Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ostatni klasyk - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni klasyk - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 209 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ko­me­dya Spa­zmy mod­ne, na­pi­sa­na i w War­sza­wie przed­sta­wio­na w roku 1797, z za­pa­łem przy­ję­ta przez pu­blicz­ność, wszę­dzie gdzie­kol­wiek się uka­za­ła, ścią­gnąw­szy na au­to­ra wie­le za­gnie­wa­nych spoj­rzeń i do­tkli­wych przy­cin­ków; prze­trwa­ła na­ko­niec bu­rze, a jak wszyst­kie rze­tel­ne praw­dy, rzu­ciw­szy świa­tło na ta­jem­ni­cę mod­nej cho­ro­by, ośmie­szyw­szy ją, po­wstrzy­my­wa­ła od jéj za­raź­li­wo­ści. Ta jed­nak prze­sad­na spo­łecz­ność nie­wie­ścia, wraz z mod­ną Fran­cya wzdy­cha­ła do klas­sycz­nej Sie­lan­ki! Była w po­wie­trzu ja­kaś wil­goć łza­wa, któ­ra roz­wad­nia­ła wszyst­ko. Ule­gło jéj wpły­wo­wi i męz­kie po­ko­le­nie, głów­nie też po­eci. Du­sze ich otwie­ra­ły się do ja­kiejś nie­okre­ślo­nej na­dziei: snom pa­ster­skim, dzie­cin­nym ro­je­niom, de­ko­ra­cya siel­ska za­kry­wa­ła wszyst­ko, gdy na Bo­żym świe­cie od­gry­wał się krwa­wy dra­mat i huk dział zwy­cięz­kich Na­po­le­ona I-go, zwia­sto­wał dla jego cho­rą­gwi zwy­cięz­twa co­raz świet­niej­sze. Na ta­ki­éj­to de­ko­ra­cyi prze­su­wa­ły się po­sta­cie sło­dziuch­ne­go Flo­ry­ana, któ­re­go do­brze na­zy­wał Di­de­rot: Flo­ry anet­kiem. Ge­sner roz­tkli­wiał Niem­ców swy­mi sie­lan­ka­mi; ro­man­se Flo­ry­ana uwa­ża­ne u nas były jako ar­cy­dzie­ła. Na cze­le ich sta­ła Ga­la­tea tłu­ma­czo­na na ję­zyk pol­ski: po­waż­ny Sta­szic za­jął się prze­kła­dem Numy Pom­pi­liu­sza. Ga­la­tea czy w ory­gi­na­le spo­czy­wa­jąc na bu­du­arze damy wyż­szej, czy w tłu­ma­cze­niu skry­cie prze­cho­dząc przez ręce pen­sy­ona­rek i pa­nien re­spek­to­wych, po dwo­rach pań­skich, czy wpa­dła pod strze­chę sło­mia­ną zie­mia­ni­na, wy­ci­ska­ła wszę­dzie po­to­ki łez rzew­nych, roz­bu­dza­jąc za­rów­no sil­nie uczu­cia ser­ca jak w póź­niej­szych la­tach Gu­sta­to Mic­kie­wi­cza. Ro­man­se Pani de Gen­lis, nie skrom­ne po­wie­ści Pani Cot­tin, z mi­łost­ka­mi Na­po­le­ona, tłu­ma­czo­ne skwa­pli­wie, roz­pie­ra­ły się w ty­sią­cach eg­zem­pla­rzy i to nie tyle z księ­garń na­szych, jak głów­nie ze stra­ga­nów przy­ko­ściel­nych, gdzie le­ża­ły zgod­nie obok Gorz­kich ża­lów, pie­śni po­boż­nych i ksią­żek do na­bo­żeń­stwa, wraz z pa­cior­ka­mi i krzy­ży­ka­mi po­świę­ca­ne­mu

Po­trze­ba czy­ta­nia wzra­sta­ła co­raz wię­cej, ale przy upo­wszech­nio­nej zna­jo­mo­ści ję­zy­ka fran­cuz­kie­go w wyż­szej war­stwie spo­łecz­nej, za­spa­ka­ja­no ją spro­wa­dza­niem ro­man­sów z Pa­ry­ża. Ci, dla któ­rych ten ję­zyk był nie­przy­stęp­nym, kar­mi­li się prze­kła­da­mi.

W bra­ku po­wie­ści ory­gi­nal­nych, po­wo­li wy­ra­bia­ło się prze­ko­na­nie, po­pie­ra­ne przez zwo­len­ni­ków klas­sycz­no­ści fran­cuz­kiej, że na­sza mowa nie­zdol­ną jest do wy­da­nia uczuć mi­ło­ści i de­li­kat­nych od­cie­ni w grze tego uczu­cia.

Licz­ba ro­man­sów tłu­ma­czo­nych nie małą była do 1806 r. Wy­szedł zbiór ich obej­mu­ją­cy kil­ka­na­ście to­mów, i wte­dy po­ja­wi­ła się pierw­sza ory­gi­nal­na po­wieść Cy­pry­ana Go­deb­skie­go p… n.: „Gre­na­dy­er-fi­lo­zof”. Ale po­mi­mo tego, że sam au­tor na­zwał ten utwór po­wie­ścią, je­st­to ra­czej ustęp z pa niięt­ni­ków lub wspo­mnień, bo głów­ną my­ślą jest przed­sta­wie­nie po­nu­re­go gre­na­dy­era fran­cuz­kie­go, z po­zo­ru zim­ne­go i mało okrze­sa­ne­go jako czło­wie­ka, któ­ry pod tą gru­bą i chro­pa­wą ze­wnętrz­ną po­wło­ką, ukry­wał ser­ce peł­ne uczuć szla­chet­nych i ła­two do­stęp­ne mi­ło­ści.

Na­stą­pi­ła dłu­ga prze­rwa, bo dzie­się­ciu ca­łych lat, w któ­rych zno­wu od cza­su do cza­su, lecz rza­dziej po­ja­wia­ją się po­wie­ści tłu­ma­czo­ne, a wy­cho­dzą­ce głów­nie w Kra­ko­wie. Cza­sy wo­jen­ne nie sprzy­ja­ły roz­wo­jo­wi li­te­ra­tu­ry. W prze­kła­dach ta ude­rza wy­bit­na róż­ni­ca, że sie­lan­ka pa­ster­ska bled­nie­je i zni­ka, a jéj miej­sce zaj­mu­ją po­wie­ści wię­cej dra­ma­tycz­ne, nie­raz prze­ła­do­wa­ne, nie­sły­cha­nem! okrop­no­ścia­mi.

Pierw­szą praw­dzi­wie ory­gi­nal­ną pol­ską po­wie­ścią jest Mal­wi­na cay­li do­myśl­ność ser­ca: wy­szła z pod pra­ssy w roku 1816, a jak chlub­ne­go do­zna­ła przy­ję­cia naj­le­piej do­wo­dzi, że w te cza­sy, kie­dy han­del księ­gar­ski był u nas w po­wi­ja­kach dzie­cię­cych, Na­tan Glticks­berg na­kład­ca, mu­siał po­wta­rzać jéj edy­cyę w la­tach 1817, 1821 i 1828 (1).

Au­tor­ka w przy­pi­sa­niu na cze­le umiesz­czo­nem do bra­ta, z całą skrom­no­ścią tak pi­sze o swej Mal­wi­nie:

„Nie­ma ona in­nej za­le­ty nad tę, że w oj­czy­stym ję­zy­ku pierw­szym jest w tym ro­dza­ju ro­man­sem; gdyż ro­man­se Kra­sic­kie­go, Je­zier­skie­go i wie­lu in­nych opi­su­ją zwy­cza­je na­szych oj­ców i dzia­dów, lecz by­najm­niej nie ma­lu­ją ob­ra­zu te­raź­niej­sze­go spo­łe­czeń­stwa. Ten ob­raz w Mal­wi­nie nie jest ani do­sko­na­łym, ani do­koń­czo­nym; lecz bę­dąc pierw­szym wzbu­dzi może cie­ka­wość, prze­bie­ga­ją­cym te kart kil­ka przy­po­mni, że nie­ma tego ro­dza­ju pi­sma, do któ­re­go ję­zyk pol­ski nie był­by zdol­nym, i wte­dy­to, co moja do­bra chęć na­strę­czyć chcia­ła, wyż­sza czy­ja umie­jęt­ność do­ko­na'

W tym wstę­pie ude­rzy każ­de­go ta wąt­pli­wość, o któ­rej ju­że­śmy wy­żej na­po­mknę­li: czy ję­zyk oj­czy­sty zdol­nym jest do wszyst­kich po­trzeb du­cho­wych, czy może być od­po­wied­nim or­ga­nem dla roz­wo­ju na­ro­do­wej li­te­ra­tu­ry? Ta­kie fl) Za­le­d­wie uka­za­ła się Mal­wi­na, w roku na­stęp­nym wy­szedł jéj prze­kład fran­cuz­ki. W roku 1822 r Anna z Kra­jew­skich Na­kwa­ska ogło­si­ła nowe jéj tłu­ma­cze­nie fran­cuz­kie w Pa­ry­żu. Prze­kład ros­syj­ski uka­zał się w Mo­skwie 1 83 4 roku.

io to za­po­mnie­nie od­kry­ło ar­cy­dzie­ło XVI stu­le­cia, ta­kie po­ję­cie mia­ła owo­cze­sna spo­łecz­ność na­sza!

Au­tor­ka w dal­szym cią­gu prze­mo­wy tłu­ma­czy się, że po­wo­dem do uję­cia pió­ra i skre­śle­nia ro­man­su, był brak w na­szym ję­zy­ku tego ro­dza­ju utwo­rów, i jak­by pro­ro­czym du­chem prze­po­wia­da wy­so­kie zna­cze­nie w przy­szło­ści po­wie­ści.

„Zda­je mi się (mówi da­lej), że prze­pi­sy praw­dy i nauk, któ­re pod po­kryw­ką za­ba­wy, w do­brym ro­man­sie zna­leźć moż­na, wię­cej nie­raz prze­ko­ny­wa­ją, ani­że­li su­che mo­ra­ły ob­na­żo­ne z po­nęt cie­ka­wość wzbu­dza­ją­cych, a do czy­ta­nia któ­rych, malo kto się na­wet po­ry­wa. W ro­man­sach zaś, w tych szcze­rych ob­ra­zach spo­łe­czeń­stwa, każ­dy nie­mal znaj­du­jąc zda­rze­nia po­dob­ne tym, któ­rych do­świad­czał, uczu­cia ser­cu zna­jo­me, błę­dy w któ­re wpa­dał, na­mięt­no­ści ja­kie nie­raz w po­ży­ciu spo­ty­kał; mi­mo­wol­nie zaj­mu­je się tem opi­sa­niem: po­rów­ny­wa, roz­wa­ża i czę­sto­kroć skut­kiem tych roz­wag czy­nio­nych bez uprze­dze­nia, sta­je się to w głę­bi ser­ca prze­ko­na­nie, że w ja­kiej­kol­wiek doli, w ja­kim­kol­wiek wy­pad­ku, dzia­łać dla cno­ty, je­st­to pew­niej­szym nad wszel­kie inne spo­so­by, dzia­łać dla szczę­ścia!”

Owóż tu mamy wy­raź­nie cel po­wie­ści okre­ślo­ny i jéj wpływ prze­waż­ny, je­że­li umie god­nie od­po­wie­dzieć swe­mu za­da­niu.

Mal­wi­na, nie tyl­ko jako pierw­sza po­wieść ory­gi­nal­na za­słu­gu­je na uwa­gę, ale jako utwór ar­ty­stycz­ny, po­sta­wio­ny we wła­ści­wych ra­mach swe­go okre­su, wy­so­ką ma war­tość, ma­lu­je nam al­bo­wiem wier­nie kół­ko spo­łecz­no­ści ary­sto­kra­tycz­nej, do któ­re­go sama au­tor­ka na­le­ża­ła (1).

W czte­ry lata po po­ja­wie­niu się Mal­wi­ny wy­szła po­wieść p… n.: Nie­roz­sąd­ne ślu­by, li­sty dwoj­ga ko­chan­ków, na brze­gach Wi­sły miesz­ka­ją­cych, przez F. B. ze­bra­ne. (War­sza­wa 1820 roku. Na­kła­dem Za­wadz­kie­go i Węc­kie­go w dwóch to­mach z dwo­ma sta­lo­ry­ta­mi). Je­st­to pierw­szy utwór gło­śne­go po­źniej au­to­ra Po­ja­ty, Fe­lik­sa Ber­na­to­wi­cza. Au­tor po­wieść swo­ją prze­no­si do cza­sów Hen­ry­ka Wale- (l) Ma­rya z Czar­to­ry­skich księż­na Wir­tem­berg­ska, w rok po Mal­wi­nie wy­da­ła Piel­grzy­ma w Do­bro­mi­lu (1817 r.). Uro­dzo­na 1768 roku, zmar­ła 1854 li­cząc osiem­dzie­siąt sześć lat ży­cia.

zy­usza; ale tło hi­sto­rycz­ne jest tak bla­de, jak i wszyst­kie po­sta­cie, w ni­czem nie przy­po­mi­na­ją­ce tak od­le­głe wie­ki. Są to ra­czój fi­gu­ry z po­cząt­ków na­sze­go stu­le­cia i to z okre­su pod­nie­sio­ne­go uczu­cia do eg­zal­ta­cyi, któ­re­go ostat­nim wy­ra­zem była po­wieść Ste­fa­na Wi­twic­kie­go Ed­mund, łą­czą­ca w so­bie sta­re czu­ło­ści z Flo­ry­ań­skiej doby, z na­śla­dow­nic­twem nie­któ­rych po­sta­ci By­ro­na.

Po czter­na­sto­let­nim spo­czyn­ku w rę­ko­pi­śmie, au­tor Lud­gar­dy, tra­ge­dyi z wiel­kiem po­wo­dze­niem przed­sta­wio­nej na sce­nie te­atru na­ro­do­we­go w War­sza­wie, wy­dał swój ro­mans:: „Ju­lia i Adolf czy­li nad­zwy­czaj­na mi­łość dwoj­ga ko­chan­ków nad brze­ga­mi Dnie­stru” (War­sza­wa. Na­kład N. Gliicks­ber­ga 1824 r., dwa tomy). Za­cna myśl oby­wa­tel­ska kie­ro­wa­ła pió­rem za­słu­żo­ne­go au­to­ra; wi­dzi­my to z prze­mo­wy do czy­tel­ni­ka.

„Ro­mans ten na­pi­sa­łem w roku 1810, do cze­go wie­le mia­łem po­wo­dów, a mię­dzy in­ne­mi i ten, że po­wszech­ne na­ów­czas było uprze­dze­nie płci pięk­nej, iż nasz ję­zyk nie jest zdol­nym wy­dać tkli­wych uczuć de­li­kat­nej mi­ło­ści, dla któ­rych ję­zyk fran­cuz­ki, zwłasz­cza w No­wej He­lo­izie zda­je się być stwo­rzo­nym. Dzię­ki au­tor­ce Mal­wi­ny i in­nym mową oj­czy­stą pi­szą­cym po­lkom, że tak szko­dli­wy na­ro­do­wo­ści prze­sąd, zni­kać u nas za­czy­na” (1).

Po­ło­żyw­szy za go­dło na cze­le ten dwu­wiersz Sta­ni­sła­wa Trem­bec­kie­go (z Syna mar­no­traw­ne­go):

„Ten kto jest zdol­nym uczuć naj­czyst­sze ko­cha­nie, Albo już jest po­czci­wy, albo nim się sta­nie.”

W dal­szym cią­gu swej prze­mo­wy, dla zjed­na­nia so­bie przy­chyl­no­ści czy­tel­ni­ków, tak mówi o swo­im utwo­rze:

(i) Kro­piń­ski w koń­cu téj prze­mo­wy pi­sze: „Abym nie był po­są­dzo­ny o przy­własz­cza­nie so­bie my­śli cu­dzych, wi­nie­nem ostrzedz czy­tel­ni­ka, iż rę­ko­pism tego ro­man­su, wkrót­ce po na­pi­sa­niu, znaj­do­wał się w ręku au­to­ra pi­sma pod ty­tu­łem: „Nie­roz­sąd­ne ślu­by”. Po­rów­ny­wa­jąc te dwie po­wie­ści, przy­zna­je­my że tak być mu­sia­ło, bo wi­docz­nie Ber­na­to­wicz na­śla­do­wał ro­mans Kro­piń­skie­go, mi­mo­to, wię­cej ży­cia, wię­cej cie­pła, wię­cej praw­dy w Nie­roz­sąd­nych ślu­bach wi­dzi­my. Róż­ni­cę tę wy­tłu­ma­czyć mo­że­my głów­nie tem, że Kro­piń­ski pi­sał swą po­wieść, za­czy­na­jąc pią­ty krzy­żyk wie­ku, gdy Ber­na­to­wi­cza, Nie­roz­sąd­ne ślu­by, na­le­żą do utwo­rów lat jego mło­dych.

„Bia­da każ­de­mu ro­man­so­wi, a tem bar­dziej mo­je­mu, je­że­li przyj­dzie pod sąd sa­me­go tyl­ko ro­zu­mu i zim­nej roz­wa­gi. O pi­smach ser­ca po­win­no wy­ro­ko­wać ser­ce, kie­ro­wa­ne do­kład­ną zna­jo­mo­ścią serc ludz­kich.”

Od­wo­ła­nie się do tkli­wo­ści czy­tel­ni­ków nie było da­rem­ne. Ro­mans ten nie­sły­cha­ne zna­lazł po­wo­dze­nie, naj­przód w sa­lo­nach pań na­szych, a na­stęp­nie w ca­łem gro­nie wy­kształ­co­nej spo­łecz­no­ści. Całe wy­da­nie w cią­gu kil­ku mie­się­cy wy­czer­pa­no z han­dlu księ­gar­skie­go.

Dla dzi­siej­szych kry­ty­ków tak świet­ne po­wo­dze­nie tego utwo­ru Kro­piń­skie­go jest po­dzi­wem i nie­zro­zu­mia-łem zja­wi­skiem, ale my świad­ko­wie owych cza­sów i na­stro­ju spo­łecz­no­ści na­szej, poj­mu­je­my do­brze tak za­dzi­wia­ją­ce te­raz przy­ję­cie ro­man­su: Ju­lii i Adol­fa. Sta­no­wił on bo­wiem przej­ście od ckli­wej fran­cuz­kiej sie­lan­ki, do praw­dziw­szych, lubo wy­eg­zal­to­wa­nych uczuć, wie­lu na­włet upa­try­wa­ło pew­ne jego zbli­że­nie do No­wej He­lo­izy J. J. Ro­us­sa.

Gdzieś­kol­wiek się ob­ró­cił sły­sza­łeś tyl­ko naj­wyż­sze po­chwa­ły Ju­lii i Adol­fa: sami by­li­śmy świad­ka­mi scen rzew­nych, jak przy czy­ta­niu tych li­stów ko­chan­ków wy­le­wa­no po­to­ki łez, ja­kie łka­nia roz­le­ga­ły się nie­tyl­ko po­mię­dzy płcią pięk­ną, ale roz­czu­la­ło nie­mniej i męz­kie ple­mię.

Ale pręd­ko to za­chwy­ce­nie prze­mi­nę­ło wśród wal­ki klas­sy­ków z ro­man­ty­ka­mi, spo­łecz­ność na­sza za­czę­ła uczu­wać praw­dę w ży­ciu i sło­wie, i na­bie­rać po­zna­nia do praw­dzi­we­go pięk­na ar­ty­stycz­ne­go. Mgłość sie­lan­ko­wa, a po niej cho­ro­bli­wość uczu­cia, wraz z fi­lo­zo­fią Wol­te­ra i ate­izmem, któ­re w wiel­kiej czę­ści głów pa­no­wa­ły, po­wo­li ulat­nia­ły się, jak mgła gę­sta przed pro­mie­nia­mi słoń­ca.

Na cze­le no­we­go zwro­tu po­wie­ści ory­gi­nal­nych, po au­tor­ce Mal­wi­ny, sto­ją dwaj do­brze za­słu­że­ni li­te­ra­tu­rze kra­jo­wej mę­żo­wie, Ju­lian Ur­syn Niem­ce­wicz i Fry­de­ryk hra­bia Skar­bek. Pierw­szy utwo­ra­mi jak: Dwaj pa­no­wie Sie­cie­cho­wie (1825 roku), „Lej­bę i Sio­rau (1821 roku), a w koń­cu Ja­nem z Tę­czy­na; dru­gi po­wie­ścia­mi humo-ry­stycz­ne­rai jak Pan An­to­ni (1821 r.), „Po­dróż bez celu”' (1821 r.). Szcze­gól­niej też naj­zna­ko­mit­szą ze wszyst­kich w tym ro­dza­ju „Pan Sta­ro­sta” (War­sza­wa 1826 roku, dwa tomy) ubo­ga­ci­li tę niwę. Po­mi­mo to, przy­znać z całą bez­stron­no­ścią na­le­ży, że praw­dzi­we­mi, że się tak wy­ra­żę, fun­da­tor­ka­mi po­wie­ści oby­cza­jo­wej są na­sze nie­wia­sty. Po księż­nie Wir­tem­berg­ski­éj, któ­ra swo­ją Mal­wi­ną wy­prze­dzi­ła wszyst­kich, sta­je Elż­bie­ta z hr. Kra­siń­skich Ja­ra­czew­ska, któ­ra trze­ma po­wie­ścia­mi zna­ko­mi­tej war­to­ści i naj­szla­chet­niej­szych dąż­no­ści: Zo­fia i Emi­lia (1827 roku, dwa tomy) „Wie­czór ad­wen­to­wy” (1828 roku, dwa tomy) i Pierw­sza mi­łość, pierw­sze uczu­cie (1829 roku, czte­ry tomy) jed­no z naj­wy­bit­niej­szych sta­no­wisk jako po­wie­ścio­pi­sar­ka za­ję­ła. Praw­dą uczu­cia i zdro­wej my­śli, jak po­sta­cia­mi wzię­te­mi ze swéj spo­łecz­no­ści, wier­nie od­ma­lo-wa­némi, sta­ła się wzo­rem w tym ro­dza­ju dla na­stęp­nych pi­sa­rzy i za­tar­ła pa­mięć Adol­fa i Juli jak i Nie­roz­sąd­nych ślu­bów. Za­koń­cza ten okres po­wie­ścio­pi­sar­stwa, któ­ry się za­my­ka z 1830 ro­kiem, Kle­men­ty­na Tań­ska, póź­niej­sza Hof­f­ma­no­wa, re­dak­tor­ka „Roz­ry­wek dla dzie­ci” i au­tor­ka „Pa­miąt­ki po do­brej mat­ceu W pierw­szych, do po­wie­ści na­le­żą: „Li­sty Rze­czyc­kiej” i Dzien­nik Fran­cisz­ki Kra­siń­skiej." Głów­ną po­sta­cią w tym dzien­ni­ku, jest Fran­cisz­ka Kra­siń­ska cór­ka Sta­ni­sła­wa, sta­ro­sty no­wo­miej­skie­go, ta­jem­nie po­ślu­bio­na dnia 4 li­sto­pa­da 1760 roku Ka­ro­lo­wi księ­ciu kur­landz­kie­mu, sy­no­wi Au­gu­sta IlI (1). Au­tor­ka opi­su­je przy­go­dy tej mło­dej pięk­no­ści, i za­ra­zem sta­wia nam ob­raz tam­tych cza­sów, tak cu­dow­nie ubar­wio­ny ko­lo­ry­tem wła­ści­wym, że zda­je się każ­de­mu z czy­tel­ni­ków iż żyje w téj do­bie, wi­dzi wszyst­kie wruch wpro­wa­dzo­ne oso­by, roz­ma­wia z nie­mi i spo­łem bawi. Przez za­męz­cie swo­je, zda­wa­ło się że pięk­na Kra­siń­ska los świet­ny zro­bi­ła; tym­cza­sem ży­cie jéj dal­sze, było peł­ne trosk i umar­twień, i ono jest tre­ścią tego dzien­ni­ka. Tań­ska swój cud­ny, a tak praw­dą tchną­cy wła­ści­wych cza­sów ko­lo­ryt, to ma­lo­wi­dło wier­ne, tak jak Skar­bek i póź­niej­szy Rze­wu­ski (So­pli­ca, Li­sto­pad), za­wdzię­cza tra­dy­cyi ży­we­go sło­wa. Szczę­śli­wym tra­fem po­zna­ła wie­le osób w sę­dzi­wych już la­tach, któ­re zna­ły zbliz­ka bo­ha­ter­kę téj po- (l) Fran­cisz­ka Kra­siń­ska, w któ­rej się ko­chał Ka­zi­mierz Pu­ła­ski i wier­nym jéj do zgo­nu po­zo­stał, zmar­ła w Dreź­nie dnia 30 kwiet­nia 1 7 9 6 r. Mał­żo­nek jéj, któ­ry za­tru­wał ży­cie całe nie­szczę­śli­wej Kra­siń­skiej, w kil­ka mie­się­cy w tym­że roku umarł, i osie­ro­cił je­dy­nacz­kę, któ­ra w rok po śmier­ci ro­dzi­ców po­ślu­bio­ną zo­sta­ła księ­ciu Sa­baudz­kie­mu Ka­ro­lo­wi de Ca­ri­gnan.

wie­ści, w opo­wie­dzia­nym dra­ma­cie same mia­ły udział i wy­pad­ki waż­niej­sze, jak i drob­ne szcze­gó­ły w świe­żej za­cho­wa­ły pa­mię­ci. Tak bo­ga­ty ma­te­ry­ał ma­jąc au­tor­ka pod ręką, umia­ła z nie­go ko­rzy­stać i z wiel­kim ta­len­tem pi­sar­skim uło­ży­ła ca­łość, któ­ra po­mię­dzy jéj pra­ca­mi małe ar­cy­dzie­ło sta­no­wi.

XI.

Dru­ga ga­łąź po­wie­ści hi­sto­rycz­nej, po­ja­wia się rów­no­cze­śnie wtym okre­sie wal­ki ro­man­ty­ków zklas­sy­ka­mi, a nie­spo­dzie­wa­nie, i co­raz więk­sze­go na­bie­ra zna­cze­nia. Za­pał ku niéj co chwi­la się po­tę­gu­je i wy­stę­pu­ją za­raz licz­ni pra­cow­ni­cy. Ten ro­dzaj tak zaj­mu­ją­cych utwo­rów, za­wdzię­cza­my je­dy­nie i wy­łącz­nie Wal­ter­skot­to­wi, któ­ry na po­cząt­ku na­sze­go stu­le­cia, po zbio­rze lu­do­wych bal­lad szkoc­kich (1802 r.) a na­stęp­nie ogło­szo­nych po­ema­tach, wy­stą­pił wro­ku 1814 jako ro­man­so­pi­sarz z Wa­ver­le­jem, bio­rąc osno­wę do hi­sto­rycz­nych po­wie­ści z dzie­jów swéj oj­czy­zny Szko­cyi. Z po­ema­tem jego Pani Je­zio­ra, pierw­szy nas za­po­znał Ka­rol Sien­kie­wicz, jak już mó­wi­li­śmy: z prze­kła­dem dwóch in­nych (Pm dwóch­set wy*ep – i Ma­tyl­da Ro­ke­by) Wan­da Ma­łec­ka 1826, jak­kol­wiek tłu­ma­cze­nia jéj pro­zą, za­le­d­wie tyl­ko były w sta­nie treść ich tyl­ko od­dać.

Po­wie­ści hi­sto­rycz­ne Wal­ter­skot­ta, w sta­ran­niej­szym prze­kła­dzie dał Fr. S. Dmo­chow­ski. Naj­przód wy­dał w trzech to­mach Ry­szar­da Lwie ser­ce (1826 r.), a gdy uj­rzał jak skwa­pli­wie utwór ten roz­chwy­ta­no, po­sta­no­wił ogło­sić pre­nu­me­ra­tę na tłu­ma­cze­nie ro­man­sów Wal­ter­skot­ta, i zna­lazł jak na owe cza­sy nie­sły­cha­ną licz­bę pre­nu­me­ra­to­rów, bo do 3000 do­cho­dzą­cą. Od roku 1827 do 1830 wy­dał na­stęp­ne: Wię­zie­nie w Edym­bur­gu, Pu­ry­ta­nie Szkoc­cy, Na­rze­czo­na La­mer­mo­ru, Iwan­hoe czy­li po­ivrot krzy­żow­ca, Het­man z Che­ster, Wa­ver­lej czy­li lat temu sześć­dzie­siąt: wo­gó­le wy­dał tych prze­kła­dów to­mów dwa­dzie­ścia dzie­więć. Ro­dzaj za­chwy­tu po­rwał mło­de umy­sły; za­wią­za­ła się spół­ka po­mię­dzy trze­ma przy­ja­ciół­mi: Zyg­mun­tem Kra­siń­skim, Do­mi­ni­kiem Ma­gnu­szew­skim i Kon­stan­tym Ga­szyń­skim, któ­rzy po wspól­nym pla­nie w uło­że­niu wiel­kiej hi­sto­rycz­nej po­wie­ści, za­czę­li nad nią pra­co­wać. Owo­cem tych usi­ło­wań był: Wła­dy­sław Her­man i dwór jey o, w 3 to­mach, ogło­szo­ny dru­kiem w roku 1829.

Mia­łem nie­ma­łą roz­ryw­kę pa­trząc na Ma­gnu­szew­skie­go i Ga­szyń­skie­go skur­czo­nych, i ślę­czą­cych nad sta­re­mi kro­ni­ka­mi, gdy Kra­siń­ski z roz­ognio­ném ob­li­czem, rzu­cał ira roz­dzia­ły na­pi­sa­ne przez sie­bie. I wtym utwo­rze skład­ko­wym, ustę­py po­ry­wa­ją­ce za­pa­łem po­etycz­nym, od­bi­ja­ją­ce wśród in­nych, są pió­ra Kra­siń­skie­go i Ma­gnu­szew­skie­go. Ga­szyń­ski sa­mo­dziel­nie na­pi­sał po­wieść hi­sto­rycz­ną „Dwaj Szre­nia­wie (3 tomy), Kra­siń­ski: „Za­wi­szę Czar­ne­go”. Szre­nia­wi­ci wy­szli zpod pra­ssy na­kła­dem au­to­ra (przy po­mo­cy F. S. Dmo­chow­skie­go.któ­ry je w swej dru­kar­ni od­bił), rę­ko­pism zaś Za­wi­szy, bez­pow­rot­nie za­gi­nął. Ma­gnu­szew­ski wziął się do hi­sto­rycz­ne­go dra­ma­tu po stu­dy­ach nad Wik­to­rem Hugo, któ­re­go ca­łem ser­cem uko­chał.

Tłu­ma­cze­nia te ro­man­sów hi­sto­rycz­nych Wal­ter­skot­ta, wy­prze­dził Ju­lian Ur­syn Niem­ce­wicz, po­wie­ścią hi­sto­rycz­ną Jan z Tę­czy­na (War­sza­wa 1825 r., trzy tomy). Na­tan Glucks­berg wy­dał ją swo­im na­kła­dem, za­pła­ciw­szy au­to­ro­wi ogrom­ną sum­mę i nie­prak­ty­ko­wa­ną do­tąd, bo 500 du­ka­tów zło­tem ob­rącz­ko­wem. Ale hoj­ność ta so­wi­cie mu się opła­ci­ła, bo za­le­d­wie wia­do­mość roz­bie­gła się po War­sza­wie że po­wieść ta już jest do na­by­cia, w cią­gu nie­speł­na sze­ściu go­dzin we wła­snej księ­gar­ni sprze­dał jéj 500 eg­zem­pla­rzy każ­dy po 24 złp… ów­cze­snej mo­ne­ty. Niem­ce­wicz poj­mo­wał do­brze zna­cze­nie i war­tość hi­sto­rycz­nej po­wie­ści, a za­ra­zem z ja­kim za­so­bem wia­do­mo­ści dzie­jo­wych, do­pie­ro do jéj pi­sa­nia przy­stę­po­wać na­le­ży. Wzór naj­lep­szy i przy­kład miał w twór­cy ge­ni­jal­nym tego ro­dza­ju utwo­rów w Wal­ter-sko­cie. W la­tach mło­do­ści zbie­rał on pie­śni Iu­dow­re i sta­re po­da­nia, zwie­dzał roz­ma­ite swéj oj­czy­zny miej­sco­wo­ści, roz­pa­try­wał je, aże­by cud­ném pió­rem cza­row­ne ich wi­do­ki i pej­za­że od­ma­lo­wać. Obok tego ozna­ja­miał się z dzie­ja­mi prze­szło­ści, z ży­ciem do­mo­wem, sta­ro­żyt­no­ścia­mi kra­jo­we­mi. Z tak ogrom­ną do­pie­ro wie­dzą, za­brał się do pi­sa­nia ro­man­sów hi­sto­rycz­nych, a przy wro­dzo­nym ge­niu­szu, nie dziw­no, że do razu zna­lazł po­klask ca­łe­go świa­ta i wy­wo­łał mnó­stwo we wszyst­kich kra­jach na­śla­dow­ców. Niem­ce­wicz lubo bez ta­len­tu wiel­kie­go Szko­cyi pi­sa­rza, ale w rów­ną nie­mal za­sob­ny wie­dzę co do dzie­jów i tra­dy­cyi swe­go kra­ju, w sę­dzi­wych do­pie­ro la­tach wziął się do pi­sa­nia ro­man­su hi­sto­rycz­ne­go.

„Zwa­żyw­szy (pi­sze w swéj prze­mo­wie), jak od lat kil­ku­na­stu, we wszyst­kich kra­jach dzie­ła ro­dza­ju tego chci­wie są czy­ta­ne, po­dob­nem­że ziom­kom moim przy­słu­żyć się umy­śli­łem. Ja­koż wie­lu zgo­dzi się ze mną, że ro­dzaj ten z po­żyt­kiem, przy­jem­ność i za­ba­wę po­łą­czą. Jest on, iż tak rze­kę, uzu­peł­nie­niem ob­ja­śnia­ją­cem su­ro­we i po­waż­ne dzie­je.

„Hi­sto­rya wy­sta­wia nam waż­niej­sze Kró­lestw wy­pad­ki, za­pi­su­je roz­ka­zy mo­nar­chów, czy­ny przed­niej­szych pod władz­ców i wo­dzów, po­ru­sze­nia na dwo­rach mo­nar­chów: za­wsze na szczy­cie wy­so­ko­ści; nie zni­ża się ona do pry­wat­nych to­wa­rzystw, nie wcho­dzi nig­dy do po­zio­mych ludu le­pia­nek.

„Ro­mans hi­sto­rycz­ny bie­rze za cel ob­raz to­wa­rzy­stwa na­ro­du ja­kie­go, w wy­bra­nej przez au­to­ra epo­ce. Pi­sarz wcho­dząc w nim w szcze­gó­ły zbyt drob­ne dla dzie­jo­pi­sa, wy­sta­wia nam lu­dzi wszel­kie­go rzę­du i sta­nu. Wszyst­kie oso­by tego dra­ma­tu, nie­tyl­ko czy­na­mi, mową na­wet, po­win­ny nam dać po­znać, ja­kie­mi było to­wa­rzy­stwo, po­li­tycz­ne kra­ju po­ło­że­nie, jego oświa­ta, opi­nie, na­mięt­no­ści, prze­są­dy na­wet: po­win­ny nas prze­nieść w owe cza­sy, po­mię­dzy sie­bie, sło­wem dać nam żyć i ob­co­wać z sobą.

„Ob­ra­łem cza­sy Zyg­mun­ta Au­gu­sta w po­ło­wie XVI-go wie­ku, jako jed­ne z naj­świet­niej­szych epok na­szych.”

Okres ten rze­czy­wi­ście po­da­je się za­rów­no do­brze pod pió­ro ro­man­so­pi­sa­rza jak i po­ety. Nie brak bo­wiem już bo­ga­tych ma­te­ry­ałów, roz­ja­śnia­ją­cych nie­tyl­ko same dzie­je, ale ży­cie we­wnętrz­ne na­ro­du, zwy­czaj i oby­czaj. Rej, Jan Ko­cha­now­ski, Gór­nic­ki, współ­cze­śni, rzu­ca­ją nam ca­łe­mi gar­ścia­mi dro­go­cen­ne szcze­gó­ły ży­cia do­mo­we­go, ma­lu­ją z wier­no­ścią fo­to­gra­ficz­ną po­sta­cie roz­gło­śne dzia­ła­ją­ce w tych cza­sach. Niem­ce­wicz, cały ro­mans osno-wał na tle ści­śle hi­sto­rycz­nem – w za­koń­cze­niu tyl­ko nie był jéj wier­nym. Jan z Tę­czy­na po­dług dzie­jów schwy­ta­ny na mo­rzu Bal­tyc­kiem, przez okrę­ta Duń­skie, umarł w wię­zie­niu w Ko­pen­ha­dze: w po­wie­ści spa­da ze ska­ły na sa­mot­nej wy­spie i koń­czy ży­cie.

Je­den z przy­ja­ciół za­ufa­nych Niem­ce­wi­cza ob­ja­śnił mnie, że wbrew hi­sto­ryi dla tego po­szedł, iż chciał w po­sta­ci swe go bo­ha­te­ra, i ostat­niej jego chwi­li przed­sta­wić los kra­ju za Na­po­le­ona I-go, ale téj my­śli au­to­ra, ogół by­najm­niej nie zro­zu­miał.

Po­wieść ta, nie­tyl­ko jako pierw­sza hi­sto­rycz­na, ale jako da­ją­ca wier­ny ob­raz cza­sów, któ­re przed­sta­wia rze­czy­wi­stą war­to­ścią swo­ją, stać bę­dzie za­wsze na cze­le w téj ga­łę­zi utwo­rów.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: