Ostateczna bitwa o rodzinę - ebook
Ostateczna bitwa o rodzinę - ebook
Ostateczna bitwa o rodzinę
TRWA ZACIEKŁA BITWA O RODZINĘ. CZAS NA PRAWDZIWY PLAN RATUNKOWY. Szatan i jego słudzy zrobią wszystko, by zniszczyć Boży plan na rodzinę i małżeństwo! Co możemy zrobić w obliczu nadciągającej konfrontacji? KSIĄDZ PIOTR GLAS, rekolekcjonista i były egzorcysta, orazDR JACEK PULIKOWSKI, ceniony doradca rodzinny, mąż i ojciec, z odwagą i determinacją przypominają nam, jaka jest prawdziwa wartość rodziny i z jakimi niebezpieczeństwami oraz atakami musi się dziś ona mierzyć. W czasach, gdy świat proponuje nam relacjeRODZINOPODOBNE, małżeństwa przeżywają kryzys spowodowany brakiem otwartości na życie oraz wiarę, podważa się tożsamość mężczyzny i kobiety, potrzebujemy mocnego i klarownego głosu opowiadającego się za Prawdą. Opierając się na własnym bogatym doświadczeniu pracy z ludźmi, ks. Piotr Glas wraz z Jackiem Pulikowskim wskazują, że rozpad małżeństw jest dziś ściśle związany z odejściem od Boga. Siostra Łucja z Fatimy powiedziała:„Ostateczna bitwa pomiędzy Bogiem a królestwem szatana zostanie stoczona w kwestiach małżeństwa i rodziny”.Czas na plan ratunkowy, bo PRZYSZŁOŚĆ LUDZKOŚCI ZALEŻY OD RODZINY.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66859-88-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RODZINA – OSTATNI BASTION WOLNOŚCI
Na przestrzeni dziejów ludzie żyli, pracowali i umierali, żeby utrzymywać i chronić swoje rodziny. Nie bez racji. Rodzina, wyrastająca z płodnego zróżnicowania płci, jest kamieniem węgielnym ludzkiej tożsamości. Jest głębokim źródłem bezpieczeństwa i sensu życia. Daje każdemu z nas dom i miejsce w świecie, wiążąc dawne pokolenia z przyszłymi. Stanowi dobro nie tylko dla jednostki. Arystoteles pisał, że „w rodzinie spotykamy pierwsze początki i źródła przyjaźni, i ustroju, i sprawiedliwości”¹. Rodzina wyrabia w osobach do niej należących charakter moralny. Wpaja nawyki pracy, wzajemnego szacunku i panowania nad sobą. W ten sposób wzmacnia wszystkie inne instytucje społeczne. Dzięki silnym rodzinom powstają zdrowe społeczeństwa. Słabe i rozbite rodziny tworzą coś przeciwnego.
Z tego przekonania powstała książka Ostateczna bitwa o rodzinę – zapis długiej i mądrej rozmowy prowadzonej przez dwóch promotorów ludzkiej miłości i apostołów chrześcijańskiej wizji małżeństwa i rodziny. Katolicki kapłan ks. Piotr Glas, znany rekolekcjonista, proboszcz angielskiej parafii pod wezwaniem św. Józefa w Reading, wymienia się doświadczeniami i refleksją z dr. inż. Jackiem Pulikowskim, od lat zaangażowanym w duszpasterstwo rodzin i poradnictwo rodzinne. Obaj rozmówcy znani są z tego, że dla Chrystusa i Kościoła gotowi są stracić nie tylko czas i siły, ale i twarz. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po tę nieprzeciętną książkę, będącą wypchanym po brzegi skarbcem wiedzy o współczesnych małżonkach i rodzicach. Z pewnością przyciągnie ona jak magnes uwagę również innych poszukiwaczy swego miejsca w życiu. Jej lektura daje czytelnikowi ogrom wiedzy o sprawach ludzkich relacji miłosnych, niejednokrotnie zaskakując oryginalnością i światłem odpowiedzi zgoła odmiennych od wizji lansowanej w mediach. Jej wartością dodaną jest z całą pewnością potężna zachęta do uwolnienia się od dominującego bełkotu i banału w sprawach ludzkiej intymności i do pójścia pod prąd w poszukiwaniu prawdy o sobie samym. To podręcznik umiejętności kochania drugiego człowieka i budowania trwałych relacji z nim w oparciu o sekret chrześcijańskiego zaufania do Chrystusa. Rzadko można natrafić na publikację umiejętnie łączącą zakochanie ze zbawieniem, orgazm z uświęceniem, miłość z krzyżem. Jak się okazuje, terenem walki o niebo może być nie tylko klęcznik i kaplica, lecz także sypialnia dzielona z ukochaną osobą.
Obszary duchowej walki
Rodzina powinna być zatem ważna – tymczasem współczesny model życia przyczynia się do jej cierpienia. Zazwyczaj zgodnie potakujemy, gdy słyszymy o wartości małżeństwa i rodziny, ale dzisiejsza kultura i rozwiązania prawne nastawione są na osłabienie jednego i drugiego. Upadek małżeństwa pociąga za sobą upadek rodziny, a upadek rodziny nieuchronnie prowadzi nie tylko do upadku społeczeństwa, lecz także do zaniku wiary. Jak przypominają nam papieże i święci, rodzina jest „Kościołem domowym”. Rządzona mądrze i z miłością, jest inkubatorem wiary.
Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że uśmiercenie rodziny pociąga za sobą śmierć społeczeństwa oraz eutanazję Kościoła. Dobrze o tym wie diabeł. Z tego też powodu wielkie systemy totalitarne, których polityka doprowadziła do niewyobrażalnego w skutkach ludobójstwa XX wieku, systematycznie i planowo zwalczały rodziny i Kościoły. Zawsze istniał ścisły związek między wiarą a rodziną. Wielu niesłusznie uważa, że schyłek rodziny na Zachodzie jest skutkiem procesów sekularyzacyjnych. Jest dokładnie odwrotnie: to kryzys rodziny napędza tryby sekularyzacji społeczeństwa. Zależność tę można wyrazić następująco: to, co postanowisz zrobić w przyszłości, jeśli chodzi o rodzinę – czy ją założysz, ożenisz się, ile będziesz chciał mieć dzieci – będzie miało ogromny wpływ na to, ile czasu spędzisz (lub nie) w kościele. Oczywiście pozytywny wpływ na religijność mają rodziny liczne i trwałe. W tym sensie wręcz sejsmiczny efekt wywołało w społeczeństwie wydobycie się z butelki złego ducha antykoncepcyjnego przyzwolenia, a wraz z nim łatwiejszy do zrealizowania seks pozamałżeński oraz uwolnienie się od obawy o „niechcianą ciążę”. W skrócie: im więcej pigułki, tym mniej czasu na rodzinę, a w związku z tym mniej czasu na religię. Więcej pigułek, mniej Boga.
Historyk i analityk społeczny Christopher Lasch opisywał rodzinę jako „przystań w bezdusznym świecie”². Praktycznie każdy człowiek marzy o udanej rodzinie. I praktycznie każda rodzina jest mieszaniną poświęcenia i egoizmu, światła i ciemności, pęknięć i odbudowy. Kultura współdziała z rodziną, żyje z nią w symbiozie. Silne rodziny tworzą silne społeczeństwo. Ale zdrowe społeczeństwo, by takie pozostało, musi także służyć zdrowiu rodziny. W naszym kraju i w naszych czasach przeciwdziałają temu różne czynniki.
John Locke, twórca myśli liberalnej, uważał tradycyjne pojmowanie struktury rodzinnej za mało praktyczne. Małżeństwo według niego było umową zawartą między autonomicznymi jednostkami, mężczyzną i kobietą, w praktycznym celu: zrodzenia i wychowania dzieci. Nie miało nic wspólnego z przymierzem. Nie oznaczało, że dwie odrębne osoby stają się „jednym ciałem”. Autorytet rodziców, zdaniem Locke’a, był tymczasowy, a nie wynikający z natury. Małżeństwo mogło zostać rozwiązane, gdy jego użytkowa rola związana z dziećmi dobiegła końca.
W podobnym kierunku podążała filozofia komunizmu. Wedle jej założeń wszelka moralność zależy od metod produkcji. Rodzina kapitalistyczna opiera się na kapitale lub indywidualnym zysku i „zniknie wraz z kapitałem”. Jeśli zlikwiduje się zasadę dziedziczenia i da się kobietom prawa równe z mężczyznami, rodzina zbudowana na własności prywatnej i wypływającym z niej prawie dziedziczenia, a także na dominacji męża nad żoną – ponieważ to on otrzymuje kopertę z wynagrodzeniem od pracodawcy – wnet zniknie. A co z miłością? Marksiści oddzielali miłość od woli i umieszczali ją w gruczołach, przekonując, że „tylko związek oparty na miłości jest moralny. Stąd związek powinien trwać tak długo, jak trwa miłość. Kiedy miłość wygaśnie bądź też zastąpi ją nowa namiętność, rozwód staje się korzyścią”³. Jak twierdziła radziecka propagandystka Aleksandra Kołłontaj, miłość jest szklanką wody, którą się pije, aby zaspokoić pragnienie. Pijesz wodę i zapominasz o szklance, a zatem cieszysz się przyjemnością, nie zwracając uwagi na osobę. W zgodzie z sowieckim kodeksem rodzinnym małżonkowie mogą się rozwieść w każdej chwili. Wystarczy jedynie wysłać pocztówkę do urzędu stanu cywilnego, który z kolei inną pocztówką powiadomi o nieistnieniu związku⁴. Widać, skąd się wzięła inspiracja dla współczesnego podejścia do miłości.
Zdaniem Roberta Kraynaka
rodzina chrześcijańska jest heteroseksualnym, monogamicznym związkiem ustanowionym przez Boże prawo przez wzgląd na prokreację i miłość. Jest obrazem Boga w istotach ludzkich tęskniących za nieśmiertelnością i ofiarną miłością. Już same te cechy sprawiają, że rodzina chrześcijańska jest kontrowersyjna we współczesnej demokracji, w której prawa gejów, prawo do aborcji i feminizm podważają naturalne i Boskie fundamenty rodziny⁵.
W epoce wszechobecnych liberalnych mediów – liberalnych wobec niektórych spraw, a nietolerancyjnych względem innych – chrześcijańskie przekonania dotyczące seksu i rodziny nie mają dobrej prasy. Wrogość wobec idei rodziny jako takiej – matki, ojca, dzieci i dalszych krewnych – jest znakiem rozpoznawczym współczesnej epoki.
Tysiące kłamstw o miłości
Trzeba przyznać, że ludzka miłość i rodzina przeżywają dziś prawdziwe trzęsienie ziemi. A to wszystko doprowadziło do oderwania się seksualności od otwartości na życie, od małżeństwa, a nawet od samej miłości. W tle natomiast odnajdujemy próbę oderwania człowieka od jego wnętrza. W wielu tekstach postnowoczesnej kultury przebrzmiewa przekonanie, iż prawdziwą naturą człowieka, jego istotą, jest jego duchowość. Ludzki duch potrzebuje uwolnienia od wszystkiego, co jest „na zewnątrz”, to znaczy od ciała i seksualności. Także i te rzeczywistości potrzebują uwolnienia, bowiem jeśli pozostają zamknięte w strukturach społecznych konwenansów, stanowią dla człowieka prawdziwą przeszkodę w wyrażeniu swego „ja”. Dla wolnego ducha nie istnieje niemoralność, dobro albo zło. Towarzyszy mu przekonanie, że potrafi on być świadomy prawdy o sobie i o swoim przeznaczeniu, toteż może przeżywać każde doświadczenie poza kategoriami winy lub zasługi. Oto nowa natura człowieka: z jednej strony utożsamiana z materiałem biologicznym podlegającym determinizmowi przyrody, z drugiej zaś postrzegana jako czysty duch niepodlegający ograniczeniom ciała. Ta druga koncepcja wiąże się z przekonaniem o czystości i spójności ducha ludzkiego niezależnie od tego, w jaki sposób i do czego używa się ciała. Ten powszechnie przyjmowany sposób rozumowania przypomina starożytną gnozę, którą św. Ireneusz z Lyonu, chrześcijański pisarz z III wieku po Chrystusie, charakteryzował następująco:
Jak złoto rzucone w błoto nie traci nic ze swego blasku, ale zachowuje swą właściwość i błoto mu nie szkodzi, tak też i oni – gnostycy – twierdzą, że jakiejkolwiek materialnej czynności się oddają, nie ma to żadnego negatywnego wpływu ani nie jest w stanie zaszkodzić ich duchowej naturze. Z tego też powodu ci, którzy wśród nich uchodzą za doskonałych, popełniają bez skrupułów wszelkie zabronione czyny, o których Pismo mówi, że „kto dopuszcza się tych rzeczy, królestwa Bożego nie odziedziczy” (Ga 5, 21)⁶.
Nie ma w gnostyckim sposobie myślenia żadnych moralnych barier dla ludzkiego działania, bowiem cała rzeczywistość jest rozumiana jako więzienie dla prawdziwego wewnętrznego „ja”, dla tego, co w nas boskie, dla wolnego ducha. Stąd też swobodny seks w niczym nie może naruszyć wyzwolonego z wszelkich form represji ducha. Gnostycki libertynizm odnosi się z pogardą do ciała, traktując je jako coś zewnętrznego w stosunku do prawdziwego bytu i godności osoby. W tym właśnie celu rewolucja seksualna z całą swą furią zaatakowała rodzinę, aby obalić obowiązujące w niej limity i dotrzeć do domniemanej ostatecznej wolności ducha. Można powiedzieć, że rodzina to ostatni bastion broniący sensu rzeczywistości i wyczucia granic przed całkowitym zatraceniem się w iluzorycznej dowolności. W rodzinie nie jesteśmy wszechmogącymi bogami, ale zależymy od innych, zwłaszcza od rodziców, ci zaś od Boga Stwórcy. Domniemany „nowy człowiek” pragnie uśmiercić Boga: nie potrzebuje już zależności od Niego, sam bowiem napawa się swą wątpliwą boskością. Oto motyw współczesnego buntu przeciw rodzinie. Zawsze łatwiej jest stwierdzić, że Boga nie ma, aniżeli być świadomym nieposłuszeństwa względem Jego woli. Człowiek nie chce słyszeć w sobie głosu kogoś innego, gdy zadowala się własną zachcianką; nie istnieje zaś skuteczniejszy środek na znieczulenie sumienia niż uleganie seksualnym uciechom. Święty Grzegorz z Nyssy uczył, że „spośród wszystkich namiętności wdzierających się w ludzkie serce nie ma innej o równej sile niszczenia jak rozwiązłość”⁷. Ogromnie skutecznym narzędziem służącym niszczeniu człowieka jest doprowadzanie do upadku jego obyczajów. Im bardziej człowiek jest zepsuty w swym postępowaniu i im bardziej pozostawiony sobie samemu ze swymi słabościami, tym łatwiejszym łupem staje się dla utopijnych ideologii. „Wysoki poziom moralny w połączeniu ze zdrowymi obyczajami rodzi świętych – mawiał Gustave Thibon – natomiast zeszpecenie go złym prowadzeniem rodzi żyjących złudzeniami rewolucjonistów”⁸. Wiadomo, że rodzina stanowi środowisko przekazu wartości i pozytywnych wzorców postępowania. Oderwana od rodziny jednostka różni się zdecydowanie od człowieka, którego korzenie istnienia zostały głęboko zanurzone w rodzinnej tożsamości. Społeczeństwo samotnych jednostek i społeczeństwo oparte na rodzinie to dwie całkowicie odmienne rzeczywistości społeczne.
Kościelne zmagania
W Kościele jest wiele norm i argumentów ratujących ludzi przed seksem przeżywanym w oderwaniu od miłości i odpowiedzialności za drugą osobę, choć niewiele par uszu jest dziś skłonnych się w nie wsłuchiwać. Propozycje Kościoła coraz częściej odbijają się od muru obojętności współczesnych społeczeństw, bardziej przejętych zachętą sformułowaną niegdyś przez Friedricha Nietzschego: „Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach! Truciciele to są, wiedni czy nieświadomi!”⁹. Toczy się batalia pomiędzy tymi, którzy sami zamierzają zbudować sobie raj na ziemi, a tymi, którzy ośmielają się z nadzieją spoglądać w niebo. Dym tej walki spowijał środowiska młodych ludzi pokolenia rewolucji seksualnej 1968 roku, teraz zaś przenika święte pomieszczenia kościelnych duszpasterstw i redakcji. Także kontrasty, jakie ujawniły się podczas ostatnich dwóch synodów o rodzinie w latach 2014 i 2015, ogniskowały się wokół pytań: Czy wszelkie możliwe relacje seksualne, które zdominowały styl życia postnowoczesnych ludzi, mają w sobie coś dobrego? Czy można pomóc osobom rozwiedzionym tkwiącym w innych związkach, zapraszając ich do sakramentów? Czy nierozerwalność małżeńska nadal leży w zasięgu możliwości nowoczesnych kobiet i mężczyzn? Czy ma jeszcze sens przeciwstawianie się głównemu nurtowi fascynacji antykoncepcją?
Te pytania uświadamiają nam, że Kościół znajduje się w sytuacji nowej schizmy. Mówił o niej kard. Walter Kasper: „Nauczanie Kościoła okazuje się bardzo odległe od rzeczywistości. Mamy do czynienia z pewną praktyczną schizmą. Wielu chrześcijańskich małżonków, dla przykładu, nie żyje już według wskazań encykliki Humanae vitae na temat antykoncepcji”. Rozwiązaniem według niemieckiego hierarchy byłoby postawienie na prymat duszpasterstwa ponad doktryną, „która nie może pozostać abstrakcyjną wykładnią”¹⁰. Kardynał Gerhard Ludwig Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przestrzegał przed nieuzasadnionym rozdzielaniem nauczania kościelnego od praktyki, dodając, iż może to doprowadzić do podobnych skutków jak rebelia protestancka 1517 roku: „Trzeba żyć tak, jak się myśli, inaczej bowiem dojdzie się do myślenia tak, jak się żyje”¹¹. Mimo że obaj kardynałowie niemieccy zdają się mówić o tym samym, ich oceny zjawiska są diametralnie odmienne. Niewielu jest jednak zainteresowanych wstępowaniem na ślubne kobierce, kogo zatem może interesować spór między dwoma teologami? Niektórzy sarkastycznie dodają, że dziś małżeństwami przejmują się tylko księża i homoseksualiści – przy czym jedni stają w obronie tych tradycyjnych i sakramentalnych, drudzy natomiast walczą o przyznanie im jak największej liczby praw. Batalia, w którą angażuje się Kościół, ma jednak głęboki sens. Chodzi w niej nie tylko o kształt społeczeństwa i ochronę uprzywilejowanego środowiska osobotwórczego, jakim jest rodzina¹². Małżeństwo jest sakramentem Chrystusa Zmartwychwstałego. Nawet gdy się fizycznie rozpadnie, nie przestanie być drogą zbawienia dla uczniów Jezusa.
Dziś Kościół, małżeństwo, seksualność, wolność, prawda, łaska i miłosierdzie znalazły się na jednej płaszczyźnie wzajemnych zależności, przyczyniając się do powstania diametralnej różnicy między życiem skoncentrowanym na tymczasowości a tym zorientowanym na wieczność.
Problemolodzy i rozwiązywacze
Kardynał Giacomo Biffi, przemawiając w przeddzień konklawe 2005 roku, zacytował Mafaldę ze słynnej argentyńskiej kreskówki Joaquína Lavado:
Świat jest pełen „problemologów”, lecz brakuje „rozwiązywaczy”. Ile zamieszania, pogubienia i pobłądzenia spadło w tych latach na Lud Boży, zasmucając zwłaszcza maluczkich? W tym całym zamęcie nieraz można ulec wrażeniu, że dziś o wiele bardziej w modzie są „problemolodzy” niż „rozwiązywacze”. Tymczasem miłość prawdziwa trwa na wieki i odmienia serca oraz przeznaczenie wieczne ludzi. Miłość podnosi się, by przeciwstawić się złu. Niszczy je, biorąc je na siebie. Miłość nie może sprzeciwiać się zamiarom Boga, prawom Bożym. Dzisiejszy świat tego nie rozumie, bo nie zna już Boga¹³.
Zdaniem kardynała z Bolonii wszyscy możemy zbliżyć się do miłosierdzia Bożego. Ważne, by go nie zbanalizować – podobnie jak nie możemy banalizować Kościoła, jego nauczania i dyscypliny. Sztuka duszpasterzowania wymaga dwóch rzeczy: ukazywania najpełniejszego chrześcijańskiego przesłania bez ogródek i kompromisów oraz cierpliwego zanurzania się w ludzką połowiczność. Trzeba uważać, by przy tym nie pominąć innej ważnej sprawy – nie wolno lekceważyć prawdy! Unikanie mówienia o niej wcale nie oznacza, że bardziej wierzy się w zbawienie. Odrzucanie wiary w piekło wcale nie wzmacnia przekonania o istnieniu nieba. Człowiek, który szuka Boga i Kościoła skrojonego na własną miarę lub na miarę dominujących mód, już się Boga w zasadzie wyrzekł.
Drogi czytelniku, książka ta wpisuje się w dzieje chrześcijańskiego radykalizmu. Domaga się podejścia do życia z pasją. O jaką pasję chodzi? O miłość. Prawdziwa Miłość przyszła do nas z nieba. Narodziła się na obrzeżach rzymskiego imperium, na wzgórzu zwanym Kalwarią, w piątek zwany Wielkim Piątkiem. Był to Ogień, który zapłonął w pewnym Człowieku ukrzyżowanym za grzechy świata, a ekstatyczny szczyt osiągnął siedem tygodni później, w dzień Zesłania Ducha Świętego, gdy pokazał się w postaci płonących języków, potem zaś przyjął postać męczeństwa, mistycyzmu, działalności misjonarskiej i apostolatu. Zmiótł ze świata greckie ideały umiarkowania i rzymską obojętność wobec prawdy. Ludzie byli tak pochłonięci miłością, że opuszczali domy, aby głosić Dobrą Nowinę. Młode kobiety całe serce oddawały swoim małżonkom. Przez pokolenia ta pochodnia była przekazywana i miliony tak bardzo kochały swego Pana, że żadne pochlebstwa nie mogły zmusić ich do odwrócenia się od czegoś, co sprawiało, że wszelkie ziemskie rzeczy wydawały się próżne. To rodzaj ognia, którego nam brakuje. Choć miłość wciąż ogarnia niektórych wiernych, to jeśli chodzi o świat, jakby przestała istnieć, a jej ogień przygasał.
Młodzi ludzie szukają ognia, miłości. Chcą też wierzyć, że istnieje zło na świecie i że człowiek winien je zwalczać. Niestety dzisiejszy świat przekonał ich, że jedyne zło jest w porządku pieniądza. Uwierzyli zatem, że można pogodzić pasję walki z powszechną niesprawiedliwością z kompletnym zaniedbaniem własnej prawości. Mają sumienie czułe, by zwalczać zło innych, ale nie mają żadnej siły, by przeciwstawić się własnemu. Toczą walkę z rzekomą podłością innych, lecz zrzucają z siebie obowiązek powierzenia się Bogu. Akcje sprzątania popychają ich do angażowania się w zaprowadzanie porządku na coraz to nowych obszarach, tymczasem nikt nie wyrzuca śmieci zalegających we własnym sercu. Dzieje się jak w przypowieści o pustym domu: wypędzamy diabła z naszych głów i domów, lecz skoro miłość w nich nie mieszka, siedem innych demonów, gorszych od poprzedniego, przybywa, aby je zasiedlić. Człowiek nie może żyć bez wielkiej miłości, w przeciwnym wypadku da się pochłonąć tandecie i podróbkom.
Książka ta nie jest nowym poradnikiem „sztuki kochania” ani też pseudoreligijnym podręcznikiem moralności. Autorzy nie chcą stawać ani po stronie „problemologów”, ani po stronie „rozwiązywaczy”. Wiedzą, że czekają nas trudne czasy. Będą one wymagały „przepasanych bioder i zapalonych pochodni” (por. Łk 12, 35) – ale nie wolno nam tracić ufności. Bóg prowadzi nasze życie. Chrystus przelał za nie swoją krew na krzyżu i daje nam swego Ducha. Ci, którzy napisali tę książkę, a także ci, którzy ją wydali, dobrze wiedzą, że
Przyjdzie chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie! (2 Tm 4, 3–5)
Im silniejsze wieją lodowate wiatry zmian i rewolucji, tym więcej potrzeba nam ognia prawdziwej miłości.
ks. Robert Skrzypczak------------------------------------------------------------------------
¹ Arystoteles, Etyka wielka. Etyka eudemejska (1242 a-b), tłum. W. Wróblewski, Warszawa 1977, s. 250.
² C. Lasch, Haven in a Heartless World. The Family Besieged, New York 1979, s. 96.
³ F. Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, Kraków 1912, s. 95.
⁴ F.J. Sheen, Communism and the Conscience of the West, New York 1951, s. 141.
⁵ R. Kraynak, Christian Faith and Modern Democracy. God and Politics in the Fallen World, Notre Dame 2011, s. 215.
⁶ Św. Ireneusz z Lyonu, Adversus haereses, I, 6, 2.
⁷ Św. Grzegorz z Nyssy, Vita Moisis, II, 301: PG 44, 361 i nn.
⁸ G. Thibon, Ritorno al reale, Milano 1998, s. 118.
⁹ F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum. W. Berent, Kęty 2004, s. 14.
¹⁰ W. Kasper, A muchos la doctrina les resulta muy alejada de la realidad; hay un cisma práctico, wywiad z Mariano De Vedia, „La Nación”, 6 września 2015.
¹¹ P. Bourget, Le Démon de Midi, Paris 2001; M. Matzuzzi, Separare pastorale e dottrina è „sottile eresia”, dice il cardinale Müller, „Il Foglio”, 4 grudnia 2014.
¹² Por. K. Wojtyła, Rodzina jako „communio personarum”. Próba interpretacji teologicznej, „Ateneum Kapłańskie” 1974, t. 83, z. 3, s. 348.
¹³ M. Carletti, Il Conclave 2005 e le sue sfumature: il racconto di un grande cardinale, „Libertà e Persona”, 10 grudnia 2015.
¹⁴ Paweł VI, Encyklika „Humanae vitae”, nr 8.