Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni dzień Don Juana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni dzień Don Juana - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 282 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSTAT­NI DZIEŃ DON JU­ANA

Dra­mat Fan­ta­stycz­ny w 5-ciu ob­ra­zach.

przez

Sta­ni­sła­wa hr. Rze­wu­skie­go

Kra­ków

Na­kła­dem Dwu­ty­go­dni­ka Il­lu­stro­wa­ne­go "ŚWIAT"

Druk Wł. L. An­czy­ca i Spół­ki, pod zarz. Jana Ga­dow­skie­go.

1888.

OSO­BY.

DON JUAN MA­RA­NA.

DON LUIS MA­RA­NA,

DON­NA OLYM­PIA,

DON CAR­LOS, lat 16, syn ich.

SGA­NA­REL.

AL­KAD.

RO­BOT­NIK.

CHŁOP.

DOK­TOR.

KO­BIE­TA.

DUCH MAR­TY.

DUCH OJCA DON JU­ANA.

(Wo­bec scen za­strze­ga­ją się pra­wa au­to­ra).-

OB­RAZ PIERW­SZY,

Po­kój w klasz­to­rze. Kaga kom­na­ta z czar­ne­mi obi­cia­mi.

Koc zu­peł­na.

SCE­NA I.

Don Juan leży bez przy­tom­no­ści z pra­wej stro­ny, z le­wej stro­ny klę­czy duch Mar­ty w bie­li, ja­skra­wym bla­skiem oświe­co­ny. W głę­bi sce­ny, z pra­wej, na ciem­nem tle ścia­ny po­ka­zu­je się duch ojca Don Ju­ana.

Duch Mar­ty.

Bądź bło­go­sła­wio­ny, ra­do­sny i mi­ło­sier­ny du­chu, któ­ry ra­czysz po­wra­cać na tę zie­mię wy­stęp­ku, aby przy­nieść mej zbo­la­łej du­szy ra­do­sną obiet­ni­cę i od­po­wiedź Bo­ską! Du­sza moja za­le­d­wie wy­zwo­lo­ną zo­sta­ła z ziem­skiej po­wło­ki, a już za­gad­kę wszech­by­tu od­ga­dłam i los mój jest mi oznaj­mio­ny. Ty­siąc lat… ty­siąc lat cier­pie­nia wy­ma­ga­ne są przez wyż­szą spra­wie­dli­wość, abym do­stą­pić mo­gła szczę­ścia wy­brań­ców; do­pó­ki nie prze­brzmi ostat­nia go­dzi­na tych dzie­się­ciu wie­ków, wro­ta raju są dla mnie za­mknię­te. Lecz czem są dzie­sięć wie­ków wo­bec zo­rzy wiecz­no­ści? A więc bło­go­sła­wić mu­szę mi­ło­sier­dzie Pana Naj­wyż­sze­go. A jed­nak od­blask mej ziem­skiej prze­szło­ści za­tru­wa me mo­dli­twy, Nie­ste­ty, czło­wiek – dla któ­re­go ży­łam i umar­łam, czło­wiek, z któ­rym po­łą­czyó się my­śla­łam w zim­nych śmier­ci ob­ję­ciach, czło­wiek ten wi­docz­nie po­zo­stał na zie­mi. Bo wstę­pu­jąc w wyż­sze sfe­ry ist­nie­nia uczu­łam, że nić łą­czą­ca nas nie­gdyś, prze­rwa­nia zo­sta­ła. Du­szy Don Ju­ana nie ma w czy­ś­cu; a po­tę­pić jej nie mogł Pan Mi­ło­sier­ny, bo Don Juan przed śmier­cią ugiął har­de czo­ło i ża­ło­wał prze­szło­ści – a jed­no sło­wo żalu bywa od­ku­pie­niem za całe ży­cie wy­stęp­ne. Je­stem pew­na, że umar­li­śmy ra­zem, a nie wiem gdzie błą­ka się w tej chwi­li jego bied­na du­sza. I go­rycz wiel­ką uczu­łam – go­rycz nie­pew­no­ści i zwąt­pie­nia, jak za cza­sów ziem­skich, – roz­pacz tak okrut­ną, źe Pan Naj­wyż­szy zli­to­wał się nad nią. I oto stał się cud; w któ­rym do­broć Twór­cy za­ja­śnia­ła raz jesz­cze w nie­śmier­tel­nym bla­sku. Du­szy mo­jej Bóg po­zwo­lił po­wró­cić na chwi­lę do at­mos­fe­ry ziem­skiej, obie­cu­jąc, że tam wła­śnie w tej kom­na­cie klasz­tor­nej, gdzie ży­cie spę­dzi­łam i gdzie temu go­dzi­na, śmierć na­gła do tknę­ła nas obo­je, po­ja­wi się duch czy­sty, ze­sła­ny z raju, któ­ry mi oznaj­mić po­wi­nien woię Naj­wyż­sze­go i los Don Ju­ana. Mów więc prę­dzej du­chu bło­go­sła­wio­ny, po­słań­cze nie­bios. Ocal mnie, po­ciesz i uspo­kój. Czy naj­droż­szy mój żyje lub umarł?

Duch ojca Don Ju­ana.

Za cza­sów twej ziem­skiej piel­grzym­ki by­łaś za­kon­ni­cą w tym klasz­to­rze?

Duch Mar­ty.

Tak jest.

Duch ojca Don Ju­ana.

I nie­zwa­ża­jąc na uro­czy­ste ślu­by, skła­da­ne nie­gdyś Bogu, po­ko­cha­łaś czło­wie­ka?…. Wy­rze­kłaś się wiecz­no­ści dla jed­nej chwi­li sza­łu?

Duch Mar­ty,

O! ile łez, ile walk i go­ry­czy kosz­to­wa­ła ta mi­łość, tego wie­dzieć nie mo­żesz.

Duch ojca Don Ju­ana.

Po­wiedz mi jesz­cze, dla­cze­go za­war­łaś ten spi­sek z du­chem złe­go, z du­chem nie­na­wi­ści i prze­cze­nia? dla­cze­go sprze­da­łaś ty­siąc lat twe­go raj­skie­go ist­nie­nia?

Duch Mar­ty.

Bo za tę cenę duch złe­go obie­cał mi, że zo­ba­czę go przed śmier­cią, że przy­pro­wa­dzi go do mnie, że będę mo­gła umrzeć, trzy­ma­jąc dłoń jego w ostat­nim po­ca­łun­ku; a tak bar­dzo lę­ka­łam się śmier­ci sa­mot­nej, że od­da­ła­bym wiecz­ność za tę jed­ną chwi­lę. Sza­tan dnia tego był wi­dać mi­ło­sier­nym; mógł­by du­szę moją owład­nąć na za­wsze – a wy­mógł lat ty­siąc.

Duch ojca Don Ju­ana. O nie­szczę­śli­wa!

Duch Mar­ty.

Wy­zna­nia moje peł­ne ludz­kiej na­mięt­no­ści zgor­sze­niem są dla cie­bie, o czy­sty, świę­ty du­chu któ­ry od­dy­chasz at­mos­fe­rą raju. Prze­bacz mi jed­nak i wy­słu­chaj! Spełń do koń­ca świę­tą mi­syę two­ją! O jam nie­win­na, je­śli śmierć na­wet za­bić mej mi­ło­ści nie mo­gła! Pa­mię­tam do­brze, że za­le­d­wie wszedł do kom­na­ty, za­chwiał się i upadł na ko­la­na; nie­zna­na siła ude­rzy­ła go w ser­ce. Krzyk­nął: Pa­nie, zmi­łuj się nade mną! i oczy jego za­mknę­ły się w tej wła­śnie chwi­li, kie­dy i ja na zim­nem czo­le uczu­łam tchnie­nie śmier­ci. Raz jesz­cze ci po­wta­rzam, umar­li­śmy ra­zem… je­stem tego pew­ną. Gdzież jest du­aza jego?

Duch ojca Don Ju­ana.

Du­sza jego nie jest jesz­cze z Dar­ni, Don Juan nie umarł.

Duch Mar­ty.

Dzię­ku­ję ci o Pa­nie Mi­ło­sier­ny!…, mo­dli­twę moją wy­słu­cha­łeś! Don Juan oca­lo­ny! Za je­den krzyk skru­chy udzie­lać mu ra­czysz nie­tyl­ko prze­ba­cze­nie na wie­ki, lecz nowy sze­reg lat na zie­mi! Bo też za­iste, los przed­wcze­śnie ka­zał mu umie­rać. Ta­kich ry­ce­rzy nie­wie­lu na zie­mi! Tacy lu­dzie nie­zbęd­ni! tacy lu­dzie po­trzeb­ni!

Duch ojca Don Ju­ana.

My­lisz się, bo sze­reg dni Don Ju­ana wy­czer­pa­ny. My­lisz się tak­że są­dząc, że mi­łość two­ja od­ku­pi­ła du­szę tego czło­wie­ka. Gdy­by Don Juan był zwy­czaj­nym grzesz­ni­kiem, roz­pacz, skru­cha i mo­dli­twy two­je za­dość uczy­ni­ły­by od­daw­na spra­wie­dli­wo­ści Bo­żej, – bo wiem, jak go ko­cha­łaś, wiem tak­że, jak cier­pia­łaś, wiem, że od­ku­pie­niu jego grze­chów po­świę­ci­łaś twą mło­dość, pięk­ność, całe ży­cie…

Duch Mar­ty.

Coś co lu­dzie roz­rzew­nie­niem zo­wią, za­brzmia­ło w twej mo­wie. Po­wiedz, kto je­steś o do­bry – świę­ty du­chu, któ­ry masz li­tość na­wet dla ko­chan­ki Don Ju­ana?

Duch ojca Don Ju­ana.

By­łem Jego oj­cem.

Duch Mar­ty. O, bądź bło­go­sła­wio­ny!

Duch ojca Don Ju­ana.

Tak jest, i cho­ciaż roz­pust­ne i bez­boż­ne ży­cie syna za­bi­ło mnie przed­wcze­śnie, cho­ciaż Don Juan nie wy­mó­wił jed­nej na­wet mo­dli­twy nad mo­gi­łą moją, a oczy jego łzy jed­nej nie uro­ni­ły, cho­ciaż w wi­gi­lię mej śmier­ci sły­sza­łem, jak mó­wił o ojcu: „niech prę­dzej umie­ra” – po­mi­mo­to wszyst­ko, jest on dziec­kiem mo­jem, i ani go prze­kląć w chwi­li zgo­nu, ani za­po­mnieć po śmier­ci aie mo­głem. Dla­te­go li­tość wiel­ką czu­ję dla cie­bie bied­na, zbłą­ka­na isto­to, co ży­łaś i umar­łaś, i na­wet po śmier­ci cier­pisz jesz­cze dla nie­go. Dla­te­go Bóg ra­czył mnie wy­brać jako swe­go po­sła…

Duch Mar­ty.

I ja­każ jest Jego Prze­naj­święt­sza wola?

Duch ojca Don Ju­ana.

Słu­chaj mnie, Mar­to. Syn mój tyle zgrze­szył, źe ani mo­dli­twy two­je, ani me prze­ba­cze­nie oca­lić go nie mogą. Kto tyle krzywd wy­rzą­dził, a żad­nej nie na­pra­wił, ten oca­le­nia za­wdzię­czać nie może jed­nej chwi­li żalu. Czy Don Juan cho­ciaż raz je­den prze­ba­czył bliź­nie­mu? Czy otarł choć łzę jed­ną? Nie, nie… "W prze­szło­ści syna mego Pan Mi­ło­sier­ny nie zna­lazł jed­ne­go do­bre­go uczyn­ku – jak­żeź­by mogł od­rzu­cić skar­gę jego ofiar? Mó­wiąc „Pa­nie, zmi­łuj się nade mną!” Don Juan temi kil­ko­ma sło­wy do­się­gnął odpu-szcze­nią grze­chów wzglę­dem Boga po­peł­nio­nych! ale wy­stęp­ków wzglę­dem bliź­nich nie zma­zał ni­czem. A więc dla Don Ju­ana, któ­ry nie uzna­wał siły prze­ba­cze­nia – prze­ba­cze­nia nie ma.

Duch Mar­ty.

Po­cóż mo­dli­łam się, pła­ka­łam, po­ku­to­wa­łam przez lat tyle w tej celi klasz­tor­nej, dla sie­bie i dla nie­go bła­ga­jąc roz­grze­sze­nia? A! Bóg nie­spra­wie­dli­wy!

Duch ojca Don Ju­ana.

Za­milcz, nie bluź­nij nie­szczę­śli­wa! Mi­ło­sier­dzie Boże gra­nic nie ma, a Spra­wie­dli­wość Jego nie za­po­mi­na jed­nej łzy skru­chy – jak­żeż­by mo­gła za­po­mnieć mo­dlitw i łez two­ich? Los czło­wie­ka od nie­go za­le­ży i każ­dy z nas wła­sną ręką bu­du­je lub ni­we­czy gmach wie­ku­iste­go szczę­ścia. Tych, co jak Don Juan, sami pra­gną swej zgu­by, Bóg na­wet nie jest w mocy oca­lić. Lecz je­śli Pan Naj­wyż­szy nad du­szą czło­wie­ka nie chce wła­dzy uży­wa i swo­bo­dę jej po­zo­sta­wia, – nad ży­ciem; świa­tem i śmier­cią pa­nu­je On wszech­wład­nie, A więc Bóg dla cie­bie ra­czył cud uczy­nić! Don Ju­ano­wi zo­sta­wia jesz­cze dzień je­den ży­cia. Anio­ło­wi śmier­ci, któ­ry po­rwać już pra­gnął jego wy­stęp­ną du­szę, Bóg odejść roz­ka­zał. W cią­gu dnia ostat­nie­go, Don Juan bę­dzie mógł, je­śli ze­chce, wy­wal­czyć zba­wie­nie.

Duch Mar­ty.

Bogu Mi­ło­sier­ne­mu niech będą dzię­ki skła­da­ne! Don Juan oca­lo­ny! Od­ga­dłam to od­ra­zu!

Duch ojca Don Ju­ana.

Nie­ste­ty, twej ra­do­snej pew­no­ści po­dzie­lać jesz­cze nie śmiem. Znam har­dość i dumę jego zim­ne­go ser­ca. Przed Bo­giem mógł się upo­ko­rzyć, ale przed ludź­mi…

Duch Mar­ty. Jak­to.. po­wi­nien więc?

Duch ojca Don Ju­ana.

Po­wi­nien w cią­gu tej doby ostat­niej prze­ba­czyć znie­wa­gę śmier­tel­ną. Je­śli krzyw­dy za po­mnieć nie po­tra­fi – du­sza jego zgu­bio­na bez­pow­rot­nie. Nie śmiem są­dzić, źe w cią­gu dnia jed­ne­go syn mój wy­rzek­nie się prze­szło­ści; lecz to jest wola Boża, ostat­ni śro­dek ra­tun­ku udzie­lo­ny grzesz­ni­ko­wi. Miesz­kań­com zie­mi cud wszel­ki wy­da­je się nie­do­sta­tecz­nym; nie bądź­my tak sza­le­ni – dzię­kuj­my Bogu za zwło­kę i mó­dl­my się.

Duch Mar­ty. Gdzież jest te­raz Don Juan?

Duch ojca Don Ju­ana.

Don Juan leży bez przy­tom­no­ści w tej celi klasz­tor­nej, z któ­rej pra­gnął cię po­rwać a w któ­rej smierć do­tknę­ła was obo­je.

Duch Mar­ty.

Praw­da… Wi­dzę go. O mój luby, mój dro­gi! jaka bla­dość na czo­le! jaki mar­twy wy­raz na ustach za­mknię­tych!A jed­nak, na­wet w śmier­ci ob­ję­ciach jak pięk­nym po­zo­sta­je.

Duch ojca Don Ju­ana.

Du­sza jego już rwie się do in­nych sfer ist­nie* nia. Cia­sno jej i smut­no w grzesz­nych cia­ła oko­wach! Zo­rzę wiecz­no­ści prze­czu­wa… a zno­wu w ciem­ną noc świa­ta po­wró­cić po­win­na. Don Juan za go­dzi­nę prze­bu­dzi się, nie tu­taj wpraw­dzie, lecz na pla­cu mia­sta, u wrót klasz­to­ru, do któ­re­go wkradł się świę­to­kradz­ko. Zgon jego, cu­dow­nie po­wstrzy­ma­ny, wyda mu się dłu­gim snem zło­wro­gim, w któ­rym stra­cił przy­tom­ność i wi­dział wid­ma ja­kieś. Bied­ne dziec­ko moje tego nie poj­mie, że sam jest tyl­ko wid­mem, któ­re­go każ­da chwi­la ist­nie­nia śmier­ci wy­kra­dzio­na. Du­aza ludz­ka czę­sto­kroć na zło­tych skrzy­dłach snu do­cho­dzi do nie­ba, lecz wra­ca­jąc na zie­mię, za­po­mi­na ob­ra­zy uj­rza­ne przed­wcze­śnie. A więc i syn mój nic pa­mię­tać nie bę­dzie z roz­mo­wy, któ­rą sły­szy obec­nie. Bę­dzie miał pra­wo i swo­bo­dę da­lej pro­wa­dzić daw­ne ży­cie lub je od­po­ku­to­wać. Jed­ną tyl­ko ła­skę wy­bła­gać mo­głem dla nie­go. Po­ję­cie od­ku­pie­nia po­raz pierw­szy po­ja­wi się w jego du­szy, jak jed­no z tych prze­czuć, któ­re nie­bo po­sy­ła naj­więk­szym grzesz­ni­kom, – prze­czu­cie nie­ja­sne, jak wi­dzia­dła snu, a jed­nak wo­ła­ją­ce: opa­mię­taj się! myśl o śmier­ci! Czy Don Juan po­słu­cha rady tego gło­su su­mie­nia?…, daj Boże! W każ­dym ra­zie zba­wie­nie od nie­go za­le­ży, bo los tej bied­nej du­szy roz­strzy­gnąć się musi na zie­mi, po­śród lu­dzi, nie w nie­bie.

Duch Mar­ty.

Po­wiedz mi jesz­cze, bło­go­sła­wio­ny du­chu, czy miesz­kan­ce raju mogą oglą­dać bied­ne du­sze w pło­mie­niach pie­kła ję­czą­ce?

Duch ojca Don Ju­ana.

Nig­dy.

Duch Mar­ty.

A je­śli w licz­bie po­tę­pio­nych jest naj­droż­sza isto­ta: mat­ka, zona lub ko­chan­ka.

Duch ojca Don Ju­ana. Du­sza świą­to­bli­wa o nich za­po­mi­na. Gdy­by miesz­kan­ce raju wie­dzie­li, źe cier­pie­nie gdzie­kol­wiek ist­nie­je, szczę­ście ich nie by­ło­by zu­peł­nem.

Duch Mar­ty.

Lecz ja naj­droż­sze­go za­po­mnieć nie zdo­łam… i wy­rze­kam się raju, je­śli go tam nie znaj­dę!

Duch ojca Don Ju­ana.

Za­milcz, raz jesz­cze ci po­wia­dam. Nie sądź wy­ro­ków Bo­żych. Du­sze w czy­ś­cu bę­dą­ce, nie zna­ją ty­sią­cz­nej czę­ści ta­jem­nic wszech­by­tu. Do­wiesz się kie­dyś, że po dłu­gich stu­le­ciach po­wol­ne­go od­ku­pie­nia, dla po­tę­pień­ców za­ja­śnie­je tak­że zo­rza od­ro­dze­nia, że nie ma isto­ty cał­kiem po­tę­pio­nej… lecz nie mam jesz­cze pra­wa wy­ja­wiać ci tej wiel­kiej ta­jem­ni­cy. Po­wo­li wy­rze­ka­jąc się błę­dów du­sza grzesz­ni­ka wzno­si się co­raz wy­żej, z jed­nej sfe­ry ist­nie­nia w inną, bliż­szą nie­ba, lecz dro­ga od­ro­dze­nia jest tak dłu­gą i strasz­ną, źe dziec­ku memu chciał­bym jej oszczę­dzić.

Duch Mar­ty,

Sło­wa two­je są dla mnie ra­do­sną obiet­ni­cą! Świat nowy i nie­zna­ny otwie­ra­ją przede mną!

Duch ojca Don Ju­ana.

Pierw­sze pro­mie­nie zo­rzy już roz­dzie­ra­ją cie­nie ziem­skiej at­mos­fe­ry. Po­zo­stać tu dłu­żej nie mamy pra­wa.

Duch Mar­ty.

Niech się więc dzie­je wola Boża! Mat­ko Prze­naj­święt­sza zmi­łuj się nad nami! Har­dej du­szy jego ze­ślij tro­che po­ko­ry! Niech mo­dli­twy moje zmięk­czą jego ser­ce, zła­mią jego py­chę i umysł oświe­cą!

Duch ojca Don Ju­ana.

O mój synu; gdy­byś mógł opa­mię­tać się w porę!

Duch Mar­ty.

O mój luby! gdy­byś mógł zro­zu­mieć siłę prze­ba­cze­nia!

Duch ojca Don Ju­ana.

Ze­gnam cię, Don Ju­anie! O! jaką go­ry­czą bę­dzie zgu­ba two­ja!

Duch Mar­ty,

Ze­gnam cię, mój naj­droż­szy! Wie­rzę w do­broć Mat­ki Prze­naj­święt­szej i Jej mi­ło­sier­ne­go Syna! Jed­ne­go dnia do­syć… by du­szę od­ro­dzić!

OB­RAZ DRU­GI.

(Wid­ma Mar­ty i ojoa Don Ju­ana zni­ka­ją.; zni­ka tak­że de­ko­ra­cya pierw­sze­go ob­ra­zu. Sce­na przed­sta­wia plac w Wa­len­cyi. W głę­bi domy, uli­ca, ogro­dy. Z pra­wej stro­ny klasz­tór. Ar­chi­tek­tu­ra hisz­pań­ska. Don Juan leży na­tem sa­mem miej­scu, tak, że te­raz znaj­du­je się na bru­ku ulicz­nym, z pra­wej stro­ny, koło drzwi klasz­to­ru. Dzień nad­cho­dzi rap­tow­nie, jed­no­cze­śnie ze zmia­ną de­ko­ra­cyi. Zmia­na ta po­win­na mieć miej­sce w cią­gu aktu, a nie po za­pad­nię­ciu za­sło­ny).

SCE­NA I.

Don Juan, Sga­na­rel (wcho­dzi z le­wej stro­ny, za nim tłum).

Sga­na­rel.

Tu­taj, tu­taj! Ka­tuj­cie po­czci­wi lu­dzie! Pan mój sko­nał, pan mój umarł

Ostat­Di dzień Don Ju­aua.

Ro­bot­nik.

Gdzie on?

Ko­bie­ta.

Co się sta­ło?

Al­kad.

Spo­koj­nie, spo­koj­nie ho­ło­to!

Ro­bot­nik.

Praw­da… czło­wiek ja­kiś leży u wrót klasz­to­ra Pa­nien Ró­żań­co­wych!

Chłop.

To nie czło­wiek… to szlach­cic.

Ko­bie­ta.

Praw­da, pod czar­nym płasz­czem ubiór cały zło­ty i je­dwab­ny I

Sga­na­rel.

Szlach­cic! Ja my­ślę, że szlach­cic! Naj­zna­ko­mit­szy ród ma­gnac­ki ca­łej Hisz­pa­nii tra­ci ostat­nie­go po­tom­ka! Ale cze­go sto­icie jak bał­wa­ny? Po­ma­gaj­cie mi, za­wo­łaj­cie le­ka­rza, daj­cie wody się na­pić… może ze­mdlał tyl­ko.

Al­kad.

Pan twój był może wiel­kim ma­gna­tem, ale ty je­steś pro­stym słu­gu­sem i ga­dać gru­bi­jaństw lu­dziom nie masz pra­wa, tem­bar­dziej kie­dy ja tu je­stem… przed­sta­wi­ciel wła­dzy. Ro­zu­miesz? (tłum się śmie­je).

Ro­bot­nik. Praw­da! praw­da!

Chłop.

Har­da be­stya ten fa­gas!

Ko­bie­ta.

Ha­ła­su ta­kie­go na­ro­bił, źe strach!

Ro­bot­nik.

A co nas zmu­sza ra­to­wać jego pana? Niech zdy­cha so­bie. Co nam do tego?

Al­kad.

No! ty tak­że głupstw nie ga­daj cha­mie. Po­nie­waż trup leży na bru­ku ulicz­nym trze­ba go pod­nieść, bo je­że­li po­zo­sta­nie, to na dru­gi dzień bę­dzie woń taka, źe sami ża­ło­wać za­cznie­cie. A po­nie­waż w ca­łem mie­ście Wa­len­cyi jest naa tyl­ko czte­rech po­li­cy­an­tów, więc kie­dy zaj­dzie awan­tu­ra jaka każ­dy prze­cho­dzień po­ma­gać nam po­wi­nien.

Wszy­scy.

I to praw­da!

Ko­bie­ta.

A zresz­tą zo­sta­wić ko­na­ją­ce­go bez po­mo­cy, czyż to się go­dzi?

Sga­na­rel.

Do cze­go ta ga­da­ni­na? Zo­bacz­my przedew­szyst­kiem czy żyje?

Al­kad.

Za­raz, za­raz, już po­sła­łem po dok­to­ra, wiel­moż­ne­go Alon­so de Al­can­ta­ra y Fu­sta­do Hec­noa.., Ale… otoż i on nad­cho­dzi.

Dok­tor.

Precz; precz ho­ło­to! Ustąp­cie mi z dro­gil Gdzież jest cho­ry?

Al­kad.

Tu­taj pro­szę wiel­moż­ne­go kon­sy­lia­rza.

Dok­tor.

Aha! (Klę­ka przed Don Ju­anem. Mil­cze­nie). Gdy­by­ście za­wo­ła­li mnie temu go­dzi­nę.

Sga­na­rel.

Go­dzi­nę temu nie wie­dzie­li­śmy jesz­cze… ale czy jest na­dzie­ja te­raz?….

Dok­tor.

Cze­kaj­cie… niech twarz jego zo­ba­czę.

Ko­bie­ta.

Ach! jaki przy­stoj­ny! Jaka szko­da!

Dok­tor.

Oho! w żo­łąd­ku coś mru­czy! Zły znak!…, Oho! coś się tu w kisz­kach dzie­je nie­do­bre­go!…. Zły znak!…. Oho! pul­su nie czuć wca­le!…. Zły znak!

Sga­na­rel.

Mój bied­nyż­pan!…. Wi­dzę do­brze, że nie ma ra­tun­ku.

Dok­tor.

Je­st­to naj­wi­docz­niej apo­plek­sya rap­tow­na – apo­ple­xia con­ge­stio­nis.

Sga­na­rel.

Ale czy żyje! czy żyje?!

Dok­tor.

Gdy­by temu kwa­drans krew mu pu­ści­li…

Sga­na­rel. Lecz te­raz co ro­bić?

Dok­tor.

Gdy­by dzie­sięć mi­nut temu za­żył cho­ciaż­by pięć drachm mej mik­stu­ry na tle aci­dum mu­ria­ti­cum*

Sga­na­rel.

Czy żyje, czy umarł?…. od­po­wiedz roz­bój-mku!…. Mę­czysz moie od go­dzi­ny! Że też ci szel­my Je­ka­rze mó­wić po ludz­ku nie mogą!

Dok­tor.

Te­raz… na­wet ja nic nie po­mo­gę. Mor­tus!…, (Wszy­scy klę­ka­ją na­oko­ło Don Ju­ana, dok­tor od­cho­dzi),

Sga­na­rel (pła­cząc).

Umarł! umarł! naj­pięk­niej­szy, naj­zna­ko­mit­szy ry­cerz Ka­sty­lii! Umarł pan mój któ­re­go tak ko­cha­łem… umarł, nie za­pła­ciw­szy mi ani gro­sza za­sług za lat dzie­sięć służ­by, O mój bied­ny, bied­ny Don Ju­anie!

Al­kad.

Jak na­zwa­łeś twe­go pana?

Ro­bot­nik.

Czy był on krew­nym lub tyl­ko imien­ni­kiem owe­go słyn­ne­go Don Ju­ana?

Sga­na­rel.

Idź­cie do wszyst­kich dy­abłów; od­czep­cie się ode mnie… je­stem za­nad­to zmar­twio­ny, żeby z wami roz­pra­wiać.

Al­kad.

Nie, mój ko­cha­ny, – mu­sisz od­po­wia­dać, je­że­li nie chcesz abym cię wpa­ko­wał do kozy. Te­raz, kie­dy po­mo­dli­li­śmy się wszy­scy za spo­kój du­szy nie­zna­jo­me­go roz­ka­zu­ję ci po­wie­dzieć nam do­kład­nie jego god­ność i na­zwi­sko, abym w re­ge­strach po­li­cyj­nych mógł je dzi­siaj za­pi­sać. A wy prze­nie­ście cia­ło tam… do karcz­my pod „Her­bem Wa­len­cyi*. Niech nie leży na bru­ku ulicz­nym. (Bio­rą Don Ju­ana i nio­są na we­ran­dę domu z le­wej stro­ny, gdzie go kła­dą na ław­kę. Pu­blicz­ność od tej chwi­li nie wi­dzi Don Ju­ana).

Sga­na­rel.

Ko­niecz­nie chce­cie wie­dzieć kru­ki? Co, na­wet zmar­łe­go nie mo­że­cie zo­sta­wić w spo­ko­ju? A więc czło­wiek na któ­re­go ma­cie za­szczyt spo­glą­dać, czło­wiek, któ­ry tu leży – z prze­pro­sze­niem – jak nędz­ny pies zde­chły – pan mój… jest słyn­nym w ca­łej Hisz­pa­nii, Don Ju­anem Ma­ra­na.

Al­kad.

A więc by­łeś istot­nie słu­gą owe­go słyn­ne­go bluź­nier­cy, co szy­dził ze wszyst­kich praw Bo­skich i ludz­kich?

Ko­bie­ta.

A więc do­praw­dy, to ten słyn­ny Don Juan, któ­re­mu żad­na ko­bie­ta oprzeć się nie mo­gła?

Ro­bot­nik, mil

Ten, co każ­dą zdra­dzał po ty­go­dniu?

Chłop.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: