- W empik go
Orle gniazdo Polska - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2018
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Orle gniazdo Polska - ebook
Książka historyczno-przygodowa, oparta o fakty historyczne, opisuje przygody naszego Godła Narodowego od roku 1000 aż do 2017 w zabawnej i chwilami tragicznej historii narodowej.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-996-2 |
Rozmiar pliku: | 7,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Okładka, Ilustracje i strona tytułowa Piotr Latka z miasta Góra, pseudonim artystyczny Pygar. Książkę dedykuję również Ewie
autor
Wydanie III poprawione i uzupełnione
Utwór dedykuję moim wnukom
Jest tysięczny rok Pański. Zapowiadał się cichy i miły dzień w państwie Polan. Na polach topniały śniegi, spod nich czerniła się ziemia. Śnieg w kałuże się zamieniał szybko i strumykami płynął wesoło i świeciły się złoto we wstającym brzasku. Słońce wielkie wschodziło czerwonym blaskiem i zalało cały widnokrąg światłem poranka, świat budził się ze snu po nocy mroźnej jeszcze. W zagrodach okolicznych bydło porykiwało, z kniei leżącej w pobliżu basowy ryk tura się potoczył i odbił echem po okolicy. Kmiecie szli bardzo raźno do krówek swoich po mleko dla dziatwy, ptaki ćwierkały zaś głośniej niż zwykle. Z kominów chałup strzechą krytych dymy ciągnęły się do nieba leniwie, miły i piękny widok rozpościerał się z wysokich drzew na całą okolicę, spokój i cisza naokoło panowała błoga, prastary gród budził się ze snu do pracy i życia właśnie. Tam też jeszcze jakiś widok był ciekawy, dla oczu dwojga bystrych, co z góry okolicę przeglądały
z uwagą i orlim wzrokiem. Bo oto na pobliskim i dość wysokim wzgórzu w prastarej stolicy państwa polskiego siedział w olbrzymim gnieździe orzeł cały biały w koronie i rozglądał się dookoła. W grodzie grubą palisadą otoczonym, co Gniezno się zowie, od wieków
paru stoi ogromna katedra, imieniem świętego Wojciecha nazwana.Dzwony zaczęły bić właśnie na jutrznię, i mnisi sznureczkiem wchodzili do jej wnętrza. A horał gregoriański popłynął dostojnie i donośnie wysoko do nieba. Przy katedrze rosną dęby rozłożyste, stare jak ona sama albo i starsze od niej samej. Któż to tam wie?
Na dębie jednym właśnie, a największym ze wszystkich, u samej góry, wysoko gniazdo orła jest misternie i pięknie z gałęzi splecione. W gnieździe tym Król ptaków, największy i najodważniejszy ze wszystkich, mieszka tam z królową i orlętami Książętami. Król i królowa oboje w płaszczach z piór bielutkich, jak śniegiem przyprószonych,
co właśnie na polach topniał. Orzeł Biały siedzi tam
dostojnie w koronie złocistej, dziób ma ogromny złoty i szpony ze złota, a wzrok bystry i groźny. Patrzy on właśnie na okolicę, daleko i czujnie, wzrokiem ogarnia swoje królestwo, aby nikt nieproszony nie wlazł w jego granice. Akurat i ten władca przestrzeni niebieskich ze snu się obudził przed chwilą. Skrzydłami ogromnymi machnął,
popatrzył dokoła i zakrzyknął w języku orłów coś władczo i ostro, aż głos po okolicy echem znowu się odbił, jakby głos tura chciał zagłuszyć i powrócił do niego ze zdwojoną siłą. Służba dworska przyfrunęła prędko do Pana, pytać, czy mu czego nie trzeba, ale temu władcy dziś co innego było
w głowie niźli poranne ziewania, co niejednemu z dworzan było pierwsze w zwyczaju. Ten król ptaków, który od samego zarania tej ziemi był tu panem, władcą i godłem w herbie, przymknął oczy na chwilę i przypomniał sobie, jak tu się wszystko poczęło. A pamiętał o tym, że samemu z orlętami Książętami trudno mu było ogarniać i osłaniać wielkie połacie kraju naszego, a od plemienia pierwszych
Polan, Polską zwane. Myślał i teraz nad tym, jak to lepiej uczynić, a że mądrości był wielkiej kazał z samego ranka orlikowi, pacholikowi swojemu, wołać wojewodów.
— Lećże, mój Maćku miły, jastrzębiów i sokołów przywołaj.
A niechaj mi szybciej przylatują, bo to i rady ich potrzebuję.
— Juże pędzę, miłościwy Panie — odparł Maćko rezolutnie.
Kiedy ptaki szybko na wezwanie królewskie przybyły, bo ociągania się król strasznie nie lubił powiada
Orzeł do nich miło:
— Siadajcie, moi druhowie wierni, wygodnie na gałęzi przy mnie,
jeno zważajcie, co by który nie zleciał z niej z hukiem wielkim czasami.
Sokół i jastrzębie popatrzały po sobie, jakby rzec chciały do
Króla, co też to orzeł powiada do nich, co to lotnikami byli wśród ptaków najlepszymi. Zmilczeli jednak, coby nie wysłuchać od pana swego historyjki jakiej, a uszom wojewodów niemiłej. Orzeł popatrzał bystro na zebranych i powiedział w zamyśleniu:
— Wezwałem was, bo pilna jest sprawa. Musimy tu o państwa Polan i naszej przyszłości pomówić, coby obce wrony nam tu nie lazły, jako do tej pory właziły, kiedy tylko oczy od nich odwrócę. A czujność naszą z nieba sprawdzają codziennie, dość mocno mnie to już rozgniewało a rady na to na razie nie powziąłem żadnej. Wiecie na pewno moi mości panowie wojewodowie, jak trudno nam samym granice ziemi naszej polskiej opatrzyć, bo przeogromna to kraina, a wiecie i to pewno, że ja sam z wami nie upilnuję ziem naszych, bo to i przecie na wschodniej granicy naszej mieszka nasz kuzyn daleki, co orle dwie — zamiast jednej — głowy posiada, a że potężne ziemie ma pod władaniem i bardzo jest przebiegły, spogląda chciwie w nasze strony, raz jedną, to znów drugą głową i podpatruje, czy czegoś zabrać się nie uda. Z zachodniej zaś strony, od Odry, rzeki naszej granicznej mieszka nasz sąsiad najgorszy ze wszystkich, drapieżny, co to z czarnych orłów się wywodzi i tylko patrzy niecierpliwie, aby na nas napaść niespodzianie i wydrzeć nam, co nie jego, co nieraz przecie widzieliście. A pewna to rzecz, że dalej tak będzie, jako drzewiej bywało, bo to i sam Książę Mieszko Pierwszy ciągle miał z nimi robotę, choć chrzest przyjął w 966 roku, to pod Cedynią Ho, dona niemieckiego zastępy znosić musiał, bo czarny orzeł ciągle wymawiał, że pogański nasz kraj i mieczem go chciał krzyża nauczać. A od czasów Ziemowita i pierwszych Polan, ciągle napady na nas czyni. Nieużyty to naród, co jeno szybko zawsze szwargotał, aż mnie mierzi, i czarnego orła wielbi, a nas zaś zupełnie za nic mając. A i podstępny jest jako mało kto we świecie, a na Polan już od niepamiętnych czasów nastaje i mnie samemu sen z powiek nieustannie spędza.
— Toście już, Panie, nam przed chwilą rzekli — przerwał sokół.
— A powtarzam wam, żebyście dobrze to spamiętali sobie i nie przerywaj mi wasze, bo cię berłem przez pióro huknę. Dość mam naprawdę tego, chociaż, em nie bardzo strachliwy. Nieraz, jakom leciał granic naszych z góry bezpieczeństwa patrzyć, ułowić mnie kruki czarnego orła chcieli, a rozdziobać w strzępy, ale choć było ich
zawsze wielu, pierzchali śpiesznie, skrzydłami bystro w miejscu machając od strachu, a hilfe krakali, kiedym popędził którego co odważniejszego.
Przed setnikiem swoim udawał, że orła pogoni, gdzie pieprz rośnie, ale bali się mnie zawsze i boją do dziś dnia. Choć udają, że prawda to nie jest żadna, a to, co mówię to dla nich bajka jakaś. Kiwali nieco głowami wojewodowie, ale nic nie mówili, bo było w zwyczaju raczej, że nikt właściwie bez pozwoleństwa i niepytany dzioba w tym królestwie nie otwierał i bez potrzeby nim nie kłapał
i cicho był, kiedy orzeł mówi. Ale Jastrzębiec siwy najwyższą godność wśród dworzan Orła Białego czyniący, zapytał znienacka i nagle:
— Wasza miłość, powiadajcie nam, jako to od początku samego
bywało? Co i gdzie? Ano tutaj, jako, ście, Panie, te ziemie w posiadanie objęli? Jak było? Odparł Orzeł:
— Ano całkiem zwyczajnie było, jam tu zawsze gniazdo swoje miał i orły z rodu mojego, i zawsze tu gniazdo nasze było, bo i gród na dole tak się samo przecież zowie. Jeno jak przyszedł tu kniaź Lech z braćmi swymi, rozglądnął się dokoła i spojrzał nagle na drzewo do góry. Jak mnie zobaczył, to zaniemówił przez chwilę. I zakrzyknął do mnie z dołu: „Orle Bieluteńki, coś ty taki inny jakiś i biały cały? Do orłów innych nie jesteś nic podobny. A bialusieńki jako śnieg na polu?”. Ja mu na to powiadam: „A tobie co do tego? Takim już mnie matka moja w gnieździe poczęła, a jak obaczyła, że moi bracia innej maści są niźli ja, powiada do ojca mego: »Dziw ten syn nasz jakiś i do innych orłów nie przystaje«. Na to ociec mój powiada jejmości: »Pewnie wielkim kimś ma być i taki jakiś orzeł nam się począł, cały biały, a nie jako my, co głowy białe jeno mamy«”. Na co Kniaź Lech zakrzyknął do mnie z dołu: „Mnie się barwa tam twoja bardzo podoba, a dziób i szpony, czemu też masz złote?”. „A bo co?” — powiadam mu znowu na to. „Bom to nie widział nigdy orła białego z dziobem złotym i z takimi szponami”. „Toś pewno i nie za dużo w życiu widział, co?” — mówię mu. „A na wojownika niezgorszego wyglądasz, co to niejednemu łupnia dać może” — mówi mi on przymilnie. Czym, powiadam wam, ujął mnie sobie od razu i polubiłem ja tego Lecha od pierwszego spojrzenia. I powiada do mnie dalej, w te słowa: „Chciałbym i ja tu przy tobie gniazdo swoje mieć. A co tyna to, Orle Biały?”. To powiadam ja do niego: „Podobają ci się moje szpony złote i dziób mój złoty i korona?”. „Ano, i to jak jeszcze! Jak w bajce jakiej wygląd masz orle” — tak on mi powiada. „Normalna to rzecz, wygląd mój” — mówię mu. „Jakże to?” — pyta on. — „To chyba czary jakieś?”. „Żadne to cuda” — mówię mu, że aż trochę zgłupiał i patrzył na mnie jak zaczarowany. To mu na odwagę powiadam tak: „Jeśli wola Ci, kniaziu miły, taka to możesz zamieszkać sobie pod dębem moim. Jeno nie przemyśliwaj sobie czasem w szkodę mi włazić, bo szpony mam ostre, a dziób mocny”. Tak, om mu powiedział.
Darmowy fragment
autor
Wydanie III poprawione i uzupełnione
Utwór dedykuję moim wnukom
Jest tysięczny rok Pański. Zapowiadał się cichy i miły dzień w państwie Polan. Na polach topniały śniegi, spod nich czerniła się ziemia. Śnieg w kałuże się zamieniał szybko i strumykami płynął wesoło i świeciły się złoto we wstającym brzasku. Słońce wielkie wschodziło czerwonym blaskiem i zalało cały widnokrąg światłem poranka, świat budził się ze snu po nocy mroźnej jeszcze. W zagrodach okolicznych bydło porykiwało, z kniei leżącej w pobliżu basowy ryk tura się potoczył i odbił echem po okolicy. Kmiecie szli bardzo raźno do krówek swoich po mleko dla dziatwy, ptaki ćwierkały zaś głośniej niż zwykle. Z kominów chałup strzechą krytych dymy ciągnęły się do nieba leniwie, miły i piękny widok rozpościerał się z wysokich drzew na całą okolicę, spokój i cisza naokoło panowała błoga, prastary gród budził się ze snu do pracy i życia właśnie. Tam też jeszcze jakiś widok był ciekawy, dla oczu dwojga bystrych, co z góry okolicę przeglądały
z uwagą i orlim wzrokiem. Bo oto na pobliskim i dość wysokim wzgórzu w prastarej stolicy państwa polskiego siedział w olbrzymim gnieździe orzeł cały biały w koronie i rozglądał się dookoła. W grodzie grubą palisadą otoczonym, co Gniezno się zowie, od wieków
paru stoi ogromna katedra, imieniem świętego Wojciecha nazwana.Dzwony zaczęły bić właśnie na jutrznię, i mnisi sznureczkiem wchodzili do jej wnętrza. A horał gregoriański popłynął dostojnie i donośnie wysoko do nieba. Przy katedrze rosną dęby rozłożyste, stare jak ona sama albo i starsze od niej samej. Któż to tam wie?
Na dębie jednym właśnie, a największym ze wszystkich, u samej góry, wysoko gniazdo orła jest misternie i pięknie z gałęzi splecione. W gnieździe tym Król ptaków, największy i najodważniejszy ze wszystkich, mieszka tam z królową i orlętami Książętami. Król i królowa oboje w płaszczach z piór bielutkich, jak śniegiem przyprószonych,
co właśnie na polach topniał. Orzeł Biały siedzi tam
dostojnie w koronie złocistej, dziób ma ogromny złoty i szpony ze złota, a wzrok bystry i groźny. Patrzy on właśnie na okolicę, daleko i czujnie, wzrokiem ogarnia swoje królestwo, aby nikt nieproszony nie wlazł w jego granice. Akurat i ten władca przestrzeni niebieskich ze snu się obudził przed chwilą. Skrzydłami ogromnymi machnął,
popatrzył dokoła i zakrzyknął w języku orłów coś władczo i ostro, aż głos po okolicy echem znowu się odbił, jakby głos tura chciał zagłuszyć i powrócił do niego ze zdwojoną siłą. Służba dworska przyfrunęła prędko do Pana, pytać, czy mu czego nie trzeba, ale temu władcy dziś co innego było
w głowie niźli poranne ziewania, co niejednemu z dworzan było pierwsze w zwyczaju. Ten król ptaków, który od samego zarania tej ziemi był tu panem, władcą i godłem w herbie, przymknął oczy na chwilę i przypomniał sobie, jak tu się wszystko poczęło. A pamiętał o tym, że samemu z orlętami Książętami trudno mu było ogarniać i osłaniać wielkie połacie kraju naszego, a od plemienia pierwszych
Polan, Polską zwane. Myślał i teraz nad tym, jak to lepiej uczynić, a że mądrości był wielkiej kazał z samego ranka orlikowi, pacholikowi swojemu, wołać wojewodów.
— Lećże, mój Maćku miły, jastrzębiów i sokołów przywołaj.
A niechaj mi szybciej przylatują, bo to i rady ich potrzebuję.
— Juże pędzę, miłościwy Panie — odparł Maćko rezolutnie.
Kiedy ptaki szybko na wezwanie królewskie przybyły, bo ociągania się król strasznie nie lubił powiada
Orzeł do nich miło:
— Siadajcie, moi druhowie wierni, wygodnie na gałęzi przy mnie,
jeno zważajcie, co by który nie zleciał z niej z hukiem wielkim czasami.
Sokół i jastrzębie popatrzały po sobie, jakby rzec chciały do
Króla, co też to orzeł powiada do nich, co to lotnikami byli wśród ptaków najlepszymi. Zmilczeli jednak, coby nie wysłuchać od pana swego historyjki jakiej, a uszom wojewodów niemiłej. Orzeł popatrzał bystro na zebranych i powiedział w zamyśleniu:
— Wezwałem was, bo pilna jest sprawa. Musimy tu o państwa Polan i naszej przyszłości pomówić, coby obce wrony nam tu nie lazły, jako do tej pory właziły, kiedy tylko oczy od nich odwrócę. A czujność naszą z nieba sprawdzają codziennie, dość mocno mnie to już rozgniewało a rady na to na razie nie powziąłem żadnej. Wiecie na pewno moi mości panowie wojewodowie, jak trudno nam samym granice ziemi naszej polskiej opatrzyć, bo przeogromna to kraina, a wiecie i to pewno, że ja sam z wami nie upilnuję ziem naszych, bo to i przecie na wschodniej granicy naszej mieszka nasz kuzyn daleki, co orle dwie — zamiast jednej — głowy posiada, a że potężne ziemie ma pod władaniem i bardzo jest przebiegły, spogląda chciwie w nasze strony, raz jedną, to znów drugą głową i podpatruje, czy czegoś zabrać się nie uda. Z zachodniej zaś strony, od Odry, rzeki naszej granicznej mieszka nasz sąsiad najgorszy ze wszystkich, drapieżny, co to z czarnych orłów się wywodzi i tylko patrzy niecierpliwie, aby na nas napaść niespodzianie i wydrzeć nam, co nie jego, co nieraz przecie widzieliście. A pewna to rzecz, że dalej tak będzie, jako drzewiej bywało, bo to i sam Książę Mieszko Pierwszy ciągle miał z nimi robotę, choć chrzest przyjął w 966 roku, to pod Cedynią Ho, dona niemieckiego zastępy znosić musiał, bo czarny orzeł ciągle wymawiał, że pogański nasz kraj i mieczem go chciał krzyża nauczać. A od czasów Ziemowita i pierwszych Polan, ciągle napady na nas czyni. Nieużyty to naród, co jeno szybko zawsze szwargotał, aż mnie mierzi, i czarnego orła wielbi, a nas zaś zupełnie za nic mając. A i podstępny jest jako mało kto we świecie, a na Polan już od niepamiętnych czasów nastaje i mnie samemu sen z powiek nieustannie spędza.
— Toście już, Panie, nam przed chwilą rzekli — przerwał sokół.
— A powtarzam wam, żebyście dobrze to spamiętali sobie i nie przerywaj mi wasze, bo cię berłem przez pióro huknę. Dość mam naprawdę tego, chociaż, em nie bardzo strachliwy. Nieraz, jakom leciał granic naszych z góry bezpieczeństwa patrzyć, ułowić mnie kruki czarnego orła chcieli, a rozdziobać w strzępy, ale choć było ich
zawsze wielu, pierzchali śpiesznie, skrzydłami bystro w miejscu machając od strachu, a hilfe krakali, kiedym popędził którego co odważniejszego.
Przed setnikiem swoim udawał, że orła pogoni, gdzie pieprz rośnie, ale bali się mnie zawsze i boją do dziś dnia. Choć udają, że prawda to nie jest żadna, a to, co mówię to dla nich bajka jakaś. Kiwali nieco głowami wojewodowie, ale nic nie mówili, bo było w zwyczaju raczej, że nikt właściwie bez pozwoleństwa i niepytany dzioba w tym królestwie nie otwierał i bez potrzeby nim nie kłapał
i cicho był, kiedy orzeł mówi. Ale Jastrzębiec siwy najwyższą godność wśród dworzan Orła Białego czyniący, zapytał znienacka i nagle:
— Wasza miłość, powiadajcie nam, jako to od początku samego
bywało? Co i gdzie? Ano tutaj, jako, ście, Panie, te ziemie w posiadanie objęli? Jak było? Odparł Orzeł:
— Ano całkiem zwyczajnie było, jam tu zawsze gniazdo swoje miał i orły z rodu mojego, i zawsze tu gniazdo nasze było, bo i gród na dole tak się samo przecież zowie. Jeno jak przyszedł tu kniaź Lech z braćmi swymi, rozglądnął się dokoła i spojrzał nagle na drzewo do góry. Jak mnie zobaczył, to zaniemówił przez chwilę. I zakrzyknął do mnie z dołu: „Orle Bieluteńki, coś ty taki inny jakiś i biały cały? Do orłów innych nie jesteś nic podobny. A bialusieńki jako śnieg na polu?”. Ja mu na to powiadam: „A tobie co do tego? Takim już mnie matka moja w gnieździe poczęła, a jak obaczyła, że moi bracia innej maści są niźli ja, powiada do ojca mego: »Dziw ten syn nasz jakiś i do innych orłów nie przystaje«. Na to ociec mój powiada jejmości: »Pewnie wielkim kimś ma być i taki jakiś orzeł nam się począł, cały biały, a nie jako my, co głowy białe jeno mamy«”. Na co Kniaź Lech zakrzyknął do mnie z dołu: „Mnie się barwa tam twoja bardzo podoba, a dziób i szpony, czemu też masz złote?”. „A bo co?” — powiadam mu znowu na to. „Bom to nie widział nigdy orła białego z dziobem złotym i z takimi szponami”. „Toś pewno i nie za dużo w życiu widział, co?” — mówię mu. „A na wojownika niezgorszego wyglądasz, co to niejednemu łupnia dać może” — mówi mi on przymilnie. Czym, powiadam wam, ujął mnie sobie od razu i polubiłem ja tego Lecha od pierwszego spojrzenia. I powiada do mnie dalej, w te słowa: „Chciałbym i ja tu przy tobie gniazdo swoje mieć. A co tyna to, Orle Biały?”. To powiadam ja do niego: „Podobają ci się moje szpony złote i dziób mój złoty i korona?”. „Ano, i to jak jeszcze! Jak w bajce jakiej wygląd masz orle” — tak on mi powiada. „Normalna to rzecz, wygląd mój” — mówię mu. „Jakże to?” — pyta on. — „To chyba czary jakieś?”. „Żadne to cuda” — mówię mu, że aż trochę zgłupiał i patrzył na mnie jak zaczarowany. To mu na odwagę powiadam tak: „Jeśli wola Ci, kniaziu miły, taka to możesz zamieszkać sobie pod dębem moim. Jeno nie przemyśliwaj sobie czasem w szkodę mi włazić, bo szpony mam ostre, a dziób mocny”. Tak, om mu powiedział.
Darmowy fragment
więcej..