- W empik go
Ośla Góra - ebook
Ośla Góra - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 207 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kreutzberg – była to wieś w jednym z liberalnych krajów niemieckich, położona nad jeziorem; zajmująca niewielką przestrzeń doliny, piętrząca się górami, uwieńczona pięknym, małym laskiem. – W dolinie i na górach pełno domów i domków, pola znakomicie uprawne, wysokości pokryte winem, a wszystko to pod niebem spokojnem, błękitnem; nad szerokiem, szmaragdowem jeziorem. – Kreutzberg – jak wszystkie osady niemieckie – podzielonym był na drobne własności. – Mieszkańcy jego – ludzie prości, dzień cały pracowali w polu lub w warsztatach – wieczorem, obyczajem tamtejszym, opijali się kwaśnem winem lub mostem; żony i córki gotowały jeść, prały, lub w sposób dość nieprzyjemny dla powonienia ludzkiego, uprawiały łąki. – W niedzielę – kobiety szły do kościoła, mężczyzni zasiadali w gospodzie, grali w karty, pili, jedli lepszy obiad, i powracali późno do siebie. – Życie takie – płynęło Bóg wie jak dawno, bez ważniejszych odmian lub wydarzeń; w pracy, pokoju, ciągłej za groszem gonitwie, W republikańskiej prostocie i moralności.
Wyżej nad wszystkie budowle Kreutzberga –
wznosił się dom jeden trzechpiętrowy, z balkonem i flagą blaszaną na dachu, w narodowe pomalowana, kolory, ocieniony w około dużym ogrodem, z którego na gościniec przeglądało drzew kilka i udawało dosyć naiwnie zresztą park angielski, albowiem wnętrze pustem było prawie. Pasły się w nim krowy, głośnym dzwonka dźwiękiem dające znak o sobie, i gospodarował drób z wspaniałym kogutem na czele.
Ogród ten, rzec by można, istniał głównie dla gościńcowych przechodniów. – Obok sztachet – na sztucznym wzgórku stała altana – cała złożona z brzozowego drzewa. – W innem miejscu kilka świerków ocieniało krzyż drewniany – a nad głową Chrystusa – bawił oko wyrżnięty herb z hrabiowską koroną. – Nieco dalej – lecz zawsze na widoku – trzy wierzby płaczące, opuszczonemi warkoczami zaglądały w studnię ciekawie – z drugiej strony domu strzelnica. – Każdy z przechodniów, widząc tyle piękności na raz, przystawał ciekawie i zapytywał: jak się to miejsce nazywa?… Odpowiadano mu zwykle: Eselberg, (Ośla góra). – Ośla – dla czego ośla góra?
Zgodzicie się ze mną – że nazwa podobna mogła każdego zadziwić, tem bardziej, że właścicielem tego ogrodu i domu poniżej studni i uherbowanego Chrystusa i flagi blaszanej, krów w ogrodzie i dwóch koni w stajni – był… Polak, i jaki Polak!…II.
Hrabia Władysław Równina, który z powodu może pokrewieństwa z domem Poniatowskich, miał jeszcze przydomek Ciołek, w młodym bardzo wieku, był już jednostką odznaczającą się w swoim powiecie. – Wychowany starannie, majętny – w 25 roku zbudził w sobie szlachetną ambicję zajęcia w społeczeństwie znakomitego stanowiska. – Dla tego był popularnym. – W imię popularności uczęszczał na gwarne zjazdy szlacheckie, pil nawet, chociaż pić nie lubił, przekładając jedzenie. – Jadł i pracował bardzo wiele. Na każdem walnem szlachty zgromadzeniu, przy stole – dzwonił widelcem w szklankę lub talerz, i otarłszy starannie usta serwetą, prawił mowy, któremi nie zawsze trzeźwą publikę – do łez poruszał. – Mówić umiał bardzo pięknie i długo – słuchano go zaś ciekawie. – Tak postępując, w krótkim czasie stawa jego przeszła granice powiatu. Mowy, biedni pisarze prowentowi musieli kopiować w kilku egzemplarzach; a jedną z nich nawet – wydrukował Pamiętnik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. – Młody hrabia przytem posiadał wszystkie tradycjonalne cnoty polskiego szlachcica. – Piwnicę miał doskonałą, kucharza wybornego – strzelał znakomicie, konia zażywał świetnie, ze znajomemi był grzeczny – zapalał się prędko, i modlił kilka godzin dziennie. – Właśnie wybierał się na wojaż, jak mówiono dawniej, kiedy wybuchło powstanie roku 1830. Hrabia został. – Szlachta zaś, oceniając rozum i zasługi młodego człowieka, wybrała go deputowanym na sejm. Równina przyjął urząd z wdzięcznością lecz poważnie, a schowawszy prawą rękę pod kamizelkę – lewą oparty o kominek – palnął mówkę patryotycznej treści, i zapewni! wyborców, że tam gdzie on jest, źle się dziać nie będzie. – Z powodu sejmiku – wyprawiono w okolicy kilka uczt wesołych – na każdej wnoszono zdrowie młodego deputowanego, ktoś wykrzyknął: "przyszłego ministra!"… Na jednej z podobnych uroczystości zapał patryotyczny doszedł do tego, że hrabia Równina, opił się do stracenia władzy w nogach; tak jednakże dbało swoją powagę, iż nie ruszył się z miejsca, dopóki wszyscy nie wyszli – i wtedy dopiero służba zaniosła go do łóżka. – Innym razem – panna Róża – prześliczne dziewczę z habrowemi oczami – i rumieńcem na okrągłej twarzyczce (albowiem mieszkała w okolicy pszennej) – odpinając niebieską szarfę, rzekła do hrabiego: "Przywdzij pan strój ułański – i przewieś tę szarfę". – "Po co?" "Ach – mundur ułański – to taki śliczny! – panu w nim będzie do twarzy." – "Pani, odpowiedział Równina z godnością, rąk i maszynek do zabijania ludzi nam nie zbraknie, ale gdzie głowę znajdziemy? Któż mnie na sejmie zastąpi?" –
"Czyś tam pan bardzo potrzebny?" – spytało naiwnie dziewczę. – "Zapytaj pani moich współobywateli" – i dumnie zaciął wargi.
Deputowany nasz pojechał do Warszawy, a że był to chłopiec przystojny i czasami bardzo dowcipny, a zawsze przyjemny, większe przeto zrobił wrażenie w wesołych w owe czasy salonach, niżeli w izbie poselskiej. – Działanie polityczne hr. Równiny było tego rodzaju, iż z dumą mógł wyrzec: że złego nic nie zrobił, dobre zaś, jak wiadomo, do niego nie należało. – Niewdzięczne dzieje milczą, ile korzyści poseł przysporzył sprawie! Osobiście – nabył wiele w karjerze dyplomatycznej potrzebnych przymiotów, a mianowicie idąc" za przykładem lorda Palmerstona – zdobywał serduszka niewieście, i do zachwytu śpiewał tenorowym głosem.
Niestety, powstanie r. 1830 smutnie się skończyło! Hrabia przeto dbając o "godność osobistą" – z tysiącem dukatów w kieszeni, nie lubiąc, jak utrzymywał, długo się namyślać, drapnął jeden z pierwszych za granicę. – W zbytnim pośpiechu – posłał plenipotencję zaufanemu przyjacielowi, który z powodu częstej migreny, do niczego się nie mięszał; ten go oszukał, okradł, i biedny nasz Palmerston stał się prawdziwym emigrantem, bez grosza majątku, co w każdym wypadku jest rzeczą przykrą, w tym – stokroć przykrzejszą.
Nie napróżno wszakże uznał w sobie młody poseł – powołanie dyplomatyczne. – Przybywszy do Drezna, jednem słowem nie zdradził miny – owszem – zachowywał się jak bankrutujący ban – kier – spraszał gości, wydawał obiady, a w najętym powozie siedział tak, jakby był jego posiadaczem.
Jako w bajce Krasickiego wina spadła na koguta, bo piał na pogodę – znaleziono się i z biednym Równiną. – Mów nie słuchano, drwiono na boku, w oczy, z przekąsem kilku Śmielszych nazwało go wielkim – w skutek czego deputat dziwną poczuł w serca wzgardę dla ludzi, zapragnął samotności, i poważnych studjów.
Na to wszelako potrzeba było pieniędzy. – Mała kwota, jaką mu matka wyznaczyła na utrzymanie z własnych dochodów, wystarczyć nie mogła – a hrabia przecież nie mógł mieszkać na czwartem piętrze i wypieszczoncmi rękami czyścić sobie obówia. – Jedyny ratunek – w bogatym ożenku. – Co postanowiwszy, pokazywał się tylko w towarzystwach wieczorami, mówił wiele o uroku życia rodzinnego – nie przeczuwając nieprzyjaciół, wynosił swoje zasługi – co go czyniło tak poważnym, że kobiety uciekały od niego. – Równina był wszelako z rzędu tych, co przeszkodami gardzą. Zmienił politykę. – Z poważnego stał się ujmującym, z rozprawiającego śpiewakiem, z męża publicznego – tancerzem. – Z półskromnym uśmiechem opowiadał zakulisowe skandale, szydził ze zwiedzionych mężów – zalecał się do kilku razem kobiet – nawiedzał często teatr – i to mu więcej pomogło – niż cycerońskie perjody. – Hrabia był interesującym – nudziło go to jednakże szalenie. Człowiek ten wiedział, iż jest przeznaczony do rzeczy wielkich, a musiał żyć przyjętym przez świat cały obyczajem; co więcej, z upodobań swoich niósł światu ofiarę. – Wzdychał do spokoju, do żony, od której wymagał tylko posłuszeństwa bezgranicznego i majątku.
Tym czasom na horyzoncie teatralnym zabłysła gwiazda dramatycznego talentu… panna Karolina Ochs. Nazwisko to jest nieco trywialnem. Cóż robić?… Klopstock jest sławny, znany zaś profesor medycyny zwie się Rindfleisch. – Karolina była bożyszczem publiczności. – Wiosenno młoda – wysoka blondynka, pełna talentu – i chociaż Niemka – miała małą nóżkę – czarowała widzów. – Uwielbienie poszepnęło nawet myśl jednemu z saskich ministrów – aby trzewik jej zawiesić w "Grune Gewolbe," czemu jednakże sprzeciwiono się. Cudzoziemcy i Sasi szaleli za piękną aktorką, wiadomo zaś jest całemu światu, że gdzie można tylko poszaleć – Polak znaleźć się musi. – W salonie tedy panny Karoliny dużo zbierało się znakomitych emigrantów – między niemi i hrabia Równina. – Podarków kosztownych odbierała kopami – a jakkolwiek najmniej ich dawał deputat, największemi cieszył się względami. – Kronika skandaliczna głosiła nawet, że…
Trzebaż bo było popatrzeć na hrabiego!… na to szlachetne oblicze – wąsik dorodny, wysokie czoło, postać wspaniałą, i herkulesowych rozmiarów ramiona – na rękę i nogę rasową – na pełne wdzięku ruchy – nawet wtedy gdy wznosił chustkę do nosa, lub oczy do nieba w kościele. – A tytuł?…
Trzebaż bo znać Niemki. – Podzielić by je można na dwie arystotelesowe kategorje: szorujące rondle i robiące skarpetki cale życie, i specjalnie zajęte wzdychaniem do księżyca, porównaniem na Gretchen Gothego, w ostatnich mianowicie – pierwszej części scenach. – Wprawdzie drugich mniej z dniem każdym, lub też umieją połączyć przyjemne z pożyteezneni. Karolina – należała do wyjątków. – Władysław bywał często, mówił aż do potów gorących, machał rękami – posuwał się aż do opowiadania nieszczęść swoich. – Karolina patrząc nań, wykrzykiwała kolejno: ach, gdybyś ty był Tellem! – czemu nie jesteś Hamletem? – Jakby roskosznie to było umierać z tobą gdybyś grał Ferdynanda! – W towarzystwie polskiem rozeszła się wkrótce pogłoska, że: Władysław Ciołek Równina jest szczęśliwym Karoliny kochankiem – a wtedy starano się o posła. – Poseł jednakże miał rozum. – Od panien stronił, obawiając się trudności majątkowych – chciał wdowy i znalazł takową. – Ktoś powiedział że nad magnatem opatrzność czuwa. Zdanie to zupełnie jest słusznem.
Wdowa ta była dziwnego rodzaju kobietą; ni piękna ni brzydka, młoda jeszcze i majętna dosyć, przesycona życiem aż do znudzenia; pobożna tak bardzo jakby już zgrzeszyć nie mogła – ziewająca w towarzystwie, kapryśna w domu. – Poseł pojął, że istoty podobne łatwo ulegają wpływom silniejszego organizmu. – Nie zaspał przeto gruszek w popiele, i rozpoczął starania. – Sceny oświadczyn nie podobna pominąć.
Pani Aurora siedziała bardzo wygodnie na miękkiej kozetce, hrabia na krześle – wiewając kapeluszem.
Pani rzekła: – Ach, jak mnie życie znudziło! – Poseł zapytał głosem drżącym jak popsuta w fortepianie struna: – Czyś pani wiele cierpiała?
– Nie.
– Cóż panią znudziło?
– Brak wrażeń.
– Te smutne zostawiają wrażenia. – Lepsze – jak żadne.
– Miałaś pani przecie męża?
– Dwóch.
– Kochałaś ich pani?
– Ach, obydwaj byli tak nudni!
– Dla czegóż nie szukasz pani rozrywki w towarzystwie?
– Męczy mnie.
– Czemu się… pani nie zajmiesz czem w domu – muzyką, malarstwem?
– Ach, samej jednej dzień cały!
– Więc wszystko panią nudzi.
– Wszystko.
– Nawet ja, dodał poseł grzecznie i wstał z krzesła.
– Nie powiedziałam tego. Siadaj pan, podobno się kochasz?
– Broń Boże.
– Więc jesteś kochany.
– Nie inaczej.
– To musi być zabawne.
– Pani nie próbowała?
– Nigdy.
– Może teraz…
– Czy nie zapóźno?
– Pani – jak można być tak impertynentką dla siebie samej!
– W kimże się zakochać?
– We mnie, zażartował hrabia.
– Dobrze. – A później?
– Wziąść ślub.
– A później?