Ornament i zbrodnia. Eseje wybrane - ebook
Ornament i zbrodnia. Eseje wybrane - ebook
Wielu powtarza „ornament to zbrodnia”, wielu powołuje się na Loosa, ale prawie nikt go nie czytał. Wydanie obejmuje 30 najciekawszych tekstów dotyczących nie tylko architektury, ale także projektowania wnętrz i przedmiotów codziennego użytku, stylu życia oraz etyki i odpowiedzialności projektantów wobec swoich odbiorców.
Spis treści
Życie, śmierć, architektura. Przedmowa do wydania polskiego
Eseje
Nasza Szkoła Rzemiosła Artystycznego
Wystawa Bożonarodzeniowa
w Muzeum Austriackim
Nowy styl i przemysł brązowniczy
Wnętrza
Wnętrza w Rotundzie
Siedziska
Szkło i glina
Hydraulicy
Obuwie
Materiały budowlane
Zasada okrycia
Miasto potiomkinowskie
Przegląd rzemiosła artystycznego, część I
Przegląd rzemiosła artystycznego, część II
Biedny bogaty człowiek
“Zbyteczni
Pochwała współczesności
Ornament i zbrodnia
Architektura
Mój dom przy Michaelerplatz
Sztuka rodzima
Zasady dla budującego w górach
Hands off!
Sztuka i architektura
Nauka mieszkania!
Dom z jedną ścianą
The Chicago Tribune Column
Grand Hotel Babylon
O oszczędności
Nowoczesne osiedle
Architekt, czyli literat. O twórczości teoretycznej Adolfa Loosa
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957282-2-8 |
Rozmiar pliku: | 942 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1898
Co jest więcej warte, kilogram kamienia czy kilogram złota? Pytanie wydaje się wręcz śmieszne. Ale śmieszne jest ono jedynie dla kupca. Wielki artysta odpowie: „Wszystkie materiały są dla mnie jednakowo wartościowe”.
Wenus z Milo jest tak samo cenna, niezależnie od tego, czy zrobiona byłaby ze żwiru – a na Paros żwiruje się ulice paryjskim marmurem – czy ze złota. Madonna Sykstyńska nie kosztowałaby nawet o krajcara97 drożej, gdyby Rafael domieszał do farb kilka funtów złota. Kupiec, który musi myśleć o tym, że w razie czego trzeba byłoby stopić złotą Wenus albo odrapać z farby Madonnę, musi liczyć inaczej.
Artysta ma jedną ambicję: tak ujarzmić materiał, aby jego praca stała się niezależna od wartości surowca. Nasi artyści budowlani takiej ambicji nie znają. Dla nich metr kwadratowy ściany z granitu jest cenniejszy od metra kwadratowego ściany z zaprawy.
A przecież granit jest właściwie bezwartościowy. Leży na polu. Każdy może go sobie wziąć. Albo tworzy góry, wręcz całe łańcuchy górskie, trzeba go tylko pozyskać. Wysypuje się nim ulice, wykłada miasta. Jest to najbardziej pospolity kamień, najzwyklejszy znany nam materiał. A mimo to są ludzie uważający go za cenny budulec.
Ludzie ci mówią o surowcu, a mają na myśli pracę. Ludzką pracę, biegłość i sztukę. Granit wymaga bowiem ciężkiej pracy, aby wyrwać go górom; ciężkiej pracy, aby przywieźć go do miejsca przeznaczenia; pracy, aby wykuć z niego formę, i pracy, aby przez szlif i polerowanie nadać mu ujmujący wygląd. To przed wypolerowaną granitową ścianą zadrżą nasze serca. W podziwie dla materiału? Nie, w uznaniu dla ludzkiej pracy.
Czyżby więc granit był jednak cenniejszy od zaprawy murarskiej? Nie należy tego tak rozumieć. Ściana ze stiukową dekoracją, która wyszłaby spod ręki Michała Anioła, przyćmiłaby każdą, nawet najlepiej wypolerowaną granitową ścianę. Nie tylko nakład, lecz także jakość pracy, wykonania, pomoże w ustaleniu wartości każdego przedmiotu.
Żyjemy w czasach, w których faworyzuje się nakład pracy. To daje się łatwo sprawdzić, od razu każdemu rzuca się w oczy i nie wymaga wyćwiczonego spojrzenia ani żadnych specjalnych umiejętności. Tu nie ma żadnych pomyłek. Tylu a tylu pracowników dniówkowych pracowało nad tym tyle a tyle dni, za tyle a tyle krajcarów. Każdy może to obliczyć. A przecież chcemy, żeby każdy łatwo mógł ocenić wartość przedmiotów, którymi się otaczamy. Inaczej byłoby to bezcelowe. Tym samym bardziej cenione są materiały wymagające ciężkiej pracy.
Nie zawsze tak było. Wcześniej budowano z materiałów, które były najłatwiej dostępne. W niektórych okolicach z cegły palonej, w niektórych z kamienia, w innych ściany pokrywano zaprawą. Czy ten, kto tak budował, miał się czuć mniej warty od tego, który stawiał dom z kamienia? A niby dlaczego? Nikomu to nie przyszło do głowy. Jeśli w pobliżu były kamieniołomy, budowano z kamienia. Lecz sprowadzać go z daleka wydawałoby się raczej kwestią pieniędzy niż sztuki. Ale wcześniej sztuka, jakość pracy, znaczyła więcej niż dziś.
Czasy te wydały silne charaktery w dziedzinie sztuki budowlanej. Fischer von Erlach98 nie potrzebował granitu, aby być zrozumianym. Z gliny, wapienia i piasku tworzył dzieła, które poruszają do głębi, na równi z najlepszymi konstrukcjami z materiałów trudnych w obróbce. Jego duch, jego kunszt panowały nawet nad najbardziej nędznym surowcem. Sztuką potrafił uszlachetnić plebejski kurz: był królem w krainie surowców.
Obecnie jednak rządzi nie artysta, lecz robotnik dniówkowy, nie myśl kreatywna, lecz czas pracy. A nawet i to się zmienia, także robotnikowi stopniowo odbiera się władzę, bo znalazło się coś, co pracę może wykonać lepiej i taniej: maszyna.
Jednakże każdy czas pracy kosztuje, niezależnie od tego, czy wykonuje ją maszyna, czy kulis99. A jeśli brakuje pieniędzy? Wtedy zaczyna się symulować czas pracy i imitować materiał.
Głęboki szacunek dla nakładu pracy jest najgorszym wrogiem, jakiego zna rzemiosło. Jego skutkiem jest imitacja. Imitacja zdemoralizowała większą część rzemieślników. Nie ma już w nich dumy i ducha rzemiosła. „Drukarzu, co umiesz?” – „Umiem tak drukować, że mój druk uchodzi za litografię”. –„Litografie, a co ty potrafisz?” – „Potrafię tworzyć takie litografie, że moja praca uchodzi za druk”. – „Stolarzu, jakie są twoje umiejętności?” – „Umiem wycinać ornamenty, które wyglądają jak zrobione przez sztukatora”. – „Sztukatorze, a ty? Co umiesz?” – „Imituję dokładnie gzymsy i ornamenty, robię fugi, które każdy uważa za tak prawdziwe, że wyglądają jak najlepsze prace kamieniarskie”. – „Ja też to potrafię!” – zawoła dumny hydraulik. – „Jeśliby pomalować i wypiaskować moje ornamenty, nikt nie wpadnie na pomysł, że są one z blachy”. Godne pożałowania towarzystwo!
Duch samoponiżenia panuje w naszym rzemiośle. Nie dziwi więc, że tej grupie zawodowej powodzi się nie najlepiej. Takim ludziom nie powinno powodzić się dobrze. Stolarzu, bądźże dumny z tego, że jesteś stolarzem! Sztukator również tworzy ornamenty. Przejdź obok niego bez zazdrości, bez innych życzeń. A ty, sztukatorze, co cię obchodzi kamieniarz? Kamieniarz robi fugi, niestety musi robić fugi, bo małe kamienie są tańsze od większych. Bądź dumny, że twoja praca nie wymaga tworzenia spoin dzielących kolumny, ornamenty i ściany, bądź dumny ze swojego zawodu, bądź szczęśliwy, że nie jesteś kamieniarzem!
Moje słowa to jednak rzucanie grochem o ścianę. Publika nie chce dumnych rzemieślników. Im ktoś lepiej potrafi imitować, tym bardziej jest przez nią ceniony. Publika żąda czci oddawanej drogim materiałom, najpewniejszego znaku epoki parweniuszy, w której znajduje się nasze społeczeństwo. Parweniusz, odkąd się dowiedział, że diamenty, futra i kamienne fasady dużo kosztują, uważa niemożność obwieszania się diamentami, otulania w futra i mieszkania w kamiennym pałacu za wstyd. Nieświadom jest faktu, że brak diamentów, futer i kamiennych fasad nie ma żadnego wpływu na elegancję. A że parweniusz nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, sięga po namiastki. Żałosne to przedsięwzięcie. Tych, których pragnie oszukać, tych, którzy mają środki, aby otaczać się diamentami, futrami i kamiennymi fasadami, nie może zmylić. Oni uznają jego wysiłki tylko za śmieszne. A dla tych, którzy stoją od niego niżej, starania te nie mają przecież sensu, skoro jest się pewnym swojej nad nimi wyższości.
W ostatnich dziesięcioleciach imitacja opanowała całe budownictwo. Tapety są z papieru, ale nie może być tego po nich widać. Muszą wyglądać na połyskujący jedwabnie adamaszek, gobelin czy wzór dywanowy. Drzwi i okna są z miękkiego drewna, ale ponieważ twarde drewno jest droższe, miękkie musi być pomalowane tak, żeby wyglądało na twarde. Żelazo musi być pomalowane tak, aby imitowało brąz i miedź. Jedynie wobec cementu będącego wynalazkiem tego stulecia jest się nieco bezradnym. To w istocie wspaniały materiał, lecz wszystkich nękała jedna myśl, pojawiająca się przy każdym nowym materiale – co można nim imitować? Używano go jako namiastki kamienia. A ponieważ cement jest tak nadzwyczajnie tani, szastano nim na prawo i lewo, prawdziwie po parweniuszowsku. Stulecie opanowała wręcz prawdziwa cementowa zaraza. „Ach, drogi architekcie, czy nie mógłby pan dać jeszcze trochę więcej materiału na fasadę? Tak za pięć guldenów?” – mówił próżny inwestor. A architekt przybijał tak dużo guldenów sztuki, ile od niego żądano, a czasem nawet więcej.
Obecnie cement używany jest do imitacji prac sztukatorskich. Dla naszego wiedeńskiego środowiska charakterystyczne jest to, że człowieka występującego energicznie przeciwko gwałtowi na materiałach, przeciwko imitacji, nazywa się materialistą. Zauważyć należy ten sofizmat: mówią tak ludzie, którzy do tego stopnia cenią materiał, że z jego powodu nie cofną się przed żadną podłością i sięgają po namiastki.
Anglicy przywieźli nam tapety. Niestety, nie mogli nam przesłać całych domów. Ale już te tapety pokazują nam, czego chcą Anglicy. To są tapety, które nie wstydzą się być z papieru. Bo niby z jakiego powodu? Zapewne, istnieją obicia ścian, które kosztują więcej. Ale Anglik nie jest parweniuszem. W mieszkaniu Anglika nikomu nie przyjdzie na myśl, że na coś nie starczyło pieniędzy. Materiały na jego ubrania są z owczej wełny i wspaniale to widać. Gdyby oddać to w ręce wiedeńczyków, wełna owcza tkana byłaby jak aksamit i atłas. Angielskie materiały ubraniowe, a więc nasze materiały, nigdy nie mają w sobie tej charakterystycznej, wiedeńskiej nuty „chciałbym bardzo, ale nie mogę”, choć w składzie mają jedynie wełnę.
I tak doszliśmy do rozdziału, który w architekturze odgrywa rolę najważniejszą, do owej zasady, która powinna stanowić abecadło każdego architekta – do zasady okrycia. Następny rozdział poświęcony będzie wyjaśnieniu tejże zasady.