone wiecznie. A i też gadają, com nieraz od ich posłów słyszał, że moją chętnie koronę by zabrały, gdyby się nas tylko nie bały. I wikingowie z ich stron ludzi straszą. Ale dobrze i to zaś, że Tatry nasze z górą Giewont bronią nas od wszelkiego ptactwa i ludów tatarskich, co z Dzikich Pól do nas często zaglądają ciekawe. A i Król zza Tater wrogi nam bardzo. Siły mi nieraz brakuje, aby ogarnąć nasze polskie przestrzenie od najazdu wszelakiego. Czyż niedobrze wam prawię? — zapytał nagle zebranych. — Sami przecie dobrze to wiecie. Po tom was wojewodami ziem naszych mianował. Co to byście mnie skrzydłami swoimi wspierali, a nie tylko bezrozumnie nimi machali, jeno wiatr i tumany kurzu wzniecając, którego nie cierpię, bo do kichania mnie zmusza. Cięgiem jeno nie na siebie patrzajcie, ale na dobro korony naszej i mnie w potrzebie każdej wspomagać musicie. Jako i Kniaź Bolesław to czyni i ojce jego czynili, od czasów Lecha samego, bom ja jest tego państwa ostoją i wizerunkiem w świecie od początka.
WERSJA DEMO
...
Tak to jest dla zabawy od dawna. Ale wierszyk ten jest po to, że trzeba o nim pamiętać każdego dnia i nocy każdej, aby nie przydarzyły się nam więcej takie historie, jakie tu w skrócie opisaliśmy, bo niełatwo było Orłu Białemu przejść przez te wszystkie wieki, aby swobodnie powiewać na sztandarach i spokojnie mieszkać w swoim Orłowym Gnieździe, a jak mawiał wielki nasz rodak Stanisław Staszic z miasta Piły, a z grodu tego i ja pochodzę, i was na pewno wielu, i z każdej wioski i wioseczki, i miasta i miasteczka, każde polskie dziecię ma wiedzieć o tym, że: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie". Tak też, koniec... Tu nigdy nie napiszemy, bo nie ma końca tej opowieści. Musicie patrzeć i obserwować pilnie, a Orła Białego wszędzie zobaczycie, bo on sam z góry codziennie na każdego z nas patrzy i każdego, który w sercu go nosi będzie miłował po wieki. Za to, co dla nas przez wieki uczynił i codziennie czyni, z miłością Polacy wszyscy w sercu zawsze z dumą będą Orła Białego nosić.