- W empik go
Osobisty przewodnik po Pradze - ebook
Osobisty przewodnik po Pradze - ebook
Osobisty przewodnik po Pradze to jubileuszowy, 10. tytuł Mariusza Szczygła, który ukazuje się dwadzieścia lat po pierwszym wyjeździe autora do Pragi, wiosną 2000 roku, kiedy to uwiodły go miasto i język.
Jak sam mówi, książka ta wzięła się ze zdenerwowania: „Od momentu pierwszych moich publikacji o Pradze nie ma tygodnia, żebym nie dostał pytania o jakieś miejsca magiczne, ważne, osobiste. Ma to być oczywiście Praga bez mostu Karola i bez Hradczan. Nadmiar tych próśb, a zwłaszcza niemożność odpisywania na wszystkie, zaczął mnie irytować, postanowiłem więc zamienić to uczucie w coś pozytywnego. Napisałem przewodnik, do którego wszystkich będę teraz odsyłał”.
Miejsca opisywane w przewodniku zobaczycie dzięki fotografiom Filipa Springera.
Dom jako cios między oczy. Dworzec jako upadła bajka. Most, który ułatwia śmierć. Schron przed beznadzieją. Góra nieobojętności. Pomnik gejów. Kościół zgubiony na podwórku. Grób jako kryształ. Kamienica, która drga. Prysznic jako metafora… Do tego rozmowy z Czeszkami i Czechami. Znanymi i nieznanymi.
Szczygieł: „W przewodniku oprowadzam wyłącznie po moich ulubionych miejscach w Pradze. W ten oto sposób książka wymyka się krytyce, że czegoś w niej nie ma. Jeśli nie ma, to mnie nie uwiodło!”.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65970-45-9 |
Rozmiar pliku: | 18 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
–––––––––––––––––––––––––––––––––
POMNÍK SBRATŘENÍ (BRATERSTWO),
VRCHLICKÉHO SADY
Każdy po wyjściu z pociągu na Praha Hlavní nádraží może od razu dostarczyć sobie małą dawkę niemoralności. Żeby szybko się zgorszyć, trzeba pójść w lewo od wejścia/wyjścia głównego, jeśli staniemy przodem do budynku dworca. Na końcu alejki prowadzącej na przystanki tramwajowe stoi pomnik dwóch pedałów. (Przepraszam za słownictwo, ale od czasu, kiedy tu po wojnie stanął, tak nazywają go prażanie. A jak mówi moja mama Stefania, nigdy nie używam brzydkich słów, tylko je cytuję! Oczywiście w tłumaczeniu).
Na cokole widzimy dwóch całujących się mężczyzn. W tym miłosnym uścisku niższy niemal chce się wspiąć na wyższego, uwieszony na jego szyi...
Pomnik Braterstwo wyrzeźbił Karel Pokorný – ten sam, który nie chciał wygrać konkursu na największy pomnik Stalina na kuli ziemskiej, więc zaprojektował wodza z rozłożonymi rękoma. Stalin przypominał Jezusa, co zdyskwalifikowało projekt^(). Analizowane w duchu komunizmu Braterstwo przy Dworcu Głównym przedstawia Rosjanina wyzwoliciela, którego Czech wita serdecznie w imieniu narodu. Radziecki żołnierz jest wyższy i dominujący, a czeski partyzant – niższy i podległy.
W duchu LGBT Rosjanin jest partnerem aktywnym, Czech – pasywnym.
Do pomnika pozowali: oficer NKWD Vasilij Prużiniew (z zawodu krawiec damski) i robotnik Jožo Vráz. Oryginał rzeźby znajduje się w Českiej Třebovej, a w Pradze stoi jej kopia. W 1970 roku pomnik przewieziono w trybie pilnym na wystawę Expo w Osace. Otóż czeski rzeźbiarz Vladimír Janoušek, żeby zaprotestować przeciwko okupacji Czechosłowacji przez Sowietów, ustawił przed narodowym pawilonem figury żołnierzy robotów, którzy mierzyli w wejście z karabinów. Kiedy się okazało, że celują od strony pawilonu radzieckiego, czechosłowackie władze zdecydowały, że wyślą do Osaki na ratunek (ideologiczny) dwóch pe..., o, przepraszam rudoarmějca i partyzanta. Na dowód, że oba narody się kochają. Konserwatywni Japończycy, nienawykli do kontaktów cielesnych w przestrzeni publicznej (nie podają sobie przecież nawet rąk na powitanie), byli nimi niezdrowo podnieceni. Pomnik szybko stał się w Osace ulubionym tłem do fotografowania.
W Pradze zaś Braterstwo tak wpłynęło na okolicę, że aż do ery internetu skwer wokół rzeźby był miejscem męskiej prostytucji.
Jeśli spod dworca chcielibyście pojechać do hotelu taksówką, nie radzę wsiadać do żadnej ze stojących obok budynku z którejkolwiek strony. Najlepiej zamówić auto w korporacji. Bez problemu znajdziecie taksówkę w sieci. Wystarczy wpisać: taxi prague sms. Na sto procent zawiadomią Was po angielsku, że auto przyjedzie pod Kawiarnię Fanty. Zaraz opowiem, jak się do niej dostać.
2. NA HLAVÁKU
–––––––––––––––––––––––––––––––––
PRAHA HLAVNÍ NÁDRAŽÍ, PRAGA DWORZEC GŁÓWNY,
UL. WILSONOVA 3
Praha Hlavní nádraží, zwana Hlavákiem, składa się z dwóch budynków. Nowego przy ulicy Opletalovej i starego przy Wilsonovej. Po powstaniu niepodległej Czechosłowacji w 1918 roku Dworzec Franciszka Józefa dostał nazwę Praha Wilsonovo nádraží od nazwiska prezydenta USA Thomasa Woodrowa Wilsona. Czesi chcieli w ten sposób podziękować za to, że ogłaszając swój sławny program pokojowy po pierwszej wojnie światowej, znany jako 14 punktów Wilsona, prezydent nie zapomniał o Czechach i Słowakach. W punkcie dziesiątym umieścił „stworzenie autonomii narodom Austro-Węgier”. (Polska z dostępem do morza znalazła się w punkcie trzynastym i podziękowała prezydentowi placem Wilsona w Warszawie).
Między starym a nowym dworcem przebiega droga szybkiego ruchu, ale w środku oba budynki są połączone. Nowy budynek powstał w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, a kilka lat temu przeszedł rekonstrukcję z zachowaniem oryginalnej czerwonej kolorystyki i detali architektonicznych.
Stary dworzec został otwarty w 1871 roku przez samego cesarza Franciszka Józefa, ale w latach 1901–1907 przebudował go architekt Josef Fanta. Zaprojektował budynek z halą główną nakrytą kopułą. Półkolista sala secesyjna obsługi pasażerów przyciąga wielbicieli tego stylu. Po oddaniu do użytku nowego dworca zamieniono ją w kawiarnię – stąd nazwa Fantova kavárna, czyli Kawiarnia Fanty. Szybko zmarniała, stając się miejscem spotkań półświatka.
W 2018 roku przywrócono jej dawny blask, a żeby się o tym przekonać, musimy na najwyższym, trzecim poziomie nowego dworca znaleźć schody ruchome, które nas do niej zawiozą. Z kawiarni wychodzi się na ulicę Wilsonovą i to właśnie tam zatrzymują się zamawiane taksówki.
pomnik zapozna gołębia
Specjalnie dla Was porozmawiałem z praskim taksówkarzem. Gdy tylko włączył licznik, przedstawił się. Jakby wiedział, że zostanie bohaterem mojej książki.
– Dobrze, że pan do mnie wsiadł – zaczął – bo ja w przeciwieństwie do większości taksówkarzy w Pradze nie jestem idiotą.
Żeby poczuł się jak w rodzinie, powiedziałem: – To się dobrze składa, bo ja też nim nie jestem.
Jechaliśmy, miło gawędząc, aż wyszło, skąd pochodzę: – Pan się nie denerwuje i jako Polak nie bierze tego do siebie...
– Nigdy niczego nie biorę do siebie, nie ma, proszę pana, we mnie nic z typowego Polaka...
– No to mam pytanie – powiedział. – Dlaczego, proszę pana, tylu waszych oficerów dało się zabić w Katyniu?
– Słuchaaaam...?!
– Bez względu na to, kto ich zamordował, czy Rosjanie, czy Niemcy, dlaczego dali się prowadzić jak owce na rzeź? Polacy, a w ogóle się nie bronili. My mamy takie zdanie o was, że...
– Oni byli rozbrojonymi jeńcami! Jak mieli się bronić?!
– No ale jakoś mogli próbować, nie?
– ...
Kiedy głupota spada na mnie jak młot, aby przeżyć, mam na nią dwa sposoby. Pierwszy – i ten stosuję najczęściej – to milczenie. Nie reaguję, bo wiem, że na idiotę szkoda mi cennej życiowej energii. Przypominam sobie wtedy, że zostało mi bardzo mało życia – nie warto więc go tracić na to, co nie jest ważne. Żeby nie było plotek: nie jestem chory na żadną śmiertelną chorobę. Uważam, że zostało mi bardzo mało życia, bo jestem już po pięćdziesiątce. I te lata przeleciały jak mgnienie. Ile jeszcze mogę żyć? Czterdzieści lat w najlepszym przypadku. I te także miną jak mgnienie. Naprawdę uważam, że moje dni są policzone. Nie odzywam się więc z oszczędności. Drugi sposób – szybki atak, ale również taki, żeby nie stracić energii. Atak jak cięcie noża i do idioty trzeba wzywać pogotowie.
Postanowiłem go zastosować.
Profesor Przemysław Czapliński napisał w Poruszonej mapie, że pokazałem Polakom radykalnie nowy obraz czeskiej historii. Niestety, w taksówce z lotniska nie mogłem pozostać niewolnikiem tych słów. Wyciągnąłem najbardziej skrywaną i niemoralną broń.
Dowcip o Czechach, suchar. Nigdy bym go nie użył, teraz jednak to była sprawa życia i śmierci. I honoru Polaka. Nie znoszę tych głupich dowcipów na temat naszych sąsiadów, które głównie mają nas wywyższyć, ale żeby pognębić czeskiego taksówkarza, musiałem spytać:
– Wie pan, dlaczego wy, Czesi, w czasie okupacji nie mieliście partyzantki?
– Nie wiem.
– Bo Niemcy wam nie pozwolili.
Omal nie puścił kierownicy. Odwrócił się do mnie dwa razy:
– Jeeežiši!, Jeeežišmarjaaa... No to jest coś wspaniałego! Normalnie najlepszy mój kurs w tym miesiącu. Jak opowiem kolegom, zesikają się ze śmiechu. Świetne!
Śmiał się jeszcze ze trzy minuty.
– Jaki to prawdziwy dowcip! – mówił, krztusząc się niemal. – Powiem panu coś. My, Czesi, jesteśmy jak ryby. Ryba jest śliska i przez wszystko się prześlizgnie. I to jest prawda o nas.
– To dobrze czy źle?
– Źle. Z punktu widzenia psychologii nawet bardzo. Dlatego że wielu z nas ma poczucie, że nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi.
– A kim?
– Czujemy się nadludźmi. Nas nic nie złamie, bo zawsze się wymigamy, przeciśniemy, unikniemy, a przy tym nic nie poczujemy. Jesteśmy ponad innych. A już w ogóle nie reagujemy, gdy chodzi o godność i honor. Dzięki temu nas nie da się zranić.
– No ale przecież nie wszyscy – zaprotestowałem. – Tłumaczka moich książek na czeski, pani Helena Stachová, całymi Czechami się przejmuje każdego dnia. A jak tylko coś powiem, że wy to i tamto, pani Helena natychmiast reaguje: „Także jestem Czeszką i ja bym się tak nie zachowała, i co ty na to?”. Każdy stereotyp mi z ręki wytrąca.
– Pan mówi o elicie, a ja mówię o tych, których w taksówce wożę, a pani Stachovej raczej nie wiozłem, bobym zapamiętał. Jesteśmy, proszę pana, skurwionym narodem. Czech za sukces drugiemu by oczy wydrapał, ale tego nie robi. A wie pan dlaczego? Bo jest zbyt leniwy i mu się pazurów zapuścić nie chce... Czech...
– I pan tak to bez oporów mówi? Do cudzoziemca?!
– Nie rozumiem... że o czym mówię bez oporów?
– No o swoim narodzie.
– Pan przeczyta, czego nas uczył nasz prezydent Masaryk, to zrozumie.
W ten sposób taksówkarz zadał mi pracę domową. Nabyłem antologię myśli Tomasza Masaryka – założyciela państwa czesko-słowackiego (100 × TGM Pavla Kosatíka).
„Nieprzyjaciel – pisał w 1893 roku Masaryk, filozof i poseł na sejm wiedeński – czuje większy strach przed narodem, który sam siebie krytykuje”.
„Powiedzą wam, że krytyką i polemiką niszczycie jedność i odsłaniacie słabości swojego obozu. Ale upadek naszego kraju nastąpił w czasach jedności” – głosił Masaryk dwadzieścia pięć lat przed tym, nim został prezydentem demokratycznej Czechosłowacji.
Zarzut, pisze autor, że krytycyzm rozbija jedność narodową, był jednym z najczęstszych oskarżeń, z jakimi Masaryk musiał walczyć. Całe życie stawiał mu czoło, nawet jako prezydent. Starał się argumentować, że od braku jedności wywołanego krytyką gorsza jest jedność budowana na iluzjach narodu o sobie samym.
Na ulicy Evropskiej przerzuciliśmy się z taksówkarzem na Polaków.
Przypomniała mi się czeska reklama T-Mobile, w której Czech, narciarz, zatrzymuje się w lesie i zostaje oszukany przez handlarza z Polski. Ten ma pod połami płaszcza cały skład towarów i wciska Czechowi zepsuty telefon, a kradnie mu dobry. Reklama jest śmieszna, bo oszust, który czyha na narciarzy, jest przebrany za choinkę.
Poskarżyłem się więc, że Polak choinka nam się nie spodobał. Ambasada w Pradze wystosowała do T-Mobile protest, a na YouTubie do dziś widnieje pod filmikiem zdanie: „To kolejny przypadek czeskich szykan...”.
Rozmawiałem wtedy z wieloma Czechami, którzy byli naprawdę zaskoczeni i zmieszani, że nas ta reklama uraziła.
– Ja też nie rozumiem, co w niej obraźliwego – przyznał taksówkarz.
– No przecież pokazujecie nas jako oszustów i złodziei – powiedziałem ja, który oczywiście jako Polak niczego nie biorę do siebie...
– Ale my najpierw pokazaliśmy Czechów. Narciarz jest durniem, bo oddaje swój telefon choince. Kto robi interesy z facetem przebranym za drzewo? Zna pan takiego? Tylko Czech idiota.
– No może...
– Wie pan, nam nie przyszło do głowy, że wy, Polacy, tak lubicie być pomnikiem. My wolimy być gołębiem.